"Zawsze był przy dzieciach przyzwoicie ubrany, a nawet gdyby mu się zdarzyło coś, co może się zdarzyć każdemu zdrowemu mężczyźnie, to zadbałby, by dziecko tego nie zauważyło" - bronił księdza pedofila prokurator Piotrowicz w 2001 r. Kaczyński chce do 2028 r. korzystać z jego usług sędziego TK
Dziś w archiwum O. [OKO.press] sięgamy do teczki z napisem "Stanisław Piotrowicz". To jedna z najbardziej mrocznych postaci całej III Rzeczpospolitej, człowiek w PiS od najgorszej politycznej roboty. Obdarzony swego rodzaju talentem: gotów zrobić wszystko i powiedzieć wszystko w obronie partii, której służy.
Pełen opis jego zasług w walce z prawem, Konstytucją i dobrymi obyczajami, przekracza niestety możliwości tego artykułu. Skupimy się wydarzeniu sprzed 20 lat, w którym autor tego tekstu był zaangażowany jako dziennikarz, a nawet zasłużył na oskarżenie ówczesnego arcybiskupa przemyskiego Józefa Michalika, że "wywodzi się od ojca kłamstwa" (Szatana, jakby kto nie wiedział).
Tymczasem prawda jest taka, że to Piotrowicz kłamał (i to jak!), żeby chronić księdza proboszcza, który molestował kolejne pokolenia dziewczynek ze wsi Tylawa i żeby przypodobać się Michalikowi. W kwietniu 2011 roku odebrał z jego rąk złoty medal "PRO ECCLESIA PREMISLIENSI", przyznawany "wiernym świeckim za działalność wiernych na rzecz Kościoła lokalnego".
W informacji o odznaczeniu nie było mowy o obronie proboszcza z Tylawy. Na szczęście zachowało się wideo, które lepiej niż tysiąc słów ilustruje, jak Piotrowicz, ówczesny szef Prokuratury Rejonowej w Krośnie, to robił:
Sprawa tylawska jest przykładem prokuratorskiego kłamstwa, z jakiego mógłby być dumny nawet Zbigniew Ziobro. Pokazuje, jak daleko może się posunąć funkcjonariusz państwa. I poniekąd tłumaczy całą karierę Piotrowicza, jako człowieka do specjalnych zadań.
Ale zanim przypomnimy historię z podkarpackiej wsi wyjmiemy z Archiwum O. zapis z 15 października 2019 roku, kiedy wydawało się, że żegnamy się z Piotrowiczem na zawsze. Bo po sukcesach w wyborach do Senatu (w 2005 i 2007 r.) i Sejmu (w 2011 i 2015), nie zdobył poselskiego mandatu w Krośnie. Sądziliśmy, że nawet PiS uzna, że czas na emeryturę.
„Przeszłość mam piękną. Widzą państwo, że jestem w świetnym nastroju. 14 lat jestem w parlamencie. Jako polityk czuję się spełniony. Na razie liczę, że będę miał okazję odpocząć i spotkać bardziej życzliwych dziennikarzy – żegnał się z mediami.
Na pytanie o przeszłość jako prokuratora PRL w stanie wojennym. Piotrowicz wyjaśniał bez zmrużenia oka:
„Żeby niektórzy mogli działać w opozycji i uniknąć odpowiedzialności karnej, potrzebni byli tacy ludzie jak ja”.
Nic nowego. Od 2016 roku odpierał zarzuty heroizując swoją rolę: „w stanie wojennym ponosiłem większe ryzyko, pomagając tym, którzy roznosili ulotki niż ci, którzy te ulotki roznosili. Wielu ludzi jest mi wdzięcznych za to, że ich osłaniałem i wspierałem. Może, żeby czynić dobro, trzeba było być w takiej roli”.
Media (m.in. TVN24) dowodziły, że to opowieści z mchu i paproci. OKO.press pisało już w 2016 roku, że "poseł Piotrowicz tworzy swoją legendę Konrada Wallenroda komunistycznej prokuratury. Tylko świadków jakoś brakuje".
Byłem prokuratorem. (...) Chcę podkreślić: po wprowadzeniu stanu wojennego zostałem zdegradowany za odmowę prowadzenia śledztw w trybie doraźnym. Byłem zdegradowany, poniewierany.
