0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Odzyskanie przez Polskę pozycji lidera w Unii Europejskiej, współdecydowanie o kształcie UE, odblokowanie środków z KPO, niezachwiane wsparcie dla Ukrainy połączone z asertywnym dbaniem o interesy Polski oraz naprawa relacji dyplomatycznych nadszarpniętych przez rząd PiS – to najważniejsze zapowiedzi nowego premiera dotyczące polityki zagranicznej i europejskiej w wygłoszonym we wtorek 12 grudnia exposé.

Przeczytaj także:

W przemówieniu o planach rządu Donald Tusk poświęcił sporo miejsca kwestiom związanym z pozycją międzynarodową Polski oraz jej miejscem w Unii Europejskiej. Tym samym pokazał, że doskonale rozumie, jak wielki wpływ na bezpieczeństwo kraju ma siła i spójność najważniejszych sojuszy.

Tusk zapowiada zwrot o 180 stopni w polityce europejskiej – odwrót z kierunku kolizyjnego na konstruktywną i asertywną współpracę.

„Polska odzyska pozycję lidera Unii Europejskiej (…) przez współpracę i poprzez szanowanie tej większej wspólnoty, jaką jest dzisiaj Europa. Jesteśmy tym silniejsi, tym bardziej suwerenni, im silniejsza jest nie tylko Polska, ale także cała wspólnota europejska” – powiedział.

W jego przemówieniu zabrakło jednak istotnych konkretów.

Czy reprezentując Polskę na rozpoczynającym się już w czwartek 14 grudnia szczycie Rady Europejskiej poprze otwarcie negocjacji akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią? Jaki jest jego stosunek do przyszłego rozszerzenia UE, o którym już jutro liderzy państw członkowskich będą rozmawiać na szczycie UE-Bałkany Zachodnie?

Nieco rozczarowuje też sposób, w jaki Donald Tusk odniósł się do kwestii dyskutowanej dziś na forum UE reformy funkcjonowania Unii.

„Naród podzielony, to naród wielokrotnie bardziej narażony”

Sposób, w jaki Donald Tusk poruszył w swoim exposé wątki dotyczące spraw międzynarodowych oraz europejskich, pokazuje, że polityka rządu Donalda Tuska będzie mocno skupiona na koordynacji z partnerami z najważniejszych sojuszy, choć nie będzie też pozbawiona pewnej asertywności niezbędnej do dbania o interes Polski. Tym samym Tusk chciał być może pokazać prawicowej opozycji, że wbrew jej twierdzeniom, nie będzie „niemieckim popychadłem”, jak mówiła o nim jeszcze w kampanii wyborczej Joanna Lichocka, posłanka PiS.

Rozpoczynając tę część swojego przemówienia, Donald Tusk zwrócił uwagę, że w związku z poważnym zaognieniem sytuacji międzynarodowej wynikającym m.in. z rosyjskiej agresji na Ukrainę czy wybuchem wojny na Bliskim Wschodzie,

polska klasa polityczna powinna przestać skupiać się na kreowaniu konfliktu wewnętrznego.

Głębokie podziały społeczne osłabiają bowiem bezpieczeństwo państwa.

„Nie możemy udawać, że żyjemy w świecie, który pozwala na niekończące się kłótnie i swary. Żyjemy w miejscu i w czasie, które bezwzględnie wymaga odbudowy politycznej wspólnoty i wspólnego działania” (...) Na świecie robi się naprawdę niebezpiecznie, a naród podzielony, skłócony, naród z władzą, która na konflikcie buduje swoją pozycję i w którym różne grupy uznają za nieważne reguły przyjęte w konstytucji (…), będzie wielokrotnie bardziej narażony na ryzyka związane z konfliktami, które targają światem i regionem”.

„Jeśli pozostaniemy tak podzieleni, jak to było przez ostatnie lata (…), to jakby było nas dwa razy mniej, jakby Polska była dwa razy mniejsza” – podkreślał.

To bardzo wyraźne odwrócenie populistycznej, opartej na kreowaniu wewnętrznych wrogów narracji, którą w tych obszarach forsowało Prawo i Sprawiedliwość.

„Siła jest w jedności i to nie jest slogan”

Wojna w Ukrainie widziana jest przez Tuska jako kluczowy kontekst, w ramach którego powinna być postrzegana sytuacja zewnętrzna i wewnętrzna Polski. A w związku z tym najważniejszą kwestią dla bezpieczeństwa jest siła naszych sojuszy.

„Chyba nie muszę nikogo przekonywać, jak [w kontekście wojny w Ukrainie] ważna jest trwałość naszych sojuszy, jak ważna jest silna pozycja Polski na świecie i w Europie (…)" – mówił Tusk podczas exposé.

"Polska jest i będzie kluczowym, silnym, suwerennym ogniwem Sojuszu Północnoatlantyckiego oraz lojalnym, stabilnym i pewnym swoich racji sojusznikiem Stanów Zjednoczonych” – podkreślił, dodając, że „Polska musi być zjednoczona wobec zagrożenia”.

„To wyzwanie, jakie przed nami stoi [wojna w Ukrainie – przyp.red.], wymaga pełnej koncentracji sił i dobrej woli (…) Siła jest w jedności i to nie jest slogan. To jest pierwsze polityczne przykazanie dla naszego rządu" – powiedział.

"Rzeczą absolutnie kluczową jest ustalenie na nowo tych fundamentów, które możemy uznać za wspólne” – podkreślił nowy premier.

Tusk odwołuje się więc do tych największych i najbardziej fundamentalnych dla świata transatlantyckiego sojuszy. Widzi Polskę jako kraj, który wspiera ten tradycyjny układ.

„Geopolityczny hazard”

Tusk wezwał polskich polityków, aby „przestali udawać”, że zagrożeniem dla Polski są nasi partnerzy z Paktu Północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej. W ten sposób nawiązał do budowanej przez ostatnich osiem lat przez polityków PiS narracji, że Unia Europejska stanowi większe zagrożenie dla suwerenności Polski niż Rosja.

Mówił o tym m.in. europoseł PiS Zdzisław Krasnodębski, czy premier Morawiecki, który wielokrotnie przedstawiał UE jako „brukselską bestię”.

„Proszę wszystkich, abyśmy przestali udawać, że zagrożeniem dla Polski są nasi przyjaciele i sojusznicy z Paktu Północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej. To jest naprawdę ryzykowna, żeby nie powiedzieć szalona, gra” – podkreślił Donald Tusk.

Dotychczasową politykę europejską obozu Prawa i Sprawiedliwości nowy premier RP podsumował jako „geopolityczny hazard i koszmarną grę na izolację i samotność”.

„Wszyscy czuliśmy, że coś nie gra, że coś się psuje” – powiedział Tusk w odniesieniu do działań PiS, które pozbawiły Polskę środków z KPO i funduszy spójności oraz ustawiły na kolizyjnym kursie z ważnymi sojusznikami, m.in. Niemcami. Najważniejszym podłożem konfliktu z UE było łamanie przez obóz Zjednoczonej Prawicy zasad praworządności. Niemcy, w politycznym mikrokosmosie PiS, pełniły (i pełnią) funkcję głównego wroga, który stoi na drodze rozwoju Polski i chce utrzymać Polskę w pozycji podległości i podporządkowania.

„Każdy – a przecież wśród rządzących było takich wielu – kto podważa pozycję Polski w Unii Europejskiej (…) w obliczu tego, co się dzieje wokół naszych granic, naraża nie tylko fundamentalne interesy Rzeczypospolitej, ale naraża na wielkie ryzyko także byt naszej ojczyzny” – mówił Donald Tusk w Sejmie.

„Polska odzyska pozycję lidera Unii Europejskiej”

Dlatego Donald Tusk zapewnił, że „Polska odzyska pozycję lidera Unii Europejskiej”. Stanie się to „dzięki współpracy i szacunku dla wspólnoty, którą jest Europa”.

„Polska odzyska pozycję lidera Unii Europejskiej. Będzie budowała swoją siłę przez współpracę i poprzez szanowanie tej większej wspólnoty, jaką jest dzisiaj Europa. Jesteśmy tym silniejsi, tym bardziej suwerenni, im silniejsza jest nie tylko Polska, ale także cała wspólnota europejska” – powiedział.

Tusk podkreślił, że to przekonanie „powinno stanowić jeden z fundamentów, który powinien łączyć dziś Polki i Polaków”. Zwłaszcza że ”to właśnie pragnienie, żeby Polska wróciła na należne jej miejsce w Europie, było jednym z powodów zwycięstwa koalicji piętnastego października” – mówił premier.

Tusk podkreślił jednak, że wbrew zarzutom PiS-u, jego rząd nie będzie w UE podporządkowany czy nadmiernie spolegliwy. Wezwał opozycję do wspierania wysiłków jego rządu w celu odbudowania pozycji Polski, „po to, żeby to Polska decydowała, jak ma wyglądać Unia Europejska”.

„Żadne manewry, żadne próby zmian traktatów, które są wbrew naszym interesom, nie wchodzą w rachubę (…) Chcę wam powiedzieć, że naprawdę mnie nikt w Unii Europejskiej nie ogra” – powiedział Tusk.

Nic o reformie UE, nic o rozszerzeniu

To jedyny sposób, w jaki Donald Tusk odniósł się do tej dość istotnej debaty, która stoi przed UE, a która dotyczy kwestii kolejnego rozszerzenia Unii i związanej z tym reformy funkcjonowania UE. Temat ten podejmowany jest od czasu wybuchu wojny w Ukrainie.

Unia Europejska podjęła szereg działań, których celem jest zintensyfikowanie procesu akcesyjnego 10 państw, które oczekują na członkostwo (w tym dotkniętej wojną Ukrainy, a także Mołdawii i Gruzji).

Rozszerzenie i reforma UE mają być kluczowym elementem geopolitycznego wzmocnienia UE.

Donald Tusk nie odniósł się jednak do tej kwestii, a mówiąc o tym, że „żadne próby zmian traktatów, które są wbrew naszym interesom, nie wchodzą w rachubę”, nawiązał do kłamliwej narracji PiS, zupełnie nie kwestionując jej nieprawdziwych założeń.

Od kilku miesięcy, w związku z przygotowywaniem przez Parlament Europejski rekomendacji, co do reformy UE i zmian w traktatach, PiS grzmiał o tym, że w UE rzekomo przygotowywana jest reforma, która pozbawi państwa członkowskie resztek solidarności i że dzieje się to w tajemnicy przed opinią publiczną.

Nic takiego nie miało miejsca, co tłumaczyliśmy już m.in. w tym tekście. Wyrażając jednak swój sprzeciw wobec takiej rzekomo „sprzecznej z naszymi interesami zmiany traktatów”, Tusk pokazuje, że brakuje mu politycznej odwagi, by poruszyć ten temat poważnie.

Dwa lub trzy zdania – tyle by wystarczyło, by premier Tusk pokazał, że jest świadom ważnych wyzwań, które stoją przed UE. Ale tego zabrakło.

„Atak Rosji na Ukrainę to jest atak na nas wszystkich"

Bardzo mocno i wyraźnie Donald Tusk wypowiedział się za to o konieczności niezachwianego wspierania Ukrainy. Tusk podkreślił, że zupełnie niezrozumiałe jest dla niego to, dlaczego prezydent Zełenski musi dziś na nowo przekonywać świat o tym, że Ukraina wciąż tego wsparcia potrzebuje.

„Atak Rosji na Ukrainę to jest atak na nas wszystkich (…) Będziemy zdecydowanie domagać się pełnej mobilizacji wolnego świata na rzecz pomocy Ukrainie. Dla takiego myślenia nie ma alternatywy” – powiedział.

Donald Tusk wezwał też całą polską klasę polityczną do tego, by w kwestii Ukrainy mówić „głośno, stanowczo i jednym głosem”.

„Nie mogę słuchać czasami niektórych polityków europejskich, którzy mówią coś o zmęczeniu sytuacją na Ukrainie. Oni są »zmęczeni« i mówią to w twarz prezydentowi Złenskiemu. Zadaniem Polski i zadaniem nowego rządu, będzie głośno i stanowczo domagać się od całej wspólnoty zachodu pełnej determinacji w pomocy Ukrainie w tej wojnie. Będę to robił od pierwszego dnia" – zapewnił.

Tusk dodał jednak, że „pełne zaangażowanie Polski na rzecz Ukrainy w tym okrutnym konflikcie z agresorem rosyjskim nie może oznaczać braku asertywności wtedy, kiedy chodzi o polskie interesy”.

Tu odniósł się do sytuacji rolników oraz przedsiębiorców z branży transportowej, którzy od dwóch miesięcy protestują na polsko-ukraińskich przejściach granicznych przeciwko ich zdaniem nieuczciwej konkurencji ze strony ukraińskich przewoźników.

„To naprawdę nie jest takie trudne, żeby pomagać naszemu sojusznikowi, który toczy dziś śmiertelny bój (…), a jednocześnie pilnować polskich interesów w relacji z każdym sąsiadem” – stwierdził Tusk. Podkreślił, że ministrowie jego rządu już mają opracowany plan na zaradzenie sytuacji na polsko-ukraińskiej granicy, choć nie zdradził jeszcze jego szczegółów.

Otwarcie negocjacji akcesyjnych z Ukrainą? Bez deklaracji

Tusk podkreślił, że Ukraina zasługuje też na nasze pełne wsparcie ze względu na to, o co tak naprawdę walczy: o miejsce w Unii Europejskiej. Nie złożył jednak żadnej jednoznacznej deklaracji odnośnie tego, czy reprezentując Polskę na szczycie UE 14 i 15 grudnia w Brukseli będzie głosował za otwarciem negocjacji akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią.

Podczas dwudniowego szczytu Rady Europejskiej państwa członkowskie mają odnieść się do listopadowej rekomendacji Komisji Europejskiej, która w ramach dorocznego podsumowania postępów państw kandydujących do UE, zarekomendowała otwarcie negocjacji akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią oraz w dalszej perspektywie z Bośnią i Hercegowiną. KE pozytywnie wyraziła się też o przyznaniu statusu państwa kandydującego Gruzji, jeśli ta w większym stopniu wypełni kryteria członkostwa.

Konkluzje szczytu przygotowywane są już od ponad tygodnia, Donald Tusk dołączy do negocjacji na ich ostatnim etapie.

„Przywiozę miliardy z KPO”

W swoim exposé Tusk złożył jeszcze jedną odważną deklarację: że przywiezie z Brukseli „te upragnione, wyczekiwane przez polskich przedsiębiorców i polskie samorządy miliardy euro”. W ten sposób odniósł się do kwestii odblokowania KPO dla Polski.

W grudniu okazało się, że Polska dostanie zaliczkę z programu REPowerUE – 5 mld euro, płatne w pierwszym kwartale przyszłego roku, o czym pisaliśmy tutaj. Jednak wypłata reszty środków wymaga spełnienia przez Polskę wymogów zawartych w kamieniach milowych. Chodzi o reformę sądownictwa, która przywróci niezależność sądom oraz wdrożenie programu Arachne, który służy monitorowaniu wydatkowania środków unijnych celem przeciwdziałania nadużyciom finansowym.

Nowa sejmowa większość jest w stanie przygotować niezbędne ustawy i uchwały, ale na drodze wejścia w życie zmian, wymaganych przez kamienie milowe, może stanąć prezydent Andrzej Duda oraz wciąż upolityczniony Trybunał Konstytucyjny. Dlatego Tusk ma nadzieję, że już samo przygotowanie ustaw przywracających praworządność, Komisja Europejska uzna za wystarczające do warunkowego uruchomienia środków. Donald Tusk ma zamiar poruszyć tę kwestię podczas kuluarowych rozmów podczas szczytu UE.

;

Udostępnij:

Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze