0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.plFot. Tomasz Pietrzyk...

W marcu w OKO.press opublikowaliśmy rozmowę z dyrektorem generalnym Lasów Państwowych (LP) Witoldem Kossem. „Jak sama nazwa wskazuje, Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe oprócz funkcji przyrodniczej i społecznej pełni także funkcję gospodarczą" – mówił Koss.

„Dobrze byłoby, żebyśmy wszyscy zdawali sobie sprawę, że drewno, z którego każdy z nas korzysta, nie jest z kosmosu. Drewno jest z lasu. Żebyśmy je mieli, musi być prowadzona gospodarka leśna. Jak dostaniemy polecenie, żeby wstrzymać 100 proc. pozyskania, zrobimy to. Tylko czy państwo polskie na to stać?" – zastanawiał się.

Przeczytaj także:

Po tej rozmowie odezwało się do nas kilka organizacji społecznych, które są zaangażowane w ochronę lasów. Chciały odnieść się do twierdzeń dyrektora Kossa i opowiedzieć o współpracy z Lasami Państwowymi. Przez ostatnie miesiące działały również w wielu inicjatywach, zapoczątkowanych przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska (MKIŚ):

  • Ogólnopolskiej Naradzie o Lasach – w sumie odbyły się dwa spotkania, w kwietniu i w listopadzie. Wynikiem rozmów między Lasami Państwowymi a stroną społeczną miało być spełnienie zapowiedzi z umowy koalicyjnej – wyłączenie 20 proc. cennych lasów z wycinki. Ostatecznie Lasy Państwowe zaproponowały wyłączenie 7,9 proc. terenów z wycinki, 9,1 proc. z „modyfikacją gospodarki leśnej" i 3 proc. pod nowe parki narodowe (w sumie to 17 proc., a nie, jak zapowiadała koalicja, 20);
  • zespołach zajmujących się wyznaczeniem lasów społecznych wokół 14 aglomeracji – proces na razie stanął w miejscu;
  • dyskusji o nowej formie ochrony przyrody – starolasach, czyli lasach, w których rosną najcenniejsze, najstarsze drzewa.

W rozmowie z OKO.press mec. Paweł Szutowicz, radca prawny i aktywista Koalicji „Las jest nasz", Marta Jagusztyn z Fundacji Lasy i Obywatele oraz Anna Kolińska z fundacji Alarm dla Klimatu opowiadają, dlaczego wciąż nie ma lasów społecznych, na czym powinny skupić się Lasy Państwowe i co przed społeczeństwem chciały ukryć.

Zarówno w LP, jak i od strony społecznej, słyszymy, że brakuje merytorycznej debaty. Spróbujemy więc przeprowadzić ją w OKO.press.

Nowa władza, nowa jakość?

Minął już ponad rok od powołania nowych władz Lasów Państwowych. Poza kierownictwem coś się w Lasach zmieniło?

Paweł Szutowicz: W październiku 2022 roku przeczytałem wywiad z zastępcą dyrektora regionalnego Lasów Państwowych w Gdańsku, panem Pawłem Januschewskim. Dowodził w nim, jak dobrze są zarządzane lasy, jak społeczeństwo i aktywiści nie do końca rozumieją Lasy Państwowe. Wywiad był bardzo przyjemny, pan dyrektor był bardzo uprzejmy i rzeczowy. Ale kiedy się wczytałem, zobaczyłem, że każda rzecz, którą powiedział, nie do końca się zgadza.

Albo coś było niedopowiedziane, przekręcone, dane były nieaktualne, albo coś zostało usunięte na bok jako mało istotne.

Teraz, jak czytam wypowiedzi pana dyrektora Witolda Kossa i to, co mówił również w wywiadzie dla OKO.press, odnoszę to samo wrażenie. Nieco inne argumenty i tezy, ale w sumie w każdej z nich coś „zgrzyta”.

Jeśli więc pytasz, czy coś się zmieniło, to moim zdaniem odpowiedź brzmi: niewiele.

Lekko otwarte drzwi

Marta Jaguszyn: Obecnie dużo słyszymy o tym, jak Lasy Państwowe zajmują się rozliczeniem czasu ziobrystów. Te rozliczenia są jednak naskórkowe. Podstawowe mechanizmy, które pozwalają i na eksploatację lasów, i na nadużywanie tej instytucji przez polityków się nie zmieniły.

LP wygodnie jest utrzymywać podstawowe status quo – nikt raczej samodzielnie nie zrzeknie się przywilejów. A Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie ma wystarczająco siły, by wprowadzić realne systemowe zmiany.

Anna Kolińska: Przed zmianą polityczną w ogóle nie dopuszczano nas do głosu. Teraz te drzwi trochę otwarto. Przedtem na nasze interwencje odpisywano jakimś krótkim pisemkiem, a o rozmowach na poziomie MKiŚ nie było mowy. Ówczesny dyrektor RDLP stał twardo na stanowisku, że funkcjonujący model gospodarki leśnej jest jedynym możliwym.

Teraz jest inaczej. Złożyliśmy wniosek o audyt w nadleśnictwie, po tym, jak wyrąbano cenny grąd do zera, tłumacząc, że to jest „odnowienie drzewostanu". Nowy dyrektor RDLP zaprosił nas na rozmowę. Poszliśmy w osiem osób, jako Porozumienie Inicjatyw Lasów Chojnowskich. Na czym się ten wniosek o audyt skończył ? Na niczym. Porozmawialiśmy, wypiliśmy kawę. Leśnicy uśmiechali się, ogłosili, że go rozpatrzą, że widzą potrzebę zmiany, że doceniają nasze zaangażowanie, a z tyłu głowy już mieli odpowiedź: wycinka była zgodna z planem urządzenia lasu, nadleśnictwo działało zgodnie z prawem, sprawa zamknięta. Mamy dziś otwarte drzwi, to na plus. Ale mentalność i sposób widzenia lasu – to się nie zmieniło.

Lasy Państwowe zwalniają nadleśniczych

Ostatnio pracę straciło dwóch nadleśniczych – z nadleśnictw Chojnów i Suchedniów. Pierwszy za usunięcie drzew z koryta rzeki Małej, drugi za naruszenie moratorium na wycinkę w lasach szczególnie cennych przyrodniczo. Taki ruch to waszym zdaniem dobra decyzja, czy tylko zagranie PR-owe?

AK: Rzeka Mała to moje rejony, więc znam tę sprawę od podszewki. Odwołany nadleśniczy z Chojnowa, Sławomir Mydłowski i tak miał już odejść na emeryturę. Przez ostatni rok był z boku. W pracy zespołu ds. lasów aglomeracyjnych siedział z tyłu, a głos zabierali albo ówczesny zastępca nadleśniczego, albo rzecznik. Ten ruch więc niewiele zmienił, bo usunięto nadleśniczego, który i tak był na wylocie.

Była to kara za przewinienie, absurdalne, bo sami leśnicy złożyli wniosek o ochronę tego terenu, po czym go zdewastowali. Ale wcześniej zasłużyli sobie niszczeniem siedlisk przyrodniczych na to, żeby wylecieć. Zwalnia się jedną osobę w momencie, kiedy generalna dyrekcja szuka jakiegoś sposobu, żeby się trochę oczyścić. Zagranie czysto taktyczne.

MJ: Ci nadleśniczowie zostali zwolnieni nie za złamanie zasad, a za „brak rozwagi i szczególnej wrażliwości w zarządzaniu najcenniejszymi przyrodniczo drzewostanami”. Problem polega też na tym, że jest wielu takich nierozważnych nadleśniczych. Nadleśniczy w Andrychowie, w lasach, o które toczy się spór, intensyfikuje wycinki. Są większe, niż zakładał plan urządzenia lasu, niezatwierdzony zresztą jeszcze przez ministrę klimatu. Ostatnio były doniesienia o wycinkach w zgłoszonych stanowiskach sóweczki czy puchacza. Gdyby to rzeczywiście brak rozważności był kryterium, to moglibyśmy zwolnić połowę nadleśniczych za dokonania z ostatnich paru lat. Zdecydowanie było to zagranie PR-owe.

Drzewostan czy ekosystem leśny?

PS: Moją uwagę zwrócił zwrot „drzewostany cenne przyrodniczo”. Drzewostan jest pojęciem hodowlanym, a nie przyrodniczym. W ustawie o lasach mamy ekosystemy leśne. Leśnicy, zgodnie z ustawą o lasach, mają ochronić nie drzewostan, czyli drzewa, tylko cały ekosystem leśny.

A teraz las, czy ekosystem leśny został zrównany z drzewostanem. Gospodarka leśna została zrównana z pozyskaniem drewna. Wszystkie wyjaśnienia pana dyrektora, nadleśniczych, dyrektorów regionalnych, że oni muszą pozyskiwać drewno, bo to jest las gospodarczy, albo muszą prowadzić pozyskanie, bo w nazwie Lasów Państwowych jest „Państwowe Gospodarstwo Leśne”, pokazują, że im się pomieszały reżimy prawne. Pomieszała im się ustawa o lasach z ustawą o działalności gospodarczej. Ta gospodarka, o jakiej oni mówią, to jest pojęcie wynikające z ustawy o działalności gospodarczej – czyli nastawionej na zysk po prostu. Tymczasem ustawie o lasach gospodarka została zupełnie inaczej zdefiniowana. Element zysku został ustawiony na ostatnim miejscu listy priorytetów. Z wypowiedzi leśników wynika, że on jest zasadniczy.

Art. 7. [Trwale zrównoważona gospodarka leśna]

1. Trwale zrównoważoną gospodarkę leśną prowadzi się według planu urządzenia lasu lub uproszczonego planu urządzenia lasu, z uwzględnieniem w szczególności następujących celów:

1) zachowania lasów i korzystnego ich wpływu na klimat, powietrze, wodę, glebę, warunki życia i zdrowia człowieka oraz na równowagę przyrodniczą; 2) ochrony lasów, zwłaszcza lasów i ekosystemów leśnych stanowiących naturalne fragmenty rodzimej przyrody lub lasów szczególnie cennych ze względu na: a) zachowanie różnorodności przyrodniczej, b) zachowanie leśnych zasobów genetycznych, c) walory krajobrazowe, d) potrzeby nauki; 3) ochrony gleb i terenów szczególnie narażonych na zanieczyszczenie lub uszkodzenie oraz o specjalnym znaczeniu społecznym; 4) ochrony wód powierzchniowych i głębinowych, retencji zlewni, w szczególności na obszarach wododziałów i na obszarach zasilania zbiorników wód podziemnych; 5) produkcji, na zasadzie racjonalnej gospodarki, drewna oraz surowców i produktów ubocznego użytkowania lasu.

Lasy Państwowe do budżetu?

W wywiadzie z dyrektorem generalnym LP Witoldem Kossem zapytałam, czy nie lepiej, żeby Lasy Państwowe zostały włączone do budżetu. Wtedy odpadłby przecież ten argument, że instytucja musi zarabiać, bo się samofinansuje. Dyrektor odpowiedział, że wtedy Lasy byłyby niedofinansowane. A jak wy to widzicie?

MJ: Odpowiedź dyrektora Kossa była dość dziwna, bo zaczął od tego, że gdyby LP były finansowane z budżetu, nie starczyłoby pieniędzy na ochronę przyrody. Ale już teraz LP nie przeznaczają zbyt wiele pieniędzy na ten cel – mimo ponad 11 mld złotych przychodu i 870 mln zysku w 2024.

Mam wrażenie, że wszystkie osoby, którym prawdziwe zrównoważenie gospodarki leśnej leży na sercu, zaczynają zauważać, że bez głębokiej instytucjonalnej, w tym finansowej reformy Lasów Państwowych nic się nie zmieni. LP od roku bardzo skutecznie wkładają kij w szprychy zmian w polityce leśnej i przenoszą kontrolę na swoją stronę.

W związku z tym coraz częściej w kręgach osób, które zajmują się lasami, słyszymy argument, nie da się tego zrobić inaczej. Lasy Państwowe trzeba włączyć do budżetu. To, przy różnych minusach takiego rozwiązania, dałoby większą kontrolę społeczną nad tym, co robią leśnicy.

Oczywiście istnieje również zagrożenie, że jeżeli LP wrócą do budżetu, to tę maszynkę do generowania kasy, w którą LP przekształciło nasze lasy, będą chcieli wykorzystać politycy.

Dyrektor Koss wywiadzie z tobą mówi również, że teraz budżet zarabia na przemyśle drzewnym. To do pewnego stopnia jest prawda. Oczywiście nikt z nas nie jest za tym, żeby zaprzestać pozyskania drewna. Jesteśmy za tym, żeby istniał w Polsce przemysł drzewny. Ale ten rachunek zysków i strat jest znacznie bardziej skomplikowany. Jako społeczeństwo tracimy bardzo wiele w wyniku obecnego kształtu gospodarki leśnej, bo pożytki z lasu to nie tylko drewno. Weźmy przykład retencji wody. Każdorazowo straty w wyniku powodzi w Bielsku-Białej czy w Kłodzku szacowane są na setki milionów złotych. Wiemy, że zmiana gospodarki leśnej mogłaby te straty ograniczyć. W innych miejscach intensywna gospodarka leśna osusza teren. Lasy Państwowe zyskują, bo pozyskują drewno, społeczeństwo traci. I traci też przyroda.

Ochrona przyrody nie musi kosztować

Zatrzymałabym się przy tej ochronie przyrody. Z raportów finansowych LP wynika, że co roku przeznaczają na ten cel 0,3-0,6 proc. przychodu. W ten sposób da się cokolwiek chronić?

AK: Ochrona przyrody nie zawsze wymaga finansowania. Czasami zaniechanie prac jest działaniem dla przyrody i to nic nie kosztuje. Dlatego tutaj nie do końca chodzi o pieniądze. Zapamiętałam takie zdanie, które wypowiedział przyrodnik Paweł Pawlaczyk, że przez 100 lat działalności LP 80 proc. lasów w Polsce zostało zepsutych i teraz zadaniem leśników na następne 100 lat powinna być naprawa błędów i zaprzestanie dalszego niszczenia ekosystemów leśnych.

Dla mnie to zdanie idealnie opisuje, jak wygląda „ochrona przyrody” w praktyce.

Ja sama to widzę, chodząc po lasach i rozmawiając z nadleśnictwami. My przychodzimy przygotowani, mamy dane, prezentacje, a oni, uznając się za ekspertów, nie odwdzięczają się tym samym. Nie widać zaangażowania.

Ja tej ich eksperckości nie widzę. Wycinają drzewa z gatunkami chronionymi, wycinają objęte częściową ochroną gładysze paprociowate, drzewa dziuplaste. To się dzieje w całej Polsce.

Mam przykład, znowu, z naszego podwórka. Znaleźliśmy widłaka goździstego, roślinę, która jest objęta ochroną. Mówimy leśnikom: nie możecie tu zrobić rębni, bo widłak potrzebuje cienia i wilgoci. Co oni zrobili? Przyszli, zaznaczyli wstążką, że tu rośnie widłak i zostawili mu pięć drzew, a dookoła wszystko wyrąbali. To jest wizja ochrony przyrody w wykonaniu leśników.

Osiem lat zaniedbań

PS: To jest problem wielowątkowy, uzależniony od uwarunkowań lokalnych. Nie lubię zwalać winy na ziobrystów, ale jednak w ciągu ośmiu lat ich rządów w LP szkolenia wewnętrzne związane z ochroną przyrody zostały kompletnie zaniedbane. Leśnicy utracili taką czystą zawodowo-techniczną zdolność do właściwego identyfikowania gatunków w terenie. To powoli jest odbudowywane. Jednak nastawienie, że można ignorować kwestie związane z ochroną przyrody, zmienia się bardzo trudno, bo ono jest po prostu wygodne. Stąd opór.

Mamy na przykład słynną sprawę z siedliskiem puchacza w północnej części kraju, gdzie leśnikom nie wystarczyła identyfikacja głosowa dokonana przez Komitet Ochrony Orłów. Leśnicy żądali wskazania konkretnych współrzędnych dołka lęgowego. A jak ich nie dostali, to wjechali do tego lasu harwesterem i dołek rozjechali.

W niektórych miejscach widać, że wprowadzane są lepsze praktyki. Ale przed nami wciąż długa droga. Tym bardziej że cały czas obowiązuje strategia LP na lata 2014-2030. Według niej największym zagrożeniem dla Lasów Państwowych jest tworzenie nowych form ochrony, a sposobem na zapobieganie temu zagrożeniu – budowanie wpływów w samorządach. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której instytucja podlegająca Ministrowi Środowiska i Klimatu oficjalnie oświadcza, że będzie przeciwdziałać wykonywaniu uprawnień przysługujących temu ministrowi. A skoro prawo nie pozwala jej na takie działania, to będzie się posługiwać samorządami.

Dyskusja o starolasach

Byłam ostatnio w Kaszubskim Parku Krajobrazowym, gdzie mieszkańcy martwią się skalą wycinki, a przyrodnicy postulują powołanie parku narodowego. Włączyłam potem mapę Lasów i Obywateli i zobaczyłam, że duża część pododdziałów leśnych wyznaczonych do wycinki to starolasy. Ta nowa forma ochrony przyrody też wzbudza kontrowersje.

MJ: Obowiązek rychłego wyznaczenia starolasów nakłada na nas Unia Europejska. Starolasy mają być wyłączone z wycinki. O tym, jak je zdefiniować toczyły się dyskusje podczas Ogólnopolskiej Narady o Lasach (ONOL).

Główną osią sporu było pytanie, czy można włączyć do starolasów fragment lasu spełniający kryteria, jeśli leśnicy już weszli do niego z jakimikolwiek cięciami. Leśnicy uważają, że nie, a trik polega na tym, że próbują do prawie każdego wydzielenia z pracami wejść.

W styczniu 2025 roku pojawiło się polecenie Ministerstwa Klimatu i Środowiska, które zawiera dokładną definicję starolasów. Ich wyznaczenie ma odbyć się w dwóch etapach.

  • W pierwszym etapie, który ma się skończyć do 1 stycznia 2026 roku, LP mają wyznaczyć i zabezpieczyć 1 proc. najcenniejszych starolasów do ochrony.
  • W drugim etapie, do 1 stycznia 2027 roku, drugi procent starolasów do ochrony.

Tylko że jeżeli weźmiemy kryteria potencjalnych starolasów z polecenia MKiŚ i nałożymy je na lasy w Polsce, to znajdziemy około 6 proc. potencjalnych starolasów. Czyli znacznie więcej, niż docelowo chce chronić MKiŚ.

Z jednym haczykiem – każde z tych miejsc musi być zweryfikowane terenowo. Ta weryfikacja się obecnie dzieje, więc do jej zakończenia moim zdaniem dyrektor Koss nie ma pełnej legitymacji do tego, żeby mówić, ile tych starolasów jest. A mówi, że nawet tych 2 proc. nie mamy.

Jak te tereny są weryfikowane? Nie wiemy. Natomiast to, co pokazujemy u nas na mapie, to potencjalne starolasy przed terenową weryfikacją, według kryteriów z polecenia MKIŚ.

28 tysięcy hektarów do wycinki

Wyliczyliście, że przynajmniej 28 tysięcy hektarów tych lasów, które mogą zostać zakwalifikowane jako starolasy, ma zostać wyciętych jeszcze w tym roku.

MJ: Po pierwsze zauważmy, że to my, organizacja pozarządowa, zapewniamy przejrzystość i mapujemy potencjalne starolasy, podczas gdy powinny to robić Ministerstwo Klimatu i Lasy Państwowe.

Po zmapowaniu starolasów i nałożeniu na nie tak zwanego prowizorium cięć na rok 2025 obliczyliśmy, że LP planują pozyskiwać drewno na 28 tys. ha potencjalnych starolasów, przed ich weryfikacją. Ministerstwo machnęło na to ręką i powiedziało Lasom: możecie sobie tam ciąć w zasadzie bez weryfikacji. Dopiero od 2026 będą jakieś ograniczenia.

PS: Ten brak przejrzystości ze strony LP dotyczy nie tylko strony społecznej, ale również ministerstwa. Lasy tworzą własne propozycje, nad którymi pracują, jak się okazuje całymi miesiącami, nikomu o tym nic nie mówiąc. W kwietniu, po pierwszym ONOL-u, jak rozumiem, zaczęli pracować z jakimiś ekspertami. Na drugim ONOL-u, w listopadzie, dyrektor zaprezentował mapy 17 proc, terenów podlegających LP, gdzie leśnicy będą realizować zwiększoną ochronę. Jak je wybrano? Nie wiemy.

Dlaczego nasadzony, 40-letni modrzewiowy zagajnik jest chroniony, a znajdujący się tuż obok, naturalny 180-letni las bukowy już nie? Tego też nie wiemy.

Lasy Państwowe proponują: ochronimy 17 proc. lasów

Leśnicy tłumaczyli mi, że nie mieli po pierwszym ONOL-u wytycznych od MKiŚ. Nie chcieli przyjść z pustymi rękami na drugi ONOL, więc sami opracowali koncepcję ochrony 17 proc. terenów.

To jest nieprawda. Mieli wstępne wytyczne i co więcej – intensywnie pracowali z innymi uczestnikami ONOL nad ich dopracowaniem, nic nie mówiąc o tym, że równolegle prowadzą własne, autorskie, jak to określa dyr. Koss, obliczenia.

Przy okazji Ogólnopolskiej Narady o Lasach siedzieliśmy wszyscy przy stolikach w zespołach złożonych ze społeczników, leśników i innych interesariuszy. To były długie i trudne rozmowy. Po czym LP tę ciężką pracę przekreśla i samo sobie próbuje ustalać zasady gry.

To jest coś, co Anna Mierzyńska w artykule w OKO.press nazwała wywróceniem stolika i zdradą. Ja się z tą oceną całkowicie zgadzam.

Równocześnie Lasy Państwowe pokazując swoją mapę propozycji 17 proc. nie udostępniły ani społeczeństwu, ani nawet Ministerstwu danych, na których się opierały przy jej tworzeniu. Wiedzą świetnie, że tylko dostęp do danych umożliwia kompleksową analizę ich propozycji.

Parkingi i jeziora na mapie „chronionych lasów"

Znowu musieliśmy w ramach pracy Fundacji Lasy i Obywatele zapewnić przejrzystość procesu i używając technologii, zdrapaliśmy i udostępniliśmy dane z zaprezentowanej przez LP mapy. Chcę tutaj podkreślić, że MKIŚ nie stanął na wysokości zadania. Nie tylko nie zdyscyplinował LP za próbę wywrócenia stolika, ale też nie nakazał LP upublicznienia danych. Tymczasem po zdrapaniu przez nas danych z tej propozycji dowiedzieliśmy się, że na terenach przeznaczonych przez LP do ochrony są łąki, bagna czy bardzo młode lasy, gdzie albo lasu nie ma, albo i tak drewna się nie pozyskuje. Poza tym zaznaczono tam parkingi leśne, powierzchnie jezior, poligony, tereny pod liniami wysokiego napięcia.

Dopiero po tym, jak to nagłośniliśmy, LP ogłosiły, że zweryfikują tę propozycję i poprawią. Teraz czekamy na ich następny krok. Tylko że wciąż nie wiemy, po co właściwie były rozmowy na naradzie o lasach, skoro LP i tak przygotowuje własną propozycję. Czy tylko po to, żeby móc twierdzić, że fasadowe rozwiązania mają legitymację społeczną?

Lasy społeczne stanęły w miejscu

Przez ostatni rok namnożyło się leśnych tematów, a jednym z nich było wyznaczenie lasów społecznych wokół 14 aglomeracji. Wy w tym procesie uczestniczyliście. Jak to idzie? W jakim jesteśmy miejscu?

AK: Na razie prowadzimy rozmowy, które się niczym nie kończą, toczymy wieczne dyskusje, ale prawda jest taka, że bez zmian w prawie, to możemy tak rozmawiać do końca świata. A możemy przecież wyznaczyć lasy społeczne na bazie zarządzenia o lasach ochronnych, zaktualizować ich granice, wpisać to do ustawy. Tylko mam wątpliwości, czy jest na taką zmianę szansa. Obecna koalicja rządząca robi zdecydowanie za mało, za wolno, a efektów nie widać.

Nadal w dyskursie politycznym królują inwestycje, rozwój, rozwój i jeszcze raz rozwój. I oczywiście teraz obronność ponad wszystko A przyroda wciąż na marginesie i wciąż niszczona.

A gdzie jesteśmy w procesie wyznaczania lasów społecznych? Rozmowy między stroną społeczną a LP we wszystkich aglomeracjach się skończyły. Wiemy, że trwają rozmowy w ministerialnym zespole, czytają nasze raporty, o czymś debatują. Skończy się tak, że wyznaczą lasy społeczne na papierze i będziemy musieli iść w teren, żeby sprawdzić, czy to, co nam obiecano, jeszcze stoi, czy już jest wycięte.

Będzie druga tura

PS: Podczas rozmów o lasach społecznych dużo czasu zmarnowaliśmy na sprawy formalne. Czas pożerało też niezrozumienie ze strony zatrudnionych facylitatorów, którzy nie znali specyfiki tematów, o których rozmawialiśmy. Facylitatorzy przyznawali, że pierwszy raz znaleźli się w sytuacji, w której były dwie tak skonfliktowane ze sobą strony.

MJ: Lasy społeczne chroniące nie tylko wartości przyrodnicze, ale cały wachlarz wartości pozaprodukcyjnych to nowy koncept. Ze wszystkich proponowanych form ochrony praca nad nim jest stosunkowo najtrudniejsza. W pilotażowym procesie wyznaczania lasów społecznych wokół 14 miast ministerstwo narzuciło prawie zupełnie oddolny tryb, tworząc słabe ramy merytoryczne i proceduralne. Kontrolę nad procesem oddało Lasom Państwowym. To się raczej nie mogło udać, bo LP próbowało – mając ku temu dane możliwości, stworzyć formę ochrony tylko z nazwy, a strona społeczna nie chciała się na to zgodzić. Realne porozumienie udało się osiągnąć tylko we Wrocławiu. Ale nawet i tam lasy społeczne nie są wdrażane, bo brak im formy prawnej, a ogólnopolski proces ugrzązł.

Obecnie w MKiŚ nad doprecyzowaniem metod gospodarowania w lasach społecznych pracuje zespół. Planowana jest dogrywka negocjacji dla lokalizacji z pilotażu. Przedstawiamy MKiŚ rekomendacje, jak powinna wyglądać, by znowu prace nie skończyły się fiaskiem. Największym zagrożeniem jest to, że dla lasów społecznych nie zostaną zapisane twarde sposoby ochrony, a jedynie tak zwane modyfikacje rozciągające nieco pozyskanie drewna w czasie. Dodatkowo nie jest jasne, jak lasy społeczne mają zostać wprowadzone w innych lokalizacjach w Polsce – a przecież prawo do kontaktu z przyrodą mają wszyscy, nie tylko mieszkańcy największych miast.

Apel do ministerstwa

Chciałam na koniec wyciągnąć z tej rozmowy jakąś pozytywną myśl. Ale trudno znaleźć w tej opowieści coś pozytywnego.

PS: Dużo mówiliśmy o Lasach Państwowych, o ministerstwie, ale nie powiedzieliśmy wiele o posłach i posłankach, senatorach i senatorkach, których ugrupowania podpisały umowę koalicyjną zawierającą zapisy dotyczące wyłączenia 20 proc. najcenniejszych lasów z wycinki i wprowadzenia partycypacji społecznej nad lasami. Po wyborach sprawa ucichła. Ministerstwu Klimatu na pewno brakuje wsparcia ze strony koalicji rządowej, która to ministerstwo powołała do życia. To faktycznie nie napawa optymizmem.

AK: Mnie też zawsze zasmuca, jak widzę te filmiki produkowane przez Lasy Państwowe. Rzeczniczka czy leśnicy występują na tle wyrąbanego lasu pełnego gatunków inwazyjnych i mówią o tym, jak ważna jest dla leśnika przyroda. Cały czas jest taka propaganda, że las sobie bez leśnika nie poradzi. Że las jest potrzebny właściwie na deski, więźby, na krzesła i papier toaletowy. Dlaczego leśnicy nie robią filmów o tym, czym jest las, który świadczy szereg usług regulacyjnych?

MJ: Ja mogę dodać coś pozytywnego: jest coraz więcej osób, które widzą wartość w przyrodzie. Widzą pożytki płynące z tego, że mamy zdrowe środowisko i zdrowe ekosystemy wokół siebie.

Żyjemy w czasach katastrofy klimatycznej i ten trend się będzie nasilał. W lasach powrotu do business as usual po prostu nie ma.

Ja w tym momencie w Fundacji Lasy i Obywatele otrzymuję o wiele więcej zgłoszeń o intensywnych wycinkach budzących sprzeciw niż w czasach ziobrystów. Ludzie uwierzyli w to, że mogą mieć wpływ na lasy. Jeżeli LP sobie tego nie uzmysłowią i nie przestaną wkładać kija w szprychy reformy polityki leśnej, to może krótkoterminowo wygrają, ale długoterminowo znowu dojdzie do przesilenia.

Mam apel do ministerstwa, żeby było odważniejsze. Ma silne poparcie części społeczeństwa. Ale jeżeli pozwoli na to, żeby Lasy Państwowe wywróciły ten proces i wybiły mu zęby, to zaufanie straci.

Chciałabym, żeby ambitne zapisy z umowy koalicyjnej były zrealizowane. Będziemy tego pilnować. I nie damy się oszukać.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).

Komentarze