Kandydat na prezydenta Rafał Trzaskowski ma jeszcze 5 dni na przekonanie do siebie wyborców. Czym można jeszcze zagrać? Więcej pozytywnej opowieści o Polsce i jej śmiałych ambicjach. Więcej przekazu do młodych, tanie mieszkania oraz obietnica spokojnego i dobrego życia
„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.
Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki mają w sondażach prezydenckich takie samo poparcie. Polska podzieliła się na pół. Bo to nie tylko wybory prezydenta kraju. Ale po raz kolejny plebiscyt, jaki ma być nasz kraj. W którym kierunku ma zmierzać.
Wizje Polski, które są związane z kandydatami, są czytelne. Trzaskowski to demokrata, jest za otwartym społeczeństwem, z silną pozycją w UE. Nawrocki jest za tym, co reprezentuje sobą PiS. Jeśli wygra – a później PiS wygra wybory parlamentarne, to oznacza powrót do zawłaszczania państwa przez jedną partię. Powrót do walki z kobietami, mniejszościami, Konstytucją. Znowu będziemy na marginesie UE.
To już jako obywatele wiemy. O wygranej w wyborach będą decydować niezdecydowani, wyborcy, którzy nie poszli głosować w I turze oraz wyborcy kandydatów, którzy startowali w I turze, ale nie dostali wystarczającego poparcia.
Czym może ich przekonać do siebie Rafał Trzaskowski? Odpowiedź znajdzie w pragnieniach wyborców, którzy nie chcą wojny PO vs PiS. I paradoksalnie w pragnieniach wyborców PiS, które zagospodarowała partia Kaczyńskiego i chce nimi wygrać Karol Nawrocki.
Od lat PiS wygrywał wybory wizją silnej, samodzielnej i patriotycznej Polski. Ta wizja była staroświecka. Tchnęła XIX-wieczną wizją Polski jako Chrystusa narodów. Ostatniego sprawiedliwego narodu. Nieskalanego ani gender, ani progresywnością. Ostoi tradycyjnych wartości i Kościoła.
To była też odpowiedź na lęki wywołane globalizacją, pandemią, wojną w Ukrainie.
Ale w duszach wielu Polek i Polaków – nie tylko wyborców PiS – jest pragnienie Polski jako kraju może nie wielkiego, ale ważnego. Docenianego na świecie, szanowanego i mającego realną siłę.
Polacy chcą czuć dumę z Polski. Nie chcą już mieć kompleksów. Nie chcą czuć się źle, gdy podróżują po bogatym Zachodzie. Bo widać jeszcze dystans w rozwoju, który musimy nadrobić. Coraz mniej rodaków chce też jeździć na zbiory przysłowiowych szparagów do Niemiec, czy Holandii.
Ta zmiana wynika z tego, że jesteśmy coraz bogatszym narodem. Polska z roku na rok się zmienia. Pięknieje w oczach. Więc naturalne jest, że rosną aspiracje obywateli. Chcemy więcej. By w końcu dogonić bogaty Zachód. By to z nami się porównywano. I politycy powinni dać odpowiedź na rosnące aspiracje obywateli. A tą odpowiedzią jest ambitna wizja rozwoju Polski.
W kampanii Trzaskowskiego pojawiają się takie elementy. Ale jest ich za mało. W niedzielę na swoim Marszu w Warszawie mówił o rozwoju polskiej sztucznej inteligencji i polskim locie na Księżyc. Mówił o nowym Centralnym Okręgu Przemysłowym. Ale to za mało. Polacy chcą więcej. Chcą nowego, dużego lotniska, szybkich kolei, jeszcze więcej autostrad i dróg ekspresowych. Chcą, by rozwijały się porty. Chcą polskiej „Nokii”.
To marzenia kraju, który jest jeszcze na dorobku. Od rządzących zależy, co jeszcze dołożą do tej wizji. Jaki wyznaczą cel wokół, którego będą jednoczyć się obywatele.
Każdy naród potrzebuje wizji, czegoś, co będzie wyznaczać kierunek. Chodzi o symbole. Może powinniśmy się starać o organizację Olimpiady lub Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej. Może sami lub z sąsiadami np. Czechami i Litwinami.
Kiedyś takim celem była organizacja Euro 2012. Mistrzostwa dały nam nie tylko nowe stadiony i dobrą prasę w świecie. Ale dały też kopa rozwojowego. Bo na już trzeba było zrealizować wiele inwestycji infrastrukturalnych.
Trzaskowski mówił na Marszu w niedzielę, że czas lania betonu się skończył. Nie skończył. Beton będziemy lać jeszcze przez 2-3 dekady. Bo musimy wybudować resztę dróg szybkiego ruchu, głównie na wschodzie Polski i Pomorzu. Musimy wybudować Centralny Port Komunikacyjny i Koleje Dużych Prędkości do Poznania i Wrocławia. A później dalej do Berlina i Pragi.
Potrzebujemy też szybkich kolei do innych miast Polski np. Rzeszowa i do Giżycka. Musimy też rozbudować porty, które są kołem zamachowym gospodarki oraz zbudować elektrownie atomowe. To lanie betonu.
Rozwój Polski to nie tylko nowe inwestycje w infrastrukturę. To też rozwój gospodarki. Tej nowoczesnej – jak sztuczna inteligencja – ale też i tradycyjnej. Do Polski i do całej Europy muszą wrócić miejsca pracy w przemyśle. Na tym m.in. wygrał prezydenturę USA Donald Trump.
Czas na program odbudowy przemysłu. Rządzący powinni postawić na bliską współpracę z zagranicznymi i polskimi inwestorami. A być może samo państwo również powinno budować fabryki, przynajmniej w strategicznych dla Polski gałęziach gospodarki. To też ważne dla niezależności kraju na wypadek globalnych konfliktów, gdy będą rwały się łańcuchy dostaw. Jak to było w czasie pandemii, czy awarii statku, który zablokował Kanał Sueski. A tym samym transport towarów z Chin i Azji do Europy.
Nie wszystko jednak musi być produkowane w Chinach. A nawet nie powinno. Polska, która mało eksportuje do Chin, a dużo importuje, powinna stawiać Pekinowi twarde warunki dostępu do polskiego, ale też unijnego rynku. Nie powinniśmy być dla Chin bramą do Europy. Bo mamy gałęzie gospodarki, które już są pod naporem chińskiej konkurencji.
W Polsce produkuje się dużo baterii do samochodów elektrycznych i dużo mebli. To branże eksportowe. Ale już narzekają na chińską konkurencję. Jeśli padną polskie fabryki, ludzie stracą pracę. Stracą też dostawcy tych fabryk. Samorząd i państwo stracą podatki. Rządzący muszą mieć odpowiedź na pytanie, jak chronić polską gospodarkę przed tanią, dumpingową konkurencją. Muszą też mieć pomysł jak odbudować przemysł w Polsce i jak się uniezależnić w strategicznych branżach od Chin.
Rząd wykonał już pierwszy krok w tym kierunku. Premier Tusk zapowiedział repolonizację gospodarki. Poparł też wyższe cła na chińskie samochody, w tym elektryczne. Zaczyna też stosować wyrok TSUE, który pozwala na wykluczanie z przetargów wykonawców spoza UE. A Chińczycy budowali w Polsce kolej i drogi. Chcą też rozbudować port w Gdyni i budować elektrownie. Sprzedają polskim miastom autobusy elektryczne, choć mamy w Polsce fabryki Solarisa.
Reindustrializacja Polski i odtworzenie miejsc pracy w przemyśle też powinno być elementem marzeń o Polsce. Trzaskowski już to zamarkował, mówiąc o Centralnym Okręgu Przemysłowym. Ale to powinien być program dla całej Polski. I bardziej ambitny oraz skonkretyzowany.
Wie to prezydent Francji Emmanuel Macron. Kilka dni temu miał spotkanie z inwestorami z całego świata. I po tym spotkaniu wrzucał co minutę na swoje konto na portalu X, krótkie informacje o tym, jaka firma i ile miliardów euro zainwestuje we Francji.
Polskie władze też muszą myśleć interesem polskiej gospodarki i polskich firm. Politycy, jadąc w zagraniczne podróże, wzorem innych zagranicznych polityków np. Donalda Trumpa, który podpisał ostatnio gigantyczne kontrakty z krajami arabskimi; powinni zawierać kontrakty gospodarcze. Rządzący muszą twardo się targować nie tylko z krajami UE, ale też szukać nowych sojuszników w Azji, Afryce, czy w Ameryce Południowej.
Jest wiele wschodzących gospodarek – Indie, Wietnam, Angola itp. Co szkodzi, by polskie firmy przy pomocy rządu zawierały tam kontrakty. Nie tylko na żywność. Możemy też handlować uzbrojeniem – Kraby, Borsuki, Pioruny, Jelcze. Czy sprzedawać pociągi z Pesy i Newagu albo autobusy z Solarisa. Tak robią wszystkie państwa i nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Wracając do kampanii. Prezydent USA Bill Clinton mówił „Gospodarka głupcze”, a Donald Trump mówi „Ameryka po pierwsze”. Polska też musi zacząć twardo dbać o swoje interesy i gospodarkę oraz mocno to artykułować. To miejsca pracy i gwarant państwa dobrobytu.
PiS w 2015 roku szedł do wyborów – które wygrał – z opowieścią o Polsce w ruinie. Nie miało to związku z rzeczywistością. Polska się rozwijała, przeszła suchą stopą – jako jeden z niewielu krajów – przez kryzys bankowy. Ale opowieść PiS była chwytliwa.
Trzaskowski powinien mocniej akcentować swoją opowieść o Polsce. Wspomina hasłowo o tym na wiecach. Ale może warto to mocniej akcentować. Nie chodzi tylko o to, że wszyscy zmieszczą się pod biało-czerwoną flagą. PiS wybory w 2015 roku wygrał też obietnicą Polski socjalnej, bardziej solidarnej.
Nawrocki obecnie również uderza w te nuty. Straszy Polską dla elit, likwidacją 800 plus, 13 i 14 emerytury. A zamiast Polski w ruinie jest nowe hasło: „zwijania Polski”. Chodzi o inwestycje, które rzekomo chce zatrzymać obecna władza. Czyli budowę CPK, czy rozbudowę portów (bo rzekomo chcą tego Niemcy).
Nawrocki mówił też w niedzielę na swoim Marszu, że nie ma Polski A i B, jakby obecna władza tak widziała Polskę. Lepszą (swoją) i gorszą Polskę na wschodzie. To klasyczna gra na resentymentach typu elita-lud, wielkie miasta-prowincja, wykształciuchy – normalni ludzie, bogaci-biedni.
Tu też Trzaskowski może wykazać się przez pozostałe 5 dni kampanii wyborczej. Może akcentować, że nie ma takich podziałów. Że nie jest kandydatem elit i wielkich miast. Że nie jest tylko prezydentem Warszawy. W taką narrację wpychał go podczas piątkowej debaty Karol Nawrocki. Rafał Trzaskowski musi więcej mówić o Polsce i jej sprawach. Pokazać, że myśli też o wschodzie kraju, małych miasteczkach. I grupach wykluczonych.
Powinien zaakcentować, że nie ma mowy o żadnym zwijaniu Polski i zatrzymywaniu żadnych inwestycji. Wręcz przeciwnie będzie ich więcej. I nie zatrzymają ich żadni Niemcy. Chodzi o budowę portu kontenerowego w Świnoujściu, który chcą zablokować niemieckie organizacje.
Z prasy niemieckiej wynika, że port kontenerowy w Świnoujściu jest odbierany jako konkurencja do podobnego portu w Rostocku. Ale też dla portu w Hamburgu, w którym spadły przeładunki. Bo m.in. coraz więcej tirów z kontenerami wyjeżdża z polskich portów.
Trzaskowski powinien dobitnie mówić: „Polska gospodarka na pierwszym miejscu”. I choć dawniej był przeciwko budowie CPK, to nie wstyd przyznać się do zmiany zdania i obiecać, że jako prezydent przypilnuje, by CPK powstał. Że dopilnuje, by Polska Wschodnia się rozwijała jak reszta kraju i, że dopilnuje tu dokończenia budowy szybkich dróg. Pokaże tym, że chce rozwoju całej Polski i odbierze paliwo Nawrockiemu, który straszy zatrzymaniem inwestycji.
Być może Trzaskowski powinien też dobitniej mówić, że nie pozwoli na redukcję programów socjalnych typu: 800 plus i dodatkowe emerytury.
Dużą rolę w opowieści o Polsce ma obecny rząd. Ale nie zdaje z tego egzaminu, choć ma sukcesy. To wina braku rzecznika rządu, dobrego PR (nie propagandy) i specjalnej komórki, która by dekonstruowała fejk newsy rozsiewane przez polityków opozycji i internetowych trolli.
A może to też wina braku radości, którą Polacy i Polki oraz rząd PO-PSL mieli w latach 2007-15. Wtedy cieszyliśmy się z każdej zmiany pchającej kraj do przodu. Z każdego otwartego kawałka nowej autostrady, z nowych stadionów itp. To wtedy rząd wymyślił hasło „Polska w budowie”. Dziś to spowszedniało.
Ale rządzący powinni pokazywać, co robią i mają do tego prawo. To też opowieść o zmieniającej się na lepsze Polsce. Bo zmiany dokonują się etapami, latami.
Kilka przykładów straconych szans na pozytywną opowieść o Polsce i zatrzymanie fałszywej narracji o zwijaniu Polski przez obecną władzę. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad niedawno ogłosiła przetarg na ostatni fragment autostrady A2 do granicy z Białorusią (odcinek za Białą Podlaską).
Co szkodziło zrobić konferencję nawet z Tuskiem lub z ministrem transportu w Białej Podlaskiej i ogłosić, że kończymy tym nie tylko budowę A2, ale też wybudujemy wszystkie drogi ekspresowe we Wschodniej Polsce. Że skończymy budowę S17 i S19 (czyli Via Carpatię, sztandarowy projekt PiS). Że w tym roku oddamy pierwsze fragmenty Via Carpatii pod Białymstokiem i, że ogłosimy kolejne przetargi. To byłby mocny sygnał, że obecna władza nie zostawi Wschodniej Polski.
Taką niewykorzystaną szansą było też podpisanie w 2024 roku umowy na ostatni odcinek Via Carpatii w Podkarpackim. Podpisano umowę na odcinek z najdłuższym tunelem w Polsce. Też można było zrobić konferencję na Podkarpaciu i opowiedzieć co się robi na Wschodzie i co jest w planach.
Podobna szansa będzie po zakończeniu w tym roku budowy obwodnicy Łomży (chodzi o drugą jezdnię). Też będzie okazja, by pochwalić się zakończeniem budowy Via Baltiki w Polsce. To też okazja, by powiedzieć o kolejnych planach.
Władza musi wykorzystywać symbole i tzw. kamienie milowe. Koniec budowy jakiejś trasy to dobra okazja do pochwalenia się i opowiedzenia o planach.
Kolejne przykłady straconych szans na pozytywną opowieść o Polsce. Wkrótce będzie podpisanie umowy na projekt odbudowy pałacu Saskiego w Warszawie. To dla stolicy symboliczna inwestycja. Dlaczego władza się tym nie chwali?
Dlaczego władza nie rozpropagowała pierwszego przetargu na odcinek KDP. Chodzi o tunel w Łodzi. Zysk miałaby podwójny. Raz – pokazuje, że coś robi. Dwa – pokazuje, że PiS kłamie, gdy mówi o zastopowaniu budowy CPK, którego KDP jest częścią.
Dalej. Po spotkaniu w Warszawie nowego kanclerza Niemiec z premierem Tuskiem za mało mówiło się o konkretach. A kanclerz Merz obiecał budowę szybkich połączeń do Polski i Czech. Wydaje się, że to temat mało sexi. Ale jest ważny, zwłaszcza dla Polski Zachodniej. Mało kto wie, że dziś nie ma bezpośrednich połączeń pociągami elektrycznymi ze Szczecina do Berlina, czy z Wrocławia do Drezna.
Pasażerowie muszą się przesiadać na granicy. Bo na wschodzie Niemiec są jeszcze niezelektryfikowane trakcje kolejowe. Ponadto poprzedni niemiecki rząd nie chciał słyszeć o budowie KDP z Berlina do Poznania. Deklaracja Merza jest więc przełomowa. Ale nie sprzedano tego.
Kolejne stracone okazje:
Premier Tusk kiedyś umiał chwalić się symbolicznymi momentami w rozwoju Polski. Zarażał tym Polaków. W czasie swojego pierwszego rządu zrobił konferencję w gdańskim porcie. A pretekstem było to, że zawinął do niego po raz pierwszy największy kontenerowiec na świecie. Czuł wtedy dumę. Dziś takie statki często odwiedzają Gdańsk, ale nadal jest czym się chwalić. To buduje poczucie dumy z kraju, który się zmienia i idzie do przodu.
Co szkodzi, by dziś rządzący wymyślili też nowe hasło opowiadające Polskę w okresie zmiany, jak kiedyś takim hasłem była „Polska w budowie”. Co szkodziło, by w grudniu 2024 roku premier zrobił konferencję z przedstawicielami Mercedesa i zapowiedział budowę fabryki samochodów dostawczych w Jaworze (trwa budowa).
Co wreszcie szkodzi, by rząd, albo sam premier i ministrowie jeździli po Polsce i promowali kolejne regiony, czy miasteczka. By Polacy zobaczyli, jak Polska się zmienia. By zobaczyli zmieniającą się Łódź, Wałbrzych, czy malutki Tykocin na Podlasiu, który jest oblegany jak Kazimierz Dolny.
W kampanii Trzaskowskiego powinny też bardziej wybrzmieć problemy młodych i kwestia mieszkaniowa. Dziś młodzi mają wysoki próg wejścia w dorosłe życie. Problemów z pracą w Polsce raczej nie ma. Pytanie jednak, czy z tej pracy można się utrzymać, bo wzrosły koszty życia. Ból głowy wywołuje też wyprowadzenie się od rodziców, bo ceny nowych mieszkań i koszt kredytów są z kosmosu.
Problemem są też koszty wynajmu mieszkań. I dotyczy to nie tylko młodych ludzi, ale wszystkich rodzin i singli, którzy wynajmują mieszkania. Ceny zwłaszcza w dużych miastach poszybowały w ostatnich latach w górę. Dziś wynajem średniej wielkości mieszkania w stolicy, to koszt 3-5 tysięcy złotych.
Trzaskowski powinien mieć ofertę dla młodych oraz dla ludzi, których nie stać na wynajem i zakup mieszkania.
Jest jasne, że nie ma już odwrotu od rozwiązania kwestii mieszkaniowej przez państwo. Pytanie jest tylko jedno – jak to sfinansować. Państwo i samorząd powinny wybudować tanie mieszkania na wynajem. A zarządzać powinny nimi specjalne fundusze/agencje i gminy. Można to połączyć z budowaniem mieszkań przez TBS-y i spółdzielnie mieszkaniowe.
Powinien być też podatek katastralny od np. 3-4 posiadanego mieszkania wzwyż. By ukrócić spekulację na rynku mieszkaniowym, która winduje ceny. Mieszkanie to nie zwykły towar, tylko prawo człowieka. Bez mieszkań nie będzie nowych dzieci. To wyzwanie cywilizacyjne, które rządzący muszą rozwiązać tu i teraz. Jeśli tego nie zrobią, to rozwiąże to za nich inna, bardziej sprawcza władza.
Tanie mieszkania to również bardziej zadowoleni obywatele, którym w portfelu zostanie więcej pieniędzy na konsumpcję. Którzy nie będą żyć do emerytury z tzw. pętlą kredytową. To w końcu bezpieczeństwo socjalne i brak strachu o przyszłość. To się przełoży na zaufanie do państwa, które dba o mniej zasobnych obywateli.
I jeszcze jedna kwestia, którą może grać w kampanii Trzaskowski. To tzw. święty spokój. Większość obywateli chce spokoju w państwie i spokojnego życia. Chce skupić się na swoich sprawach, rodzinie, pracy, pasjach. Nie chce ciągłej wojny na górze, chaosu, rewolucji, zamordyzmu, wtrącania się w prywatne życie, strachu o przyszłość, w tym o byt. Obywatele nie chcą codziennie pilnować Polski.
Chcą w końcu dobrze żyć, tak jak obywatele bogatych krajów Zachodu. Trzaskowski zamarkował to dobre życie w niedzielę na swoim marszu. I o to chodzi. To wyższy etap rozwoju społeczeństwa. I władza, która da obywatelom tzw. święty spokój; i go utrzyma, może rządzić długo. Gdyby PiS nie robił rewolucji kulturowej, nie wprowadzał zamordyzmu, nie niszczył sądów, nie poszedł na wojnę z kobietami, mógłby rządzić nie tylko dwie kadencje.
Politycy centrum i lewicy też mogą dać obywatelom ten święty spokój.
Wybory
Karol Nawrocki
Rafał Trzaskowski
Donald Tusk
Kancelaria Prezesa Rady Ministrów
Prezydent
CPK
kampania wyborcza
kolej dużej prędkości
mieszkania
młodzi
obietnice wyborcze
wybory prezydenckie
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze