Donald Trump w imieniu demokratycznego świata na naszych oczach rozgrzesza Putina, choć żadnych oznak żalu ostatniego nie widać. Chociaż cele i ultimatum Kremla się nie zmieniły. Co myślą o potencjalnym rozejmie ludzie, których to bezpośrednio dotyczy – Ukraińcy i Ukrainki mieszkający pod rosyjską okupacją?
Po ukraińsko-amerykańskich negocjacjach w Arabii Saudyjskiej 11 marca 2025 roku, podczas których Ukraina zgodziła się na zawieszenie broni na 30 dni, które ma być pierwszym krokiem do zakończenia wojny Rosji przeciwko Ukrainie, na Zachodzie obserwowaliśmy chwilową ekscytację. Ukrainie udało się – jak mówiło wielu polityków – przerzucić piłkę w stronę Rosji. Ukraińscy eksperci, oceniając szansę na to, że Władimir Putin zaakceptuje tę amerykańsko-ukraińską propozycję, mówili, że albo się nie zgodzi, albo najprawdopodobniej nie udzieli jednoznacznej odpowiedzi, lub powie, że się zgadza, ale wysunie absolutnie nieakceptowalne dla Ukrainy warunki (tak, już na etapie zawieszenia broni). Co de facto również oznacza nie.
Oczekiwania się spełniły. Putin po długiej pauzie od ukraińsko-amerykańskich negocjacji, powiedział, że idea jest „słuszna”, w sumie się zgadza, ale są pewne niuanse.
Na łamach OKO.press Agnieszka Jędrzejczyk skrupulatnie opisywała „argumenty” Putina. A więc Putin nie może na to pójść, ponieważ – jak też wcześniej wypowiadali się jego poddani – Ukraina może wykorzystać ten czas, żeby się dozbroić i przeprowadzić mobilizację (też dla Putina nie jest jasne, w jaki sposób byłby kontrolowany reżim ciszy). Dlatego Rosja potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa, ponieważ chce stałego pokoju. Pisząc to, mam wrażenie, że się pomyliłam. Zawsze te uzasadnienia wiązały się z Ukrainą – krajem napadniętym, a nie agresorem.
Dalej czerwona lampka się zapala, kiedy Putin pojawia się po raz pierwszy od sierpnia 2024 roku w obwodzie kurskim, który częściowo zajęła ukraińska armia. Przyjeżdża w mundurze. Od ponad trzech lat człowiekiem bez garnituru był tylko prezydent Zełenski.
To przejęcie i odwrócenie ukraińskich narracji jest szczególnie niebezpieczne w czasie, kiedy w Białym Domu urzęduje Donald Trump, który mówi o stronach konfliktu tak, jakby nie było wiadomo, kto jest ofiarą, a kto agresorem. W oczach Trumpa Ukraina „sama jest winna”, że zaczęła się bronić, jego zdaniem nie trzeba było w to wchodzić.
Rosjanie zachowali się więc „racjonalnie”.
Dlatego stają się znów partnerem, z którym omawiane są plany współpracy. Niby zbrodnie nie miały miejsca. Donald Trump w imieniu demokratycznego świata na naszych oczach rozgrzesza Putina, choć żadnych oznak żalu tego ostatniego nie widać. Putin wysuwa swoje warunki i upokarza USA (wysłannik Trumpa Steve Witkoff, który w zeszłym tygodniu był z wizytą na Kremlu, czekał na Putina wiele godzin – Trump musiał potem w mediach społecznościowych uspokajać, że choć spotkanie z Putinem odbyło się wiele godzin po przylocie Witkoffa do Moskwy, to wcześniej miał on „wiele innych pożytecznych spotkań”). Ultimatum Putina się nie zmieniło: Ukraina ma być demilitaryzowana, powinna zrezygnować ze swoich czterech obwodów, które już są wpisane do rosyjskiej Konstytucji (choć nie zdobyte przez armię Putina) oraz zostać krajem „neutralnym”, czyli ma zrzec się dążeń NATO-wskich, żadnych żołnierzy innych armii w ramach misji pokojowych w Ukrainie też być nie powinno.
„Tak” dla rozejmu od Putina możemy usłyszeć tylko z rękami do góry. Ustępstw ze strony Rosji na horyzoncie nie widać.
Amerykański prezydent jest przekonany, że Putin chce pokoju. Tylko problem w tym, że inaczej rozumie to słowo. Dla Putina pokój zapanuje, kiedy on osiągnie cele tzw. operacji specjalnej, czyli kiedy Ukraina zniknie z mapy światowej jako suwerenne państwo oraz kiedy zostaną „wyeliminowane pierwotne przyczyny konfliktu”, czyli kiedy zostanie przywrócona wielkość Rosji oraz jej strefy wpływów z czasów Związku Radzieckiego. Cena nie ma znaczenia.
Może pół świata i odetchnęłoby z ulgą na wieści, że między Ukrainą a Rosją zostało zawarte zawieszenie broni, a potem może jakieś porozumienie pokojowe (choć Ukraina nie ma co do tego złudzeń – Rosja wiele razy naruszała swoje obietnice), ale nie Ukraińcy. Większość obywateli uważa, że Rosja znowu może napaść Ukrainę (jeśli kraj nie dostanie gwarancji bezpieczeństwa). Jest dla Ukrainy egzystencjalnym zagrożeniem. Ta myśl jest największą motywacją do kontynuowania walki.
Ukraina nie może się zgodzić na kapitulację, ponieważ, jak już pisałam, pod skrzydłami Rosji nic nie gwarantuje Ukraińcom i Ukrainkom przeżycia.
„Pokój nie przychodzi, gdy atakowany kraj składa broń. Wtedy nie jest to pokój, ale okupacja. Okupacja jest inną formą wojny. Okupacja to nie tylko zmiana flagi narodowej jednego kraju na inną. Okupacja to tortury, deportacje, przymusowe adopcje, obozy filtracyjne, masowe groby. Trwały pokój to wolność życia bez strachu i długoterminowa perspektywa.
Wezwania do zaprzestania obrony Ukrainy i zaspokojenia imperialnych apetytów Rosji są nie tylko błędne. Są niemoralne”
– mówiła w grudniu 2023 roku OKO.press Ołeksandra Matwijczuk – przewodnicząca Centrum Wolności Obywatelskich, ukraińskiej organizacji zajmującej się prawami człowieka, która otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla w 2022 roku. Niedawno w artykule Radio Swoboda, poświęconemu pseudopokojowi z Rosją pisała tak:
„Jestem przekonana, że nie tylko ludzie za granicą, ale także większość ludzi w Ukrainie nie rozumie, czym jest rosyjska okupacja. Myślą (zwłaszcza ruchy pacyfistyczne w Europie), że wojna jest tak straszna, że okupacja, choć niezgodna z prawem międzynarodowym, przynajmniej zmniejsza ludzkie cierpienie. To błędne przekonanie.
Okupacja nie zmniejsza cierpienia. Ona czyni je niewidocznym.
Wiem to, ponieważ w poprzednich latach wysłaliśmy dziesiątki raportów do ONZ, OBWE, Rady Europy, komunikowaliśmy się z zagranicznymi rządami na temat tego, co dzieje się na okupowanych terytoriach – nikt nie był zainteresowany. Cierpienie tych ludzi jest niewidoczne i można je łatwo ignorować”.
Rezygnując z terytoriów, bo tak będzie łatwiej (niektórzy zachodni politycy wypowiadają się o tym tak, jakby to – tak samo jak członkostwo Ukrainy w NATO – nie podlegało dyskusji; chociaż Ukraina nigdy nie uzna okupowanych terytoriów za rosyjskie, ponieważ chodzi o integralność państwa i nie może zrezygnować z dążeń do dołączenia do sojuszu północnoatlantyckiego – obie kwestie są wpisane do Konstytucji Ukrainy), to
Ukraina ma się zgodzić, że jej obywatele – ponad 6 mln osób mieszkających na terenach okupowanych – będą codziennie narażeni na przemoc?
Według sondażu przeprowadzonego w listopadzie-grudniu 2024 przez Fundację Inicjatyw Demokratycznych we współpracy ze służbą socjologiczną Centrum Razumkowa większość Ukraińców martwi się losami rodaków, którzy mieszkają na terenach okupowanych przez Rosję: 41,9 proc. badanych uważa, że są oni zakładnikami trudnych okoliczności życiowych. 21,6 proc. – że zakładnikami Rosji (znacznie mniej respondentów ocenia negatywnie ludzi mieszkających na terenach okupowanych: 12,8 proc. uważa takich ludzi za oportunistów, 9,5 proc. – za biernych zwolenników „russkiego miru” i ZSRR, a 4 proc. – za zdrajców, którzy poparli zbrojną agresję Rosji).
Na razie Ukraina nie może wyzwolić swoich terenów siłą militarną, natomiast prezydent mówił o tym, że powinny one zostać odzyskane drogą dyplomatyczną. Nie wiadomo, jak długo to potrwa.
Suspilnemu udało się zapytać Ukraińców z terenów okupowanych, co myślą o idei tzw. rozejmu.
„Dla wielu Ukraińców oznacza to dalsze życie bez wysokiej jakości opieki zdrowotnej, edukacji, to przymusowe paszporty, represje i ciągły strach” – piszą ukraińscy dziennikarze.
Oto jedna z historii – Ołeny z okupowanej części Chersońszczyzny:
„Czytamy wiadomości o negocjacjach w internecie, ale nikt nam tu nic nie mówi. Komu jesteśmy potrzebni? Nie mogę otwarcie rozmawiać na te tematy z innymi ludźmi.
Nic się nie zmienia w naszej wiosce. Ceny idą w górę. Ludzie dostawali węgiel, ale teraz już nie. Pensje są opóźnione. Mężczyzn zaczęli wzywać na komisje lekarskie, aby zarejestrowali się do służby wojskowej. Wzywają ich do »obrony ojczyzny«. Niedawno zmarł chłopak z sąsiedniej wsi, znałam go, jak był dzieckiem. Poszedł na wojnę, żeby zarobić pieniądze.
Rosjanie dużo inwestują na okupowanych terytoriach – budują drogi, przychodnie, remontują szkoły. Ale sytuacja z »bezpłatną« opieką zdrowotną nie jest tak dobra. Jeśli coś poważnego, musisz jechać albo do Heniczeska, albo na Krym. A na Krymie każą ci jechać do Doniecka. Wszystko zajmuje dużo czasu, jest niskiej jakości, wymaga łapówek i znajomości.
Moje dzieci są zmuszane do chodzenia do rosyjskiej szkoły. Tam mają lekcje propagandy, kluby, spotkania z żołnierzami, pokazują im broń. Do końca ociągaliśmy się z paszportem (rosyjskim – red.), ale wzięliśmy go, bo nie mieliśmy wyboru. Dzieci uczą się też online w ukraińskiej szkole. Ciężko to połączyć, ale przynajmniej w ten sposób nie tracimy kontaktu ze wszystkimi na świecie.
Ludzie mówią, że przed wojną mieli jedno życie, a po wojnie zupełnie inne. Ja miałam życie tylko przed. Potem czas się zatrzymał, wszystko [zostało] pod kluczem.
Mamy nadzieję, że zdrowy rozsądek naszych przywódców zwycięży.
Przecież nie jesteśmy przedmiotami, które można po prostu zostawić lub nimi handlować. Jak można oderwać połowę serca? Organizm nie przetrwa w ten sposób.
Jeśli wszystko pozostanie tak, jak jest, pod okupacją, będzie to wielki błąd. Tak wiele istnień zostało już zniszczonych, a teraz tak po prostu przewracamy stronę? Tak nie wolno. Oni będą chcieli jeszcze czegoś.
Zdecydowaliśmy, że i tak zostaniemy w domu. W moim wieku nie można znaleźć nowej pracy, kupić domu, a ja nie chcę być ciężarem na czyichś barkach ani żyć w ubóstwie. Jeśli wszystko tak pozostanie, wyślę moje dziecko do nieokupowanej części Ukrainy. Rozumie, kto jest swój, a kto obcy, ale trudno jest ją chronić przed rosyjskimi wpływami”.
Ukraina ma zrezygnować z suwerenności oraz chlebem i solą przywitać władze wybrane na Kremlu?
Tutaj już nawet nie chodzi o narażenie i pozbawienie wolności kolejnych 30 mln ludzi (biorąc pod uwagę to, że większość z nich – żołnierze, wolontariusze, intelektualiści, pisarze, dziennikarze, aktywiści oraz zwykli obywatele – walczą o wolną Ukrainę, to wskaźnik prześladowań byłby bardzo wysoki; chyba nie muszę tłumaczyć, co Rosjanie robią z takimi ludźmi). Zezwalając na niesprawiedliwe zakończenie/zamrożenie wojny, demokratyczny świat zgodzi się, że po sąsiedztwu miliony ludzi będą reedukowani i uczeni nienawiści do Zachodu. A Rosja w praniu mózgów jest najlepsza.
Będą zaczynać od przedszkola. Opisywaliśmy już, jak Rosjanie indoktrynują oraz poddają militaryzacji ukraińskie dzieci na terenach okupowanych. Nie możemy pozwolić na poszerzenie tych praktyk, odwrotnie – powinniśmy robić wszystko, żeby je zatrzymać. Już nawet nie ze względów solidarności, humanitaryzmu czy praw człowieka, a po prostu na podstawie zimnej kalkulacji, z myślą o swojej bezpiecznej przyszłości.
Maria Berlińska, ukraińska weteranka wojny rosyjsko-ukraińskiej, wolontariuszka, założycielka Centrum Wsparcia Rozpoznania Powietrznego, szefowa projektu Victory Drones, Fundacji Dignitas po mglistej odpowiedzi Putina ponownie udostępnia swój post z listopada 2024 roku. Pisze:
Choć machina wojenna dopiero się rozkręca, pracując 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu.
Choć kompleksy wojskowo-przemysłowe dziesiątek krajów, w tym Chin, dla niego pracują.
Choć są koreańscy żołnierze i irańskie drony, z komponentami z USA i Europy.
Choć nauczyli się żyć pod sankcjami.
I choć nie brakuje najemników z całego świata.
Dlaczego miałoby się to skończyć za 24 godziny czy nawet 24 tygodnie?”
Świat
Władimir Putin
Donald Trump
agresja Rosji na Ukrainę
negocjacje pokojowe
Rosja
Ukraina
wojna w Ukrainie
zakończenie wojny
Jest dziennikarką, reporterką. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media. W OKO.press pisze o wojnie Rosji przeciwko Ukrainie oraz jej skutkach, codzienności wojennej Ukraińców. Opisuje również wyzwania ukraińskich uchodźców w Polsce, np. związane z edukacją dzieci z Ukrainy w polskich szkołach. Od czasu do czasu uczestniczy w debatach oraz wydarzeniach poświęconych tematowi wojny w Ukrainie.
Jest dziennikarką, reporterką. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media. W OKO.press pisze o wojnie Rosji przeciwko Ukrainie oraz jej skutkach, codzienności wojennej Ukraińców. Opisuje również wyzwania ukraińskich uchodźców w Polsce, np. związane z edukacją dzieci z Ukrainy w polskich szkołach. Od czasu do czasu uczestniczy w debatach oraz wydarzeniach poświęconych tematowi wojny w Ukrainie.
Komentarze