Tłumacząc się ze swej roli w obronie proboszcza z Tylawy i zaangażowania w prześladowania opozycji sięgał po argument, że jest prześladowany za to, że "reformował Polskę":
Choć byłem wcześniej aktywnym politykiem, ataki na mnie pojawiły się dopiero wtedy, gdy stałem się twarzą reformy wymiaru sprawiedliwości. Ponieważ czyniłem to skutecznie, zaangażowano duże środki, by mnie złamać, zniesławić, zniszczyć
Żegnając się z opinią publiczną Piotrowicz bronił się przed głównym zarzutem, że w gorliwy sposób uczestniczył w demolowaniu państwa prawa:
„Oczywiście przysłużyłem się Polsce dobrze, przeprowadziłem reformę wymiaru sprawiedliwości. Nie pozwoliłem, by opozycja torpedowała prace komisji, a więc wykazałem się skutecznością, nie pozwoliłem drwić i kpić z komisji i parlamentu”.
Nie byłoby trudno udowodnić, że Piotrowicz ma z punktu widzenia polskiej demokracji wyjątkowo „brzydką przeszłość”. OKO.press wielokrotnie opisywało i analizowało rolę, jaką odegrał w latach 2016-2019 w „reformach sądowniczych” PiS i szczególną brutalność, z jaką traktował opozycję (tutaj 85 artykułów OKO.press).
Doskonały humor Piotrowicza na konferencji 15 października 2019 roku prawie na pewno był podbudowany tym, że wiedział, jaka go czeka nagroda za "reformowanie Polski". Opinia publiczna dowiedziała się o tym 19 dni później, kiedy inny maestro polityki PiS Ryszard Terlecki ogłosił,że na Piotrowicza spłynie najwyższy sędziowski zaszczyt i zarazem kolejne zadanie do wykonania: został kandydatem partii na urząd sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Wbrew protestom większość PiS go przegłosowała.
I mgr Stanisław Piotrowicz przysięgał:
"Ślubuję uroczyście przy wykonywaniu powierzonych mi obowiązków sędziego Trybunału Konstytucyjnego służyć wiernie Narodowi, stać na straży Konstytucji, a powierzone mi obowiązki wypełniać bezstronnie i z najwyższą starannością. Tak mi dopomóż Bóg".
Niestety, nie mogliśmy tego zobaczyć, bo Kancelaria Prezydenta nie chciała udostępnić nagrania z zaprzysiężenia Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza, chociaż przyznała, że nagranie istnieje (prezydent się wstydził?).
Zgodnie z ustawą o Trybunale Konstytucyjnym sędzią TK "może być osoba, która posiada kwalifikacje wymagane do zajmowania stanowiska sędziego Sądu Najwyższego lub Naczelnego Sądu Administracyjnego".
Sędziowie SN lub NSA muszą spełniać sześć warunków, z czego cztery się powtarzają (z minimalnymi różnicami): obywatelstwo polskie i pełnia praw, tytuł magistra prawa, 10 lat stażu pracy pracy na stanowisku "sędziego lub prokuratora albo wykonywania w Polsce zawodu adwokata, radcy prawnego lub notariusza".
Czwarty warunek brzmi: "Jest nieskazitelnego charakteru".
Piotrowicz jest też żywym dowodem na to, że jednym z narzędzi władzy PiS jest tradycja propagandy PRL. Anegdotyczną ilustracją była jego pomyłka, gdy w styczniu 2016 "mówił o art. 2 Konstytucji Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej", a także mimowolny zapewne cytat z komunistycznego sloganu, jakiego użył w „prekampanii wyborczej” PiS w Bojanowie na Podkarpaciu w lipcu 2018:
"To jest dla nas szalenie ważne: przywrócić polityce wiarygodność, realizować interesy narodu polskiego i czynić wszystko,
aby Polska rosła w siłę, bo wtedy tylko będzie każdemu z nas w naszym domu, w naszych rodzinach żyło się lepiej. Musimy widzieć ten związek przyczynowy”.
Ten związek przyczynowy stanowi oczywiste nawiązanie do słów Edwarda Gierka: „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej” z przemówienia I sekretarza partii komunistycznej na XI Plenum KC PZPR 4 września 1971 roku.
Na tym samym spotkaniu w Bojanowie Piotrowicz powtarzał ulubione kłamstwo swej partii, że PiS wygrał wybory [w 2015 roku] z "największym w historii poparciem wyborczym". Tymczasem wynik PiS (37,6 proc.) był przeciętny, gorszy niż PO w 2007 i 2011, SLD w 2001 i Komitetu Obywatelskiego w 1989.
Słychać głosy opozycji, że wygraliście wybory, ale nie macie prawa reformować i są wyliczenia, ilu Polaków oddało głos na PiS. No, najwięcej w historii po 1989 roku! Mamy [prawo] i będziemy reformować tak, jak sobie tego życzą Polacy
Prawdą jest oczywiście, że pierwszy raz po 1989 roku zwycięzca wyborów uzyskał samodzielną większość w Sejmie, ale zdecydowała o tym gigantyczna – prawie 17 proc. – liczba głosów oddanych na partie, które do Sejmu nie weszły. Wynik PiS liczył się zatem tylko wśród 83 proc. głosów, i ta baza była o prawie 10 pkt. proc. mniejsza niż w dwóch poprzednich wyborach! To sprawiło, że przeciętne poparcie 37,6 proc., przełożyło się aż na 51,1 proc. mandatów, co oznacza, że tzw. „premia dla zwycięzcy” wyniosła prawie 14 pkt. proc.
Premia dla zwycięzcy była też premią dla Piotrowicza, który potrafił z niej skorzystać, robiąc karierę, jako człowiek od "reform sądowniczych". Robi to dalej w tzw. Trybunale Konstytucyjnym, gdzie to właśnie on przewodniczył rozprawie 14 lipca 2019 roku z wniosku Małgorzaty Bednarek z Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym. Posiedzenie było odpowiedzią na postanowienie Trybunału Sprawiedliwości UE „zawieszające” działanie Izby Dyscyplinarnej w sprawach dyscyplinarnych sędziów. W trakcie obrad nadeszła wiadomość o postanowieniu TSUE, że Izba Dyscyplinarna w Sądzie Najwyższym nie może działać w sprawach sędziów – aż do wydania przez TSUE wyroku w sprawie ze skargi Komisji Europejskiej przeciwko polskiemu rządowi na tzw. ustawę kagańcową. Nie dbając o to, TK pod wodzą Piotrowicza orzekł, że obowiązywanie takich postanowień TSUE w Polsce jest niezgodne z polską konstytucją.
Dwa lata zajęło PiS, by pogodzić się z wyrokami TSUE i zapowiedzieć w projekcie prezydenta Dudy likwidację Izby Dyscyplinarnej. Władze uległy dopiero szantażowi Komisji Europejskiej, która ogłosiła, że inaczej nie przyjmie polskiego Krajowego Planu Odbudowy czyli 35,4 miliardów euro w grantach i pożyczkach z Europejskiego Funduszu Odbudowy i Stabilizacji.
W listopadzie 2015 roku portal gazeta.pl wypomniał Piotrowiczowi historię sprzed 15 lat. Wytknął mu, że kierowana przez niego prokuratura okręgowa w Krośnie umorzyła w 2001 roku postępowanie wobec proboszcza z Tylawy, Michała M. Poseł PiS odpowiedział oświadczeniem:
W sprawie księdza pomówionego o molestowanie seksualne dzieci, nie wydawałem postanowienia o umorzeniu postępowania. Przypisywane mi wypowiedzi są nieprawdziwe, a dobór rzekomo wypowiadanych słów i ich kompilacja ma na celu ośmieszenie i zdyskredytowanie
"Nigdy jako prokurator nie prowadziłem postępowania przygotowawczego w sprawie księdza pomówionego o molestowanie seksualne dzieci, a w szczególności nie wykonywałem w takim postępowaniu żadnych czynności procesowych, w tym również nie wydawałem postanowienia o umorzeniu postępowania (dowód: akta postępowania przygotowawczego)".
Groził też, że "autorów szkalujących mnie tekstów i tych, którzy je rozpowszechniają wzywam do ich usunięcia z przestrzeni publicznej. W przeciwnym wypadku podejmę zdecydowane kroki zmierzające do wyciągnięcia odpowiednich konsekwencji prawnych".
Rzeczywiście, poseł przewodniczący dziś pracom Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka nie prowadził sprawy proboszcza z Tylawy. Był jednak przełożonym prowadzącego sprawę prokuratora, a w wypowiedziach publicznych przedstawiał umorzenie postępowania jako swoją decyzję.
Jego ówczesne wypowiedzi - zwłaszcza na konferencji 7 listopada 2001 roku - nie wymagają żadnej "kompilacji", by przedstawić go jako człowieka skrajnie stronniczego i bezwzględnego w argumentacji, bez śladu wrażliwości wobec ofiar molestowania.
Całowanie dziewczynek w usta przez proboszcza Piotrowicz bagatelizował: "dzieci dawały ciumka księdzu". Dotykanie miejsc intymnych uznał za przejaw "zdolności bioenergoterapeutycznych".
Konsekwentnie brał stronę proboszcza. Oraz Kościoła, który go bronił, na czele z abp Józefem Michalikiem, biskupem diecezji przemyskiej i (wtedy) wiceprzewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski.
Po interwencji Ministerstwa Sprawiedliwości i podjęciu na nowo sprawy przez prokuraturę w Jaśle ksiądz został w 2004 roku skazany na dwa lata więzienia (w zawieszeniu na pięć) za molestowanie sześciu dziewczynek.
Sprawę proboszcza z Tylawy formalnie prowadził prokurator Sławomir Merkwa.
OKO.press zapytało go, jak ocenia fakt, że prokurator Piotrowicz zrzuca na niego całą odpowiedzialność za decyzję o umorzeniu postępowania, choć było przecież inaczej. "Nie chcę wracać do tamtej sprawy, niech każdy sobie wyrobi własne zdanie na ten temat - odpowiedział - Nie namówi mnie pan do komentowania dzisiejszych wypowiedzi pana prokuratora Piotrowicza".
"A jak chodzi o konferencję, to było i jest normalne, że sprawy prowadzone przez prokuratorów przedstawia mediom rzecznik prokuratury lub jej szef" - dodał.
Credo Piotrowicza są słowa Jana Pawła II "Bądźcie ludźmi sumienia", dlatego, jak deklaruje "w każdej sytuacji staram się być człowiekiem uczciwym i zawsze kieruję się głosem sumienia".
Piotrowicz, partyjny prokurator w czasach PRL, po 1989 roku zostaje gorliwym katolikiem i parafianinem. W 1992 roku współorganizuje krośnieńskie koło Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, do 2014 roku jest jego prezesem.
Współorganizuje krośnieńskie radio parafialne, miesięcznik parafialny "Przystań". W rubryce "O mnie" na swej stronie poselskiej Piotrowicz pisze, że jest członkiem Rady Społecznej Archidiecezji Przemyskiej. Jest także komentatorem w Radio Maryja i TV Trwam.
W kwietniu 2011 roku abp Józef Michalik wręczył mu złoty medal "PRO ECCLESIA PREMISLIENSI", przyznawany "wiernym świeckim za działalność wiernych na rzecz Kościoła lokalnego". W informacji o odznaczeniu nie ma mowy o jego zaciętej obronie proboszcza z Tylawy.
W maju 2001 do "Gazety Wyborczej" zwraca się Lucyna Krawiecka. To żona grekokatolickiego księdza, która od lat mieszka z rodziną w Tylawie, społeczniczka z powołania. "Sama sobie z tym nie poradzę" - mówi. Krawiecka usłyszała zwierzenia kilku dziewczynek, którymi się opiekowała. Dowiedziała się, że ksiądz Michał M. całuje je w usta i wkłada rękę do majtek. W parafii niemal tradycją były noclegi dzieci w plebanii. Proboszcz sam je kąpał i układał do snu. Potwierdza to kilka dorosłych dziś kobiet.
Krawiecka nagrała wyznania dziewczynek i pojechała do arcybiskupa przemyskiego Józefa Michalika. Usłyszała, że rzuca oszczerstwa.
Arcybiskup dodał, że jeśli ma dowody, to powinna zgłosić się do prokuratury. Krawiecka właśnie to robi. Jej wniosek popiera katolicki zakonnik Michał L., który również rozmawiał z dziewczynkami.
Piszący ten artykuł tylawską sprawę zna z pierwszej ręki, m.in. redagował teksty Małgorzaty Bujary, dziennikarki z rzeszowskiego dodatku "Wyborczej". W czerwcu wysłuchaliśmy w redakcji "GW" taśmy z nagraniami.
Oto jeden z drastycznych fragmentów (były jeszcze gorsze):
"Pytanie: A powiedz, co ci ksiądz robił? Odpowiedź: No, do majteczek palce włożył. P: Tam do pupki, tak? O: Mhm. P: To bolało? O: Trochę musiało. I jeszcze całował. P: A jak całował? O: Jakby to powiedzieć. P: Możesz powiedzieć wszystko, po prostu. O: Wysuwał język".
Pierwsze publikacje "Wyborczej" - bez nazwisk, nie pada nawet nazwa wsi - wywołują typową agresję. To reakcja obronna, gdy jakieś środowisko dowie się, że ważna dla niego postać dopuściła się molestowania seksualnego. Do Krawieckich dzwoni mężczyzna:
"Atakujecie świętego człowieka. Wiemy o waszych grzechach. Rozprawimy się z wami".
Prokuratura ustala, że telefony wykonywane były z plebanii w Dukli, gdzie mieszka przełożony księdza M. dziekan Stanisław S. (za telefony do Krawieckiej zostaje później skazany przez sąd, ale odwołuje się od wyroku).
Abp Józef Michalik w specjalnym liście do wiernych nazywa ks. Michała M. gorliwym kapłanem, do którego nie ma zastrzeżeń. Pisze o "znanej z antyklerykalizmu" "Gazecie", która świadomie wyrządziła krzywdę księdzu prałatowi. Michalik uznaje nawet, że autorzy i redaktorzy "Wyborczej" (w tym autor tego tekstu, który opisywał i komentował sprawę) "wywodzą się od ojca kłamstwa".
W lipcu 2001 oskarżenie składa 38-letnia bezrobotna mieszkanka Tylawy, Ewa Orłowska. Twierdzi, że była w dzieciństwie krzywdzona przez proboszcza. Angażuje się też Komitet Ochrony Praw Dziecka z Rzeszowa i fundacja Zanim Nadejdzie Jutro z Sanoka.
Ksiądz nie daje za wygraną, w kazaniach powtarza, że dzieci, które na niego naskarżyły, mają grzech i muszą się z niego wyspowiadać. Po wsiach krążą listy z poparciem dla kapłana.
Trwa nagonka na tych, którzy poszli do prokuratury, i na dzieci, które oskarżyły w śledztwie proboszcza. Ludzie wytykają ich palcami, za Ewą Orłowską krzyczą: "Które dziecko masz z księdzem?!". O usunięcie księdza z parafii apeluje Zarząd Ogólnopolskiego Forum na rzecz Ofiar Przestępstw, a także niektórzy parafianie.
Beata Maziejuk pisze do abp. Michalika: "Przeraża mnie myśl, że dla opacznie pojętego dobra Kościoła my, Jego żywe ciało, zostaliśmy świadomie potraktowani jak trawa, po której przechodzi się ku wyższym celom, nie bacząc na szkody jej wyrządzane".
Prokuratura w Krośnie podczas śledztwa konfrontuje pokrzywdzonych z księdzem; dzieci muszą przy proboszczu opowiadać o swoich przeżyciach.
1 września 2001 ksiądz M. rozpoczyna rok szkolny; władze szkoły, gmina, kuratorium nie znajdują powodu, by zawiesić go w czynnościach nauczyciela. 7 listopada 2001 roku Stanisław Piotrowicz zwołuje konferencję prasową w swoim gabinecie prokuratora okręgowego.
Zdumionym dziennikarzom Stanisław Piotrowicz ogłasza, że 30 października 2001 roku prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie"ponieważ czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego".
Podkreśla że świadkowie nie byli wiarygodni. Lucyna K.[Krawiecka] najpierw prosiła prokuraturę o dyskrecję, a potem sama "inspirowała teksty w gazetach". Na rzecz proboszcza, zdaniem Piotrowicza, przemawiają listy w obronie księdza wysyłane do prokuratury przez parafian.
Informuje, że w śledztwie zostały przesłuchane wszystkie osoby wskazane w doniesieniach, a także te, których nazwiska pojawiały się w kolejnych zeznaniach. Odsłuchano kasetę z nagranymi przez Lucynę Krawiecką trzema dziewczynkami i jedną 19-letnią osobą. "Dwie z małoletnich wycofały się podczas przesłuchania w prokuraturze - podaje Piotrowicz.
"Nagrania dzieci były analizowane przez dwóch psychologów, którzy uznali, że nie są wiarygodne".
Prokuratura uznaje też za niewiarygodne zeznania dorosłych pokrzywdzonych. Piotrowicz : "W pismach jawi się ona [Ewa Orłowska] jako obrończyni wszystkich ciemiężonych przez księdza dzieci. Podkreśla, że leży jej na sercu dobro tych dzieci, tymczasem okazuje się, że akurat toczy się postępowanie karne w sprawie znęcania się tej pani nad własnymi dziećmi. Zawiadomienie złożył były mąż pani Ewy O., przytaczając różne sytuacje, które jego zdaniem miały świadczyć o tym, że ona znęca się nad własnymi dziećmi".
Piotrowicz kilkakrotnie podkreśla, że większość świadków uważała za naturalne, że ksiądz bierze dzieci na kolana, przytula je, dotyka, całuje. "Nikogo to w tym środowisku nie raziło i sam ksiądz potwierdza te fakty. Ksiądz zaprzecza jednak, by miały one podtekst seksualny".
Zeznania o dotykaniu intymnych miejsc Piotrowicz tłumaczy tym, że "ksiądz ma zdolności bioenergoterapeutyczne. Pojawiały się też zeznania, że jeśli dziecko bolał brzuszek, to po dotknięciu przez księdza ból znikał".
Piotrowicz tłumaczy zwyczaj nocowania dzieci na plebanii: Dla dzieci nocowanie w obcym domu jest atrakcją. Kąpiel wynikała zaś z tego, że dzieci były brudne. Całowanie w usta według Piotrowicza było na zasadzie "daj ciumka" czy"gilgotanie brodą".
Piotrowicz podkreśla, że świadkowie oskarżający księdza zostali z nim przez prokuratora skonfrontowani.
Według Piotrowicza właściwym wyjaśnieniem było to, co kapłan powiedział podczas jednej z konfrontacji, że "zawsze był przy dzieciach przyzwoicie ubrany, a nawet gdyby mu się zdarzyło coś, co może się zdarzyć każdemu zdrowemu mężczyźnie, to zadbałby, by tego dziecko nie zauważyło".
Piotrowicz tłumaczy, że nie było podstaw prawnych do zbadania księdza przez biegłego psychologa. Być może ksiądz za daleko się posuwał w pewnych kwestiach, ja tego nie wiem, ale na to nie ma paragrafu.
Jedna z dziennikarek pyta, dlaczego nie została przeprowadzona wizja lokalna na plebanii. Jak się dowiedziała, ksiądz ubiera figurki świętych w dziecięce ciuszki. "To o niczym nie świadczy, w moim domu jest wiele zabawek ubranych w dziecinne ubranka" - odpowiada Piotrowicz.
"Nie mogę zapomnieć tamtej historii, była najważniejszym tematem w mojej karierze dziennikarskiej. Konferencję pamiętam doskonale. Ciasno, masa dziennikarzy. Konferencja była długa, nerwowa, męcząca. Pan prokurator ogłosił decyzję o umorzeniu śledztwa i długo ją uzasadniał, bardzo emocjonalnie. Podkreślał, że jest absolutnie przekonany, że ksiądz nie jest winny. Że sam jest ojcem trojga dzieci i nigdy by nie dopuścił do umorzenia sprawy, gdyby miał wątpliwości, czy dzieciom nie stała się krzywda. Wspominał o własnym sumieniu.
W odpowiedzi na pytania dziennikarzy dezawuował świadków oskarżenia, przede wszystkim Ewę Orłowską, która odważyła się zeznawać przeciwko księdzu. To było bardzo nieprzyjemne, nosiło znamiona insynuacji.
Po konferencji zrobiłam z nim wywiad, w którym bronił decyzji o umorzeniu, jakby była jego własną. Nikt nie miał wątpliwości, że to Piotrowicz decydował.
W wywiadzie dla "Wyborczej" (ukazał się 8 listopada 2001 r.) Piotrowicz twierdzi, że zachowanie księdza - na zasadzie "daj ciumka księdzu"- go osobiście nie razi i że nikt nie czuł się skrzywdzony. Zapytany, czy ta sprawa nie przerosła prokuratury w Krośnie odpowiedział: "Ja już prowadziłem śledztwa, jakich wcześniej nikt w Polsce nie prowadził. I nikt ich od nas nie przejmował".
Po decyzji Piotrowicza "Wyborcza" pytała retorycznie:
"Pytam prokuratora Piotrowicza, dyrektora gminnej szkoły Aleksandra Kosiora i biskupa Józefa Michalika, czy są zadowoleni, że dzieci w Tylawie będą dalej uczyć się religii od księdza proboszcza? Że będą go nadal odwiedzać w parafii?
Czy tak wygląda triumf prawa, wiary i sprawiedliwości? Czy Kościół jest dumny, że uniknął oskarżenia?"
Lucyna Krawiecka, która jako pierwsza wystąpiła w obronie dzieci, mówi OKO.press:
"Mieliśmy przekonanie, że prokurator Piotrowicz kręci tym wszystkim. Na tej konferencji opowiadał różne rzeczy o mnie, na przykład, że chciałam wygryźć księdza, żeby pracować szkole jako katechetka. Jako grekokatoliczka nawet bym chyba nie mogła, to było wyssane z palca. A on to ogłosił dziennikarzom".
"Także o Ewie Orłowskiej powtarzał takie ploty, jestem pewna, że wiedział, że to bzdety. Chciał nas publicznie zlinczować. Odebrałam, że jest podłym człowiekiem, który nie ma nic wspólnego z prawem i sprawiedliwością. Strasznie podły człowiek.
25 czerwca 2004 roku, w trzy lata od ujawnienia skandalu w Tylawie, Sąd Rejonowy w Krośnie skazał 65-letniego ks. M. na dwa lata więzienia z zawieszeniem na pięć za molestowanie sześciu dziewczynek.
Ksiądz nie przyznał się do winy, ale też nie odwoływał się. Sąd potwierdził, że kapłan wkładał ręce pod bluzki dziewczynek i dotykał ich piersi, wkładał ręce do majtek i dotykał krocza, całował, wkładał palec do pochwy. Sąd zakazał też księdzu wykonywania zawodu nauczyciela, opiekuna i wychowawcy dzieci przez osiem lat.
OKO.press zwróciło się do TVP Rzeszów o udostępnienie opinii publicznej nagrania z konferencji Stanisława Piotrowicza z listopada 2001 roku. TVP Rzeszów jest - wedle naszych informacji - jedyną redakcją, która dysponuje nagraniem całego spotkania dzisiejszego przewodniczącego sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka z dziennikarzami w siedzibie krośnieńskiej prokuratury.
TVP Rzeszów nie odpowiedziała, co nie było zaskoczeniem.
W październiku 2018 nagranie wypowiedzi Piotrowicza odnalazła w sieci posłanka Joanna Scheuring-Wielgus). Zamieściliśmy je je na początku tego tekstu:
„Ksiądz w swoich zeznaniach potwierdził, że istotnie brał dzieci na kolana, a czynił to podczas lekcji religii, dzieci spontanicznie przybiegały do niego, obejmowały go, on również je przytulał, głaskał, zdarzało się tak też, że i pocałował. Zdarzało się, że na kolanach siedziało na raz kilkoro dzieci. Dzieci były szczęśliwe zadowolone. Nie było w tym żadnego podtekstu seksualnego”.
Kościół
Prawa człowieka
Władza
Jarosław Kaczyński
Stanisław Piotrowicz
Episkopat Polski
abp Józef Michalik
Kościół i pedofilia
ksiądz pedofil
nadużycia Kościoła
Tylawa
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze