0:000:00

0:00

Prawa autorskie: krystian maj 48669574000krystian maj 4866957...

Jesień 2022 roku dopiero się zaczęła, ale wiemy już, że nie przejdzie do historii jako najspokojniejszy okres w dziejach polskiej gospodarki. Oto krótki przegląd plag.

Bandycka napaść Rosji na Ukrainę wstrząsnęła całym kontynentem — w wielu wymiarach. Jak mówi OKO.press Iwan Krastew: „Europa jest w stanie wojny. Ekonomicznej, energetycznej i hybrydowej. Nie ma powrotu do tego, co było: ekonomicznie i politycznie”.

Wprowadzane od lutego sankcje są druzgoczące dla rosyjskiej gospodarki, ale — nie może być inaczej — skutki radykalnego ograniczenia handlu z Rosją odczuwa też Zachód. Z jednej strony mamy europejskie embargo na część surowców energetycznych z Rosji (węgiel, ropa), a z drugiej — próbę szantażu energetycznego ze strony Kremla (gaz). W obu przypadkach praktyczny efekt jest ten sam: znaczący wzrost cen energii. Ceny gazu ziemnego na holenderskiej giełdzie TTF — choć w ostatnich tygodniach spadają — wciąż są prawie 600 proc. wyższe niż rok temu. W Polsce szczególnym problemem są ceny i dostępność węgla, bo — wbrew optymistycznym deklaracjom rządzących — Polska okazała się wyjątkowo uzależniona od importu z Rosji. Dotyczy to zwłaszcza węgla spalanego w przydomowych piecach.

Przeczytaj także:

Kryzys energetyczny podbija inflację, która rozpędzała się już wcześniej wraz z wychodzeniem światowej gospodarki z pandemicznego zamrożenia. Wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych w Polsce wyniósł w sierpniu 16,1 proc. i był najwyższy od 25 lat. Najbardziej wzrosły ceny energii, transportu i żywności. W tym samym miesiącu płace wzrosły nominalnie o 12,7 proc. rok do roku, co przy wyższej inflacji oznacza ich realny spadek. Innymi słowy: pracownicy biednieją.

Narodowy Bank Polski próbuje zbić inflację, chłodząc rozgrzaną gospodarkę przez podnoszenie stóp procentowych — od października ubiegłego roku zrobił to już 11 razy. Ze względu na wyjątkowo wysoki w naszym kraju odsetek kredytów o zmiennym oprocentowaniu polityka antyinflacyjna banku centralnego ma dodatkowy koszt społeczny: nie ogranicza tylko nowych kredytów (a ten efekt jest drastyczny - na kredyt hipoteczny nie stać dziś prawie nikogo), ale uderza także w osoby, które już spłacają kredyt mieszkaniowy. W wielu przypadkach raty takich kredytów wzrosły już o ponad 100 procent. Ten problem jest szeroki: w majowym sondażu OKO.press aż 65 proc. badanych deklarowało, że zetknęło się z problemem rosnących rat kredytów w najbliższym otoczeniu.

Niełatwo jest także tym, którzy próbują wynająć mieszkanie. "Od wybuchu wojny czynsze za najem poszły do góry o 20 proc., w niektórych lokalizacjach nawet o 30, 40 proc. A to oczywiście zmniejsza dostępność także rynku najmu" - mówił OKO.press dr Adam Czerniak z SGH.

Ale polityka NBP działa — przynajmniej w tym sensie, że faktycznie dochodzi do chłodzenia gospodarki, z całym bagażem możliwych konsekwencji.

„Gospodarka zwalnia i to mocno” – mówił OKO.press ekonomista dr Łukasz Rachel z Universtity Collage London. – „W 2 kwartale PKB zwolniło o 2,3 proc. To dużo. Wskaźniki koniunktury takie jak PMI w miesiącach wakacyjnych pokazują ostre hamowanie, na poziomach porównywalnych z wielkim kryzysem finansowym w 2008 roku. A więc mamy do czynienia z wyjątkowo mocnym tąpnięciem.

Oczywiście przy stopie bezrobocia poniżej 5 proc. nie jest to jeszcze, w skali makro i z perspektywy zagregowanej gospodarki, kryzys, ale prawdopodobieństwo głębokiej recesji ze znacznym wzrostem bezrobocia jest dzisiaj większe, niż było przez ostatnie 15 lat (pomijamy tutaj pandemię, bo to zupełnie inny kryzys)”.

Eksperci pytani przez OKO.press wskazują, że o ile nie mamy jeszcze do czynienia z recesją (dwa kwartały spadku PKB z rzędu), możemy mówić o czymś nie mniej dotkliwym — kryzysie kosztów życia.

Władza mówi: bez obaw

Co na to władza? W skrócie: nie rozstaje się ze swoim znanym od lat, ostentacyjnym, ale coraz mniej adekwatnym optymizmem. Przypomina bohatera popularnego mema: psa, który siedzi przy stole w płonącym pokoju i deklaruje, że wszystko jest ok.

„W Polsce nic się dzieje, jest bezpiecznie i przewidywalnie pod rządami PiS, mimo że opozycja chce wzbudzić niepokój u Polaków” - rekonstruował ten przekaz w OKO.press Michał Danielewski. Od mediów publicznych ta kojąca opowieść wymaga niekiedy nieszablonowych konstrukcji semantycznych. „Dziś z rządu popłynęły same dobre informacje: podwyżka za ogrzewanie i ciepłą wodę dla odbiorców indywidualnych nie będzie wyższa niż 40 proc.” - tak dziennikarka TVP rozpoczęła rozmowę z wiceministrem finansów.

Podobna pomysłowość cechuje wypowiedzi szefa NBP. Adam Glapiński gwałtownie protestuje przeciw używaniu słowa „kryzys”. To o tyle frapujące, że — jak wspomnieliśmy — spowolnienie gospodarcze jest w istocie celem obecnej polityki NBP. „Dominuje narracja, że stopy procentowe wprawdzie zbiją inflację, ale przy świetnej koniunkturze. Nie wiadomo zatem jakimi kanałami ta ciaśniejsza polityka pieniężna ma działać” - komentował dla OKO.press Łukasz Rachel.

A jak w tej kakofonii sprzecznych komunikatów odnajdują się obywatelki i obywatele?

79 proc. mówi: będzie kryzys

W sondażu IPSOS dla OKO.press zapytaliśmy: „Czy zgadza się Pan/Pani z opiniami, że Polskę czeka w najbliższym czasie poważny kryzys gospodarczy, który boleśnie odczują obywatele?”

Nie zadawaliśmy tego pytania we wcześniejszych sondażach, więc analizować możemy jedynie statyczny obraz i różnice pomiędzy różnymi grupami respondentów. Nie będziemy też rozstrzygać, w jakim stopniu oczekiwanie w najbliższym czasie poważnego kryzysu gospodarczego jest zasadne — robimy to w innych tekstach. Tutaj zajmiemy się wyłącznie opiniami Polek i Polaków.

Pierwsza rzecz, która uderza: pogląd o nadciągającym poważnym kryzysie jest powszechny.

Łącznie aż 79 proc. badanych sądzi, że Polskę czeka w najbliższym czasie poważny kryzys gospodarczy. Ponad połowa badanych jest tego pewna. Optymistów jest niewielu: 14 proc. raczej nie zgadza się z opinią o nadchodzącym kryzysie, jedynie 4 proc. zdecydowanie się z nią nie zgadza. Niezdecydowanych prawie nie ma.

Głęboki pesymizm młodych. Starsi podzieleni

Ciekawych różnic dostarcza przekrój wiekowy.

Najwięcej osób, które spodziewają się kryzysu, jest w młodszych grupach wiekowych. Najwięcej pesymistów jest wśród 20-latków (łączenie aż 93 proc., z czego aż 62 proc. jest pewna, że będzie kryzys), ale różnice między 20-, 30-, a 40-latkami są nieistotne statystycznie.

Nieco inaczej wyglądają starsze grupy wiekowe. Pesymiści wciąż dominują, ale pewność jest mniejsza (zdecydowanie przekonanych o nadciągającym poważnym kryzysie jest 36 proc. osób w wieku 60+; kolejne 26 proc. wybrało opcję "raczej tak"). Zauważalna jest jednak grupa wyborców po sześćdziesiątce, którzy poważnego kryzysu się nie spodziewają — to łącznie 31 proc. Różnica między "młodymi" a "starymi" jest statystycznie istotna. Z czego wynika? Trudno jednoznacznie stwierdzić, ale możemy zwrócić uwagę na kilka okoliczności.

  • Emeryci są w polskim systemie grupa względnie dobrze chronioną przed skutkami inflacji. Renty i emerytury są automatycznie waloryzowane o prognozowany na dany rok wskaźnik inflacji, zwiększony o co najmniej 20 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w poprzednim roku kalendarzowym. W marcu przyszłego roku emerytury wzrosną więc najpewniej o kilkanaście procent. Do tego dochodzą dodatkowe świadczenia — tzw. 13 i 14 emerytura.
  • Starsze osoby najczęściej nie spłacają już kredytów, więc nie odczuwają wzrostu rat.
  • Większość emerytów siłą rzeczy nie będzie bezpośrednio dotknięta najgorszym potencjalnym skutkiem kryzysu: bezrobociem i utratą dochodów.

To czynniki, które mogą sprawiać, że starsze osoby są mniej skłonne wieszczyć poważny kryzys w najbliższym czasie.

Wyborcy PiS na wysepce optymizmu

Ale jest też inne wyjaśnienie: wśród starszych osób jest oczywiście wielu wyborców Prawa i Sprawiedliwości. W naszym sondażu poparcie dla tej partii w grupie 60+ wynosi aż 55 proc. - w krainie seniorów PiS ma większość konstytucyjną.

Jak pokazuje nasz sondaż, respondenci planujący oddać głos na PiS to jedyna grupa, w której osoby spodziewające się kryzysu są w mniejszości (ale zaznaczmy: przewaga optymistów jest minimalna, w granicach błędu statystycznego).

Wśród wyborców Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050 i Lewicy praktycznie nie ma osób, które nie spodziewałaby się poważnego kryzysu w najbliższym czasie — a ogromny odsetek jest o nadchodzącym kryzysie święcie przekonany (ponad 70 proc. odpowiedzi "zdecydowanie tak" we wszystkich tych grupach). Wśród wyborców Konfederacji i PSL także zdecydowanie dominują kryzysowi pesymiści (wyborców Agrounii pominiemy - to zbyt mała grupa, by wyniki było choć trochę miarodajne). A wyborcy PiS?

Tutaj mamy zaledwie 16 proc. osób przekonanych o zbliżającym się poważnym kryzysie, 30 proc. osób, które raczej się go spodziewają. Największa grupa — aż 38 proc. wyborców PIS — sądzi, że kryzysu raczej nie będzie. I wreszcie szwadron najtwardszych optymistów: 10 proc. elektoratu PiS jest zdania, że poważnego kryzysu zdecydowanie nie będzie.

Jakie z tego wnioski? Zaproponujemy jeden. Choć różnica poglądów między wyborcami PiS a wyborcami opozycji jest duża, warto zwrócić uwagę, że jest mniejsza niż w innych pytaniach, w których widać polaryzację partyjną (choćby w pytaniu o ocenę rządu Mateusza Morawieckiego). Prawie połowa wyborców PiS sądzi, że Polskę czeka w najbliższym czasie poważny kryzys gospodarczy, który boleśnie odczują obywatele. To dużo.

Kojąca opowieść władzy, w której żadnego kryzysu nie ma, węgla nie brakuje, realne płace wcale nie spadają, a podwyżki rachunków są powodem do radości, może chwilowo dodawać otuchy, ale ostatecznie ma ograniczoną wartość termoizolacyjną.

*Sondaż Ipsos dla OKO.press, 6-8 września 2022, badanie telefoniczne (CATI), na reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków, liczebność próby 1009 osób

;

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze