Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Z sondażu opublikowanego przez Radio ZET wynika, że 63 proc. Polek i Polaków nie chciałoby, by polskie wojsko brało udział w ew. misji stabilizacyjnej w Ukrainie
Radio ZET zleciło pracowni Opinia24 sondaż dotyczący ewentualnego wysłania polskich wojsk do Ukrainy. Zadane pytanie brzmiało: „Czy Pana/Pani zdaniem polscy żołnierze powinni uczestniczyć w misji stabilizacyjnej na Ukrainie?”. Wyniki prezentują się następująco:
Jak widać zdecydowana większość, 63 proc. ankietowanych, nie chciałaby, by polskie wojsko uczestniczyło w takiej misji.
Sondażownia Opinia24 sprawdziła, jak odpowiedzi rozkładają się wśród elektoratów niektórych kandydatów na prezydenta Polski. Sprzeciw wobec ew. wysłania polskich wojsk do Ukrainy najgłośniej wyrażają wyborcy Sławomira Mentzena (83 proc.) i Grzegorza Brauna (93 proc.).
Ale pomysł ten nie rezonuje także z wyborcami Rafała Trzaskowskiego (53 proc. przeciw), Karola Nawrockiego (64 proc. przeciw) i Szymona Hołowni (68 proc. przeciw).
Dyskusja – jak na razie teoretyczna – o ewentualnym udziale polskiej armii w misji stabilizacyjnej w Ukrainie to pokłosie ostatnich wydarzeń na arenie międzynarodowej, przede wszystkim odwilży w relacjach USA-Rosja. Z wypowiedzi przedstawicieli administracji Donalda Trumpa wynika, że USA mogą już wkrótce zrezygnować ze wspierania Ukrainy i zmniejszyć zaangażowanie wojskowe w Europie.
W optyce Trumpa to Europa powinna być gwarantem porozumienia pokojowego między Rosją a Ukrainą. Co będzie ono zawierało? Tu Stany Zjednoczone chcą mieć decydujące zdanie. Na razie dyskutują na ten temat przede wszystkim z Rosją.
We wtorek 18 lutego w Rijadzie amerykański sekretarz stanu Marco Rubio i szef rosyjskiej dyplomacji Sergiej Ławrow rozmawiali o zakończeniu wojny, ponownym uruchomieniu normalnego funkcjonowania placówek dyplomatycznych w obu krajach, nowych możliwościach inwestycyjnych oraz możliwym zniesieniu sankcji ciążących na Rosji.
Po spotkaniu Marco Rubio zadeklarował, że Ukraina owszem, będzie na którymś etapie zaproszona do negocjacyjnego stołu, bo to w końcu Ukraina jest „krajem, który został najechany”, a Unia Europejska „będzie musiała zostać włączona”, bo także nałożyła sankcje na Rosję, ale podkreślał, że to „jeszcze nie ten etap”.
Jak na razie Europie nie udało się wypracować wspólnej odpowiedzi na gwałtowny prorosyjski zwrot w polityce amerykańskiej. Gotowość do wysłania wojsk do Ukrainy wyraziły wstępnie Wielka Brytania i Francja, przy czym prezydent Macron podkreśla, że powinno to nastąpić po zawarciu porozumienia pokojowego. Donald Tusk i w zasadzie wszyscy politycy wszystkich sił politycznych podkreślają, że Polska tego nie zrobi.
Andrzej Duda w rozmowie telefonicznej przekazał prezydentowi Ukrainy kilka porad dotyczących współpracy z nową administracją USA. W sobotę Duda spotka się z Trumpem w Białym Domu
O rozmowie telefonicznej z Wołodymyrem Zełenskim Andrzej Duda poinformował na platformie X w piątek po południu.
„Kilka minut temu zadzwonił do mnie Prezydent Zełenski. Odbyliśmy szczerą rozmowę w następstwie ostatnich spotkań z Generałem Kellogiem i innych wydarzeń. Przekazałem mu, że jesteśmy niezmiennie przekonani, że nie uda się zakończyć rozlewu krwi i zaprowadzić trwałego pokoju w Ukrainie bez udziału Stanów Zjednoczonych” – napisał Duda.
„Dlatego też zasugerowałem prezydentowi Zełenskiemu, by nie schodził z kursu spokojnej i konstruktywnej współpracy z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Wierzę, że dobra wola i szczerość leżą u podstaw amerykańskiej strategii negocjacyjnej. Nie mam wątpliwości, że Prezydentowi Trumpowi przyświeca głębokie poczucie odpowiedzialności za stabilną sytuację międzynarodową i pokój” – czytamy we wpisie.
Andrzej Duda spotkał się z wysłannikiem Donalda Trumpa, pełnomocnikiem ds. Ukrainy, generałem Keithem Kelloggiem we wtorek 18 lutego. 20 lutego Kellogg odwiedził Wołodymyra Zełenskiego w Kijowie. W sobotę 22 lutego Andrzej Duda ma spotkać się z Donaldem Trumpem w Białym Domu – poinformowała dziś Polska Agencja Prasowa.
Administracja Donalda Trumpa wywiera coraz mocniejszy nacisk na Ukrainę, politycznie zbliżając się do putinowskiej Rosji.
USA domagają się, by Wołodymyr Zełenski podpisał z nimi umowę dotyczącą wydobycia złóż minerałów znajdujących się na ukraińskim terytorium. Stany Zjednoczone zdają się mówić: albo zgodzicie się niekorzystny gospodarczy układ, albo zostawimy was samych w wojnie z Rosją. Zarazem odmawiają wpisania do umowy o złożach gwarancji bezpieczeństwa, których domaga się Ukraina. Wołodymyr Zełenski odrzucił pierwszą wersję umowy, którą Amerykanie przedstawili mu w połowie lutego. Wczoraj otrzymał wersję poprawioną, podobno już możliwą do zaakceptowania.
Do kontynuowania tych negocjacji namawia Zełenskiego Andrzej Duda.
Na wypowiedź polskiego prezydenta patrzeć można na kilka sposobów. Z jednej strony w obliczu ostatnich wydarzeń zakładanie, że Trumpowi przyświeca „głębokie poczucie odpowiedzialności za stabilną sytuację międzynarodową i pokój” wydaje się wielką naiwnością. Trump publicznie nazwał Zełenskiego dyktatorem Ukrainy i zarzucił mu rozpętanie wojny z Rosją. A teraz cynicznie naciska na niego w sprawie minerałów.
Niewykluczone, że Duda wierzy, że za taką reorientacją administracji Trumpa stoi głęboko przemyślany polityczny plan. Polski prezydent przez lata pracował nad zacieśnianiem relacji z Trumpem i twierdzi, że dobrze go rozumie. Gdyby Trump pozwolił Rosji zabrać część ukraińskiego terytorium, byłoby to niewygodne dla samego Dudy i szerzej polityków PiS, którzy jeszcze niedawno z uwielbieniem skandowali w Sejmie jego nazwisko.
Z drugiej strony Duda może czuć, że jedynie publiczne komplementowanie Trumpa i nawoływanie do jego poczucia odpowiedzialności za międzynarodowy ład, może sprowadzić USA ze ścieżki współpracy z Władimirem Putinem. W podobnym duchu pisze o obecnych władzach USA ukraiński prezydent, licząc na poprawę stosunków.
Po spotkaniu z Keithem Kelloggiem Duda powiedział, że przekazał amerykańskiemu wysłannikowi polską perspektywę: wojna nie może zakończyć się zwycięstwem Rosji. Kellogg z kolei miał zapewnić Dudę, że „nie ma absolutnie żadnych zamiarów amerykańskich co do tego, by obniżać aktywność w naszej części Europy, zwłaszcza w zakresie bezpieczeństwa, zmniejszać liczbę amerykańskich żołnierzy”.
Posłowie Konfederacji złożyli dziś w Sejmie projekt ustawy zakładający, że Polska wycofa się z WHO. To kalka ze styczniowej decyzji administracji Donalda Trumpa
Projekt, który pojawił się już na stronie Sejmu, nosi tytuł „ustawa o wystąpieniu Rzeczypospolitej Polskiej ze Światowej Organizacji Zdrowia”. Jest krótki, niemal w całości mieści się na jednej stronie.
Ustawa w założeniu zobowiązuje Ministra Spraw Zagranicznych do poinformowania WHO, że Polska rezygnuje z członkostwa. A Ministra Zdrowia do zbadania i ew. zmiany działających w Polsce przepisów wdrożonych na podstawie wytycznych WHO. Pieniądze, które przeznaczmy na składki, miałyby trafić do polskiego systemu ochrony zdrowia.
W uzasadnieniu politycy Konfederacji przekonują, że WHO nie sprostała pokładanym w niej oczekiwaniom w trakcie pandemii COVID-19, a wręcz przyczyniła się do „eskalacji kryzysu”. Piszą też, że organizacja ta zajmowała się „promowaniem specyficznie promowanych praw reprodukcyjnych”. Chodzi oczywiście o aborcję.
„W Polsce, gdzie kwestie te są regulowane w sposób odmienny od standardów przyjmowanych przez WHO, wywołało to poważne kontrowersje oraz pytania o rzeczywisty mandat tej organizacji” – czytamy w uzasadnieniu.
Posłowie przekonują, że z WHO lepiej wyjść także dlatego, że 21 stycznia podobną decyzję podjęły Stany Zjednoczone. Przez co WHO stanie się organizacją dużo biedniejszą, a zarazem bardziej podatną na wpływy Chin i Rosji. Pod projektem podpisało się 18 osób.
W istocie Konfederacja zwyczajnie kopiuje kontrowersyjną decyzję administracji Donalda Trumpa, która faktycznie doprowadziła WHO do poważnego kryzysu i zmusiła do cięcia wydatków.
Problem Konfederacji z WHO jest zresztą taki sam jak problem administracji Trumpa. Dr Rafał Halik, specjalista z dziedziny zdrowia publicznego i epidemiologii w rozmowie z Miładą Jędrysik z OKO.press tłumaczył niedawno, dlaczego Trump tak nie cierpi WHO.
„WHO zajmuje się zdrowiem i nam by się wydawało, że gdzie zdrowie, a gdzie wielka polityka. Ale WHO publikuje szereg dokumentów, które dotyczą nie tylko naszego zdrowia, ale też elementów naszego stylu życia. I wiele z nich zahacza o wybory światopoglądowe, polityczne. Na przykład wspiera powszechny dostęp do aborcji. Zajmuje też dosyć twarde stanowisko, jeśli chodzi o spożycie mięsa, czy picie alkoholu” – tłumaczył Halik.
„Spory ideologiczne rozpala też podejście WHO do przemocy w rodzinie. Tutaj mówi o pewnych wzorcach religijnych, które mogą generować przemoc. No i mamy też takie tematy polityczne, które bardzo Trumpowi przeszkadzają – jak powszechny dostęp do ochrony zdrowia. WHO bardzo jasno mówi, że to prawo każdego człowieka”.
Oszczędności na członkostwie w WHO dla Polski byłyby marginalne. Politycy Konfederacji informowali, że w latach 2017-2022 Polska zapłaciła tej organizacji 100 mln zł, co daje kilkanaście milionów złotych rocznie. Dla porównania budżet NFZ na 2025 rok to 183,6 miliarda złotych.
Reprezentujący Polskę w Parlamencie Europejskim polityk PiS Dominik Tarczyński w internetowym wpisie wulgarnie obraża gwiazdę muzyki pop Madonnę i namawia ją do opuszczenia Ameryki
Amerykańska piosenkarka Madonna zareagowała na platformie X na wpis opublikowany na profilu Białego Domu w środę 19 lutego. To grafika przedstawiająca urzędującego prezydenta Donalda Trumpa z szerokim uśmiechem i w koronie z podpisem: „Niech żyje król”. Wpis informuje o tym, że Trump postanowił zlikwidować opłaty za wjazd samochodem do centrum Nowego Jorku.
Madonna w odpowiedzi napisała: „Myślałam, że ten kraj został zbudowany przez Europejczyków, którzy uciekali przed rządami królów, by założyć Nowy Świat, rządzony przez lud. Obecnie mamy prezydenta, który ogłosił się Naszym Królem. Jeśli to żart, to nie jest mi do śmiechu”.
„Chuj nas obchodzą twoje brednie. To Amerykański lud znowu przemówił. Pierdol się tak, jak to robisz za kasę na scenie. Poza tym: jak ci się nie podoba, przeprowadź się do Kanady albo do Meksyku” – odpisał piosenkarce (po angielsku) europoseł Prawa i Sprawiedliwości Dominik Tarczyński. Jego wpis ma już na platformie X tysiące polubień.
Tarczyński to eurodeputowany PiS, sprawuje drugą kadencję. W 2020 roku wszedł do PE po tym, jak mandat dla dodatkowego europosła z Polski zwolnił się w następstwie brexitu. W 2024 roku dostał się już bezpośrednio: był trójką na małopolskiej liście PiS, zdobył 210 942 głosy.
Publicznie dostępny wpis Tarczyńskiego szokuje wulgarnością, ma też wydźwięk seksistowski. Nie dziwi jednak w ustach polityka, który karierę buduje właśnie na radykalnym wizerunku i umizgach do Donalda Trumpa. Radykalizm dał zresztą Tarczyńskiemu niemałą popularność, co sprawiło, że w ubiegłym roku był wymieniany jako potencjalny kandydat PiS na prezydenta. Przekonywał potem, że przegrał, bo nie ma żony.
W OKO.press wielokrotnie pisaliśmy o nienawistnych i wulgarnych wypowiedziach Tarczyńskiego – im bardziej „po bandzie”, z tym większą dumą przez niego wygłaszanych. Polityk brylował w zagranicznych mediach i na konferencjach międzynarodowej populistycznej ultraprawicy. W 2020 roku ujawniliśmy, że został twarzą międzynarodowej islamofobicznej siatki naśladującej w Europie ruch MAGA (czyli Make America Great Again) Donalda Trumpa.
Obecny amerykański prezydent to idol Tarczyńskiego. W ostatnich wyborach polski europoseł współpracował z jego sztabem, fotografował się w czerwonej czapce MAGA. Na platformie X ma zdjęcie w tle, na którym – jak się wydaje – Trump spogląda na niego, gdy siedzi na publiczności podczas jednego z wyborczych wieców. Pokazuje Trumpowi gest „OK”, „w punkt”.
Tuż po wyborach Tarczyński doniósł Trumpowi na rząd Koalicji 15 października. „Mogę ujawnić, że sztab Donalda Trumpa otrzymał wszystkie materiały z negatywnymi wypowiedziami na jego temat” – powiedział wtedy z dumą europoseł PiS. „Donald Trump jest świadomy, co pisała na jego temat żona Radosława Sikorskiego, co mówili o nim polscy politycy, w tym Donald Tusk”.
Podejrzany w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych został zwolniony z aresztu. Paweł Sz. wpłacił poręczenie majątkowe w bitcoinach
O zwolnieniu z aresztu biznesmena Paweł Sz. poinformował wczoraj wieczorem (20 lutego) rzecznik Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak.
Paweł Sz. to twórca marki odzieży patriotycznej Red is Bad, któremu prokuratura postawiła zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej związanej z aferą RARS. Pieniądze miały być wyprowadzane z rządowej agencji poprzez zawyżanie cen sprzedawanego RARS sprzętu takiego jak agregaty prądotwórcze czy maseczki FFP3.
Jak informuje jednak Przemysław Nowak, Paweł Sz. opuścił areszt już 4 lutego.
Zaledwie kilka dni wcześniej, 28 stycznia, sąd przedłużył areszt przedsiębiorcy o kolejne 60 dni.
Jak tłumaczy we wpisie na platformie X rzecznik PK, powodem zwolnienia biznesmena z aresztu było “ustanie przesłanek do dalszego stosowania izolacyjnego środka zapobiegawczego”.
Paweł Sz. opuścił areszt dzięki wpłaceniu poręczenia majątkowego. Jak informuje TVP Info, przedsiębiorca wpłacił je w nietypowej walucie, czyli w kwocie ponad 2 bitcoinów (BTC), które na początku lutego stanowiły wartość ok. 1 mln złotych.
Biznesmen ma także zakaz opuszczania kraju oraz zakaz kontaktu ze wskazanymi osobami.
Na czym polega cała afera RARS tłumaczymy krok po kroku tutaj.
Prokuratura postawiła już zarzuty kilku osobom, w tym m.in. byłym urzędnikom RARS oraz szefowej biura Mateusza Morawieckiego.
Dwaj główni podejrzani – były szef agencji Michał Kuczmierowski oraz przedsiębiorca Paweł Sz. – uciekli z Polski tuż po ujawnieniu afery latem 2024 roku.
Pawła Sz. śledczy odnaleźli na Dominikanie i w październiku 2024 roku sprowadzili do Polski. Biznesmen usłyszał zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i został tymczasowo aresztowany na 3 miesiące.
28 stycznia 2025 sąd przedłużył areszt o kolejne 60 dni, jednak już 4 lutego Paweł Sz. wyszedł na wolność.
Kilka dni później, 10 lutego, za poręczeniem majątkowym wynoszącym ponad 2,5 mln złotych (565 tys. funtów) z aresztu w Londynie wyszedł także były szef RARS, Michał Kuczmierowski.
Również jemu prokuratura zarzuca udział w zorganizowanej grupie przestępczej, a także przekroczenie uprawnień w związku z pełnioną funkcją.
Były szef RARS na razie nie trafi jednak do Polski. W Wielkiej Brytanii czeka na proces ekstradycyjny, który zaplanowano na drugą połowę lipca 2025 roku.