„Dziś w Rumunii zwyciężyli ci, którzy chcą społeczeństwa opartego na dialogu, a nie na nienawiści” – mówił zwycięzca drugiej tury, proeuropejski burmistrz Bukaresztu Nicușor Dan. Świętujący na ulicach stolicy skandowali: „Rosjo, nie zapominaj, Rumunia nie jest twoja”
Drugą turę powtórzonych wyborów prezydenckich w Rumunii wygrywa Nicușor Dan, proeuropejski, niezależny burmistrz Bukaresztu. Dan zapowiada kontynuację wsparcia dla Ukrainy, reformy antykorupcyjne oraz stworzenie państwa opartego na „szacunku do prawa i ludzi”.
„Dziś zwyciężyli ci, którzy domagają się fundamentalnej zmiany. Zaczynając od jutra, musimy się wziąć za głęboką rekonstrukcję Rumunii” – zapowiedział zwycięzca wyborów w pierwszym przemówieniu po zakończeniu głosowania.
Ludzie na ulicach Bukaresztu świętują.
Jak relacjonuje portal HotNews.ro, pod siedzibą sztabu wyborczego Dana zgromadzonych jest kilka tysięcy osób, w tłumie powiewają europejskie i rumuńskie flagi. Zgromadzeni skandują takie hasła jak „Rumunia w Europie” i „Rosjo, nie zapominaj, Rumunia nie jest twoja”.
Przegranym tych wyborów jest George Simion, lider skrajnie prawicowej, ultranacjonalistycznej i ultrakonserwatywnej partii Sojusz na Rzecz Zjednoczenia Rumunów (AUR) z rodziny politycznej PiS, czyli frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.
Porażka Simiona to porażka eurosceptycznej, antyrównościowej i homofobicznej prawicy spod znaku MEGA, czyli obozu politycznego zwolenników Donalda Trumpa w Europie. Przegrana Simiona w Rumunii zdecydowanie nie ucieszy PiS-u, który liczył na wzmocnienie EKR na forum UE.
George Simion uznał swoją przegraną i pogratulował Danowi.
Na zwycięstwo Dana wskazują zarówno wyniki dwóch badań exit poll, opublikowanych po zamknięciu lokali wyborczych o 21 w niedzielę 18 maja, jak i wyniki po zliczeniu ponad 94 proc. głosów.
„Matematycznie Nicușor Dan jest już prezydentem” – napisał HotNews.ro o północy czasu lokalnego, czyli o 23 w Polsce. „Przewaga Nicușora Dana nad Georgem Simionem jest większa niż liczba głosów pozostałych do zliczenia” – tłumaczył portal.
Po północy płyną pierwsze gratulacje od europejskich przywódców. Wiadomość napisała już m.in. prezydentka Mołdawii Maja Sandu, szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, prezydent Francji Emmanuel Macron oraz prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Entuzjastyczne gratulacje złożył też premier Polski Donald Tusk. „Niech żyje wolna Rumunia!” – napisał polski premier.
Burmistrz Bukaresztu Nicușor Dan z ogłoszeniem zwycięstwa nie czekał na zliczenie głosów. O 21 pojawił się w głównej siedzibie sztabu w Bukareszcie i wygłosił przemówienie. Podkreślił, że bohaterami wyborów są „nie politycy, lecz wyborcy”.
„Wybory nie są o politykach, lecz o społecznościach. Dziś w Rumunii zwyciężyli ci, którzy domagają się fundamentalnej zmiany. Ci, którzy chcą prawidłowo funkcjonujących instytucji państwa, dobrze prosperującej gospodarki, społeczeństwa opartego na dialogu, a nie na nienawiści” – mówił.
Dan zwrócił się też do tych wyborców, którzy głosowali na jego konkurenta.
„Jest cała grupa wyborców, którzy czują, że przegrali w dzisiejszych wyborach. Wyborców, którzy tak jak my, są słusznie oburzeni tym, jak do tej pory uprawiano politykę w Rumunii (…). Naszym obowiązkiem jest tych ludzi przekonać, że Rumunia nie potrzebuje dziś rewolucji, tylko reform. Że możemy naprawić nasz wymiar sprawiedliwości, zreformować administrację i iść naprzód razem" – mówił Dan.
"Musimy walczyć o jedną Rumunię” – podkreślił.
Po północy, gdy jego zwycięstwo wyborcze stało się już matematycznie pewne, Nicușor Dan opublikował także podziękowania dla wyborców.
„To była bezprecedensowa mobilizacja, to zwycięstwo należy do każdego z was (...) Od jutra zaczynamy proces rekonstrukcji Rumunii. Zjednoczona, uczciwa Rumunia, oparta na poszanowaniu prawa i wszystkich ludzi, jest możliwa” – powiedział w nagraniu wideo.
Kandydat skrajnej prawicy, George Simion, ostatecznie uznał swoją przegraną i pogratulował Danowi, ale w pierwszym wystąpieniu po ogłoszeniu wyników exit poll zignorował wyniki i ogłosił swoje zwycięstwo.
„Ja jestem prezydentem Rumunii, wygrałem dużą przewagą głosów, policzcie dobrze każdy głos” – napisał w mediach społecznościowych.
Jeszcze przed zliczeniem wszystkich głosów lider AUR zaczął sugerować, że wybory mogły zostać zmanipulowane. Opublikował m.in. zrzut wpisu Pavla Durova, szefa Telegrama, który w niedzielę 18 maja poinformował, że rzekomo rząd jednego z europejskich państw skontaktował się z serwisem i zażądał „uciszenia konserwatywnych głosów w Rumunii” przed drugą turą wyborów.
Durov miał się na to nie zgodzić, bo „nie da się bronić demokracji, niszcząc demokrację, ani zwalczać ingerencji w wybory, samemu ingerując w wybory”. O sprawie napisał Reuters.
Podważanie zaufania do procesu wyborczego (i profesjonalnych mediów) to jedna z głównych taktyk działania obozu antydemokratycznego. Niszczenie zaufania do mediów pozwala na utrzymanie poparcia pomimo wychodzących na jaw afer czy skandali, oraz na posługiwanie się dezinformacją w uprawianiu polityki.
Ostatecznie Simion zrezygnował jednak z kwestionowania wyniku wyborów. Po zliczeniu głosów z ponad 90 procent komisji, gdy matematycznie zwycięstwo Dana stało się już pewne, Simion uznał swoją porażkę.
„Chciałbym pogratulować mojemu przeciwnikowi, Nicușorowi Danowi, który wygrał wybory. Taka była wola rumuńskiego narodu” – powiedział w nagraniu wideo opublikowanym w mediach społecznościowych.
Zapewnił też, że nie składa broni, a przegrane wybory to tylko „przegrana bitwa, a nie wojna”.
„Czas kontynuować walkę o sprawiedliwość, prawdę, naturalną rodzinę, wiarę chrześcijańską i wolność. Będziemy nadal ważną i znaczącą częścią rumuńskiego społeczeństwa (...) Idziemy do końca, nawet jeśli trudno jest poczuć gorzki smak porażki. Rumunia i rumuński naród muszą być na pierwszym miejscu” – powiedział Simion.
Uznanie wyniku wyborów przez uczestników wyścigu to kluczowy element legitymizacji procesu wyborczego i nowej władzy. Działanie Simiona jest pozytywną odmianą wobec tego, jak zachował się w grudniu 2024, gdy Sąd Konstytucyjny unieważnił pierwszą turę wyborów z listopada 2024 ze względu na poważne nieprawidłowości w kampanii prorosyjskiego kandydata Călina Georgescu, w tym podejrzenie rosyjskiej ingerencji.
Lider AUR ogłosił wówczas, że wybory zostały „skradzione”, tzn. że do ich unieważnienia doszło tylko dlatego, że wygrał „niewłaściwy kandydat”. Wzywał do protestów, których część miała dość agresywny przebieg – dochodziło do starć z policją. Na tym zbudował poparcie, które dało mu wyraźne zwycięstwo w pierwszej turze powtórzonych wyborów. 4 maja na Simiona zagłosowało 40,96 proc. wyborców, a na Dana 20,99 proc.
O miejscu w drugiej turze burmistrza Bukaresztu zadecydowała przewaga mniej niż 1 proc. głosów nad trzecim kandydatem Crinem Antonescu, wystawionym przez rządzącą koalicję partii establishmentowych PSD i PNL. Ostatecznie jednak to Dan w drugiej turze zmobilizował więcej wyborców.
To jedne z najważniejszych wyborów w Rumunii od lat. Rozstrzygnięcie drugiej tury ma kluczowe znaczenie zarówno dla kierunku polityki wewnętrznej kraju, jak i dla pozycji Rumunii na forum UE.
Przy tym, że rumuński prezydent ma szerokie uprawnienia w zakresie polityki obronnej oraz zagranicznej (reprezentuje Rumunię na forum Rady Europejskiej, czyli dysponuje prawem weta wobec ustaleń na forum UE), objęcie prezydentury przez Dana gwarantuje zachowanie dotychczasowej prozachodniej orientacji Rumunii i wsparcie Bukaresztu dla unijnej polityki wobec Ukrainy i Rosji.
Ale druga tura powtórzonych wyborów prezydenckich to nie tylko walka o pałac prezydencki, ale o pełnię władzy w kraju.
Nowo wybrany prezydent będzie musiał powołać premiera, który sformuje nowy rząd. To skutek rozpadu koalicji rządzącej po pierwszej turze wyborów prezydenckich, która odbyła się 4 maja.
Nicușor Dan ma możliwość wyłonieniarządu w ramach obecnego parlamentu. Już zapowiedział, że będzie szukał porozumienia w gronie dominujących w parlamencie partii proeuropejskich: PSD, PNL, USR, UDMR i kilku mniejszych ugrupowaniach liberalnych i demokratycznych.
Jednym z najbardziej palących problemów, którymi będzie musiała zająć się nowa ekipa rządząca będzie redukcja deficytu budżetowego, który jest obecnie najwyższy w UE oraz uspokojenie inwestorów celem uniknięcia obniżenia ratingu kredytowego kraju. Dużo większe szanse powodzenia na tym polu ma Nicușor Dan, bo to jego zwycięstwo będzie dużo lepiej przyjęte przez rynki.
O tym, że wybory prezydenckie w Rumunii były grą o wielką stawkę, świadczy też rekordowo wysoka frekwencja. W drugiej turze zagłosowało aż 64,72 proc. uprawnionych, ponad 10 proc. więcej niż w pierwszej turze (53,19 proc.).
To najwyższa frekwencja w wyborach w kraju od 1996 roku.
W sumie do wyborów poszło 11,6 miliona uprawnionych, wobec 9,57 mln osób w pierwszej turze. Tym samym frekwencja w drugiej turze przekroczyła rekord z 2014 roku, kiedy udział w wyborach prezydenckich wzięło ponad 64 proc. uprawnionych do głosowania.
Nicușor Dan to popierany przez partie liberalne i demokratyczne centrowy burmistrz Bukaresztu, z wykształcenia matematyk, założyciel i były przewodniczący obecnie czwartej na rumuńskiej scenie politycznej partii centrowej Związek Ocalenia Rumunii (Uniunea Salvați România – USR).
Dan startował jako kandydat niezależny, a od 2017 roku nie był związany z żadną partią polityczną.
Dan postrzegany jest jako bardzo oryginalny polityk – pragmatyczny, antypopulistyczny, niezwykle merytoryczny i stabilny w zakresie reprezentowanych wartości. Do polityki wszedł z trzeciego sektora. W 2008 roku założył organizację „Salvați Bucureștiul” („Ratujmy Bukareszt”), która miała na celu ochronę dziedzictwa architektonicznego stolicy i przeciwdziałanie nielegalnym inwestycjom budowlanym. Tym zyskał rozpoznawalność w stolicy.
W 2016 roku założył Związek Zbawienia Rumunii, partię, która szybko zyskała popularność jako antykorupcyjna, propraworządnościowa alternatywa dla partii politycznego establishmentu – postkomunistycznej PSD oraz obecnej na rumuńskiej scenie politycznej od ponad stu lat Partii Narodowo-Liberalnej (PNL).
W tym samym roku kandydował na burmistrza Bukaresztu, zdobywając znaczące poparcie, choć ostatecznie nie wygrał. W 2020 roku ponownie wystartował w wyborach na burmistrza stolicy, tym razem jako kandydat niezależny, wspierany przez centroprawicową koalicję. Zwyciężył i objął urząd.
Jako burmistrz Bukaresztu skupił się na poprawie infrastruktury miejskiej, przejrzystości administracji oraz walce z korupcją. W 2024 roku skutecznie wywalczył reelekcję.
Na start w wyborach prezydenckich zdecydował się dopiero po unieważnieniu wyborów z listopada 2024 roku. Wystartował jako niezależny kandydat, a pod koniec kampanii przed pierwszą turą zyskał poparcie swojej byłej partii, USR. Jego kampania skupiała się na promowaniu wartości demokratycznych, integracji europejskiej oraz obietnicy głębokich reform w kraju. Podkreślał też konieczność intensywnego wsparcia dla Ukrainy jako gwarancji bezpieczeństwa Rumunii.
Do drugiej tury stanął już jako kandydat formalnie popierany przez Związek Ocalenia Rumunii, Demokratyczny Związek Węgrów w Rumunii, Partię Narodowo-Liberalną (po tym jak po pierwszej turze rozpadła się koalicja PNL-PSD, bo jej kandydat Crin Antonescu nie zdołał wejść do drugiej tury) oraz kilka mniejszych ugrupowań liberalnych i demokratycznych.
Największym wyzwaniem dla niego było zdobycie głosów na rumuńskiej prowincji, bo tam w pierwszej turze wygrał George Simion oraz Crin Antonescu. Jak wskazuje jednak wynik II tury, Dan skutecznie zawalczył o głosy Crina Antonescu, mimo że poparła go tylko część koalicji, która go wystawiła.
Na zwycięstwo Dana w II turze mocno wpłynęło też to, że zdobywca czwartego wyniku wyborczego z pierwszej tury, Victor Ponta (13,05 proc. głosów, czyli ponad milion głosów), wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nie poparł formalnie w drugiej turze Georga Simiona.
Pomimo że obaj politycy zdawali się sobie bliscy światopoglądowo – Ponta to podobnie jak Simion fan Donalda Trumpa, obaj głosili w kampanii hasło „Najpierw Rumunia”, to jednak do przekazania poparcia nie doszło. Ponta tłumaczył, że Simion obraził jego wyborców, a poza tym uznał, że Simion jest „niedojrzały, porywczy, agresywy, seksistowski, nieprzewidywalny i chaotyczny”.
Dan zgromadził poparcie lepiej wykształconych wyborców proeuropejskich, mieszkających w większych miastach, nieco bardziej liberalnych i zorientowanych na pro-praworządnościowe i antykorupcyjne reformy. Jego kandydatura wspierana była przez partie centroprawicowe, liberalne i demokratyczne, głównie z grupy Europejskiej Partii Ludowej oraz grupy Odnowić Europę.
George Simion to lider skrajnie prawicowej partii Sojusz na rzecz Zjednoczenia Rumunów (AUR), która obecna jest na rumuńskiej scenie politycznej dopiero od 6 lat.
Gromadzi głównie głosy wyborców nacjonalistycznych, ultrakonserwatywnych, religijnych, eurosceptycznych, mniej wykształconych, z małych miejscowości i wsi, oraz rumuńskiej diaspory. Jego partia należy do zrzeszającej partie narodowo-konserwatywne grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, czyli obozu zwolenników prezydenta Donalda Trumpa w Europie. Do tej grupy należy PiS.
AUR to partia kwestionująca unijną politykę wsparcia dla Ukrainy oraz sięgająca po prorosyjskie narracje na temat wojny w Ukrainie. Rozgłos i poparcie zyskała dzięki nacjonalistycznej, antyliberalnej i konserwatywno-religijnej retoryce, a także na głoszeniu postulatów antyszczepionkowych w trakcie pandemii. Partia buduje poparcie m.in. na nacjonalistycznym rewizjonizmie, postulując włączenie do Rumunii ziem, które należały do kraju w okresie międzywojennym. Chodzi o terytorium tzw. Wielkiej Rumunii, obejmujące kawałki współczesnej Ukrainy, Mołdawii, Bułgarii i Wojwodiny, autonomicznej prowincji Serbii.
George Simion ma zakaz wjazdu na Ukrainę i do Mołdawii.
Mołdawskie oraz ukraińskie służby mają dowody na kontakty Georga Simiona z agentami rosyjskiego wywiadu. Simion przegrał nawet proces sądowy w tej sprawie. Sprawa dotyczyła wypowiedzi Anatola Șalaru, byłego ministra obrony Mołdawii, który publicznie stwierdził, że Simion spotykał się z agentami rosyjskiego wywiadu. Simion pozwał Șalaru za zniesławienie, ale sąd oddalił pozew, uznając, że wypowiedzi Șalaru opierały się na dostępnych informacjach i nie naruszały prawa.
Simion odrzuca oskarżenia o kontakty z rosyjskim wywiadem, twierdząc, że to pomówienia i prześladowanie.
Przy tym, że rumuński prezydent ma szerokie uprawnienia w zakresie polityki obronnej oraz zagranicznej (reprezentuje Rumunię na forum Rady Europejskiej, czyli dysponuje prawem weta wobec ustaleń na forum UE), objęcie prezydentury przez Simiona mogłoby postawić pod znakiem zapytania dotychczasową, prozachodnią orientację Rumunii i wsparcie Bukaresztu dla unijnej polityki wobec Ukrainy i Rosji.
Zwycięstwo Simiona wzmocniłoby też eurosceptyczną i antyliberalną reprezentację w łonie Rady Europejskiej.
Porażka Simiona to porażka eurosceptycznej, antyrównościowej i homofobicznej prawicy spod znaku MEGA. Rumunia to obok Polski i Czech, jeden z najważniejszych krajów UE, w którym w tym roku narodowi konserwatyści walczą o władzę.
Obecnie partie skrajnej lub narodowo-konserwatywnej prawicy rządzą lub współrządzą w ośmiu krajach UE:
Wynik pierwszej tury wyborów w Polsce pokazuje, że druga tura — podobnie jak w Rumunii — będzie starciem proeuropejskich zwolenników demokratycznych reform i rozliczeń z eurosceptycznymi ultrakonserwatystami. Czy Polska, tak jak Rumunia, wyrwie się skrajnej prawicy? O tym przekonamy się 1 czerwca.
Dziennikarka działu politycznego OKO.press. Absolwentka studiów podyplomowych z zakresu nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, oraz dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i Unii Europejskiej. Publikowała m.in. w Tygodniku Powszechnym, portalu EUobserver, Business Insiderze i Gazecie Wyborczej.
Dziennikarka działu politycznego OKO.press. Absolwentka studiów podyplomowych z zakresu nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, oraz dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i Unii Europejskiej. Publikowała m.in. w Tygodniku Powszechnym, portalu EUobserver, Business Insiderze i Gazecie Wyborczej.
Komentarze