Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Nowa Lewica proponuje likwidację składki zdrowotnej i zastąpienie jej jednolitym podatkiem zdrowotnym obejmującym PIT i CIT. Czy ta propozycja odwróci kryzys w polskiej służbie zdrowia?
Pomysł Nowej Lewicy ws. reformy zdrowia zakłada likwidację składki zdrowotnej i zastąpienie jej nowym podatkiem zdrowotnym.
Przedstawiciele Lewicy chcą „zdjąć ciężar finansowania ochrony zdrowia” z pracowników etatowych i drobnych przedsiębiorców. Większą odpowiedzialność finansową miałyby ponieść korporacje, co wpisuje się w szerszy postulat mocniejszego opodatkowania dużego biznesu.
Ich zdaniem składka zdrowotna „nie jest ani efektywna, ani sprawiedliwa”. Tłumaczą, że obecny mechanizm finansowania nie rozkłada w sposób proporcjonalny ciężaru utrzymania Narodowego Funduszu Zdrowia i okazuje się niewystarczający. Co więcej, pogłębiający się deficyt następnie jest kompensowany środkami z budżetu państwa.
„Polacy chcą mieć ochronę zdrowia na poziomie Unii Europejskiej” – mówił Wojciech Konieczny, senator Koalicyjnego Klubu Parlamentarnego Lewicy, były wiceminister zdrowia.
„Obecnie przeznaczamy na zdrowie około 6 proc. PKB, podczas gdy Niemcy wydają blisko 12 proc. Nasz projekt zakłada stopniowe dojście do 9 proc. PKB, czyli poziomu zbliżonego do średniej unijnej, która wynosi około 10 proc.” – tłumaczył Konieczny.
Główne założenia pomysłu Lewicy to:
Konieczny dodał, że system oparty na składce zdrowotnej nabiera cech niekonstytucyjnych. „Obciążenia są rozkładane nierówno i dostęp do ochrony zdrowia również nie jest równy. Dalsze trwanie tego modelu oznacza konieczność coraz większego finansowania systemu z budżetu państwa albo przerzucania kosztów bezpośrednio na obywateli. Na to się nie zgadzamy” – podkreślał.
Kolejne pomysły związane z reformą zdrowia to podatek tłuszczowy oraz jednolita akcyza alkoholowa. Konieczny: „Chcemy mocniej opodatkować produkty, które realnie pogarszają zdrowie”.
Dodał, że środki mają być przesunięte w stronę kapitału, który dziś jest „niedostatecznie opodatkowany”, czyli od niezdrowej żywności i alkoholu. „Nie chcemy, by reforma odbywała się kosztem kieszeni polskich rodzin, lecz kosztem tych, którzy w Polsce bardzo dużo zarabiają, a jednocześnie nie płacą tu adekwatnych podatków” – powiedział.
Jak wskazuje rzecznik Lewicy, Łukasz Michnik 100 proc. wpływów z podatku tłuszczowego będzie kierowane do NFZ . „To opłata tworzona w kontrze do coraz większych problemów zdrowotnych Polek i Polaków, w szczególności młodych. Od produktów takich jak słone przekąski, gotowa żywność (np. mrożone pizze) czy czekolady i ciastka” – wskazał.
Na początku grudnia „Business Insider” ujawnił pismo ministry zdrowia Jolanty Sobierańskiej-Grendy do ministra finansów Andrzeja Domańskiego z propozycjami oszczędności w budżecie NFZ na 2026 rok, z których wiele uderza bezpośrednio w pacjentów. Szerzej pisał o tym na łamach OKO.press Sławomir Zagórski.
Przeczytaj także:
Resort proponuje przesunięcie o pół roku waloryzacji wynagrodzeń z lipca 2026 na styczeń 2027, co przyniosłoby w roku 2026 ok. 6 mld zł oszczędności.
Kolejna zmiana miałaby polegać na zastosowaniu niższego wskaźnika waloryzacji. Zamiast opierać się jak do tej pory na wzroście przeciętnego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej, podstawą do wyliczeń byłby wzrost wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej.
Temat składki zdrowotnej wraca od początku kadencji. Od stycznia 2025 roku przedsiębiorcy korzystają z obniżonej, tymczasowej podstawy wymiaru składki zdrowotnej, wynoszącej 75 proc. minimalnego wynagrodzenia. Rząd planował, by rozwiązanie stało się stałe od 2026 roku, jednak prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę wprowadzającą te zmiany.
Składka zdrowotna dzieli rządową koalicję. Premier Donald Tusk przy okazji spotkań z przedsiębiorcami wielokrotnie obiecywał obniżenie składki zdrowotnej. W listopadzie pisał rząd „dostał weto w sprawie składki”, ale „spróbuje jeszcze raz”, zapowiadając powrót do projektu obniżenia minimalnej składki zdrowotnej dla przedsiębiorców.
Minister Domański w rozmowie z Radiem Zet mówił, że składka zdrowotna nie może zostać obniżona. „Rozmawiałem z premierem, przedstawiłem mu moją opinię i rekomendację, że nie ma w tej chwili do tego przestrzeni” – mówił.
O pomyśle Lewicy wspomniał, że nie spotka się z poparciem. „Składka zdrowotna jest procentowa, więc jeśli mielibyśmy płacić wszyscy taką samą kwotę, to oznaczałoby to, że osoby, które zarabiają mniej, płaciłyby wyższą składkę niż obecnie” mówił.
W sobotę 13 grudnia PiS planuje dużą konferencję programową, by przedstawić rozliczenie dwóch lat rządów Donalda Tuska w kwestii zdrowia. To właśnie wtedy miną dokładnie dwa lata kiedy to koalicja objęła rządy.
PiS od jakiegoś czasu próbuje budować kampanię wyborczą przed wyborami w 2027 roku na „katastrofie w ochronie zdrowia”.
Ujawnione w mediach cięcia to spełnienie marzeń PiS. Zwłaszcza że troska o los pacjentów w publicznej opiece zdrowotnej daje partii okazję do pokazania socjalnej twarzy, czego Konfederacja ze swoim podejściem do urynkowienia opieki zdrowotnej nie zrobi.
Przeczytaj także:
Stany Zjednoczone powinny działać na rzecz odciągnięcia Polski, a także Austrii, Węgier i Włoch od Unii Europejskiej – takie treści znajdują się w nieopublikowanej, dłuższej wersji nowej strategii bezpieczeństwa USA, o której napisał amerykański portal Defense One.
Amerykański portal Defense One, który zajmuje się tematyką obronności, wojskowości i bezpieczeństwa, opublikował omówienie szerszej wersji nowej strategii bezpieczeństwa USA. Ta była dystrybuowana wśród mediów zanim amerykańska administracja 4 grudnia 2025 opublikowała na stronie Białego Domu oficjalną wersję dokumentu.
Dłuższa wersja strategii zgadza się z wersją oficjalną w najważniejszych założeniach:
Poza tym według portalu w kontrowersyjnym dokumencie znajduje się cały rozdział o tym, jak powinno wyglądać podejście USA do Europy.
„Podczas gdy publicznie opublikowana strategia wzywa do zakończenia „nieustannego rozszerzania NATO”, pełna wersja zawiera więcej szczegółów na temat tego, jak administracja Trumpa chciałaby „uczynić Europę znów wielką”, nawet jeśli wzywa europejskich członków NATO do uniezależnienia się od amerykańskiego wsparcia wojskowego” – pisze portal.
Wychodząc z założenia, że Europa stoi w obliczu „zaniku cywilizacji” z powodu swojej polityki imigracyjnej i „cenzury wolności słowa”, strategia proponuje priorytetowe traktowanie amerykańskich stosunków z krajami UE o „zbieżnych poglądach”. Chodzi o te kraje, w których najmocniejsze są ruchy i partie prawicowe.
Austria, Węgry, Włochy i Polska zostają wymienione jako te kraje, z którymi Stany Zjednoczone powinny „współpracować bardziej... w celu odciągnięcia ich od [Unii Europejskiej]”.
„Powinniśmy wspierać partie, ruchy oraz intelektualistów i ludzi kultury, którzy dążą do suwerenności i zachowania/przywrócenia tradycyjnego europejskiego stylu życia... będąc jednocześnie proamerykańskimi” – Defense One cytuje fragment dokumentu.
Jak zwraca uwagę PAP, w niepublikowanej wersji strategii mowa jest też o stworzeniu nowego międzynarodowego formatu współpracy o nazwie Core 5 (C5). C5 miałby obejmować USA, Chiny, Rosję, Indie i Japonię – bez udziału UE ani żadnego państwa wchodzącego w jej skład. Grupa miałaby zająć się m.in. kwestią bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie.
Opublikowana przez portal Defense One wersja amerykańskiej strategii bezpieczeństwa to, jak wynika z relacji portalu, wersja dokumentu dystrybuowana wśród mediów zanim amerykańska administracja 4 grudnia 2025 opublikowała na stronie Białego Domu oficjalną wersję dokumentu.
Nowa strategia bezpieczeństwa USA, którą omawialiśmy na łamach OKO.press, wprost stwierdza, że w interesie USA jest głęboka reforma Unii Europejskiej, jeśli nie jej rozpad, i dojście do władzy partii skrajnie prawicowych, określonych eufemistycznie „partiami patriotycznymi”. Te same cele ma Kreml.
W oficjalnej wersji strategii europejskie partie narodowo-konserwatywne i skrajnie prawicowe wymienione są w kontekście „nadziei na zmianę” kierunku, w którym zmierza UE, które niesie ze sobą wzrost ich popularności.
„Chcemy, aby Europa pozostała europejska, odzyskała swoją cywilizacyjną pewność siebie i porzuciła skupianie się na duszących regulacjach […] Naszym zadaniem powinno być wspieranie Europy w zmienianiu kursu […] Rosnące wpływy partii patriotycznych dają powody do sporego optymizmu” – czytamy w strategii.
Poza tym strategia wprost deklaruje, że amerykańska polityka wobec Europy powinna skupiać się na m.in.: „kultywowaniu oporu wobec obecnego kierunku rozwoju Europy w państwach europejskich”.
Poza tym stanowi ona wyraźne odejście od dotychczasowego stosunku USA do Rosji, którą USA dotąd postrzegały jako zagrożenie. Nowy dokument, którego autorem jest Pete Hegseth, amerykański sekretarz obrony (dziś zwany „sekretarzem wojny”), wzywa do przywrócenia „strategicznej stabilności w stosunkach z Rosją”.
Jak pisał po publikacji ukraiński dziennik „Kyiv Independent”, "nowa doktryna bezpieczeństwa USA daje Putinowi dokładnie to, czego ten chce”.
Przeczytaj także:
Prezydent USA Donald Trump znowu oskarża władze Ukrainy o to, że uchylają się od przeprowadzenia wyborów prezydenckich. Zełenski: mam wolę i gotowość, by przeprowadzić wybory. Komisja Europejska: Zełenski to demokratycznie wybrany przywódca.
Prezydent Donald Trump w wywiadzie z portalem Politico we wtorek 9 grudnia znowu oskarżył prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego o to, że nie ma demokratycznego mandatu do sprawowania władzy i używa wojny jako pretekstu, by nie organizować wyborów prezydenckich w Ukrainie.
Trump stwierdził, że „już czas”, by zorganizować wybory, bo od ostatnich „minęło już dużo czasu”, a Zełenski „nie radzi sobie jakoś specjalnie dobrze” w sprawowaniu prezydentury.
„To ważne, by przeprowadzić wybory. Oni [prezydent Ukrainy i jego gabinet – red.] używają wojny, by nie organizować wyborów. A ludzie powinni mieć wybór (…) [Władze Ukrainy – red.] mówią o demokracji, ale to już nie jest demokracja” – powiedział Trump.
O tą wypowiedź prezydenta USA zaraz po publikacji wywiadu została zapytana rzeczniczka Komisji Europejskiej Anitta Hipper podczas konferencji prasowej. Hipper podkreśliła w imieniu Komisji: Zełenski ma demokratyczny mandat do sprawowania władzy, a wyborów nie ma jak przeprowadzić, bo trwa wojna.
“To są wyjątkowe okoliczności. Rosja prowadzi wojnę przeciwko Ukrainie. Prezydent Zełenski jest demokratycznie wybranym liderem, a wybory powinny odbyć się w momencie, gdy będą do tego warunki” – powiedziała we wtorek 9 grudnia rzeczniczka Komisji Europejskiej.
W odpowiedzi na komentarze Trumpa we wtorek 9 grudnia deklarację w sprawie organizacji wyborów prezydenckich złożył prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Pomimo że stan wojenny, który obowiązuje w Ukrainie od momentu rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę nie pozwala na organizację wyborów, Ukraina jest gotowa przygotować odpowiednie zmiany w prawie, by wybory przeprowadzić. Pod warunkiem, że USA i Europa pomogą w zagwarantowaniu bezpieczeństwa.
„Zwracam się teraz z otwartą prośbą do Stanów Zjednoczonych o pomoc. Wspólnie z naszymi europejskimi partnerami możemy zapewnić bezpieczeństwo niezbędne do przeprowadzenia wyborów. Jeśli tak się stanie, Ukraina będzie gotowa do przeprowadzenia wyborów w ciągu najbliższych 60–90 dni” – powiedział Zełenski, cytowany przez dziennik Kyiv Independent.
Dodał, że nie omawiał tej kwestii z Waszyngtonem.
„Osobiście mam na to wolę i jestem gotowy” – podkreślił.
Deklaracja prezydenta Zełenskiego co do gotowości przeprowadzenia wyborów to skutek rosnącej presji USA na Ukrainę. Administracja Donalda Trumpa prowadzi kolejną turę rozmów pokojowych z Rosją i Ukrainą, do których punktem wyjścia był 28-punktowy „plan pokojowy” ujawniony przez amerykańskie media. USA wywierają na Ukrainę coraz większą presję, by ta poddała się żądaniom Rosji i zgodziła na zawieszenie broni na rosyjskich warunkach. Rosja domaga się oddania przez Ukrainę terytorium, którego ta jeszcze nie zajęła w walce, zgody na rozbrojenie, odrzucenia dążenia do członkostwa w NATO oraz zmianę władzy.
Wtorkowy wywiad Donalda Trumpa w serwisie Politico pokazuje powrót do prorosyjskiej retoryki z początku objęcia przez niego prezydentury, w tym dramatycznego spotkania Zełenski-Trump w Białym Domu w lutym 2025. W rozmowie z amerykańskim portalem Trump oskarżał Zełenskiego o to, że „ludzie w Ukrainie umierają”, a ten „nie znalazł nawet czasu”, by przeczytać najnowszą wersję proponowanego przez USA i Rosję „planu pokojowego”. Ponownie oskarża Zełenskiego o brak demokratycznego mandatu. Podkreśla też, że Rosja „ma wyraźną przewagę” w rozmowach z Ukrainą, bo jest znacznie większa, a „ostatecznie większy zawsze wygrywa”.
Trump pytany jest też o to, czy jest gotów zrezygnować z prób wypracowania porozumienia między Ukrainą i Rosją. Mówi że nie, ale że to Europa i Ukraina muszą „rozegrać tą piłkę”, tzn. muszą odpowiedzieć na oczekiwania Rosji.
W ciągu 11 miesięcy sprawowania władzy i angażowania się w rozmowy z Rosją i Ukrainą amerykański prezydent co chwila zmieniał front: raz wydawał się bardziej koncyliacyjny wobec Ukrainy, w innych momentach mówił językiem Putina. Oskarżał już Zełenskiego o bycie „dyktatorem bez wyborów”, wywołanie wojny z Rosją, czy sabotowanie rozmów pokojowych. W ostatnich dniach ten prorosyjski kurs USA stał się jeszcze bardziej ewidentny na skutek publikacji nowej Narodowej Strategii Bezpieczeństwa. Dokument jest niezwykle krytyczny wobec Europy i bardzo przychylny wobec Rosji.
Amerykańskie zaangażowanie w pomoc Ukrainie sprowadza się w tej chwili do sprzedaży Europejczykom sprzętu wojskowego, który Europa przekazuje Ukrainie w ramach programu PURL (skrót od ang. Prioritized Ukraine Requirements List). To ważne, by program działał, bo moce produkcyjne Europy w wielu kategoriach sprzętu są mniejsze niż amerykańskie, więc bez możliwości realizowania zamówień w USA, może być ciężko z dostawami dla ukraińskiej armii. Po objęciu prezydentury przez Trumpa ustała jednak wszelka pomoc finansowa dla Ukrainy.
Tymczasem Europa ma do końca grudnia podjąć decyzję o sposobie finansowania pomocy dla Ukrainy na najbliższe dwa lata. Ukraina ma bowiem zapewnione środki finansowe jedynie do końca pierwszego kwartału 2026. Na stole leżą tzw. pożyczki reparacyjne oparte na środkach z zamrożonych w Europie rosyjskich aktywów, lub wspólne pożyczanie przez UE środków na rynkach finansowych. Decyzja w sprawie sposobu finansowania Ukrainy ma zostać podjęta na zbliżającym się szczycie UE 18-19 grudnia.
Przeczytaj także:
Zakończyło się 20. spotkanie państw-członków Konwencji Waszyngtońskiej w stolicy Uzbekistanu, Samarkandzie. Dyskutowano o losie rzadkich, chronionych i zagrożonych gatunków zwierząt: nosorożców, żyraf, słoni, leniwców, mantów. Co wynikło z rozmów?
5 grudnia 2025 r. zakończył się szczyt CITES (Konwencji Waszyngtońskiej) w Samarkandzie. Poznaliśmy wyniki rozmów państw-członków.
Konwencja o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem, zwana także właśnie Konwencją Waszyngtońską lub w skrócie CITES, powstała w 1973 roku. Jej celem jest ochrona dziko występujących populacji zwierząt i roślin gatunków zagrożonych wyginięciem poprzez kontrolę, monitoring i ograniczanie międzynarodowego handlu nimi, ich rozpoznawalnymi częściami i produktami pochodnymi. Polska przystąpiła do niej w 1990 roku.
CITES oferuje trzy poziomy ochrony gatunków, które są przedmiotem międzynarodowego handlu. Każdy z nich stanowi odrębny załącznik do konwencji.
Najwięcej obaw budziło głosowanie dotyczące obu gatunków nosorożców afrykańskich – czarnego, uznanego za krytycznie zagrożonego – i białego – gatunku bliskiego zagrożenia. Odbyło się ono na wniosek Namibii, która chciała zliberalizować handel trofeami myśliwskimi z namibijskich nosorożców. Gdyby postulat przeszedł, nosorożce czarne trafiłyby z Załącznika I do Załącznika II, co mogłoby jeszcze bardziej napędzać popyt na trofea z tych zwierząt.
Oba gatunki nosorożców są zagrożone kłusownictwem ze względu na ich rogi, które trafiają do nielegalnego obrotu, z racji dużego popytu na nie w krajach Azji.
Szacuje się, że liczebność nosorożca białego południowego spadła o ponad 11 proc. w latach 2023–2024.
Obecnie na wolności żyje mniej nosorożców niż 20 lat temu. W latach 2008–2020 kłusownicy zabili ponad 10 400 afrykańskich nosorożców, z czego 382 zginęły w Namibii. Siedemdziesiąt z nich to nosorożce białe. W latach 2021–2024 w Namibii zabito co najmniej 226 nosorożców czarnych.
Kłusownictwo nosorożców w tym kraju podwoiło się w ciągu ostatnich kilku lat, z 47 przypadków w 2021 roku do 95 w 2022 roku i wciąż rośnie. Osłabienie obostrzeń dotyczących obu gatunków stworzyłoby śmiertelnie niebezpieczny precedens. Tym bardziej, że raport Grupy Specjalistów ds. Nosorożców Afrykańskich Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) z 2024 roku wskazywał, że na koniec 2023 roku populacja nosorożca czarnego liczyła zaledwie 6421 osobników, co stanowi spadek o około 94 proc. w porównaniu z jej liczebnością w 1960 roku.
Strony CITES zebrane w Samarkandzie podtrzymały również ograniczenia dotyczące handlu częściami ciała żyraf. Niektóre państwa afrykańskie, wspierane przez lobby organizatorów polowań z RPA, chciały zdjęcia tych zwierząt z Załącznika II. Ich wniosek, gdyby został przyjęty, sprawiłby, że w niektórych krajach, kluczowych dla ochrony gatunku, doszłoby do liberalizacji handlu żyrafami.
Chociaż żyrafa jako gatunek nie jest uważana za zagrożoną, to zupełnie inaczej jest w przypadku jej poszczególnych podgatunków. Żyrafa siatkowana i masajska są uznawane za zagrożone.
Natomiast żyrafy nubijska i kordofańska są obecnie klasyfikowane jako krytycznie zagrożone.
Dlatego mówi się dziś o cichym wymieraniu żyraf i konieczności dalszych ograniczeń.
Niepewna jest przyszłość słoni afrykańskich. Konferencja stron CITES zrewidowała swoje podejście w zakresie handlu tymi zwierzętami – częściami ich ciał i żywymi osobnikami. W czasie jej obrad przegłosowano rozszerzenie komercyjnego handlu wyrobami ze skóry słoni i złagodzenie ograniczeń w handlu żywymi zwierzętami w Namibii i Republice Południowej Afryki.
Zarówno słoń afrykański sawannowy, jak i słoń afrykański leśny są zagrożone wyginięciem. Na wolności zostało zaledwie 415 000 osobników. Tylko w latach 2019–2023 legalnie sprzedano ponad 23 000 części ciała i produktów pochodzących ze słoni afrykańskich.
W czasie konferencji w uzbeckiej Samarkandzie udało się osiągnąć porozumienie w sprawie wzmocnienia ochrony dwóch gatunków leniwców. W związku z tym, że ich liczebność spada, państwa, które są stronami CITES jednogłośnie zagłosowały za ich wpisaniem do Załącznika II tej konwencji. Problem dotyczy szczególnie krajów Ameryki Środkowej oraz Boliwii, Brazylii i Kolumbii. Za powód podano rosnącą skalę nielegalnych odłowów tych zwierząt i wprowadzania schwytanych na wolności zwierząt do obrotu. Wraz z wpisaniem do Załącznika II handel leniwcami będzie podlegał ścisłym obostrzeniom.
Jednym z największych legalnych importerów leniwców są obecnie Stany Zjednoczone. W latach 2016-2021 do USA w sposób legalny trafiły co najmniej 764 leniwce importowane w celach komercyjnych. Poza nimi tysiące zwierząt trafiają na terytorium tego kraju nielegalnie. Zainteresowanie importem żywych leniwców dotyczy również innych krajów, w tym zamożnych państw w Zatoce Perskiej.
Z kolei do Załącznika I zostały decyzją konferencji CITES wpisane manty, uznawane za najinteligentniejsze ryby na świecie. Tym samym otrzymały najwyższą możliwą ochronę przed wykorzystywaniem w celach handlowych. Obecnie podlegają ogromnej presji ze strony rybołówstwa komercyjnego. Ich płetwy są wykorzystywane do celów konsumpcyjnych, a inne części ciała uznawane są za środek leczniczy. To doprowadziło do znaczącego spadku populacji mant, a lokalnie do ich wyginięcia.
Przeczytaj także:
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział 9 grudnia wieczorem, że Ukraina jest gotowa na przeprowadzenie wyborów, jeśli otrzyma gwarancje bezpieczeństwa na ten okres. Głosowanie mogłoby się odbyć za 60-90 dni.
Ukraina proponuje też rozejm energetyczny. A zatem uznaje, że ataków Rosji na froncie nie da się na tym etapie negocjacji zatrzymać, ale można powtrzymać ataki daleko za linia frontu. Ukraina jest nimi dewastowana, ale Rosja obrywa od lata także. I ukraiński ostrzał instalacji energetycznych prowadzi nie tylko do zniszczeń, ale i śmierci cywili (Rosja przyznała się ostatnio, że na jej terenie w wyniku ostrzału sprowokowanego przez Putina zginęło tysiąc dzieci – liczba wygodnie okrągła i zarazem trudna do wyobrażenia)
Najważniejsza zmianą jest zgoda na przeprowadzenie wyborów mimo trwającej wojny. Wymaga to od Ukrainy nadzwyczajnego prawnego i organizacyjnego wysiłku, ale Ukraińcy gotowi są go podjąć. O ile – jak można tę propozycję rozumieć – Rosja przestanie ostrzeliwać Ukrainę.
Kadencja prezydencka skończyła się w 2023 r., ale najazd rosyjski trwa. Chodzi nie tylko tylko o konsekwencje rosyjskich ostrzałów, pod którymi Ukraińcy mieliby prowadzić kampanię wyborczą, organizować wiece i spotkania, a potem głosować. Problem polega też na tym, że tysiące wyborców jest na froncie, wyjechało z domu, a nawet znajduje się za granicą – i tam też powinni móc głosować. Analizy, jak przeprowadzić wybory, których wyniku nie da się podważyć, w Ukrainie trwają od dawna:
Przeczytaj także:
Zełenski relacjonował też dziennikarzom stan negocjacji z ekipą Trumpa: „USA przekazały Ukrainie, że w ramach swego planu pokojowego chcą »realistycznych« gwarancji bezpieczeństwa dla Kijowa”. Podkreślił , że podczas rozmów strona amerykańska nie groziła wstrzymaniem sprzedaży broni.
Prezydent dodał, że Kijów zrobi wszystko, aby w ciągu dwóch tygodni doprowadzić do spotkania z Amerykanami „na najwyższym szczeblu” na temat planu pokojowego. Odpowiadając na pytania reporterów dodał, że chce omówić plan odbudowy Ukrainy jako części wspieranego przez Waszyngton porozumienia pokojowego, a w tym tygodniu oczekuje kolejnych spotkań z amerykańskimi i europejskimi partnerami na szczeblu doradców ds. bezpieczeństwa.
Kijów ma zamiar zaproponować alternatywne rozwiązania po tym, jak prezydent Wołodymyr Zełenski ponownie wykluczył oddanie ziemi, twierdząc, że „nie ma prawa” tego zrobić na mocy prawa ukraińskiego i międzynarodowego.
Prezydent Zełenski wykonuje wyraźny gest w stronę Trumpa, pokazując gotowość do przeprowadzenia wyborów i zatrzymania wojny.
Nie przyjmuje jednocześnie amerykańsko-rosyjskich warunków kapitulacji.
Przy czym wyraźnie pokazuje, że gotów jest rozmawiać z Amerykanami, a odrzuca dyktat rosyjski. Zgadza się bowiem na wybory mimo stanu wojennego, na czym zależy Trumpowi. A nie zgadza się na „pokój” na warunkach Putina – proponuje rozejm. A tego Putin nie chce. Interesuje go umowa z USA o nowym podziale Europy.
Jednocześnie argument o konieczności przeprowadzenia w Ukrainie wyborów jest argumentem rosyjskim. Trump go od Putina przejął. Ten twierdzi, że nie może negocjować z Ukrainą, bo nie ma tam legalnych władz (Rosja mimo „operacji wojennej” przeprowadziła, więc dlaczego Ukraina nie może? – dziwi się publicznie Putin).
Jednak Rosji nie chodzi o wybory w Ukrainie – jej propaganda w kółko powtarza, że nie ma przecież żadnej gwarancji, iż Ukraińcy wybiorą władze odpowiadające interesom Rosji. Chyba że te wybory zrobiono by wedle rosyjskich standardów – takich, których Putinowi i jego ludziom w Rosji pozwalają wygrywać w cuglach mimo katastrofy wojennej i gospodarczej. Brak wyborów w Ukrainie jest dla Putina tylko pretekstem, by negocjować status Ukrainy i Europy wyłącznie z USA. Nazywa to „usuwaniem przyczyn konfliktu”.
O sytuacji, w jakiej się znalazła Ukraina, więcej pisze Krystyna Garbicz:
Przeczytaj także:
Tymczasem w swojej nowej strategii bezpieczeństwa USA dokonują resetu stosunków z Rosją. Liczą na korzystne umowy gospodarcze. Te nie będą jednak możliwe, dopóki w Ukrainie nie skończy się wojna. Ekipa Trumpa próbuje zmusić Ukrainę do zakończenia wojny na warunkach odpowiadających Rosji. Bowiem Putin powtarza, że albo uzyska to, co chce, albo wojna będzie trwała.
Przeczytaj także:
2 grudnia na Kremlu wysłannicy Trumpa, jego przyjaciel Steve Witkoff i zięć Jared Kushner, dowiedzieli się od Putina, że nie akceptuje on amerykańskich propozycji. Był to 28-punktowy rosyjski plan, zmieniony jednak pod naciskiem Europy i po negocjacjach z Ukrainą. Jednocześnie Putin zaczął straszyć eskalacją wojny. Powiedział, że jeśli Ukraina nie ustąpi, powiększy swoje żądania terytorialne o ca le ukraińskie wybrzeże nad Morzem Czarnym. Może też zaatakować Europę i nie będzie to „atak chirurgiczny jak w Ukrainie”, ale taki „po którym nie będzie tam z kim rozmawiać”. Atak na Europę ma być odwetem na jej atak na Rosję. Rzecz w tym, że w rosyjskiej narracji Europa stwarza ogromne zagrożenie dla Rosji, gdyż „opowiada się za wojną” – tj. nie dopuszcza do kapitulacji Ukrainy.
Po powrocie z Kremla amerykańscy wysłannicy ponowili naciski na prezydenta Zełenskiego. Przedstawili mu warunki Kremla i – według przecieków – próbowali zmusić do tego, by zaakceptował je przez telefon. Coraz bardziej poirytowany Trump zaczął powtarzać znowu, jak w lutym 2025, że Ukraina „nie ma żadnych kart”, „Rosja jest dużo większa”, a Zełenski „powinien w końcu przeczytać propozycję”.
Putin zaś opowiada, że słusznym i zasadnym postulatem jest powrót do rozmów o tym, czy rozszerzenie NATO w latach 90. było właściwe.
Przeczytaj także:
Negocjacjom przypominającym podział świata po II wojnie światowej sprzeciwiają się sojusznicy Ukrainy w Europie. I to Europa stała się teraz wspólnym wrogiem Trumpa i Putina.
Przeczytaj także:
Rosja cały czas dewastuje system energetyczny Ukrainy. Ale i ona sama coraz bardziej obrywa. Putin ten problem ostentacyjnie ignoruje. Ale Trump mógłby uznać propozycję rozejmu za racjonalną.