0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.plFot. Robert Kowalews...

Oczekiwania wobec Polski są duże, ponieważ prezydencję obejmujemy po Węgrzech, a tamta prezydencja była negatywnie oceniana przez inne państwa europejskie.

Przeczytaj także:

Każde państwo UE zaciekle stara się o realizację swoich interesów, jednak obejmując prezydencję, powinny odłożyć swoje polityczne ambicje na bok i przyjąć neutralną rolę.

Przypomnijmy, że Viktor Orbán wykorzystał tę funkcję do promowania własnej agendy dyplomatycznej. Już w lipcu, drugiego dnia po objęciu prezydencji udał się z wizytą do Kijowa, a kilka dni później – do Moskwy, gdzie spotkał się z prezydentem Władimirem Putinem w ramach misji „pokojowej” dotyczącej Ukrainy.

„Siedzenie w Brukseli nie jest drogą do pokoju. Podczas węgierskiej prezydencji w (Radzie) UE podejmiemy pierwsze kroki w kierunku pokoju”

– pisał wtedy w mediach społecznościowych.

„Orbán nie tylko nie skonsultował tej propozycji – odrzuconej zresztą przez prezydentów Rosji i Ukrainy – z unijnymi partnerami, lecz także zataił przed nimi zamiar odbycia tych wizyt. W efekcie instytucje UE zdementowały, jakoby wizyty te odbyły się w imieniu całej Unii” – czytamy w publikacji PISM.

Zmiana w podejściu polskiej prezydencji na pewno będzie dotyczyła stanowiska wobec Rosji: Węgry, najbliższy sojusznik Moskwy w UE sprzeciwiają się wsparciu dla Kijowa, a Polska od lat stara się, by pomoc dla Ukrainy była jak największa. Kluczowym tematem będzie bezpieczeństwo militarne, ale też dotyczące zagrożeń związanych z atakami hybrydowymi.

Wybory w Polsce

Wybory prezydenckie będą miały kluczowe znaczenie dla przyszłości obecnej ekipy rządzącej. Do tej pory koalicja nie ma większości umożliwiającej odrzucenie prezydenckiego weta, co przeszkadza w realizowaniu wielu planów rządu.

Zgodnie z zapowiedziami marszałka Sejmu Szymona Hołowni, datę wyborów prezydenckich poznamy w środę 8 stycznia.

Najpewniej do wyborów pójdziemy pod koniec maja 2025. Formalnie marszałek może zarządzić wybory i ogłosić kalendarz wyborczy dopiero w przyszłym tygodniu.

W sondażach prowadzi kandydat KO Rafał Trzaskowski. Na drugim miejscu jest popierany przez PiS Karol Nawrocki. Można byłoby powiedzieć, że Trzaskowski wygraną ma w kieszeni, gdyby nie to, że do wyborów jeszcze daleko, a w kampanii może się jeszcze wiele wydarzyć. I choć wielu po Nawrockim spodziewało się efektu Andrzeja Dudy – mało znanego kandydata, który zmobilizuje elektorat PiS do pójścia do wyborów – to jednak na razie tego efektu nie widać, a w sztabie PiS mówi się o pewnego rodzaju rozczarowaniu. Nawrockiemu ma brakować charyzmy i umiejętności korzystania z mediów społecznościowych.

W tym roku kampania wyborcza będzie widoczna nie tylko na ulicy, ale również na TikToku, gdzie wśród wszystkich kandydatów na prezydenta wygrywa Sławomir Mentzen z Konfederacji – obserwuje go ponad 1 mln użytkowników, wśród których są osoby o konserwatywnych i prawicowych poglądach. Trzaskowski próbuje przyciągnąć osoby korzystające z TikToka dość pomysłowymi filmami, które gonią za trendami. Trzeba mu oddać, że robi to dość umiejętnie – ma jakiś dystans do siebie, w jednym z filmów śmieje się, że córka „nazywa go boomerem”.

Z kolei kandydatka Nowej Lewicy Magdalena Biejat celuje w stronę lewicowych użytkowników z dużych miast – jej wideo z wizyty na praskim bazarze w Warszawie obejrzało już 15 tys. użytkowników. Jednak jej film o maśle z chwytliwym pytaniem, dlaczego jest takie drogie, przyciągnął większą liczbę widzów – ponad 103 tys.

Wciąż swojego kandydata na prezydenta nie przedstawiła partia Razem. Posłanka Marcelina Zawisza powiedziała 3 stycznia w Polsat News, że decyzje o tym podejmie Rada Krajowa. Jej posiedzenie jest przewidziane na 11-12 stycznia. W czwartek współprzewodniczący Razem Adrian Zandberg zadeklarował, że jest gotowy do startu.

Wątpliwości w sprawie Izby SN

W tle wyborów jest także afera związana z obsadą i statusem Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. To ona stwierdza ważność wyborów. Problem w tym, że status prawny izby zgodnie z orzeczeniami europejskich trybunałów nie spełnia kryteriów niezawisłego sądu. Co więcej, eksperci prawni wskazują, że jeśli ta izba będzie orzekać o ważności wyborów, to wydane przez nią orzeczenie będzie wadliwe i „dotknięte nieważnością”.

Z propozycją, która ma uchronić przed ewentualnym kryzysem wyborczym, wyszedł niedawno marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Przedstawił projekt ustawy incydentalnej, zgodnie z którą o ważności wyborów prezydenckich ma rozstrzygać skład trzech Izb Sądu Najwyższego bez Izby Kontroli, która jest obsadzona przez tzw. neosędziów.

Więcej na temat tej ustawy można przeczytać w wywiadzie Piotra Pacewicza z marszałkiem Sejmu Szymonem Hołownią:

Czy chaos prawny zostanie do czasu wyborów naprawiony? Nie wiadomo – sędzia Sądu Najwyższego w rozmowie dla OKO.press z Dominiką Sitnicką wskazywał, że po wyborach może dojść do dwuwładzy. „Zmieniła się władza i widać jak w soczewce nasze rozdwojone państwo. Mamy dwóch Prokuratorów Krajowych, mamy sędziów starych i nowych (...) I tak pewnie za chwilę będziemy mieć do czynienia z sytuacją, w której jest dwóch prezydentów albo dojdzie do jeszcze innych patologicznych konfiguracji”.

Będzie nowy marszałek?

Zgodnie z zapisami w umowie koalicyjnej, pod koniec 2025 – w listopadzie – ma nastąpić rotacja, jeśli chodzi o fotel marszałka Sejmu. Szymona Hołownię ma zastąpić zgodnie z aktualnymi ustaleniami Włodzimierz Czarzasty. Rotacyjność ma też obowiązywać w Senacie. Senator Małgorzatę Kidawę-Błońską z PO ma w tym samym czasie zastąpić osoba wskazana przez Koalicję Obywatelską.

Hołownia powiedział, że na czas kampanii wyborczej nie zamierza zrezygnować z funkcji marszałka. W maju 2024 roku stwierdził, że dopuszcza możliwość, by zawarta między KO, Trzecią Drogą i Lewicą umowa koalicyjna była renegocjowana. „Umowa koalicyjna to nie Pismo Święte” – mówił. Z kolei Włodzimierz Czarzasty, tuż po wyborach samorządowych mówił w Radiu Zet, że „nie będzie dramatu”, jeśli nie zostanie marszałkiem Sejmu.

Donald Trump prezydentem USA

Powrót Donalda Trumpa na fotel prezydenta, którego inauguracja zaplanowana jest na 20 stycznia, będzie się wiązał – jak pisała na naszych łamach Paulina Pacuła – z obawami o stabilność NATO, o losy walczącej o wolność Ukrainy. Polityka Trumpa również przyczyni się wzmocnieniu europejskiej prawicy.

Strasząc możliwym wycofaniem z NATO, Donald Trump chce sprawiać wrażenie, że to on skutecznie mobilizuje państwa członkowskie sojuszu do zwiększenia wydatków na obronność. Tymczasem „przed wybuchem pełnoskalowej wojny [w Ukrainie, przyp. red.] próg 2 proc. PKB na cele obronne przekraczało zaledwie 6 państw sojuszu. Dziś są to już 23 państwa. Publicznie wyrażanymi groźbami Donald Trump w typowo populistyczny sposób usiłuje przypisać sobie sprawstwo w kwestii, w której zmiany dzieją się już od jakiegoś czasu” – zauważa w OKO.press Paulina Pacuła.

Zapowiadane przez Trumpa plany zakończenia wojny w Ukrainie prawdopodobnie będą wdrażane w sposób odbiegający od deklarowanego w kampanii wyborczej. Może konflikt nie zostanie rozwiązany w ciągu 24 godzin, ale Trump i jego administracja – jak przewidują analitycy PISM – pewnie będą dążyć do szybkiego rozwiązania konfliktu – nawet za cenę osłabienia Ukrainy – przez ograniczenie dostaw sprzętu wojskowego dla tego kraju.

Trump wyraźnie obiecał też wycofać USA z paryskiego porozumienia klimatycznego, po tym, jak USA ponownie przystąpiły do ​​niego pod rządami Joe Bidena.

Trump już zadeklarował, że chciałby kupić Grenlandię, na co premier wyspy Mute Egede odpowiedział: „nie jesteśmy na sprzedaż”. Grenlandia, będąca autonomicznym terytorium Danii, jest siedzibą dużego amerykańskiego ośrodka kosmicznego i leży na najkrótszej trasie z Ameryki Północnej do Europy, co oznacza, że ​​ma strategiczne znaczenie dla USA.

Trump zapowiedział też, że chce przejąć kontrolę nad Kanałem Panamskim. Ten kluczowy kanał został przekazany Panamie przez USA na mocy porozumienia z 1977 roku podpisanego przez niedawno zmarłego byłego prezydenta USA Jimmy'ego Cartera. Donald Trump twierdzi, że Panama pobiera zbyt wysokie opłaty od amerykańskich statków za korzystanie z kanału, a jego zarządzanie znajduje się pod kontrolą Chińczyków.

Oczywiście to prawdą nie jest, jak zauważa portal „Politico”, chociaż Chiny zwiększyły obecność w Ameryce Łacińskiej, a firma z siedzibą w Hongkongu administruje dwoma portami u wejścia do kanału i na wyjściu – żadna jednostka komercyjna ani rządowa ChRL nie odgrywa bezpośredniej roli w zarządzaniu ruchem statków na tym krytycznym szlaku wodnym. Kanałem administruje niezależna agencja rządowa Panamy, a Pekin nie wykonał ostatnio żadnych gestów, wskazujących na chęć zakupu kanału lub zwiększenia obecności w tym kraju.

Wybory w innych krajach Europy

Niemcy

W wyniku rozpadu koalicji rządzącej w Niemczech przedterminowe wybory do Bundestagu zostały wyznaczone na 23 lutego 2025 roku.

W sondażach zdecydowanie prowadzi centroprawica, czyli CDU/CSU. Obecnie chęć głosowania na tą partię deklaruje 31 proc. badanych, podczas gdy na SPD kanclerza Scholza zaledwie 17 proc. CDU prowadzi w sondażach nad SPD już od ponad dwóch lat.

Drugą partią o największym poparciu politycznym jest obecnie skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec. Poparcie AfD sięga w tej chwili 19 proc. i jest o około 3 punkty procentowe niższe od trzyletniego maksimum poparcia dla tej partii, które odnotowano w styczniu 2024 roku.

Bezpośrednią przyczyną rozpadu rządu Olafa Scholza był brak możliwości uchwalenia budżetu. Głosowanie nad budżetem poprzedził jednak rozpad koalicji rządzącej, do którego doszło 6 listopada. To wtedy kanclerz Olaf Scholz zdymisjonował swojego ministra finansów Christiana Lindnera, lidera Wolnej Partii Demokratycznej (FDP).

Białoruś

Kolejne wybory prezydenckie odbędą się pod koniec stycznia 2025 na Białorusi. Te budzą ogromne kontrowersje po ogłoszeniu wyników w poprzednim głosowaniu w 2020 roku. Wyniki zostały sfałszowane, a prawdziwych danych nigdy nie opublikowano. Według obserwatorów i analityków są podstawy, by uważać, że w wyborach w rzeczywistości zwyciężyła liderka opozycji Swiatłana Cichanouska lub Łukaszenka nie zdobył więcej niż połowy głosów. Mimo to oficjalnie ogłoszono jego zwycięstwo z wynikiem 80,1 proc. Tych rezultatów nie uznały państwa zachodnie.

Alaksandr Łukaszenka został po raz pierwszy prezydentem Białorusi w 1994 roku i od tamtej pory ani razu nie oddał władzy. Przyszłoroczne wybory mają być jego szóstą reelekcją.

Białoruskie siły demokratyczne wzywają do bojkotu wyborów. Rozpoczęła się zbiórka podpisów za dopuszczeniem kandydatów, jednak w tym roku proces wyborczy jest mocno ograniczony. Zaledwie 7 inicjatyw zostało dopuszczonych do etapu zbiórki, a jak informuje Euroactiv cztery lata temu było ich 15.

Czechy, Mołdawia, Rumunia

Wybory odbędą się także w Czechach – od ich rezultatu będzie zależeć czy do władzy powróci prowadząca w sondażach partia ANO, na której czele stoi były premier Anrej Babis. Jego powrót do władzy będzie oznaczać wzmocnienie dla antyunijnej i protrumpowskiej polityki europejskiej.

Wybory parlamentarne odbędą się również w Mołdawii – będą kluczowe dla przyszłości kraju, ponieważ zdecydują o jego kursie politycznym – proeuropejskim lub prorosyjskim. Wynik wyborów może wpłynąć na dalszą integrację Mołdawii z Unią Europejską lub pogłębienie więzi z Rosją.

Data powtórzenia pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii nie została jeszcze wyznaczona – prawdopodobny termin to koniec marca 2025 roku.

Wszystko przez bezprecedensową decyzję rumuńskiego Sądu Konstytucyjnego. Dwa dni przed głosowaniem zaplanowanym na niedzielę 8 grudnia, rumuński Sąd Konstytucyjny (odpowiednik polskiego Trybunału Konstytucyjnego) anulował pierwszą turę wyborów prezydenckich, która odbyła się 24 listopada 2024.

Powodem takiego ruchu była kwestionowana kampania na TikToku, która wspierała niezależnego, antysystemowego i oskarżanego o prorosyjskość kandydata Călina Georgescu, nieoczekiwanego zwycięzcę pierwszej tury. Rumuńskie władze dopatrują się w tym zagranicznej ingerencji w proces wyborczy, choć oficjalnych ustaleń w tej kwestii wciąż brak. Postępowanie w tej sprawie prowadzi Komisja Europejska.

;
Na zdjęciu Natalia Sawka
Natalia Sawka

Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.

Komentarze