Fala hejtu z rządowych mediów, jaka dotknęła rodzinę posłanki Magdaleny Filiks, nie jest wypadkiem przy pracy. To element systemu nacisku na opozycję i niepokornych obywateli, jaki zorganizował PiS. Przypominamy nasze ustalenia w sprawie SLAPP-ów po polsku.
Posłanka Magdalena Filiks była na celowniku władzy. Co do tego nie ma wątpliwości – udokumentowała to niechcący sejmowa komisja regulaminowa.
Ustaliliśmy, że mniej więcej od jesieni 2017 roku, czyli po pierwszej wielkiej fali protestów obywatelskich w obronie sądów, proceder ten przyjął formę zorganizowaną odgórnie.
Aktywiści mówią nam, że lokalna policja tłumaczy akcje przeciw nim „zleceniem z Warszawy”. W policyjnych aktach są pisma posłów PiS, wzywające do ścigania.
System ten ma wszelkie cechy dyskryminacyjnego legalizmu. Czyli wykorzystywania wszelkich istniejących narzędzi prawnych przeciwko oponentom, a nie traktowania równo wszystkich obywateli. Ale na tym się to nie kończy.
Bo w polskiej wersji SLAPP (Strategic Lawsuit Against Public Participation, czyli używanie narzędzi prawnych do zniechęcania ludzi do aktywności publicznej) atakującym jest państwo. A państwo takie jak państwo PiS ma w dyspozycji więcej narzędzi niż tylko atak prawny. Wykorzystuje informacje o ludziach z zasobów publicznych, używa przeciw nim nie tylko policji i prokuratury, ale np. sanepidu. I mediów.
Posłanka Magdalena Filiks była na celowniku władzy. A jedną z cech tego nacisku (jedną z ośmiu) jest używanie mediów publicznych i kampanii nienawiści w sieci.
Piotr Pacewicz pokazał w OKO.press, jak to wyglądało w przypadku Magdaleny Filiks: atak na jej rodzinę był skoordynowany, i to co najmniej na poziomie TVP. Informacja o sprawie pedofila – byłego szczecińskiego urzędnika nie była newsem. Była spreparowana tak, by uderzyć w posłankę i ewidentnie wystraszyć ją tak, by zaniechała publicznej działalności. Bo na tym polegają „polskie SLAPPy”.
„Istotnym elementem operacji na »celowniku« jest połączenie ataku policyjno-sądowego z akcją propagandową z wykorzystaniem mediów państwowych (publicznych) oraz finansowanych lub współfinansowanych przez władze.
Mówi Hanna Waśko, ekspertka od public relations: – „Ofiarą mocnego ataku może stać się dziś każdy, kto staje się niebezpieczny dla władzy. Czyli każdy, kto otwarcie ją krytykuje i staje się na tyle rozpoznawalny, że może gromadzić wokół siebie innych ludzi. Ataki mogą być inicjowane przez państwo, np. za pośrednictwem mediów publicznych. Widać, że biorą w nich udział także organizacje o programach zbieżnych z rządem, doskonale zorganizowane, zatrudniające dziesiątki ludzi, dysponujące dużymi pieniędzmi. Armie internetowych hejterów i trolli, bojówkarze. Poziom zorganizowania tego hejtu jest tak wysoki, że bez wątpienia muszą za tym stać stratedzy”.
Taki hejt jest brutalny, obelżywy, dotyczy wyglądu i kompetencji, łączy się z groźbami karalnymi i nadciąga falami. Hanna Waśko zauważa, że hejt się zmienia. Na początku atakowano kilkanaście osób, najbardziej rozpoznawalnych liderów. Z biegiem czasu jednak środowisk stawiających władzy opór jest coraz więcej. Nie wystarczy więc centralnie sterować zastraszaniem piętnastu osób, bo w całej Polsce odrastają kolejne setki, jak głowy hydry. Trzeba sięgnąć po uderzenia masowe. Mogą dotknąć właściwie każdego, czyj głos zaczyna się liczyć w mediach.
Prof. Wojciech Sadurski: – „Wiele [moich] krytycznych tweetów przechodzi bez echa. I nagle, w ciągu godziny coś zaczyna się dziać. Pojawia się kilkadziesiąt anonimowych, króciutkich, wulgarnych i bardzo podobnych wpisów (tylko wyrazy na «k» i na «ch» są stosowane wymiennie). A potem znowu cisza”.
Także ataki w sieci wyglądają często na koordynowane, a anonimowi
komentatorzy (trolle) mają najwyraźniej dostęp do informacji, które mogą pochodzić z zasobów państwowych.
Prok. Katarzyna Kwiatkowska: - „Po raporcie Stowarzyszenia Lex Super Omnia (»Prokuratura w pandemii czy pandemia w prokuraturze«) zaczęło mnie i kolegów hejtować konto @KastaWatch. Była to powieść w odcinkach, jakby ktoś miał dostęp do naszych akt osobowych".
Raz zdobyte treści i grafiki są przechowywane w taki sposób, by hejterzy mieli do nich łatwy dostęp. Bart Staszewski mówi o wulgarnych grafikach na jego temat, które co jakiś czas pojawiają się w sieci. Ewa Siedlecka – o powtarzanej w kółko jej wypowiedzi w niszowym radiu z 2015 roku (trudno sobie wyobrazić, by było to przypadkowe).
dotyczy to prof. Sadurskiego, Barta Staszewskiego, Marty Lempart, Elżbiety Podleśnej.
Taki atak czyni osobę „na celowniku” rozpoznawalną w przestrzeni publicznej, naraża ją na ataki obcych ludzi, pozwala też policjantom zorientować się szybko, z kim mają do czynienia.
Na początku nie zwracałem na to większej uwagi. Ale po jakimś czasie okazało się, jak jest skuteczne: te setki ohydnych grafik z napisem »kłamca«, »oszust«. Łapanie za słowa… Jestem aktywistą, komentuję rzeczywistość w mediach społecznościowych, ale nie byłem osobą publiczną, nie jestem politykiem. A tu każdy mój komentarz spotykał się z odpowiedzią prawicowych mediów i publicystów. Wyciągano mi każdą nieścisłość, niedopowiedzenie (kiedy np. skomentowałem na gorąco zatrzymywanie Margot w sierpniu 2020 roku, nie wiedząc jeszcze, za co jest zatrzymywana). Nic mi nie było wolno, trwało polowanie. Za każdy ostrzejszy wpis grożono mi pozwami. Każdy błąd i nieścisłość była dowodem, że »kłamię«.
To się musiało zacząć po mojej wizycie u prezydenta Dudy w czerwcu 2020 roku, któremu – po jego komentarzu, że »LGBT to nie są ludzie« – zaniosłem fotografie osób LGBT+, ofiar homofobicznej nienawiści. Potem ruszyła lawina. We wrześniu 2020 działał już pełen cykl: komentarz polityka Zjednoczonej Prawicy lub prawnika Ordo Iuris pod moim wpisem był powielany przez prawicowe media i TVP, które czyniły mnie rozpoznawalnym. A potem do akcji SLAPP po polsku wchodziły trolle. Proszę zwrócić uwagę: przed taką kampanią nie można się bronić. Zgłaszanie takich postów to jak walka z wiatrakami”.
[AKTUALIZACJA: Bart Staszewski starannie udokumentował atak rządowych mediów na siebie w pozwie przeciwko TVP]
Relacja Katarzyny Wappy była poruszająca: widzowie zobaczyli, jak w lesie oddaje swoje buty ludziom przemoczonym do suchej nitki, a potem przyjmuje wycieńczonego migranta do domu.
Katarzyna Wappa: - „Spodziewałam się, że po emisji programu może przyjść kilka krytycznych komentarzy. Przecież tak bywa. A tu nic. Kompletnie nic. Za to przychodzą dziesiątki wiadomości z pytaniami, jak pomóc. Co przywieźć, co jest potrzebne, kto potrzebuje pomocy?… To było naprawdę poruszające.
Czyżby reguła hejtu przestała działać? Nic podobnego.
Wappa: – „Ale minęło kilka godzin i znajomi zaczynają alarmować, że w sieci ruszył hejt. I rzeczywiście. Widzę, jak pod moimi postami na Facebooku, nawet takimi sprzed kilku lat, pojawiają się takie same komentarze i memy”.
Należy do nich często używany chwyt odwracania znaczeń.
Z osoby walczącej o przywrócenie minimalnych standardów w przestrzeni publicznej robi się kłamcę. Oskarża się aktywistę, że w rzeczywistości narusza wartości, które są mu bliskie.
[AKTUALIZACJA: Wedle tej samej zasady posłanka Magdalena Filiks, której rodzina padła ofiarą pedofila, została w rządowej kampanii przedstawiona jako przedstawicielka środowiska, które pedofilię ukrywa, więc wspiera]
Aktywne kobiety poniżane są uwagami o wyglądzie. Zwolenniczki liberalizacji prawa aborcyjnego są oskarżane o chęć mordowania dzieci. W końcu dostają groźby, które władza ściga z daleko mniejszym zaangażowaniem niż w sprawach o napisy kredą na chodniku albo „brzydkie” okrzyki na demonstracji.
Dramatyczna jest relacja Elżbiety Podleśnej. – „W sprawie, którą wytoczyłam TVP o naruszenie dóbr osobistych po pokazaniu mojego wizerunku w »Wiadomościach«, miałam powiedzieć sądowi, z jakim hejtem po tym materiale się spotkałam. Konkretnie, ze wszystkimi inwektywami i obelgami. Adwokat ostrzegał, że sąd może nie pozwolić mi na skorzystanie z notatek. Więc nauczyłam się tego na pamięć. Wbiłam to sobie do głowy – a teraz nie chce z niej wyjść".
Atak sprawia, że człowiek przestaje się czuć bezpiecznie, czuje się osaczony przez groźby karalne w sieci, napisy na witrynie sklepu/biura, anonimowe komentarze w lokalnych mediach, atak na rodzinę.
Bart Staszewski w pewnym momencie z lękiem wychodził po zakupy. Także z relacji Marty Lempart wyłania się obraz władzy, świadomie wykorzystującej uprzedzenia i fobie – homofobię i seksizm.
Laura Kwoczała mówi o tym, że ktoś zadał sobie dosyć trudu, by przejrzeć wszystkie jej media społecznościowe i wszędzie tam ją atakować.
Ewa Podleśna dostaje wiadomości typu "wiemy, gdzie mieszkasz", przestaje się czuć bezpiecznie w mieszkaniu, obawia się rewizji i "wkroczu" o szóstej rano („wkrocz” to słowo, jakiego używała opozycja demokratyczna w latach 70. i 80. XX wieku na określenie wejścia milicji do domu; przeżywa niestety drugą młodość).
Lempart mówi też o groźbach karalnych pod swoim adresem.
Marta Lempart: – „O tak, jest dosyć niemiło. Hejt w kluczowych momentach ewidentnie jest uruchamiany i zarządzany odgórnie. Ale powiedzmy sobie szczerze: to bardzo łatwo uruchomić, bo bazuje na złych instynktach. A cyberprzemoc wobec kobiet jest dużo bardziej intensywna, z niewyczerpanym polem do inwencji w kwestii wyglądu czy seksualności. (...) Gorsze są pogróżki. Tylko grubsze rzeczy, jak np. banery na domu, w którym poprzednio mieszkałam, zdarzyło się to kilka razy. Postępowanie w tej sprawie się toczy, na razie bez efektów. Zwykłych pogróżek nie zgłaszam, nie mam czasu, nie mam siły, mam inne priorytety…".
Po roku, jesienią 2022, trochę nazbyt optymistycznie, pisaliśmy, że skoordynowane ataki w rządowych mediach ustały. Do zorganizowanego hejtowania używany był „tylko” internet – jak w przypadku młodej aktywistki z Lubartowa.
Aż przyszedł ranek 29 grudnia 2022 roku i ktoś dał zgodę do ataku na Magdalenę Filiks.
Jak zwraca uwagę Krzysztof Luft w skardze do KRRiT, źródłem informacji miało być Radio Szczecin, ale TVP Info wyprzedziło je w swoim „powołaniu się na szczecińskie źródło” o dwie minuty. Publikacja w telewizji nastąpiła o godzinie 06:28, Radio Szczecin opublikowało swój materiał o 06:30.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze