Czy Marsz Miliona serc zgromadzi więcej osób niż Marsz 4 czerwca? Przedstawiamy 4 argumenty za i 4 przeciw. Marsz jest wyzwaniem dla Trzeciej Drogi (czy to źle, że nie będzie Hołowni i Kosiniaka-Kamysza?) i Lewicy (czy da się połknąć przez wzmocnioną marszem KO?)
Marsz Miliona Serc zapowiada się na ogromne wydarzenie obywatelskie, OKO.press będzie je opisywało, robiło relacje, i analizowało. Marsz może mieć także ogromne znaczenie dla końcówki kampanii wyborczej i wyniku wyborów. Spójrzmy zatem na Marsz Miliona Serc jako wydarzenie polityczne.
Zgodnie z narracją Donalda Tuska Marsz jest wydarzeniem ponadpartyjnym.
„Formuła jest prosta: jeśli kochasz Polskę, przyjdź na marsz. Serce, które stało się naszym symbolem, nie ma barw partyjnych, tylko biało-czerwone. Nie będziemy tam się zajmować partiami, ani moją, ani żadną inną” – powiedział przewodniczący PO Donald Tusk w wywiadzie dla tygodnika „Polityka”. I dodał:
„1 października wszyscy muszą zobaczyć, że to idzie cała Polska, że wybory to jest starcie Polska kontra PiS”.
Na Marszu będą przemawiać liderzy Lewicy, nie będzie za to liderów Trzeciej Drogi. Jednak według naszych informacji wszyscy czterej przywódcy opozycji (Tusk, Czarzasty, Hołownia, Kosiniak-Kamysz) pozostają w kontakcie. Podczas spotkania w tygodniu 18-24 września ustalili, że w najbliższych dniach nie będą atakować siebie nawzajem, tylko podkreślać współpracę opozycji.
Otwartym pozostaje, co Donald Tusk powie podczas Marszu o Trzeciej Drodze.
Marsz Miliona Serc wyruszy o godz. 12.00 w Warszawie z ronda Dmowskiego. Dalej przejdzie ulicami Marszałkowską, skręci w Świętokrzyską, potem w Jana Pawła II. Zakończy się na Rondzie Radosława.
Zmiana miejsca zbiórki i trasy podyktowana jest przewidywaną frekwencją. Wokół ronda Dmowskiego jest dużo przestrzeni. To stąd pochodzą najlepsze zdjęcia ze Strajków Kobiet z 2020 roku, kiedy w głównych pochodach brało w stolicy udział nawet 100 tysięcy osób. W przemarszu 4 czerwca szacunki wskazywały na obecność między 380 tysięcy, a nawet pół miliona uczestników.
Czy uda się to przebić i zbliżyć się do miliona, który zawarto w nazwie imprezy?
„Ludzie nam powiedzą w niedzielę, jaka będzie frekwencja. Spodziewamy się, że to będzie największa manifestacja polityczna od 1989" – mówi OKO.press wiceprzewodniczący PO Cezary Tomczyk. – „Z mojego okręgu, z Sieradza, wcześniej jechały 4 autokary, teraz jedzie 6. Na tej podstawie można szacować, jak wygląda zainteresowanie, w większości miast jest podobnie”.
O tym, że autokarami przyjedzie do Warszawy więcej osób niż 4 czerwca słychać z różnych części Polski. „W czerwcu były 3 autokary, teraz będzie 8. Zainteresowanie jest większe” – powiedziała OKO.press kandydatka KO z Elbląga Elżbieta Gelert.
Czy jednak Marsz Miliona Serc przebije frekwencyjnie Marsz 4 Czerwca? Są powody, by sądzić, że tak, pogoda ma być bardziej przyjazna niż tamta kanikuła. Ale są i argumenty przeciw.
Czerwcowy marsz okazał się ogromnym sukcesem frekwencyjnym. W polityków KO oraz ich wyborców tchnął dużo energii i nadziei na zwycięstwo. Są cztery przesłanki, by przypuszczać, że frekwencja będzie co najmniej taka sama jak wtedy (i potwierdzą się wspomniane sygnały o większej liczbie autokarów).
Po pierwsze, Marsz 4 Czerwca może torować drogę Milionowi Serc, bo był wielkim przeżyciem i głośnym wydarzeniem.
Rozmówcy z zarządu Platformy Obywatelskiej przekonują nas, że ci, którzy w czerwcu nie przyjechali do Warszawy, teraz chcą wziąć udział w – jak sądzą – historycznym wydarzeniu. Zaś ci, którzy uczestniczyli w poprzednim Marszu, chcieliby powtórzyć tamto doświadczenie euforii.
Po drugie, temperatura wyborcza rośnie, a sondaże wskazują na wyborczy remis lub minimalną przewagę połączonych sił prawicy (PiS i Konfederacji) nad opozycją prodemokratyczną. Wielu wyborców KO (którzy jak wynika z naszych sondaży są najbardziej zmobilizowani), ale także Lewicy, a nawet Trzeciej Drogi może uznać, że od sukcesu marszu zależy los wyborów.
Po trzecie, o ile w czerwcu mobilizacja była w znacznej mierze spontaniczna, powstawała ad hoc, o tyle teraz przedmarszową kampanię mobilizacyjną na wielką skalę prowadzi Donald Tusk. Zaprasza na Marsz na każdym ze swoich tłumnych spotkań i ludzie głośno wołają, że przyjadą do Warszawy. Sprawność wiecowa Tuska i jego „talent estradowy” zwiększają motywację do uczestnictwa w Marszu, który jest wydarzeniem silnie spersonalizowanym, wiadomo, kto w niedzielę będzie najważniejszy.
Po czwarte wreszcie – PiS postępuje tak, jakby chciał sprowokować reakcję demokratycznej opinii publicznej. Eskalacja oskarżeń wobec Donalda Tuska, a także ataki na film Agnieszki Holland „Zielona granica” budzą powszechny sprzeciw, który może stać się paliwem na przyjazd do Warszawy.
Po pierwsze, czerwcowy marsz związany był z obchodami rocznicy pierwszych (częściowo) wolnych wyborów, wokół której różne organizacje, czy mniej formalne grupy i tak planowały obchody i wydarzenia.
Jak przyznawał sam Donald Tusk, jedną z inicjatorek była Dagmara Adamiak, 27-letnia aktywistka ze Szczecina. Niebezpieczeństwem dla frekwencji marszu byłoby postrzeganie go w kategoriach imprezy partyjnej (KO), dlatego Tusk zapewnia, że „nie będziemy się zajmować partiami”.
Po drugie, marsz 4 czerwca przygotowywany był przez kilka miesięcy, ale w czasie, kiedy trwała jeszcze prekampania – nieporównywalnie mniej intensywna od właściwej kampanii.
Dla partii jako całości organizacja takiego wydarzenia jest logistycznym wyzwaniem oraz ogromną inwestycją – autokary i infrastruktura finansowane są w końcu z budżetu wyborczego komitetu KO. Dla polityków, przede wszystkim dla tych niestartujących w Warszawie, marsz jest także czasowym obciążeniem. Dwa tygodnie przed wyborami tracą weekend w swoim okręgu, gdzie mogli odwiedzić bazarki i place i prowadzić kampanię tam, gdzie rzeczywiście mają walczyć o głosy.
Po trzecie, ogromny sukces mobilizacyjny opierał się w czerwcu na zaangażowaniu w marsz wielu różnych aktorów – organizacji społecznych, działaczek, związkowców, ludzi kultury.
Ostatecznie w tę niedzielę okaże się, kto i w jakiej formule pojawi się na marszu. Wiemy już jednak na pewno, że tym razem nie będzie oficjalnego bloku organizacji feministycznych i proaborcyjnych. Działaczki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet zajęte są w tej chwili przygotowywaniem akcji profrekwencyjnej, która rusza w poniedziałek. Na marszu pojawią się w tłumie, indywidualnie.
Jak dowiedziało się OKO.press, nie będzie wśród nich pani Joanny z Krakowa, na której przypadek w czerwcu powoływał się Donald Tusk, zapowiadając zorganizowanie Marszu Miliona Serc.
Po czwarte, o mobilizację na ostatnim odcinku przed czerwcowym marszem zadbał szczególnie mocno PiS – uchwalając niekonstytucyjną ustawę o komisji do spraw badania rosyjskich wpływów, czyli LexTusk.
Komisja według opinii ekspertów miała być wykorzystana jako potencjalna broń atomowa przeciwko opozycji przed wyborami, bowiem osoby objęte sankcjami w wyniku decyzji komisji mogły być pozbawione nie tylko możliwości pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi, ale nawet kandydowania do Sejmu i Senatu.
Wśród opozycji oraz elektoratu partii opozycyjnych powszechnie odczytywano ten ruch jako zamach nie tylko na samego Tuska, ale na demokrację i wolne wybory.
Emocje ludzi zdecydowały zatem, że ostatecznie w marszu wzięli udział nie tylko przedstawiciele Lewicy, ale także Trzeciej Drogi, pomimo tego, że początkowo mówili, że mają inne plany.
W czerwcu wśród elektoratów partii opozycyjnych, przede wszystkim elektoratu KO, wciąż krążyła idea szerokiej wyborczej koalicji. Ludzie w tłumie chętnie fotografowali się z liderami Lewicy, ale zarazem pokrzykiwali: „Panie Włodzimierzu, co z jedną listą?”.
Dużo mówiło się o efekcie Marszu, jakim było początkowe wzmocnienie Koalicji Obywatelskiej, ale zarazem osłabienie Trzeciej Drogi i Lewicy. Efekt był taki, że wyniki sondażowe przełożone na mandaty zaczęły pokazywać większość dla ewentualnej koalicji PiS-u i Konfederacji.
Największe zainteresowanie, a właściwie niepokój, od tygodni wzbudza wynik Trzeciej Drogi, którą jako komitet koalicyjny obowiązuje 8-procentowy próg wyborczy. Na razie ich średnia sondażowa wskazuje ok. 9,5 proc. Ale gdyby mieli w wyniku nieprzemyślanych ruchów spaść pod próg, oznaczałoby to katastrofę dla całej opozycji, o czym przypominają nawet politycy wspierający inne komitety, jak Marek Borowski czy Aleksander Kwaśniewski.
Były prezydent powiedział w nagraniu na profilu społecznościowym swojej córki Aleksandry: „Wszyscy którzyście kochali Hołownię, zagłosujcie na Hołownię. Jeśli Hołownia nie przekroczy 8 proc., to PiS ma wolną drogę do rządzenia”.
Teraz listy są zamknięte, do wyborów zostały dwa tygodnie. Mimo że wśród komentatorów politycznych i dziennikarzy rozprzestrzeniała się opinia o zagrożeniach, jakie może stanowić dla mniejszych partii Marsz Miliona Serc, władze Lewicy zdecydowały o tym, że jej liderzy – Włodzimierz Czarzasty i Robert Biedroń pojawią się na scenie.
Odnotujmy: nie będzie tam żadnej z bardzo aktywnych w kampanii Lewicy kobiet, co jest absurdalnym pomysłem, który osłabia efekt przekazu zgodnie, z którym Lewica jest partią kobiet.
W sobotę liderki Lewicy ogłaszają koniec polityki zdominowanej przez mężczyzn, a w niedzielę miliony widzów zobaczą, męskich liderów. Coś tu nie styka, mówiąc kolokwialnie.
Lewica podkreśla, że idzie na Marsz, bo chcą tego jej wyborcy. „Elektorat Lewicy w 98 procentach chce widzieć przedstawicieli opozycji stojących na jednej scenie” – mówi OKO.press Włodzimierz Czarzasty, współprzewodniczący Lewicy.
Ryzyko dla Lewicy polega jednak na tym, że część jej wyborców uniesiona emocjami z Marszu może ostatecznie zagłosować na silniejszego, czyli Koalicję Obywatelską.
Ryzykiem jest też Rafał Trzaskowski, który będzie przecież stał na scenie obok liderów Lewicy.
Część wyborców Lewicy uważa prezydenta Warszawy za gwaranta realizacji progresywnych postulatów przez Koalicję Obywatelską. W niedzielę z ust Trzaskowskiego padną prawdopodobnie słowa dotyczące praw kobiet, zmian klimatu czy rozdziału państwa i kościoła, zbliżone do tego, co mówi Lewica. Czy zatem po Marszu KO „zje” Lewicę?
„Mieli nas zjeść, kiedy byliśmy z Robertem Biedroniem na Campusie Trzaskowskiego. Ludzie wysłuchają Rafała, a potem przypomną sobie, że na listach PO jest Giertych” – ucina Czarzasty w rozmowie z OKO.press.
W zgodnej opinii komentatorów, uczestników i uczestniczek liderzy Lewicy wypadli tam dobrze.
Lewica będzie też na Marszu obecna ze swoimi hasłami. Na przykład jedna z kandydatek Lewicy w Warszawie, Agata Diduszko-Zyglewska, wrzuciła do mediów społecznościowych zdjęcia transparentów, jakie przygotowuje. „Świeckie państwo teraz”, „Jarek, niestety, twój katonierząd obalą kobiety”, „15 X zróbmy jesień temu średniowieczu”. „Obalmy ten rząd, idźmy się kochać”.
Trzecia Droga dość szybko zapowiedziała, że Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia nie wezmą udziału w imprezie. I tym razem z tego postanowienia się nie wycofają, jak to miało miejsce w czerwcu. Już w sobotę ruszają w trasę Tysiąca Spotkań, która ma objąć Polskę „od morza do Tatr”.
Władysław Kosiniak-Kamysz w rozmowie z Gazeta.pl tak uzasadniał nieprzyjęcie zaproszenia Donalda Tuska: "Bardzo fajnie, że opozycja dociera do różnych wyborców. Do nas może przyjść 20 procent rozczarowanych PiS-em wyborców. Innych niż do Koalicji Obywatelskiej i innych niż do Lewicy. Marsz Miliona Serc to wydarzenie Koalicji Obywatelskiej, my mamy zaplanowanych tysiąc spotkań i to się dobrze uzupełnia”.
Osoba ze sztabu powiedziała OKO.press, że liderzy Trzeciej Drogi opierają na badaniach przekonanie, że pojawienie się ich na marszu i wspólne zdjęcia z Donaldem Tuskiem mogłyby im zaszkodzić. Wpisałoby bowiem ich partie w ostre zwarcie między KO i PiS-em, od którego chcą się dystansować. Jak twierdzą – zgodnie z oczekiwaniami swoich wyborców.
Wielu komentatorów zgłasza pretensje do Hołowni czy Kosiniaka-Kamysza, że „bojkotują” niedzielny Marsz. Ci sami ludzie wyrażają nadzieję, że Trzecia Droga przekroczy próg. Rzecz w tym, że te dwa zdania stoją w sprzeczności – aby przekroczyć próg 8 proc. Trzecia Droga musi pokazywać swoją odrębność.
Nie oznacza to jednak całkowitego izolacjonizmu. Jeszcze w czwartek liderzy Trzeciej Drogi rozmawiali z Donaldem Tuskiem na temat niedzielnych wydarzeń. Tłumaczyli, dlaczego nie wezmą udziału.
Nieoficjalnie słyszymy, że liderzy Trzeciej Drogi namawiali Tuska na deklaracje o wspólnym rządzie po wyborach. Czy takie zdanie padnie – nie wiadomo.
Pewne gesty pod adresem Trzeciej Drogi Tusk wykonał już na spotkaniu w Elblągu w czwartek 28 września. Politycy Lewicy i Trzeciej Drogi mówią też, że gdyby Donald Tusk sądził, że sam wygra z PiS, nie wpuściłby na scenę polityków innych partii.
Strategia Trzeciej Drogi, by utrzymać dystans wobec Donalda Tuska, ma pewne uzasadnienie w badaniach. Około 30 procent wyborców chce głosować na kogoś innego niż partie Tuska i Kaczyńskiego. To wśród tych osób szukają swoich wyborców Hołownia i Kosiniak-Kamysz.
Do niedawna niemal połowa z nich chciała głosować na Konfederację. I właśnie do wyborców Konfederacji – którzy prawdopodobnie w równym stopniu czują niechęć do Tuska i do Kaczyńskiego – chce dotrzeć Trzecia Droga.
„Jesteśmy nową nadzieją. Inni mogą się tak nazywać, ale my jesteśmy realną nadzieją” – mówił w sobotę w Olsztynie Władysław Kosiniak-Kamysz. Nawiązał w ten sposób do nazwy partii Sławomira Mentzena – Nowa Nadzieja.
„PiS to strach, Tusk to siła, my to nadzieja” – powiedział OKO.press Szymon Hołownia.
W tłumie na marszu pojawić ma się lider warszawskiej listy Trzeciej Drogi i wiceprzewodniczący Polski 2050 Michał Kobosko oraz startujący z ostatniego miejsca Ryszard Petru. Nie jest planowane ich wyjście na scenę.
„Polityka po marszu będzie wypadkową tego, co się wydarzy na marszu” – uważa jeden z naszych rozmówców z Platformy Obywatelskiej.
Chociaż partie niemal codziennie robią teraz badania opinii i fokusy, politycy z Lewicy i Trzeciej Drogi sądzą, że efekty marszu będzie można ocenić dopiero po tygodniu.
Jeszcze kilka tygodni temu zarówno w Lewicy, jak i w Trzeciej Drodze można było usłyszeć: „Lepiej, żeby tego marszu w ogóle nie było”. Mniejsze formacje obawiały się, że podstawowym efektem Marszu będzie przepływ wyborców od nich do KO. Działałoby to na niekorzyść całej opozycji. Zwłaszcza gdyby Trzecia Droga nie osiągnęła 8 procent – wówczas większość parlamentarną miałby PiS.
„Teraz jest czas, żeby każdy robił swoje” – takie zdanie słyszymy we wszystkich trzech sztabach: KO, Lewicy i Trzeciej Drogi. Wszyscy podkreślają, że robią swoje kampanie i nie oglądają się na innych. Przy czym w przypadku każdej siły oznacza to co innego.
W sztabie Lewicy trzy trendy uznają za najbardziej znaczące w końcówce kampanii: rosnące poparcie dla Lewicy, spadające poparcie dla Konfederacji i zmniejszający się dystans między Koalicją Obywatelską a PiS-em.
Tutaj spokój o wynik jest największy, sondaże dają Lewicy około 10 procent poparcia. „Chcemy pozostać stabilni. Nie będziemy zmieniać zdania pod wpływem sondaży. Będziemy mówić o tym, co chcemy zrobić. Organizujemy wydarzenia, które dają nam wzrost poparcia” – mówi OKO.press Włodzimierz Czarzasty. Jako przykład współprzewodniczący Lewicy podaje konwencję „Siła kobiet”, która odbędzie się w sobotę 30 września.
W sztabie Trzeciej Drogi zakładają, że to w najbliższy weekend nastąpi największe zaostrzenie polaryzacji, czyli konfliktu między KO i PiS-em. Według ich przewidywań później dojdzie do zmęczenia konfliktem i mobilizacji wyborców, którzy nie odnajdują się w podziale na zwolenników Tuska i Kaczyńskiego.
Trzecia Droga liczy, że przyciągnie nawet jedną piątą wyborców, którzy dziś należą do niezdecydowanych. Założenie jest takie, że rosnąca temperatura sporu zmobilizuje tych, którzy chcą skończyć z taką polityką. „Fizyczne ataki na posłów opozycji powodują, że ludzie, którzy mają dość kłótni, widzą, do czego te kłótnie prowadzą” – słyszymy.
W rozpoczynający się weekend Trzecia Droga nie tylko będzie w trasie „tysiąca spotkań”, ale rozpoczyna też intensywną kampanię billboardową i kampanię w internecie.
Koalicja Obywatelska liczy na to, że wyborcy, którzy nie wierzyli, że opozycja jest w stanie wygrać z PiS-em i w związku z tym planowali pozostać w domu, zdecydują się jednak zagłosować.
W sztabie KO zwracają uwagę na czynnik, który ich zdaniem jest niedoceniany (podkreślają to też sztabowcy Trzeciej Drogi): w mniejszych miejscowościach osoby głosujące mogą obawiać się oddania głosu na opozycję.
Zwłaszcza że te wybory mają być monitorowane w znacznie większym stopniu niż jakiekolwiek wcześniejsze. „Czasami ludzie myślą, że są osamotnieni w swoich poglądach. Pamiętamy wszyscy panią z Gryfic, która samotnie protestowała. Podczas marszu takie osoby mogą zobaczyć, że nie są same. To pokazuje też, że każdy pojedynczy głos ma ogromne znaczenie” – mówi OKO.press Cezary Tomczyk.
Jedno jest pewne przy tych wszystkich scenariuszach rozważanych przez opozycję, realny efekt marszu poznamy dopiero po kilku dniach.
Wybory
Włodzimierz Czarzasty
Szymon Hołownia
Władysław Kosiniak - Kamysz
Rafał Trzaskowski
Donald Tusk
Koalicja Obywatelska
Nowa Lewica
Platforma Obywatelska
#marsz4czerwca
Marsz Miliona Serc
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze