Słodka zemsta Grodzkiego na PiS: „Nawet nie wiedzieliście, coście uchwalili” [WYBORY KOPERTOWE]
“Nikogo nie zapytaliście, nawet PKW, więc my musieliśmy odrobić za was lekcje. Wysłuchaliśmy też pocztowców, bo zapytanie ich o zdanie nie przyszło wam do głowy". PiS planował sobie zrobić używanie na znienawidzonym marszałku Grodzkim. Zamiast tego Grodzki używał sobie na PiS: bez rozeznania uchwalili prawo, którego konsekwencji nie rozumieli
W serialu„komisja o wyborach kopertowych” był to odcinek ciekawy właśnie dlatego, że publiczność mogła się spodziewać zupełnie innego przebiegu zdarzeń. A już jutro odcinek specjalny: przesłuchanie premiera Mateusza Morawieckiego.
PiS szykował się na przesłuchanie Grodzkiego od dawna. Przed komisją stają bowiem przede wszystkim funkcjonariusze państwa PiS. A ten należy do obozu przeciwnego.
Plan PiS i realia komisji
PiS wezwał senatora i byłego marszałka Senatu, by udowodnić, że to opozycja doprowadziła do wywalenia w błoto 100 mln złotych na wybory kopertowe wiosną 2020 roku: gdyby Senat się pospieszył z procedowaniem ustawy, wybory korespondencyjne by się udały. A opozycji chodziło o to, by wymienić kandydata w wyborach: Małgorzata Kidawa-Błońska źle wyglądała w sondażach, więc celowo storpedowała inicjatywę PiS.
Jeśli PiS miał taki plan na całą tę komisję, to na obecnym etapie jej prac był to już pomysł nieaktualny. A jednak PiS się go trzymał.
Komisja zebrała tymczasem dość dowodów na to, że wybory kopertowe się nie udały, bo się udać nie mogły. Ich koncepcja oparta była na nierealistycznych założeniach i aparat PiS wysypał się już na tym przedsięwzięciu w połowie kwietnia 2020 roku. Działania Senatu niewiele miały z tym wspólnego.
Po prostu PiS uchwalił prawo o wyborach kopertowych (6 kwietnia 2020 roku), nie sprawdzając tego, czy jest wykonalne – gdyż kierował się wyłącznie wolą prezesa partii, a prezes takich wyborów chciał.
Przeczytaj także:
Drogie dzieci, tak się nie uchwala prawa
Grodzki przed komisją dokładnie to udowodnił: ustawa została przyjęta w dwie godziny, w nielegalnym trybie (pilnym – a taki możliwy jest dla projektów rządowych, nad którymi wcześniej pracowali rządowi eksperci. A to był projekt poselski, nie wiadomo przez kogo stworzony). Bez dyskusji i bez zebrania opinii. Ustawa zawierała odesłania do ośmiu rozporządzeń, których nie było aż do końca kwietnia. Więc w ogóle nie wiadomo, jak to prawo miałoby zadziałać.
“Nikogo nie zapytaliście, nawet PKW, więc my musieliśmy odrobić za was lekcje” – mówił Grodzki. I cały czas zachowywał się jak dobrotliwy nauczyciel na korepetycjach dla słabszych uczniów.
Skoro Sejm nie wykonał swoich podstawowych obowiązków, Senat zamówił opinie, które zamówić w takiej sytuacji należy. A eksperci dzieło PiS rozjechali i to w bardzo przekonujący sposób.
Każdy może to sobie sprawdzić, bo opinie te nadal dostępne są w senackich archiwach. Wynika z nich, że – inaczej niż wyobrażał sobie PiS – wybory kopertowe nie były kwestią woli Jarosława Kaczyńskiego. Były zadaniem, przedmiotem starań, pracy i zaniepokojenia mnóstwa ludzi. A bez nich to po prostu nie może się udać. I się nie udało.
Grodzki z przyjemnością obalał twierdzenia PiS, że to Senat zablokował prace nad ustawą umożliwiającą wybory kopertowe. Sejm uchwalił ją 6 kwietnia, a następnego dnia Marszałek Senatu skierował ją do komisji senackich. One zaczęły zamawiać opinie, a te spływały już od 12 kwietnia. Im gorzej one wyglądały, tym bardziej senatorowie PiS zaczęli w Senacie przewlekać debatę. Bowiem liczyli, że Senat nie dotrzyma konstytucyjnego terminu 30 dni na uwagi i ustawa zostanie uznana za przyjętą.
Ale Senat się z negatywną opinią o ustawie wyrobił. A potem przyjął uchwałę, by rząd wprowadził stan nadzwyczajny. To pozwoliłoby zgodnie z Konstytucją odłożyć wybory na czas po pandemii.
Wiosną 2020 roku mało kto zajmował się tą proceduralną akuratnością. Ale dzięki PiS Grodzki przed komisją śledczą mógł zrobić wykład, jak powinno się uchwalać prawo, żeby nie testować go na żywca na obywatelach.
Dociskany przez PiS, czy chodziło mu o “zwiększenie szans opozycji w wyborach” Grodzki wyjaśniał – dalej z dużą przyjemnością – że robienie wyborów kopertowych było w interesie PiS. “W warunkach pandemii kampanię wyborczą mógł prowadzić tylko kandydat Duda – jako urzędujący prezydent. Szanse pozostałych kandydatów malały”. Tylko że to było bez sensu:
“liczenie głosów przez komisje wyborcze w warunkach reżimu pandemicznego mogłyby trwać nawet dwa tygodnie, więc jak zorganizować turę drugą wyborów?”.
Grodzki opowiedział też, jak Senat stworzył warunki do wymiany opinii. Np. sędzia Marciniak z PKW, który – jak zeznał wcześniej przed komisją – wiedział o problemach z ustawą, ale nie afiszował się z tym przed rządzącymi, by – jak tłumaczył – “zachować apolityczność”, w Senacie wypowiadał się jednoznacznie.
Mówił np: Nie ma narzędzi do przeprowadzenia wyborów 10 maja, a majstrowanie przy prawie wyborczym na sześć miesięcy przed wyborami jest konstytucyjnie wątpliwe. Mówił też senatorom, że PKW nie ma pojęcia, jak przygotowywane są karty wyborcze. Co jest o tyle dziwne, że prezes Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych Biernat opowiadał przed komisją, że projektując karty wyborcze (bez podstawy prawnej – w przekonaniu, że tłumaczy go stan wyższej konieczności) konsultował się z PKW – tyle że z osobami z niższego szczebla tej instytucji.
Byłby to ślad na destabilizację instytucji publicznych w wyniku tego bezprawnego (bez podstawy prawnej) procederu. Bo tym byłby udział pracowników niższego szczebla w tak ważnych pracach bez wiedzy szefów. Tak nie powinny działać instytucje publiczne.
Drugi wniosek — nie każdy ekspert musi mieć łatwość w formułowaniu jasnych opinii. Czasem trzeba do tego tworzyć przestrzeń. Wtedy można się wiele ciekawych rzeczy dowiedzieć. PiS zaś, co wynika z ustaleń komisji, robił wszystko, by mający wątpliwości się nie spieszyli, by się nimi dzielić. Co doprowadziło do katastrofy.
Jak dwóch senatorów PiS zmieniło zdanie
Bo – przypomnijmy – PiS uchwalił w Sejmie ustawę o wyborach kopertowych, gdyż Adam Bielan przekonał Jarosława Kaczyńskiego, że tak się da, bo “w Bawarii tak zrobili”. Organizacja wyborów kopertowych ruszyła, zanim ustawę ocenił Senat. Urzędnicy PiS zaczęli więc „na żywo” odkrywać problemy, które Senatowi równolegle wyliczali w opiniach eksperci.
Poczta nie da rady przeprowadzić tej operacji, musi ją wzmocnić PWPW, ale ona też nie da rady, trzeba więc szybko wskazać firmy na rynku, które to zrobią. Trzeba więc wydać pieniądze publiczne – bez podstawy prawnej. Czy da się to zrobić?
4 mln obywateli nie ma skrzynek pocztowych, więc czy da się im skutecznie dostarczyć karty wyborcze?
Czy da się legalnie zaprojektować nowy rodzaj kart (zabezpieczonych przed kserowaniem), skoro z organizacji wyborów wyłącza się PKW?
Czy da się bezpiecznie pozyskać i przetwarzać dane obywateli ze spisów wyborczych?
I na koniec – czy da się policzyć głosy, wydrukować karty wyborcze do II tury i je rozdystrybuować w dwa tygodnie, jak przewiduje PiSowska ustawa.
Na wszystkie te pytania władzy – w ramach ćwiczeń terenowych – udało się zdobyć odpowiedź. Brzmiała ona “NIE”.
Ale wydano na to około stu milionów złotych. A Senat sobie te odpowiedzi zebrał za darmo – procedując zgodnie z zasadami.
W pracach Senatu praktycznie nie brali udziału przedstawiciele rządu, co według Grodzkiego było demonstracją, że Senat, w którym większość ma opozycja, jest nieistotny.
Ale – uśmiechnął się Grodzki – dwóch senatorów PiS w toku prac przeprowadzonych zgodnie z zasadami zmieniło zdanie i zagłosowało przeciw ustawie PiS.
„Jarosław nalega”. Jak władza organizowała wybory w pandemii – co do tej pory ustaliła komisja
W tej części relacji z komisji śledczej przedstawiamy tradycyjnie wszystko, co do tej pory komisja ustaliła. Lektura może być żmudna, ale dla świadomych obywateli – warta zachodu.
Ustalenia ze środy 15 maja 2024 roku (pogrubioną czcionką) nakładamy na wcześniejsze.
Duda ma wygrać, ale pandemia miesza szyki
5 lutego 2020 – marszałek Sejmu Elżbieta Witek rozpisuje wybory prezydenckie na 10 maja 2020 roku. Ma to być reelekcja Andrzeja Dudy, kandydata PiS. Państwowa Komisja Wyborcza przystępuje do organizacji wyborów.
12 marca rząd zawiesza stacjonarną naukę w szkołach
Od 13 marca liczba zakażeń SARS-Cov-2 lawinowo rośnie. 24 marca – zostaje ogłoszony stan epidemii i pierwszy wielki lockdown. Za łamanie zakazu wychodzenia z domu „bez powodu” policja wystawia mandaty, a Sanepid nakłada kary do 30 tys. zł.
„W tym okresie, kwiecień–maj, liczba rejestrowanych zachorowań każdego dnia wynosiła od 250 do 590. Te 590 miało miejsce konkretnie 13 maja. Liczba zgonów wynosiła od 4 do 40 i ten najwyższy wzrost miał miejsce 25 kwietnia. Były wyłącznie zachorowania zarejestrowane, w sytuacji, gdy mieliśmy bardzo mocno ograniczone możliwości diagnostyczne, bo dostępność do testowania dopiero się rozwijała” (zeznanie prof. dr. hab. Roberta Flisiaka).
Co z wyborami?
Na świecie zaplanowanych było w tym czasie 60 wyborów. 43 zostały przesunięte właśnie ze względu na covid (zeznanie Sylwestra Marciniaka z PKW).
Minister zdrowia Łukasz Szumowski analizuje dane o pandemii, dostaje szczegółowy raport z Lombardii, gdzie system ochrony zdrowia się załamał.
Stan epidemii pozwala w Polsce na skorzystanie z ustaw o stanach nadzwyczajnych. Ale w takim wypadku wybory mogłyby się odbyć dopiero w 90 dni od odwołania stanu nadzwyczajnego.
Nikt wtedy nie wie, kiedy to będzie i jaka będzie wtedy sytuacja polityczna. PiS nie chce ryzykować.
26/27 marca PKW ma już zawiadomienia od wszystkich komitetów wyborczych o zamiarze startu w wyborach. Ale kampania wyborcza nie przebiega już tak, jak powinna. Np. nie ma spotkań i wieców wyborczych. PKW wydaje więc „apel do władz o ustalenie zasad przeprowadzenia wyborów”.
„Na przełomie marca i kwietnia” minister zdrowia rozmawia o wyborach z prezydentem i zarazem kandydatem w wyborach Andrzejem Dudą. Mówi mu, że lepiej byłoby przełożyć wybory.
Bielan odkrywa problem
27 marca – Sejm uchwala przepisy o głosowaniu korespondencyjnym dla osób powyżej 60. roku życia. Marszałek Grodzki: problem wziął się stąd, że w 2018 roku PiS wykasował z Kodeksu Wyborczego wybory korespondencyjne z wyjątkiem osób z niepełnosprawnościami. Ustawa zakłada, że seniorzy dostaną pakiety wyborcze listami poleconymi. Zdaniem Adama Bielana (europosła PiS i członka komitetu wyborczego Andrzeja Dudy) w grę wchodzić może nawet 10 mln przesyłek – czego chyba nikt w Sejmie nie wziął pod uwagę. A takiej operacji nie da się zrobić.
27 lub 28 marca wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń dowiaduje się o pomyśle zrobienia wyborów w formie korespondencyjnej z „projektów złożonych w Sejmie przez PiS”. Musi chodzić o wybory dla seniorów. Widać, że ustawa budzi dyskusje i do polityków PiS zaczyna docierać, że wybory korespondencyjne to gigantyczna operacja.
29 marca w Bawarii odbywają się wybory w pełni korespondencyjne. Wyborców jest tam tylko 1 mln 100 tys. W Polsce – 30 mln. W Bawarii poczta dostarcza pakiety wyborcze do skrzynek (Sylwester Marciniak z PKW przed komisją: „tylko że w Bawarii przygotowanie społeczeństwa do wyborów korespondencyjnych trwało kilkadziesiąt lat”).
Bielan dzwoni do Jarosława
Adam Bielan dochodzi do wniosku, że wybory korespondencyjne dla seniorów z przesyłkami poleconymi zakończą się katastrofą. „Wariant bawarski” to jego zdaniem jedyne wyjście. Poczta musi wysłać pakiety wyborcze zwykłymi przesyłkami, do skrzynek pocztowych (o tym, że 4 mln wyborców nie ma skrzynek pocztowych, Bielan nie wie).
31 marca Bielan rozmawia o tym pomyśle z szefem swojej partii Jarosławem Gowinem.
W nocy z 31 marca na 1 kwietnia Bielan dzwoni też do Jarosława Kaczyńskiego i mówi mu, że listy polecone nie zadziałają, ale jest przykład bawarski i można całe wybory zrobić w ten sposób. Kaczyński mówi, że „się zastanowi”.
„Jarosław nalega” na zrobienie wyborów
1 kwietnia – jak zeznaje Bielan – zbierają się już władze PiS – Komitet Polityczny. I to on – a nie osobiście Jarosław Kaczyński – podejmują decyzję, by poprzeć „opinię” Bielana (tak twierdzi Bielan, ale bez tego dodatku jego zeznanie poważnie obciążyłoby Kaczyńskiego). Pojawia się w Sejmie poselski projekt powszechnych wyborów kopertowych. Zakłada on, że powszechne wybory organizować będzie rząd i Poczta Polska. Państwowa Komisja Wyborcza, która z organizacji wyborów ma zostać wyłączona, nie jest proszona o opinię. W tym czasie PKW po prostu dalej organizuje wybory i nie interesuje się zmianami prawa, gdyż jest „apolityczna” (zeznanie sędziego Marciniaka). Gowin: „Jarosław Kaczyński stosunkowo szybko przychylił się do pomysłu przeprowadzenia tych wyborów i potem konsekwentnie dążył do nich aż do momentu, gdy doszedł do przekonania, że sprzeciw – mój i części posłów Porozumienia – spowoduje podtrzymanie senackiego weta do ustawy o wyborach kopertowych”.
„Jarosław (Kaczyński – red.) nalega na przeprowadzenie tych wyborów„ – mówi wicepremierowi Jarosławowi Gowinowi premier Mateusz Morawiecki. Obecny w czasie spotkania minister zdrowia Łukasz Szumowski jest sceptyczny, ale skupia się na problemie pandemii. Jak zeznaje przed komisją, nie mówi wyraźnie ”nie„ – jak zapamiętał to świadek Gowin. ”Trudno powiedzieć, że byłem przeciwny. Ale miałem obawy o bezpieczeństwo zdrowotne przy organizacji wyborów z gromadzeniem się w lokalach".
Pandemia się zaostrza
1 kwietnia ograniczono liczbę klientów w sklepach do trzech osób na kasę. Zamknięto sklepy budowlane, wprowadzono godziny dla seniora, zamknięto hotele, zakłady fryzjerskie, kosmetyczne, salony tatuażu, piercingu. Wprowadzono zakaz przebywania na plażach i terenach zielonych.
3 kwietnia – rząd zamyka lasy, a do warszawskiej prokuratury trafia od prywatnej osoby zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa: organizacja wyborów w pandemii narazi mnóstwo ludzi na niebezpieczeństwo zachorowania i śmierci.
Gowin: „W ocenie zespołu wybitnych ekspertów (wchodził w jego skład m.in. prezes PAN, czołowy polski epidemiolog, profesor Pyrć, wybitny biolog profesor Maciej Żylicz, a przewodniczył mu ówczesny wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego profesor Wojciech Maksymowicz), wybory przeprowadzone w trybie korespondencyjnym grożą nasileniem pandemii. Argumenty były dla mnie przekonujące. Ale i Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki argumentowali, że konstytucyjnym obowiązkiem rządu jest doprowadzenie do odbycia się wyborów w terminie wskazanym przez Marszałka Sejmu”.
Kto wpada na pomysł z Pocztą?
Według szefów Poczty Polskiej na pomysł, by za wybory odpowiadała Poczta, nie wpadł nikt u nich. Zrobił to za to ktoś w Orlenie. Zgłosił go ich zdaniem Krystian Szostak, który wcześniej był członkiem władz konkurencyjnego dla Poczty InPostu. Szostak uważa, że Poczta da radę, bo „ma własne drukarnie” (co nie jest prawdą, ale to wyjdzie na jaw dopiero w połowie kwietnia – na razie mail jest podstawą do działań władzy). Krystian Szostak rzeczywiście wymyśla „wybory pocztowe”, ale — co także uda się ustalić komisji — nie jest człowiekiem Obajtka, ale „znajomym” Bielana.
Krystian Szostak wyjaśnia, że nie jest od Obajtka
19 marca 2024 roku Krystian Szostak przysyła do OKO.press wyjaśnienie:
Prezesów Poczty Sypniewskiego i Kurdziela zawiodła pamięć, gdyż w tym czasie Szostak już nie był dyrektorem Biura Prawnego Orlenu. Pełnił tę funkcję od lipca 2017 do lutego 2018 roku:
„Rozstałem się z tą firmą zaraz na początku lutego 2018 roku, na prośbę prezesa Obajtka. Od tamtego czasu nie pracowałem w żadnym charakterze (w tym nie świadczyłem usług) dla tej spółki, jak również żadnej innej spółki Skarbu Państwa”.
Krystian Szostak, pytany przez nas o sam mail, odpowiada, że sobie go nie przypomina: „Nie wiem, o jakim mailu oni mówią. Nawet gdybym wiedział i byłbym w jakikolwiek sposób zaangażowany w jego sporządzenie lub jego opiniowanie, to nie mógłbym tego komentować, z uwagi na tajemnicę radcy prawnego, z której zwolnić może mnie tylko prawomocna decyzja sądu. Na marginesie – nie wyobrażam sobie, żeby ponad dwa lata po moim odejściu z Orlenu, ktokolwiek, cokolwiek wysłał z mojej mailowej skrzynki”.
Tą drogą – przez Bielana – pomysł Szostaka trafił do Sejmu. Szostak ma też pomysł, by głosy liczyć automatycznie, kodami kreskowymi. „To był jego autorski projekt”. Jak to by miało być zrealizowane (skąd maszyny np.?), nie wiadomo.
Jacek Sasin znajduje odpowiedniego człowieka na prezesa Poczty
Poczta Polska nie jest w stanie przeprowadzić wyborów korespondencyjnych. Tak uważa jej prezes Przemysław Sypniewski. Nie zostanie jednak wysłuchany, ale odwołany. 1 lub 2 kwietnia wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin zwraca się do wiceministra obrony narodowej Tomasza Zdzikota, by zastąpił Sypniewskiego. Sasin obiecuje Zdzikotowi modyfikację przepisów – co ma rozwiać „wątpliwości Sypniewskiego”. Wtedy Jarosław Kaczyński zna już „opinię” Bielana. Bielan nie wyklucza, że kontaktuje się w sprawie pomysłu Szostaka ze Zdzikotem.
Zaś Sasin informuje Zdzikota, że ustawa o powszechnych wyborach kopertowych nie będzie wymagała, by pakiety wyborcze były dostarczane przez listonoszy za potwierdzeniem odbioru. Można je będzie po prostu wrzucić do skrzynki (to jest właśnie idea Bielana).
Zapewnienia Sasina są dowodem, że na przełomie marca i kwietnia trwały w PiS jakieś analizy. Ale nie wiadomo, kto je robił – bo wszystko było nieformalne.
„Na początku kwietnia” Jacek Sasin „nieformalnie prosi” wiceministra aktywów Sobonia, by rozejrzał się „jak to wygląda” i o „ogólny nadzór”. Komisja śledcza ostatecznie – mimo uników świadków – ustaliła, że za cały proces odpowiada wicepremier Sasin i podległe mu Ministerstwo Aktywów Państwowych, w którym pracuje Soboń.
Premier Gowin spotyka się z przewodniczącym PKW Sylwestrem Marciniakiem. Jest jedynym członkiem władz, którego interesuje zdanie PKW. Nic z tego jednak nie wynika, bo Gowin zaraz poda się do dymisji, a PKW zachowa ogromną ostrożność w zgłaszaniu wątpliwości. W tym czasie jego polityczny partner Adam Bielan zaczyna uważać Gowina za zdrajcę. Gdyż 31 marca Gowin jadł kolację z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem z PSL.
także 3 kwietnia – Tomasz Zdzikot zostaje oficjalnie prezesem Poczty Polskiej. Nie ma doświadczenia pocztowego, ale uważa, że zna się na zarządzaniu.
Sejm przyjmuje ideę Jarosława w dwie godziny
5 kwietnia Paweł Skóra, ówczesny dyrektor Pionu Informatyki i Telekomunikacji Poczty Polskiej dowiaduje się, że Poczta będzie jednak organizowała wybory. Skóra ma opracować razem z pionem sprzedaży „wymagania biznesowe”, a następie harmonogram prac. Ustawy jeszcze nie ma (i nie będzie do samego końca działania Pawła Skóry).
6 kwietnia warszawska prokuratorka Ewa Wrzosek dostaje sprawę organizacji wyborów kopertowych. Sprawę tę zastępczyni Prokuratora Rejonowego Edyta Dudzińska kwalifikuje standardowo – pod art. 165 Kodeksu Karnego (zagrożenie epidemiczne) i opatruje niewyraźną adnotacją.
Prezes Poczty Zdzikot zauważa przed komisją, że tego dnia „nikt nie spodziewał się, że ustawa spowoduje taki konflikt”.
6 kwietnia w nocy i po awanturze w Sejmie, PiS uchwala ustawę o wyborach kopertowych. Bez debaty, co – jak przyznaje teraz Sylwester Marciniak z PKW – „nie jest korzystne”. Ponieważ projekt jest procedowany jako poselski, nie podlega konsultacjom i uzgodnieniom. Więc nikt nie wie, czy jego założenia są realizowalne.
Przyjmując w Sejmie ustawę w dwie godziny (!) PiS gwarantuje sobie, że opozycyjny Senat swoje 30 dni na debatę wykorzysta. Dlaczego — to tłumaczy przed komisją marszałek Senatu Tomasz Grodzki: trzeba zebrać opinie ekspertów, bo sprawa jest krytycznie ważna, a organizacja wyborów może zagrozić życiu ludzi. A dopóki Sejm nie rozpatrzy uwag Senatu, a prezydent nie podpisze ustawy – nie ma podstawy prawnej do organizowania wyborów kopertowych.
Ustawa z 6 kwietnia zakłada jednak, że marszałek Sejmu mógłby zmienić termin wyborów z 10 maja na inny. To dowód na to, że PiS już wtedy wiedział, że termin 10 maja nie jest do utrzymania. Potwierdza to zresztą przed komisją jej członek, poseł PiS Przemysław Czarnek. PiS wpisał sobie w ustawie prawo do przesunięcia terminu wyborów. Ale ponieważ nie zanalizował wcześniej całego procesu, nie wie, że to mu nie wystarczy. Jednocześnie PiS tłumaczy swoje pozaprawne działania (bez ustawy) tym, że po prostu musiał zorganizować wybory 10 maja.
Władza organizuje wybory bez ustawy i bez zobowiązań na papierze
PiS jest przekonany, że – tak czy siak – wybory kopertowe zrobi. Zachowują się więc tak, jakby ustawa już obowiązywała. O jej wdrażaniu wicepremier Sasin rozmawia z nowym prezesem Poczty Zdzikotem. I będzie je prowadził regularnie do 10 maja – zeznaje Zdzikot. Soboń to potwierdza.
Gowin protestuje. Informatycy Poczty mają wątpliwości.
6 kwietnia wicepremier Jarosław Gowin podaje się do dymisji. Uważa, że wybory kopertowe doprowadzą do gwałtownego rozpowszechnienia się pandemii, a poza tym państwo nie jest w stanie takiej operacji przeprowadzić i wszystko skończy się katastrofą i międzynarodową kompromitacją.
Bez głosów gowinowców PiS nie odrzuci spodziewanego sprzeciwu Senatu.
Wiedza Gowina o ryzyku pandemicznym musi wynikać z rozmów z ministrem zdrowia Szumowskim. Ten jednak ich publicznie nie zgłasza. „Ministerstwo Zdrowia zalewane jest wtedy apelami, by zatrzymać te wybory” – twierdzi przewodniczący komisji śledczej Dariusz Joński.
6 kwietnia. Zarząd Poczty dostaje od szefa pionu informatyki Pawła Skóry plan działania, z rozpisanymi zadaniami, odpowiedzialnością, wydatkami i ryzykami (nie ma ustawy, więc nie ma np. gwarancji, że wydatki ktoś Poczcie zwróci, nie ma też rozporządzeń, które precyzyjnie opisałyby działania Poczty). Zarząd Poczty planu nie akceptuje, bo rozumie ryzyko potwierdzenia na piśmie działań, które nie mają podstawy w ustawie. Zamiast tego Zarząd powołuje zespół, który pracuje w trybie codziennych zebrań z udziałem członków rządu. "To nie pozwala sprawdzić, co jest zrobione, a co nie, komunikacja wewnętrzna zostaje zaburzona.
I wtedy pomyślałem po raz pierwszy, że to się nie uda" – zeznaje Paweł Skóra.
„Prawdopodobnie pierwotnie zakładano, że Poczta poprowadzi cały proces”, ale dosyć szybko do prezesa PWPW Macieja Biernata dotarło, że zaangażowana będzie także Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych.
6 kwietnia („około”) o zaangażowaniu w wybory kopertowe Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych dowiaduje się prezes PWPW Biernat. Zostaje „zaproszony do konsultacji, jak zabezpieczyć karty do głosowania”. Pytanie zadaje MSWiA. „Prawdopodobnie było to spotkanie ze ścisłym kierownictwem MSWiA, z min. Kamińskim i Szefernakerem. Być może był tam minister Wąsik”. Czyli decyzje podejmowane są na najwyższym szczeblu, ale nie do końca wiadomo, kto je podejmuje.
PWPW nie wystarczy. Trzeba znaleźć na rynku kooperantów
7 kwietnia – minister Łukasz Szumowski zleca Sanepidowi opracowanie zaleceń sanitarnych dla wyborów kopertowych.
7 kwietnia – zaczynają się przygotowania do organizacji wyborów kopertowych. Odpowiada za to Ministerstwo Aktywów Państwowych, co komisji udaje się w końcu ustalić (potwierdza to m.in. prezes PWPW Biernat). Dopiero w ich toku władze mierzą się z realnymi problemami, które byłyby znane wcześniej, gdyby ustawa nie była przyjmowana w szalonym tempie. Do PiS zaczyna docierać nie tylko to, jak trudnym zadaniem jest przeprowadzenie wyborów kopertowych w ciągu miesiąca. Ale też to, że działania trzeba podjąć natychmiast, co oznacza zaciąganie zobowiązań i wydawanie pieniędzy bez podstawy prawnej. A to oznacza ogromne ryzyko prawne dla osób, które się pod dokumentami podpiszą.
6-10 kwietnia okazuje się jednak, że PWPW nie jest w stanie wyprodukować pakietów wyborczych. Może podzlecić ich druk i nadzorować to, ale konfekcjonowaniem musi się zająć ktoś inny. Członkowie Zarządu PWPW Maciej Biernat i Piotr Ciompa (kolega ministra Mariusza Kamińskiego ze studiów na UW w latach 80.) informują ministra Kamińskiego.
Kamiński przyjmuje to do wiadomości i zapowiada, że porozmawia o tym „z innymi instytucjami zaangażowanymi w wybory”.
9 kwietnia rząd wprowadza powszechny obowiązek chodzenia w maseczkach (bez podstawy prawnej – ustawa o przeciwdziałaniu epidemiom pozwala nakładać taki obowiązek tylko na chorych).
Piotr Ciompa wychodzi ze spotkania 10 kwietnia przekonany, że PWPW nie będzie zaangażowana w wybory kopertowe. Jednak dwa dni później dowiaduje się, że PWPW będzie jednak drukować – ale nie będzie konfekcjonować kart.
„Ktoś wpada na pomysł, że odpowiednim potencjałem dysponuje PWPW. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że poligrafia PWPW nie nadaje się do tego typu operacji” – zeznaje Ciompa. Uznaje to za „niefortunne”. W efekcie trzeba będzie błyskawicznie szukać podwykonawców. Minister Mariusz Kamiński zeznaje natomiast, że od początku wiedział, że PWPW nie może drukować kart i musi znaleźć podwykonawcę.
7 kwietnia – Marszałek Senatu kieruje projekt do komisji senackich, a te zamawiają ekspertyzy. Senat robić ze względu na sposób, w jaki ustawę przyjął Sejm.
7 kwietnia – PKW ponawia apel do władz „o ustalenie zasad przeprowadzenia wyborów”. I to wszystko. Gdyż jest „organem apolitycznym”.
Już mniej więcej wtedy (albo „nieco później”) sędzia Marciniak z PKW rozumie jednak, że nie przyjęta ciągle ustawa z 6 kwietnia ma istotny błąd: wyborcy nie będą kwitowali odbioru pakietów wyborczych (to jest ta twórcza modyfikacja, którą wicepremier Sasin obiecał Poczcie po „opinii” Adama Bielana dla Kaczyńskiego – że tak się da, bo w Bawarii się dało). Rzeczywiście, jak potwierdza szef pionu informatycznego Poczty Paweł Skóra, system wyborczy ma się oprzeć o potwierdzenia listonoszy o dostarczeniu pakietów wyborczych w aplikacjach do przesyłek poleconych.
„Gdyby ta ustawa weszła w życie, do dziś znajdowalibyśmy po lasach pakiety wyborcze, a liczenie głosów trwałoby tygodniami” – mówi Marciniak.
„Wybory były możliwe, ale byłyby nieprawidłowe. Należało nie dopuścić do tego, by się odbyły wedle tych zasad” – tłumaczy przed komisją Marciniak, który w przeciwieństwie do Bielana zajmuje się wyborami w Polsce od dłuższego czasu.
PKW stawia na apolityczność
Dlaczego PKW nie alarmuje o tak fundamentalnym zagrożeniu dla procesu wyborczego? „W Sejmie nie mieliśmy możliwości zabrania głosu, bo ustawa została przyjęta w jeden dzień. Za to w Senacie [dwa tygodnie później] poświęciliśmy dyskusji kilkanaście godzin”. Potwierdza to senator Grodzki: w Senacie sędzia Marciniak wyraża jasno zastrzeżenia do ustawy.
Prezes PWPW Biernat twierdzi, że Ministerstwo Aktywów Państwowych prowadziło uzgodnienia dotyczące kart wyborczych z PKW („z panem dyrektorem i panią minister”).
Etap przygotowań. Minister Soboń naradza się, ale „nieformalnie”
Spotkania w sprawie organizacji wyborów organizuje rząd, a nie odpowiadająca za nie PKW. To złamanie prawa. Z tego powodu ustalenie, co kto konkretnie robi i za co odpowiada, jest trudne (i będzie wymagało żmudnego zbierania informacji). Ze spotkań nie powstają żadne formalne notatki i nikogo to nie dziwi.
Artur Soboń w Ministerstwie Aktywów Państwowych spotyka się z wiceprezesem Poczty Grzegorzem Kurdzielem. Soboń twierdzi, że było „nieformalne”, bo on nie ma tego w obowiązkach. A Kurdziel – że „spotykali się przedstawiciele Poczty i MAP – więc nie było to spotkanie towarzyskie”.
Z dokumentów, które zbadała NIK, wynika, że „za przygotowanie przeprowadzenia wyborów kopertowych i nieprawidłowości z nimi związane odpowiedzialne było Ministerstwo Aktywów Państwowych. Ostateczną decyzję podjął prezes Rady Ministrów, czyli Mateusz Morawiecki” (zeznanie dyr. Bogdan Skwarki z NIK).
To nielegalne, ale czy w ogóle wykonalne? Premier obiecuje rozporządzenie
Między 7 a 14 kwietnia trwają na szczytach władzy narady i analizy z udziałem Poczty Polskiej, jak te wybory przeprowadzić. Pomysły się zmieniają, co potwierdzają i szefowie Poczty, i Piotr Ciompa. Wychodzą nowe problemy. A dzieje się to już po przyjęciu ustawy przez Sejm — teraz poprawić ją będzie można tylko w takim zakresie, jakiego dotyczyć będą poprawki Senatu. Nie wiadomo, jakie to będą poprawki i kiedy przyjdą — Senat ma na nie 30 dni.
W związku z tym Adam Bielan zaczyna organizować większość sejmową do odrzucenia poprawek Senatu. A zidentyfikowane problemy władza chce rozwiązać „metodą biznesową”, czyli realizując polecenia z góry.
Od 8 kwietnia w rozmowach uczestniczy szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk.
10 kwietnia prezes PWPW Biernat dowiaduje się, że podstawą działań PWPW nie będzie ustawa, bo tej nie ma ciągle, ale decyzja premiera (zostanie ogłoszona dopiero 16 kwietnia). Biernat dowiaduje się o tym na spotkaniu w MSWiA. W spotkaniu bierze udział „kierownictwo MSWiA, kierownictwo MAP, prezes Poczty i ja z kolegą” (Piotrem Ciompa). A także – co zeznał Ciompa – minister Dworczyk. Biernat zeznaje przed komisją, że choć już wie o rozporządzeniu, to o jego szczegółach dowie się dopiero po jego ogłoszeniu – 16 kwietnia.
Tę informację można interpretować tak, że już około 10 kwietnia opór administracji przed realizowaniem projektu bez zasad i podstaw jest duży. I trwają naciski na premiera, by dał jakiś cień podstawy prawnej do działania. Inaczej urzędnicy nie zaangażują się w plan rządu. Jednak wtedy nie ma jeszcze pomysłu, jak mogłoby wyglądać to konkretne rozporządzenie wydane bez podstawy w ustawie. Trzeba pamiętać, że w tym czasie rząd wydaje wiele rozporządzeń bez podstaw prawnych – jak choćby to o obowiązku chodzenia w maseczkach.
10 czy 17 maja?
9 kwietnia – prezes PWPW przesyła do MAP Sasina projekt karty wyborczej. Na tym projekcie jest data wyborów „17 maja” – nie „10 maja”, zgodnie z postanowieniem Marszałka Sejmu. Dowodem jest mail prezesa PWPW Biernata z tego dnia do MAP. Co dowodzi, że już trzy dni po uchwaleniu ustawy o wyborach kopertowych ktoś zdawał sobie sprawę, że wyborów nie da się przeprowadzić 10 maja.
To ważne ustalenie – bo PiS tłumaczył organizowanie wyborów bez ustawy tym, że musiał wybory zrobić 10 maja, zgodnie z postawnowieniem Marszałka Sejmu. Ale najwyraźniej nie to było ważne, ale sakramentalne „Jarosław nalega”.
Piotr Ciompa zaznacza, że były też „inne wzory kart wyborczych”, ale „taka data – 17 maja – była w obiegu”. Te „inne wzory” to – jak wynika z zeznań Biernata – karty oznaczone napisem „I tura” bez daty.
Drukarz nie odpowiada za treść
10 kwietnia – wzór bez daty akceptuje wiceminister aktywów państwowych Tomasz Szczegielniak. Rzecz w tym, że wzór karty wyborczej z PKW, na który powołuje się PWPW, zakłada, że jest na niej data wyborów. Prezesa Biernata to wszystko nie zadziwia, gdyż on jest od druku i zabezpieczeń kart – a „drukarz nie odpowiada za treść”. Nie dziwi też prezesa, że na zaakceptowanym wzorze karty jest – pośród zarejestrowanych kandydatów – nazwisko osoby, która nie kandyduje.
Biernat uważa, że MAP musiał konsultować ten wzór z Państwową Komisją Wyborczą. Ale na jakiej podstawie? „Wzory kart zostały zaprojektowane i zatwierdzone, ale druk następuje dopiero po wejściu w życie tarczy antycovidowej 2.0” z 16 kwietnia 2020, która zawierała przepisy pozwalające na druk. Choć nie ma przepisów pozwalających na to, by takie karty przygotowywała PWPW, a nie PKW. Uwaga Biernata pokazuje, że PWPW jednak była świadoma problemów prawnych.
Kaczyński demonstruje stosunek do prawa
10 kwietnia, Wielki Piątek, do wyborów został miesiąc – Jarosław Kaczyński jedzie na cmentarz na grób rodzinny. Jest jedyną osobą w Polsce, której się to udało – cmentarze są zamknięte.
Pokazuje w ten sposób podwładnym, jakie jest jego podejście do przepisów i procedur.
Atak furii Kamińskiego
Kolejne spotkanie na szczycie w sprawie wyborów kopertowych w rezydencji premiera przy ul. Parkowej (uczestnicy to m.in.: Kaczyński, Sasin i prezes Poczty Polskiej Zdzikot) ma „charakter rozmowy politycznej, czy ustawa z 6 kwietnia będzie miała większość [po spodziewanym wecie Senatu]”. Nie ma na nim przedstawicieli Państwowej Komisji Wyborczej, choć zgodnie z prawem to ona nadal odpowiada za organizację wyborów.
Nowy prezes Poczty, którego na spotkanie na szczycie zaprosił Sasin, zapewnia polityków, że wybory kopertowe da się zorganizować. Ale „pod pewnymi warunkami”, które zależą od polityków: musi wejść w życie ustawa z 6 kwietnia i to na podstawie powszechnego konsensusu, bo zaangażować w wybory trzeba np. samorządy. Już na tym etapie wydaje się to mało prawdopodobne, bo po awanturze w Sejmie 6 kwietnia konsensus jest mało możliwy. Widać, że zaczyna się proces zrzucania z siebie odpowiedzialności: „uda się, jeśli ktoś inny zrobi to i to”.
Tymczasem na spotkaniu u premiera sytuacja polityczna się pogarsza: szef MSWiA Mariusz Kamiński w ataku furii grozi posłowi partii Gowina Michałowi Wypijowi więzieniem i „zniszczeniem” za protest w sprawie wyborów kopertowych [tego ataku Zdzikot nie pamięta, ale nie może „wykluczyć”; przyznaje, że było nerwowo, Kamiński to absolutnie wyklucza, mówi też, że spotkanie było spokojne. Może to być jednak inne spotkanie, bo Kamiński zeznaje, że bierze w nim udział Morawiecki – Wypij mówi o spotkaniu w willi premiera, ale bez Morawieckiego.
Przewodniczącemu komisji śledczej Jońskiemu udaje się dowieść, że Kamińskiego łatwo wyprowadza się z równowagi: za pytanie, czy Kamiński był u Morawieckiego trzeźwy, Kamiński nazywa Jońskiego świnią i wychodzi. Ale potem wraca.
Sytuacja jest „trudna”
W tym czasie – wedle relacji Szumowskiego – Gowin prowadzi jednak z opozycją rozmowy o tym, czy by w trybie super pilnym nie zmienić Konstytucji tak, by wybory prezydenckie zostały odłożone o dwa lata, a kadencja Dudy wydłużona, ale kosztem pozbawienia go prawa do reelekcji. Opozycja nie uważa, że można razem z PiS w trybie pilnym zmieniać Konstytucję.
„Sytuacja była rzeczywiście trudna, ale taka czy inna sytuacja nikogo nie zwalnia od stosowania przepisów prawa uchwalonych przez parlament” – komentuje w komisji śledczej dyr. Skwarka z NIK.
„Między 6 kwietnia a jego połową” – jak zeznaje Gowin – „było wiele rozmów politycznych z udziałem Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego, podczas których przekonywali mnie do zmiany stanowiska. Oprócz tego byłem informowany, że podejmowane są działania zmierzające do skompromitowania mnie, czy też do znalezienia argumentów – mówiąc potocznie – haków, które skłoniłyby mnie do zmiany stanowiska. Byłem informowany, że sprawdzane są biznesy mojego syna, że przeprowadzane są kontrole w podległym mi – jako ministrowi nauki i szkolnictwa wyższego – Narodowym Centrum Badań i Rozwoju. Byłem też informowany o tym, jakoby w mojej sprawie sprawdzano akta prokuratorskie w całym kraju”.
Tymczasem do obradujących na „roboczych” spotkaniach u Sobonia dociera, że 4 mln osób w Polsce nie ma skrzynek pocztowych. Co prawda pakiety wyborcze (wedle nieobowiązującej jeszcze ustawy z 6 kwietnia) nie wymagają potwierdzenia odbioru, ale gdzie je zostawić, jeśli nie ma skrzynek?
Poczta wpada na pomysł, że wewnętrzną regulacją wprowadzi zasadę, że jeśli ktoś nie ma skrzynki, to odbiór pakietu będzie musiał pokwitować osobiście – nie będzie tego robił listonosz. Sędzia Marciniak z PKW: I co? Kto by potem te potwierdzenia przetwarzał?
Wiadomo też już, że z powodu pandemii brakuje chętnych do pracy w komisjach wyborczych i nie ma podstaw prawnych, by samorządy przekazały spisy wyborców Poczcie. Nie wiadomo jak chronić członków komisji wyborczej ani czy w ogóle wytrzymają 12 godzin w maseczkach na twarzy (Świadek prof. Robert Flisiak: „Nie, nie wytrzymaliby. Młodzi, najbardziej wytrzymali lekarze pracujący w takim stroju na izbie przyjęć, byli w stanie wytrzymywać do 2 godzin”). Poczta przeprowadza analizy zasobów firm ochroniarskich – bo dociera do niej, że urny wyborcze z powodu pandemii nie będą mogły stać w placówkach pocztowych, tylko na zewnątrz i jakoś trzeba ich pilnować (Zdzikot).
12-30 kwietnia – do Senatu nadchodzą ekspertyzy o ustawie z 6 kwietnia. Zamówione i pisane przez ekspertów z własnej woli. „W 99 proc. miażdżące dla projektu: nie da się tych wyborów przeprowadzić w sposób bezpieczny” – zeznaje marszałek Grodzki. Opinie dotyczą nie tylko trybu przyjęcia ustawy (bez dyskusji, w trakcie kampanii wyborczej), ale i tego, co ona zakłada. M.in. liczenie głosów przez komisje w warunkach reżimu pandemicznego mogłoby trwać nawet dwa tygodnie. Samorządowcy apelują, by nie obciążać ich działaniami przed wejściem w życie ustawy – bo za działanie bez podstawy prawnej poniosą poważne konsekwencje.
14 kwietnia – były prezes Poczty Polskiej Sypniewski mówi wiceministrowi Soboniowi, że wybory są nie do przeprowadzenia. Potrzeba na nie 6-8 tygodni, a zostały cztery. Soboń potwierdza fakt takiej rozmowy. Mówi jednak, że Sypniewski mówił mu o „rozwiązywaniu problemów”, a nie o tym, że są one „nierozwiązywalne”. A poza tym przecież Soboń „formalnie” nie znał się na Poczcie i nie uważał, że uwagi Sypniewskiego do czegoś go zobowiązują.
15 kwietnia – wiceminister Soboń organizuje telekonferencję z udziałem szefów Poczty Polskiej, PWPW (ale nie prezesa Biernata), urzędników i przedstawicieli prywatnych firm – podwykonawców, którzy następnie zarobią na organizacji tych wyborów. „Rozmowy dotyczą tego, kto i kiedy oraz na jakiej podstawie będzie drukował i pakował pakiety wyborcze” – zeznaje Paweł Skóra z pionu informatycznego Poczty. „Nie znam ustaleń, ale musiało to być o wydrukowaniu kart” – zeznaje prezes PWPW Biernat.
Soboń unika jak ognia odpowiedzi na pytanie, kto to spotkanie zorganizował. Teraz może się to wymyślić zabawne, ale nieformalność tych poczynań oznacza, że nie ma dokumentów, notatek, a informacje i ustalenia będą rozchodzić się w sposób niekontrolowany – bo nieformalnie.
Soboń stara się umniejszyć swoją odpowiedzialność za to, ale na to nie mogą pozwolić jego podwładni (osoby niżej stojące w hierarchii PiS – bo o formalnym podporządkowaniu rzeczywiście mowy tu nie ma). W czasie konfrontacji z nim przed komisją prezes Kurdziel mówi jednak: „Soboń polecił mi to spotkanie zorganizować”. Firmy na to spotkanie zaprasza Soboń na podstawie listy od Kurdziela. A szef pionu informatycznego Poczty Paweł Skóra dodaje, że Soboń to spotkanie prowadził.
„Ryzyko biznesowe”
Według prezesów Poczty Soboń po rozmowie z Sasinem mówi im, że powinni organizować wybory „na zasadzie ryzyka biznesowego”. Czyli bez ustawy i umowy z rządem. Soboń tego akurat nie pamięta. Potwierdza jednak, że – co do zasady – informacje z takich spotkań przekazywał Sasinowi.
Nie ma ustawy, premier decyduje, a Sasin i Kamiński się starają
15 kwietnia – w TVN minister Łukasz Szumowski mówi, że wybory lepiej przełożyć, a koncepcja Jarosława Gowina, by o dwa lata wydłużyć kadencję Andrzeja Dudy, jest bardzo dobra. Szumowski słyszy też od „pana premiera i pana prezesa”, że to dobra propozycja. Tyle że Kaczyński i Morawiecki nie dysponują w Sejmie większością do zmiany Konstytucji.
To jest już trzecie potwierdzenie, że w systemie PiS ważne jest tylko to, czy coś się podoba „panu prezesowi” (przedtem mówił o tym Bielan i Gowin).
16 kwietnia – premier Mateusz Morawiecki wydaje oczekiwaną przez podwładnych decyzję administracyjną o organizacji wyborów kopertowych z poleceniami dla Poczty i PWPW. Projekt decyzji przedstawia premierowi szef jego kancelarii Michał Dworczyk. Jest on negatywnie zaopiniowany przez służby prawne KPRM i Prokuratorię Generalną. Problemem jest to, że jej podstawą jest ustawa, która nie obowiązuje. Tego nie udało się obejść, tak jak w przypadku obowiązku noszenia maseczek czy zakazu wychodzenia z domu „bez powodu”. Minister zdrowia Łukasz Szumowski twierdzi, że premier znał w tym momencie jego zastrzeżenia do organizacji wyborów, bo o tym rozmawiali.
Jeśli to prawda, to 10 dni wystarczyło, by posypała się polityczna jedność PiS.
NIK: W momencie wydania przez premiera decyzji nie dysponuje on żadną formalną analizą jej skutków ani potwierdzeniem, że na realizację tej decyzji są pieniądze. No i pieniędzy nie będzie.
„Przygotowanie” czy „organizowanie”
Michał Dworczyk tłumaczy przed komisją śledczą, że premier nie decydował o „organizacji” wyborów, ale zlecał tylko „działania przygotowawcze”. Tu po raz pierwszy (ale nie ostatni) pojawia się argument, że „przygotowanie” to nie to samo co „organizowanie”. „Poczta Polska nie potraktowała tej decyzji jako polecenia, żeby się przygotować. Oni już zaczęli działać. Więcej, premier zleca wprost PWPW wydrukowanie kart do głosowania. Tymczasem zgodnie z prawem może o tym decydować wyłącznie Państwowa Komisja Wyborcza” – tłumaczy dyr. Skwarka z NIK. „To rozporządzenie jest przekroczeniem uprawnień”.
Kontrola NIK wykazuje, że po wydaniu decyzji Kancelaria Premiera zleca sporządzenie opinii prawnych uzasadniających ją. Wstecznie.
16 kwietnia – w rezydencji premiera odbywa się spotkanie (kolejne spotkanie?) na szczycie. Uczestniczy w nim Morawiecki, Kaczyński, Sasin, Zdzikot, a także delegacja Porozumienia Gowina: Jadwiga Emilewicz, Wypij i Ociepa. I tam Sasin z Kamińskim wyjaśniają delegacji Porozumienia, jak przebiega organizacja wyborów. Wszystko odbywa się spokojnie, nie jest to spotkanie ważne, jedynie – zdaniem Kamińskiego – informacyjne. Morawiecki ma tam zapowiedzieć, że organizacja wyborów przebiega pomyślnie.
16 kwietnia wieczorem – członkowie gabinetu politycznego szefa MSWiA Kamińskiego ustalają, że nie da się sfinansować decyzji premiera bez dodatkowej ustawy, która przesunie środki budżetowe. Czyli kwestionują zasadność działania na podstawie decyzji premiera.
Także wieczorem 16 kwietnia Wiktor Klimiuk z MSWiA pisze do szefa gabinetu politycznego ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego maila, że ustawa z 16 kwietnia nie rozwiązuje problemu z drukiem kart (czytaj – odpowiedzialności władz MSWiA i PWPW):
formalnie wzór karty wyborczej nadal ustala PKW. Straci to prawo 18 kwietnia. Ale ustawa, która pozwala to zrobić Poczcie i Ministrowi Aktywów Państwowych, nie weszła w życie – więc cokolwiek zrobi Wytwórnia (użyje starych wzorów czy zrobi własne), będzie kłopot;
nie wiadomo, ile będzie kosztował wydruk kart;
nie jest rozwiązana kwestia II tury wyborów (wygląda na to, że Wiktor Klimiuk pierwszy zauważa problem, że II tury w trybie kopertowym nie da się zrobić, bo dwa tygodnie to za mało na druk i dystrybucję kart wyborczych).
Etap prawnej próżni. Premier kazał, ustawy nie ma
16 kwietnia – Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych dostaje decyzję wydrukowania kart wyborczych (zeznanie Zdzikota). Jak z kolei zeznaje Wiktor Klimiuk z MSWiA, to min. Kamiński sprawdza w PWPW, czy Wytwórnia jest w stanie wydrukować karty wyborcze, a na informacji przygotowanej przez prezesa PWPW pisze „zatwierdzam” lub „potwierdzam”.
Wcześniej – jak zeznaje prezes PWPW Biernat – odbyły się „dwa lub trzy spotkania”, na których omawiano wzór karty do głosowania (bez podstawy prawnej) i „proces technologiczny”.
16 kwietnia – staje się jasne, że Senat nie rozpatrzy ustawy z 6 kwietnia przed 5 maja. Wykorzysta cały dostępny czas.
Prezes Poczty Zdzikot wie już, że wybory są nie do przeprowadzenia. Prezes PWPW Biernat wie, że polecenia władzy nie da się wykonać zgodnie z prawem.
Wydruk kart zajmie 10 dni, więc prezes Biernat musi je drukować bez podstawy prawnej „bo inaczej nie zdąży”. Uważa jednak, że nie może ignorować decyzji administracyjnej premiera „ze względu na ryzyko”. PWPW zaopatruje się w opinię prawników, wedle których wykonanie decyzji premiera „nie budzi wątpliwości prawników”.
Prezes Zdzikot myśli podobnie: gdyby nie zrobił teraz nic i czekał na ustawę do 6, 7 czy 9 maja, to wyjdzie na to, że Poczta się do wyborów nie przygotowała. „Musi” więc organizować wybory bez ustawy – by nikt nie obarczył go potem odpowiedzialnością za niepowodzenie. Poczta dalej organizuje wybory „na zasadzie ryzyka biznesowego”. To, czy informatycy dowiozą system, ma się okazać dopiero 5 maja.
Sędzia Marciniak czyta Dzienniki Ustaw
Kolejna ustawa covidowa 2.0 – z 16 kwietnia (wchodzi w życie 18 kwietnia) – odbiera Państwowej Komisji Wyborczej prawo drukowania kart wyborczych. To pogłębia chaos (Bogdan Skwarka z NIK mówi o „pustce prawnej”), bo ustawa z 6 kwietnia – nie obowiązuje aż do 9 maja 2020 roku. Skwarka: „Od tego momentu do 9 maja nie ma żadnych podstaw prawnych do organizowania przez Pocztę i PWPW wyborów kopertowych”. Sylwester Marciniak z PKW dodaje: „W tym czasie nadal obowiązuje Kodeks Wyborczy, z wyjątkiem prawa PKW do drukowania kart wyborczych. Nie ma podstawy do organizowania wyborów kopertowych”.
Ale ustawa z 16 kwietnia jest niezwykle obszerna. Do PKW dopiero 20 kwietnia dociera, że została pozbawiona praw drukowania kart. Przewodniczący PKW Marciniak o wszystkich zmianach wie tylko dlatego, że codziennie czyta sobie Dziennik Ustaw.
Choć PKW odpowiada nadal za organizację wyborów (z wyjątkiem druku kart), to nie wie, co robią w sprawie wyborów Poczta Polska i PWPW. I nie pyta. Choć na poziomie dyrektorskim miała konsultować projekt kart. Nie wiadomo, czy wiedział o tym sędzia Marciniak, bo słowem o tym przed komisją nie wspomniał.
Etap szukania usprawiedliwień na piśmie
Poczta Polska (wiceprezes Grzegorz Kurdziel) informuje mailem wicepremiera Sasina, że pierwsze pieniądze na wybory trzeba będzie wydać do końca tygodnia (17 kwietnia). Na co Sasin odpisuje, że jest gotowy podpisać umowę, która będzie podstawą do wydawania pieniędzy. Prezes Poczty Zdzikot podkreśla, że Sasin obiecał mu, że na pewno umowę zawrze. Soboń nie bierze w tym udziału. Zeznaje, że decyzje podejmował Sasin.
17 kwietnia – Poczta Polska z PWPW zawierają umowę o poufności. Co świadczy o tym, że kolejnym krokiem ma być podpisanie umowy (PWPW zapewnia druk kart, a Poczta je pakuje). Nie można więc teraz tłumaczyć, że umowa była „dorozumiana”. Umowa PWPW–Poczta podpisana jednak nie będzie, zatrzymuje to Piotr Ciompa. PWPW wykrywa, że Poczta ma inne liczby pakietów wyborczych niż PWPW – liczby kart wyborczych.
Minister zdrowia zabiera głos
17 kwietnia, dzień po decyzji premiera – minister zdrowia Łukasz Szumowski wydaje publiczne zalecenia, by przełożyć wybory do momentu wynalezienia szczepionki. A najlepiej przedłużyć kadencję Andrzeja Dudy o dwa lata (jak chce Gowin, z którym Szumowski jest związany politycznie – był jego zastępcą w ministerstwie nauki od 2015 roku). A jeśli się „nie da uzyskać zgody politycznej” w tej sprawie, to wybory korespondencyjne są lepsze. Jest to jedyne formalne stanowisko Ministerstwa Zdrowia. Szumowski tłumaczy przed komisją, że nie formułował zaleceń kategorycznie, bo i tak ostateczna decyzja należała do Sejmu, a ustawy jeszcze wtedy nie było.
19 kwietnia – rusza druk pakietów wyborczych. „Czyli bez ustawy o wyborach kopertowych?” – pyta Biernata poseł Karnowski. „Na to wygląda. Ale inaczej byśmy nie zdążyli” – odpowiada prezes PWPW Biernat.
Drukiem zajmuje się podwykonawca PWPW, któremu wytwórnia dostarcza technologii i farb będących produktami ścisłego zarachowania. Druk kart wyborczych odbywał się pod nadzorem PWPW, ale w tym prywatnym podmiocie. PWPW wyda na to kwotę „rzędu 4 mln zł”.
21 kwietnia – Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych występuje do MSWiA o zawarcie umowy. Ta umowa też nie zostaje podpisana. Wytwórnia dowiaduje się bowiem, że zlecenie na druk kart wyborczych złożyła Poczta, więc umowa już nie jest potrzebna. Ale w zleceniu nie ma słowa o Poczcie. Poczta zleca tylko dostarczenie pakietów (wykrywa to w dokumentach posłanka Filiks). Prezes PWPW Biernat zmienia więc przed komisją front: podstawą zlecenia jest „decyzja pana premiera”.
Baza PESEL podróżuje, umów na druk i pakowanie kart wyborczych nie ma
Teraz robi się naprawdę gorąco: z fazy drukowania kart wyborczych bez podstawy prawnej przechodzimy do obracania danymi osobowymi wyborców.
Ustawa „tarcza covidowa 2.0” z 16 kwietnia daje też Poczcie Polskiej prawo do pobrania z Ministerstwa Cyfryzacji bazy PESEL. Nikt tego przepisu nie konsultował z Urzędem Ochrony Danych Osobowych. A prezes UODO Jan Nowak „nie zajmuje się wyborami”, więc i tym się nie interesuje. Pytania rodzą się w głowie prezesa Nowaka dopiero 18 kwietnia, kiedy ustawa wchodzi w życie i wtedy zastanawia się, czy ustawa zgodna jest z RODO. Wychodzi mu, że jest.
20 kwietnia – Poczta występuje do Ministerstwa Cyfryzacji o pełną bazę PESEL – dane 30 mln osób, które 10 maja 2020 roku będą miały co najmniej 18 lat. Ministerstwo nie widzi ryzyka, gdyż z Poczta jest „zaufanym partnerem”, który pobierał już dane z bazy PESEL np. do sprawdzania danych osób, które nie płacą abonamentu RTV. I nigdy nie dochodziło tam do wycieku. Być może wie o tym wniosku Urząd Ochrony Danych Osobowych, bo mimo że prezes o transferze danych „dowiedział się po fakcie”, to jednak problem prawny jest mu znany od 18 kwietnia. Być może więc nawet instytucja prezesa Nowaka podpowiada, jak te dane przekazać. Ale ówczesny prezes UODO Jan Nowak nie jest tego pewien, zeznając przed komisją śledczą, bo w zasadzie zareagował dopiero oświadczeniem na stronie UODO 24 kwietnia.
20 kwietnia – Senat prosi PKW o przedstawienie stanowiska w sprawie ustawy z 6 kwietnia. Bo nad ustawą ciągle pracuje. Świadek prof. Flisiak: „Senat był pierwszą instytucją rządową, która zwróciła się o opinię epidemiologiczną. Pierwszą i jedyną”.
Drukujemy karty wyborcze – bez wzoru i bez ustawy
Prezes PWPW pokazuje min. Kamińskiemu gotowe karty, które można wysłać Poczcie Polskiej. Wytwórnia wydrukowała je bez umowy i bez szacowania kosztów. Dyr. Skwarka z NIK: Wydrukowanie kart bez podstawy prawnej – a takiej podstawy wtedy nie było – to poważny problem.
Wiktor Klimiuk z MSWiA tłumaczy teraz, że druk kart nie nastąpił bez umowy, bo skoro PWPW wydrukowała karty, a Poczta je przyjęła, to świadczy to o zawarciu umowy. Nie ma jednak takiego dokumentu – a chodzi o publiczne pieniądze. Posłowie PiS przed komisją tłumaczą, że „w Polsce jest wolność umów”, więc można było zawrzeć „umowę hybrydową”. Dyr. Skwarka z NIK: przecież projekt tej umowy istniał na papierze. Więc o czym my rozmawiamy?
21 i 22 kwietnia – wiceminister Artur Soboń z MAP udziela wywiadów w mediach w sprawie wyborów kopertowych. Mówi tam o wielu szczegółach organizacji zbierania głosów. O tym, jak będą identyfikowani wyborcy i jak będą zbierane głosy (do worków). Pokazuje to, że ma ogromną wiedzę o tych przygotowaniach. Nie dzieli się publicznie żadnymi wątpliwościami i bagatelizuje pytania dziennikarki – choć teraz, przed komisją, zeznaje, że tych wątpliwości miał wtedy coraz więcej.
Kto za to zapłaci?
22 kwietnia – Poczta wysyła wicepremierowi Sasinowi projekt umowy Poczta–MAP. Sasin, podobnie jak Mariusz Kamiński z MSWiA też jej nie podpisze. Wiceprezes Poczty Zdzikot podkreśla, że Sasin nie zgłaszał żadnych uwag do przesłanego mu projektu. Dlatego nie ma pojęcia, dlaczego Sasin go nie podpisał. „Do zawarcia umowy powinno było dojść”. W sumie Poczta „w ramach ryzyka biznesowego” wyda 88 mln zł.
NIK: Zgodnie z decyzjami premiera, MSWiA było zobowiązane do podpisania umowy z PWPW, a MAP z Pocztą Polską. Obie państwowe firmy przekazały swoim ministerstwom szacunki dotyczące kosztów. Negocjowały koszty z podwykonawcami. Ale nie miały umów. "Naszym zdaniem firmy powinny przed wykonaniem podpisać stosowną umowę i dołożyć należytej staranności, żeby wydane pieniądze do nich wróciły. To była podstawa wniosków NIK do prokuratury.
„Zwłaszcza że to nie są środki spółek tylko również podatników” – zeznaje Bogdan Skwarka z NIK.
PESEL nie wystarczy. Kto wyśle maile?
22 kwietnia – szef pionu informatycznego Poczty Paweł Skóra przywozi z Ministerstwa Cyfryzacji na zaszyfrowanej płycie DVD całą bazę PESEL. Jest eskortowany przez uzbrojony konwój. Baza zostaje zassana do systemu informatycznego Poczty tylko po to, by Poczta wiedziała, ile mniej więcej pakietów wyborczych dostarczyć do konkretnych punktów węzłowych WER (Wydziałów Ekspedycyjno‑Rozdzielczych Poczty) i do placówek pocztowych.
Jednak przekazanie danych obywateli w taki sposób jest po prostu sprzeczne z RODO, co potwierdzają potem sądy w wyrokach. Bowiem RODO – rozporządzenie o ochronie danych osobowych obowiązujące w całej Unii Europejskiej – mówi wyraźnie, że jeden przepis w ustawie (art. 99) nie wystarczy do przerzucania się danymi milionów osób. Trzeba spełnić warunki dodatkowe, m.in. upewnić się co do celowości operacji (a cel jest w ustawie, która nie weszła w życie – czyli go nie ma), zanalizować ryzyko i upewnić się, że środki bezpieczeństwa są do niego adekwatne.
Obywatele zaczynają składać skargi do Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych, instytucji powołanej do ochrony danych i prywatności. UODO skargi odrzuca jako niezasadne, gdyż przyznaje rację władzy.
Kolej na samorządy
Baza PESEL nie jest jednak tożsama ze spisami wyborców. Te są w dyspozycji samorządów.
W nocy z 22 na 23 kwietnia – wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast dostają w mailu wnioski o przekazanie danych ze spisu wyborców. Poczta wysyła je na podstawie ustawy z 16 kwietnia. Odmawia wysłania tego maila szef informatyków Poczty Polskiej, Paweł Skóra, któremu każde to zrobić szef, wiceprezes Tomasz Janka. Skóra mówi mu: „takiej komunikacji nie prowadzi się mailowo, bo nie jest to bezpieczna forma komunikacji. Nie da się tu potwierdzić nadawcy – a mail nie był podpisany podpisem kwalifikowanym”. Skóra tłumaczy, że taki mail ie budzi zaufania, bo każdy sobie może zrobić nagłówek „Poczta Polska”. Odpowiedź brzmi „To jest polecenie Zarządu”. Skóra mówi, że tego nie zrobi. Mailing więc przeprowadza jego pracownik (i – niebawem – następca na stanowisku) Jarosław Gromadziński. Ten wysyła maila nocą, gdyż Zarząd chciał, by wysyłka wyszła tego samego dnia.
Protest Skóry więc nic nie daje. Poza tym, że niebawem straci on stanowisko.
Następnego dnia do Poczty dociera jednak, że niepodpisany mail to skandal (mówi to przed komisją Skóra, ale też prezesi Poczty oraz minister cyfryzacji). Wobec tego wiceprezes Janka poleca Skórze wysłanie wezwania do samorządów systemem ePUAP. Skóra odmawia – mówi, że może pomóc, ale tego nie zrobi.
Wobec tego wezwanie idzie ze specjalnej skrzynki ePUAP Poczty, którą błyskawicznie zakłada Ministerstwo Cyfryzacji (zgodę wydaje minister cyfryzacji). Minister wie bowiem, że Poczta ma prawo prosić o listy. Wie też, że samorządy nie mają podstawy prawnej, by listy wydać – ale to mu nie przeszkadza.
Jak użyć list wyborczych, o ile będą
23 kwietnia PKW wysyła samorządowcom potwierdzające to stanowisko. Bo listy – w przeciwieństwie do bazy PESEL – nie służą „przygotowaniom”, ale już wprost „organizacji” wyborów. A do organizacji wyborów przez Pocztę nie ma podstaw prawnych (brak ustawy).
Bogdan Skwarka (NIK) przed komisją: Do wezwania samorządowców o wydanie spisów wyborców nie było żadnej podstawy prawnej.
Zatem samorządy rozpatrują wniosek Poczty – ale w większości odmownie (odpowiada 541 gmin na 2400, jednocześnie, jak wykrywa NIK, samorządowcy zasypują KPRM pytaniami w sprawie tego wezwania. KPRM odmawia jednak odpowiedzi, twierdząc, że gminy nie są stronami tej decyzji). Zdaniem PiS to zachowanie opozycyjnych samorządowców uniemożliwiło przeprowadzenie wyborów.
24 kwietnia prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych Jan Nowak wydaje stanowisko (żeby zmniejszyć w ten sposób liczbę wpływających skarg). Stwierdza, że wybory to nie jego sprawa, tylko PKW. Natomiast Poczta mogła pozyskać dane z bazy PESEL na podstawie art.99 ustawy covidowej oraz decyzji premiera z 16 kwietnia. UODO też – podobnie jak Minister Cyfryzacji – oddziela „organizację wyborów” od „przygotowania wyborów”. Baza PESEL nie służy „przygotowaniu” ale „organizacji”, więc wszystko jest w porządku. Problemów z ryzykiem obracania całą bazą PESEL w spółce Poczta Polska prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych nie widzi.
Tymczasem do rządowych organizatorów na szczeblu rządowym „wyborów kopertowych” dociera, że samorządy prowadzą spisy wyborców w różnych formatach i być może nie da się ich szybko użyć. Gdyby ktokolwiek zrobił analizę przewidzianą przez RODO, wiedziałby to wcześniej.
Mariusz Kamiński upewnia się, czy PESEL został oddany
Wiceprezes Poczty Zdzikot przed komisją: „Fakt istnienia różnych formatów danych doprowadził władze do stworzenia centralnego rejestru wyborców w 2023 roku”. Paweł Skóra o problemie ze spisami wie wcześniej, ale zakłada, że dałoby się spisy ujednolicić. Choć „ryzyko oczywiście było”. Soboń przed komisją: bez spisów nie dało się przeprowadzić wyborów. „Na tym polega człowiek myślący, że ma wątpliwości”.
Do PKW właśnie wtedy dociera, co się stało: że została pozbawiona części uprawnień. Sędzia Marciniak nie doczytał tego w ustawie z 16 kwietnia („gdyż była obszerna”, a przepis dotyczący PKW miał numer 99). Sędziego Marciniaka z PKW alarmują samorządowcy. Pytają, co zrobić z żądaniami Poczty, by wydać jej spisy wyborców. PKW wyjaśnia, że w ustawie covidowej 2.0 jest przepis (art. 99) pozwalający wydać dane wyborców Poczcie. Jednak nadal nie obowiązują przepisy o samych wyborach kopertowych – bo te są w nieobowiązującej ciągle ustawie z 6 kwietnia. Czyli nie ma podstaw prawnych.
Około 22-24 kwietnia, już po przekazaniu bazy PESEL Poczcie, minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński organizuje u siebie spotkanie ad hoc w sprawie wyborów kopertowych. Jest na nim też zastępca Kamińskiego, wiceminister Błażej Poboży, minister zdrowia Szumowski, wiceminister Cieszyński, oraz ściągnięty w trybie nagłym minister cyfryzacji Marek Zagórski. Spotkanie dotyczy „procedury przekazywania wyborcom pakietów wyborczych”, rozważane są na nim, ale „niekonkluzywnie to, czy nie dałoby się przeprowadzić w innym terminie”. Kamiński upewnia się u ministra cyfryzacji, czy przekazał dane PESEL.
Etap szukania potwierdzeń własnej niewinności
Na podstawie obietnicy Sasina Poczta bierze się jednak za „organizację wyborów” (są na to maile o kalkulacji kosztów), choć jej szefowie zdają sobie sprawę, że nie wolno im tego robić.
Poczta podpisuje umowy z pośpiesznie wybranymi podwykonawcami i wydaje pieniądze (NIK: są dwie umowy po 15 mln zł).
Wiceprezes Poczty Zdzikot zaopatruje się w opinię prawników, że musiał wydać na organizację wyborów pieniądze, nie czekając na umowę z Ministerstwem, gdyż decyzja premiera z 16 kwietnia miała klauzulę natychmiastowej wykonalności.
PWPW robi tak jak Poczta: tłumaczy się, że musiało wydrukować karty wyborcze, bo tego wymaga rozporządzenie premiera.
28 kwietnia – Piotr Ciompa z PWPW pisze maila, którego adresatem jest m.in. prezes Maciej Biernat, że umowę z podwykonawcą trzeba podpisać zaraz po północy w dniu, kiedy ustawa o wyborach kopertowych wejdzie w życie. I że prawnicy muszą to jakoś wymyślić – podpisanie umowy w dzień nie wchodzi w grę, bo sądy mogą to różnie zinterpretować.
MSWiA nie płaci PWPW za druk kart. W ten sposób unika kolejnej pułapki: premier kazał MSWiA zapłacić, ale jego rozporządzenie nie ma podstawy w ustawie – bo ustawy jeszcze nie ma. MSWiA robi sobie w tej sprawie specjalną prawną analizę.
Wiceminister Soboń rozporządzeniem premiera nie może się posłużyć, bo jego ono nie dotyczy. Do obrony używa więc formalnego zakresu obowiązków w Ministerstwie. Nie obejmuje on współpracy z Pocztą. Zdaniem Sobonia zakres ten czyni jego działania „nieformalnymi”.
Kto za to zapłaci? cd.
Poczta i PWPW zaczynają gorączkowe poszukiwania tego, kto im zwróci wydane pieniądze. Szef MAP mówi, że „on żadnej umowy nie podpisywał i jest czysty”, szef MSWiA tak samo. Minister Kamiński zeznaje, że planował zapłacić, ale „później”, kiedy będzie już wiadomo, ile to kosztowało. „Doprowadzono do takiej sytuacji, że gdyby Sejm nie przyjął potem specjalnych przepisów, to być może tych środków firmy nigdy by nie odzyskały. A jest tajemnicą poliszynela, że zarówno PWPW, jak i Poczta Polska, zwracały się do szefa MSWiA i MAP o refinansowanie tych środków i zostały ”wysłane na drzewo" – mówił dyrektor Skwarka z NIK.
30 kwietnia – prezes PWPW Maciej Biernat pisze do posła Bielana maila, w którym opisuje zabezpieczenia pakietów wyborów (niezbyt szczegółowo, ale że są bardzo poważne). Na jakiej podstawie? Bo prosił go kolega z zarządu, ale Piotr Ciompa. Biernat nie wiedział, kim jest Bielan – dopiero teraz wie, że był głównym architektem procesu wyborczego. I dziś Maciej Biernat uważa, że ten mail był błędem. Bielan przyznaje przed komisją, że ma skrzynkę na gmailu, ale ma „wiele adresów” i zupełnie „nie pamięta tej korespondencji”. A z Ciompą nie miał kontaktów.
5 maja (dopiero) – prezes Urzędu Ochrony Danych zwraca się do Ministerstwa Cyfryzacji, czy aby dane udostępnione Poczcie są bezpieczne.
Etap paniki. Władza umarza śledztwo po dwóch godzinach
23 kwietnia około godz. 16:00 prokurator Ewa Wrzosek wszczyna sprawę w sprawie zagrożenia epidemiologicznego stwarzanego przez organizację wyborów kopertowych. Wcześniej ustaliła, że zgłoszenie obywatela może być zasadne. Epidemiolodzy ostrzegają, że ustawa „kopertowa” procedowana przez parlament jest obarczona ryzykiem dla osób pracujących przy wyborach, a przez to doprowadzi do rozprzestrzenienia się pandemii. Jest też w tej sprawie publiczne stanowisko ministra zdrowia Szumowskiego.
Po godz. 18:00 sprawa zostaje umorzona przez jej zwierzchniczkę, prok. Edytę Dudzińską. Przed komisją zeznaje ona, że Wrzosek nie miała prawa zajmować się tą sprawą, gdyż niewyraźna dekretacja Dudzińskiej na aktach to słowa „dla mnie”. Nikt nie zauważył w prokuraturze, że prok. Wrzosek ma od trzech tygodni nie swoją sprawę. Nikt nie ustalał też, jak do rzekomej pomyłki doszło. Wedle komunikatu rzeczniczki prokuratury z 23 kwietnia powodem umorzenia jest to, że do przestępstwa nie doszło: wyborów nie było i nie wiadomo, kiedy będą (!).
Tego dnia wiadomo już, że wybory są praktycznie nie do przeprowadzenia, a poszły na nie bez podstawy prawnej pieniądze publiczne. Reakcja zwierzchników Dudzińskiej, którzy wysyłają ją do pracy po godzinach, świadczy o tym, że gdzieś na górze w PiS ktoś już zaczyna sobie z tego zdawać sprawę.
PiS jednak dalej szuka większości dla operacji „wybory kopertowe”. I to mimo tego, że wybory są niewykonalne – a wie o tym coraz więcej osób w partii. Ustawa zalegalizowałaby przynajmniej częściowo dotychczasowe działania. PiS zbiera więc głosy do odrzucenia spodziewanego weta Senatu.
Gowin dostaje kolejne ostrzeżenie
W tym mniej więcej czasie tajemniczy funkcjonariusz służb specjalnych ostrzega Gowina, by miał się na baczności. „Zbierane są na pana haki”.
Gowin rozmawia z posłami opozycji i „próbuje znaleźć jakieś rozwiązanie”. Czyli przełożyć wybory o dwa lata. "Nie czułem się osobiście szantażowany, ale wiem o rozmowach, jakie odbywali posłowie Porozumienia. Ówczesna wiceminister Iwona Michałek była zaproszona przez Mateusza Morawieckiego na spotkanie do willi premiera i tam sugerował jej dymisję, jeśli nie poprze tych wyborów. Z kolei pracujący w administracji członkowie rodziny Michała Wypija byli nagabywani, by wpłynęli na pana posła” – zeznaje Gowin przed komisją. Okazuje się, że to ojca Wypija nagabuje doradca Andrzeja Dudy, Jerzy Milewski (spotkanie odbywa się na stacji benzynowej pod Szczytnem).
Gowin: „W trakcie licznych wtedy moich rozmów z Jarosławem Kaczyńskim analizowaliśmy rozmaite możliwe scenariusze, ale żaden z tych scenariuszy nie był dla nas satysfakcjonujący. Albo nie chciał go zaakceptować Jarosław Kaczyński – na przykład wprowadzenia stanu klęski żywiołowej – albo ja nie byłem skłonny przychylić się do argumentów Jarosława Kaczyńskiego, że wybory kopertowe jednak da się zorganizować, że są one zgodne z zasadami Konstytucji”,„Natomiast drugi argument miał charakter polityczny. Jarosław Kaczyński obawiał się, że przesunięcie wyborów dalej w czasie zmniejsza szanse wyborcze Andrzeja Dudy”. „ Oczywiście to był ten argument – przywołany już przeze mnie – zmniejszenia szans wyborczych Andrzeja Dudy w przypadku wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, co oznaczało, że wybory przesuwałyby się co najmniej o trzy miesiące. Badanie nastrojów opinii publicznej wskazywało, że te nastroje – siłą rzeczy w warunkach pandemii i lockdownów – były stopniowo coraz gorsze. Jarosław Kaczyński bał się porażki Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich”.
Straszenie posłów od Kukiza
Politycy PiS próbują zmusić do głosowania za wyborami kopertowymi (kiedy ustawa wróci z Senatu) posłów z ugrupowania Pawła Kukiza. Świadek Paweł Kukiz słyszy wprost, że chodzi o zwiększenie szans wyborczych Andrzeja Dudy. Co oznacza, że władza wykonawcza łamie prawo, by wpłynąć na wynik wyborów.
Świadek Jarosław Sachajko, kolega Kukiza, przyznaje, że prezes firmy drobiarskiej Cedrob zaprosił go do premiera, by tam zaproponować mu – posłowi ówczesnej opozycji – stanowisko w Ministerstwie Rolnictwa za poparcie wyborów kopertowych. Sachajko lobbuje tam za swoim „programem białkowym” i z negocjacji nic nie wychodzi.
Sam Kukiz – wtedy poseł niepopierający PiS (obecnie, w trzeciej swojej kadencji – wybrany z list PiS) – ujawnia tę korupcję w ogromnym, emocjonalnym i bardzo szczegółowym wpisie na Facebooku z 5 maja. Pisze, że PiS stawia na swoim „dzięki gangsterskim metodom przekupstwa i szantażu”. A także, że „Dworczyk na to, że taka jest linia partii, że wybory muszą być w maju i nic się nie da zrobić”. Tymczasem opozycja próbuje przeciągnąć na swoją stronę ludzi Gowina, oferując mu stanowisko marszałka Sejmu – zeznaje Kukiz.
Problemy okazują się nie do przejścia: 10 maja jest nierealny
Kolejne analizy doprowadzają organizatorów wyborów kopertowych do wniosku, że wybory będzie trzeba przesunąć na 17 maja. I taką datę wskazywał na „spotkaniach roboczych” z Pocztą wiceminister Soboń. Na to także nie było żadnej prawnej podstawy, bo – powtórzymy n-ty raz – ustawa z 6 kwietnia nie weszła w życie.
Wedle wiceprezesa Zdzikota 17 maja to też termin nierealny. W grę wchodzi 23 maja i to tylko dla I tury. II tura jest w ogóle niewykonalna, bo nie da się jej organizować w dwa tygodnie, jak wymaga prawo.
W planie organizacji wyborów przez Pocztę Polską nie ma w ogóle mowy o II turze wyborów prezydenckich. Ale „to nie był problem Poczty – ona miała tylko doręczyć pakiety” – zeznaje prezes Zdzikot. Tłumaczy się, że choć nikt w kraju nie byłby w stanie przygotować i rozdystrybuować nowych pakietów wyborczych do II tury, to przecież „może ktoś w Unii Europejskiej umiałby to zrobić”.
28 kwietnia – A może użyć ponownie kart z I tury? I dodać zalecenie, żeby wybierać tylko spośród kandydatów, którzy przeszli do drugiej tury? To jest rekomendacja pracowników PWPW dla prezesa Macieja Biernata, którą przekazuje do MAP. „II turę da się zrobić tylko na kartach takich samych jak do I tury, które należało wydrukować przed I turą” (!) – ostrzegają pracownicy PWPW. Sylwester Marciniak z PKW: Nie nie, to nie byłoby właściwe. Bo np. jedne komisje by tych kandydatów niestartujących w II turze skreśliły, a inne nie".
Wiceminister Artur Soboń zeznaje, że o niemożliwości zorganizowania II tury nie wiedział „na początku kwietnia”, ale potem jego wiedza była „szersza”. Zatem mógł znać maila z PWPW.
W III dekadzie kwietnia wie też, że Poczta nie dostała spisu wyborców, więc także I tura jest niemożliwa do przeprowadzenia 10 maja.
Tak więc w drugiej połowie kwietnia wybory „kopertowe” są organizowane ze świadomością, że nie da się ich zacząć ani dokończyć.
Soboń tłumaczy się jednak, że „nie mógł się zajmować II turą, bo nie wiedział, czy będzie potrzebna”. Nie rozumie też, dlaczego on miałby mieć „jakiś plan na II turę” – nie był „formalnie” za to odpowiedzialny.
Sędzia Marciniak zabiera głos
Soboń: „nie wiadomo, czy wybory były do zorganizowania, gdyż nie sprawdzono tego w praktyce”.
28 kwietnia i 4 maja – nad ustawą z 6 kwietnia o powszechnych wyborach kopertowych pracują komisje senackie. Sylwester Marciniak z PKW dopiero tam zabiera publicznie głos i przekazuje zastrzeżenia, które ma od dawna. Senat uwzględnia jego głos, przygotowując decyzję o wecie. „Wtedy jednak wiadomo było, że ustawa nie wejdzie w życie tak, by wybory mogły się odbyć 10 maja”. Marciniak uważa, że prace senackie były potrzebne („ale pytanie, czy aż tak długie” – asekuruje się).
Jak zeznaje Grodzki, sędzia Marciniak przed komisją senacką jest radykalny. Mówi tam, że wyborów nie da zrobić i że PKW nie ma pojęcia, jak przygotowywane są karty. Co jest o tyle dziwne, że prezes PWPW Biernat opowiada, że konsultował się z PKW – tyle że z osobami z niższego szczebla. Byłby to ślad na rozpad instytucji publicznych w wyniku tego bezprawnego procederu.
28 kwietnia szef pionu informacji Poczty Polskiej „traci kontakt” ze swym przełożonym, wiceprezesem Janką. Nie wie więc, czy do Poczty dochodzą spisy wyborcze i czy Poczta pracuje nad stworzeniem spójnej bazy dla listonoszy. Nadal nie ma ustawy o wyborach kopertowych
Soboń próbuje zatrzymać pociąg, a potem jedzie w góry
30 kwietnia – Soboń w mailu do szefa KPRM Michała Dworczyka przedstawia cały zestaw argumentów przeciwko organizacji wyborów kopertowych. Zebrał rzeczywiście (co potwierdzają inni świadkowie) wiedzę w czasie kolejnych spotkań i rozmów. Po wysłaniu tego maila jedzie na majówkę w góry.
Mail Sobonia do Dworczyka
Treść maila przytacza przed komisją Jarosław Gowin:
Po pierwsze – z powodu zapisów w ustawie (czas potrzebny w dużych miastach na liczenie głosów dla gminnej komisji) i technicznej możliwości druku oraz przygotowania 30 mln pakietów wyborczych druga tura nie może się odbyć w konstytucyjnym terminie 14 dni. To są słowa ministra Artura Sobonia.
Po drugie – przygotowanie wyborów w tych warunkach to partyzantka, której pierwsze efekty już widać (ktoś wyniósł od jednego z podwykonawców Poczty Polskiej pakiet wyborczy). Szczególnie wrażliwe są spisy wyborców, które Poczta Polska ma przetwarzać na potrzeby swojego IT, zakładając, że otrzyma je od 100% gmin (nierealne, a nie zrobimy wyborów bez wyborców jednak). To musi je… Poczta Polska musi je wstawić na tablety listonoszy w kilka dni, dlatego zakładam, że dostaniemy od gmin spisy nie do wykorzystania w tak krótkim czasie.
Po trzecie – bez infrastruktury samorządowej i współpracy organizacyjnej z gminami – czyli urn i znanych obywatelom dotychczasowych lokalizacji głosowania – gwarantujemy bałagan i brak powagi wyborów. Brak Policji zabezpieczającej każdą z urn, skrzynek to natomiast gwarancja ich fałszowania lub wandalizmu.
Po czwarte – niemal co trzecie gospodarstwo domowe nie ma skrzynki pocztowej, ponad 4 mln rodzin, głównie zresztą w Polsce powiatowej. Będziemy mieli w przestrzeni publicznej obrazki pakietów na płocie, w błocie, na śmietniku, i tak dalej.
Po piąte – wewnętrzny system potwierdzenia doręczenia przez pocztę będzie opierał się wyłącznie na profesjonalizmie listonoszy i pracowników Poczty Polskiej. Nie jest możliwe uniknięcie pomyłek i dostarczenie we właściwe miejsce 100% pakietów. Pomijam tutaj wątek zagranicy, nakładek dla niepełnosprawnych, konieczności dotarcia do osób w kwarantannie, przestrzegania przez wszystkich uczestników procesu reżimu higienicznego i tak dalej.
Po szóste – każda prowokacja ośmieszająca te wybory będzie wykorzystana, także wielokrotne oddanie głosu z wykorzystaniem PESEL (pozyskanym choćby z warszawskiego czy krakowskiego ratusza, na przykład samego Prezydenta RP). Co więcej, jeden z tych głosów na bazie naszej ustawy będzie ważny, a samo przestępstwo nie do wykrycia.
Po siódme – koszty są wysokie. Sama Poczta Polska to blisko 700 mln zł za pierwszą turę.
Po ósme – na koniec, odpowiedzialność. Twoje decyzje administracyjne zostały wydane, ale, jak się pewnie domyślasz, MAP, czyli Ministerstwo Aktywów Państwowych, z umową poczeka do ustawy.
Po reakcji na protest nie ma śladu
Soboń jest kolejną osobą w aparacie władzy, która odważa się powiedzieć STOP. Ale nic z tego nie wynika. Mail wysyła na prywatną skrzynkę Dworczyka, której zawartość ujawni potem Poufna Rozmowa.
Nie ma śladów po żadnych oficjalnych dokumentach, które zbierałyby wiedzę o organizacji wyborów i pozwalały zatrzymać rozpędzoną machinę. Władza PiS, by użyć określenia posła PiS w komisji Michała Wójcika, po prostu nie pracuje „po aptekarsku”.
Soboń przed komisją śledczą nie potwierdza autentyczności maila (gdyż komisja weszła w jego posiedzenie „w sposób nielegalny)”, ale jego treść uznaje za prawdopodobną. Przyznaje bowiem, że stan jego wiedzy na koniec kwietnia był większy, niż na początku kwietnia, kiedy „Sasin prosił go, by się rozejrzał”. "W tym czasie rozmowy o wyborach kopertowych prowadził niemal codziennie. I nie może wykluczyć, że takie myśli zawarł w jakimś mailu.
Sasin zwala problem na Sobonia
30 kwietnia o 14:23 – od Sasina do Sobonia trafia pismo z Poczty Polskiej, która zwraca się formalnie o zwrot poniesionych wydatków na wybory kopertowe. I mowa jest w nim o 88 milionach. Pismo jest papierowe, ale zarejestrowane w systemie elektronicznego zarządzania dokumentacją. Więc wiadomo dokładnie, kto, kiedy i co z nim zrobił: Soboń trzyma je u siebie w folderze, by zakończyć sprawę po 16 miesiącach.
30 kwietnia – Rzecznik Praw Obywatelskich pisze do Ministra Cyfryzacji, że nie miał on prawa przekazać bazy danych PESEL Poczcie. Dwa tygodnie później RPO zaskarży tę decyzję ministra do sądu administracyjnego. Sąd w końcu uzna (prawomocnie – w 2024 roku), że decyzja jest bezskuteczna. Więc bezprawna.
30 kwietnia – media informują o wycieku kart wyborczych – walają się niepilnowane. PKW nie interweniuje. „Gdyż nie mieliśmy pewności, że są to prawdziwe karty” – mówi przed komisją sędzia Marciniak.
A rozporządzenia?
30 kwietnia – Sasin informuje Senat, że nie ma jeszcze projektów rozporządzeń do ustawy. Do wyborów zostało 10 dni. Problem z rozporządzeniami jest m.in. taki, że muszą wskazać Poczcie, jak zorganizować dystrybucję kart, a PWPW – jak te karty wyglądać. Tymczasem Poczta i PWPW zrobiły to sobie bez rozporządzeń, więc należałoby je niejako napisać wstecznie, z uwzględnieniem szczegółowej wiedzy z PWPW i Poczty. A nie jest jasne, czy działania przedsiębiorstw da się tak zalegalizować — jak np. napisać zasady ustalenia wzoru kart wyborczych, jeśli został on już ustalony nielegalnie (patrz wątpliwości gabinetu politycznego szefa MSWiA).Senatorowie PiS zaczynają stosować obstrukcję: przedłużają debatę, składają wnioski formalne, licząc, że Senat przekroczy 30-dniowy czas dany mu przez Konstytucję i będzie można uznać, że poprawek Senatu nie ma.
Do wyborów ogłoszonych przez marszałkinię Witek zostaje tydzień. Ustawy nie ma – więc ani resort Sasina, ani resort Mariusza Kamińskiego nie podpisują umów na prace dotyczące organizacji wyborów.
Odwrót. Kaczyński przyznaje, że się nie da
3 maja – główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas przesyła ministrowi zdrowia Szumowskiemu rekomendacje, jak bezpiecznie przeprowadzić wybory korespondencyjne – w tym, jak zorganizować pracę listonoszy i komisji wyborczych.
Ponieważ nadal nie ma ustawy o wyborach kopertowych, zastępca Szumowskiego przekazuje rekomendacje Sanepidu do Krajowego Biura Wyborczego. Bo to ono cały czas formalnie odpowiada za organizację wyborów, choć organizuje je kto inny. Jest 6 maja. Na wdrożenie tych zaleceń KBW miałaby więc trzy dni.
4 maja – wiceprezes Poczty Kurdziel mówi w wywiadzie, że pakiety wyborcze wyborcom będą dostarczać dwójki listonoszy. Jednak, jak powie w 2024 roku komisji, kolportaż możliwy jest dopiero od 11 maja. Czyli termin 10 maja jest nierealny. Może to świadczyć o tym, że system projektowany w pionie informatyki Poczty obsunął się o kilka dni – co w przypadku projektów informatycznych nie jest zaskakujące.
5 i 7 maja – PKW oficjalnie stwierdza, że nie da się przeprowadzić wyborów kopertowych. Sygnalizuje to też marszałkini Sejmu Witek.
„Po 5 bądź 6 maja” – PiS zaczyna rozważać przesunięcie terminu wyborów i umożliwienie opozycji zmianę kandydatów (zeznania Gowina). Bez głosów opozycji nie da się wyjść z pułapki, w którą wpędził się PiS.
Jak odwołać wybory?
6 maja – Jarosław Kaczyński w końcu zmienia zdanie i zgadza się, że wyborów nie da się przeprowadzić 10 maja.
„Przed 7 maja” – Poczta Polska dowiaduje się, że wyborów nie będzie.
6 maja – powstaje na WhatsAppie grupa „Bawaria poprawki”. „Bardzo możliwe, że założyłem tę grupę na prośbę Gowina” – mówi Adam Bielan. Do grupy należy autor pierwotnego projektu Krystian Szostak i przedstawiciel partii Gowina Robert Anacki (z którym Bielan – jak zeznaje – jest w tym czasie w ostrym konflikcie). Szostak przygotowuje uwagi od Poczty Polskiej. Jego tabele z poprawkami do ustawy mają datę z 27 kwietnia. Bielan pisze o poprawkach: „pracujemy”.
7 maja – wybory w konstytucyjnym terminie 10 maja odwołują na konferencji prasowej Jarosław Kaczyński z Jarosławem Gowinem. Ale Gowin godzi się na przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych, ale później. I pracą nad poprawieniem ustawy o wyborach kopertowych ma się zająć grupa „Bawaria poprawki” założona przez Bielana.
Wtedy też o tym, że wyborów nie będzie, dowiaduje się Artur Soboń, co by świadczyło o tym, że mail do Dworczyka z 30 kwietnia był zakończeniem jego „nieformalnych” usług przy wyborach.
7 maja – PKW protestuje przeciwko pozbawieniu jej prawa organizacji wyborów.
Grupa „Bawaria poprawki” nadal pracuje. Ostatecznie jednak nie wyprodukuje żadnego projektu, który by trafił do Sejmu. Zdaniem Bielana nie można więc powiedzieć, że pracował on nad jakąś ustawę.
„W tym mniej więcej czasie” – UODO pisze do Poczty Polskiej, czy aby na pewno zniszczyła pozyskane dane z bazy PESEL. Bo skoro wyborów nie ma, to Poczta ni ma prawa tych danych mieć (wcześniej też nie miała – ale UODO tego nie zauważa).
Ale to nie koniec
8 maja – wieczorem w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej rozważana jest nowa data wyborów kopertowych: 23 maja. Nie ma żadnej podstawy prawnej do tego. Sprzeciwia się temu Gowin, a po jego interwencji – także Andrzej Duda. Tu kończy się prawdopodobnie historia grupy „Bawaria poprawki”.
9 maja – w końcu wchodzi w życie ustawa o wyborach kopertowych.
10 maja – PKW ogłasza, że zaistniała sytuacja tak „jakby nie było kandydatów”. I można wybory ogłosić ponownie. Jest autorskie rozwiązanie Sylwestra Marciniaka, który próbuje „wybrnąć z zaistniałej sytuacji”.
Sędzia Marciniak mówi przed komisją, że w stanowisku tym zawarte jest jego wcześniej nabyte przeświadczenie, że wybory 10 maja „mogłyby się odbyć, ale nie byłyby prawidłowe”. Jest z tego prawniczego rozwiązania dumny. Brzmi ono „PKW przyjęła formułę, iż z uwagi na to, że nie przeprowadzono głosowania, występuje podobna sytuacja, co przy braku kandydatów lub przy jednym kandydacie, kiedy się nie przeprowadza wyborów”.
10 maja – szef pionu informatyki Poczty Paweł Skóra dostaje propozycję dobrowolnej degradacji. A ponieważ odmawia, 15 maja dostaje zakaz wykonywania czynności służbowych. On i „kilka innych osób”.
UODO kasuje skargi
Do Urzędu Ochrony Danych Osobowych wpływa 230 skarg od osób, które uważają, że Poczta Polska nie miała prawa przetwarzać ich danych. Z czego 120 skarg UODO w ogóle nie rozpozna z powodu braków formalnych, w stu przypadkach Urząd odmawia wszczęcia postępowania. 13 osób skarży te decyzje do sądów administracyjnych. W ośmiu sądy przyznają im rację, ale UODO składa kasację i tych do tej pory nie rozpatrzył NSA.
15-22 maja dane z bazy PESEL, którymi dysponuje Poczta, zostają zniszczone. Taką informację dostaje UODO. Prezes Poczty Zdzikot potwierdza przed komisją fakt zniszczenia. Minister cyfryzacji Marek Zagórski potwierdza, że jego resort wystąpił – i otrzymał – protokół zniszczenia płyty DVD. Dane były jednak już w systemie informatycznym Poczty.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze