Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
12 tys. złotych, które Karol Nawrocki miał przekazać Jerzemu Ż. na wykup mieszkania komunalnego, miały być pożyczką na 20 procent – ujawniła „Gazeta Wyborcza”
Dziennikarze „Gazety Wyborczej” dotarli do treści umowy, jaką Jerzy Ż. zawarł z Karolem Nawrockim w 2010 roku – czyli zanim wykupił od gminy 28-metrowe mieszkanie komunalne w Gdańsku. Jak się okazuje pieniądze na wykup – 12 tys. zł – Karol Nawrocki przekazał Jerzemu Ż. nie jako prezent, a jako pożyczkę. W dodatku oprocentowaną na poziomie 20 proc.
Jak pisze „Wyborcza” umowa datowana jest na 15 lutego 2010 roku i została podpisana w Gdańsku. Znalazła się w materiałach zabezpieczonych przez prokuraturę po tym, jak trafiło do niej zawiadomienie o możliwym oszustwie, jakiego miał dopuścić się Nawrocki wobec pana Jerzego.
Dokument to wydruk z odręcznie wpisanymi danymi Karola Nawrockiego i Jerzego Ż oraz ich podpisami. Odręcznie wpisano także wysokość oprocentowania. W umowie pada stwierdzenie, że Nawrocki pożycza Jerzemu Ż. 12 tys. zł „na wykup mieszkania komunalnego”. Panu Jerzemu, jako lokatorowi, przysługiwała 90-procentowa bonifikata – stąd potrzebna była nieduża kwota.
Umowa dowodzi, że Nawrocki od samego początku uczestniczył w procesie wykupu kawalerki od gminy. I – wbrew własnym deklaracjom – nie robił tego bezinteresownie.
Już wcześniej dziennikarze ujawnili, że to Nawrocki w imieniu pana Jerzego dokonał w 2011 roku przelewu 12 tys. złotych na konto gminy. Dotychczas nie było jednak wiadomo, że próbował od tej kwoty uzyskać odsetki. „Wyborcza” podkreśla, że pożyczka na 20 proc. to niewiele poniżej progu nielegalnej lichwy – 24 proc. A odsetek w wysokości 2,4 tys. zł rocznie utrzymujący się z pomocy społecznej Jerzy Ż. i tak nie byłby w stanie spłacić.
Pytany dziś o pożyczkę przez dziennikarzy TVN Nawrocki uchylał się od odpowiedzi.
„Wszystkie szczegóły zostały wyjaśnione w filmiku, mam nadzieję, że wasza stacja puściła go swoim widzom, aby mogli się z nim zapoznać. Pokażcie, jak służyłem, jak pomagałem, jak nie zachowałem się jak Rafał Trzaskowski, tylko dbałem o człowieka” – przekonywał Nawrocki podczas wiecu w Wałbrzychu.
Skoro to Karol Nawrocki zapłacił 12 tys. za wykup mieszkania, przelew najpewniej nigdy nie trafił na konto Jerzego Ż. Umowa z 2010 roku byłaby zatem kolejną umową pozorującą uczciwość operacji przejęcia kawalerki przez Nawrockiego.
Kandydat PiS na urząd prezydenta w ubiegłym tygodniu przyznał, że nie zapłacił Ż. 120 tys. złotych za to mieszkanie, do czego zobowiązał się w umowie przedwstępnej sprzedaży z 2012 roku. Pieniądze rzekomo przekazywał Ż. w transzach, z obawy o jego zdrowie psychiczne. Dowodów na to, że cała kwota trafiła do pana Jerzego, brak.
Sam fakt podpisania umowy zakupu przez Nawrockiego dziwi o tyle, że wcześniej, w październiku 2011 roku, Jerzy Ż. przekazał mu tę samą kawalerkę w testamencie. Niepokojące są też okoliczności, bo w 2012 roku Jerzy Ż., borykający się z problemami z prawem, przebywał w areszcie. W umowie Ż. daje małżeństwu Nawrockich nieodwołane pełnomocnictwo do dysponowania mieszkaniem, upoważnia ich też do sprzedania mieszkania samym sobie.
Nawroccy właścicielami kawalerki zostało formalnie w 2017 roku. Bo przez pięć lat od wykupienia mieszkania z zasobów gminy pan Jerzy formalnie nie mógł jej nikomu odstąpić. Straciłby wówczas 90-procentową bonifikatę.
Sprawa coraz mocniej wygląda na z góry zaplanowaną przez Nawrockiego operację przejęcia mieszkania od zagubionego życiowo i chorego mężczyzny. Politycy PiS próbowali bronić wizerunku swojego kandydata jako osoby, która z dobrego serca pomagała samotnemu człowiekowi. Gdy okazało się, że Jerzy Ż. od dawna korzysta z pomocy społecznej i mieszka w DPS, przekonywali, że Nawrocki po prostu kupił od niego mieszkanie po cenie rynkowej. Gdy i to okazało się nieprawdą, Nawrocki ogłosił, że odda kawalerkę organizacji społecznej. Interia ujawniła dziś, 15 maja, że mieszkanie trafi do Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Dobroczynnego w Gdyni.
Do gdańskiej prokuratury wpłynęły jak dotąd trzy zawiadomienia ws. działań Nawrockiego. Złożyli je kontrkandydatka Nawrockiego w wyborach prezydenckich Magdalena Biejat, gdański urząd miasta oraz osoba prywatna. Zarzucają kandydatowi PiS m.in. oszustwo.
Przeczytaj także:
Zjednoczone Emiraty Arabskie wydadzą polskim służbom Sebastiana M., podejrzanego o spowodowanie wypadku na autostradzie A1, w którym zginęła trzyosobowa rodzina. Bodnar: „Procedura ekstradycyjna została zakończona”
Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar poinformował na platformie X, że jego odpowiednik w Zjednoczonych Emiratach Arabskich wyraził zgodę na ekstradycję do Polski Sebastiana M. podejrzanego o spowodowanie tragicznego wypadku na autostradzie A1 we wrześniu 2023 roku. Tym samym kończy się procedura ekstradycji mężczyzny, który zbiegł do ZEA w nadziei na uniknięcie kary.
„Obecne policja we współpracy ze służbami z ZEA rozpoczyna realizację sprowadzenia ściganego do kraju. Dziękuję służbom dyplomatycznym MSZ oraz ministrowi Sikorskiemu, a także prokuratorom za profesjonalizm i skuteczne działania zmierzające do postawienia podejrzanego przed polskim wymiarem sprawiedliwości” – napisał Bodnar.
16 września 2023 roku na autostradzie A1 w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego Sebastian M. miał wjechać rozpędzonym bmw w jadącą z przepisową prędkością kię. Podróżowała nią trzyosobowa rodzina, w tym pięcioletnie dziecko. Cała trójka zginęła.
Według pierwszych ustaleń policji M. rozwinął prędkość 253 km/h. Pozyskane później dane z komputera pokładowego wskazywały jednak, że rozpędził się do 308 km/h, ponaddwukrotnie przekraczając najwyższą dopuszczalną na polskich autostradach prędkość. Jak pisał w OKO.press Marcel Wandas, to więcej, niż wynosi ograniczenie licznika wyścigowych bolidów Formuły E. Te, na zamkniętych torach, z rampami bezpieczeństwa, kierowane przez profesjonalistów korzystających z ochronnych kombinezonów i 17-warstwowych kasków, mogą rozwijać prędkość najwyżej 280 km/h.
Po wypadku Sebastian M. uciekł z Polski. Najpierw udał się do Niemiec, a następnie do Dubaju, gdzie został zatrzymany 4 października 2023 roku. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich przebywał na wolności po wpłaceniu kaucji, oczekując na decyzję w sprawie ekstradycji. W środę 7 maja 2025 Sąd Najwyższy ZEA rozpoznał odwołanie Sebastiana M. – zezwalając na wydanie go polskim służbom. Ostateczną decyzję podjął emiracki minister sprawiedliwości.
Przeczytaj także:
Władze Estonii poinformowały, że rosyjski myśliwiec na krótko pojawił się w przestrzeni powietrznej tego kraju. W tym samym czasie Estończycy próbowali zatrzymać statek należący do tzw. floty cieni
Tankowiec „Jaguar”, który próbowała zatrzymać estońska marynarka wojenna, płynął w kierunku Rosji po wodach Bałtyku pod banderą Gabonu.
Estonia uznała, że statek – powiązany z indyjską spółką Gatik Ship Management – jest członkiem tzw. „floty cieni”. Czyli pod przykryciem realizuje dostawy rosyjskiej ropy, omijając sankcje. Na przełomie 2024 i 2025 roku statki z „floty cieni” były podejrzewane o uszkodzenie podmorskich kabli energetycznych i telekomunikacyjnych, w tym kluczowego kabla EstLink 2 łączącego Finlandię z Estonią. Celowego działania czy ingerencji Rosji jak dotąd nie udowodniono.
Władze Estonii obawiały się, że może w wyniku rejsu „Jaguara” może dojść do uszkodzenia kabla EstLink1. „By uniknąć jakiegokolwiek zagrożenia dla podwodnej infrastruktury Estonii, statek został odprowadzony z wód estońskich na rosyjskie” – powiedział w środę wieczorem szef estońskiego MON Hanno Pevkur. Dziś rano, w czwartek 15 maja, statek zakotwiczył w pobliżu portu Primorsk.
W internecie pojawiło się nagranie z pokładu „Jaguara”, na którym widać, jak estońskie wojsko eskortuje statek i wzywa do zmiany kursu i rzucenia kotwicy. Załoga „Jaguara” rozmawia po rosyjsku.
Agencja Reuters podała, że w trakcie manewrów estońskiej marynarki, która pilnowała „Jaguara”, Rosja wysłała nad Bałtyk myśliwiec Su-30. Widać go także na powyższym filmie. Samolot na niecałą minutę naruszył przestrzeń powietrzną Estonii nad Morzem Bałtyckim.
„Federacja Rosyjska jest gotowa, by bronić »floty cieni«. Sytuacja jest bardzo poważna” – skomentował ten incydent szef estońskiego MSZ Margus Tsahkna.
Margarita Simonjan, szefowa propagandowej „Russia Today”, napisała na X, że myśliwiec został wysłany, by zapobiec „porwaniu” statku przez „piratów”. Rosyjskie władze już wcześniej informowały, że zamierzają pilnować swojej floty na Bałtyku.
„Prawdopodobieństwo poważnej eskalacji na Morzu Bałtyckim rośnie” – powiedział po estońskim incydencie premier Litwy Gintautas Paluckas, cytowany przez agencję Reuters. „Rosja wyraźnie pokazuje, że jest gotowa chronić szlaki dostaw swojej ropy. Musimy działać ostrożnie i racjonalnie, aby eskalacja nie przerodziła się w zbrojną konfrontację”.
Z pomocą „floty cieni” Rosja ma omijać nałożone na nią sankcje. Dostawy rosyjskiej ropy realizowane są przede wszystkim do kupujących je nadal Chin i Indii. Zachód obawia się też, że poza transportem ropy, tankowce realizują inne interesy Rosji.
Zaledwie wczoraj, 14 maja 2025 roku, UE wstępnie poparła wprowadzenie 17. pakietu sankcji, który koncentruje się na ograniczeniu zdolności Rosji do eksportu ropy właśnie poprzez „flotę cieni”. W ramach tego pakietu ok. 200 tankowców ma zostać objętych sankcjami, co utrudni im dostęp do portów, ubezpieczeń i usług logistycznych. Nałożone zostaną też ograniczenia na 30 firm handlujących towarami podwójnego zastosowania oraz 75 osób powiązanych z rosyjskim przemysłem wojskowym.
Z kolei Stany Zjednoczone w styczniu 2025 roku nałożyły sankcje na ponad 180 statków, w tym tankowce należące do „floty cieni”, a także na duże rosyjskie firmy naftowe, takie jak Gazprom Neft i Surgutnieftiegaz.
Sankcje gospodarcze to efekt rosyjskiej napaści na Ukrainę. UE i USA uderzają w gospodarkę Rosji, by zmusić Władimira Putina do zaprzestania agresji. W Stambule mają dziś odbyć się negocjacje pokojowe między stroną ukraińską a rosyjską. Zamieszanie wokół „szczebla” wysłanej do Stambułu delegacji rosyjskiej wskazuje, że po stronie Rosji negocjacje mogą być działaniem pozorowanym.
Skądinąd z perspektywy ukraińskiej mówienie o walce z „flotą cieni” nie ma sensu, bo termin ten tylko przykrywa fakt, że handel rosyjską ropą toczy się bez większych przeszkód. W rozmowie z Krystyną Garbicz w OKO.press Andrij Kłymenko, szef Instytutu Strategicznych Studiów Czarnomorskich, redaktor naczelny ukraińskiego portalu BlackSeaNews, podkreślił, że „nie da się walczyć z czymś, co nie istnieje”. „Istnieje po prostu flota tankowców, które transportują rosyjską ropę naftową i produkty ropopochodne na całym świecie” – stwierdził Kłymenko.
Przeczytaj także:
Interia dotarła do dokumentów potwierdzających, że Karol Nawrocki oddał mieszkanie, które przejął od Jerzego Ż. Słynna kawalerka ma posłużyć jednemu z trójmiejskich NGO-sów
28-metrowe mieszkanie, przejęte przez Nawrockiego w 2017 roku, trafi do Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Dobroczynnego w Gdyni. Wynika to z aktu notarialnego, do którego dotarli dziennikarze Interii. Dokument datowany na 14 maja 2025 potwierdza, że kandydat popierany przez PiS przekazuje temu NGO-sowi kawalerkę w darowiźnie.
W akcie zapisano zarazem prawo do dożywotniego korzystania z mieszkania przez Jerzego Ż. – mężczyznę, który odstąpił je Nawrockiemu w zamian za pomoc, w tym finansową. Jak ustalił w ubiegłym tygodniu Onet, Jerzy Ż. jest od ponad roku mieszkańcem jednego z gdańskich Domów Pomocy Społecznej. Trafił tam, bo nie był w stanie samodzielnie funkcjonować.
Chrześcijańskie Stowarzyszenie Dobroczynne to ogólnopolska organizacja pozarządowa z długą tradycją – istnieje od 1999 roku. Zajmuje się pomocą osobom w kryzysie bezdomności. Członkini zarządu gdyńskiego oddziału stowarzyszenia podziękowała Karolowi i Marcie Nawrockim „za ich piękny gest”.
„To mieszkanie będzie służyło osobom w trudnej sytuacji. Tak jak zapisano w akcie notarialnym, pan Jerzy może tam mieszkać do końca życia” – przekazała mediom Palmowska.
Afera z kawalerką Karola Nawrockiego to jeden z punktów zwrotnych prezydenckiej kampanii wyborczej. Portal Onet na początku maja ujawnił, że Nawrocki posiada drugie mieszkanie, choć w debacie „Super Expressu” deklarował, że ma tylko jedno.
Następnie dziennikarze ustalili, że polityk wszedł w posiadanie kawalerki w dziwnych okolicznościach. Przekazał Jerzemu Ż. pieniądze na wykup mieszkania komunalnego z bonifikatą. A następnie, w 2012 roku, zawarł z nim umowę przedwstępną, w której zadeklarował, że wypłacił mężczyźnie dodatkowo 120 tys. zł. Jak sam potem przyznał – do wypłaty nie doszło. Nawrocki tłumaczył, że pieniądze przesyłał w ratach ze względu na psychiczne i prawne problemy Jerzego Ż. Nie potwierdzono jednak jak dotąd, że cała deklarowana w umowie suma faktycznie trafiła do Jerzego Ż. Państwo Nawroccy w 2017 roku oficjalnie przejęli mieszkanie – dopiero po pięciu latach, bo przez tak długi czas Jerzy Ż. nie mógł odstąpić lokalu, by nie stracić 90-procentowej zniżki na wykup od gminy.
Wszystko to wyglądało na z góry zaplanowaną operację przejęcia mieszkania od zagubionego życiowo i chorego mężczyzny. Politycy PiS próbowali bronić wizerunku Nawrockiego jako osoby, która z dobrego serca pomagała samotnemu człowiekowi. Gdy okazało się, że Jerzy Ż. od dawna korzysta z pomocy społecznej i mieszka w DPS, przekonywali, że Nawrocki po prostu kupił od niego mieszkanie po cenie rynkowej. Gdy i to okazało się nieprawdą, Nawrocki ogłosił, że odda kawalerkę organizacji społecznej. W międzyczasie opublikował też nagranie, w którym zdradza szczegóły problemów z prawem Jerzego Ż.
Choć „afera kawalerkowa” odbiła się w opinii publicznej szerokim echem, niekoniecznie musi mieć przełożenie na wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich, która odbędzie się 18 maja.
Jak pisze w OKO.press Piotr Pacewicz: „Nawrocki od marca urósł o 2 pkt proc., ale w porównaniu z końcówką kwietnia stracił punkt procentowy (dokładniej 1,2 pkt). To może być mini efekt afery z kawalerką, ale różnica jest tak mała, że wystarczy jeden lepszy sondaż w tym tygodniu i już go nie będzie. Zastanawiające, że poparcie dla Nawrockiego jest wciąż poniżej poparcia dla PiS, które sięga w tej chwili 29-30 proc. Tu są rezerwy prezesa IPN”.
Przeczytaj także:
Już wiadomo: prezydent Rosji nie pojawi się na zaproponowanych przez siebie rozmowach z Ukrainą. W Stambule pojawi rosyjska delegacja, ale Putina nie będzie w tym gronie.
Już wiadomo, że prezydent Rosji Władimir Putin nie weźmie udziału w rosyjsko-ukraińskich rozmowach pokojowych, których organizację sam zaproponował. Jak wynika z zapowiedzi Kremla z nocy ze środy na czwartek (14 na 15 maja), podczas rozmów w Stambule Rosję reprezentować będą:
Ponadto grupie negocjacyjnej towarzyszy grupa ekspertów w składzie:
Jak wskazuje New York Times, taki skład grupy to powielenie formatu z 2022 roku. Wówczas na czele delegacji także stał Miedinski, a w skład delegacji wchodzili przedstawiciele rosyjskiego MSZ, MON i wywiadu.
Rozmowy rosyjsko-ukraińskie zaplanowane są na popołudnie — poinformowała AFP.
Ze względu na brak obecności Władimira Putina nie wiadomo, czy weźmie w nich udział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Zełenski pierwszą część dnia spędzi w Ankarze, gdzie ma spotkać się m.in. z sekretarzem stanu USA Marco Rubio. Jak w środę 14 maja mówili jego współpracownicy, rozmowy ukraińsko-rosyjskie bez Putina nie mają sensu, bo tylko prezydent Rosji może podjąć wiążącą decyzję o zawieszeniu ognia i zakończeniu agresji.
Ukraińsko-rosyjskie rozmowy w Stambule to efekt ultimatum, które 10 maja Rosji postawili liderzy UE. Podczas wizyty w Kijowie przedstawiciele Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Polski ogłosili, że jeśli Rosja do końca 12 maja nie przystanie na rozejm w Ukrainie, zostanie objęta nowymi, ostrymi sankcjami. Nowe sankcje miały też nałożyć Stany Zjednoczone, ale ostatecznie prezydent Trump wycofał się z tego układu.
Moskwa nazwała to „szantażem” i warunkiem „nie do przyjęcia”, ale po północy w niedzielę 11 maja prezydent Władimir Putin ogłosił, że proponuje rozmowy pokojowe z Ukrainą „bez warunków wstępnych”, czyli bez wcześniejszego zawieszenia ognia.
Jak na łamach OKO.press relacjonowała Agnieszka Jędrzejczyk, z wypowiedzi rosyjskich oficjeli wynikało, że Moskwa liczyła na to, że Ukraina propozycję odrzuci. Ale Zełenski powiedział „sprawdzam” i ogłosił, że osobiście stawi się w czwartek w Stambule, gdzie ma nadzieję spotkać Putina.
Do nocy ze środy na czwartek nie było wiadomo, czy Władimir Putin weźmie udział w czwartkowych rozmowach. Tymczasem zainteresowanie spotkaniem wyraził prezydent USA Donald Trump, który ma rozważać pojawienie się w Stambule. Trump przebywa obecnie z kilkudniową wizytą na Bliskim Wschodzie.
Przeczytaj także: