Z naszego imaginarium o uchodźcach na granicy z Białorusią wyrugowano konkretne osoby, z ich prawami, potrzebami, historiami, dramatami, kompetencjami, uczuciami. Losy tych ludzi rozpuszczają się w przerażającej opowieści o wojnie hybrydowej. I to działa
Poprzedni rząd celowo wymieszał kryzys bezpieczeństwa z kryzysem humanitarnym. Obecny rząd robi to samo: skleja sygnały zagrożenia z uchodźcami czy migrantami. Chodzi o to, by tworzyć automatyczne skojarzenia oparte na lęku. Oficjalne obrazki z granicy pełne są uzbrojonych i zamaskowanych żołnierzy, wojskowego sprzętu. Normalizujemy je, jako adekwatne do sytuacji. Towarzyszą im w kółko powtarzane frazy o instrumentalizacji i nielegalnych migrantach. I dehumanizujący efekt jest gotowy – pisze Tomasz Thun-Janowski*.
OKO.press przedstawia drugi odcinek publicystycznego tryptyku LUDZIE – SŁOWA – WŁADZA Tomasza Thuna-Janowskiego, który jest polemiką z dominującym przekazem o tym, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej. W pierwszym odcinku autor oceniał skalę zjawiska, cytując oficjalne dane i zestawienia organizacji społecznych. Teraz analizuje język, jakim o granicy mówi mówią politycy, a za nimi główne media:
Jutro, w trzecim odcinku, Thun-Janowski odniesie się do całej polskiej polityki migracyjnej opartej na segregacji i wykluczeniu. I zapyta o jej polityczny sens.
Rosnąca niechęć do migrantek i migrantów w Polsce jest faktem, a sytuacja na granicy Polski i Białorusi jest w powszechnym wyobrażeniu odbierana w kategoriach zagrożenia i wojny hybrydowej. Są oczywiście wyjątki, ale generalnie z oficjalnych doniesień znad granicy
niemal całkowicie wyparowała solidarność i humanitarne aspekty sytuacji.
A także pytanie o praworządność w działaniach władz, choć kolejni politycy obozu rządzącego powtarzają, jak im na niej zależy. Dominuje narracja o nielegalnej migracji, nielegalnych migrantach, nielegalnych przekroczeniach granicy, wojnie hybrydowej. I o zagrożeniu dla państwa.
Wyjaśnijmy po kolei.
Migracja jest globalnym zjawiskiem, które istnieje od zawsze. Trudno przypisać dążeniom ludzi do poprawy swojego losu (czasem ekonomicznego, czasem ratowania życia) przymiot nielegalności. Nielegalnie można przekroczyć granicę, ale przekroczenie granicy w miejscu do tego nieprzeznaczonym w polskim systemie prawnym jest wykroczeniem, a nie przestępstwem (tak jak przejście przez jezdnię w miejscu, gdzie nie ma pasów; osobie, która tak robi, nie chcemy odbierać podstawowych praw i raczej będziemy jej udzielać pomocy w razie potrzeby, dlaczego to nie dotyczy ludzi na granicy?).
Można także nielegalnie przebywać na terytorium jakiegoś państwa (np. kiedy wygaśnie komuś wiza). Przy tym różnica pomiędzy nielegalną a legalną migracją wcale nie jest tak ostra, jak chcieliby politycy, status ludzi przebywających w różnych krajach może się z czasem zmieniać.
To, co pozostaje niezmienne, to prosty fakt, że państwu (brzydko mówiąc) opłaca się integrować wszystkich przebywających na jego terytorium. I to w interesie zarówno nowoprzybyłych, jak i lokalnej społeczności. Także po to, by kontrolować, co się z tymi ludźmi dzieje i udzielać im pomocy, jeśli tego potrzebują. Tak być powinno, ale tak nie jest.
Powtarzanie frazy o nielegalnych migrantach jest jednak nie tylko szkodliwym skrótem myślowym. To strategiczna manipulacja władz, która godzi w nasz wspólny interes.
Drugim poważnym zabiegiem narracyjnym władz jest militaryzacja migracji i jej sekurytyzacja [przedstawianie migracji jako zagrożenie dla bezpieczeństwa – red.]. Z badań wiemy, że około 7 proc. populacji Polski to migrantki i cudzoziemcy, tymczasem w społecznym wyobrażeniu jest ich aż 16 proc.
Taki jest efekt turbo propagandy władz. Poprzedni rząd celowo wymieszał kryzys bezpieczeństwa z kryzysem humanitarnym. Obecny rząd robi to samo: skleja sygnały zagrożenia z uchodźcami czy migrantami. Chodzi o to, by tworzyć automatyczne skojarzenia oparte na lęku. Oficjalne obrazki z granicy pełne są uzbrojonych i zamaskowanych żołnierzy, wojskowego sprzętu. Normalizujemy je jako adekwatne do sytuacji.
Towarzyszą im w kółko powtarzane frazy o „wojnie hybrydowej”, „nielegalnych migrantach”, czy zagrożeniu z krajów muzułmańskich. Budujemy jednocześnie uprzedzenia, dyskryminację i coraz powszechniejszą zgodę na nienawiść.
Z naszego imaginarium wyrugowano konkretne osoby, z ich prawami, potrzebami, historiami, dramatami, kompetencjami, uczuciami. Losy tych ludzi rozpuszczają się w przerażającej opowieści o wojnie hybrydowej i agresywnym tłumie z granicy. I to działa.
Trzecim narzędziem w walce o zbiorową wyobraźnię jest kryminalizacja pomocy humanitarnej i represje wobec tych, którzy mimo represji starają się odpowiedzieć na kryzys. Dotyczy to obrońców praw człowieka i dziennikarek działających na Podlasiu.
Jaskrawym przykładem takich działań państwa jest haniebny proces Piątki (ze szczególnie zawstydzającą rolą ówczesnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, prof. Adama Bodnara, rzecznika praw obywatelskich w latach 2015 – 2021), czy proces wytoczony aktywiście Bartoszowi za starania o uszanowanie przez Straż Graniczną praw jego mocodawcy, uchodźcy z Somalii.
Dotąd sądy w znaczącej większości orzekały na rzecz obrończyń praw człowieka, ale sam fakt wytaczania procesów już jest represją. A przypadków szykan jest więcej. Skalę prób zastraszania i wywoływania efektu mrożącego wśród aktywistek i aktywistów opisuje wydany w czerwcu 2025 raport Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Manipulowanie narracją o granicy jest tym skuteczniejsze, im bardziej władze ograniczą społeczeństwu dostęp do źródeł informacji. Czemu innemu miało służyć wprowadzenie w końcu sierpnia 2021 i utrzymanie do dziś strefy zamkniętej dla mediów i organizacji pomocowych?
Chodzi o to, by nikt nie patrzył władzy na ręce, nie donosił o skali bezprawia dokonywanej przez polskie służby mundurowe, by całkowicie kontrolować opowieść.
Naturę tych form działania władzy lapidarnie opisał mecenas Jarosław Jagura w mowie końcowej procesu jednego z aktywistów 19 września 2025 w sądzie w Białymstoku:
“Bezprawie nie lubi świadków. Przemoc nie lubi świadków. Łamanie prawa nie lubi świadków. I o to w tej sprawie chodzi. Aby nie było świadków i aby nikt więcej nie zdobył się na stawanie przeciwko temu, co robi Straż Graniczna.”
Oczywiście obecna władza działa inaczej niż poprzednia. Nie organizuje konferencji prasowych jak ta z 27 września 2021 roku ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka i szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego, na której pokazywano kadr z zoofilskiego filmu pornograficznego jako rzekomy dowód moralnego upadku dążących do Europy uchodźców i migrantów.
Różnica jest jednak w stylu działania, nie zaś w głównym kierunku i intencjach.
Rzecz w tym, że język i działania obecnych władz oswajają społeczeństwo ze skrajnymi poglądami i postawami, wprowadzają do mainstreamu ektrema. Aż dziwne, że żaden z doradców i spin doktorów nie widzi, że władza – metodycznie i planowo, jak śpiewał Wojciech Młynarski [o Polskiej Partii Piłujących] – piłuje gałąź, na której wszyscy siedzimy.
Obecny rząd wytrwale i systematycznie pracuje na sukces prawicowych populistów. Chociaż wmawia nam, że jego cel jest odwrotny.
Nie da się myśleć i pracować nad włączaniem do wspólnoty osób, wobec których rozbudzamy poczucie wyższości i pogardy, którymi straszymy dzień i noc. A przecież migranci i migrantki w Polsce będą już zawsze. Odmawianie im podstawowych praw przełoży się w końcu na poczucie krzywdy tych ludzi i w efekcie musi wywołać poczucie niesprawiedliwości, reakcję złości i – bardziej bądź mniej gwałtowne w formach – próby upominania się o swoje prawa. To tylko kwestia czasu.
Wysocy urzędnicy państwowi zwykli przy tym protekcjonalnie i pogardliwie podważać rolę obrońców praw człowieka. Robili to i Mariusz Błaszczak, i prezydent Andrzej Duda (wystarczy przypomnieć jego słowa o durniach i ludziach nieodpowiedzialnych z 15 sierpnia 2022), ale także i wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, i premier Donald Tusk.
W tym samym prześmiewczym tonie po nielegalnym zatrzymaniu obywatelek i obywateli Polski uczestniczących w Global Sumud Flotylla wypowiadał się wicepremier i szef MSZ Radosław Sikorski.
Za naszą wschodnią granicą trwa pełnoskalowa wojna, a intencje dwóch wschodnich sąsiadów są wobec Polski wrogie. Podejmowane są różnorodne działania wymierzone przeciwko naszemu krajowi. Ich celem nie jest jednak zdobycie Warszawy, ale destabilizacja sytuacji społecznej, polaryzowanie opinii publicznych, rozbudzanie poczucia zagrożenia, a także skupianie uwagi i środków (w tym militarnych) na problemach pozornych z punktu widzenia obronności kraju.
Trzeba otwarcie powiedzieć, że w tym sensie odpowiedź rządu na wywołany przez Łukaszenkę i Putina kryzys realizuje ten plan.
Militarna reakcja na kryzys jest krytykowana nawet przez ekspertów od wojskowości. Oddelegowaliśmy 17 tysięcy wojskowych do wsparcia Straży Granicznej, którzy tropią w lesie migrantki i uchodźców, zamiast rozwijać np. zdolności obronne przed dronami, czy szkolić się w nowych technologiach wojskowych.
W wyniku stosowania pushbacków i wdrożenia ustawy z lutego 2025 roku dającej władzom możliwość zawieszania prawa do wnioskowania o ochronę międzynarodową sami pozbawiliśmy się kontroli nad tym, kto dostaje się do Polski.
Jak można nie zauważyć, że stwarza to dogodne warunki do działań przemytników i wrogich służb?
Jak udało się wmówić społeczeństwu, że wyrzucanie ludzi za płot bez dokumentowania tego faktu w żadnych rejestrach poprawia bezpieczeństwo? Wiem z tzw. pierwszej ręki, że do wiosny 2025 wojsko nie miało łączności ze Strażą Graniczną, której ma na Podlasiu pomagać (czy to się zmieniło?). Wypadki z pijanymi żołnierzami, którzy strzelają do cywilów lub do siebie nawzajem trafiają do mediów, ale nie prowadziły nigdy do wyciągnięcia konsekwencji wobec tych, którzy za ten stan odpowiadają, ani do zmiany sposobów zarządzania bezpieczeństwem na Podlasiu.
Wyszkolenie i wyposażenie żołnierzy na granicy nadal budzi wstyd i grozę; są na to dziesiątki przykładów, łącznie z zeznaniami wojskowych w sądach, w których przyznawali, że podczas interwencji nie mają map terenu, na którym operują, nie znają ram prawych, w których powinni się poruszać itp. Niemal każda osoba pomagająca na Podlasiu ma długą listę podobnych – i strasznych, i śmiesznych – anegdot (np. zostawione wojskowe auto z karabinami w środku i kluczykami w stacyjce, długa broń wypadająca na leśną drogę z szoferki itd.).
Nawet tragiczna śmierć sierżanta Mateusza Sitka w czerwcu 2024 została cynicznie wykorzystana przez władze. Natychmiast po zdarzeniu wicepremier Kosiniak-Kamysz orzekł, że ataku dokonał migrant, choć niczego takiego nie udowodniono. Nie usłyszeliśmy jednak (do dziś) odpowiedzi na pytania o okoliczności śmierci (pytała o to dziennikarka Paulina Siegień w Krytyce Politycznej):
Zamiast wyjaśnień wprowadzono ustawę,
zwalniającą mundurowych z odpowiedzialności za nieprawidłowe użycie broni na terytorium całego kraju i to w czasie pokoju.
Nie wystarczy nazwać strategii migracyjnej kompleksową i przywracającą kontrolę oraz bezpieczeństwo, by taką była. To przejaw myślenia magicznego, a nie działanie w realnej sytuacji, wobec której – wszystko na to wskazuje – jesteśmy bezradni i nieskuteczni. W polskim granicznym wydaniu słowo „bezpieczeństwo” – jak to opisywał Stanisław Barańczak w odniesieniu do komunistycznej władzy – budzi dziś dreszcz grozy.
Strategia migracyjna została w październiku 2024 roku przyjęta przez rząd wbrew krytyce środowiska ekspertek i ekspertów od migracji oraz organizacji społeczeństwa obywatelskiego. W tekście odmienia się „bezpieczeństwo” przez wszystkie przypadki, bo jak to ujęły badaczki i badacze w raporcie dla MSWiA właśnie bezpieczeństwo jest najczęściej wskazywaną przez ludzi wartością, jaką ma uwzględniać i brać pod uwagę polityka migracyjna.
Ale tuż za tym wskazaniem pojawiły się w badaniach prawa człowieka, spójność społeczna, humanitaryzm. Próżno jednak szukać w rządowym dokumencie działań na rzecz takich wartości. Trudno brać na serio plany wdrożenia tej części strategii rządowej, skoro np. przewidują one powstanie polityki integracyjnej w roku… 2026.
Premier Tusk manipuluje, kiedy mówi, że jego zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa, więc musi robić rzeczy, które nie zawsze są miłe i ładne. Ta dychotomia jest nieprawdziwa.
Po pierwsze, zadaniem premiera jest godzić przeciwstawne potrzeby, znajdować rozwiązania, kiedy sytuacja jest złożona, ma do tego cały aparat państwa.
Po drugie – jak stanowi art. 7 Konstytucji – władza musi działać na podstawie i w granicach prawa.
Minister Duszczyk wprost przyznaje w wywiadzie dla OKO.press z marca 2025, że bez wprowadzonych przez rząd PiS nielegalnych przepisów nie potrafiłby poradzić sobie z zastaną sytuacją. Twierdzi przy tym, że kolejne prawne rozwiązania są przygotowane na sytuację ekstraordynaryjną i być może nigdy nie trzeba będzie po nie sięgać. Podczas wysłuchania publicznego w sprawie ustaw (4 lutego 2025) minister mówił: “Pytanie jest o to, czy to jest tylko i wyłącznie ta strategia [ustawa o azylu], bo jeżeli ona byłaby tylko taką strategią, to stwierdziłbym, że może rzeczywiście są inne instrumenty i sobie możemy poradzić, może są inne działania, które można byłoby wdrożyć, żeby tym problemem – jak do tej pory – zarządzać i to robimy bez tej ustawy. Ta ustawa jest ekstraordynaryjna. Zakłada ona sytuację, w której nie ma innych środków, żeby przeciwstawić się agresji na Polskę”.
Demaskuje Duszczyka jego własny szef, premier Tusk, który wbrew zapewnieniom ministra danym posłankom i posłom debatującym nad zawieszeniem prawa do azylu, następnego dnia po przegłosowaniu ustawy wprowadza ją w życie przedłużanym do dziś rozporządzeniem (nota bene napisanym na kolanie). Choć żadnej ekstraordynaryjności nie widać. Kolejne przedłużenie obowiązywania rozporządzenia Sejm przegłosował 7 listopada 2025 r.
Redukowanie bezpieczeństwa do liczby karabinów i czołgów jest niebezpieczne.
Bezpieczeństwo oznacza przecież także spójność społeczną, budowanie zdolności współpracy i reagowania na kryzysy wspólnot lokalnych i ponadlokalnych, zdolność do krytycznej oceny źródeł informacji. A przede wszystkim przestrzeganie procedur i prawa.
Stworzony oddolnie obywatelski system pomocowy na granicy jest imponujący. To wielki i niewykorzystany potencjał, którego twórczynie i twórcy doświadczają represji, a ich działalność jest kryminalizowana przez państwo. A przecież ten system zastępuje państwo, nieobecne w swoich najbardziej podstawowych funkcjach – ochrony ludzkiej godności, zdrowia i życia.
Fałszowanie języka i ograniczanie dostępu do informacji jest de facto otwieraniem pola propagandzie Łukaszenki i Putina,
których celem – jak mówi prof. Andrzej Leder – jest doprowadzenie do zwycięstwa prawicowych dyktatur. I trzeba to powiedzieć wprost – polski rząd realizuje w tym zakresie plany rosyjsko-białoruskie.
Nie kwestionuję przy tym instrumentalizacji migracji dokonywanej przez Łukaszenkę i białoruskie służby. Nie kwestionuję także aktów agresji, które zdarzają się na granicy
Kwestionuję autorytarną łatwość, z którą polskie państwo bez konieczności uzasadniania swoich wyborów podważa najbardziej fundamentalne przepisy prawa i naraża ludzi na cierpienie i śmierć. I odgrywa teatr, by społeczeństwo zrezygnowało ze swoich praw za złudne poczucie bezpieczeństwa.
Kwestionuję uprawianie cynicznej i okrutnej polityki zamiast takiej, która realnie odpowiada na prawdziwe wyzwania i w oparciu o prawo rozwiązuje realne problemy.
Jutro w OKO.press trzeci odcinek publicystycznego cyklu Tomasza Thuna-Janowskiego o granicy z Białorusią.
Prawa człowieka
Uchodźcy i migranci
Mariusz Błaszczak
Adam Bodnar
Jarosław Kaczyński
Władysław Kosiniak - Kamysz
Alaksandr Łukaszenka
Władimir Putin
Radosław Sikorski
Donald Tusk
Rząd Donalda Tuska (drugi)
Straż Graniczna
Andrzej Leder
Helsińska Fundacja Praw Człowieka
Maciej Duszczyk
strategia migracyjna
Związany zawodowo z sektorem kultury oraz sektorem praw człowieka i humanitarnym. Od jesieni 2021 roku udziela pomocy humanitarnej na granicy polsko-białoruskiej
Związany zawodowo z sektorem kultury oraz sektorem praw człowieka i humanitarnym. Od jesieni 2021 roku udziela pomocy humanitarnej na granicy polsko-białoruskiej
Komentarze