Politycy i polityczki zeszli z ekranów TVN i chodzą między nami, jakbyśmy nadal byli wspólnotą. Jednak czuje się, że jest inaczej. A stawką kontrowersji ze społeczeństwem obywatelskim może być nawet wynik prezydenckich wyborów. O panelach i kuluarach Igrzysk Wolności 2024 pisze Piotr Pacewicz
Wyprawa na Igrzyska Wolności była dla mnie – od pierwszego (mojego) razu w 2016 roku – jak weekend dla podratowania obywatelskiego zdrowia. Tytuł „człowieka wolności” (przyznawany przez tygodnik „Sieci” braci Karnowskich) zdobywały przecież kolejne figury muppet show: Duda, Kaczyński, Przyłębska, Gliński, Morawiecki, Obajtek („który ma coś takiego, co daje Pan Bóg”), znowu Kaczyński („ale ja bez żadnego trybu”), Błaszczak, niewyżyty standuper Glapiński... Takie oni mieli igrzyska, a my spotykaliśmy się w Łodzi, fantazjując o przyszłości po PiS-ie i ciesząc się nawzajem obecnością polityków opozycji, aktywistek, naukowczyń, artystów, super gości z zagranicy.
Na miesiąc przed wyborami 15 października 2023 hasło Igrzysk brzmiało „Punkt zwrotny”. Leszek Jażdżewski, szef Liberté, mówił OKO.press: „Nasz kraj stoi przed punktem zwrotnym – na rozdrożu, w momencie przełamania”.
No i przełamało się. Po co więc Igrzyska, skoro 15 października 2023 nastała wolność?
Dlatego, chodząc w porywającą przestrzeń zrewitalizowanego kompleksu pierwszej łódzkiej elektrowni (z 1907 roku!), rozglądam się, czy dopisze frekwencja. Ale kolejki po latte stoją, jak stały. Ludzie dalej widzą sens Igrzysk, skoro płacą za karnety po 150 zł.
Ale jaki sens? To staje się zadaniem do ustalenia i przedmiotem kontrowersji.
Politycy i polityczki rządzącej koalicji zeszli z ekranów TVN i chodzą między nami, jakbyśmy nadal byli wspólnotą. Jednak czuje się, że jest inaczej.
Zmiana polityczna zdjęła z nas wszystkich niewinność zjednoczonych szeregów obrońców wolności.
Na tym jednym wymiarze się skupię, co jest cholernie niesprawiedliwe wobec ładunku wiedzy i refleksji, jaki na XI Igrzyska Wolności „Miasto. Europa. Przyszłość” (18-20 października 2024) przywiozło ze sobą 486 prelegentów, dyskutantek i moderatorów.
„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik
W hitowej dyskusji o demokracji Adam Michnik mówi Leszkowi Jażdżewskiemu, że PiS to „faszyzm z ludzką twarzą Andrzeja Dudy”. Jażdżewski chce kierować rozmowę na to, co teraz: „coś takiego wydarzyło się w demokracji, że populizm przestał być zjawiskiem przejściowym”, ale Michnik wraca do zagrożenia nr 1: mocny PiS z Konfederacją to „droga do dyktatury. Obyśmy się nie obudzili z ręką w nocniku„. A ”wszystko, co robi Donald Tusk, jest przywracaniem normalności. Odwracaniem fali prowadzącej do systemu totalitarnego".
Takie rozpoznanie stanu polityki utrzymywałoby nas w stanie domyślnej jedności i wspólnej troski o los ojczyzny, nad którą wciąż krąży widmo Kaczyńskiego.
Można inaczej. Jak mówi mi Konrad Piasecki z TVN24, uczestnik panelu „Podsumowanie roku rządów”, nad Igrzyskami wisi pytanie, jak zagospodarować wolność, zadbać o nią w czasach wszechpanującego populizmu.
Jak sprawić, żeby demokraci dla obrony wolności przed powrotem władzy niedemokratycznej, sami nie stali się populistami?
„Tak jak po 1989 roku brakuje projektów reform, ale przede wszystkim nie znamy odpowiedzi na pytanie, ku jakiej Polsce zmierzamy, poza tym, że ma w niej nie być PiS. Jaką Polskę chcemy sobie urządzić?” – pyta Piasecki.
Karolina Lewicka, TOK FM: „Na naszym panelu jeden z mniej znanych posłów narzekał, że media nie informują o tym, co rząd robi dobrego, a przecież tyle rzeczy się udaje. Odpowiedziałam, że nie jesteśmy PR-em władzy”.
Politycy i polityczki, z którymi znaliśmy się z demonstracji, uśmiechają się, oczekując uznania i wdzięczności za swoją pracę. Ze strony wielu gości i gościń Igrzysk, w znacznej części społeczników, samorządowców, dziennikarek i ekspertów, płyną do nich jednak wątpliwości, niecierpliwe pytania, rozczarowanie, złość.
Słowem – społeczeństwo obywatelskie jest wzburzone.
Miało być spokojnie, a jest – jak w każdym dobrym filmie – kolejny punkt zwrotny, znowu jesteśmy na rozdrożu.
Pokażę to na przykładzie panelu pod niewinnym tytułem „Jak realizować postulaty prawno-człowiecze”, który stał się – na dobre i na złe – na Igrzyskach głośny. Doszło do „ataku na władzę” za opóźnienia i zaniechania w kwestii praw reprodukcyjnych kobiet, praw osób LGBT, a przede wszystkim za zapowiedź Donalda Tuska o zawieszaniu prawa migrantów i uchodźców do azylu. Słowa premiera bulwersują, nawet jeśli niewiele dodają do kontynuowanej przez nowe władze polityki push-backów, ustawowej zgody na użycie broni i niepokojąco konserwatywnych rysów polityki migracyjnej ogłoszonej przez rząd.
Opowiem o panelu z perspektywy moderatora, na dodatek trochę skruszonego.
Na początek cytuję Ewę Kulik-Bielińską: „Rząd staje na kursie kolizyjnymi z organizacjami społecznymi, które – broniąc konstytucji, demokratycznych instytucji i przeciwstawiając się naruszeniom praw człowieka – traktowane były za rządów PiS jak wrogowie. Oby teraz tak się nie stało”. Kulik ostrzega, że jak tak dalej pójdzie, to w wyborach prezydenckich 2025 „trudno będzie poderwać społeczeństwo raz jeszcze”. Według metafory Magdy Chrzczonowicz z OKO.press, prawa człowieka są traktowane przez koalicję jak zadania z gwiazdką na egzaminie, jeśli starczy czasu po tych obowiązkowych… Rzecz w tym, że czasu zawsze brakuje.
Pytam, kto na sali jest rozczarowany stanem realizacji praw człowieka. Podnoszą się wszystkie ręce, dołączają kolejni widzowie, otaczając jak las birnamski trzy polityczki: Dorotę Łobodę z KO, aktywistkę z krwi i kości (w bitwie o Wolną Szkołę i w Strajku Kobiet), Aleksandrę Leo, prawniczkę i posłankę Polski 2050, Aleksandrę Gajewską, z wykształcenia dyplomatkę, drugi raz posłankę KO i wiceministrę rodziny oraz Zuzannę Nowicką prawniczkę z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Na zdjęciu głównym gościnie panelu. Od lewej: Zuzanna Nowicka, Aleksandra Gajewska, Aleksandra Leo i Dorota Łoboda. Fot. Mikołaj Zacharow
Polityczki przyszły nam opowiedzieć, jak mimo wszystko dążą do zapewnienia praw kobietom i osobom LGBT i na jakie przeszkody napotykają (ach ten PSL!). Podkreślają, że akurat one starają się współpracować z organizacjami społecznymi. „Kupują” hipotezę moderatora, że w grę wchodzi tu także dominacja „silnych facetów” i sejmowy patriarchat, który ucisza ich głos (inna posłanka w kuluarach opowiada mi potem, jak po udanym wystąpieniu wraca na miejsce w ławie, a dwaj posłowie z PSL podnoszą się: „Naprawdę świetna ta nowa fryzura”).
Jakby na potwierdzenie głos zabiera politolog, europoseł PiS (w 2009 roku) i niedoszły poseł PO w 2019 roku Marek Migalski. Ogłasza, że skład panelu to czysty seksizm (to organizatorzy zaprosili same kobiety). Kwestionuje istnienie patriarchatu w elitach władzy, operując „argumentem”, że Sejm został wybrany także przez kobiety, i więcej z nich głosowało na PiS niż na Lewicę. Na sugestię, że „twarde decyzje” podejmują mężczyźni, ma prostą odpowiedź, że „Tusk został wybrany demokratycznie, a jak się paniom nie podoba, to wybierzcie innego premiera”.
Ten (nomen omen) popis pozostaje bez riposty, jakby nas wszystkich zatkało.
Próbujemy się zastanawiać, skąd się bierze zwrot liberalnej władzy w prawo, kurs na bezpieczeństwo i patrzenie na migrantów jak zagrożenie i czy nie jest to aby „ukąszenie endeckie”, odruchowy zwrot ku takiej właśnie polskiej tradycji (Andrzej Leder), ale sala nie chce tego słuchać. Ludzie chcą mówić tylko o azylu, podnosi się fala pretensji i oskarżeń za odrzucanie humanitaryzmu.
Aleksandra Gajewska zaciekle broni twardej linii premiera w wojnie hybrydowej z Rosją i Białorusią. Anna Alboth, dziennikarka i aktywistka z grupy Granica i organizacji Minority Rights Group, polemizuje: skąd wiadomo, że ci wypychani z Polski ludzie to zwerbowani przez reżim Putina agenci. Może lepiej zastosować procedury azylowe, żeby wychwycić agentów i rozpoznać zagrożenie? Opowiada o rodzinach z dziećmi szukającymi lepszego życia i kobietach gwałconych po drugiej stronie płotu.
Ale ta rzeczowa polemika ledwie się przebija przez tumult oskarżeń, że uchodźcy umierają w lesie, a kobiety na porodówkach...
Polityczki liczyły na zrozumienie dla swoich prób dowożenia praw obywatelskich w polityce takiej, jaką jest, ale nie ma miejsca na niuanse. Zapowiedź „zawieszenia prawa do azylu”, chwyt retoryczny, który miał przebić prawicową narrację, wykopał rów.
Polityczki (młode kobiety) biorą cięgi za kolegów. Słyszę potem komentarze, że w panelu powinien usiąść Bartłomiej Sienkiewicz, który żądanie przestrzegania praw człowieka na granicy nazywa „ekstremizmem etycznym” a o organizacjach prawnoczłowieczych powiada, że to „odklejenie od rzeczywistości, manipulacja i hipokryzja”.
Podobno Sienkiewicz przysłuchiwał się panelowi stojąc z tyłu, podobno złośliwie się uśmiechał.
Fakt, że konflikt wyszedł na światło dzienne to wartość i dowód, że Igrzyska są żywym miejscem debaty. Tak zresztą być miało, dlatego zaproponowałem formułę komentarzy po każdej wypowiedzi zamiast zwyczajowych „zostało nam jeszcze pięć minut, to teraz czas dla państwa”. To jednak nie rozgrzesza moderatora, który nie stworzył dla zaproszonych gościń przestrzeni do obrony swego stanowiska.
Nikt za to nie protestował, gdy sami faceci usiedli do rozmowy o tym, „kto wygra wybory prezydenckie”. Łukasz Pawłowski, Paweł Cywiński, Adam Traczyk i Przemysław Sadura rozbili w proch i pył narrację o przesądzonej wygranej kandydata demokratów. Wyniki sondaży wskazują na wielką wciąż siłę PiS i rosnącą Konfederację.
Badacze przewidują, że starcie w II turze tych samych od lat aktorów z KO(PO) i PiS będzie zacięte. Z wyborów na wybory maleje wyborcza różnica: Lech Kaczyński wygrał z Tuskiem w 2005 o 1,2 mln głosów; Bronisław Komorowski z Jarosławem Kaczyńskim w 2010 o 1,0 mln; Duda z Komorowskim w 2015 o 518 tys. głosów, ale z Trzaskowskim w 2020 już tylko o 422 tys. (co oznacza, że wynik byłby odwrotny, gdyby ledwie 211 tys. osób przerzuciło głosy z Dudy na Trzaskowskiego).
Czterej paneliści zastanawiają się, kto narzuci ton w kampanii. Czy KO (w domyśle Tusk) postawi na bezpieczeństwo? Ale to może być za słaba odpowiedź na rozliczanie rządu przez prawicę, no i wtedy Rafał Trzaskowski pasuje gorzej niż Radosław Sikorski.
Szansą na zwycięstwo w II turze kandydata KO, który stanie się zapewne kandydatem całej koalicji, będzie wysoki poziom mobilizacji. Bo jak pokazuje sondaż Ipsos dla More in Common, poziom strachu, oburzenia i nienawiści wyborców PiS i Konfederacji jest tak wysoki, że gwarantuje obecność przy urnach.
Optymalna dla demokratów byłaby – rzuca Sadura – para Trzaskowski i Sikorski jako prezydent i wiceprezydent (lub odwrotnie), jeden narodowy od bezpieczeństwa, drugi społeczny od praw człowieka. Ale instytucji wiceprezydenta nie mamy, poza tym – dodajmy – męskie ego panów T. i S. by tego nie zniosło.
Wiele wskazuje na to, że premier uwierzył w swoją gwiazdę, która tak zaświeciła 15 października i zagra na surmach bojowych narodowego zagrożenia, nakazując nam zwierać szeregi przed recydywą PiS (czyli tak, jak mówił Michnik).
Co ma usprawiedliwiać wodzowski styl populistycznych decyzji w sprawach zasadniczych („obrona granic”), ale także w sprawach mniejszych (zakaz prac domowych) czy we wskazywaniu kozła ofiarnego za aferę alko-tubek.
To jednak – ostrzegają panele i kuluary Igrzysk – grozi podwójnym osłabieniem szans demokratów.
Zwrot w prawo całkiem zburzy wiarę, że wartości liberalne, w tym prawa człowieka, są priorytetem tej władzy.
Po drugie, styl rządzenia na zasadzie my przecież wiemy, co trzeba zrobić, zostanie przyjęty z rosnącym oburzeniem przez organizacje i aktywistki społeczeństwa obywatelskiego i część mediów. Wynieśliśmy ich do władzy, a teraz nas olewają – słyszałem na korytarzach Igrzysk.
Tusk może ulec pokusie myślenia, że w II turze wyborów prezydenckich żaden, nie wiadomo jak radykalny obrońca przyrody czy najbardziej rozczarowana feministka, nie mówiąc o aktywiście z granicy nie zagłosuje na kandydata PiS.
Z pewnością premier ma rację, tyle, że cala trójka może po prostu nie pójść na wybory.
Głosowali w 2023 roku, przyjechali do Łodzi, ale oczekują od polityki znacznie więcej niż gromadzenia się pod flagą w lęku przed migrantami. Ich pragnienie wolności nie mieści się w pospolitym ruszeniu, tak jak w 2023 roku nie chcieliby głosować na jedną listę (żeby odwołać się do starego sporu, w którym OKO.press było oskarżane o symetryzm, ale miało rację).
Jak wyjść z tego impasu? Pierwszy krok należy do silniejszego. Liberałowie u władzy powinni póki czas odrzucić zadufanie, że sami znajdą recepty na wszystko i że Donald Tusk, jako swój własny rzecznik, którego wciąż nie ma, przekona ludzi, co mają robić.
Warto, żeby posłuchali Adama Gopnika, nowojorskiego liberała, który powtarza, że „liberalizm jest omylnością”. „Liberalizm wychodzi od Montaigne'a, że każdy rząd, każdy władca, każdy system będzie wadliwy, z gruntu niesprawiedliwy i niezdolny do pogodzenia ze sobą wszystkich oblicz natury ludzkiej”. Liberalizm zaprzęga tę ideę omylności do politycznej praktyki, usiłując przeciwdziałać koncentracji władzy w jednym miejscu (...) powodem, dla którego zatrucie środowiska było tak katastrofalne w Europie Wschodniej a nie na Zachodzie, nie jest cnotliwość korporacyjnego kapitalizmu na tle gospodarek planowanych, ale to, że
korporacyjny kapitalizm wbrew własnej woli znajduje się pod kontrolą opinii publicznej i liberalnego społeczeństwa".
Wystarczy zastosować tę logikę do własnego rządzenia i od razu populistyczna i arbitralna retoryka oderwana od zaplecza społecznego, ukaże się jako nieliberalna, niemoralna, nieskuteczna. Co będzie trudne, bo zwycięzców się nie sądzi, a w każdym razie oni sami tego nie robią.
Z drugiej strony, także społeczeństwo obywatelskie, w tym media, mogą wziąć pod uwagę, że rozczarowanie jest nieuchronne i nie powinno przesłaniać cząstkowych sukcesów.
Należy na władzę naciskać, gniewać się i żądać, ale nie oczekiwać cudów.
Ale wróćmy na Igrzyska, oddajmy wreszcie honor ich bogactwu.
„Za dużo tego na raz” – taki jęk niesie się po przestrzeniach dawnej elektrociepłowni.
Skacząc z panelu na panel przypominam sobie, że wiek emerytalny bez żadnych wątpliwości trzeba podnieść i wyrównać, tyle, że nikt tego nie zrobi. Oglądam, gdzie na świecie ucieleśnia się marzenie Carlosa Moreno, który z zabawnym francuskim akcentem opowiada (po angielsku) o „15-minutowym mieście”, gdzie żyje się w niedużych wspólnotach, mając wszystko pod ręką. Słucham precyzyjnych wywodów kulturalnego jastrzębia praworządności prof. Wojciecha Sadurskiego, który namawia ministra Adama Bodnara na szybszą likwidację bastionów PiS typu tzw. KRS czy tzw. TK.
Zachwycam się, jak Oliwia Bosomtwe rozlicza swoją polską tożsamość z rasizmu, którego sama pada czasem ofiarą. Słyszę, jak Tomasz Terlikowski z Czesławem Bieleckim biadolą nad zanikiem konserwatyzmu. O seksrobotach opowiada Ewa Stusińska, autorka „Deus sex machina”. Jest dużo więcej o miastach przyszłości, ale też o diecie, modzie, kilka paneli o edukacji. Jest nawet koszykarz Marcin Gortat (211 cm), który z łódzkich Bałut dotarł na szczyty NBA.
Nie da się tego bogactwa Igrzysk ogarnąć. Romek Imielski z „Wyborczej” mówi mi tak: „To jedna z najlepszych edycji. Wysoka jakość zaproszonych gości. Świetne dyskusje geopolityczne, transatlantyckie, ukraińskie. Znam się nieźle na Rosji, a jednak wiele się dowiedziałem z rozmowy o »Przyszłości demokratycznej Rosji«. Druga rzecz to dominujące na Igrzyskach myślenie do przodu. Idee, które wyznaczają nowe rozwiązania”.
Na panelu o drodze Ukrainy do Unii Europejskiej troje Ukraińców i dwóch Polaków (w tym wiceminister Marek Prawda) zgadzają się, że perspektywa akcesji to warunek zwycięstwa z Rosją i tym samym strategiczny interes Polski. Padają gorzkie słowa o szantażu, jaki sformułowali premier i wicepremier, że bez rozliczenia zbrodni na Wołyniu Ukraina do Unii nie wejdzie.
Słucham żwawej dyskusji o sytuacji dziennikarstwa w epoce Google'a, FB i X i zagrożeniach wynikających z tego, że media społecznościowe są coraz mniej globalną wioską spontanicznej komunikacji, a coraz bardziej polem uprawnym dla biznesów Pichaia, Zuckeberga, Muska. Człowiek o imponującym tytule Chief Strategy Officer Wirtualnej Polski (Michał Brański) neguje te zagrożenia i wychwala swój portal jako wzór niezależności i jakościowego dziennikarstwa (w kuluarach przypominam mu, jak w 2019 roku opisaliśmy w OKO.press układ WP z ekipą ówczesnego ministra Ziobry, po czym posypały się dymisje. Cóż, dziś wiele mediów traci pamięć).
I jest mocny nurt rozmów o sytuacji społeczeństwa obywatelskiego i naszych zadaniach wobec meandrów liberalnej polityki. Nabita sala słucha o „Nowych zadaniach dla organizacji pro-demokratycznych”, które
na barykady wzywa Agnieszka Holland, oburzona „faszyzmem na granicy”.
W panelu zasiada Piotr Łopaciuk, który głosował za zamknięciem Lotnej Brygady Opozycji i większość grupy tak zdecydowała. Już z sali Arkadiusz Szczurek tłumaczy, dlaczego nadal protestuje przeciwko obchodom smoleńskim. Jest dużo żalu i zmęczenia ludzi ulicznej opozycji, którzy tyle poświęcili nerwów, rodzin, karier, pieniędzy i nikt ich – poza Igrzyskami – nie docenia.
W pamięci zostaje mi końcówka Igrzysk, w niedzielę 20 października 2024 wieczorem, gdy politycy i polityczki już wyjechali ratować resztkę weekendu dla rodziny.
Porywające jest spotkanie z Danutą Wałęsą, która zachowuje integralność tradycyjnych wartości (np. katolicyzm w połączeniu z oburzeniem na Kościół), ale zarazem ma pełną świadomość swojej roli jako kobiety wyemancypowanej po latach i upominającej się o genderową równość. Czy mąż nie zazdrości pani sławy? – pyta Ludwika Włodek. „Każdy ma swój czas. On miał swój, ja mam teraz swój”. Jak pani wychowała ośmioro dzieci? „I jeszcze męża, nie wiem, jak to było możliwe”.
Dorota Masłowska w rozmowie z Martą Zdanowską szuka, bo nie ma gotowych odpowiedzi, sensu swojej najnowszej książki „Magiczna rana”. Ten niegojący się „palimpset głębokich chaotycznych nacięć” na ramieniu młodej dziewczyny, która właśnie straciła pracę, ma paradoksalną moc spełniania marzeń ludzi, którzy nie załapali się na przemiany.
Masłowska jak lewicowa siostra braci Grimm, zadręcza swoich bohaterów cierpieniem, na które skazuje ich system.
To książka magiczna, a nie publicystyka, ale polityczny wniosek z niej jest jasny: zauważcie frustrację, alienację, bezradność wielu grup, środowisk i miejsc, nie powtórzcie grzechu starej Platformy.
W finałowym koncercie krakowska grupa „Hańba” śpiewa utwory do tekstów poetów międzywojnia, w tym żydowskich, którzy zginęli w Holocauście. Ostry folk-rock o prawie do chleba, mieszkania, aborcji... Artyści dorzucili jeszcze ze sceny „prawo do azylu”, w ten sposób włączając się w debatę, która podzieliła nas w Łodzi.
Prawa człowieka
Władza
Adam Bodnar
Andrzej Duda
Piotr Gliński
Jarosław Kaczyński
Bronisław Komorowski
Władysław Kosiniak - Kamysz
Mateusz Morawiecki
Bartłomiej Sienkiewicz
Radosław Sikorski
Rafał Trzaskowski
Donald Tusk
Lech Wałęsa
Adam Michnik
Adam Traczyk
Agnieszka Holland
Aleksandra Gajewska
Aleksandra Leo
Andrzej Leder
Anna Alboth
Arkadiusz Szczurek
Czesław Bielecki
Danuta Wałęsa
Dorota Łoboda
Dorota Masłowska
Ewa Kulik-Bielińska
Karolina Lewicka
Konrad Piasecki
Lech Kaczyński
Leszek Jażdżewski
Łukasz Pawłowski
Magda Chrzczonowicz
Marek Migalski
Oliwia Bosomtwe
Paweł Cywiński
Przemysław Sadura
Roman Imielski
Tomasz Terlikowski
Wojciech Sadurski
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze