0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Hans van DijkFot. Hans van Dijk

Na zdjęciu: skłotersi z Amsterdamu protestują pod hasłem „Geen woning, geen kroning” (Nie ma mieszkania, nie ma koronacji). Rokin, centrum Amsterdamu, 1980 rok. Fot. Hans van Dijk

Czołg taranuje płonącą barykadę. Tworzy przejście dla kolumny czołgów, wozów opancerzonych i oddziałów policji z okrągłymi tarczami. Na jeden z czołgów wskakuje dwójka młodych mężczyzn. Ryzykują życiem, by powstrzymać oddziały porządkowe. Bezskutecznie. Kolejna barykad znika pod gąsienicami. Inny wóz przesuwa samochód blokujący ulicę. Koparka zbiera kostkę brukową, która służyła za budulec barykad. Z ulic powoli „znika bałagan”.

W kronice filmowej 1980 roku nie ma kolorów. Jest bunt. 29 lutego skłotersi z Amsterdamu ponownie zajmują budynek, z którego tydzień wcześniej przegoniła ich policja. Kamienica w okolicy Vondelparku należy do znanego na amsterdamskim rynku nieruchomości spekulanta. Politycy próbują pertraktować, obiecują, że w budynku zostaną zakwaterowani cudzoziemcy, którzy mieszkają w zrujnowanych pensjonatach. Skłotersi podejrzewają podstęp.

Vondelstraat zamienia się w pole bitwy: po jednej stronie setki młodych skłotersów z prętami i łańcuchami, z kamieniami i butlami z gazem, po drugiej tysiąc policjantów z gazem łzawiącym. Po trzech dniach na ulicę wjeżdżają czołgi. Spekulant odzyskuje swoją własność.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

Przeczytaj także:

Brakuje 331 tys. mieszkań

43 lata później, 31 października 2022 roku, skłotersi z Amsterdamu zajmą budynek po drugiej stronie Vondelparku, przy Vossiusstraat 16. Pogłębiający się kryzys mieszkaniowy w Holandii sprawia, że młodzi ludzie ponownie uciekają się do skłotowania – tak jak pokolenie baby boomers w latach 80. Wielu osób po prostu nie stać na czynsz, a stan mieszkań w przystępnych cenach pozostawia wiele do życzenia.

Szacuje się, że brakuje około 331 tys. mieszkań, przy 60 tysiącach pustostanów.

Do tego rośnie liczba osób w kryzysie bezdomności, zwłaszcza wśród młodzieży między 18 a 22 rokiem życia. W 2021 roku holenderskie Centralne Biuro Statystki oszacowało liczbę osób w kryzysie bezdomności na 32 tysiące (przy 17,5 miliona mieszkańców). Oficjalne statystki nie biorą jednak pod uwagę osób powyżej 65 roku życia, osób bez ważnych dokumentów pobytowych ani niepełnoletnich.

W zeszłym roku tylko w Amsterdamie skłotersi zajęli dziewięć budynków. W większości wypadków policja dokonała eksmisji – od 2010 roku skłotowanie w Holandii jest niezgodne z prawem. Mimo to grupa z Vossiusstraat postawiła na swoim. Walka o „Vossi” rozegrała się nie na ulicy, ale w sądzie. Zamiast bomb i prętów skłotersi z Amsterdamu użyli wiedzy Heleen over de Linden, prawniczki i ekspertki od europejskich sankcji. Bo ich przeciwnikiem był rosyjski multimiliarder Arkadij Wołoż.

Sankcje na Wołoża

Portret Arkadija Wołoży. Skłotersi z Amsterdamu zajęli jego nieruchomość.
Dyrektor generalny Yandex Arkadij Wołoż bierze udział w dyskusji panelowej w ramach forum Artificial Intelligence Journey (AIJ) w Moskwie 9 listopada 2019 r. Fot: Sergei GUNEYEV / Sputnik / AFP

58-letni Wołoż to znana postać: założył giganta technologicznego Yandex, nazywanego rosyjskim Googlem. Ta największa firma internetowa w Rosji oferuje szeroki zakres usług: od serwisu dostarczania posiłków i przewozów taksówkowych, mapy i nawigację po reklamy online. Udziały w Yandexie ma m.in. szereg rosyjskich banków państwowych, w tym Sberbank i VTB. Wyszukiwarka Yandex.ru, która ruszyła w 1997 roku, promuje rosyjską propagandę i usuwa krytyczne wobec Kremla treści, w tym doniesienia o rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Firma ma przedstawicielstwa w dziesięciu krajach z główną siedzibą zarejestrowaną przy amsterdamskim lotnisku Schiphol.

W czerwcu 2022 roku multimiliarder Wołoż trafił na unijną listę indywidualnych sankcji. Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę państwa Unii Europejskiej starają się zlokalizować i zamrozić majątki rosyjskich przedsiębiorców i oligarchów, którzy wspierają Kreml w walce z Ukrainą. Na liście figuruje już prawie 1500 osób. W tym Wołoż, bo jako „czołowy biznesman zapewnia rządowi Federacji Rosyjskiej znaczne dochody”, czytam w dzienniku Urzędowym UE.

Wołoż uznał, że Komisja Europejska popełniła błąd umieszczając go na liście sankcji. Ale od razu zrezygnował ze stanowiska dyrektora generalnego i opuścił zarząd Yandexa. Multimiliarder protestował też, gdy wszystkie holenderskie media nazywały go rosyjskim oligarchą w związku z aferą wokół jego kamienicy w Amsterdamie. „Wołoż nie jest powiernikiem Władimira Putina, nie jest oligarchą i nie siedzi na garnuszku Kremla, a rodzina Wołożów jest przeciwna wojnie” – podkreślał w wywiadzie dla amsterdamskiego dziennika „Het Parool” przedstawiciel multimiliardera.

Kamienice w Amsterdamie, na jednej z nich pionowy transparent w j. rosyjskim: Yandex + FSB = znak serca. SŻlotersi z Amsterdamu zajęli kamienicę rosyjskiego oligarchy.
Należąca do Arkadija Wołoży kamienica przy ul. Vossiusstraat 16, którą w listopadzie 2022 roku zajęli skłotersi z Amsterdamu. Fot: JULIE CAPELLE/ AFPTV / AFP

Yandex + FSB = miłość

Ale skłotersi wiedzą swoje. Po zajęciu należącej do Wołoża kamienicy wywiesili transparent z napisem: Яндекс + ФСБ = [ikonka serduszka], czyli Yandex + FSB = miłość.

„Jesteśmy oburzeni, że Yandex ma siedzibę w Holandii” – pisali skłotersi z Amsterdamu w liście otwartym nawołującym do udziału w pierwszej rozprawie 9 listopada. „Yandex nie jest zwykłą firmą technologiczną. Wyszukiwarka Yandexa cenzuruje wszystkie opozycyjne media i oferuje tylko artykuły zatwierdzone przez państwo. Yandex wielokrotnie przekazywał dane swoich użytkowników FSB (rosyjskim służbom bezpieczeństwa) w poszukiwaniu działaczy walczących z państwem rosyjskim. Firma wykorzystuje gastarbeiterów, którzy pracują w usługach taksówkarskich i usługach dostarczania posiłków Yandexa. Wszelkie próby zjednoczenia się pracowników są blokowane.

Państwo holenderskie się do tego wszystkiego przyczynia. Wspiera również rosyjską inwazję na Ukrainę, bo zezwala, by Yandex miał swoją siedzibę w Holandii. Holenderski rząd napełnia kieszenie megabogaczy, oferując firmom takim jak Yandex i Royal Shell ulgi podatkowe. Ten rząd jest bardziej zainteresowany byciem rajem podatkowym dla watażków i wyzyskiwaczy niż wspieraniem ludzi uciekających przed wojnami i katastrofami powodowanymi przez te same korporacje”.

Holandia nie jest klasycznym rajem podatkowym – to przede wszystkim jeden z największych na świecie krajów tranzytowych do przenoszenia zysków. Zarejestrowanych jest tam ponad 10 000 firm przewozowych. Holandia od wieków profiluje się jako kraj handlowy. Dlatego zawarła umowy podatkowe z wieloma krajami. Zwłaszcza tak zwane umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania są szczególnie interesujące dla międzynarodowych firm. Ułatwia to bowiem przesyłanie pieniędzy przez Holandię do krajów o wyjątkowo niskich stawkach podatkowych. Przykładowo: między 2012-2019 Google przesłał około 128 miliardów euro z tantiem przez Holandię na Bermudy (do 2021 Holandia nie pobierała żadnego podatku od opłat za korzystanie z własności intelektualnej).

Eksmisja w trzy dni

Ze względu na „napiętą sytuację polityczną wokół kamienicy” skłotersi z Vossiusstraat dbają o bezpieczeństwo mieszkańców. Niechętnie rozmawiają z mediami. Kiedy pojawiam się pod drzwiami kamienicy pod koniec maja, nikt mi nie otwiera. Za drzwiami oblepionymi masą nalepek, w tym logo Star Wars przerobione na Stop Wars, miga czyjaś sylwetka. Na balkonie też nikogo nie ma. Krążę po ulicy. Dziewczyna z burzą afro loków, cała na czarno parkuje rower przy stojakach naprzeciw Vossi, jak skłotersi nazywają „swój dom”.

Przyspieszam kroku, bo dziewczyna kieruje się do drzwi. Zagaduję po niderlandzku. Prosi o przejście na angielski. Ma miękki, przyjemny głos. Wyjaśniam co robię, kim jestem.

– Nie rozmawiamy z dziennikarzami, bo nie jesteśmy pewni, co o nas napiszą – wyjaśnia.

Żegnamy się. Kiedy się odwrócę, zawoła mnie jeszcze i poprosi o dane kontaktowe. Na wszelki wypadek, gdyby zmienili zdanie.

Mijam Vondelpark pełen ludzi, pełen życia, przejeżdżających rowerzystów. Ponad 40 lat temu skłotersi z Amsterdamu walczyli o kamienicę po jego drugiej stronie – rzucali własnoręcznie zrobionymi bombami zza barykad. I przegrali. A ta dziewczyna, którą przed chwilą spotkałam, wygrała. I tylko dlatego, że jej przeciwnikiem był poddany unijnym sankcjom rosyjski oligarcha. Gdyby nieruchomość należała do kogoś innego, sąd orzekłby na korzyść właściciela.

I pewnie skłotersi szybko wylądowaliby na ulicy. W lipcu 2022 roku rząd zaostrzył prawo zakazujące skłotowania: czas między ogłoszeniem eksmisji skłotowanego budynku a jej wykonaniem został skrócony z ośmiu tygodni do trzech dni.

Nalepki anarchistów na drzwiach do kamienicy Arkadija Wołoża, którą zajęli skłotersi z Amsterdamu
Nalepki anarchistów na drzwiach do kamienicy Arkadija Wołoża, którą zajęli skłotersi z Amsterdamu. Fot: JULIE CAPELLE/ AFPTV / AFP

Nie ma mieszkania, nie ma króla

Część polityków walczy przeciwko skłotowaniu od lat 70. To wtedy, w 1973 roku, ówczesny Minister Sprawiedliwości z (nieistniejącej już) Katolickiej Partii Ludowej wystąpił z projektem zakazu. Skrytykowała to opozycja: nieistniejąca już Pacyfistyczna Partia Socjalistyczna i była Partia Komunistyczna oraz organizacje społeczne, od młodzieżowych ośrodków doradczych, organizacji studenckich po Radę Kościołów, czyli federację kościołów w Holandii. Przeciwnicy projektu podkreślali, że zakaz nie rozwiąże deficytu mieszkań, niszczejących pustostanów i spekulacji na rynku nieruchomości. A to te czynniki zmusiły wielu młodych do zajmowania budynków. Teraz jest podobnie.

W tym samym czasie, wiosną 1975 roku, skłotersi i mieszkańcy okolicy protestują przeciw wyburzaniu budynków w centrum Amsterdamu pod budowę stacji metra.

30 kwietnia 1980 roku, trzy miesiące po zamieszkach w okolicach Vondelparku, znowu wrze. Tym razem do starć ze służbami porządkowymi dochodzi po zaprzysiężeniu Beatrycze na królową Holandii. Skłotersi z Amsterdamu zajmują kilka budynków pod hasłem „Geen woning, geen kroning” (Nie ma mieszkania, nie ma koronacji).

40 lat później, kiedy królem Holandii będzie już syn Beatrycze Wilhelm-Aleksander, skłoterski kolektyw Mokum przejmie budynek przy handlowej ulicy w centrum Amsterdamu. Na fasadzie zawiśnie transparent „Geen woning, geen koning” (Nie ma mieszkania, nie ma króla).

Aktywiści przemianują hucznie obchodzone urodziny Wilhelma-Aleksandra, czyli Dzień Króla na Dzień Mieszkania.

Przeciw wojnie i kapitalizmowi

Skłotersi z Vossiusstraat od początku podkreślali, że występują przeciwko kapitalizmowi i wojnie. Po wygranej w sądzie chcieli organizować „imprezy solidarnościowe z osobami podejmującymi działania przeciwko rosyjskiej inwazji na Ukrainę oraz wszystkimi ludźmi dotkniętymi wojną i kapitalizmem”.

W listopadzie, parę dni po zajęciu kamienicy i wymianie zamków, do drzwi puka uchodźca z Ukrainy, Aleks – tak się przedstawia. Jest nieco starszy niż reszta mieszkańców. Aleks zostanie w Vossi przez dwa miesiące.

Chociaż na drzwiach i wewnątrz budynku wiszą zakazy fotografowania, Aleks potajemnie robi zdjęcia i filmy. Materiał trafi w ręce Wołoża. Jego prawnik użyje go przy apelacji.

– Dostałam to przed kwietniową rozprawą – mówi prawniczka skłotersów, wręczając mi teczkę ze zdjęciami, zrzutami z Instagrama „Vossiusstraat 16” i oświadczeniami sąsiadów. – Zastanawiałam się co to do licha jest – Heleen przeciąga ostatnie słowa.

Przeglądam słabej jakości zdjęcia cieknącego sufitu. Podobno prawnik Wołoża chciał w ten sposób udowodnić, że budynek jest niebezpiecznym placem budowy i nie nadaje się do zamieszkania.

W oświadczeniu sądowym, które złożył wykonawca remontu, czytam o stanie budynku na początku listopada: „Nie ma bieżącej wody, gaz nie został podłączony. Prąd można czerpać tylko z licznika prądu. Gniazdka nie działają”. Inspekcji kamienicy dokonał też niezależny inżynier. Wskazał mieszkańcom Vossi, jak zabezpieczyć niektóre miejsca. Orzekł, że po dokonaniu niezbędnych zmian, w kamienicy może mieszkać maksymalnie 10 osób.

Heleen odwiedziła Vossi dwa razy, w grudniu i kwietniu przed rozprawą w sądzie apelacyjnym. W listopadzie nie było na to czasu.

– Co pomyślałam? – Heleen przez chwilę się zastanawia. – Jaka szkoda! Bo to taki piękny budynek. Remont dobiegał końca. Widać było, że użyto drogich, dobrej jakości materiałów. Wnętrze emanowało luksusem. A skłotersi zabili deskami ze sklejki i kartonu schody i taras z tyłu domu. Na ścianach wisiały plakaty z podżegającymi tekstami. Wtedy pomyślałam: ten dom jest zbyt piękny, żeby go skłotować. Ale wiadomo – nie jestem skłoterką, stąd też taka reakcja.

Podczas drugiej wizyty Heleen zobaczyła, że „na ścianach przybyło plakatów i jaskrawych skłoterskich kolorów”. – Cóż, to wszystko jest częścią skłotowania. Ale te imprezy. Już od dawna naciskałam, żeby się uspokoili, bo sprawa może przybrać niekorzystny obrót.

Niektórzy sąsiedzi nie byli zadowoleni, czytam w oświadczeniach sporządzonych na prośbę adwokata Wołoża. Mowa o ogniskach w ogródku („kto zapłaci za skutki ewentualnego pożaru?”), porzuconych na chodniku wózkach z supermarketu Albert Heijn, puszkach po piwie, hałasie.

Vossi musi zostać, miasto jej potrzebuje

Skłotersi też poprosili sympatyków o oświadczenia.

„Od momentu, w którym widzisz drzwi wejściowe zdajesz sobie sprawę z politycznego charakteru tego budynku. (…) Nie chodzi tylko o wojnę w Ukrainie. Ludzie w końcu znaleźli dom w czasach, w których kryzys mieszkaniowy tylko się pogłębia”. Autor tego listu odwiedzał Vossi kilkukrotnie. Pisze o czytaniu poezji, wspólnym słuchaniu muzyki, byciu razem. „Nawet jeżeli zamkną ten skłot, to jestem przekonany, że pojawi się nowe miejsce, które przejmie i rozpali na nowo energię i empatię obecną w Vossi.

Solidaryzuj się ze skłotersami, walcz razem z nimi, aby ich głosy wybrzmiały.”

Inny sympatyk twierdzi, że „obecni lokatorzy i organizowane przez nich wydarzenia kulturalne przynoszą miastu więcej korzyści niż pusty dom rosyjskiego oligarchy. Te wydarzenia nie są nastawione na turystów i generowanie zysku”.

Vossi jest otwarte na niekomercyjne inicjatywy, podkreśla osoba z kolektywu Fashion Action. Organizuje on demonstracje przeciwko przemysłowi szybkiej mody, czyli metodzie projektowania, produkcji i marketingu skoncentrowanej na szybkie wytwarzanie dużych ilości odzieży, którą praktykują między innymi Primark, H&M czy Zara. W kamienicy odbywały się m.in. warsztaty z naprawiania ubrań i wymiany odzieży. Dlatego „Vossi musi zostać. Ze względu na społeczność, która powstała; ludzi, którzy dostali dach nad głową, ze względu na miasto – żeby pokazać przewagę ludzkiego życia, mieszkalnictwa dla ludzi i społeczności ponad pieniądze z rosyjskiej ropy”.

I jeszcze inna osoba: „Vossi musi zostać, miasto jej potrzebuje.

To byłoby absurdem, gdyby takie miejsce miało z powrotem trafić w ręce rosyjskiego oligarchy, który nie zrobił nic ważnego dla naszego miasta”.

Tymczasem skłotersi z Vossiusstraat „na zawsze poprawili obraz miasta, pokazując, że można się zatroszczyć o innych ludzi”, pisze sąsiadka, która w pierwszych dniach pożyczyła im odkurzacz. Zapukała jako jedna z pierwszych, bo sąsiedzi pomagają sobie. Odwiedzała Vossi regularnie. „Żeby się przekonać jak mogłaby wyglądać okolica Vondelparku, gdyby osoby zorientowane na społeczność miały tu więcej do powiedzenia niż osoby, które cenią własność prywatną. Ludzie mieszkający w Vossi zasługują na miejsce do życia, nawet jeżeli nie są miliarderami. Właśnie z tego powodu państwo powinno bronić ich praw. Oni stworzyli queerową rodzinę, nie powiązaną ze sobą więzami krwi i to jest inspirujące. Tak, żadna rodzina nie jest perfekcyjna, ale opowiadanie się przeciwko społeczności Vossi 16 byłoby przestępstwem, biorąc pod uwagę ich wkład w społeczność Amsterdamu”.

Skłotersom udało się też pokazać, że „rozwiązanie problemu bezdomności nie jest takie trudne”, stwierdza ktoś w innym liście. „To ujawnia niekompetencję gminy w tej dziedzinie. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że urzędnicy zgarniają pieniądze za rozwiązywanie tego problemu, a skłotersi z Amsterdamu robią to w wolnym czasie i znacznie skuteczniej. Oprócz schroniska dla bezdomnych zatroszczyli się o tanią ofertę kulturalną. To ważne, zważywszy na postępującą gentryfikację miasta i coraz droższy dostęp do kultury”.

Gdzie jest rosyjskie 50 mld?

Wołoż walczył o kamienicę przez pół roku. Zapłacił za nią prawie 3,5 miliona euro. Transakcja odbyła się w dwóch etapach, za pośrednictwem firmy Paraseven Limited z siedzibą na Tortoli – największej i najbardziej zaludnionej wyspie Brytyjskich Wysp Dziewiczych. W lutym tego roku ministrowie finansów UE umieścili Brytyjskie Wyspy Dziewicze na czarnej liście krajów, które umożliwiają unikanie płacenia podatków. Figuruje na niej jeszcze 15 innych zamorskich terytoriów i państw, w tym Rosja.

Od finalizacji transakcji w 2019 roku w kamienicy przy Vossiusstraat 16 trwa remont, powstają trzy luksusowe apartamenty. Prace są kontynuowane nawet po umieszczeniu Wołoża na liście sankcji i po zamrożeniu nieruchomości w wyniku dziennikarskiego śledztwa.

Jak to możliwe, że nikt się nie zorientował, że rosyjski multimiliarder objęty sankcjami posiada nieruchomość w Amsterdamie?

W kwietniu 2022 roku powołano wprawdzie specjalnego koordynatora ds. sankcji, ale ten tylko „się nagadał i szybko zamilkł”, jak stwierdza Heleen. Koordynatorem był Stef Blok, były minister spraw zagranicznych i minister do spraw gospodarczych i polityki klimatycznej. Zapewniał, że „bardzo uważnie przygląda się, czy w pierwszej rundzie zamrożeń nie pominięto firm lub osób”. Wołoż, założyciel Yandexu z siedzibą 15 km od dworca głównego w Amsterdamie, umknął Blokowi.

Blok rozmawiał z bankami, notariuszami, spółkami powierniczymi i prawnikami. Pod koniec maja w Parlamencie odbyła się dyskusja okrągłego stołu z udziałem wszystkich partii politycznych i ekspertów. Blok zaprosił również Heleen.

– Pytał, co trzeba poprawić, co przeoczył. Po czym zebrał wszystko do kupy, ale na tym stanęło. Wszystko się rozmyło. Ściganie obrzydliwie bogatych Rosjan nie jest priorytetem w tym kraju!

Apartamenty przy Vossiusstraat pozostają jedynymi rosyjskimi nieruchomościami w Holandii, które zostały zamrożone w ramach europejskich sankcji. W końcowym raporcie z 13 maja 2022 roku Stef Blok stwierdził, że ​​„holenderski rynek nieruchomości nie jest przedmiotem zainteresowania Rosjan objętych sankcjami”. W tym samym czasie holenderski rząd zaprzestał skoordynowanych poszukiwań rosyjskich aktywów w Holandii. Wdrożenie sankcji zależy od tej pory od działań firm, prawników, notariuszy i innych specjalistów.

Dziennikarze śledczy z platformy Follow the Money szacują rosyjski majątek w Holandii na 50 mld euro. Dotychczas zamrożono jedynie aktywa finansowe o wysokości 465 mln euro, 26 statki o łącznej wartości miliona euro, siedem samolotów o łącznej wartości między 350 do 400 mln euro oraz zablokowano transakcje finansowe na kwotę prawie 575 mln euro.

Wiadomo, że w 2022 roku 118 Rosjan było właścicielami holenderskich firm. Swoje holenderskie aktywa zgłosiło dziewięciu objętych sankcjami oligarchów i firm. W tym Wołoż.

Złote paszporty Rosjan

Ten przebywa na stałe w Izraelu, chciał tam nawet przenieść siedzibę Yandexa. Nie przyjechał na rozprawy. Sankcje pozbawiają go prawa wjazdu do Unii Europejskiej. Może polecieć tylko na Maltę – ze swoim złotym paszportem, który kupił po aneksji Krymu przez Rosję. Podobnie jak setki rosyjskich milionerów, których stać na zainwestowanie między 600 tys. a 750 tys. euro do maltańskiego Funduszu Rozwoju Społecznego, kupno nieruchomości (za co najmniej 700 tys. euro) oraz przekazanie 10 tys. euro dowolnej organizacji pozarządowej zatwierdzonej przez rządową agencję Community Malta.

Malta wciąż jest w miarę bezpieczną przystanią dla rosyjskich oligarchów i multimiliarderów. To jedyne unijne państwo, które nie zlikwidowało złotych paszportów, chociaż Komisja Europejska wszczęła wobec Malty postępowanie w sprawie naruszenia unijnego prawa. We wrześniu ubiegłego roku sprawa trafiła do Trybunału Sprawiedliwości UE.

Bułgaria i Cypr wycofały się z systemu złotych jokerów.

Już w kwietniu 2022 roku Cypr odebrał obywatelstwo czterem oligarchom i unieważnił kolejne 21 złotych paszportów.

Do Holandii przyjechała za to żona Wołoża, choć oficjalnie nie była stroną w sprawie. Mimo to sędzia zezwolił jej na powiedzenie kilku słów. – Stwierdziła, że jej rodzina chce sama decydować, kto będzie mieszkał przy Vossiusstraat. Podobno też chciałaby pomóc Ukraińcom i zaoferować im schronienie w Amsterdamie. Skłotersi, którzy przyszli na rozprawę, ją wyśmiali. Uznali to za szczyt cynizmu, czcze obietnice składane przed sądem, by odzyskać kamienicę – wyjaśnia Heleen.

Moskiewska historia Heleen

Heleen też nie uwierzyła w szczere chęci Wołożów. Jest przeciwna wojnie. Otwarcie krytykuje Putina. 30 września 2022 roku umieszcza na Facebooku serię zdjęć z czasów studenckich, kiedy mieszkała w Moskwie. Chce pokazać, „jak wtedy wyglądała stolica (!) Związku Radzieckiego…. Nie sfotografowałam tego tylko po to, żeby pokazać rozkład. Tak po prostu było. Wszystko stare, prawie żadnych samochodów na drogach i puste sklepy. Nastała pora na refleksję nad Związkiem Sowieckim i pragnieniem jednej osoby do powrotu do tamtych czasów. Sam [Putin] mieszkał wtedy za granicą, nie należał do zwykłych ludzi, którzy musieli stać w kolejkach. DZISIAJ NASTAŁ CZARNY DZIEŃ ze względu na czyjąś megalomanię i chęć powrotu do czegoś, co całkowicie zniknęło”.

Patrzę na zdjęcie uśmiechniętej Heleen w czapce uszatce, opatulonej czerwonym szalikiem. Jej sylwetka tonie pod grubym płaszczem. Studiowała wtedy rosyjski, prawniczką zostanie znacznie później. Pasją do języka zaraziła ją anglistka w szkole średniej. Poświęcała pięć minut każdej lekcji na omówienie rosyjskiej literatury.

Heleen wahała się jeszcze między francuskim a rosyjskim. W 1984 roku, jeszcze przed rozpoczęciem studiów, wyjechała na rok do Paryża. Opanowała język w dostatecznym stopniu, więc „studiowanie francuskiego wydało jej się „przesadą”. Dlatego zdecydowała się na filologię rosyjską. Podobno trzech najlepszych studentów mogło wyjechać na rok do Moskwy. W czasach, w których nie można było dostać wizy na dłużej niż kilka dni, Heleen przyłożyła się do nauki i rok 1988 spędziła w Rosji. Związek Radziecki rozpadał się na jej oczach. Na początku nikt z nią nie rozmawiał. Za kontakt z obcokrajowcem groziła kara do pięciu lat więzienia. Dopiero pod koniec roku nawiązała znajomości.

Wy okupujecie Ukrainę, a my was

Po powrocie do kraju Heleen skończy studia i założy biuro podróży dla studentów w suterenie domu rodziców, w centrum Amsterdamu, pośród kanałów. W tym samym mieszkaniu, w którym spotykamy się teraz. Siadam na seledynowej sofie, przy oknie wychodzącym na wąską, cichą jak na centrum Amsterdamu uliczkę. Spoglądam za okno. Myślę o lokatorach z Vossiusstraat, którzy jeszcze tydzień temu stali na tej ulicy z cytrynowym tortem z jednej z najlepszych cukierni w Amsterdamie. W podzięce za wygraną w sądzie.

– Byli we dwoje: chłopak, którego wcześniej nie widziałam i główna przedstawicielka skłotersów, ta sama dziewczyna, która zadzwoniła do mnie 4 listopada. Przeczytała wnioski ze śledztwa w dzienniku NRC Handelsblad. Niezależny dziennikarz śledczy Gidi Pols odkrył, że kamienica należy do Wołoża. Ta dziewczyna chciała wiedzieć, czy informacje na temat sankcji i zakazu prowadzenia remontu w zamrożonej nieruchomości się zgadzają. I spytała, czy mogłabym ich reprezentować, bo dostali wezwanie do sądu. A ja przecież wiem wszystko o sankcjach, tak mówili. To była bardzo krótka, konkretna rozmowa.

Heleen nie miała dużo czasu na zastanowienie. Termin rozprawy wyznaczono na 9 listopada. Zgodziła się. Mimo, że sprzeciwia się skłotowaniu, bo przecież ktoś zajmuję czyjąś posiadłość.

I mimo że Heleen zwykle nie broni z urzędu, bo „dawno by zbankrutowała”.

Poza tym sprawa ją zszokowała. – Bo wyobraź sobie, że opisują coś takiego w gazecie, nie mijają trzy tygodnie, a skłotersi zajmują budynek. Nie było takiego przypadku w Holandii.

W Wielkiej Brytanii – owszem. W marcu 2022 roku grupka anarchistów przejęła londyńską rezydencję należącą do rodziny rosyjskiego miliardera Olega Deripaski, który został umieszczony na liście sankcji tydzień wcześniej. Skłotersi chcieli w ten sposób okazać solidarność z Ukraińcami i Ukrainkami oraz Rosjanami i Rosjankami, którzy „nie zgadzają się na to szaleństwo”.

„Wy okupujecie Ukrainę, my okupujemy was”, napisali w oświadczeniu.

Ta historia nie ma happy endu. Policja aresztowała czterech anarchistów, którzy opuścili budynek i zatrzymała tych, którzy próbowali wrócić do „wyzwolonego miejsca”. Po czym funkcjonariusze w uniformach bojowych eksmitowali resztę lokatorów. Rzecznik ówczesnego premiera Borisa Johnsona poinformował dziennikarzy, że rząd szuka „odpowiedniego przeznaczenia dla zajętych nieruchomości”. Podkreślił, że rządzący są „przeciwko łamaniu prawa”.

Specjalistka od sankcji

Heleen zgodziła się reprezentować skłotersów, bo „w końcu chodziło o Rosjanina objętego sankcjami”, a to przecież jej specjalność. Kończy doktorat o praworządności europejskich sankcji. Tematem zajmuje się od 2014 roku, kiedy Rada Unii Europejskiej nałożyła sankcje na „osoby odpowiedzialne za sprzeniewierzenie ukraińskich funduszy państwowych”, w tym na byłego prorosyjskiego prezydenta Ukrainy Janukowycza.

Heleen wydawało się dziwne, że można ot tak zamrozić czyjś majątek bez rozpatrzenia sprawy w sądzie. „W Holandii sędzia dokonuje oceny sytuacji i orzeka. A tu nagle ministrowie spraw zagranicznych decydują w Brukseli, że ktoś im się nie podoba i postanawiają arbitralnie nałożyć sankcje. To przecież totalnie niezgodne z naszym systemem prawnym” – myślała Heleen.

Dlatego postanowiła przyjrzeć się sprawie. Stwierdziła, że to temat na doktorat.

- Wtedy jeszcze nikt się tym nie zajmował.

Heleen nie liczy już zaproszeń do programów ani udzielonych wywiadów. Od 24 lutego 2022 roku media i politycy co chwilę proszą ją o komentarz. Do tego doszła głośna sprawa z kamienicą Wołoża. Heleen od początku zapewniała skłotersów, że wygrają.

– Chodzi o rosyjskiego oligarchę objętego sankcjami. Nie będzie przecież korzystał z tego domu.

To samo orzekł sąd apelacyjny. Sędzia stwierdził, że eksmisja skłotersów mogłaby doprowadzić do powstania pustostanu. – A tego w Holandii nie chcemy. W końcu borykamy się z kryzysem mieszkalnictwa – wyjaśnia z uśmiechem Heleen.

Eksmisji nie będzie

Wiem tylko i aż tyle. Nie udało mi się sprawdzić, jak teraz wyglądają luksusowe apartamenty Wołoża ani poznać mieszkańców Vossi. O jednej osobie czytam w oświadczeniu zaprezentowanym sędziemu:

„Przyjechałam do Amsterdamu w zeszłym miesiącu, potrzebowałam miejsca, w którym zostałabym dobrze przyjęta, ale nie jakiegokolwiek miejsca, tylko miejsca, w którym czułabym się bezpiecznie – tak bezpiecznie jak nigdy dotąd, by przygotować się do największych zmian w moim życiu, do zmiany płci i procedury azylowej. Gdzie istnieje miejsce dla kogoś o takich potrzebach? Znalazłam je na Vossiusstraat 16, a raczej Vossi, bo tak lubię nazywać to miejsce. Vossi to nie hotel, to cały świat, to rodzina, to moja rodzina”.

Zgodnie z umową wysyłam skłotersom angielskojęzyczną wersję tego tekstu.

Czekam.

Przychodzą dwa maile. Proszą o usunięcie imion osób, które napisały oświadczenia w ich sprawie. I o usunięcie kilku szczegółów, które mogłyby im zaszkodzić.

Nie chcą dodać nic od siebie.

A jak jest w Vossi? Podobno spokojnie. Musi być. Podczas rozprawy skłotersi obiecali, że skończą z imprezami. A sędzia podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji – eksmisji nie będzie.

;

Udostępnij:

Ula Idzikowska

Dziennikarka, reporterka. Absolwentka filologii niderlandzkiej, literatury porównawczej i dziennikarstwa śledczego. Obecnie mieszka we Lwowie, czasami w Szczecinie. Poprzednie 11 lat spędziła w Belgii, Holandii i reszcie świata. Pisze o migracji i tematyce społecznej.

Komentarze