0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Służba prasowa prezydenta Ukrainy/AFPFot. Służba prasowa ...

Po odkryciu pierwszych grobów masowych w Buczy i Iziumie wiosną 2022 roku prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który po 2014 roku uważał, że trzeba rozmawiać z agresorem, żeby skończyć wojnę, musiał zmienić zdanie. We wrześniu 2022 wprowadził w życie decyzję Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony o tym, że negocjacje z Putinem nie są możliwe. Wtedy też przedstawił swoją formułę pokojową. I trzyma się jej do tej pory. Jej główne założenia to:

  • wycofanie się wojsk rosyjskich z Ukrainy, tzn. powrócenie do granic 1991 roku,
  • uznanie przez Rosję ukraińskich granic,
  • zwolnienie jeńców i deportowanych z Ukrainy,
  • rozliczenie odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne,
  • bezpieczeństwo jądrowe, żywnościowe i energetyczne Ukrainy,
  • demilitaryzację Rosji i gwarancje trwałego pokoju.

W połowie czerwca 2024 roku Ukraina zorganizowała w Szwajcarii Szczyt Pokoju, w którym wziąć udział miało około 100 państw oraz organizacji międzynarodowych. Rosja nie była zaproszona, co podkreśliły Chiny, które z tego powodu odmówiły udziału. Po namysłach ukraińskie władze uznały, że rozważą możliwość zaproszenia Federacji Rosyjskiej na kolejny szczyt. Są plany, żeby zorganizować go jesienią 2024.

Według prezydenta Zełenskiego obecność Rosji na drugim szczycie pokoju będzie oznaczała, że Rosjanie są gotowi do negocjacji.

A czy Putin jest w stanie negocjować koniec wojny? – o tym w kolejnym odcinku GOWORIT MOSKWA:

Przeczytaj także:

Warunki rosyjskie

„Większość świata mówi dziś, że Rosja musi być reprezentowana na drugim szczycie, w przeciwnym razie nie osiągniemy ważnych rezultatów. Skoro cały świat chce ich obecności przy stole, nie możemy być temu przeciwni” – cytuje prezydenta Ukrainy gazeta „L'Opinion”.

Do listopada Ukraina też przygotuje plan działania na rzecz osiągnięcia pokoju, który będzie podstawą do drugiego szczytu, na który będą zaproszeni przedstawiciele Rosji.

Warto też wspomnieć, że w przededniu czerwcowego szczytu Putin (specjalnie) ogłosił swoje „warunki” zakończenia wojny. Zadeklarował, że Moskwa wstrzyma swoją ofensywę na Ukrainę, jeśli Ukraina wycofa swoje wojska z (ukraińskich!) obwodów donieckiego, ługańskiego, chersońskiego, zaporoskiego oraz zrezygnuje z ubiegania się o członkostwo w NATO.

Dla Ukrainy takie warunki są nie do przyjęcia.

Oddanie terytoriów i chwilowe zamrożenie wojny będzie skutkowało kolejną inwazją ze strony Rosji za kilka lat.

Pomocnicy

Niektórzy zagraniczni politycy proponują swoje wizje zakończenia wojny, które często nie odpowiadają ani ukraińskiej, ani rosyjskiej stronie. W lipcu aktywne działania w tym kierunku rozpoczął premier Węgier Viktor Orbán, który z wizytą odwiedził Kijów (podczas spotkania z Wołodymyrem Zełenskim proponował „zawieszenie broni” i negocjacje z Rosją), a potem Moskwę i Pekin (za co zresztą został skrytykowany w Unii Europejskiej, ponieważ promował te wyjazdy pod logiem węgierskiej prezydencji w Parlamencie Europejskim, która rozpoczęła się w lipcu, a nie miał mandatu na takie wyjazdy pod szyldem UE). W Stanach Zjednoczonych miał rozmawiać z Donaldem Trumpem, kandydatem na prezydenta USA, którego deklaracje na temat rosyjskiej wojny w Ukrainie nie cieszą ani Ukraińców, ni europejskich partnerów tego państwa.

Orbán ma ambicje zostać mediatorem w negocjacjach co do zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej. Jest to sposób na podwyższenie swojego statusu na arenie międzynarodowej. Natomiast Ukraina nie widzi Węgier w tej roli. Pośrednikami mogą być duże państwa, takie jak Stany Zjednoczone, Chiny, czy sojusze, jak Unia Europejska.

W połowie lipca 2024 z Trumpem na temat Ukrainy miał też rozmawiać były premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson, który od początku wspierał walczącą Ukrainę. Wkrótce w dzienniku „Daily Mail” przedstawił swój plan pokojowy. Według Johnsona Putin będzie musiał wycofać się przynajmniej do granic, które poprzedzały inwazję w 2022 roku (to znaczy zostawiając części obwodów donieckiego i ługańskiego, Krym Rosji?). Z planami zakończenia wojny wystąpił też Mike Pompeo, były sekretarz stanu Stanów Zjednoczonych.

Recep Tayyip Erdoğan, prezydent Turcji, władze Indii zaproponowały swoją pomoc w negocjacjach między Rosją a Ukrainą. Nie tracą czasu, żeby wykorzystać swoją szansę (póki w USA trwa kampania prezydencka) i Chiny. Pod koniec lipca minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba na zaproszenie Wang Yi, swojego odpowiednika w Chinach, po raz pierwszy od początku inwazji w 2022 roku z wizytą odwiedził kraj.

Terytoria

Jeśli chodzi o jakiekolwiek ustępstwa terytorialne wobec Rosji, należy pamiętać, że

mieszka tam 6 mln obywateli i obywatelek Ukrainy, z nich półtora miliona to dzieci.

To jak populacja kilku mniejszych państw europejskich. Władze Rosji wszelkimi siłami starają się zmusić ich do przyjęcia obywatelstwa rosyjskiego. Jednak to się nie udaje – np. na okupowanej charkowszczyźnie wedle oficjalnych rosyjskich danych z lipca 2024 roku 40 proc. mieszkańców nadal odmawia przyjęcia rosyjskiego paszportu. A codziennie doświadczają naruszeń praw człowieka tylko za to, że są Ukraińcami i mieszkają na swojej ziemi.

Mówienie o terytoriach to też mówienie o ludziach, którzy tam mieszkają.

Dla obywateli krajów zachodnich to są tylko terytoria, o które może nie warto walczyć. Dla Ukraińców to walka o ludzi, którzy tam mieszkają, o swoich obywateli i obywatelek, o swoich rodaków i o miliony tych, którzy wyjechali z terenów okupowanych i czekają, żeby wrócić do domu (w znaczeniu miejscowości, ponieważ często tracili domy) i odbudowywać swoje miasta.

„Cierpliwość, pomoc i presja dyplomatyczna to trzy elementy sprawiedliwego zakończenia wojny” – powiedział prezydent Zełenski w wywiadzie japońskiej telewizji NHK. Prezydent Ukrainy dodał, że Kijów rozpocznie szczegółowe rozmowy z krajami na temat m.in. integralności terytorialnej.

Pospieszny i pochopny pokój to nowa większa inwazja

Ukraina pragnie zakończenia wojny. Jednak pokój ma być sprawiedliwy, a Ukraina powinna dostać międzynarodowe gwarancje bezpieczeństwa, że nie dojdzie do kolejnej inwazji.

Ukraina chce stałego pokoju, a nie przerwy w wojnie.

Rosjanie mówią, że chcą pokoju, że to Ukraina nie chce rozmawiać. Ukraina zdała sobie sprawę z tego, że Rosja tym manipuluje i zmienia narrację.

„Ukraina nie jest agresorem, Ukraina nie rozpoczynała tej wojny. I oczywiście, aby zająć właściwą pozycję, Ukraina mówi, że jesteśmy gotowi do procesu negocjacji. Rosyjska propaganda wydaje dużo pieniędzy, aby stworzyć wrażenie, że »wojna trwa, ale my jesteśmy gotowi do negocjacji, Ukraina nie jest gotowa do negocjacji«. Nie, Ukraina jest gotowa do negocjacji – to jest główny punkt” – powiedział niedawno w eterze radia New Voice Mychaiło Podoliak, doradca szefa kancelarii prezydenta Ukrainy. Dodał, że negocjacje powinny być oparte na prawie międzynarodowym jako na koncepcji. „Najważniejszą rzeczą w tej koncepcji jest integralność terytorialna i podmiotowość, suwerenność państwa” – stwierdził.

Możliwa formuła negocjacji

Według ukraińskich władz negocjacje z Federacją Rosyjską są możliwe jedynie według formuły, która sprawdziła się przy umowie zbożowej. Wtedy Ukraina negocjowała z Turcją oraz ONZ, a te z kolei komunikowały się z Rosją. Pierwszym krokiem do tego ma być wspomniany wcześniej drugi Szczyt Pokoju.

Na razie Ukraina nie widzi bezpośrednich rozmów ze stroną rosyjską.

Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zadeklarowało, że Federacja Rosyjska nie planuje brać udziału w drugim Szczycie Pokoju, które organizuje Ukraina. A formułę pokoju Zełenskiego nazwano „beznadziejną i ultymatywną”.

Odnośnie pośredników Władimir Putin uważa tak:

„Wydaje mi się mało prawdopodobne, aby konflikt mógł zostać ostatecznie zakończony z pomocą pośredników i tylko przez nich”.

Dla Ukrainy ważne jest, by w momencie ewentualnych negocjacji mieć silniejszą pozycję na polu walki od Rosjan.

„To nie oznacza, że wszystkie terytoria zostaną odzyskane siłą. Myślę, że siła dyplomacji może pomóc”

– powiedział w wywiadzie dla BBC prezydent Zełenski. Dodał, że „cały świat będzie musiał wywrzeć presję na Rosję, aby przekonać ją do zastanowienia się nad zakończeniem wojny”.

Co myślą Ukraińcy i Ukrainki o negocjacjach pokojowych z Rosją?

I skąd ten zwrot ukraińskich władz w kierunku dyplomatycznego zakończenia wojny? Częściowo odpowiedź kryje się w sondażach.

Pod koniec czerwca 2024 roku Centrum Razumkowa na zamówienie gazety „Dzerkało Tyżnia” przeprowadziło sondaż, w którym 44 proc. Ukraińców stwierdziło, że nadszedł czas na negocjacje z Rosją. (Pytani byli mieszkańcy tyłu, tzn. cywile. W niektórych mediach pojawiły się artykuły, że „prawie połowa Ukraińców jest gotowa do negocjacji z Rosją”).

35 proc. respondentów nie zgadza się z tym, a 21 proc. jest niezdecydowanych (co daje razem 56 proc.)

Większość – 61 proc. – nie chce niczego ustępować Rosji. Tylko 7,6 proc. Ukraińców jest gotowych rozważyć oddanie ukraińskich terytoriów. Prawie dwa razy więcej jest gotowych odmówić się od prozachodniego wektora rozwoju państwa.

Wysoki procent respondentów – 65,6 proc. – uważa, że Ukraina może pokonać Rosję na polu walki. A 82,2 proc. badanych jest przekonanych, że Ukraina może pokonać Rosję, jeśli zachodni partnerzy zapewnią wystarczającą ilość broni.

Socjolog i rektor Kijowskiej Szkoły Ekonomicznej Tymofij Brik na łamach „Babela” skrytykował interpretację danych w artykule „Dzerkała Tyżnia”, niedobrze przygotowane pytania, sposób wyboru makroregionów, „ideologiczne wnioski niewynikające z danych”. Według Brika sondaż pokazał, że „w Ukrainie nie ma dominującej opinii”.

W badaniach zostało pominięte zdanie m.in. ukraińskiego wojska, które liczy ok. milion osób.

Sondaż sondażowi nie jest równy

Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii (KIIS) w swoich sondażach odnotował wzrost gotowości Ukraińców do ustępstw terytorialnych. W maju 2023 roku 10 proc. respondentów zgodziło się z tym, że „dla jak najszybszego osiągnięcia pokoju i zachowania niepodległości Ukraina może odmówić się od niektórych swoich terytoriów”.

W grudniu 2023 roku tak sądziło już 19 proc., a w maju 2024 – 32 proc.

Natomiast większość – 55 proc. – nadal uważa, że „za żadnych okoliczności Ukraina nie powinna odmówić się od żadnych swoich terytoriów, nawet jeśli w związku z tym wojna będzie trwać dłużej i będą zagrożenia zachowania niepodległości”.

W komentarzu do badań Anton Hruszecki, dyrektor wykonawczy KIIS podkreśla, że wyniki sondażu warto odczytywać z uwzględnieniem kontekstu – wydarzeń, co miały miejsce, kiedy sondaże były prowadzone (ostatnie w maju i czerwcu 2024). W maju 2024 roku „inwazja na pełną skalę trwała od ponad dwóch lat, Rosjanie rozpoczęli zakrojoną na szeroką skalę ofensywę w obwodzie charkowskim, nadal występowały opóźnienia w dostawach niezbędnej broni, próbowano osłabić Ukrainę, podnosząc kwestię legalności prezydenta, weszła w życie ustawa mobilizacyjna itp.” – mówi Hruszecki.

„Fakt, że pomimo całej złożoności dzisiejszych realiów, większość Ukraińców nadal odrzuca ustępstwa terytorialne, sugeruje, że szklanka jest „do połowy pełna”. Oczywiście istnieją niepokojące trendy, którymi należy się zająć w zrównoważony i konstruktywny sposób, ale nie powinniśmy zbyt dramatyzować sytuacji” – mówi Anton Hruszecki.

Mimo ambiwalencji w poglądach Ukraińcy „są przeciwko pokojowi na jakichkolwiek warunkach”.

Jak podsumowuje socjolog „ci, którzy generalnie są gotowi na pewne ustępstwa, również chcą odgrodzić się od Rosji” oraz „rozumieją egzystencjalne zagrożenie”. „Nie powinniśmy od razu określać takich osób mianem „zdrajców” i podnosić temperatury i tak już zbyt emocjonalnych rozmów” – dodał Hruszecki i zachęcił ukraińskie społeczeństwo do spokojnego dialogu.

Walczymy o tożsamość, państwowość, ludzi

„Widzimy teraz zdezorientowanych ludzi, którzy są gotowi odpowiedzieć cokolwiek, na pytania socjologów, ponieważ nie mają w głowach obrazu, gdzie jest zwycięstwo, a gdzie – porażka. Ale aby walczyć, trzeba zrozumieć perspektywę” – mówi w wywiadzie dla „Ukraińskiej Prawdy” Walerij Pekar, futurolog, wykładowca Kijowsko-Mohylańskiej Szkoły Biznesu oraz Szkoły Biznesu Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego, współautor Manifestu na rzecz trwałego pokoju, dokumentu, który określa ramy zwycięstwa Ukrainy.

To potwierdza zachowanie niektórych ukraińskich blogerów z milionami followersów po zmasowanym ataku na Ukrainę 8 lipca. Wtedy rakieta uderzyła w Kijowie m.in. w Ochmatdyt, największy szpital dziecięcy w kraju. Według tych osób ukraińskie władze powinny negocjować z Rosją, żeby „skończył się ten horror”. Część Ukraińców potępiła takie propozycje.

Według Pekara ukraińskie władze nie prowadzą z obywatelami szczerego dialogu o rzeczywistej sytuacji, ponieważ myślą o politycznej przyszłości. A teza o „granicach 1991 roku” „nie tylko nie jest to już użyteczna, ale jest wręcz szkodliwa, ponieważ daje naszym zachodnim partnerom wrażenie, że walczymy o terytorium. Ale my nie walczymy o terytoria” – mówi futurolog, tłumacząc:

„Walczymy o tożsamość i państwowość, ponieważ Putin nie potrzebuje terytoriów. Chce, abyśmy przestali istnieć jako państwo”.

Zdaniem Pekara zachodni partnerzy Ukrainy jednakowo obawiają się porażki Ukrainy (bo ją wspierali), jak i Rosji (bo kojarzy się im ze straszną katastrofą).

„Rosja doskonale rozumie, że nie jest w stanie wojny z Ukrainą, ale z Europą, ale Europa jeszcze nie rozumie, że jest w stanie wojny z Rosją” – uważa Pekar.

Moskwocentryzm Zachodu

„Ameryka również nie rozumie jeszcze, że jest w stanie wojny z Rosją, ponieważ uważa Chiny za swojego głównego przeciwnika. A Rosja jest postrzegana jako siła, którą można wykorzystać przeciwko Chinom. I to przekonanie na Zachodzie, że Rosja może być użyta przeciwko Chinom, jest największym złudzeniem XXI wieku. Rosja została już zjedzona przez Chiny, prawie całkowicie wzięły ją pod swoje skrzydła i w pewnym momencie zrobią z nią, co zechcą” – dodaje futurolog.

Według Pekara wiele zachodnich polityków rozważa teraz scenariusz „zamrożenia wojny”.

„Wierzą, że Putin umrze, a wtedy wszystko automatycznie stanie się dobre. Ale nic nie będzie dobrze. Śmierć Putina niczego nie rozwiązuje, ponieważ FSB pozostaje, armia pozostaje, wszystkie kompleksy wojskowo-przemysłowe pozostają, wszystkie te klany, które faktycznie rozpoczęły wojnę. I, co bardzo ważne, są jej beneficjentami. Dla nich wojna jest bardzo opłacalna, więc osoba, która zostanie mianowana kolejnym prezydentem Rosji, będzie oczywiście kontynuować wojnę” – mówi Walerij Pekar.

I dalej:

„Zachód znalazł się w pułapce, a nazwa tej pułapki to »moskwocentryzm«. Pułapka ta nie pojawiła się wczoraj czy przedwczoraj. [...] A jeśli mamy obsesję na punkcie Moskwy, nie zobaczymy innych scenariuszy zakończenia wojny, a Zachód ma dziś obsesję na Moskwie”.

Klucz do zakończenia wojny

„To iluzja, że klucz do negocjacji mamy w kieszeni [...]. W naszej kieszeni nic nie ma. Tak samo nie ma nic w kieszeni prezydenta Stanów Zjednoczonych, czy w kieszeni głowy Chińskiej Republiki Ludowej.

Klucz jest w kieszeni prezydenta Federacji Rosyjskiej. Jest to jedyny człowiek, który ma klucz do zakończenia wojny”

stwierdził w rozmowie z dziennikarką Radia Swoboda Witalij Portnikow, dziennikarz i analityk polityczny.

„Władimir Putin nie ma jakichś warunków dla zakończenia wojny. Dla niego wojna z Ukrainą jest częścią planu z przywracania geopolitycznej potęgi jego państwa. Jeśli Putin zrezygnuje z tych ambicji, z tych czy innych przyczyn [...] sam zaproponuje negocjacje na rozsądnych warunkach. [...] Spokojnie wystąpi i jak gdyby nigdy nic, to zaproponuje. [...] Jeśli nie będzie chciał i będzie sądzić, że ma zasoby i możliwości dla kontynuowania wojny – na wyczerpanie, wojny na linii frontu, wojny wobec destabilizacji ukraińskiego społeczeństwa – jakiekolwiek deklaracje z punktu widzenia przytomności od prezydenta Ukrainy, prezydenta Stanów Zjednoczonych (kto by nim nie był), od głowy Chińskiej Republiki Ludowej nie będą oznaczały absolutnie nic”.

Czy rzeczywiście Putin jest w stanie negocjować koniec wojny? – o tym w kolejnym odcinku GOWORIT MOSKWA:

Ile jeszcze potrwa wojna?

Według Portnikowa Rosja na razie ma wystarczające zasoby na kontynuowanie wojny.

„Trzeba jasno zdawać sobie sprawę z tego, że

póki Władimir Putin ma zasoby (z jego punktu widzenia, możemy oceniać je inaczej), wojna będzie kontynuowana. Żadnych negocjacji nie będzie, żadnego polepszenia sytuacji nie będzie, żadne szczyty pokoju nie dadzą rezultatu

i nasi widzowie po prostu powinni to przyjąć. Nie na to, że wojna się może skończyć za pół roku, a na to, że za trzy-pięć lat nic się nie skończy. Jest to teraz normalny stan. Stan wojny” – utrzymuje analityk.

„Czy może trwać wojna wysokiej intensywności jeszcze dwa i pół, trzy lata? Oczywiście. Czy może później być konflikt niskiej intensywności jeszcze 10 lat? Oczywiście. Czy trzeba zapomnieć życie, które było do 2014 roku? Im szybciej, tym lepiej. Jeśli ciągle będziemy myśleć, że możemy wrócić do przeszłości i popadać w depresję, że przeszłość nie nadchodzi, to nie dożyjemy do przyszłości. Trzeba zapomnieć o depresjach, o niespełnionych oczekiwaniach, trzeba nauczyć się żyć w okrutnej wojnie, która może zglobalizować się w ciągu tych lat i objąć nawet te kraje, w których ludzie [Ukraińcy] teraz ratują się przed wojną. Będzie gorzej i z tym trzeba nauczyć się żyć” – mówi Portnikow.

;
Na zdjęciu Krystyna Garbicz
Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze