Prezydent USA sprawia wrażenie, jakby największym wyzwaniem w wypracowaniu pokoju w Ukrainie było, by Putin i Zełenski znaleźli się razem w jednym pokoju. Za zakończenie wojny w Ukrainie chce iść do nieba. Co wynika z ostatniej rundy „rozmów pokojowych”?
„Siedem wojen zakończyłem, niektóre z nich trwały po 35 lat, została mi ta jedna. Myślałem, że będzie najłatwiejsza, ale okazała się najtrudniejsza” – mówił Donald Trump na antenie telewizji Fox News we wtorek 19 sierpnia rano.
„Jeśli mam iść do nieba, to będzie powód” – stwierdził.
W ten luźny i momentami żartobliwy sposób Donald Trump relacjonował kolejną rundę „rozmów pokojowych” ws. wojny w Ukrainie: spotkanie z Putinem na Alasce w piątek 15 sierpnia, spotkanie z prezydentem Zełenskim w poniedziałek 18 sierpnia i następujące po nim spotkanie z udziałem liderów UE.
Siedem załatwionych wojen, o których mówił w wywiadzie z Fox News, w poniedziałek podczas rozmowy z prezydentem Zełenskim i liderami państw UE było sześcioma wojnami. O której zapomniał w poniedziałek albo którą dodał do listy we wtorek? Nie wiadomo.
Poważnych nieścisłości w jego wypowiedziach, zaprzeczania sobie, dziwacznego kluczenia, powtarzania rosyjskiej dezinformacji albo twierdzeń wprost kuriozalnych, było więcej. Poniższe przykłady pochodzą z wtorkowego wywiadu z Fox News.
Nieścisłości było więcej i dotyczyły spraw fundamentalnych, w tym gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy oraz dalszego planu na proces pokojowy.
Najważniejsze pytania, jakie możemy sobie zadać po tych kilku dniach dość chaotycznego spektaklu, brzmią:
Zbieramy to, co wiadomo i to, czego nie wiadomo w każdej kwestii.
Jednym z newsów po spotkaniu prezydenta Donalda Trumpa i prezydenta Rosji Władimira Putina w piątek 15 sierpnia na Alasce było to, że prezydent Putin rzekomo zadeklarował, że Rosja zaakceptuje gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. To miał być ten „przełom” z piątkowego spotkania, o którym jednak ani Trump, ani Putin nie wspomnieli podczas wspólnej konferencji prasowej.
O tym, że ten przełom się wydarzył, w niedzielę 17 sierpnia poinformował Steve Witkoff, specjalny wysłannik Białego Domu, w programie “State of the Union” w CNN. Dzień wcześniej takie informacje pojawiły się jako przecieki w mediach.
“Byliśmy w stanie uzyskać [od Rosji – red.] następujące ustępstwo: Stany Zjednoczone mogłyby zaoferować [Ukrainie – red.] ochronę podobną do artykułu 5 [Traktatu waszyngtońskiego, chodzi o zobowiązanie do kolektywnej obrony – red.], który jest jednym z głównych powodów, dlaczego Ukraina chce wejść do NATO” – powiedział Witkoff. Dodał, że to „pierwszy raz, gdy Rosjanie wyrazili zgodę na coś takiego” i że jest to “przełom”.
Witkoff jako jedno z osiągnięć szczytu wskazał również deklarację dotyczącą wprowadzenia do rosyjskiego prawa zapisu zobowiązującego do niewysuwania dalszych roszczeń terytorialnych wobec Ukrainy oraz powstrzymania się od ataków na inne państwa po „skodyfikowaniu” porozumienia pokojowego.
To natychmiast trafiło na czołówki światowych mediów, a w poniedziałek było jednym z najważniejszych wątków rozmowy prezydenta Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim oraz przywódcami UE w Białym Domu. W spotkaniu udział brała szefowa KE Ursula von der Leyen, sekretarz generalny NATO Mark Rutte, prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Friedrich Merz, premierka Włoch Giorgia Meloni, premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer oraz prezydent Finlandii Alexander Stubb.
Trump powtórzył w ich obecności: „Prezydent Putin zgodził się, że Rosja zaakceptuje gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy”. Dodał, że wierzy, że wspólnie uda się osiągnąć porozumienie, które pozwoli odstraszyć „jakąkolwiek przyszłą agresję wobec Ukrainy”. To państwa europejskie wezmą na siebie największy ciężar gwarantowania bezpieczeństwa dla Kijowa („Państwa europejskie chcą dać to ochronę, są na to zdecydowane”), ale USA „pomogą” – zapewniał.
„To bardzo ważne, że USA dają taki mocny sygnał ws. gwarancji bezpieczeństwa i że są gotowe ich udzielić” – podkreślił prezydent Zełenski. Szef NATO Mark Rutte uznał to za „przełom”. Premierka Włoch Giorgia Meloni podkreśliła, że to, że gwarancje mają mieć charakter czegoś na kształt artykułu 5. Traktatu waszyngtońskiego, było „włoskim pomysłem”. Meloni proponuje – jak wynika z późniejszych doniesień m.in. serwisu Bloomberg – aby państwa europejskie zobligowały się do interwencji w ciągu 24 godzin, jeśli Rosja znowu zaatakuje Ukrainę.
Wypowiedzi europejskich liderów były sformułowane tak, by Trumpa trochę przycisnąć – aby jego deklaracja mocno wybrzmiała i stała się politycznym zobowiązaniem.
To nie przeszkodziło jednak amerykańskiemu prezydentowi zaprzeczyć sobie podczas wywiadu dla Fox News we wtorek 19 sierpnia. Pytany wprost o to, co te gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy miałyby oznaczać, Trump kluczył i mówił nie temat, przy okazji powtarzając rosyjską dezinformację na temat przyczyn wojny w Ukrainie. Dociskany powiedział:
„Ukraina nie stanie się częścią NATO, ale mamy te europejskie państwa, które przejmą inicjatywę i będą miały część sił, Francja i Niemcy, kilka krajów, Wielka Brytania, chcą mieć żołnierzy na miejscu.
Szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby to był problem [dla Putina – red.] (…), ale nigdy nie wiadomo” – powiedział Trump.
Ta wypowiedź podważa więc twierdzenie o tym, że Rosja zgodziła się na gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy w postaci obecności europejskich wojsk w Ukrainie, wspieranych logistycznie przez USA.
O tym, że taka deklaracja ze strony Rosji nie padła, świadczy też wtorkowy wywiad Siergieja Ławrowa, ministra spraw zagranicznych Rosji, który wykpiwa ten pomysł, mówiąc: „Europejczycy wciąż rozprawiają o wysłaniu jakiejś misji pokojowej na Ukrainę. Jakby to miało wyglądać? To pomysł umieszczenia w Ukrainie obcych wojsk pod przykrywką misji pokojowej (…) My się na to nie zgadzamy”.
Władze Rosji w żadnym momencie nie potwierdziły, że Rosja zgodziła się na obecność europejskich wojsk na terytorium Ukrainy. W środę 20 sierpnia w kolejnym wywiadzie Ławrow stwierdził, że jedyne gwarancje bezpieczeństwa, na które może zgodzić się Rosja, to gwarancje udzielone przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, a więc przez Rosję, Chiny, USA, Francję i Wielką Brytanię. Powtórzył to 21 sierpnia.
To oczywista bzdura, bo teoretycznie każde państwo na świecie ma gwarancje bezpieczeństwa wynikające z Karty Narodów Zjednoczonych, podstawowego aktu prawnego ONZ. Jak pokazuje praktyka, to nie przeszkodziło Rosji w najechaniu na Ukrainę.
Bardzo istotnym elementem ostatnich ustaleń jest też to, na czym miałoby polegać zaangażowanie USA w bezpieczeństwo Ukrainy. Podczas spotkań w Białym Domu w poniedziałek 18 sierpnia Donald Trump mówi o tym w różnych momentach bardzo oględnie:
Jeszcze gorzej wygląda to, co prezydent USA mówił we wtorkowym wywiadzie z Fox News. Dopytywany, na czym miałyby polegać „gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy w stylu artykułu 5 NATO”, Trump mówi, że… USA będą sprzedawać uzbrojenie dla państw NATO „za pełną cenę”, a one „mogą z tym robić, co chcą – także przekazywać Ukrainie”.
W następnym zdaniu zdegustowany podkreśla, że poprzednia administracja wydała na pomoc Ukrainie aż 350 mld dolarów (co jest nieprawdą), nie otrzymując nic w zamian, a za jego kadencji żadna pomoc do Ukrainy nie płynie.
„Odkąd ja tu jestem, nie płacimy” – chwali się.
Dodaje, że wynegocjował umowę na dostęp do ukraińskich zasobów naturalnych bogatych w pierwiastki ziem rzadkich. „Zawarłem umowę dotyczącą pozyskania metali ziem rzadkich. To równowartość znacznie większej kwoty niż 350 miliardów dolarów, które Biden stracił” – mówi.
Te wypowiedzi pokazują jasno, jaki jest stosunek Trumpa do pomocy Ukrainie: USA zamierzają się angażować możliwie najmniej.
Największym osiągnięciem Trumpa ma być to, że doprowadzi do spotkania Zełenskiego z Putinem. Reszta będzie należała do nich. Tyle że Moskwa wprost powiedziała już, że spotkania nie będzie. A dokładnie: że mogłoby się ono odbyć po ustaleniu wszystkich szczegółów dotyczących zakończenia wojny w Ukrainie i po ustaleniu, czy prezydent Zełenski może takie ustalenia podpisać. Jego kadencja, zdaniem Moskwy, już się skończyła i Zełenski nie ma prawa reprezentować Ukrainy. Tymczasem prawda jest taka, że w Ukrainie trwa wojna i obowiązuje stan wojenny, a jej konstytucja nie pozwala w takiej sytuacji organizować wyborów.
Agencje informacyjne donoszą jednak we wtorek i środę, że prace nad koncepcją gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy „wchodzą na wyższy poziom” – będą odbywać się w gronie ministrów obrony państw NATO. Takie spotkanie odbyło się już w środę 20 sierpnia. Wziął w nim udział także generał Alexus Grynkewich, naczelny dowódca Sił Sojuszniczych NATO w Europie (SACEUR) i dowódca Dowództwa Europejskiego Stanów Zjednoczonych (EUCOM). Z przecieków medialnych wiadomo, że USA mogłyby wspierać wojska europejskie w zakresie logistyki i obrony przeciwlotniczej. To jednak niepotwierdzone doniesienia.
Wiele w tej kwestii wyjaśnia wypowiedź wiceprezydenta J.D. Vance'a z wywiadu z Fox News w środę 20 sierpnia. Vance:
„To nie my powinniśmy nieść ciężar [bezpieczeństwa w Europie – red.]. Powinniśmy być pomocni, by zakończyć tę wojnę, ale oczekujemy – prezydent mówił o tym jasno – że to Europa odegra główną rolę (...) USA są gotowe prowadzić rozmowy, ale nie będziemy składać żadnych zobowiązań, dopóki nie ustalimy, co jest niezbędne do zakończenia tej wojny” – powiedział Vance.
Dodał, że jego zdaniem Trump jest w tym bardzo dobry: nigdy niczego otwarcie w negocjacjach nie wyklucza, ani nie deklaruje, żeby nie oddawać przewagi.
Bez względu jednak na to, co się wydarzy, Amerykanie oczekują, że to Europejczycy wezmą na siebie „lwią część tego wysiłku”.
„To w końcu ich kontynent, ich bezpieczeństwo” – powiedział Vance.
Jeśli chodzi o integralność terytorialną Ukrainy, to wydaje się, że stanowiska głównych graczy nie uległy zmianie. Prezydent Donald Trump wyraźnie akceptuje ewentualną utratę przez Ukrainę terytoriów, o czym zarówno on, jak i jego administracja oraz przychylne mu media mówią w tonie, który sugeruje, że to standard podczas wojny.
W wywiadzie z Fox News we wtorek Trump mówił: „To jest wojna, a Rosja jest potężnym militarnie narodem”. Sugerował, że rozumieją to także liderzy UE. „Donbas jest już w 79 proc. zajęty przez Rosjan. Oni [europejscy liderzy – red.] rozumieją, co to znaczy” – podkreślał.
„Prezydent Zełenski będzie musiał wykazać się pewną elastycznością” – mówił Trump.
Jeszcze w niedzielę 17 sierpnia, tuż przed spotkaniem z Zełenskim, Trump napisał na platformie Truth Social: „Prezydent Zełenski, jeśli chce, może niemal natychmiast zakończyć wojnę z Rosją, albo może kontynuować walkę (…) Nie ma powrotu do sytuacji sprzed oddania Krymu (…) i nie ma wejścia Ukrainy do NATO” – napisał Trump.
W niedzielnej rozmowie z CNN prezydencki doradca Steve Witkoff ujawnił, że Rosja rzekomo zadeklarowała gotowość do ustępstw dotyczących niektórych obszarów poza Donbasem, nie precyzując jednak, o które regiony chodzi. Zaznaczył, że zarówno ukraińskie władze, jak i europejscy liderzy są świadomi tych propozycji i zgodnie oceniają je jako „znaczący krok naprzód”.
Rosja tego w ogóle nie komentuje. Oficjalne stanowisko Putina jest takie, że do Rosji należy wszystko, co anektowała w 2022 roku. A więc Ukraińcy powinni jej jeszcze dodatkowo oddać niezdobyte od 3,5 lat tereny Donbasu, Chersońszczyzny, Zaporoża i Ługańszczyzny. A w sprawie Krymu nie ma o czym mówić. Aneksję Moskwa uzasadnia „referendami” przeprowadzonymi na okupowanych terytoriach i tłumaczy, że zasada nienaruszalności granic Ukrainy musi ustąpić przed „prawem narodu do samostanowienia”.
Z tego punktu widzenia dramatyczne ustępstwa, których Trump żąda od Ukrainy, Moskwy w żaden sposób nie mogą zadowolić.
Z informacji agencji Reutera wynika, że w ramach negocjowanego porozumienia Ukraina miałaby wycofać się „tylko” z kluczowych części Donbasu i Ługańszczyzny. W zamian Rosja oddałaby niewielkie okupowane terytoria oraz zgodziła się na zamrożenie frontu w południowych rejonach obwodów chersońskiego i zaporoskiego.
Kijów już wcześniej stanowczo wykluczył możliwość opuszczenia Donbasu, uznając go za kluczowy element swojej obrony przed rosyjską agresją. Prezydent Zełenski zdaje się nie zmieniać stanowiska.
Ale roszczenia terytorialne to tylko niewielka część oczekiwań Moskwy.
Jak wynika z wypowiedzi rosyjskich władz i przekazów propagandy, Rosja chce pełnej kontroli politycznej nad Ukrainą, o czym rzecz jasna nie mówi wprost. Domaga się zmiany władz w Ukrainie (pod pozorem denazyfikacji) i usunięcia Zełenskiego, który urząd ma zajmować bezprawnie (to coś, co za rosyjską propagandą wciąż podkreśla także Trump). Domaga się demontażu ukraińskiej armii, dopuszczenia działalności rosyjskojęzycznych mediów w Ukrainie oraz ponownego wprowadzenia języka rosyjskiego do obiegu publicznego (te postulaty artykułowane są pod pozorem dbałości o prawa rosyjskiej mniejszości w Ukrainie).
Twierdzi, że swoim dążeniem do członkostwa w NATO Ukraina de facto zrzekła się prawa do swojej suwerenności, bo według Rosji, warunkiem suwerenności Ukrainy było to, że ta na zawsze pozostanie państwem neutralnym (czyli niestowarzyszonym z żadnym sojuszem obronnym), niezaangażowanym i rozbrojonym.
„W tym konflikcie nigdy nie chodziło o terytorium. Ani Krym, ani Donbas, ani Noworosja [rosyjska propaganda używa określenia Noworosja na ziemie należące do niegdyś do Imperium Rosyjskiego; obwód doniecki i ługański to tylko niewielka część tego obszaru, we współczesnej Ukrainie to obwody: doniecki, dniepropietrowski, zaporoski, mikołajowski, chersoński i odeski – red.] nigdy nie były celem samym w sobie. Naszym celem była i pozostaje ochrona narodu rosyjskiego – ludzi, którzy od wieków mieszkają na tej ziemi, którzy jako pierwsi odkryli te tereny i przelali za nie krew” – powiedział Siergiej Ławrow w wywiadzie we wtorek 19 sierpnia, przywołując twierdzenie, którego kolejne władze rosyjskie używały do uzasadniania podbojów terytorialnych od stuleci.
Wygląda więc na to, że Rosja nie cofa się o krok w swoich żądaniach.
Jak zauważa Agnieszka Jędrzejczak, która w OKO.press na bieżąco śledzi rosyjską propagandę w cyklu „Goworit Moskwa”, w przekazach rosyjskich mediów i władz w ostatnich dniach bynajmniej nie widać budowania gruntu pod zakończenie wojny w Ukrainie. Ze względu na tragiczną sytuację gospodarczą Władimir Putin wciąż potrzebuje tej wojny do utrzymania władzy.
Wydaje się, że powoli sprawę z tego zaczyna zdawać sobie także prezydent Donald Trump. W wywiadzie z Fox News mówił, że „w ciągu najbliższych kilku tygodni dowiemy się więcej o prezydencie Putinie (…) Zobaczymy, jak to wszystko się potoczy. Możliwe, że on nie chce zawrzeć porozumienia”. Dodał, że ma nadzieję, że “prezydent Putin będzie grzeczny. A jeśli nie, to będziemy mieć nieprzyjemną sytuację”.
Europa wciąż – przynajmniej w oficjalnych przekazach – stoi na stanowisku, że nie ma możliwości siłowego zmieniania granic i Ukraina powinna powrócić do granic sprzed 2014 roku.
Jak wynika z relacji portalu Politico, który po spotkaniach w Waszyngtonie rozmawiał z uczestnikami delegacji nieoficjalnie, strategia europejskich liderów jest taka: są gotowi pokornie brać udział w przedstawieniu Trumpa, dopóki ten nie zda sobie sprawy, że prezydent Rosji wodzi go za nos i żadnego zakończenia wojny nie chce. Gdy to wreszcie do Trumpa dotrze, liderzy UE mają nadzieję na rundę ostrych amerykańskich sankcji wobec Rosji.
Putin i rosyjska propaganda czerpią pełnymi garściami z ostatnich wydarzeń, dowodząc, że oto Rosja wraca na salony międzynarodowe i tylko owładnięta szałem wojny i rusofobią Europa stoi na drodze do długo oczekiwanego uznania prawa Rosji do posiadania własnego interesu. Ten interes wyraża się m.in. tym, że Rosja prowadzi agresywną wojnę i czyha na cudze terytorium.
Podczas spotkania na Alasce zarówno Putin, jak i Trump mówili o pragnieniu ponownego nawiązania stosunków gospodarczych. Winą o to, że stosunki między Rosją a USA były ostatnio „najgorsze od lat” – jak mówił Putin, Trump obarcza administrację Bidena i jej rzekome kłamstwa na temat Rosji – np. te, że Rosja wywierała wpływ na wybory w 2016 roku (co zostało udowodnione).
Trump niezgodnie z prawdą określa ten epizod mianem „rosyjskiej ściemy” (z ang. „Russian hoax”) i regularnie przy różnych okazjach powtarza, że prezydent Putin zapewnił go, że w 2016 roku Rosja nie ingerowała w amerykańskie wybory, a on mu wierzy.
Co do konieczności zrzeczenia się przez Ukrainę jakiejś części swojego terytorium, to także komentatorzy na antenie Fox News regularnie sugerują, że to wojenny standard. Przykładem kuriozalna dyskusja w programie „The Five” sprzed dwóch dni. Padły tam między innymi takie stwierdzenia:
„Granice zmieniają się cały czas. Nie można wrócić do granic, które miała Ukraina. Pomyślcie o Niemczech. Kiedyś to było Królestwo Prus, potem Cesarstwo Niemieckie. Rozszerzyło się, potem skurczyło podczas wojen światowych, następnie zostało podzielone na dwie części, a teraz znów jest zjednoczone. I co, nie można tego zrobić Ukrainie? Dajcie spokój” – mówił jeden z komentatorów.
Komentatorzy Fox News zdają się w swoich analizach pomijać ten drobny fakt, że po II wojnie światowej przyjęto obowiązujące niemal wszystkie państwa na świecie normy prawne, które bardzo rygorystycznie ograniczają prawo stosowania siły i wykluczają siłową zmianę granic.
To pokazuje stan umysłów obozu MAGA oraz jaki stosunek do Ukrainy chcą zaszczepiać w społeczeństwie.
Przez USA zawieszenie broni nie jest i w żadnym momencie nie było traktowane jako wymóg wstępny do prowadzenia negocjacji. Prezydent Donald Trump twierdzi wręcz obecnie, że być może nie jest ono wcale potrzebne do prowadzenia procesu pokojowego. Choć podkreśla, że byłoby wskazane, bo doprowadziłoby do „natychmiastowego zatrzymania zabijania”.
„Zakończyłem sześć wojen, w żadnej z nich nie doszło wcześniej do zawieszenia broni” – tłumaczył Trump podczas spotkania z Zełenskim i liderami UE.
Zawieszenia broni wciąż domaga się prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, a wspierają go w tym państwa UE. Ale także oni nie traktują tego już jako warunku do ewentualnych rozmów Zełenskiego z Władimirem Putinem.
To istotna zmiana, którą można uznać za wyraz słabości pozycji zarówno Ukrainy, jak i UE.
Brak zgody na zawieszenie broni przed ewentualnym podpisaniem pełnoprawnego układu pokojowego to, według doniesień agencji Reutera, jeden z wymogów Rosji.
Prezydent Donald Trump sprawia wrażenie, jakby największym wyzwaniem w wypracowaniu pokoju w Ukrainie było sprawić, by Władimir Putin i Wołodymyr Zełenski znaleźli się razem w jednym pokoju. Czy się dogadają, czy nie, zależy już od nich. Mówił o tym m.in. we wtorkowym wywiadzie z Fox News.
Biały Dom we wtorek 19 sierpnia, ustami rzeczniczki Karoline Levitt, ogłosił, że czyni przygotowania do spotkania Zełenski-Putin. Podchwyciły to światowe media, pojawiły się nawet spekulacje co do możliwego miejsca spotkania. Prezydent Francji ma proponować Genewę, Biały Dom – Budapeszt. Rzekomo na takie spotkanie miał wyrazić zgodę zarówno prezydent Zełenski, jak i przywódca Rosji, Władimir Putin. Ale z przekazów rosyjskich władz i mediów wynika, że Moskwa się na spotkanie zgodziła, ale nie teraz. I że trzeba je dobrze przygotować.
Jakby miało takie spotkanie wyglądać? Tu też w wypowiedziach Trumpa pojawiły się nieścisłości. Podczas spotkania z liderami UE i Zełenskim w Białym Domu w poniedziałek. Trump mówił, że chodzi o spotkanie trójstronne, z jego udziałem. Dzień później na antenie Fox News mówił, że chce, by najpierw Zełenski i Putin porozmawiali sami. To wtedy dodał, że jego zdaniem ta dwójka „dogaduje się lepiej”, niż Trump do tej pory sądził.
Podkreślił, że wszystko, co on może zrobić, to sprawić, by ci się spotkali. „Reszta zależy już od nich. To oni podejmują decyzje. My jesteśmy oddaleni o 7 tysięcy mil” – stwierdził.
Sprawa jest jasna: jeśli nie uda się zakończyć wojny, to dlatego, że Zełenski i Putin się nie dogadali, a nie np. dlatego, że nie udało się stworzyć wystarczająco skutecznego systemu zachęt i gróźb, by zmusić agresora do kapitulacji.
Sposób prowadzenia tych „negocjacji” przez Trumpa można podsumować słowami jednego z bardziej znanych analityków spraw międzynarodowych w duchu realizmu, Stephena M. Walta. Walt na łamach „Foreign Policy” napisał: „Trump nie ma pojęcia o tym, jak się uprawia dyplomację (…), jest fatalnym negocjatorem (…). Nie przygotowuje się, nie zleca podwładnym wcześniejszych przygotowań i przybywa na każde spotkanie, nie wiedząc, czego chce, ani gdzie są jego czerwone linie. Nie ma strategii i nie interesują go szczegóły, więc po prostu improwizuje”.
Ostatnie spotkania pokazują też, że Trump wciąż mówi językiem Putina, choć nieco lepiej niuansuje swoje wypowiedzi i trochę bardziej pamięta o perspektywie Ukrainy. Na forum krajowe przekaz jest też taki: Europa jest Trumpowi kompletnie podporządkowana. To stąd zdjęcia z rzędem krzesełek przed biurkiem Trumpa w Gabinecie Owalnym i siedzących na nich liderów UE (jak wyżej).
Pomimo że o spotkaniu Zełenski-Trump w Białym Domu w poniedziałek wielu komentatorów mówi, że przebiegło w znacznie lepszej atmosferze niż słynne spotkanie w lutym, które zakończyło się awanturą, to niestety uważne obejrzenie jego przebiegu, a także lektura komentarzy członków amerykańskiej administracji po nim, pozostawia smutne wrażenie, że
Wołodymyr Zełenski wciąż przez Amerykanów traktowany jest jak pionek i petent.
Urzędnicy Trumpa przed spotkaniem oficjalnymi drogami pytali, czy Zełenski ma zamiar tym razem założyć garnitur. Ludzie Zełenskiego początkowo oponowali, potem zgodzili się. Prezydent Ukrainy pojawił się w czarnych spodniach, marynarce i koszuli, bez krawata. Stało się to przedmiotem kolejnej żenującej wymiany zdań między Zełenskim a dziennikarzem, który w lutym wytknął mu w bardzo bezczelny sposób brak garnituru. Zełenski w inteligentny sposób odpowiedział na przytyk, ale znowu – smutno patrzeć na to, że tak traktowany jest prezydent kraju, który walczy o przeżycie.
Stosunek Amerykanów do Zełenskiego pokazuje też wypowiedź wiceprezydenta J.D. Vance'a ze środowego wywiadu w Fox News. Pytany o przebieg poniedziałkowych rozmów z Zełenskim, Vance zdradził, że zagadał do prezydenta Ukrainy przed spotkaniem: „Jeśli będziesz się dobrze zachowywał, nic nie powiem”. Według relacji Vance’a Zełenski miał się w odpowiedzi na to zaśmiać. Widać wyraźnie, że prezydent Ukrainy wyciągnął wnioski z lutowego spotkania i pozbył się złudzeń co do stosunku lidera wolnego świata do jego walczącego o wolność kraju.
Zełenski zachowuje się tak, jak można w nierównej relacji: trochę porusza się jak mu zagrają, jednocześnie mocno trzymając się swoich priorytetów, które są priorytetami Ukrainy. Jest w tym twardy i naprawdę wytrwały.
W swoich wypowiedziach Trump ciągle sięga też po rosyjskie argumenty dotyczące wojny: że powodem rosyjskiej inwazji było to, że Ukraina chciała wejść do NATO, a Rosja słusznie od dawna argumentowała, że nie ma takiej możliwości, bo nie zgodzi się na obecność wroga u swoich bram.
Ta narracja jest niezgodna ze współczesnym prawem międzynarodowym, zgodnie z którym każde, suwerenne państwo, a takim państwem jest Ukraina, ma prawo samodzielnie wybierać swoje sojusze, a siły w stosunkach międzynarodowych nie można używać do tego, by powstrzymać taki – nawet postrzegany jako niekorzystny – rozwój wypadków. Trump – w przeciwieństwie do liderów UE i Ukrainy – uznaje to twierdzenie Rosji, w ten sposób wyrzucając do kosza normy prawne, do których powinniśmy się w tej sytuacji odwoływać.
To dlatego minister spraw zagranicznych Rosji w wywiadach podkreśla: USA rozumieją, że wojna w Ukrainie nie jest – jak twierdzi Europa – „bezpodstawną agresją”, tylko ma swoje „praprzyczyny”. Amerykańska administracja uznaje te przyczyny i rozumie stanowisko Rosji, że trzeba je rozwiązać. W ten sposób Rosja neguje prawo Ukrainy do samostanowienia, a Stany Zjednoczone wciąż nie mówią temu „nie”.
Świat
Emmanuel Macron
Giorgia Meloni
Mark Rutte
Donald Trump
Ursula von der Leyen
Wołodymyr Zełenski
Rosja
Ukraina
USA
wojna w Ukrainie
Dziennikarka działu politycznego OKO.press. Absolwentka studiów podyplomowych z zakresu nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, oraz dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i Unii Europejskiej. Publikowała m.in. w Tygodniku Powszechnym, portalu EUobserver, Business Insiderze i Gazecie Wyborczej.
Dziennikarka działu politycznego OKO.press. Absolwentka studiów podyplomowych z zakresu nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, oraz dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i Unii Europejskiej. Publikowała m.in. w Tygodniku Powszechnym, portalu EUobserver, Business Insiderze i Gazecie Wyborczej.
Komentarze