Po wyrokach TSUE i ETPCz polscy sędziowie nie mogą już zgodnie z prawem orzekać, gdy w składzie są neo-sędziowie. Jeśli to robią ze strachu przed rzecznikiem dyscyplinarnym Radzikiem, Ziobrą i ustawą kagańcową, narażają siebie i podsądnych, że ich wyroki zostaną uchylone
"W tych wszystkich bijatykach i ustępowaniu dopiero wtedy, gdy już woda zalewa im usta, politycy obozu władzy dostrzegają, że ustępują za późno, że to, co mogłoby być do przyjęcia jeszcze kilka miesięcy wcześniej, już nie jest, ponieważ problem przeniesiono z drogi politycznej na ścieżkę prawnego sporu. Sprawa jest jasna: sędziowie wiedzą, że słuchanie władzy oznacza łamanie prawa i narażanie podsądnych na ryzyko unieważnienia wyroku" - pisze dla OKO.press Ewa Łętowska, profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, pierwsza Rzecznik Praw Obywatelskich (1988-1992), sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999-2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011). Oto jej analiza:
Sędziowie w Polsce już definitywnie stoją przed nierozwiązywalnym dylematem. Albo narażą się na ewentualność postępowania dyscyplinarnego (za złamanie zakazów tzw. ustawy kagańcowej z 20 grudnia 2019 r.) albo zaryzykują stabilnością wyroków, jakie wydają.
Pojawienie się tej iście diabelskiej alternatywy było do przewidzenia w miarę narastającego orzecznictwa TSUE. Wskazać tu zwłaszcza należy wyroki z 19 listopada 2019 roku w sprawach połączonych C-585/18, C-624/18, C-625/18 oraz z 2 marca 2021 r., C-824/18), opinie Rzecznika Generalnego w dwóch sprawach C-487/19, C- 508/19 i zabezpieczenie w zawisłej sprawie C-204/21 R., nakazujące wstrzymać aktywność Izby Dyscyplinarnej. W tej chwili sytuacja jest już więc wystarczająco ukształtowana.
W ETPCz w Strasburgu z kolei, już w sprawie Xero Flor z 7 maja 2021 uznano, że naruszeniem prawa do sądu jest obecność sędziego-dublera przy rozpatrywaniu skargi konstytucyjnej. A od 22 lipca 2021 roku (sprawa Reczkowicz przeciw Polsce) wiadomo natomiast, że
wedle ETPCz udział w wyrokowaniu sędziego, który w nominacyjnym procesie był rekomendowany przez neo-KRS, uzasadnia zarzut naruszenia prawa do sądu (co oznacza naruszenie art. 6 Konwencji o Ochronie Podstawowych Wolności i Praw Człowieka).
Obrońcy w postępowaniu karnym i pełnomocnicy w sprawach cywilnych, w wypadku niekorzystnego wyroku wydanego z udziałem sędziego, którego opiniowała neo-KRS, z pewnością pospieszą do Strasburga, z dużymi szansami na wygraną, a może i odszkodowaniem dla klienta, którego pozbawiono prawa do sądu właściwie obsadzonego.
Tydzień wcześniej, 15 lipca 2021, z kolei TSUE (wyrok z 15 lipca 2021 roku, C-791/19) sformułował wyraźnie wątpliwość, czy neo-KRS i jej kwalifikacyjne procedury prowadzą do wyłonienia i przedstawienia do nominacji sędziów rzeczywiście niezawisłych. To zaś także otwiera drogę do kwestionowania wyroków takich sędziów, a w każdym razie do ich podważania na terenie UE. Ten zresztą (moim zdaniem, najważniejszy) aspekt wyroku C-791/19 został przesłonięty przez inne jego spektakularne postanowienie.
Mianowicie TSUE ostatecznie zdyskwalifikował tu Izbę Dyscyplinarną SN jako nie odpowiadającą wymaganiom i kryteriom niezależnego sądu z niezawisłymi sędziami.
Nie może zatem dziwić, że w powołaniu na te okoliczności pojawiły się:
Obowiązek honorowania przez polskie sądy wyroków ETPCz i TSUE wynika z polskiej Konstytucji i polskich ustaw. Nie jest to wyraz narzuconego nam „obcego dyktatu”. I dodam jeszcze, że
honorowanie wyroków TSUE i ETPCz wynika z troski o to, aby wyroki wydawane przez polskich sędziów nie okazały się w przyszłości niestabilne i podważalne.
Nie jest to więc wynik lekceważenia czy buty, lecz troski o polskiego obywatela, o polskiego fiskusa i last but not least, Konstytucję RP.
Sygnalizowane tu wypadki stały się przyczyną postępowań wyjaśniających ze strony rzeczników dyscyplinarnych. Zarzut dotyczył uchybienia godności zawodu i powinnościom nałożonym przez ustawę kagańcową. Zawiera ona bowiem postanowienia ograniczające i utrudniające kwestionowanie prawidłowości obsady sądu w powołaniu na okoliczności dotyczące powołań sędziowskich. W wypadku sedziego Tyszki rzecznik dyscyplinarny, Przemysław Radzik usiłował wywodzić, że wystosowanie pisma do prezesa Sądu Okręgowego, iż "odmawia orzekania w składach z osobami powołanymi na urząd sędziego z udziałem Krajowej Rady Sądownictwa powołanej na podstawie ustawy z 8 grudnia 2017 roku" ma być nawet równoznaczne ze zrzeczeniem się przez autora stanu sędziowskiego.
Jaskrawość ekscesu interpretacyjnego, mającego wywrzeć skutek mrożący wobec reszty sędziów - jest tu wyraźna.
Z kolei w sprawie częstochowskiej, prezes Sądu Okręgowego odmówił rzecznikowi Radzikowi odsunięcia sędziego Synakiewicza od orzekania, wskazując, iż decyzję w takiej sprawie podejmuje nie rzecznik, lecz prezes SO.
W ostatniej zaś z sygnalizowanych spraw, sędzia Pilśnik z Warszawy stała się obiektem nagonki medialnej jako przedstawicielka butnej kasty walczącej o własną bezkarność wobec prawa.
Wyroki zarówno ETPCz, jak i TSUE są w Polsce wiążące. To, czego wymaga od sędziów ustawa kagańcowa i pilnujący jej stosowania rzecznicy dyscyplinarni, jest sprzeczne i z Konstytucją, i z wiążącymi Polskę traktatami, których konstytucyjność była zbadana (Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 11 maja 2005 r. , K 18/04).
Przewrotność alternatywy z którą się mierzą polscy sędziowie wyraża się także i w tym, że ich zachowanie jest przedstawiane opinii publicznej jako rodzaj rebelii lub sobiepaństwa rozgrymaszonej „wyjątkowej kasty”. Tymczasem - niezależnie od tego, że diabelska alternatywa naprawdę rodzi także chaos w wymiarze sprawiedliwości -
idzie tu o realną perspektywę skutków takich orzeczeń (zapadłych w niewłaściwym składzie) w przyszłości i o troskę, aby nie uczestniczyć w wydawaniu orzeczeń, które nie zapewniają bezpieczeństwa prawnego i których skutki są narażone na podważenie.
I gdy do tego dojdzie (a zapewne tak się stanie, bo w tej chwili liczba sędziów, w których nominacjach uczestniczyła neo-KRS idzie w setki, zaś liczba zapadłych z ich udziałem orzeczeń - w tysiące) z pewnością ktoś ze skazanych lub przegrywających proces skorzysta z drogi strasburskiej. Wtedy znów gniew tych, których pokój prawny zburzono - obróci się przeciw sędziom.
Czyli czego nie zrobić - źle. Diabelska alternatywa. Ale spowodowali ją nie ci, którzy w jej ramach teraz orzekają.
Diaboliczność alternatywy doskonale widać na przykładzie Izby Cywilnej SN, która – mając odpowiedzieć na kilka pytań w kwestiach kredytów frankowych, zdecydowała się obecnie na pytania prejudycjalne, dotyczące jednak nie meritum sporu, lecz skuteczności orzekania we własnym, „mieszanym składzie”[1].
Nic nie szkodzi, że w gruncie rzeczy sądy powszechne teraz już tak naprawdę nie potrzebują odpowiedzi (bo kwestie kredytów konsumenckich objaśniono już wystarczająco ostatnimi laty w TSUE). Izba Cywilna Sądu Najwyższego jest dziś poddawana ostrej społecznej krytyce, za uchylenie się od merytorycznego rozstrzygnięcia. Ta krytyka jest jednak o tyle zrozumiała, że dojrzewanie do powiększonego składu SN w kwestiach frankowych, zajęło jej dobrych kilka lat. Nawet więc rzeczywiste niebezpieczeństwo nieskuteczności merytorycznego orzekania, jest obecnie traktowane jako kunktatorski wybieg. To zresztą obrazuje, że brak dobrego wyjścia przy diabelskiej alternatywie jest bardziej dotkliwy, gdy decyzję podejmuje się zbyt późno.
To nie jedyny przykład znaczenia czasu dla takich diabelskich alternatyw.
Polska nie wykonuje orzeczeń TSUE. Natomiast podejmuje działania maskujące, połowiczne i niepełne. Jednym z nich jest kierowanie do obecnego, przewidywalnego Trybunału Konstytucyjnego wniosków sugerujących istnienie fałszywie sformułowanego problemu supremacyjnego [co ma pierwszeństwo - red.] polska konstytucja – kontra prawo UE. W rzeczywistości sprawy już rozstrzygnięte w Trybunale Konstytucyjnym[2] i zawisłe w nim, służą usprawiedliwieniu nieposłuszeństwa wyrokom TSUE[3] i ETPCz.[4]
Prawo UE nie narusza przy tym polskiej Konstytucji. Natomiast owszem, pozostaje w sprzeczności z tezą jakoby kryteria jakim powinien odpowiadać niezawisły sędzia europejski były określane dowolnie przez krajowe władze polityczne, zaś posłuszeństwo wyrokom TSUE odbywało się na zasadzie picking cherries [wybierania najlepszych kąsków - red.].
Po ostatnim orzeczeniu TSUE z 15 lipca 2021 roku, ostatecznie kwestionującym status Izby Dyscyplinarnej – politycy zapewnili o zamiarze jej likwidacji. (Jednakowoż bez wstrzymania jej funkcjonowania i bez usunięcia skutków dotychczasowej działalności, czego domagano się w postanowieniu zabezpieczającym z 14 lipca 2021).
Problemem jest jednak czy aby nie jest to zamiar likwidacji Izby Dyscyplinarnej jako jednostki organizacyjnej, przy jednoczesnym „rozrzuceniu” jej sędziów po innych izbach SN.
Taki zresztą projekt, jako „kompromisowy” firmowała w swoim czasie (2017 roku) poprzednia I Prezes SN.
Tyle, że to co mogło być jakimś pomysłem kompromisowym jeszcze trzy lata temu, teraz tym kompromisem już z pewnością nie jest. Bo „w międzyczasie” narastało zarówno orzecznictwo TSUE jak i ETPCz (sfinalizowane cytowanymi na wstępie wyrokami). I to orzecznictwo stworzyło „pole zajęte nowym standardem prawnym”. Zatem przeniesienie sędziów z ID do innych izb nie zlikwiduje problemu, skoro obecnie sam udział KRS w kwalifikacji sędziów co do zasady został zakwestionowany. Dotyka to więc obu nadzwyczajnych izb SN i wszystkich nowych sędziów w dawnych izbach.
W tych wszystkich bijatykach i ustępowaniu przez polityków dopiero wtedy, gdy już woda zalewa im usta, ustępujący nie dostrzegają, że ustępują za późno, że to, co mogłoby być do przyjęcia jeszcze kilka miesięcy wcześniej, już tym nie jest, ponieważ problem przeniesiono z drogi politycznej na ścieżkę prawnego sporu.
I wtedy powracają oskarżenia o szykany i niezrozumienie („bo przecież ustąpiliśmy”). Problem leży w niezrozumieniu przez polityków i niezbyt lotnych absolwentów wydziałów prawa, że dialektyka „spór polityczny - spór prawny” ma w warunkach rule of law także aspekt dynamiczny. I on bardzo mocno waży na tym, jak dalece diaboliczna okaże się alternatywa. Tyle że ta wiedza to słaba pociecha dla tych, którzy muszą wybierać i tych, którym ten wybór urządza życie.
[1] Przez kilka lat IC zresztą stosowała zasadę składów „jednoimiennych”, co zresztą też mogło budzić wątpliwości: z góry bowiem wyroki w składach z udziałem „nowych” sędziów traktowano (trafnie, jak wskazuje rozwój wydarzeń w ETPCz) jako mniej „pewne”. Dlatego w niektórych sprawach przez SN adwokaci żądali (skutecznie) zmiany składów – np. nośna społecznie sprawa odszkodowania za nadużycia seksualne, sygn. II.CSK 124/19.
[2] U 2/20 z 20.4.2020 roku kwestionująca konstytucyjność Uchwały trzech Izb SN, z 23.1.2020 r. wdrażającej orzeczenie TSUE i P 7/20 z 14.7.2021 r., kwestionujące posłuszeństwo zarządzeniom tymczasowym TSUE.
[3] Sprawy K 3/21, K 5/21.
[4] Zawisła sprawa K6/21, będąca reakcją na rozstrzygniecie Xero flor.
Ewa Łętowska - prof. dr hab., profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, członek czynny Polskiej Akademii Umiejętności. Pierwszy rzecznik praw obywatelskich w Polsce (1988–1992), sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999–2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011).
Ewa Łętowska - prof. dr hab., profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, członek czynny Polskiej Akademii Umiejętności. Pierwszy rzecznik praw obywatelskich w Polsce (1988–1992), sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999–2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011).
Komentarze