PiS znowu chce ratować Polskę przed unicestwieniem. Zagrożenie płynie nie skądinąd, a od Tuska i z Brukseli, pod dyktando „najsilniejszych” – Niemiec, czasem Francji – twierdzi Kaczyński. Morawiecki wyznaje w wywiadzie z brytyjskim tabloidem, że „rozumie, dlaczego Wielka Brytania zdecydowała się na brexit”
Przed nadchodzącymi wyborami do Parlamentu Europejskiego (6-9 czerwca 2024) Prawo i Sprawiedliwość znowu usiłuje przekonać wyborców o tym, że gra toczy się o najwyższą stawkę. Że trzeba przeciwstawić się „wielkiemu planowi likwidacji Polski”, który rząd Tuska – jako „władza zewnętrzna” – realizuje „na zlecenie Berlina i Paryża”.
Poprzedni tydzień przyniósł odsłonięcie kart, z których układana będzie polityczna rozgrywka w najbliższym czasie.
Narracja PiS-u jest już kompletna.
Jest w niej „wielki plan likwidacji Polski” (rzekomo procedowana z woli Niemiec reforma traktatowa UE, która pozbawi państwa członkowskie „resztek suwerenności”, a także doprowadzi do „centralizacji i implozji UE”), wielki plan „okradzenia Polski” (poprzez wprowadzenie Polski do strefy euro), próba „pacyfikacji obozu patriotycznego” (aresztowanie Kamińskiego i Wąsika), a także odradzający się imperializm niemiecki.
Polska, „atrakcyjna inwestycyjnie”, według narracji PiS-u, staje się konkurencją dla gospodarek niemieckiej czy francuskiej, które chcą utrzymać ją w pułapce średniego rozwoju, by wciąż, z powodzeniem, eksploatować – rekonstruujemy sposób myślenia polityków PiS.
Z jednej strony to wszystko już było:
Tym razem jednak antyunijna narracja PiS-u dostaje nowego wiatru w żagle. Jest nim wyrażona przez PiS „konieczność walki o Polskę”, bo jej byt po pierwszym miesiącu sprawowania władzy przez obóz demokratyczny, jest rzekomo poważnie zagrożony.
PiS wzywa do "bitwy o Polskę niepodległą i suwerenną”.
Najważniejsze zręby tej odświeżonej eurosceptycznej koncepcji, prezes PiS Jarosław Kaczyński przedstawił 9 stycznia 2024 w wywiadzie w Telewizji Republika, a następnie powtórzył podczas czwartkowego Protestu Wolnych Polaków, czyli marszu zwolenników PiS z 11 stycznia.
Te same twierdzenia, tylko w formule dopasowanej do nieco bardziej wyrobionych odbiorców, powtórzył były premier Mateusz Morawiecki w opublikowanym w niedzielę 14 stycznia wywiadzie z brytyjskim tabloidem Daily Express.
Jakie są główne elementy tej narracji?
Jak PiS diagnozuje dziś sytuację Polski?
Alarmistyczny ton, którym posługuje się Prawo i Sprawiedliwość, wynika z bardzo poważnej ich zdaniem przesłanki: oto od miesiąca, a więc od początku sprawowania władzy przez nową ekipę, mamy do czynienia z bezprecedensowym niszczeniem instytucji, a więc zamachem na demokrację, konstytucję i praworządność.
„My mówimy: wolne media, które są w tej chwili niszczone, [bo oni – nowa władza, rząd Tuska] chcą mieć tutaj monopol. My mówimy: łamanie praworządności, łamanie konstytucji, deptanie prawa” – Jarosław Kaczyński wymieniał rzekome nadużycia nowej władzy podczas wystąpienia na marszu 11 stycznia.
Po piątku 12 stycznia, kiedy to minister sprawiedliwości-prokurator generalny Adam Bodnar ogłosił, że powołany przez Zbigniewa Ziobrę prokurator krajowy Dariusz Barski nigdy prokuratorem krajowym nie był, do swojej litanii Kaczyński dodał jeszcze zamach na prokuraturę.
„Dzisiaj mamy w Prokuraturze Krajowej próbę utworzenia sytuacji, która jest sprzeczna z artykułem 7 Konstytucji, czyli zasadą legalizmu”. Zasada legalizmu oznacza, że „władze państwowe działają na podstawie prawa” – szef PiS tłumaczył kilka dni później, podczas konferencji prasowej w niedzielę 14 stycznia.
Zdaniem Kaczyńskiego, nowy rząd „maszeruje przez wszystkie instytucje, które mają charakter kontrolny wobec rządu”. Celem tego przemarszu jest „wszystkie te instytucje zniszczyć albo przejąć”. „Na to my nie możemy pozwolić!” – krzyczał Kaczyński ze sceny 11 stycznia.
W wywiadzie w Telewizji Republika z 9 stycznia Kaczyński mówił też wprost o „niszczeniu państwa prawa”.
Ale rząd Donalda Tuska nie czyni tego wszystkiego ze zwykłej „żądzy władzy”. Zdaniem Kaczyńskiego ta motywacja jest znacznie głębsza.
Otóż chodzi o „wielki plan likwidacji Polski”, który rząd Tuska realizuje na zlecenie silniejszych: głównie Niemiec, ale po trosze i Francji. (To ciekawe, bo do tej pory Francja w wykładach prezesa raczej się nie pojawiała; problemem w UE miał być tylko imperializm niemiecki).
Nie miejmy złudzeń – to „plan europejski”. Bo
„Dzisiaj w Unii Europejskiej obowiązuje tylko jedno prawo. Kto silniejszy ten lepszy” – mówił Kaczyński podczas marszu 11 stycznia.
"Żadnego innego prawa już nie ma” – dodał.
Ten wielki plan „praktycznej likwidacji państwa polskiego” ma łączyć dwa elementy.
Pierwszym z nich jest „nowa konstrukcja Unii Europejskiej”, gdzie poszczególne państwa, „według pewnej hierarchii, w której Polska wysoko nie stoi”, zostają „podporządkowane silniejszym”. Chodzi o rzekomo już procedowaną w Komisji Europejskiej i Parlamencie Europejskim reformę traktatową, w wyniku której „mamy stracić wszelkie uprawnienia, właściwie we wszelkich ważnych dziedzinach życia społecznego i politycznego, łącznie z polityką zagraniczną, polityką obronną i obroną granic” – Kaczyński mówił o tym zarówno w wywiadzie w Telewizji Republika, jak i podczas marszu 11 stycznia.
„Czy to będzie państwo? To będzie teren zamieszkiwania Polaków!” – mówił prezes PiS, w ten sposób charakteryzując skutek postępującej jego zdaniem w UE reformy traktatowej, która po pierwsze jeszcze nie postępuje, a po drugie ma zupełnie inny powód i charakter, niż twierdzi lider PiS.
Drugim elementem planu, o którym mówi Kaczyński, jest „wielki plan okradzenia Polski”, czyli wejście do strefy euro. Coś na kształt debaty na ten temat rozgorzało w ostatnich tygodniach głównie za sprawą PiS-u, bo nowy polski rząd nie poruszył jeszcze dotąd tego wątku.
Kaczyński nie ma wątpliwości: wprowadzenie euro to jest „wielkie okradzenie Polski”, które pociągnie za sobą „obniżenie stopy życiowej i całkowite uzależnienie w sensie gospodarczym od Niemiec”.
Co więcej, jego zdaniem, wprowadzenie euro ma też na celu „przejęcie wielkiej części naszych zasobów, które mamy w banku narodowym”.
„Stąd atak na bank narodowy, stąd próba przejęcia tej niezwykle ważnej instytucji, w której mamy dzisiaj już blisko 200 miliardów dolarów!” – mówił Kaczyński na marszu 11 stycznia o NBP, w zgrabny sposób łącząc wątki i budując wrażenie wewnętrznej logiki jego opowieści. W ten sposób odnosi się do planowanego przez ekipę rządzącą pociągnięcia prezesa NBP do odpowiedzialności za m.in. nadużywanie urzędu w celach politycznych.
„Polska jest dzisiaj krajem niezwykle atrakcyjnym, jeśli chodzi o inwestycje zagraniczne (…) I chodzi o to, żeby nam to zabrać (…). To jest naprawdę wielki plan. Tylko nie jest polski plan. To jest niemiecki plan, to po części także jest francuski plan. Ale to jest plan przeciw nam!” – nie ma wątpliwości Kaczyński.
Co w związku z tym wszystkim? Jarosław Kaczyński mówi, że trzeba walczyć. I czwartkowy Protest Wolnych Polaków jest „tej walki początkiem”.
„Jeśli dzisiaj protestujemy, jeśli dzisiaj zebraliśmy tutaj takie wielkie tłumy, to pamiętajmy: to dopiero pierwszy raz. Będziemy musieli robić to wiele razy, bo musimy tą wielką bitwę o Polskę suwerenną, niepodległą, dającą wielkie szanse dla narodu jako całości oraz dla każdej polskiej rodziny, wygrać. Musimy zwyciężyć, musimy obronić Polskę” – mówił ze sceny podczas marszu 11 stycznia.
A jak można tę walkę wygrać? Zdaniem PiS, tylko poprzez zmianę tej władzy, która rządzi zaledwie miesiąc, a już zdążyła przeprowadzić zamach na najważniejsze instytucje: media i prokuraturę – jak wynika z argumentacji czołowych polityków tej partii.
„My, szanowni państwo, tą władzę, która prze do realizacji tego planu [praktycznej likwidacji Polski – przyp. red.], musimy zatrzymać, a w odpowiednim momencie przy pomocy kartki wyborczej zmienić. I to tak zmienić, żeby już nie mogła wrócić. Bo to nie jest polska władza. Polska władza broni polskich interesów!” – mówił Kaczyński.
Kaczyński podkreśla coś jeszcze: że o ile tu chodzi o obronę Polski, bo to „nasz główny obowiązek”, to sprzeciwiając się planowi reformy Unii Europejskiej, PiS występuje też w obronie „narodów Europy”.
Jego zdaniem zaproponowane przez Parlament Europejski zmiany w traktatach unijnych, obejmujące m.in. częściowe rozszerzenie kompetencji UE, są pomysłem nie tylko „fatalnym, ale wręcz zbrodniczym”. Ponadto, zdaniem prezesa PiS, „jest to też pomysł niewykonalny, który doprowadzi do tego, że Unia Europejska, że cała Europa popadnie w wielki kryzys. Wielki kryzys, który będzie nieszczęściem dla wszystkich europejskich narodów” – mówił.
Kaczyński na każdym kroku podkreśla, że „my musimy być w Unii Europejskiej, ale musimy doprowadzić do tego, by to była organizacja, gdzie obowiązuje prawo, obowiązuje równość państw, obowiązuje suwerenność i zasada pomocniczości” – mówił podczas marszu 11 stycznia.
„To znaczy, że do góry, tam do Brukseli, idą tylko i wyłącznie te sprawy, które na poziomie państwa czy niżej, samorządu wojewódzkiego czy powiatowego, czy gminnego, nie mogą być załatwione” – tłumaczył. Tymczasem zdaniem Kaczyńskiego dziś „wszystko próbuje się przenieść tam, do góry”.
Swoim sprzeciwem wobec pewnych zmian w UE, PiS podkreśla, że „broni Polski, bo to nasz główny obowiązek”, ale broni też „narodów Europy”. Przed czym? „Przed ideologicznym nieszczęściem” oraz przed tym, że „wraca dzisiaj niemiecki imperializm”.
W tym samym tonie, tylko językiem innej grupy odbiorców, w niedzielę 14 stycznia w wywiadzie dla brytyjskiego tabloidu Daily Express, wypowiadał się były premier Mateusz Morawiecki.
Morawiecki mówił o tym, że „nadmierna centralizacja i pozbawienie suwerennych państw ich podstawowych kompetencji grozi implozją UE”. Mówiąc o centralizacji, wskazał na „ostatnie plany Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej, dotyczące reform traktatowych”, które jego zdaniem są „bardzo, bardzo niebezpieczne dla stabilności Unii Europejskiej”.
Odniósł się więc do tej samej kwestii co Kaczyński.
Morawiecki stwierdził, że „centralizacja kompetencji na 67 nowych obszarach” nie ułatwi funkcjonowania UE. Podkreślił, że taka zmiana „pozbawia suwerenne państwa ich podstawowych praw w dziedzinie bezpieczeństwa, polityki zagranicznej i polityki podatkowej, co jest kręgosłupem każdego suwerennego państwa" – wyjaśnił.
Dodał, że patrząc na postępującą centralizację Unii Europejskiej i ingerowanie przez Brukselę w sprawy państw członkowskich, „rozumie, dlaczego Brytyjczycy zdecydowali się na jej opuszczenie”. Podkreślił, że go „bardzo martwi, że rząd Tuska potwierdził zgodę na te zmiany”.
Pisowska narracja o UE i miejscu Polski we wspólnocie nie zmieniła się znacząco od czasu chociażby kampanii przed październikowymi wyborami do parlamentu. Ale na pewno stała się jeszcze bardziej zażarta, totalna i ostateczna.
Oto bowiem partia Jarosława Kaczyńskiego walczy o utrzymanie się na powierzchni.
Bo przegrana w kolejnych wyborach będzie dla niej niezwykle dotkliwa.
Poruszany na forum UE temat reformy traktatowej, czy fakt, że prędzej czy później, będziemy musieli zmierzyć się z kwestią przystępowania do strefy euro, daje jej nowego paliwa: PiS nie wchodzi w szczegóły, nie angażuje się w rzeczową debatę np. o tym, jak UE powinna się zmieniać, by zdołać przyjąć nowych członków, co jeszcze do niedawna PiS gorąco popierał. Przekręca i nadużywa faktów, budując opowieść, która jest wielką manipulacją.
Prawo i Sprawiedliwość kleci na poczekaniu tylko pozornie trzymającą się kupy polityczną opowieść o wielkim zagrożeniu. Bije na alarm i straszy, manipulując lub zupełnie przecząc faktom. Ale nikt chyba nie spodziewa się więcej po populistach.
Opozycja
Świat
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Donald Tusk
Koalicja Obywatelska
Platforma Obywatelska
Prawo i Sprawiedliwość
Unia Europejska
dezinformacja
euro
manipulacja
reforma UE
strefa euro
zmiana traktatów UE
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze