Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
To już pewne: UE przyjmuje cel klimatyczny do 2040 roku. Zakłada, że uda się zredukować emisje o 90 proc. w porównaniu z 1990 rokiem.
Negocjatorzy z Parlamentu Europejskiego i Rady UE uzgodnili finalny cel klimatyczny na 2040 rok. Zakłada on redukcję emisji gazów cieplarnianych o 90 proc. w porównaniu z rokiem 1990. Jest w tym założeniu jednak haczyk – 5 punktów procentowych może być odliczonych w ramach „kredytów węglowych”. To mechanizm, dzięki którym kraje członkowskie mogą kompensować własne emisje, dofinansowując projekty w krajach rozwijających się (np. dotyczące zalesiania).
"Taki model odciąga środki od krajowej dekarbonizacji i podważa wiarygodność transformacji UE” – krytykowała Climate Action Network Europe, europejska koalicja organizacji pozarządowych zajmujących się zmianą klimatu, jeszcze na etapie negocjacji.
Porozumienie zakłada również opóźnienie o rok (z 2027 roku na 2028 rok) wejścia w życie unijnego systemu handlu emisjami dla budynków i transportu drogowego (ETS2). Było to rozwiązanie, na które naciskał m.in. polski rząd. „Udało się wybić zęby systemowi ETS2” – komentował w listopadzie w rozmowie z PAP Krzysztof Bolesta, wiceminister klimatu i środowiska.
„Dzisiaj UE wykazuje nasze zdecydowane zaangażowanie na rzecz działań w dziedzinie klimatu i porozumienia paryskiego. Miesiąc po [szczycie klimatycznym] COP30 zmieniliśmy nasze słowa w działanie – z prawnie wiążącym celem redukcji emisji o 90 proc. do 2040 roku. Mamy jasny kierunek działań na rzecz neutralności klimatycznej. oraz pragmatyczny i elastyczny plan zwiększenia konkurencyjności przejścia na czystą energię” – chwaliła porozumienie przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.
Porozumienie kończy 18-miesięczne negocjacje, a jego zapisy odzwierciedlają niemal w całości to, czego domagały się państwa członkowskie (i co opisywaliśmy w OKO.press). Nowy cel uzupełni obowiązujące w UE prawo, według którego do 2030 r. Unia obniży emisje o 55 proc., a w 2050 r. stanie się klimatycznie neutralna.
Parlament Europejski i Rada UE będą musiały teraz formalnie przyjąć tekst. Następnie zmiana Europejskiego prawa o klimacie zostanie opublikowana w Dzienniku Urzędowym UE i wejdzie w życie.
Polska była jednym z krajów, które naciskały na przesunięcie wprowadzenia systemu ETS2 – między innymi dlatego, że w 2027 r. odbędą się wybory parlamentarne, na które taka zmiana mogłaby mieć duży wpływ.
Jak pisał w OKO.press Szymon Bujalski, opłaty za ETS2 mają być pierwszymi opłatami klimatycznymi, które w tak bezpośredni sposób odczują Polacy. Co prawda formalnie system będzie wdrażany na poziomie dostawców paliw, ale w praktyce oznacza to, że koszty emisji CO2 zostaną przerzucone na użytkowników końcowych.
Przeczytaj także:
„Szacunki wskazują, że przy cenie uprawnień do emisji wynoszącej 45 euro za tonę CO2 cena węgla mogłaby wzrosnąć o około 460 zł na tonie, gazu o 0,40 zł za metr sześcienny, a paliw silnikowych o około 0,50 zł za litr” – wyliczał Instytut Ochrony Środowiska – Państwowy Instytut Badawczy.
Mimo tego że udało się w uzgodnionym dokumencie zapisać 2028 rok jako start ETS2, Polska podczas głosowania ministrów środowiska UE (5.11.2025) była przeciwko celowi klimatycznemu.
“Polska nie poparła tego celu, konsekwentnie podkreślając, że w obecnych warunkach gospodarczych i geopolitycznych cel w takiej wysokości jest niemożliwy do realizacji” – napisało w komunikacie Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Resort mimo wszystko był jednak zadowolony z wynegocjowanych przez siebie ustępstw – w tym przesunięcia ETS2 i zwolnienia produkcji zbrojnej z obostrzeń klimatycznych.
„Obecny przekaz rządu opiera się na interesującej konstrukcji — przypisuje polskim negocjatorom zasługę za kształt decyzji, której ostatecznie nie poparliśmy. Widać też rozjazd pomiędzy wcześniejszym postulatem Polski co do odłożenia ETS2 o trzy lata a obecnym stanowiskiem Rady UE, które mówi jedynie o rocznym opóźnieniu” – komentował w OKO.press Aleksander Śniegocki, prezes Instytutu Reform.
Przeczytaj także:
Szymon Hołownia ubiega się o stanowisko Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców. Według niektórych szanse są małe, niemniej decyzja ma być podjęta w ciągu kilku dni.
Jak wynika z nieoficjalnych źródeł kilku mediów (Business Insider, Radio Eska i Super Express) Szymon Hołownia nie obejmie stanowiska Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców. Polityk Polski 2050 w ostatnich tygodniach miał spotkać się z sekretarzem generalnym ONZ Antonio Guterresem, a ten miał pozbawić go szansy na międzynarodową posadę.
Nasze źródła w Polsce 2050 tego jednak nie potwierdzają. Jak dowiedziało się TVN 24 bezpośrednio od rzecznika UNHCR decyzja o wyborze nowego komisarza wciąż nie została podjęta.
„Decyzja nie została jeszcze podjęta, a ogłosi ją biuro sekretarza generalnego ONZ, Antonio Guterresa” – odpowiedział portalowi TVN 24 rzecznik UNHCR Matthew William Saltmarsh.
O staraniach Szymona Hołowni o stanowisko Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców mówiło się od kilku miesięcy. Hołownia miał na ten temat rozmawiać z ambasadorami USA i Chin przy ONZ. Mógł też liczyć na poparcie krajów bałtyckich, Ukrainy i Słowacji.
Obecnie Wysokim Komisarzem jest Włoch Filippo Grandi, który w UNHCR pracował od 1988 roku. Grandi brał udział w specjalnych operacjach m.in. w Afryce Środkowej, Jemenie i Afganistanie.
Za wybór Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców odpowiada sekretarz generalny ONZ, Antonio Guterres. Wybrany przez niego kandydat musi zostać zatwierdzony następnie przez Zgromadzenie Ogólne ONZ.
Hołownia zgodnie z zapisami umowy koalicyjnej złożył rezygnację z funkcji Marszałka Sejmu w połowie listopada. Fotel marszałka przejął Włodzimierz Czarzasty z Nowej Lewicy.
Szymon Hołownia nie będzie się też ubiegał się o stanowisko przewodniczącego Polski 2050. Termin zgłaszania kandydatur upływa w środę 10 grudnia, a decyzja byłego marszałka definitywnie kończy spekulacje, które narastały w ostatnich dniach w ugrupowaniu.
W tej sytuacji na szefa Polski 2050 wystartują: ministra funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, szefowa resortu środowiska Paulina Hennig-Kloska, była wiceministra edukacji Joanna Mucha, europoseł Michał Kobosko oraz poseł Ryszard Petru. Jak podaje Onet, faworytką Hołowni na stanowisko przewodniczącego Polski 2050 jest Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.
Wybory odbędą się w styczniu 2026 roku.
Przeczytaj także:
Nowa Lewica proponuje likwidację składki zdrowotnej i zastąpienie jej jednolitym podatkiem zdrowotnym obejmującym PIT i CIT. Czy ta propozycja odwróci kryzys w polskiej służbie zdrowia?
Pomysł Nowej Lewicy ws. reformy zdrowia zakłada likwidację składki zdrowotnej i zastąpienie jej nowym podatkiem zdrowotnym.
Przedstawiciele Lewicy chcą „zdjąć ciężar finansowania ochrony zdrowia” z pracowników etatowych i drobnych przedsiębiorców. Większą odpowiedzialność finansową miałyby ponieść korporacje, co wpisuje się w szerszy postulat mocniejszego opodatkowania dużego biznesu.
Ich zdaniem składka zdrowotna „nie jest ani efektywna, ani sprawiedliwa”. Tłumaczą, że obecny mechanizm finansowania nie rozkłada w sposób proporcjonalny ciężaru utrzymania Narodowego Funduszu Zdrowia i okazuje się niewystarczający. Co więcej, pogłębiający się deficyt następnie jest kompensowany środkami z budżetu państwa.
„Polacy chcą mieć ochronę zdrowia na poziomie Unii Europejskiej” – mówił Wojciech Konieczny, senator Koalicyjnego Klubu Parlamentarnego Lewicy, były wiceminister zdrowia.
„Obecnie przeznaczamy na zdrowie około 6 proc. PKB, podczas gdy Niemcy wydają blisko 12 proc. Nasz projekt zakłada stopniowe dojście do 9 proc. PKB, czyli poziomu zbliżonego do średniej unijnej, która wynosi około 10 proc.” – tłumaczył Konieczny.
Główne założenia pomysłu Lewicy to:
Konieczny dodał, że system oparty na składce zdrowotnej nabiera cech niekonstytucyjnych. „Obciążenia są rozkładane nierówno i dostęp do ochrony zdrowia również nie jest równy. Dalsze trwanie tego modelu oznacza konieczność coraz większego finansowania systemu z budżetu państwa albo przerzucania kosztów bezpośrednio na obywateli. Na to się nie zgadzamy” – podkreślał.
Kolejne pomysły związane z reformą zdrowia to podatek tłuszczowy oraz jednolita akcyza alkoholowa. Konieczny: „Chcemy mocniej opodatkować produkty, które realnie pogarszają zdrowie”.
Dodał, że środki mają być przesunięte w stronę kapitału, który dziś jest „niedostatecznie opodatkowany”, czyli od niezdrowej żywności i alkoholu. „Nie chcemy, by reforma odbywała się kosztem kieszeni polskich rodzin, lecz kosztem tych, którzy w Polsce bardzo dużo zarabiają, a jednocześnie nie płacą tu adekwatnych podatków” – powiedział.
Jak wskazuje rzecznik Lewicy, Łukasz Michnik 100 proc. wpływów z podatku tłuszczowego będzie kierowane do NFZ . „To opłata tworzona w kontrze do coraz większych problemów zdrowotnych Polek i Polaków, w szczególności młodych. Od produktów takich jak słone przekąski, gotowa żywność (np. mrożone pizze) czy czekolady i ciastka” – wskazał.
Na początku grudnia „Business Insider” ujawnił pismo ministry zdrowia Jolanty Sobierańskiej-Grendy do ministra finansów Andrzeja Domańskiego z propozycjami oszczędności w budżecie NFZ na 2026 rok, z których wiele uderza bezpośrednio w pacjentów. Szerzej pisał o tym na łamach OKO.press Sławomir Zagórski.
Przeczytaj także:
Resort proponuje przesunięcie o pół roku waloryzacji wynagrodzeń z lipca 2026 na styczeń 2027, co przyniosłoby w roku 2026 ok. 6 mld zł oszczędności.
Kolejna zmiana miałaby polegać na zastosowaniu niższego wskaźnika waloryzacji. Zamiast opierać się jak do tej pory na wzroście przeciętnego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej, podstawą do wyliczeń byłby wzrost wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej.
Temat składki zdrowotnej wraca od początku kadencji. Od stycznia 2025 roku przedsiębiorcy korzystają z obniżonej, tymczasowej podstawy wymiaru składki zdrowotnej, wynoszącej 75 proc. minimalnego wynagrodzenia. Rząd planował, by rozwiązanie stało się stałe od 2026 roku, jednak prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę wprowadzającą te zmiany.
Składka zdrowotna dzieli rządową koalicję. Premier Donald Tusk przy okazji spotkań z przedsiębiorcami wielokrotnie obiecywał obniżenie składki zdrowotnej. W listopadzie pisał rząd „dostał weto w sprawie składki”, ale „spróbuje jeszcze raz”, zapowiadając powrót do projektu obniżenia minimalnej składki zdrowotnej dla przedsiębiorców.
Minister Domański w rozmowie z Radiem Zet mówił, że składka zdrowotna nie może zostać obniżona. „Rozmawiałem z premierem, przedstawiłem mu moją opinię i rekomendację, że nie ma w tej chwili do tego przestrzeni” – mówił.
O pomyśle Lewicy wspomniał, że nie spotka się z poparciem. „Składka zdrowotna jest procentowa, więc jeśli mielibyśmy płacić wszyscy taką samą kwotę, to oznaczałoby to, że osoby, które zarabiają mniej, płaciłyby wyższą składkę niż obecnie” mówił.
W sobotę 13 grudnia PiS planuje dużą konferencję programową, by przedstawić rozliczenie dwóch lat rządów Donalda Tuska w kwestii zdrowia. To właśnie wtedy miną dokładnie dwa lata kiedy to koalicja objęła rządy.
PiS od jakiegoś czasu próbuje budować kampanię wyborczą przed wyborami w 2027 roku na „katastrofie w ochronie zdrowia”.
Ujawnione w mediach cięcia to spełnienie marzeń PiS. Zwłaszcza że troska o los pacjentów w publicznej opiece zdrowotnej daje partii okazję do pokazania socjalnej twarzy, czego Konfederacja ze swoim podejściem do urynkowienia opieki zdrowotnej nie zrobi.
Przeczytaj także:
Stany Zjednoczone powinny działać na rzecz odciągnięcia Polski, a także Austrii, Węgier i Włoch od Unii Europejskiej – takie treści znajdują się w nieopublikowanej, dłuższej wersji nowej strategii bezpieczeństwa USA, o której napisał amerykański portal Defense One.
Amerykański portal Defense One, który zajmuje się tematyką obronności, wojskowości i bezpieczeństwa, opublikował omówienie szerszej wersji nowej strategii bezpieczeństwa USA. Ta była dystrybuowana wśród mediów zanim amerykańska administracja 4 grudnia 2025 opublikowała na stronie Białego Domu oficjalną wersję dokumentu.
Dłuższa wersja strategii zgadza się z wersją oficjalną w najważniejszych założeniach:
Poza tym według portalu w kontrowersyjnym dokumencie znajduje się cały rozdział o tym, jak powinno wyglądać podejście USA do Europy.
„Podczas gdy publicznie opublikowana strategia wzywa do zakończenia „nieustannego rozszerzania NATO”, pełna wersja zawiera więcej szczegółów na temat tego, jak administracja Trumpa chciałaby „uczynić Europę znów wielką”, nawet jeśli wzywa europejskich członków NATO do uniezależnienia się od amerykańskiego wsparcia wojskowego” – pisze portal.
Wychodząc z założenia, że Europa stoi w obliczu „zaniku cywilizacji” z powodu swojej polityki imigracyjnej i „cenzury wolności słowa”, strategia proponuje priorytetowe traktowanie amerykańskich stosunków z krajami UE o „zbieżnych poglądach”. Chodzi o te kraje, w których najmocniejsze są ruchy i partie prawicowe.
Austria, Węgry, Włochy i Polska zostają wymienione jako te kraje, z którymi Stany Zjednoczone powinny „współpracować bardziej... w celu odciągnięcia ich od [Unii Europejskiej]”.
„Powinniśmy wspierać partie, ruchy oraz intelektualistów i ludzi kultury, którzy dążą do suwerenności i zachowania/przywrócenia tradycyjnego europejskiego stylu życia... będąc jednocześnie proamerykańskimi” – Defense One cytuje fragment dokumentu.
Jak zwraca uwagę PAP, w niepublikowanej wersji strategii mowa jest też o stworzeniu nowego międzynarodowego formatu współpracy o nazwie Core 5 (C5). C5 miałby obejmować USA, Chiny, Rosję, Indie i Japonię – bez udziału UE ani żadnego państwa wchodzącego w jej skład. Grupa miałaby zająć się m.in. kwestią bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie.
Opublikowana przez portal Defense One wersja amerykańskiej strategii bezpieczeństwa to, jak wynika z relacji portalu, wersja dokumentu dystrybuowana wśród mediów zanim amerykańska administracja 4 grudnia 2025 opublikowała na stronie Białego Domu oficjalną wersję dokumentu.
Nowa strategia bezpieczeństwa USA, którą omawialiśmy na łamach OKO.press, wprost stwierdza, że w interesie USA jest głęboka reforma Unii Europejskiej, jeśli nie jej rozpad, i dojście do władzy partii skrajnie prawicowych, określonych eufemistycznie „partiami patriotycznymi”. Te same cele ma Kreml.
W oficjalnej wersji strategii europejskie partie narodowo-konserwatywne i skrajnie prawicowe wymienione są w kontekście „nadziei na zmianę” kierunku, w którym zmierza UE, które niesie ze sobą wzrost ich popularności.
„Chcemy, aby Europa pozostała europejska, odzyskała swoją cywilizacyjną pewność siebie i porzuciła skupianie się na duszących regulacjach […] Naszym zadaniem powinno być wspieranie Europy w zmienianiu kursu […] Rosnące wpływy partii patriotycznych dają powody do sporego optymizmu” – czytamy w strategii.
Poza tym strategia wprost deklaruje, że amerykańska polityka wobec Europy powinna skupiać się na m.in.: „kultywowaniu oporu wobec obecnego kierunku rozwoju Europy w państwach europejskich”.
Poza tym stanowi ona wyraźne odejście od dotychczasowego stosunku USA do Rosji, którą USA dotąd postrzegały jako zagrożenie. Nowy dokument, którego autorem jest Pete Hegseth, amerykański sekretarz obrony (dziś zwany „sekretarzem wojny”), wzywa do przywrócenia „strategicznej stabilności w stosunkach z Rosją”.
Jak pisał po publikacji ukraiński dziennik „Kyiv Independent”, "nowa doktryna bezpieczeństwa USA daje Putinowi dokładnie to, czego ten chce”.
Przeczytaj także:
Prezydent USA Donald Trump znowu oskarża władze Ukrainy o to, że uchylają się od przeprowadzenia wyborów prezydenckich. Zełenski: mam wolę i gotowość, by przeprowadzić wybory. Komisja Europejska: Zełenski to demokratycznie wybrany przywódca.
Prezydent Donald Trump w wywiadzie z portalem Politico we wtorek 9 grudnia znowu oskarżył prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego o to, że nie ma demokratycznego mandatu do sprawowania władzy i używa wojny jako pretekstu, by nie organizować wyborów prezydenckich w Ukrainie.
Trump stwierdził, że „już czas”, by zorganizować wybory, bo od ostatnich „minęło już dużo czasu”, a Zełenski „nie radzi sobie jakoś specjalnie dobrze” w sprawowaniu prezydentury.
„To ważne, by przeprowadzić wybory. Oni [prezydent Ukrainy i jego gabinet – red.] używają wojny, by nie organizować wyborów. A ludzie powinni mieć wybór (…) [Władze Ukrainy – red.] mówią o demokracji, ale to już nie jest demokracja” – powiedział Trump.
O tą wypowiedź prezydenta USA zaraz po publikacji wywiadu została zapytana rzeczniczka Komisji Europejskiej Anitta Hipper podczas konferencji prasowej. Hipper podkreśliła w imieniu Komisji: Zełenski ma demokratyczny mandat do sprawowania władzy, a wyborów nie ma jak przeprowadzić, bo trwa wojna.
“To są wyjątkowe okoliczności. Rosja prowadzi wojnę przeciwko Ukrainie. Prezydent Zełenski jest demokratycznie wybranym liderem, a wybory powinny odbyć się w momencie, gdy będą do tego warunki” – powiedziała we wtorek 9 grudnia rzeczniczka Komisji Europejskiej.
W odpowiedzi na komentarze Trumpa we wtorek 9 grudnia deklarację w sprawie organizacji wyborów prezydenckich złożył prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Pomimo że stan wojenny, który obowiązuje w Ukrainie od momentu rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę nie pozwala na organizację wyborów, Ukraina jest gotowa przygotować odpowiednie zmiany w prawie, by wybory przeprowadzić. Pod warunkiem, że USA i Europa pomogą w zagwarantowaniu bezpieczeństwa.
„Zwracam się teraz z otwartą prośbą do Stanów Zjednoczonych o pomoc. Wspólnie z naszymi europejskimi partnerami możemy zapewnić bezpieczeństwo niezbędne do przeprowadzenia wyborów. Jeśli tak się stanie, Ukraina będzie gotowa do przeprowadzenia wyborów w ciągu najbliższych 60–90 dni” – powiedział Zełenski, cytowany przez dziennik Kyiv Independent.
Dodał, że nie omawiał tej kwestii z Waszyngtonem.
„Osobiście mam na to wolę i jestem gotowy” – podkreślił.
Deklaracja prezydenta Zełenskiego co do gotowości przeprowadzenia wyborów to skutek rosnącej presji USA na Ukrainę. Administracja Donalda Trumpa prowadzi kolejną turę rozmów pokojowych z Rosją i Ukrainą, do których punktem wyjścia był 28-punktowy „plan pokojowy” ujawniony przez amerykańskie media. USA wywierają na Ukrainę coraz większą presję, by ta poddała się żądaniom Rosji i zgodziła na zawieszenie broni na rosyjskich warunkach. Rosja domaga się oddania przez Ukrainę terytorium, którego ta jeszcze nie zajęła w walce, zgody na rozbrojenie, odrzucenia dążenia do członkostwa w NATO oraz zmianę władzy.
Wtorkowy wywiad Donalda Trumpa w serwisie Politico pokazuje powrót do prorosyjskiej retoryki z początku objęcia przez niego prezydentury, w tym dramatycznego spotkania Zełenski-Trump w Białym Domu w lutym 2025. W rozmowie z amerykańskim portalem Trump oskarżał Zełenskiego o to, że „ludzie w Ukrainie umierają”, a ten „nie znalazł nawet czasu”, by przeczytać najnowszą wersję proponowanego przez USA i Rosję „planu pokojowego”. Ponownie oskarża Zełenskiego o brak demokratycznego mandatu. Podkreśla też, że Rosja „ma wyraźną przewagę” w rozmowach z Ukrainą, bo jest znacznie większa, a „ostatecznie większy zawsze wygrywa”.
Trump pytany jest też o to, czy jest gotów zrezygnować z prób wypracowania porozumienia między Ukrainą i Rosją. Mówi że nie, ale że to Europa i Ukraina muszą „rozegrać tą piłkę”, tzn. muszą odpowiedzieć na oczekiwania Rosji.
W ciągu 11 miesięcy sprawowania władzy i angażowania się w rozmowy z Rosją i Ukrainą amerykański prezydent co chwila zmieniał front: raz wydawał się bardziej koncyliacyjny wobec Ukrainy, w innych momentach mówił językiem Putina. Oskarżał już Zełenskiego o bycie „dyktatorem bez wyborów”, wywołanie wojny z Rosją, czy sabotowanie rozmów pokojowych. W ostatnich dniach ten prorosyjski kurs USA stał się jeszcze bardziej ewidentny na skutek publikacji nowej Narodowej Strategii Bezpieczeństwa. Dokument jest niezwykle krytyczny wobec Europy i bardzo przychylny wobec Rosji.
Amerykańskie zaangażowanie w pomoc Ukrainie sprowadza się w tej chwili do sprzedaży Europejczykom sprzętu wojskowego, który Europa przekazuje Ukrainie w ramach programu PURL (skrót od ang. Prioritized Ukraine Requirements List). To ważne, by program działał, bo moce produkcyjne Europy w wielu kategoriach sprzętu są mniejsze niż amerykańskie, więc bez możliwości realizowania zamówień w USA, może być ciężko z dostawami dla ukraińskiej armii. Po objęciu prezydentury przez Trumpa ustała jednak wszelka pomoc finansowa dla Ukrainy.
Tymczasem Europa ma do końca grudnia podjąć decyzję o sposobie finansowania pomocy dla Ukrainy na najbliższe dwa lata. Ukraina ma bowiem zapewnione środki finansowe jedynie do końca pierwszego kwartału 2026. Na stole leżą tzw. pożyczki reparacyjne oparte na środkach z zamrożonych w Europie rosyjskich aktywów, lub wspólne pożyczanie przez UE środków na rynkach finansowych. Decyzja w sprawie sposobu finansowania Ukrainy ma zostać podjęta na zbliżającym się szczycie UE 18-19 grudnia.
Przeczytaj także: