0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: DAINA LE LARDICDAINA LE LARDIC

Jeśli Komisja Europejska "kupi" propozycje Dudy, wyśle niezależnym sędziom sygnał, że byli głupcami. Że zamiast wystawiać się na represje w imię podstawowych europejskich wartości lepiej było awansować. Że nie warto być przyzwoitym i odważnym - pisze Mariusz Jałoszewski, który w OKO.press prowadzi najbardziej systematyczną w polskich mediach kronikę zamachu rządów prawicy na praworządność.

Tekst publikujemy w cyklu „Widzę to tak” – od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Od wakacji 2021 roku Komisja Europejska żąda od rządu PiS wykonania dwóch orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Skutkiem tych orzeczeń europejskiego sądu musi być likwidacja nielegalnej Izby Dyscyplinarnej, przywrócenie zawieszonych przez nią sędziów do pracy oraz zmiany w systemie dyscyplinarnym sędziów. Szefowa KE Ursula von der Leyen od wypełnienia tych trzech warunków uzależniła wypłaty Polsce 163 miliardów z Funduszu Odbudowy, który ma wesprzeć po epidemii gospodarki unijnych krajów.

Stanowcze żądanie KE wykonania orzeczeń TSUE to oczekiwana przez wielu w Polsce zmiana stanowiska Brukseli, która wcześniej próbowała ułożyć się z PiS za cenę spokoju w burzliwych czasach. Wcześniejszy brak stanowczej reakcji na niszczenie praworządności i wolnych sądów PiS do spółki z ministrem Zbigniewem Ziobrą potraktował jednak jako zachętę, by iść dalej w autokratycznych zapędach. I forsował kolejne ustawy wprowadzające jeszcze większe podporządkowanie władzy sądów i sędziów. Taran zatrzymał się dopiero, gdy KE stanowczo zażądała wykonania orzeczeń TSUE z lipca 2021 roku i zakręciła kurek z eurofunduszami.

W najbliższych tygodniach będą ważyć się losy nie tylko polskiego wymiaru sprawiedliwości, ale też tego, czy Polska będzie jeszcze demokratycznym państwem, czy też jeszcze bardziej zbliży się do modelu Białorusi.

PiS i prezydent Andrzej Duda będą przekonywać KE do odblokowania środków z Funduszu Odbudowy. Obiecują, że wykonają orzeczenia TSUE z lipca, czemu mają służyć złożone przez nich do Sejmu projekty zmian w przepisach.

W środę 16 lutego 2022 roku TSUE wyda bardzo ważny wyrok dotyczący mechanizmu pieniądze za praworządność, który pozwala KE blokować fundusze unijne z budżetu UE dla krajów łamiących unijne prawo. Wyrok może potwierdzić prawo Brukseli do stosowania tego mechanizmu. Ale jeszcze ważniejsze będzie to, czy Komisja będzie chciała z niego skorzystać.

Jest ryzyko, że teraz – gdy Rosja grozi Ukrainie wojną – Bruksela będzie chciała się dogadać z rządem PiS. I złagodzi swój kurs w sprawie praworządności. Byłaby to jednak najgorsza decyzja z możliwych. Bo ani projekt prezydenta, ani projekt PiS nie rozwiązują najważniejszych problemów. Co więcej – pogłębią one tylko problemy w sądach.

I jeśli Komisja Europejska je „kupi’ dając rządowi do wydania miliardy euro, straci okazję na uratowanie polskich sądów. Bo ani Jarosław Kaczyński, ani minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nie zrezygnują z planów całkowitego ich zniszczenia. Co najwyżej odłożą te plany na jakiś czas. Sądy są bowiem dla nich jedną z ostatnich barykad do zdobycia - następne są wolne media - na drodze do zbudowania państwa narodowo-wyznaniowego, w pełni podporządkowanego PiS. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Przeczytaj także:

Dlaczego KE nie powinna przyjąć propozycji Dudy i PiS

Dlatego Komisja Europejska nie powinna ulegać PiS. Powodów jest kilka.

Przede wszystkim projekty zmian w przepisach proponowane zarówno przez prezydenta Andrzeja Dudę, jak i posłów PiS nie wykonują orzeczeń z lipca 2021 roku oraz nie rozwiązują najważniejszego problemu związanego z polskimi sądami.

Owszem, PiS i prezydent mogą mówić, że będą zmiany w nielegalnej Izbie Dyscyplinarnej. Mogą mówić, że wprowadzają zmiany w systemie dyscyplinarnym sędziów oraz dają obietnicę powrotu do orzekania zawieszonym sędziom. Ale nie są to zmiany w duchu orzeczeń TSUE. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Trybunał podważył legalność Izby głównie z tego powodu, że nie ma ona cech niezależnego i bezstronnego sądu. A to dlatego, że zasiadające w niej osoby dostały nominację od nowej, upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa, którą obsadził PiS do spółki z Kukiz 15. Neo-KRS jest organem innym niż przewiduje Konstytucja RP, która stanowi, że "Krajowa Rada Sądownictwa stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów".

Zarówno TSUE, jak i ETPCz w kilku innych wyrokach uznały Radę za organ, który nie jest niezależny do polityków. A skoro tak, to nominowani przez nią sędziowie (neo-sędziowie) nie dają obywatelom gwarancji do procesu przed niezależnym i bezstronnym sądem. A takie prawo gwarantuje obywatelom zarówno Konwencja Praw Człowieka, jak i prawo UE. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Z tego płynie prosty wniosek.

Skoro sama neo-KRS jest nielegalna, to nie może ona dawać legalnych nominacji sędziom. Neo-sędziowie też co do zasady nie są legalnymi sędziami.

TSUE i ETPCz w wyrokach z 2021 i 2022 roku podważyły już legalność neo-sędziów w trzech Izbach SN. Chodzi o powołaną przez PiS Izbę Dyscyplinarną i Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych oraz Izbę Cywilną.

W świetle tych wyroków legalnym sędzią nie jest też pełniąca funkcję I prezes SN Małgorzata Manowska. Co do tego, że tak należy czytać te wyroki nie ma nawet wątpliwości wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł. Po ostatnim wyroku ETPCz sprzed dwóch tygodni mówił, że w świetle tego wyroku Manowska nie jest sędzią SN.

Małgorzata Manowska
Pełniąca funkcję I prezes SN Małgorzata Manowska też jest neo-sędzią. Fot. Kuba Atys/Agencja Wyborcza.pl

Co tymczasem proponuje prezydent i PiS w swoich projektach dotyczących Izby Dyscyplinarnej?

Zamiast poważnych, dogłębnych zmian chcą przypudrować problem.

Zostawiają neo-sędziów w SN. Nadal mają oni sądzić sprawy dyscyplinarne sędziów, tylko pod innym szyldem. Nie dają też gwarancji powrotu zawieszonych sędziów, tylko zdają ich na łaskę być może kolejnych neo-sędziów.

Co więcej, oba projekty nie wykonują zabezpieczenia TSUE z 14 lipca 2021 roku. A w tym zabezpieczeniu Trybunał zawiesił przepisy ustawy kagańcowej pozwalającej karać sędziów za wykonywanie wyroków TSUE i ETPCz. Na ich podstawie sędziowie podważają status neo-sędziów, za co mają dyscyplinarki i ciągle są zawieszani.

Oba projekty nie wprowadzają jednak zmian w ustawie kagańcowej. Wręcz przeciwnie, wprowadzają kolejne regulacje zaostrzające karanie sędziów za stosowanie prawa UE. I choćby tylko z tych powodów Komisja Europejska nie powinna się zgodzić na te propozycje. Prezydent i PiS pod pretekstem wykonania wyroku chcą jej sprzedać stary produkt, tylko inaczej opakowany.

KE nie może zapomnieć o neo-KRS

Problem związany z funkcjonowaniem Izby Dyscyplinarnej jest jednak dużo głębszy. Komisja Europejska powinna też domagać się jego rozwiązania, właśnie teraz. Chodzi o neo-KRS i neo-sędziów. Rząd i prezydent nie chcą o tym teraz rozmawiać, a po spotkaniach z Dudą z KE wyszły sygnały, że problem neo-KRS zostawi do rozwiązania później. Jeśli tak się stanie, Komisja popełni błąd.

PiS nie zakłada bowiem zmian w neo-KRS. Wręcz przeciwnie – została uruchomiona procedura wyboru 15 członków-sędziów na II kadencję Rady. Znanych jest już 15 kandydatów. To głównie jej obecni członkowie, ale też były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, którego nazwisko pojawiło się w kontekście afery hejterskiej. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Rada na II kadencję będzie wybrana w najbliższym czasie. I już widać, że nic się nie zmieni. Nadal będzie dawać wadliwe nominacje kolejnym sędziom, często „swoim”, o czym będzie dalej. Nadal będzie też upolityczniona, bo zasiadający w niej sędziowie są w większości powiązani z ministrem sprawiedliwości i są beneficjentami jego „reform” w sądach.

Co więcej, część z nich, jak np. Maciej Nawacki dała się poznać jako zwolennicy ostrego kursu w sądach. Jeśli trafi do niej jeszcze Łukasz Piebiak, to neo-KRS się zradykalizuje. A przecież jej skład miał wpływ na to, że Trybunały oceniły, iż nie jest ona niezależna od polityków.

Na co więc liczy KE odsuwając ten problem na przyszłość? Jeśli PiS dostanie teraz środki, nie będzie miał już powodu, by iść na kolejne ustępstwa. Tym bardziej, że nie chce ich minister Ziobro i jego ludzie.

06.04.2016 Ruda Slaska . Wiceminister Lukasz Piebiak podczas oficjalnego otwarcia Sadu Rejonowego .
 Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak. To on pomagał Ziobrze przejmować kontrolę nad sądami. Dostał od neo-KRS nominację do NSA, teraz kandyduje na II kadencję neo-KRS. Fot. Grzegorz Celejewski/Agencja Wyborcza.pl

KE nie może zapomnieć o neo-sędziach

Projekty prezydenta i PiS nie dotykają też neo-sędziów. A jest to poważny problem. Bo takich sędziów nominowanych przez neo-KRS jest już 1,5-2 tysiące, w tym ok. 50 w Sądzie Najwyższym. To sędziowie, którzy zostali powołani przez wadliwy organ, a zatem w świetle wyroków ETPCz i TSUE można podważać ich legalność oraz legalność wydawanych przez nich wyroków. To poważny problem dla obywateli, bo wprowadza chaos do sądów. Orzeczenia wydane przez neo-sędziów nie są bowiem stabilne.

PiS nie pójdzie na żadne ustępstwa wobec KE ws. neo-sędziów. Prezydent Duda też. Na spotkaniu z opozycją zapowiedział, że przynajmniej do końca jego kadencji powołania neo-sędziów są niewzruszalne. Wydaje się, że nie wiadomo co z nimi zrobić.

Zostawić ich tak po prostu nie można, bo mamy po kilka wyroków ETPCz i TSUE mówiących, że są oni wadliwe powołani i trzeba je wykonać. Wadliwość nominacji jest też podstawą do podważania wydanych przez nich orzeczeń nie tylko w Polsce, ale też przed ETPCz. Z powodu wyroków unijnych Trybunałów nie można ich też po prostu zalegalizować. Nie można tego zrobić również z powodów merytorycznych i moralnych o czym będzie dalej.

W świecie prawniczym trwa gorąca dyskusja, co zrobić z neo-sędziami. Jak na razie jedyną propozycję przedstawiło stowarzyszenie sędziów Iustitia, które przygotowało projekt ustawy przywracającej praworządność. Projekt kompleksowo wykonuje orzeczenia TSUE z lipca 2021 roku, ale też pozostałe orzeczenia TSUE i ETPCz. Złożyły go w Sejmie jako własny partie opozycyjne. Pisaliśmy o nim w OKO.press:

Projekt proponuje proste i szybkie rozwiązanie najważniejszych problemów. Poza likwidacją Izby Dyscyplinarnej zakłada likwidację obecnej neo-KRS (zastąpić ma ją Rada złożona z sędziów wybranych w wyborach w sądach) oraz cofnięcie nominacji dla neo-sędziów, w tym w SN.

To ma zapewnić szybkie przywrócenie jasnego stanu prawnego w sądach. Wszyscy, którzy dostali awans od neo-KRS po prostu wróciliby na wcześniej zajmowane stanowiska. Jeśli chcieliby utrzymać awans musieliby wystartować ponownie w konkursie, ale już przed legalną KRS.

Jak opozycja chce rozwiązać problem neo-sędziów

Pod projektem opozycji nie podpisał się tylko PSL i Polska 2050 Hołowni. Mają inny pomysł na neo-sędziów - nie chcą z automatu unieważnić wszystkich nominacji. Uważają, że to uderzy w obywateli, bo zostaną przerwane procesy. PSL chce zostawić neo-sędziów. Ruch Hołowni też, ale proponuje ich weryfikację w drodze procesowej (poprzez podważanie ich bezstronności i dyscyplinarki) lub przed legalną KRS z udziałem Zgromadzeń Sędziów (to forma samorządu sędziowskiego).

PSL i ruch Hołowni martwią się jeszcze o sędziów rejonowych, którzy do zawodu sędziego weszli z pozycji asesora. Uważają, że nie są oni niczemu winni, bo jest to ich pierwsza nominacja. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Tyle, że projekt złożony przez większość partii opozycyjnych nie wprowadza żadnego chaosu, ani nie uderza w obywateli. Wręcz przeciwnie. Proponuje chirurgiczne cięcie rozwiązujące szereg problemów, które narosły w wyniku „reform” Ziobry. A przy tym:

  • nie będzie automatycznego uchylania wyroków wydanych przez neo-sędziów. Co do zasady zostają one w mocy.
  • nie będzie też masowego przerywania procesów, bo neo-sędziowie dostaną delegacje by je pokończyć.
  • nie będzie również wyrzucania z zawodu asesorów, bo oni jako jedyni zachowają nominacje na sędziów rejonowych. Będą tylko musieli poddać swoje kwalifikacje weryfikacji już przed legalną KRS.
Maciej Nawacki stoi i patrzy w kamerę
Prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie i członek neo-KRS Maciej Nawacki. Jest jednym z symboli złej zmiany w sądach. Fot. Robert Robaszewski/Agencja Wyborcza.pl

Zostawienie neo-sędziów byłoby nagrodą za niezdany egzamin w czasach próby

Za projektem Iustitii/opozycji przemawia kilka argumentów.

Po pierwsze, to szybka operacja odwrócenia nominacji sędziowskich wadliwej neo-KRS. Nie ma trwających latami rozliczeń, weryfikacji, czy procesów dyscyplinarnych. Mamy szybkie przywrócenie stanu zgodnego z Konstytucją i wyrokami ETPCz i TSUE.

Po drugie unikamy zantagonizowania środowiska sędziów. Dziś wielu z nich broni praworządności na sali sądowej w wydawanych wyrokach lub poza salą sądową wychodząc do ludzi i na ulicę. Są już symbolami wolności sądów, jak Waldemar Żurek, Igor Tuleya, czy Paweł Juszczyszyn. Ale wielu z nich płaci za to wysoką cenę w postaci dyscyplinarek, spraw karnych i zawieszania ich. Represje są rozkręcone na masową skalę. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

To ci sędziowie w czasach próby zdali egzamin. Pokazali nie tylko, że są niezależni i odważni, ale pokazali, że mają twardy kręgosłup, nie ulegają władzy, mają wysokie walory etyczne. Są sędziami, jakich potrzebują dziś obywatele.

Po drugiej stronie mamy sędziów, którzy poszli na współpracę z władzą za stanowiska, jak Maciej Nawacki czy Łukasz Piebiak. A kolejni skorzystali z okazji i poszli po awanse do neo-KRS. Nie słyszeliśmy ich głosu w czasach próby.

Zalegalizowanie neo-sędziów byłoby złym, fatalnym sygnałem dla całego sędziowskiego środowiska.

Byłoby nagrodzeniem tych, którzy skorzystali z okazji i „ustawili się" współpracując z władzą lub co najmniej siedząc cicho. A do niezależnych sędziów popłynąłby sygnał, że byli głupcami. Że zamiast wystawiać się na represje w imię podstawowych wartości lepiej było awansować. To byłby sygnał, że nie warto być przyzwoitym i odważnym.

Legalizacja neo-sędziów to właśnie prosty przepis na wykopanie głębokich podziałów w sądach i wywołanie poczucia krzywdy u tych, którzy dziś bronią ich niezależności. To wreszcie sygnał, że opłaca się być konformistą i płynąć z nurtem. Czy takich sędziów chcemy?

Wiele awansów neo-KRS dała „swoim”

Nominacje dla neo-sędziów nie mogą się też utrzymać z innego powodu. Dawał je nie tylko wadliwy organ, którego skład jest sprzeczny z Konstytucją.

Przede wszystkim wiele konkursów nie spełniało cech konkurencji, a decyzje o tym, komu dać nominację często były uznaniowe i awanse dostawali kandydaci nie najlepsi, tylko „swoi”.

Środowisko sędziowskie w znakomitej większości zbojkotowało najpierw wybory do neo-KRS wiedząc, że i tak niezależni kandydaci nie mieliby szans. Potem zbojkotowano konkursy przed neo-KRS obsadzoną głównie sędziami współpracujących z resortem ministra sprawiedliwości.

Kandydaci niezależni nie startowali w konkursach, bo podważali legalność KRS. Wiedzieli też, że nie mają szans na awans. Były konkursy, zwłaszcza do SN, w których startowali tzw. sędziowie kamikaze z Iustitii; i - zgodnie z oczekiwaniami - nie dostawali nominacji. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

W tej sytuacji często w konkursach na jedno wolne miejsce startował tylko jeden kandydat i wygrywał w przedbiegach. W innych konkursach, gdy kandydatów było więcej, Rada w głosowaniach często nominowała wbrew rekomendacjom własnych zespołów oceniających kandydatów. Głosowania wygrywali kandydaci słabsi i tacy, do których były poważne zastrzeżenia.

Co ważne, wcześniej kandydatów do awansu musiał zaopiniować samorząd sędziowski, czyli Zgromadzenia Sędziów i Kolegia działające przy sądach. Często były to opinie negatywne. Ale PiS kilka lat temu w ustawie kagańcowej wykluczył sędziów z opiniowania awansów. Dlatego tak łatwo nominacje dostawali "swoi" - bo PiS rozwodnił procedurę.

Sędzia Igor Tuleya (stoi po lewej) z Sądu Okręgowego w Warszawie i Paweł Juszczyszyn z Sądu Rejonowego w Olsztynie są dziś symbolami wolnych sądów. Obaj są zawieszenie przez Izbę Dyscyplinarną. Fot. Iustitia

I tak neo-KRS do sądów wyższych instancji nominowała rzeczników dyscyplinarnych ministra Ziobry, prezesów sądów z nominacji Ziobry, a nawet całe rodziny (mężów, żony, siostry, córki itp.). Awansowała sędziów ze słabymi ocenami pracy, sędziów z problemami dyscyplinarnymi, a nawet byłych członków PiS.

Sporo awansów to "bajkowe" wręcz kariery. Neo-KRS często awansowała aż o kilka szczebli wyżej. Nawet osoby, które do tej pory nie miały doświadczenia w sądach, trafiały na najwyższe szczeble. Choć zasadą powinno być pięcie się po kolejnych szczeblach sądownictwa co kilka lat, by nabyć na każdym szczeblu doświadczenie i być coraz lepszym sędzią. A teraz nawet do NSA, który jest równy rangą SN, wpuszczono osoby spoza zawodu sędziego.

Neo-KRS dawała takie awanse, bo większość ma w niej frakcja jastrzębi, czyli członków Rady kojarzeni z byłym wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem. Ta frakcja popiera „reformy” Ziobry i ostry kurs w sądach. Zaliczani są do niej m.in. Maciej Nawacki, Rafał Puchalski, czy Dariusz Drajewicz. W głosowaniach wspierają ich posłowie PiS. I przegłosowują co chcą. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Kto trafił do SN i NSA? Awans zasłużonych (z rodzinami)

Przykładów na takie "bajkowe awanse" jest mnóstwo. I widać je teraz na listach poparcia dla kandydatów na II kadencję neo-KRS. Podpisują je głównie beneficjenci złej zmiany w sądach, czyli prezesi sądów i neo-sędziowie awansowani właśnie przez obecną Radę. Czy podpisem odwdzięczali się za awans? Te listy pokazują, jaki system zależności w sądach wytworzył się dzięki „reformom” Ziobry. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Czy zachowanie tych awansów będzie uczciwe wobec obywateli, którzy mają nie tylko prawo do procesu przed niezawisłym sądem, ale też prawo by ich sprawę załatwił najlepszy merytorycznie sędzia? Czy ich zachowanie będzie uczciwe wobec wielu świetnych sędziów, którzy - by być w zgodzie z Konstytucją i swoim sumieniem - powstrzymali się od takich awansów?

Słychać argumenty, że nie wszyscy kandydaci byli źli i słabi. Że zwłaszcza do sądów administracyjnych poszło wielu fachowców i teraz nie można ich karać. Owszem, są i takie osoby. Ale do sądów administracyjnych trafili też ludzie bez koniecznego doświadczenia, a nawet były awanse wbrew przepisom.

A NSA stał się wręcz przechowalnią sędziów kojarzonych ze złą zmianą w sądach i ministrem Ziobrą.

Kilka przykładów, jak i kogo awansowała neo-KRS.

Nominacje do sądów wyższych instancji dostali członkowie neo-KRS Dagmara Pawełczyk-Woicka (do sądu okręgowego), Maciej Nawacki (z sądu rejonowego aż do NSA), Rafał Puchalski (do sądu apelacyjnego), czy Joanna Kołodziej-Michałowicz (do sądu okręgowego).

Awansowały też ich rodziny. Nominację dostał partner Pawełczyk-Woickiej, czyli Dariusz Pawłyszcze (z sądu okręgowego aż do SN). Z kolei mąż Joanny Kołodziej-Michałowicz, czyli Andrzej Michałowicz dostał nominację na sędziego sądu okręgowego, którego jest prezesem. Neo-KRS awansowała do okręgu też siostrę Kołodziej-Michałowicz, czyli Ewę Kołodziej-Dubowską. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Awansowani są rzecznicy dyscyplinarni ministra Ziobry, którzy znani są ze ścigania niezależnych sędziów. To Piotr Schab, Przemysław Radzik (obaj do sądu apelacyjnego) i Michał Lasota (do sądu okręgowego). Awans do NSA dostała też żona Radzika, czyli Gabriela Zalewska-Radzik. Trafiła do tego ważnego sądu, choć wcześniej była tylko radczynią prawną. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Do NSA dostali się też byli zastępcy ministra Ziobry - Łukasz Piebiak i Anna Dalkowska. Oboje do tej pory byli sędziami rejonowymi. Podobnie jak Paweł Mroczkowski, który też trafił do NSA dzięki neo-KRS. Jego „atutem” było to, że pracował na delegacji w ministerstwie sprawiedliwości. Wszyscy zostali wysłani do orzekania w ważnych, skomplikowanych sprawach administracyjnych. Pisaliśmy o tych awansach w OKO.press:

Do NSA trafi też adwokat Jacek Milczarek, mąż Anny Kuśnierz-Milczarek, prezes Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim. Z gorzowskim sądem okręgowym związany jest członek neo-KRS Jarosław Dudzicz. Czy to zdecydowało o tej nominacji? Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Neo-KRS wiele kontrowersyjnych awansów dała też do SN i sądów powszechnych. Wystarczy przypomnieć, że w Izbie Dyscyplinarnej są prawie sami byli prokuratorzy i sędziowie współpracujący z Ziobrą. Na czele SN stoi Małgorzata Manowska, była zastępczyni ministra Ziobry, zaś Izbą Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych kieruje Joanna Lemańska, bliska znajoma pary prezydenckiej. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Tylko w 2021 roku do SN awans dostali: Piotr Kwiecień, adwokat związany z „Gazetą Polską”, Renata Żywicka, sędzia okręgowa z Elbląga, czy dr Elżbieta Karska, żona europosła PiS Karola Karskiego. Warto dodać, że Renata Żywicka to żona prezesa Sądu Okręgowego w Elblągu Piotra Żywickiego, który też awansował dzięki neo-KRS. On dostał nominację do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Oboje podpisują teraz listy poparcia do KRS.

Przemysław Radzik w otoczeniu rzeczników dyscyplinarnych
Trio ministra Ziobry ścigające niezależnych sędziów. Od lewej stoi główny rzecznik dyscyplinarny Piotr Schab, w środku jego zastępca Michał Lasota, za nim drugi zastępca Przemysław Radzik. Wszyscy mają awanse od neo-KRS. Fot. Mariusz Jałoszewski

Awansują: członek PiS, steward lotniczy, córka prezesa sądu...

I jeszcze kilka przykładów awansów pokazujących, kto teraz robi „kariery” w sądach:

- Tomasz Kosakowski. To były adwokat, który należał do PiS. Partyjną legitymację rzucił w trakcie konkursu przed neo-KRS. W trakcie konkursu wpłacił też 12,5 tysiąca złotych na fundusz wyborczy PiS. Jest sędzią Sądu Okręgowego w Olsztynie. A teraz podpisuje listy poparcia dla kandydatów na II kadencję neo-KRS. Pisaliśmy o nim w OKO.press:

- Karol Rzęsiewicz. Jeszcze do niedawna studiował zaocznie prawo i był stewardem linii lotniczej Emirates Airline. Gdy władzę w Polsce objął PiS, zaczął pracować w ministerstwie sprawiedliwości. Obsługował komisję ds. reprywatyzacji w Warszawie. Niedawno wbrew przepisom neo-KRS nominowała go aż na sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu. Pokonał wielu doświadczonych kandydatów. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

- Sławomira Lerman-Balsaux. W kwietniu 2020 roku neo-KRS nominowała ją na sędziego łódzkiego sądu rejonowego. Awans dostała mimo tego, że nie spełniała wymogów. Wcześniej była asesorem, ale tylko przez siedem miesięcy, choć wymagany staż na tym stanowisku wynosi 36 miesięcy. Wydała mało orzeczeń. Jest córką Sławomira Lermana, wiceprezesa Sądu Apelacyjnego w Łodzi z nominacji resortu Ziobry. To argument za tym, by co najmniej sprawdzić kwalifikacje asesorów, którzy dostali awans na sędziów rejonowych. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

- Mieczysław Oliwa, prezes Sądu Okręgowego w Bydgoszczy z nominacji resortu Ziobry. W czerwcu 2021 roku neo-KRS dała mu awans do SN. To przykład awansu na tzw. skoczka. Czyli kogoś, kto szybko skacze z jednego szczebla na drugi. Oliwa zaledwie trzy miesiące wcześniej został powołany przez prezydenta na sędziego Sądu Apelacyjnego w Poznaniu i nie przepracował tam jako sędzia ani jednego dnia. Ten awans też dostał od neo-KRS. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Takich przykładów awansów jest o wiele więcej. I to jest kolejny argument za tym, by cofnąć awanse dla neo-sędziów. Trzeba mieć pewność, że zwłaszcza na najwyższych szczeblach sądownictwa nie ma osób przypadkowych, bez wymaganego doświadczenia, czy awansowanych za współpracę z władzą PiS. Będzie to też z korzyścią dla obywateli.

Neo-sędziowie powinni odejść zwłaszcza z Sądu Najwyższego, bo ich pozostawienie zabetonuje zmiany wprowadzone przez PiS. Będą też kreować orzecznictwo sądów oraz decydować o tym, kto będzie karany dyscyplinarnie, albo kogo będzie mogła ścigać prokuratura. Czy tego chcemy?

Polska 2050 Szymona Hołowni krytykuje projekt Iustitii i stwierdza, że lepsza byłaby weryfikacji neo-sędziów. Można by to nawet rozważyć pod warunkiem, że udałoby się to zrobić szybko i z udziałem środowiska sędziów. Ale Polska 2050 rzuciła tylko hasło, bez szczegółowych propozycji. A diabeł tkwi w szczegółach, bo przywrócenie praworządności nie może trwać latami.

Trzeba rozliczyć PiS za łamanie Konstytucji i za skok na sądy

W dyskusji o neo-sędzia padach jeszcze jeden argument - że cofnięcie nominacji jest mało humanitarne i wprowadza się odpowiedzialność zbiorową. Polska 2050 podkreśla, że w czasach przejściowych pomiędzy zmianą systemu trzeba szukać rozwiązań kompromisowych. Tak było w Polsce, gdy wychodziliśmy z PRL. Nie było rozliczeń, nie było też weryfikacji sędziów. Wszyscy dostali szansę pracy dla wolnej Polski. Polska 2050 podaje też przykład RPA odchodzącej od apartheidu.

Ale nie są to najlepsze przykłady. PRL nie był demokratycznym krajem. "Ustrój socjalistyczny" narzucono nam siłą i trwał przez 44 lata. Przy wychodzeniu z niego zasadne było powstrzymanie się z rozliczeniami, bo wszyscy byli w nim w jakiś sposób „umoczeni”. Potrzeba było też ludzi do budowy wolnej Polski. Wreszcie dopiero w 1993 roku z Polski wyjechały wojska radzieckie. Zbyt szybką demokratyzację mogły powstrzymać radzieckie czołgi - tego się powszechnie obawiano.

Dziś mamy inną sytuację polityczną. Polska jest w UE i NATO, czyli w dwóch najważniejszych paktach świata zachodniego. Członkostwo w UE zobowiązuje, bo UE jest oparta na podstawowych wartościach demokracji, poszanowaniu prawa, wolności, równości.

Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość, rozzuchwalone brakiem rozliczeń za pierwsze rządy w latach 2005-07, zaczęło poza Konstytucją rozmontowywać demokrację i zmieniać ustrój państwa. Mało kto już pamięta o niezależnym TK, niezależnej prokuraturze, czy korpusie służby cywilnej. Władza na razie zatrzymała się na sądach, ale ma większe apetyty.

Idzie po szkoły, chce też wziąć wolne media. Chce mieć pełnię władzy. PiS w ten sposób powoli wyprowadza nas z demokratycznego bloku, jakim jest UE. Odwraca zmiany wprowadzone przez ostatnie 30 lat cofając do rozwiązań znanych z PRL-u, gdy wszystko było podporządkowane jednej partii. I wpisuje się w rządy niedemokratyczne czy tzw. autokrację wyborczą znaną z Rosji Putina, Turcji Erdogana, Węgier Orbana czy Słowenii Jansy.

Musi nastąpić rozliczenie PiS i jego pomocników, a zarazem przywrócenie praworządności.

Ale co mają do tego neo-sędziowie? Skorzystali z okazji ograniczonej demokracji i poszli po awanse od upolitycznionego organu. Dlatego należałoby ich zapytać, czy jeszcze potrafią być niezależni, przejawiać odpowiednią postawę etyczną. Czy w przyszłości, gdy przyjdzie im sądzić ludzi obecnej władzy wydadzą niezależny wyrok, czy też będą pamiętać, komu zawdzięczają awans? Wreszcie – czy mają kwalifikacje, by sądzić na tak wysokich szczeblach, na które wskoczyli korzystając z okazji?

Zamiast jednak iść w skomplikowane i długotrwające rozliczenia, lepiej wyzerować sytuację cofając im awanse. I powtórzyć wszystkie konkursy już przed legalną KRS.

Unia Europejska powinna mieć to wszystko na uwadze. Dziś ma jeszcze narzędzia wpływu na rząd PiS. Jak odblokuje fundusze bez stawiania wygórowanych warunków, to straci niepowtarzalną okazję przywrócenia choćby w części praworządności naruszanej przez polski rząd. Zmarnuje też pracę, jaką wykonali niezależni sędziowie, w tym z Sądu Najwyższego, dla obrony praworządności i niezależnych sądów.

To oni zadawali TSUE pytania prejudycjalne, po których zapadały przełomowe wyroki dotyczące Izby Dyscyplinarnej, KRS i neo-sędziów. Dziś sędziowie od pytań prejudycjalnych jeszcze są w sądach, ale kto wie, jak długo PiS i Ziobro pozwolą im jeszcze sądzić.

Mężczyzna z brodą w kurtce - Waldemar Żurek
Sędzia Waldemar Żurek z Sądu Okręgowego w Krakowie, też jest symbolem wolnych sądów. Jest dziś najbardziej prześladowanym sędzią w Polsce. Fot. Dawid Zuchowicz/Agencja Wyborcza.pl
;
Na zdjęciu Mariusz Jałoszewski
Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze