0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Michal Ryniak / Agencja Wyborcza.plFot. Michal Ryniak /...

Piotr Pacewicz, OKO.press: Właściwie dlaczego ktoś miałby głosować na panią, czyli na Nową Lewicę? Ma do wyboru PiS, który chwali się swoją polityką socjalną, a z drugiej strony Koalicję Obywatelską, która skręca w lewo.

Katarzyna Kotula*, posłanka Nowej Lewicy i jedynka w wyborach 2023 w Gdańsku: Przez dwie kadencje rządów udało się PiS uwieść niektórych wyborców fałszywą opowieścią, że skutecznie troszczą się o ludzi. Tymczasem to właśnie Lewica idzie z programem prawdziwej polityki społecznej. Mamy propozycje systemowych rozwiązań, na miarę nowoczesnego państwa opiekuńczego, a zarazem sprawiedliwości społecznej.

To, co robiło PiS, od 500 plus, przez dodatki w postaci trzynastki i czternastki...

Emerytury...

Nie nazywam tego emeryturą, to tylko dodatek wypłacany niektórym emerytkom i emerytom, większy niż miał być, bo się prezesowi pomyliło netto z brutto. Rzekoma polityka społeczna Jarosława Kaczyńskiego jest zawsze skrojona pod wybory.

My ludziom starszym mówimy: dwie waloryzacje emerytur rocznie. Chcemy też renty wdowiej, głównie dla emerytek, bo to zwykle kobiety zostają same. Trudno im się utrzymać się z jednej, niskiej emerytury. Mówimy: sto procent jednego świadczenia, do wyboru i 50 proc. drugiego.

Przeczytaj także:

Polityka PiS wyrzuciła za burtę wiele rodzin osób z niepełnosprawnościami. Ustawa o świadczeniu wspierającym to bubel legislacyjny, odbierze świadczenie pielęgnacyjne matkom, które mają dorosłe dzieci z niepełnosprawnościami, a same takie osoby pozostawi bez opieki. Trzeba przebudować cały system, począwszy od reformy orzecznictwa.

Konieczna jest nowelizacja ustawy o programie „Za życiem”. Raport NIK pokazał, że nie jest żadnym wsparciem kobiet, które decydują się na urodzenie dziecka, pomimo ciężkich wad płodu.

500 plus nie zatrzymało zapaści demograficznej. Kobiety nie decydują się na ciążę ze strachu przed porodem w szpitalu, w którym straszy wyrok TK Julii Przyłębskiej z października 2020. Ale także dlatego, że nie mają szans na mieszkanie, bo nie ma tanich mieszkań na wynajem, co jest naszym kolejnym postulatem. Brakuje miejsc w żłobkach. Polkom potrzebne są gwarancję, że gdy urodzą nie będą dyskryminowane na rynku pracy.

PiS poniosło porażkę w polityce społecznej.

W efekcie następuje wtórna prywatyzacja usług publicznych.

Każdy rodzic już wie, że te 500 zł czy nawet 800 zł starczy na wizytę u ortodonty, bo terminy z ubezpieczenia są za rok, czy na korepetycje, bo trzeba łatać szkolną edukację.

Wyborczynie nas docenią

Wszystko prawda, ale słuchając przypomniałem sobie to, co się złośliwie mówi o Lewicy, że jesteście kujonami, czy raczej kujonkami.

Znam to określenie (śmiech).

W waszych opowieściach o systemowych rozwiązaniach brakuje emocji i nadziei, bez czego nie ma skutecznej polityki.

Publicyści uwielbiają powtarzać, że Lewica jest co prawda merytoryczna, ale nudna. Ja uznaję to za atut i powód, żeby być lewicową posłanką.

Nie odpalamy fajerwerków, ale jesteśmy konsekwentni, nie opowiadamy efektownych głupot.

Hasło „Serce mam po lewej stronie” odzwierciedla nasze ideały i dorobek, nie zmieniamy poglądów pod sondaże. Wyborcy wiedzą, że na listach Lewicy nie znajdzie się ani jedna osoba, która mogłaby mieć wątpliwości w głosowaniu za pełnym prawem kobiet do aborcji, za nowoczesnym państwem świeckim, za państwem sprawiedliwości społecznej. Może tu trudno obudzić emocje, trudno to sprzedać. Ale mam nadzieję, że będą wyborcy, a przede wszystkim wyborczynie, które tę naszą dojrzałość, spójność i konsekwencję docenią.

Tylko jak się z tym wcisnąć w debatę, która jest tak spolaryzowana, zdominowana przez spór PiS i KO?

Jasne, jest polaryzacja, ale co z tego?

Nie będziemy się licytować z PO, kto jest lepszym anty-PiSem. Jesteśmy opozycją merytoryczną.

Byliśmy atakowani, że nie określamy się po żadnej ze stron, ale to nieporozumienie. Jesteśmy opozycją, która nie ogranicza się do tego, że trzeba te wybory wygrać, żeby zmienić rząd. Mówimy więcej – trzeba iść ze spójnym programem, mamy przemyślane, jak ma wyglądać Polska po PiS. Nie rzucamy przypadkowymi obietnicami.

A emocje? Chyba się właśnie budzą. Lewica nabiera wartości, gdy patrzymy na listy Koalicji Obywatelskiej, gdzie obok progresywnych polityczek typu Barbary Nowackiej są panowie Michał Kołodziejczak i Roman Giertych. Część wyborców Donalda Tusku gubi się w tym:

jakie w końcu są te wartości Koalicji Obywatelskiej, poza tym, żeby wygrać wybory?

Z wieloma politykami PO, Nowoczesnej, Zielonych, Inicjatywy Polskiej jest nam po drodze, ale z tymi dwoma panami nie. Jeśli ktoś podziela poglądy pana Giertycha, może zagłosować na KO, jeśli wyznaje wartości lewicowe, to powinien na Lewicę.

Podważa pani główną oś polaryzacji: kto za PiS, a kto przeciw?

Nie, ale precyzuję, o co chodzi w sporze z PiS. Poza tym równie ważna jest dziś inna polaryzacja – między Lewicą a Konfederacją. I kto wie, czy nie tutaj rozstrzygnie się los Polski. Mówimy jasno:

chcemy zatrzymać brunatną siłę faszyzujących facetów, którzy na „patriotyczne” koszulki z Marszu Niepodległości nałożyli marynarki i udają grzecznych chłopców.

Idziemy po trzeci wynik w wyborach, taki jak w 2019 roku, czyli 12, 13, a może 14 procent. W bitwie z Konfederacją nie chodzi tylko o prawa kobiet, osób LGBT, czy o europejską Polskę, ale także o to, że oni chcą de facto zlikwidować państwo opiekuńcze, ograniczyć dostęp do usług medycznych dla najbogatszych, na pocieszenie rozdając bony po 4 tys. złotych. Jakie świadczenia kupi za to starsza, schorowana osoba?

Emocje to szerszy problem. Prawica z elektryzującymi tematami rodziny, narodu, bezpieczeństwa, wiary, a także z opowieścią o tym, co jest „normalne”, rechotem z osób trans czy straszeniem migrantami, potrafi budzić poczucie dumy pomieszanej z pogardą dla „innych” i lękiem przed nimi. Czym pani chce uderzyć w serca ludzi?

Zgadzam się, że pozwoliliśmy prawicy zawłaszczyć opowieść o rodzinie. Często w naszym gronie mówimy, że trzeba ją odzyskać. Chodzi oczywiście o prawdziwe rodziny, prawdziwe związki.

Lepsza rodzina Kotuli czy Kaczyńskiego?

Zanim pani wróci do rozwiązań systemowych, proszę powiedzieć, w czym rodzina w pani rozumieniu jest lepsza niż taka, którą definiuje Kaczyński: nierozwiedziona para hetero z dwójką dzieci. Policzyłem kiedyś, że takich rodzin jest w Polsce mniej niż dwa miliony.

Definicja prawicy wyklucza masę rodzin takich, jakimi są, jakimi jesteśmy. Rodziną jest samodzielna matka czy ojciec. Związki osób nieheteronormatywnych. Wdowa po 50 latach małżeństwa. A opowieść prawicy o wierności małżeńskiej nie idzie w parze z praktyką. Śmiejemy się czasem, że to wśród ludzi Lewicy jest najwięcej wieloletnich związków i małych dzieci.

W PiS czy Suwerennej Polsce jest za to więcej zdrad, skandali i rozwodów.

Ja żyję w związku od 27 lat. Mamy dorosłą córkę na czwartym roku studiów. Ale dla mnie rodzina to także para przyjaciół, którzy razem prowadzą gospodarstwo domowe. Geny i seks nie mają tu znaczenia. I takie związki też trzeba wspierać. Jak o tym opowiedzieć?

Może odwołać się do uczuć? Prawica prawi o świętości ogniska domowego, którego zresztą pilnować mają kobiety, bo mężczyźni mają ciekawsze i ważniejsze zadania.

Miłość, bliskość... Z czasem uczysz się, jak ważne jest wsparcie, jakie sobie dajemy, prawdziwe poczucie bezpieczeństwa. Gwarancja, że można na kimś polegać, kto w trudnej sytuacji otoczy cię opieką. To niekoniecznie oznacza małżeństwo.

Ale pani sama była wczesną mężatką. Obliczam. Ma pani 46 lat, jesteście razem 27, czyli ślub w wieku 19 lat.

Pudło (śmiech). Nie mamy ślubu i to była moja świadoma decyzja.

Już wtedy wiedziałam, że ślub nie jest żadną gwarancją. Budują nas wspólne przeżycia, decyzje, trudne momenty, bo to jest też nieuniknione. I świadomy wybór, że chcemy razem tę rodzinę tworzyć. A kiedy pojawia się dziecko, co oznacza nowe wyzwania, to jak wszystko idzie dobrze, więź się wzmacnia. I rodzina staje się fundamentem tego, co człowiek robi poza życiem prywatnym. W moim przypadku – działalności zawodowej, bo przez 20 lat prowadziłam szkołę języka angielskiego, potem – aktywistycznej w Strajku Kobiet, potem kariery politycznej, gdy w 2019 roku zaangażowałam się w tworzenie partii Wiosna.

Ale w pani mieście, Gryfinie nie było nacisków rodziny? Przestańcie się wygłupiać, pobierzcie się, macie dziecko.

Widzę, że nie docenia pan Gryfina (śmiech). Nie było, mam bardzo otwartych rodziców.

Tato wyjechał w 1980 roku do Niemiec. Kiedy z mamą i bratem pojechaliśmy do niego, poszłam do podstawówki w Berlinie, ale zaliczałam też zdalnie polską szkołę. Aż mama podjęła decyzję, że wracamy.

To był rok...

... 1986, miałam 9 lat. Tato został w Berlinie. Nigdy już do Polski nie wrócił.

Był działaczem „Solidarności”?

Nie, był zwykłym pracownikiem budowlanym. Pojechał szukać lepszej pracy. A potem przyszedł stan wojenny. Pamiętam rozmowy telefoniczne z tatą, takie ostrożne, bo wiedzieliśmy, że jesteśmy podsłuchiwani, a także wizyty służb, po naszym powrocie. Wiele lat później brat i mama także wyjechali do Niemiec.

W pasie biblijnym trudniej znaleźć Boga

W 1993 roku tato postarał się, żebym wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Trenowałam w Polsce tenis i sport był dobrym punktem zaczepienia. Przez kilka lat mieszkałam w Utah. Niesamowite zderzenie – szara, smutna Polska i Stany Zjednoczone w tzw. pasie biblijnym [Bible Belt, kilkanaście bardzo religijnych i konsertwatywnych stanów na południowym wschodzie USA, mormoński stan Utah jest często zaliczany do tej grupy – red.]. Tato jest osobą niewierzącą, ja byłam praktykującą katoliczką, tak jak mama. Rodzina, która mnie sobie wybrała była bardzo konserwatywna, mormońska, ale otwarta na to, że w niedzielę szłam do kościoła katolickiego. Z koleżankami ze szkoły bywałam na spotkaniach Adwentystów Dnia Siódmego.

Zrozumiałam wtedy, o czym tato mówił mi jako dziecku: a gdybyś urodziła się w Nepalu, to nie zostałabyś zbawiona?

Czytałam Księgę Mormona, studiowałam fundamenty ich religii, dużo i otwarcie rozmawialiśmy, i z koleżankami, i z amerykańskimi rodzicami, bo do nich też mówiłam mamo i tato, do dziś tak jest. Byłam ich ósmym dzieckiem.

Tam doszła pani do wniosku, że Boga nie ma?

Pamiętam, jak zrobiło mi się przykro, że jako katoliczka nie dostąpię zbawienia, o którym mówił kościół mormoński. A potem uznałam, że nie ma jednej prawdziwej religii. Już nie wiedziałam, czy to, co mówi religia katolicka jest prawdą i czy przypadkiem mój tato nie ma jednak racji.

A gdybyśmy to mieli przełożyć na lewicowość?

Ważnym elementem było doświadczenie w amerykańskiej szkole pierwszej poprawki do konstytucji USA, o swobodzie wyznania i rozdziale Kościół – państwo.

Żadna ustawa Kongresu nie może wprowadzić religii ani zabronić swobodnego praktykowania jej, ograniczać wolności słowa lub prasy ani prawa ludu do spokojnych zgromadzeń lub do składania naczelnym władzom petycji o naprawienie krzywd.

W praktyce oznaczało to, że jeżeli w danej szkole stanowej [publicznej – red.] są lekcje religii, to szkoła nie dostanie np. finansowania na transport szkolny. Amerykanie są bardzo religijni, ale wiara to sprawa prywatna. Mocno oddziela się to, co państwowe i polityczne od tego, co religijne.

Ale w przemówieniach prezydentów Stanów Zjednoczonych...

...oczywiście, prezydenci przysięgają na Boga, In God We Trust itp. Tylko to nie znaczy, że kościoły się w politykę wtrącają. W Polsce Kościół katolicki wykorzystał pozycję, którą miał w PRL i potem w czasie transformacji, kiedy faktycznie był oparciem dla wielu ludzi, w tym opozycji. Kościół zachowuje wpływ na politykę i czerpie korzyści finansowe ze swego związku z państwem.

Lewica nie atakuje religii, to sprawa prywatna, czy ktoś wierzy i w co wierzy. Ale nie możemy pozwolić, żeby Kościół mówił do nas z pozycji władzy, wtrącał się nam w życie prywatne, ingerował w to, jakie stanowimy prawo.

Piekło kobiet czynne od 1989 roku

W naszym sondażu z listopada 2022 roku połowa osób badanych uznała, że „z obecności Kościoła wynika więcej złego niż dobrego”. Kobiety były w ocenach znacznie surowsze niż mężczyźni.

Dziś skupiamy się nad tym, co PiS zepsuło, kierując się naukami biskupów. Trzeba jednak powiedzieć otwarcie, że od początku III RP prawa kobiet po prostu sprzedawano, układając się z Kościołem, i że robił to także rząd SLD.

Przehandlowali kobiety za korzyści polityczne.

Za poparcie Kościoła i osobiście Jana Pawła II w staraniach o członkostwo w Unii Europejskiej.

Tak naprawdę piekło kobiet, o którym mówimy dzisiaj, rozpoczęło się trzydzieści lat temu, a nie osiem. PiS tylko dokręcił śrubę wyrokiem TK Julii Przyłębskiej, a także zabierając kobietom finansowanie in vitro. Ingerencja Kościoła trwa nieprzerwanie. Episkopat właśnie uznał, że aborcja nie może być prawnie dopuszczona z powodu występowania u matki zaburzeń psychicznych [stanowisko Komisji ds. Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski z 4 września 2023 – red.]. Tak, Kościół jest w Polsce wielkim hamulcowym.

Na szczęście ich rząd dusz się załamuje. Zwłaszcza od czas, kiedy wyszły na jaw przypadki pedofilii wśród księży, co jest zasługą m.in. naszej posłanki Joanny Scheuring-Wielgus, ale też Agaty Dzieduszko-Zyglewskiej, która kandyduje w tych wyborach w Warszawie. Zrzucenie księdza Jankowskiego z pomnika w Gdańsku [tutaj – teksty OKO.press] to symbol upadku mitu dobrych pasterzy. Znaczenie ma także to, czego dziś dowiadujemy się o roli Karola Wojtyły w tuszowaniu przestępstw seksualnych krakowskich księży, a i potem o jego całej polityce papieskiej.

Następuje przebudzenie.

A kiedy pani się przebudziła jako feministka?

Mogę odpowiedzieć precyzyjnie. Mój feminizm zaczął się od wyroku Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Zolla z 1996 roku, który zakwestionował aborcję z przyczyn społecznych. Miałam koleżankę, która została zgwałcona i potrzebowała aborcji, miałam też znajomą w ciąży, która była w trudnej sytuacji życiowej. Uświadomiłam sobie, że żyję w państwie, które odebrało kobietom podstawowe prawo do decydowania o sobie samej.

To się działo w Gryfinie?

Nie, już w Poznaniu na anglistyce. Ale jak przyjeżdżałam do domu, to różne ciocie i babcia, mówiły, że kiedyś jak kobieta potrzebowała przerwać ciążę, to po prostu szła do lekarza. I czemu tak nie może być?

Do tego doszła feministyczna literatura amerykańska, brytyjska, Margaret Atwood i wiele innych książek.

Pomagam kobietom w dostępie do aborcji

Dzisiaj wspiera pani kobiety, które chcą przeprowadzić aborcję, prawda?

Tak. Tamten bunt we mnie pozostał. Mówię otwarcie: pomagam kobietom w dostępie do aborcji. Kobiety mogą na mnie liczyć. Mogą zadzwonić, poprosić o informację, ale także o realną pomoc np. w zamówieniu tabletek. Mówimy jasno, że dopóki to straszne prawo się nie zmieni, trzeba wspierać takie organizacje, jak Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny czy Aborcyjny Dream Team. Jest tu masę przekłamań, politycy straszą jakimś podziemiem aborcyjnym, ale tego przecież już go prawie nie ma. Kobiety przerywają ciążę w domu, za pomocą tabletek. Mają do tego prawo i nie mogą być za to karane. Zgodnie z obecnym prawem karane jest tzw. pomocnictwo.

Czy to, co pani robi, nie może być zakwalifikowane jako pomocnictwo?

Nie, choć to oczywiście kwestia interpretacji prawa. Kobiety potrzebują przede wszystkim informacji. Dzwoni np. dziewczyna, że właśnie dostała diagnozę o wadzie letalnej płodu, a wie, że po wyroku tżw. TK przerwać ciąży nie może. Dzwonią mnie kobiety tuż po wyjściu z gabinetu ginekologicznego, bo lekarz im powiedział, żeby jechać za granicę. Dzwonią mężowie, przyjaciółki, koleżanki, sąsiadki, czasami matki, które chcą ciężarnym kobietom pomóc.

Wciąż brakuje głosu lekarzy, jest wiele osób zastraszonych. Na szczęście mamy kilka lekarek, kilku lekarzy, na których możemy liczyć. Ale to nie powinno tak wyglądać. Państwo umywa ręce, a aktywistki wyręczają państwo. Lewica złożyła dobrą ustawę o dekryminalizacji, wykreślaniu tego art. 152 o pomocnictwie.

Art. 152. [Aborcja za zgodą kobiety]

§ 1. Kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę z naruszeniem przepisów ustawy, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

§ 2. Tej samej karze podlega, kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania.

§ 3. Kto dopuszcza się czynu określonego w § 1 lub 2, gdy dziecko poczęte osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

Słucham pani i myślę o emocjach, do których Lewica może się odwołać. Może właśnie wkurzenie, albo mówiąc językiem Strajku Kobiet wkurw na państwo, które ręka w rękę z Kościołem odmawia kobietom ludzkich praw?

Kiedy pomagam kobietom w aborcji, to tak, moją motywacją jest także wkurw na to, co się stało z prawami kobiet. I złość, że niektórzy politycy prodemokratyczni wciąż nie rozumieją, że walka o konstytucję, o praworządność to także walka o prawa kobiet. Nie chcę już słuchać, że nasze prawa są tematem zastępczym, że na sprawę aborcji przyjdzie czas później, bo najpierw trzeba przywrócić demokrację.

Prawo do aborcji jest częścią demokracji, jest papierkiem lakmusowym demokracji.

Wszystkie autorytarne rządy najpierw odbierają prawa kobietom. W Stanach Zjednoczonych z inicjatywy prezydenta Donalda Trumpa doszło do zmiany składu Sądu Najwyższego i uchylono słynny wyrok Roe vs. Wade z 1973 roku, który zapewniał Amerykankom prawo do aborcji.

Problemem dla Lewicy jest wejście na wasze terytorium Donalda Tuska z deklaracją, że na listach KO będą tylko ci, którzy popierają prawo do przerywania ciąży.

A Roman Giertych? Donald Tusk tłumaczy się, że miał na myśli listy Platformy, a nie Koalicji, ale to naciągane. Poza tym ani KO, ani PO, ani żadna inna partia z KO nie złożyła projektu ustawy. Czyli propozycja jest, ale jej nie ma.

Pojawiają się sugestie, że tak jak w Niemczech kobieta musiałaby przed zabiegiem odbyć rozmowę z lekarzem czy psychologiem.

To my mówimy kategorycznie nie. Od 30 lat czekamy na podstawowe prawo do samodecydowania o sobie. Nie chcemy żadnych dopisków małym druczkiem, że mają być konsultacje z psychologiem, wójtem, plebanem i nie wiadomo kim jeszcze. Nie mam też pewności, czy w klubie KO zostanie ogłoszona dyscyplina. Czytałam oświadczenie pana Giertycha i ono nie świadczy o tym, żeby zmienił poglądy. Zresztą zablokował mnie na Twitterze po dyskusji na temat aborcji w Stanach Zjednoczonych.

Ukrywałam to przez ponad 30 lat

Jakie znaczenie dla pani światopoglądu miało doświadczenie z molestowaniem seksualnym w dzieciństwie, o którym w listopadzie 2022 roku opowiedziała pani Onetowi? To było przed wyjazdem do USA w klubie Energetyk Gryfino.

To doświadczenie z przeszłości przez ponad 30 lat starałam się zamknąć w szafie, ale jakoś we mnie było.

Miałam 13 lat, kiedy pierwszy raz doświadczyłam molestowania seksualnego przez trenera Mirosława Skrzypczyńskiego. Opowiedziałam o tym dopiero rok temu, kiedy uznałam, że mam w sobie dość siły. Państwo wciąż systemowo nie chroni ofiar, postawy społeczne są też często niechętne kobietom, trudno jest o czymś takim opowiedzieć. Po każdej takiej spowiedzi pojawiają się reakcje, a dlaczego dopiero teraz, dlaczego nie od razu, a może sama była winna, może prowokowała, może kłamie…

...chce na tym zrobić karierę.

Kiedy decydowałam się na wywiad w Onecie, miałam świadomość, że to mi może zaszkodzić w działalności politycznej, ale uznałam, że to moment, w którym my – wszystkie ofiary trenera – jesteśmy już dorosłe i należałoby się z tym zmierzyć. Sprawa się toczy, prokuratura działa.

Kobieta, która ujawnia, że była molestowana, ryzykuje, że stanie się czarną owcą w swoim środowisku.

Musi mieć pewność, że będzie w stanie udowodnić, co się stało, bo ktoś przyjdzie i powie, że jest słowo przeciwko słowu. Kiedy w mojej sprawie dojdzie do sprawy w sądzie, a mam nadzieję, że tak się stanie, to zrzeknę się immunitetu. Jestem też gotowa na to, że trener, były prezes Polskiego Związku Tenisowego wytoczy mi proces o zniesławienie. Chcę to zrobić już nie dla siebie, bo już to z siebie wyrzuciłam, ale dla tych wszystkich osób, które przemocy seksualnej doświadczają. Chciałabym pokazać, że kiedy człowiek się decyduje na opowiedzenie swojej historii, to może liczyć na sprawiedliwość.

Pani to ukrywała też przed matką?

Tak.

Rodzice dowiedzieli się dzień przed wywiadem. Także mąż i córka – tuż przed publikacją.

To było szczególnie trudne dla rodziców i ze względu na nich zastanawiałam się nawet, czy o tym opowiedzieć. Oczywiście mama widziała, że gorzej się czuję fizycznie, że unikam treningów, ale ja to cały czas ukrywałam, tłumaczyłam bólem głowy. Tak to działa, że ofiara się wstydzi, choć jest zupełnie niewinna.

Ile czasu trwało molestowanie?

Ponad dwa lata, do wyjazdu do USA. Pewnie tu kryje się też źródło mego wkurwu i bezkompromisowej postawy wobec przemocy wobec kobiet, nie tylko seksualnej.

Partia kobiet, która ma trzech liderów?!

Sondaże OKO.press od dawna wskazują, że kobiety są wielką, niewykorzystaną szansą opozycji prodemokratycznej, a zwłaszcza Lewicy, którą popierają dwa razy częściej niż mężczyźni. Tymczasem liderami Nowej Lewicy jest trzech facetów.

Liderów jest czworo, Magdalena Biejat jest współszefową Partii Razem. W ostatnich dwóch latach nasze ugrupowanie w końcu dostrzegło, że posłanki Lewicy wypracowały sobie silną pozycję, są ekspertkami, liderkami, że to one mogą Lewicę ożywić i zmienić. W kampanii wyborczej obok Włodzimierza Czarzastego, Roberta Biedronia i Adriana Zandberga pierwsze skrzypce graja posłanki Biejat, Scheuring-Wielgus i Dziemianowicz-Bąk. A jest jeszcze Ania Żukowska.

W polityce kobiety wciąż muszą dwa razy więcej pracować, żeby udowodnić swoją wartość. Ale proszę zauważyć, jak zmieniły się programy publicystyczne. Jeszcze rok, dwa lata temu martwiłyśmy się, dlaczego kobiety nie są zapraszane, a dzisiaj media zwracają uwagę, żeby skład był bardziej zrównoważony.

Polityczki muszą przekonać do siebie opinię publiczną. My w Lewicy tego problemu nie mamy, bo nasze polityczki udowodniły, że są świetnymi ekspertkami, niezależnie skąd przyszły do Sejmu. Bo część działała aktywnie w samorządzie, część przyszła z protestów ulicznych, tak jak ja, bo od 2016 r. współorganizowałam Strajk Kobiet w Gryfinie i w Szczecinie. Część przyszła z trzeciego sektora, jak posłanka Anita Kucharska-Dziedzic, która od 20 lat stoi na czele fundacji Baba. Pomaga kobietom doświadczającym przemocy.

W elektoracie Lewicy wśród osób zdecydowanych na udział w wyborach dwie trzecie to wyborczynie, a wśród osób niezdecydowanych na udział w wyborach – jeszcze więcej. Naprawdę jesteście partią kobiet.

Dlatego naszą kampanię wyborczą niosą liderki, które przez ostatnie cztery lata udowodniły, że powinny stać na czele Lewicy. Ale OK, zgadzam się, że mogło być wrażenie dysonansu, że partia kobiet mówiła głosem trzech liderów. To się zmieniło, co widać choćby po liczbie jedynek.

Wśród jedynek Lewicy kobiet jest 14 (34 proc.), Koalicja Obywatelska ma kobiet 17 (41 proc.). Daleko z tyłu jest PiS (10) i Trzecia Droga (9), nie mówiąc o Konfederacji, która ma na jedynkach... jedną kobietę. A jak to się stało, że pani została lokomotywą w Gdańsku, a nie w Szczecinie?

To była nasza decyzja strategiczna. Mówimy z posłanką Dziemianowicz-Bąk, że jesteśmy desantem na Pomorze, ona jest jedynką w Gdyni. Lewicy zależało, żeby w tym progresywnym regionie kandydowały silne postaci, które swoją pracą przez cztery lata udowodniły, że mogą pociągnąć całą listę. Moim rywalem będzie poseł Maciej Płażyński, którego zupełnie nie kojarzę z działalności sejmowej. Sprawdziłam statystyki: przez cztery lata wypowiadał się z mównicy sejmowej 13 razy.

Pani zabierała głos, sprawdziłem, 83 razy.

Jedynką z KO jest Agnieszka Pomaska, ciekawa postać, aktywna posłanka. W ogóle na Pomorze trafiły silne liderki, bo w Gdyni jedynką KO jest Barbara Nowacka. Taki kobiecy skład dobrze wróży opozycji demokratycznej przed tymi najważniejszymi wyborami od 1989 roku.

A kto wciągał polską flagę na maszt?

Ma pani rodzinę w Niemczech, mieszkała w USA. Czy to wpływa na stosunek do Polski? Żeby użyć innego słowa także zawłaszczonego przez prawicę, kształtuje pani patriotyzm?

Ha, to jest dobre pytanie. W mojej amerykańskiej szkole średniej zaskoczył mnie zwyczaj codziennej tzw. przysięgi na flagę, amerykański patriotyzm szczególnie na Południu USA jest silny. Po miesiącu mej obecności na maszt przed szkołą została wciągnięta polska flaga, jako jednego z państw, z których pochodzą uczniowie.

Czułam się niesamowicie wyróżniona, że jestem tam pierwszą Polką i ktoś przyjmuje mnie z honorami można powiedzieć. Po turniejach tenisowych, w których dwa razy udało nam się wygrać wicemistrzostwo stanu, dziennikarze pytali mnie o sytuację w Polsce, w Europie. Podobnie amerykańscy nauczyciele. Byłam dumna, że mogę mówić o Polsce.

A kto wciągał polską flagę na maszt?

Jak to kto? Ja, w asyście dyrektora szkoły. Pociągałam za sznurki z bijącym serduszkiem.

Lekcja patriotyzmu, jakiej – założę się – nie miał żaden poseł prawicy, ile by razy nie odmieniał Polski przez przypadki.

Czemu pani nie została Igą Świątek?

Nie byłam wybitnym talentem, chociaż tenis sprawiał mi przyjemność. Mój tato uważał, że sport uczy pracowitości i pokory. Nie żałuję tych 10 lat, także naszą córkę zapisaliśmy w wieku 7 lat na gimnastykę artystyczną i 10 lat poświęciliśmy na jej karierę.

Ma pani lepszy forhand, czy backhand?

Zdecydowanie forhand.

To jak z tego forhandu chce pani uderzyć, żeby Lewica, która miała 2,3 mln wyborców w 2019 roku, ale według ostatnich sondaży mogła stracić nawet 600 tys., wróciła na tamten poziom? Bo niezależnie od tego, czy ktoś was lubi czy nie, oznaczałoby to pewnie, że opozycja przejmie władzę.

Trzeba grać z głębi kortu i czasem asem serwisowym.

Tyle że asów nie posyła się na zawołanie, a my poszliśmy w mocny, stabilny forhend, mając nadzieję, że uzbieramy dużo punktów. Zbierając podpisy pod listą Lewicy widziałam rosnące emocje. Ludzie chcą zmiany. Wiedzą, że Lewica w Sejmie jest potrzebna i cenią sobie, że wiadomo, z czym idziemy do wyborów. Może nie udaje się tego sprzedać w super atrakcyjny sposób, od czego zaczęliśmy naszą rozmowę... Lewica jest może nudna, ale mam nadzieję, że nasi wyborcy zagłosują na tę przewidywalną, merytoryczną Lewicę, która ma program, ma plan na Polskę po PiS i która nie mówi tylko anty-PiSem.

Wraca pani do tego...

Z drugiej strony, na Lewicy jest wiele polityczek, które mają fantastyczne osobowości. Mocne charaktery. Może faktycznie jesteśmy ofiarami fałszywego obrazu Lewicy.

I samoobrazu?

Może tak.

W koalicyjnym rządzie, za jakiś czas

Załóżmy, że razem z KO i Trzecią Drogą zdobywacie w wyborach większość. O co będziecie się biły w koalicyjnym rządzie?

O legalną, bezpieczną i darmową aborcję, to na sto procent, choć Trzecia Droga trzyma się pomysłu referendum. Na pewno o zmiany w edukacji, ale tu nie ma punktów spornych, bo Obywatelski Pakt dla Edukacji przygotowany przez koalicję organizacji społecznych podpisały wszystkie siły prodemokratyczne.

O psychiatrię dziecięcą i młodzieżową, mamy wybitną specjalistkę Paulinę Piechnę-Więckiewicz, zorganizowaliśmy kilkanaście dyskusyjnych stołów na ten temat. O prawa osób z niepełnosprawnościami ich opiekunów, obecny system trzeba zaorać. Jedną z pierwszych moich inicjatyw będzie ustawa o asystencji osobistej.

O świeckie państwo, renegocjację konkordatu i odcięcie Kościoła od przywilejów.

O małżeństwa jednopłciowe! Trzecia Droga i KO tego raczej nie poprą, ale to przecież wstyd, żeby w 2023 roku mówić o związkach partnerskich. Związki partnerskie to ja mogę sobie zafundować, żyjąc z partnerem bez ślubu, żeby jakieś rzeczy sformalizować.

Trzeba też będzie siąść do stołu i dyskutować o polityce mieszkaniowej. Tutaj różnimy się od KO, która poszła w propozycje podobne do PiS, czyli jeszcze tańszy kredyt. Główny skutek będzie taki, że ceny mieszkań poszybują, jak się stało po kredycie 2 proc PiS. Skorzystają banki i deweloperzy. Lewica jest jedyną siłą polityczną, która wie, jak to zrobić, żeby młodych było stać na mieszkanie. Nasz współprzewodniczący struktur pomorskich Jerzy Śnieg stoi na czele spółdzielni, która buduje mieszkania lokatorskie w dobrej cenie. Włocławek, gdzie mamy prezydenta Krzysztof Kukuckiego, buduje tanie mieszkania na wynajem.

Trwa momentami populistyczna awantura między Koalicją Obywatelską a PiS w sprawie migracji. Jakieś rozwiązanie systemowe?

To, co się wydarzyło w ostatnich dniach obnaża hipokryzję prawicy, bo system ułatwień wizowych miał charakter korupcjogenny, a towarzyszyła mu antyimigrancka retoryka. PiS próbuje w referendum zagrać kartą migracji, podczas kiedy urzędnicy handlowali wizami w afrykańskich państwach. Sprowadzano tysiące migrantów ogłaszając jednocześnie, że trzeba bronić granicy polsko-białoruskiej, gdzie w lesie umierają ludzie i strasząc, że opozycja zgodzi się na relokację 2 tysięcy osób.

Polska nie ma teraz – dosłownie – polityki migracyjnej, bo PiS podjęło taką decyzję.

To wygodne, można ludzi sprowadzać, a jak jest okazja, to straszyć uchodźcami.

Warto tu będzie skorzystać z doświadczeń Kanady. Celem ich polityki jest zwiększenie liczby imigrantów, żeby wzmocnić gospodarkę, ale w sposób kontrolowany. Migrantów dzieli się na trzy klasy. Ekonomiczną tworzą osoby, które zostały wybrane ze względu na potencjalny wkład w gospodarkę. To specjaliści, ale też zwykli pracownicy, zgodnie z potrzebami rynku pracy. Druga kategoria to osoby przyjmowane w ramach akcji łączenia rodzin. I wreszcie uchodźcy, którzy zyskują status stałego rezydenta ze względu na zagrożenie prześladowaniami w kraju ojczystym.

Polska mądrzejsza, otwarta, tolerancyjna

W czym wasza Polska będzie lepsza od tej, którą mamy w tej chwili?

Będzie mądrzejsza, otwarta, tolerancyjna. Ale trzeba też będzie zakopać podziały. Opozycja demokratyczna musi nawiązać dialog z drugą stroną i w jakiś sposób przekonać wyborców PiS do naszej wizji państwa.

Może będzie mniej nadęta?

Tak, ale to była wyjątkowo poważna kadencja. Najpierw pandemia, później wojna, rekordowa inflacja, kryzys na granicy z Białorusią, to wszystko dało paliwo prawicy, bo zagrożenie to ich żywioł. Dlatego część wyborców jest zdemobilizowana, szczególnie kobiet, one mają dość tej wojny politycznej, a czasy są trudne, więc zajmują się codziennymi problemami.

Trzeba wzbudzić emocje, o których mówiliśmy, przypomnieć, że nadszedł moment, żeby pokazać PiS czerwoną kartkę za wszystko, co złego działo się w Polsce po 2015 roku, także wokół zdrowia i życia kobiet. Mam na lodówce hasło „Wszystko jest polityczne, kiedy jesteś kobietą”, ono nabrało aktualności za rządów PiS. Możesz nie interesować się polityką, ale polityka zainteresuje się tobą, kiedy ty albo twoja córka zajdzie w ciążę.

Ukazał się właśnie raport NFZ: na 358 oddziałów położniczych tylko 154 stosuje znieczulenie zewnątrzoponowe. W państwie PiS Polki mają rodzić w bólu. Liczymy na przebudzenie polityczne kobiet wobec tej systemowej przemocy wobec nas.

*Katarzyna Kotula (rocznik 1977) Posłanka na Sejm IX kadencji z Nowej Lewicy, aktywna w obszarze praw kobiet i polityki społecznej. Przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Praw Reprodukcyjnych oraz członkini Komisji ds. Polityki Społecznej i Rodziny. Współprzewodnicząca Nowej Lewicy na Pomorzu Zachodnim. Feministka, Gryfinianka. Jako dziecko trenowała tenis w klubu Gryfino, później uczyła się i grała w szkole w stanie Utah w USA. Po ukończeniu anglistyki przez 20 lat była właścicielką i nauczycielką języka angielskiego w prywatnej szkole językowej w Gryfinie, uczyła też w tamtejszym liceum. Uczestniczka Kongresów Kobiet. Współtworzyła społeczny komitet „Jesteśmy”, zrzeszający opiekunów osób z niepełnosprawnościami. Działaczka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet w rodzinnej miejscowości i jedna z krajowych liderek tej inicjatywy. W 2019 roku zaangażowała się w tworzenie partii Wiosna Roberta Biedronia.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze