0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja GazetaFot. Sławomir Kamińs...

Od wielu wielu lat układam pytania sondażowe, a potem analizuję wyniki (kiedyś w Wyborczej, dziś w OKO.press) i zastanawiam się, co z nich wynika.

I od pewnego czasu z trwogą patrzę na zjawisko, które bez przesady można opisać jako polityczną abdykację ludzi młodych i wielką mobilizację osób starszych i starych.

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Tym razem posłużymy się swego rodzaju pismem obrazkowym - bo wykresy są tu równie ważne jak słowa

Młodość nisko-wyborcza, starość wysoko-wyborcza

Choć może powinienem odczuwać dumę z zaangażowania politycznego moich równolatków (skończyłem 70 lat), pokazuję ten pierwszy wykres ze smutkiem:

Jak widać, frekwencja deklarowana przez osoby badane (zielone słupki) jest dość równa w kolejnych kategoriach wiekowych (waha się między 54 a 64 proc.), ale na granicy 60 lat nagle skacze o 25 pkt proc. w górę i dla osób najstarszych sięga 86 proc. Na 100 pań i panów w wieku 60, 70 czy 80 lat aż 86 twierdzi, że pójdzie na wybory. Widać to tym wyraźniej, że w sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM wprowadziliśmy dodatkową kategorię wiekową i zamiast 60+ mamy dwie grupy 60-69 lat oraz 70+. Pozwala to bliżej przyjrzeć się wyborcom co najmniej 60-letnim, którzy stanowią aż jedną trzecią wszystkich uprawnionych do głosowania.

Ktoś powie, że te sondażowe deklaracje są zawyżone, ale – uwaga – w całej badanej grupie udział w wyborach zapowiada 67 proc. (w tym „zdecydowanie" 57 proc. i 10 proc. „raczej"), W wyborach parlamentarnych 2019 roku frekwencja wyniosła 61,74 proc., a w II turze wyborów prezydenckich 2020 roku 68,18 proc. Czyli poruszamy się tu blisko realnych liczb, bo wybory 2023 zapowiadają się jako wyjątkowo gorące.

Sondaż daje obraz smutny, bo pokazuje, że „święto demokracji" może jesienią 2023 roku przypominać trochę Dzień Babci czy Dzień Dziadka. Innymi słowy – młodsze, a zwłaszcza najmłodsze pokolenie wyborców i wyborczyń nie czują, że to dla nich szczególnie ważny dzień. Demokracja parlamentarna działa w sposób skrzywiony, rozmija się z pragnieniami i potrzebami osób młodszych, staje się formułą przeszłości.

Słabą pociechą jest to, że podobnie jest w USA. Według analiz Pew Research Center : w wyborach Biden kontra Trump w 2020 roku osoby poniżej 50 lat stanowiły 45 proc. głosujących i aż 68 proc. niegłosujących. Największą frekwencję odnotowano w grupie 65 plus (72 proc.), najmniejszą w grupie 18-24 lata (48 proc.).

W niemieckich wyborach parlamentarnych 2021 również bardziej zmobilizowane są osoby w wieku 60-69 lat (81 proc.), ale najmłodsi (18-20 lat) wypadli tylko o 10 pkt gorzej (70 proc.). Różnice między generacjami były bez porównania mniejsze niż w Polsce czy USA.

Niemcy

Dla większej czytelności dalszych analiz podzielimy dorosłe Polki i Polaków używając granicy 50 lat; dostajemy dwie zbliżone wielkością grupy osób do 49 lat oraz 50+. Okazuje się, że na wybory wybiera się 60 proc. młodszych i 76 proc. starszych niż 50 lat, przy czym za całą tę różnicę odpowiadają deklaracje „zdecydowanie".

Pokazujemy deklaracje udziału w wyborach osób w wieku 18-49 lat i 50 + z rozbiciem na odpowiedzi „zdecydowanie" i „raczej":

.

Chcecie jeszcze bardziej się zmartwić razem ze mną? Proszę bardzo.

Na 100 procent? Jeszcze gorzej

W marcowym sondażu OKO.press i TOK FM postanowiliśmy bliżej przyjrzeć się „determinacji wyborczej" i zadaliśmy dodatkowe pytanie, na ile osoba badana jest pewna swojej decyzji o udziale w głosowaniu (opisywał ten wynik Michał Danielewski). Jest to trochę więcej niż „goły" zamiar głosowania, bo 1. wyrażony został w bardziej kategoryczny sposób, 2. wcześniej osoba badana wskazywała swoją partię. Można się spodziewać, że deklaracja „w procentach" ma większą wartość prognostyczną dla prawdziwych zachowań wyborczych.

Suma najmocniejszych deklaracji „na 100 procent tak" (słupki zielone) i „na 100 procent nie" (czerwone) w sześciu grupach wiekowych wygląda tak:

Odpowiedzi kolejnych kategorii wiekowych „na 100 procent tak" są niższe niż poprzednio przedstawione deklaracje wyborcze (zdecydowanie + raczej) o 12-15 pkt proc. Aż do osób najstarszych, gdzie maleją tylko o 3-5 pkt proc. Potwierdza to większą determinację seniorek i seniorów. Deklaracje dwudziestolatków spadają do 39 proc. i różnica z najstarszymi grupami przekracza już 40 pkt proc.

Dodatkowo na powyższym wykresie umieściliśmy frekwencję w prawdziwych wyborach 2019 r.* (słupki żółte).

Jak widać, deklaracje „uczestnictwa na 100 procent" są w kolejnych generacjach mniejsze niż frekwencja w prawdziwych wyborach 2019 roku, przy czym wśród 40-latków aż o 14 pkt proc.!

Najwyraźniej osoby w wieku 18-59 lat są mniej zmotywowane do udziału w głosowaniu niż cztery lata temu. Odwrotnie jest z osobami 60 plus: deklaracje skaczą aż o 20 pkt proc. w górę!

Na wybory masowo wybierają się osoby urodzone w roku 1963 lub wcześniej, czyli takie, które były dorosłe, gdy wybuchła rewolucja „Solidarności", a gdy kończyła się PRL miały co najmniej 26 lat. To może być jeden z czynników wyższej mobilizacji – pamięć czasów, kiedy demokracji nie było wcale oraz pamięć epokowych przemian. Jesteśmy (dołączam i swoje doświadczenie życiowe) dziećmi Wielkiej Historii, wobec której trudno było przejść obojętnie, bo to ona nas niosła lub rozjeżdżała, wyciągała na solidarnościowe ulice, radowała i/lub zatrważała skalą przemian. Oczywiście działają też inne znacznie bardziej trywialne czynniki mobilizacji, jak to ujmuje premier Morawiecki „naszych drogich seniorów", czyli polityka państwa PiS (o czym dalej).

Przed 50-tką siedem partii, po 50-tce duopol

Gdyby poglądy polityczne i stojące za nimi wartości, przekonania i pragnienia były rozłożone równo po grupach wiekowych, moglibyśmy się co najwyżej martwić, że ci młodsi są „mniej ogarnięci". Ale jest zupełnie inaczej, różnice są zasadnicze. I dlatego mniejsza mobilizacja młodszej części społeczeństwa sprawia, że wybory dają wynik w pewnym sensie skrzywiony – do władzy dochodzą siły polityczne, które na to „nie zasługują", bo nie reprezentują w adekwatny sposób nas wszystkich.

Oczywiście istota wyborów polega na tym, że decydują ci, którzy idą głosować – wiem o tym. Za „skrzywieniem wyników" nie stoi żaden przekręt albo złe prawo, ale dobrowolna abdykacja młodszych wyborców i wyborczyń (przy czym kobiety deklarują udział w wyborach znacząco częściej – 75 proc. – niż mężczyźni – 58 proc.)**. Nie zmienia to faktu, że starsi wyborcy nie są reprezentatywni dla Polek i Polaków.

Polaryzacja poglądów według wieku jest bowiem ogromna. Zobaczcie najpierw, jak chcą głosować ludzie 18-49 letni:

Jak widać, poparcie rozkłada się na sześć głównych partii z KO (27 proc.) i Konfederacją na czele (21 proc.). Dalej jest PiS remisujący z Lewicą (po 12 proc.) oraz Polska 2050 (9 proc.) i PSL (7 proc.) - pewnie nad progiem. W dodatku 6 proc. wskazało Agrounię/Porozumienie lub „inną partię", a aż 7 proc. …trudno powiedzieć".

Ludzie młodsi najwyraźniej szukają nowych opcji. Na „duopol" Platformy (Koalicji) Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości padło tylko 39 proc. głosów.

Wśród wyborców i wyborczyń 50+ „duopol" zbiera ponad dwa razy więcej - 81 proc., a próg wyborczy przekracza jeszcze tylko Lewica. KO ma identyczne poparcie jak w grupie 18-49 lat, PiS jest ponad cztery razy silniejszy niż wśród młodszych. Ponad cztery razy.

Zobaczcie Sejm młodych i Sejm starych

Zgodnie z modelem Leszka Kraszyny, który uwzględnia rozdział mandatów na poziomie okręgów, wyliczamy składy „dwóch Sejmów".

Pierwszy zostałby wybrany, gdyby ktoś o ejdżystowskich uprzedzeniach ograniczył w Polsce czynne prawo wyborcze do osób przed 50-tką. W wielobarwnym Sejmie opozycja demokratyczna czterech partii (startujących osobno) zgarniałaby 278 mandatów (plus jeden Mniejszości Niemieckiej). Mimo potężnego klubu Konfederacji (119 osób, zapewne samych mężczyzn), PiS jest tak słaby (62 mandaty), że potencjalna koalicja prawicy byłaby bez szans na rządzenie (181 mandatów).

Gdyby z kolei jakiś szalony zwolennik gerontokracji uznał, że decyzje o losach państwa powinny podejmować osoby z doświadczeniem życiowym, to Sejm wybrany przez osoby w wieku 50 plus wyglądałby jak obrazek namalowany przez dziecko, które pogubiło kredki:

Tym razem PiS ma większość idealnie równą konstytucyjnej (307 mandatów), co oznacza, że zamiast się męczyć z przepychaniem ustaw poselskich, naruszaniem regulaminu, a jak trzeba to reasumpcją głosowania, napotkawszy na jakiś „imposybilizm" Jarosław Kaczyński mógłby zmienić sobie Konstytucję. Nawet parokrotnie, jak Viktor Orbán.

Dominacja niebieskiej barwy na powyższym wykresie to sukces PiS, który nie ukrywa, że ma układ z „drogimi seniorami". I że ich wartość wyborcza rośnie.

Błędne koło „drogich seniorów"

Ilustruje to następny wykres. Policzyłem tu udział w elektoracie PiS osób w wieku 50-59 oraz 60+ (a także ich sumy, czyli osób 50 +) we wszystkich sondażach Ipsos dla OKO.press od września 2016 roku. Widać, jak systematycznie elektorat PiS się starzeje, co tylko w małym stopniu wynika z faktu, że jego wiernym zwolennikom przybywa lat.

Marcowy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM przyniósł kolejne rekordy: już 68 proc. elektoratu PiS stanowią osoby 60 plus, a osoby w wieku 50 lat i więcej aż 81 proc. Trudno w to wręcz uwierzyć:

tylko jedna na pięć osób głosujących na partię Kaczyńskiego ma mniej niż 50 lat, czyli urodziła się po 1973 roku.

Jak to już analizowałem, kręci się błędne koło uzależnienia władzy PiS od poglądów i interesów najstarszych Polek i Polaków. Z jednej strony, partia przeznacza coraz większe środki z budżetu na wsparcie finansowe emerytów waloryzując ich świadczenia, czy przyznając dodatkowe emerytury. Z drugiej strony, kolejne odsłony konserwatywnej ideologii mają nęcić osoby starsze zatrwożone tempem zmian, modernizacją i westernizacją życia. Interesowna „troska o komfort osób starszych" stała też za nowelizacją kodeksu wyborczego, która ułatwi wyborcom 60+ dotarcie do urn. Poza nadziejami na wyższą frekwencję osób starszych miała być ona kolejnym sygnałem życzliwości władz. Ogromną rolę w utrzymaniu starszych osób przy PiS odgrywa TVP, która jest ich „oknem na świat". Poza uproszczonym zestawem propagandy oferuje im sformatowane pod seniorki i seniorów programy takie, jak telenowela dokumentalna „Sanatorium miłości".

Przeczytaj także:

Władza prowadzi politykę senioralną kosztem wydatków rozwojowych, czyli bezpośrednio naruszając interesy ludzi młodszych, o których przyszłość nie dba. Rzecz w tym, że postawy wyborcze młodszych ludzi zwiększają szanse takich socjotechnik.

Panowie na prawo, panie bardziej na lewo

Sondaż wskazuje też na zasadniczą różnicę genderową. Poparcie Konfederacji jest niemal wyłącznie męskie, co sprawia, że kobiety mimo sympatii propisowskich (za wyjątkiem najmłodszych) zdecydowanie stawiają na opozycję demokratyczną. Suma poparcia KO, Lewicy, Polski 2050 i PSL wynosi 53 proc., a PiS z Konfederacją – 41 proc. PiS tworzyłby bardzo mocny klub w Sejmie, ale większość miałaby czwórka opozycji prodemokratycznej.

U mężczyzn prawicowe duo zbiera 48 proc., a cztery siły demokratyczne tylko 39 proc. PiS i Konfederacja miałyby razem 280-290 mandatów.

Te różnice pokazują jasno, że szansą opozycji jest mobilizacja kobiet, zwłaszcza młodych i w średnim wieku.

Czarny scenariusz, czyli dzisiejsze sondaże

Jak już pisałem wyżej, osoby 18-49 lat deklarują dziś udział w wyborach na poziomie 60 proc., a osoby 50 plus – 76 proc. W efekcie notowania PiS sięgają aż 34 proc., choć gdyby – pójdźmy za polityczną fantazją – wyrównać determinację wyborczą starszych i młodszych, nie przekroczyłyby 30 proc. KO zdobywa 27 proc., Konfederacja 11 proc., Lewica 8 proc., a Polska 2050 i PSL odpowiednio 6 i 5 proc.

Przewaga mobilizacji sprawia, że poglądy osób starszych byłyby w dzisiejszym Sejmie nadreprezentowane, a potencjalna koalicja PiS (207 mandatów) z Konfederacją (49) miałby większość 256 mandatów. Cztery partie demokratyczne zbierają jedynie 203 mandaty (w wariancie zapowiadanej wspólnej listy PSL z Polską 2050 - 218 mandatów, ale jej los jest niepewny).

Gdyby wynik wyborów był taki, jaki się dziś rysuje, w Polsce 2023-2027 mogłoby dojść do jeszcze większej alienacji ludzi młodszych, a zwłaszcza młodych kobiet, wzmocnienia ich poczucie, że to nie nasz kraj. Urodzony w 1949 roku Jarosław Kaczyński mógłby bez większych przeszkód dokończyć budowę systemu tzw. autokracji czy dyktatury wyborczej, propagując „polską tradycję" i naukę społeczną Kościoła, którą wychwala jako jedyną możliwą odpowiedź na nihilizm. Dziarscy działacze Konfederacji dosypaliby trochę nacjonalistycznego pieprzu i dyskryminacji mniejszości.

Przed takim wyzwaniem stają w wyborach 2023 partie opozycji. Do tego dochodzi podwójna trudność „techniczna" przy przeliczaniu głosów na skład Sejmu.

Po pierwsze, poparcie PiS w sposób korzystniejszy niż KO zamienia się się na mandaty. Przewaga 7 pkt proc. PiS nad KO przekłada się na aż 61 mandatów więcej.

Po drugie, silna Konfederacja jako partia nr 3, uzyskuje relatywnie więcej mandatów niż trzy partie osobno Lewica, PSL i Polska 2050. W marcowym sondażu 11 proc. poparcia Konfederacji w Sejmie daje jej aż 63 mandaty, podczas gdy 21,6 proc. w sumie trzech partii opozycyjnych - tylko 74 mandaty.

Panowie i panie z opozycji, bardzo prosimy...

Powyższa analiza jest smutna dla wszystkich nas, którzy i które oczekujemy w Polsce zmiany politycznej. Ale dość straszenia się.

Zachwianie rysującej się w ostatnich kilkunastu miesiącach sondażowej przewagi opozycji może być chwilowe. Wybory będą dopiero za pół roku i na pewno wydarzą się rzeczy nieoczekiwane.

Po drugie, można i trzeba liczyć na lepszą pracę elit opozycji, które do tej pory rozczarowują swoich wyborców. Zadanie, jakie stoi przed panami (trochę ich za dużo) i paniami (trochę za mało) z KO, Lewicy, PSL i Polski 2050 jest trudne, ale wykonalne. Jak widać z powyższych wykresów trzeba jednocześnie:

  1. zachęcić do głosowania ludzi młodszych (przed 50-tką) i odwołać się do kobiecego elektoratu;
  2. jeszcze zwiększyć poparcie młodych, nawet w kategorii 18-29 lat, gdzie dominuje Konfederacja (34 proc.), ale silna jest też Lewica i Polska 2050 (po 15 proc.) i to przede wszystkim one mogłyby rywalizować z narodowcami;
  3. wzmocnić siły prodemokratyczne we frontalnym starciu z PiS.

Jak to zrobić? Narzucających się sugestii jest kilka:

  • wykorzystać różnorodność opozycji, potraktować istnienie kilku sił politycznych (lepiej byłoby trzech niż czterech) nie jako przeszkody lecz szansy zagrania na kilku fortepianach;
  • odrzucić dogmat jednej listy i jednego lidera. Donald Tusk przywrócił opozycji wiarę w zwycięstwo, ale sam nie da rady i nie powinien nawet próbować. Przywódca KO, jakby nie błyskotliwym politykiem, nie pociągnie ludzi młodszych i nawet w KO powinien mieć zmienniczki czy zmienników. Jest naturalnym liderem czołowego starcia z PiS, ale za mało opowiada o zamiarach przyszłego rządu, które poprawią ludziom życie i za bardzo skupia się na swojej partii;
  • odświeżyć zespół liderów, w każdej partii pokazać różnych ludzi od różnych spraw, którzy i które potrafią mówić o edukacji, podatkach, biznesie, zielonej energii, prawach kobiet...;
  • demaskując PiS i odsłaniając prawdziwą twarz Konfederacji, zawsze pokazywać „kierunki alternatywne", korzystać z europejskich wzorów i dobrych przykładów (Niemcy, Skandynawia), nie bać się czerpać z Unii Europejskiej jako horyzontu wartości i stylu życia. Sam anty-PiS i anty-Konfederacja to za mało;
  • zaprzestać – i to natychmiast – agresji między liderami opozycji. Partie opozycji mają wspólnie rządzić, a wcześniej wygrać wybory. Każdy personalny konflikt, urażona ambicja zwłaszcza słabszych formacji, każda próba, by podkraść sobie elektorat to ruch samobójczy, bo ewentualne drobne zyski zaowocują większą stratą całości. Zły klimat po stronie demokratów zabija nadzieję we wszystkich elektoratach, a bez niej wygrać się nie da. Poza tym niesnaski przekreślają stworzenie wspólnej listy dwóch, trzech czy nawet czterech partii, co może się okazać jedyną odpowiedzią na rozwój sytuacji;
  • nie dać się wciągać w kolejne potyczki z PiS, który wciska do debaty publicznej nonsensy (jak robaki zamiast mięsa) lub czyste manipulacje (jak obrona świętego Jana Pawła II). Trzymać się normalnej opozycyjnej agendy rysując plany koalicyjnego rządu, który ma zawalczyć o rozwój gospodarczy i społeczny, ograniczyć skutki kryzysu wspierając ludzi mądrą polityką społeczną, znieść naruszenia praworządności, zatrzymać polityczną korupcję, ratować środowisko, postawić na nowoczesną edukację, wzmocnić świeckie państwo, dać ludziom (kobietom, LGBT itd.) prawa, jakich odmawia im Kościół, zdjąć z Polski kostium europejskiego chuligana.

Oczywiście wszystko to pobożne życzenia, a może nawet naiwna wiara, że inna polityka jest możliwa. I że ludzie, którzy od lat uprawiają ten zawód potrafią wyrwać się ze schematów, zobaczyć nowe horyzonty.

Wiem o tym, ale co nam zostaje? Nadzieja i prośba: spróbujcie panie i panowie z opozycji stanąć na wysokości zadania.

Sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM metodą CATI (telefonicznie) 20–23 marca 2023 roku na ogólnopolskiej, reprezentatywnej próbie dorosłych Polek i Polaków, N=1000

* Według sondażu sondażu Ipsos (tzw. late polls) robionego w dniu wyborów.

** Do pewnego stopnia to wynik tego, że jest ich więcej w grupach najstarszych wyborców.

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze