Tusk wpisuje 15 października w heroiczną tradycję „Solidarności” z JPII w klapie. W tym imaginarium nie ma miejsca dla ludzi młodych, a zwłaszcza kobiet, które dały zwycięstwo demokracji. Exposé może alienować
„Dokładnie 41 lat temu [13 grudnia 1981 roku – red.] z grupką młodych ludzi przedostawałem się do Stoczni [wtedy im. Lenina, dziś Gdańskiej – red.] i miałem naiwny zamiar jej bronić przed gen. Jaruzelskim, jego wojskiem i milicją” – opowiadał Donald Tusk (rocznik 1957) po zaprzysiężeniu rządu przez Andrzeja Dudę.
Ta opowieść porusza struny przeżycia pokoleniowego także mojego (rocznik 1953). Z odruchową aprobatą przyjmuję, że zarówno odwaga młodego Tuska, jak wybory 15 października 2023 roku są dowodem, że „Polki i Polacy nigdy nie kapitulują, nigdy się nie poddają, nawet jeśli komuś się wydaje, że sprawa jest beznadziejna”.
Także wtorkowe exposé Tuska jest opowieścią o polskiej, heroicznej drodze do 15 października 2023 roku, na tym się skupia. Rzecz w tym, że ta opowieść staje się niepokojąco, jakby to ująć, wybiórcza. Tylko częściowo prawdziwa, tylko częściowo sprawiedliwa.
Na zdjęciu: Donald i Małgorzata Tuskowie, lata 70.
„Wiem, że to exposé jest nietypowe. Jest tak nietypowe, jak nietypowa jest sytuacja, w której się znaleźliśmy” – mówił w Sejmie 12 grudnia 2023 roku Donald Tusk (tutaj całe exposé „słowo w słowo”).
Faktycznie, nie jest to wystąpienie programowe, premier nie przedstawia polityki gospodarczej, mieszkaniowej, socjalnej, ekologicznej (wyjątkiem kwestia ukraińska – o czym na końcu), nie dowiadujemy się, jak ma się Polska rozwijać. Tusk wymienia kilka obietnic do szybkiej realizacji (dokładnie siedem, wszystkie ważne!) i zniecierpliwiony pytaniami zasłania się (dosłownie) partyjną broszurą „100 konkretów na 100 dni”*.
W „nietypowym exposé” Donald Tusk zamiast w przyszłość patrzy raczej w przeszłość, żeby podzielić się z nami przypowieścią (jak te biblijne), w której zwycięstwo demokracji 15 października nabiera wymiaru uniwersalnej prawdy o tym, że – no, właśnie – „Polki i Polacy nigdy nie kapitulują”.
Przedstawia dzień 15 października jako patriotyczny zryw, szarżę w obronie ojczyzny. Chce, byśmy byli dumni, że wyborcy „pokazali nam wszystkim, Europie, światu, że słowa naszego hymnu to jest nasza rzeczywistość – jeszcze Polska nie zginęła”.
Oba wystąpienia (12 i 13 grudnia) są narodową pieśnią (w exposé słowo Polska i pochodne pada 111 razy, ojczyzna – 9 razy), premier wznosi się tak wysoko, że groził mu los Ikara: „Ja kocham moją ojczyznę, Polskę, bez pamięci i nie wyobrażam sobie polityki bez miłości”. Mówi, że „Polska może być, bo na to zasługuje, najlepszym miejscem na ziemi”. Wybory to kolejne „niezwykłe poruszenie polskich serc”.
Heroizacja 15 października wyraża się w stwierdzeniu, że „miliony Polek i Polaków do późnych godzin nocnych czekały na możliwość oddania głosu na Polskę”, co jest, przyznacie państwo, nadmiernym uogólnieniem zdarzeń z kilku lokali wyborczych na czele z wrocławskim Jagodnem.
Ale uwaga! Takie są prawa gatunku narodowych mitologii.
Są prawdziwe inaczej – oddają nastroje, nazywają uczucia, mogą tworzyć zręby tożsamości.
Data 15 października 2023 jest – jestem przekonany, dowodów empirycznych nie mam – odczuwana w podobnie podniosły sposób przez znaczną część wyborców Koalicji 15 października.
(Nazwa „Koalicja 15 października” jest posunięciem podwójnie sensownym. Nobilituje umowę trzech/czterech partii, które poza wspólnym frontem przeciw PiS łączy nie tak wiele i definiuje je przez akt wyborczy, co jest przy okazji lekcją wychowania obywatelskiego, także dla polityczek i polityków).
Kluczem przypowieści o niezłomnym narodzie jest dla Tuska „Solidarność” (słowo pojawia się 18 razy), a jej kapłanem JPII: „Różni ludzie różnie oceniają dziedzictwo Jana Pawła II. Ja mam jak najlepsze wspomnienia, także z osobistych spotkań. Pamiętam te słowa, które powinny być oczywistym mottem dla nas wszystkich, niezależnie od tego, z której strony sali siedzimy. Że nie ma solidarności bez miłości”.
To jest delikatny moment.
W pamięci naszego (z Tuskiem) pokolenia Karol Wojtyła zapisał się przede wszystkim jako rycerz antykomunistycznej rewolty. Pamiętam jak na rynku w Jonkowie 16 październiku 1978 roku dowiedzieliśmy się z moim przyjacielem „lewakiem” o wyborze Wojtyły i rzuciliśmy się sobie w ramiona, jakby przeczuwając, co to może oznaczać.
Do dziś jest w mojej głowie dwóch papieży.
Tryskający energią autorytet w bitwie z komunizmem i starzejący się obrońca władzy Kościoła, coraz bardziej dogmatycznie wyznający zasadę, że „granicą wolności jest Chrystus”.
Tusk opowiada o papieżu „w moim Gdańsku, na Zaspie”. „Mówił o tym, czym jest solidarność. I dedykuję te słowa tym wszystkim – a jest nas jeszcze tutaj całkiem liczna grupa – którzy współtworzyli »Solidarność«. To był czas walki, a papież powiedział, że solidarność to nigdy jeden przeciw drugiemu, że solidarność to zawsze jeden, jeden z drugim”.
„Całkiem liczna grupa”? Niestety, nie.
Osób w wieku 65 plus (które w 1980 roku miały minimum 22 lata) żyje jeszcze około 8 milionów, z czego maks. 40 proc. mogło zapisać się do NSZZ „Solidarność”, jeśli nawet tak szeroko określilibyśmy jej „współtworzenie”. Reszta słynnych 10 milionów jest już razem z Janem Pawłem II w Niebie, o ile Pan Bóg wybaczył im takie grzechy, jak przymykanie oczu na kościelną pedofilię.
Dwie trzecie z nich (wg danych z exit polls) głosowało, co daje już tylko około dwóch milionów, ale nie wiadomo, ilu na Koalicję 15 października, a ilu na PiS (w całej grupie 60+. PiS poparło aż 57 proc. mężczyzn i 53 proc. kobiet). Osoby współtworzące „Solidarność” stanowią dziś grupę raczej nieliczną, w co trudno uwierzyć, gdy się do tej grupy należy.
15 października był „trochę podobny do 31 sierpnia 1980 roku czy 4 czerwca 1989 roku, kiedy odzyskiwaliśmy niepodległość, wolność”. Tak, to prawda, w wymiarze metafory rzecz jasna.
Ale wersja o „Solidarności” z JPII w klapie nie zdaje sprawy z tego, czym był ten – cytując exposé – „pokojowy bunt na rzecz wolności i demokracji”, którego skala nas wszystkich zaskoczyła. Rozjeżdża się z oczywistym doświadczeniem.
Narracja Tuska grozi tym, że 15 października przestanie pełnić rolę symbolu jednoczącego, nawet jeśli radość ze zwycięstwa demokracji jest (po tzw. naszej stronie) powszechna i jesteśmy gotowi przyjąć przypowieść podnoszącą prosty obywatelski gest do sfery narodowej mitologii.
Tusk nie zamyka się w latach 80. XX wieku, opisuje w dwóch akapitach osiem lat społecznego oporu:
"Dzisiejszy dzień to konsekwencja tego, że niektóre i niektórzy z was odważyli się wyjść na ulicę. Stanąć samotnie gdzieś w powiatowym mieście pod budynkiem sądu, wtedy, kiedy wszyscy czuli, że coś złego zaczyna się dziać z naszą ojczyzną, ale nie wszyscy znaleźli w sobie determinację czy odwagę, żeby dać temu świadectwo.
Dokładnie tego dnia [13 grudnia 2015 roku] miał miejsce pierwszy marsz Komitetu Obrony Demokracji. Chciałbym podziękować tym wszystkim, którzy zarówno w KOD, jak i w innych ruchach społecznych, organizacjach dawali świadectwo odwagi i autentycznej, absolutnie bezinteresownej miłości do ojczyzny i poszanowania dla państwa i prawa".
Znaczną część exposé Tusk poświęca odczytaniu pożegnalnego listu „Piotra Szczęsnego, Szarego Człowieka, który spłonął jesienią 2017 roku” Jego apel „mógłby zastąpić to moje dzisiejsze exposé”.
Przywołanie tragicznej i heroicznej zarazem postaci budzi wątpliwości suicydologów i mocno różnicuje reakcje. Tusk odwołuje się do desperackiej próby poruszenia sumień przez Piotra Szczęsnego, aby dopełnić obraz narodowej walki ze złem, jakim była władza PiS.
Patos ostatecznego samobójczego gestu w moim odczuciu zasługuje na uhonorowanie (ma w Pradze swój pomnik Jan Palach). OKO.press z wdzięcznością przyjęło rodzinę Piotra, która przyszła powierzyć nam swoją niełatwą opowieść o mężu i ojcu.
Piotr Szczęsny doprowadził do ludzkiego ekstremum etos Solidarności. Ta narracja nie trafia jednak do wielu młodych, także w mojej redakcji, może ich alienować z opowieści o zwycięstwie dobra nad złem.
W „Programie politycznym” Agata Szczęśniak i Dominika Sitnicka zwracały uwagę, że takie wyeksponowanie postaci tragicznej jest zaskakujące w przemówieniu, które, wydawałoby się, powinno budzić nadzieję.
Co nie znaczy, że młodzi nie mają swojej narracji, swoich bohaterów i bohaterek. A także swoich ofiar – wielka szkoda, że Tusk o nich nie wspomniał. Wystarczyłoby niewiele – powiedzieć o kilku kobietach, które straciły życie w szpitalach położniczych jako ofiary religijnego fanatyzmu podniesionego do rangi państwowego prawa (mówił przecież, „żebyśmy pamiętali o wszystkich bez wyjątków ofiarach przemocy, pogardy, nienawiści, konfliktu”).
Przez osiem lat w Polsce toczyło się wiele bitew. O wolne sądy i niezależność prokuratury, o wolną szkołę, o wolne media, o prawa osób LGBT, o klimat, przyrodę i lasy (w obronie Puszczy Białowieskiej), o kulturę wolną od polityki i ideologii, o niezależność organizacji społecznych, o prawa migrantów i uchodźców, którzy próbują się przedostać się do Europy i są poddawani push-backom na mocy antyhumanitarnej ustawy wywózkowej.
15 października zobaczyliśmy skutek, bo każdy z tych ruchów, grup, a czasem pojedynczych osób, które stały z transparentem przed siedzibą PiS (por. cykl o „Slappach po polsku”), kogoś mogły zainspirować, stać się dla kogoś wezwaniem.
Ale kluczowym momentem, politycznym turning point był bunt młodych, walka o prawa kobiet, po wyroku tzw. TK Julii Przyłębskiej, czy raczej Jarosława Kaczyńskiego.
To był wielki protest społeczeństwa obywatelskiego, z odświeżającą partycypacją młodych. Urażone w swej godności przez wyrok tzw. TK dziewczyny i kobiety wyszły na ulicę, wyrażając wściekłość w zachwycająco kreatywny sposób.
Tamte marsze dotarły 15 października 2023 roku do lokali wyborczych.
Z opóźnieniem przebiła się do innych mediów teza OKO.press, że bunt kobiet po wyroku tzw. TK wywołał tąpnięcie notowań PiS o dobre 10 pkt. proc., z których udało się Kaczyńskiemu odzyskać tyle, co nic. Doszło do ostatecznego zerwania młodych z „dobrą zmianą”.
To dlatego 15 października stał się nowym 4 czerwca.
Frekwencja wyborcza wśród Polek była o prawie 2 pkt proc. wyższa niż wśród Polaków, co zapewniło zwycięstwo demokratom. Gdyby głosowali tylko Polacy, w Sejmie rządziłby PiS z Konfederacją, a Tusk byłby liderem 145-osobowego klubu KO.
Za mobilizacją młodych stało odrzucenie polskiego kościółkowatego konserwatyzmu na rzecz liberalnych wartości europejskich, czyli po prostu wartości europejskich.
W kampanii wyborczej Tusk odwołał się do tej wrażliwości, wydawało się, że zrywa ze starą opowieścią liberałów o „konserwatywnej kotwicy”, która ma powstrzymywać władze przed poruszaniem „spraw światopoglądowych”. Bo tak fałszywie nazywane są prawa osób LGBT, prawa kobiet do przerywania ciąży, prawa artystów do kpin z Kościoła itp. herezje.
W exposé o Kościele nie ma ani jednego słowa (nie licząc akapitów o JPII), „prawo do legalnej i bezpiecznej aborcji” zyskuje dopisek „w sytuacji, która tego wymaga”, słowo LGBT pojawia się raz – w manifeście Piotra Szczęsnego.
Wyborcy Koalicji 15 października już dawno zerwali się z konserwatywnej kotwicy. W listopadzie 2022 w sondażu Ipsos dla OKO.press za „prawem kobiet do przerywania ciąży do 12. tygodnia” było 97 proc. elektoratu Lewicy, 95 proc. – KO, 84 proc. – Polski 2050 i nawet 78 proc. – PSL.
W wyborach 2023 roku doszło do głosu marzenie młodych o wolnym i równym kraju dla wszystkich, nowoczesnym świeckim państwie europejskim, które ułatwia im start życiowy, kraju, w którym nie trzeba deklarować, że „nie ma dla mnie ważniejszej sprawy niż prawa kobiet”, bo te prawa są zapewnione.
Michał Danielewski w „Powiększeniu” Agaty Kowalskiej popatrzył na exposé Tuska jako sprawną uwerturę koncertu, w którym Tusk chce zostać „premierem wszystkich Polaków, no może prawie wszystkich”. Danielewski uważa, że Tusk kierował swoje wystąpienie do umiarkowanej części elektoratu PiS.
Faktem jest, że exposé propaguje, wzywa i zachęca do tworzenia wspólnoty i wspólnego działania (33 razy) zwłaszcza w obliczu rosyjskiego zagrożenia. „Żyjemy w miejscu i w czasie, który bezwzględnie wymaga odbudowy politycznej wspólnoty i wspólnego działania. Na świecie robi się naprawdę niebezpiecznie”.
Jeśli taka była kalkulacja Tuska, to powinna uwzględniać koszt, jakim jest utrata poparcia ludzi młodych i rozczarowanie kobiet. Tusk może przeceniać siłę cudu, jaki wydarzył się 15 października, euforia szybko wygasa, zwłaszcza jeśli towarzyszy jej jednostronna i do pewnego stopnia krzywdząca opowieść.
Nawet jeśli wyborca PiS pomyśli sobie, że ten Tusk jest inny, niż go widziałem w TVP, to wyborczyni Koalicji 15 października może pomyśleć: to zupełnie inny Tusk niż ten z kampanii wyborczej.
Lepszy taki zysk niż taka strata? Wątpię.
Odklejenie Tuska od polskich realiów zdradza fragment o sondażu CBOS: "Chcę państwu powiedzieć, że dwa lata temu narodził się ruch 15 października. Wystarczyły dwa lata. Nastąpił 15 października – i odsetek obywateli, którzy poczuli, że mają wpływ na losy swojej ojczyzny, wzrósł z 26 proc. do 54 proc. obywateli.
Rozumiecie? Dwa razy więcej. W ciągu tak krótkiego czasu".
To, że poczucie wpływu po zwycięstwie demokratów gwałtownie wzrosło, to osiągnięcie Koalicji, ciekawsze jest zakreślenie cezury czasowej. Tusk liczy te dwa lata od swego powrotu w lipcu 2021 do polskiej polityki.
Tamten powrót Tuska i jego ogromna praca, setki wieców, kilkadziesiąt tysięcy przejechanych kilometrów, talent wiecowy, jakiego nie podejrzewaliśmy – wszystko to odegrało ważną rolę w sukcesie 15 października.
Można powiedzieć, że faza polityczna ruchu 15 października zaczęła się faktycznie dwa lata temu, choć dopiero pod sam koniec kampanii Tusk pogodził się z tym, że jego pierwotny plan samodzielnego zwycięstwa KO w połączeniu z marginalizacją partnerów i/lub stworzeniem jednej listy nie ma powodzenia i trzeba postawić na wariant opozycji idącej osobno.
„W ostatnich dniach wszyscy czujemy, że wróciła moda na to słowo konstytucja. Ta moda nie minie do ostatnich dni naszych rządów, mogę to panu prezydentowi przyrzec” – mówił Tusk.
Zapomniał, a może nie słyszał o zainicjowanej w 2018 roku przez Magdalenę Filiks (wtedy z KOD, dziś w Sejmie) spektakularnej akcji ubierania pomników w koszulki z napisem „Konstytucja”. Nie było, panie premierze, przez te osiem lat modniejszego słowa niż właśnie konstytucja.
Długie exposé Tuska miało jedną nad wyraz konkretną i doskonale przedstawioną: zapowiedź polityki proukraińskiej w połączeniu z kursem na wzmacnianie pozycji Polski w NATO i Unii Europejskiej (słowo Ukraina i pochodne pada w exposé 31 razy, Europa i pochodne – 42 razy).
Tusk podejmuje poważną rozmowę z opinią publiczną i poucza polską prawicę: „Proszę wszystkich, abyśmy przestali udawać, że zagrożeniem dla Polski są nasi przyjaciele i sojusznicy z NATO i UE. To jest gra ryzykowna, żeby nie powiedzieć szalona. Mamy Rosję atakującą Ukrainę. Chyba wszyscy wiemy, co by się stało, gdyby Rosja tryumfowała w tym konflikcie. Nikt na tej sali nie ma prawa udawać, że nie zna wysokości tej stawki”.
Jest w tym determinacja polityka piastującego przez dwie kadencje funkcję „prezydenta Europy”, który nas zapewnia„, że ”naprawdę mnie nikt nie ogra w Unii Europejskiej" i który jest gotów do ostrej rozmowy z wahającymi się politykami Unii.
„Oni są zmęczeni! Mówią w twarz prezydentowi Zełenskiemu, że już nie mają siły, że są sytuacją w Ukrainie wyczerpani?!”.
Konkluzja brzmi: „Zadaniem rządu będzie głośno i stanowczo domagać się od całej wspólnoty Zachodu pełnej determinacji w pomocy Ukrainie”.
*Tusk zapowiadał, że „odpowie na każde z tych pytań [o konkretny programowe]. Kto pamięta moje poprzednie kadencje w roli premiera, powinien pamiętać, że odpowiadałem tu w tej Izbie na każde pytanie i państwo otrzymacie odpowiedź na każde pytanie dotyczące programu Koalicji 15 października. Nie musicie się obawiać”. Ostatecznie zapowiedział odpowiedzi na piśmie.
Przy okazji: „100 konkretów na 100 dni” to dość chaotyczny zestaw mniej lub bardziej przemyślanych obietnic, daleko mu do prawdziwego programu. To zresztą temat do osobnej analizy, z uwzględnieniem pytania, czy poważne programy są jeszcze w dzisiejszej polityce możliwe i potrzebne.
Kobiety
Kościół
Prawa człowieka
Wybory
Jarosław Kaczyński
Jan Paweł II
Julia Przyłębska
Donald Tusk
KOD
Telewizja Polska
Unia Europejska
Konstytucja
wojna w Ukrainie
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze