0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stepien / Agencja Wyborcza.plAdam Stepien / Agenc...

"Ostatnie decyzje Komisji Europejskiej, jak choćby wszczęcie postępowania w sprawie polskiego Trybunału Konstytucyjnego, pokazują dużą determinację i konsekwencję instytucji unijnych. Żarty się skończyły. Nikt nie będzie negocjował z ustrojowymi zamachowcami.

Oprócz Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, w 2021 roku Trybunał Sprawiedliwości UE zaczął wydawać orzeczenia, które jednoznacznie negatywnie oceniają zmiany w sądownictwie przeforsowane przez większość rządzącą. Są mocne i wręcz druzgocące dla zmian w wymiarze sprawiedliwości wprowadzonych przez polskie władze." - stan prawnego i politycznego sporu o praworządność w Polsce między rządem Zjednoczonej Prawicy a instytucjami Unii Europejskiej i Rady Europy ocenia Michał Wawrykiewicz.

Michał Wawrykiewicz, adwokat, współzałożyciel inicjatywy „Wolne sądy” oraz Komitetu Obrony Sprawiedliwości KOS. Reprezentował polskich sędziów przed sądami krajowymi i międzynarodowymi w licznych postępowaniach w związku ze zmianami w sądownictwie wprowadzonymi po 2015 roku. Wraz z Marią Ejchart-Dubois, Sylwią Gregorczyk-Abram i Pauliną Kieszkowską-Knapik z Wolnych Sądów został laureatem Nagrody Obywatelskiej Parlamentu Europejskiego.

Tekst powstał na podstawie rozmowy „Od zmian w sądownictwie do polexitu, czyli do wyjścia Polski z UE”, która odbyła się w ramach organizowanego przez Staromiejski Dom Kultury w Warszawie cyklu „Demokracja: diagnoza i pomysły na naprawę”, i uaktualniony. Zapis wideo rozmowy można obejrzeć tu.

Anna Wójcik: Zmiany w sądownictwie i wyjście Polski z Unii Europejskiej - kilka lat temu wydawało się, że to dwie niekoniecznie związane ze sobą sprawy. Jednak po wyroku Trybunału Konstytucyjnego 7 października rządy i prawnicy w państwach Unii zaczęli pytać, czy polski rząd nie jest na kursie do prawnego polexitu. Czy te obawy nie były przesadzone?

Michał Wawrykiewicz: Wyrok TK Julii Przyłębskiej z 7 października 2021 był jednym z zapalników, na nowo rozniecających zainteresowanie na świecie stanem praworządności w Polsce.

Dzień przed orzeczeniem polskiego quasi-trybunału, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał wyrok w odpowiedzi na pytanie zadane przez polski sąd na kanwie sprawy sędziego Waldemara Żurka, którego reprezentowałem w postępowaniu wraz z mec. Sylwią Gregorczyk-Abram.

6 października TSUE orzekł, że w Polsce naruszono normy dotyczące powoływania sędziów i że postanowienia wydane jednoosobowo przez „neo-sędziów" powinny być uznane za niebyłe. A takim postanowieniem było to wydane przez pana Aleksandra Stępkowskiego, od 2018 roku zasiadającego bezprawnie w Sądzie Najwyższym.

Przeczytaj także:

7 października TK Julii Przyłębskiej orzekł, że przedstawiana przez TSUE interpretacja najważniejszych przepisów prawa unijnego jest niezgodna z konstytucją.

Chodzi o przepisy Traktatu o Unii Europejskiej: dotyczące powstania Unii (art. 1), wartości, na których jest zbudowana (art. 2), zasady lojalnej współpracy (art. 4), która zakłada, że instytucje krajów unijnych mają ze sobą współpracować, respektować się nawzajem i szanować m.in. orzeczenia sądów. A także art. 19, który mówi o zasadzie skutecznej ochrony sądowej, z której wywodzona jest zasada bezstronności i niezależności sądownictwa.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen w czasie debaty w Parlamencie Europejskim podkreśliła, że taki wyrok sądu konstytucyjnego państwa członkowskiego, podważający traktaty, zapadł po raz pierwszy w historii Unii.

Tzw. orzeczenie polskiego atrapowego TK jest formą wypowiedzenia przez państwo UE fundamentów unijnego traktatu. A także formą zakwestionowania prawa obywateli UE do skutecznej ochrony sądowej, do rozpatrywania ich spraw przez bezstronny, niezależny, niezawisły sąd ustanowiony uprzednio na mocy ustawy.

TK uznał, że niezgodna z konstytucją jest interpretacja przepisów unijnego traktatu, którą TSUE przedstawiał w swoich orzeczeniach dotyczących sądownictwa. Co w tych orzeczeniach było aż tak niebezpieczne dla obecnej władzy, że ta, za pomocą wniosku premiera i podporządkowanego sobie trybunału, tak desperacko próbuje się od nich uwolnić?

Od 2018 roku TSUE i Europejski Trybunał Praw Człowieka w swoich wyrokach orzekają, że zmiany w sądach przeforsowane przez PiS w sądownictwie są sprzeczne z prawem unijnym i Europejską Konwencją Praw Człowieka. Mamy już kilkanaście takich orzeczeń, tylko tych najważniejszych. A w obu europejskich trybunałach jest kolejka spraw do rozstrzygnięcia.

Od samego początku rządów obecna władza dąży do tego, aby zneutralizować, właściwie zdekonstruować niezależne sądownictwo. Podporządkować sądy sobie tak, aby nie wydawały niezależnych, niekontrolowalnych orzeczeń.

W demokratycznym państwie prawa sędzia powinien móc, co oczywiste, swobodnie orzekać i nie być poddawanym presji, czy naciskom na to, jak orzeka. Natomiast po 2015 roku sądownictwo w Polsce zostało strukturalnie podporządkowane władzy. System zmieniono w taki sposób, że władza wykonawcza i ustawodawcza mają dziś nadmiernie wielki wpływ na sądy.

Dziś niezawisłość sędziowska w Polsce nie opiera się już na systemowym parawanie ochronnym, ale na heroicznych postawach sędziów.

Do tego władza stworzyła system represji, który dla pozoru jest nazywany systemem dyscyplinarnym, ale tak naprawdę służy wyłącznie represjonowaniu tych sędziów, którzy są niewygodni dla władzy.

Niezależne sądy, obok wolnych mediów, są kluczowe dla realnej kontroli poczynań władzy. Powinny być ochronną tarczą dla obywateli. Bez niezależnych sądów obywatel w sporze z państwem nie ma szans. Przegra sprawę, o charakterze ideologicznym, politycznym, ale też majątkowym, na przykład w sporze z urzędem skarbowym. Obecnie rządzący dążą do funkcjonowania bez jakiejkolwiek kontroli. To typowa cecha władzy o skłonnościach autorytarnych.

W lipcu tego roku TSUE wydał wyrok w sprawie ze skargi Komisji Europejskiej wniesionej w 2019 roku na model dyscyplinarny sprzed wprowadzenia ustawy kagańcowej. Orzekł, że Izba Dyscyplinarna, perła w koronie systemu dyscyplinarnego stworzonego przez PiS, jest sprzeczna z prawem unijnym i nie powinna w obecnej formie działać. Jarosław Kaczyński zapowiedział, że izba zostanie zlikwidowana. Mamy grudzień i żadnego oficjalnego projektu zmian. Wyrok nie został wykonany. Za to władza dalej poddaje presji i represjom sędziów. W jaki sposób to robi?

Komitet Obrony Sprawiedliwości KOS, do którego należą też Wolne Sądy, monitoruje oraz dokumentuje represje wobec sędziów i prokuratorów, daje im wsparcie prawne i moralne.

Wobec niezależnych sędziów stosowane są nie tylko postępowania dyscyplinarne, ale też postępowania karne. Do machiny szykan i represji jest włączona prokuratura, która domaga się uchylenia sędziom immunitetów, aby móc stawiać następnie zarzuty. Na mocy konstytucji sędziowie są objęci immunitetem sędziowskim, chroniącym przed postępowaniami karnymi. Immunitet sędziowski może zostać uchylony wyłącznie przez sąd. Takim sądem z pewnością nie jest Izba Dyscyplinarna, co wynika z orzeczeń zarówno TSUE, jak i ETPCz, a także niezależnego polskiego Sądu Najwyższego i sądów powszechnych.

Izba Dyscyplinarna, choć nie jest sądem, cały czas wydaje orzeczenia, w tym o pozbawieniu sędziów immunitetów. To w mojej ocenie najmocniejsza forma represji wobec sędziów.

Koronnym przykładem jest sprawa uchylenia immunitetowi sędziemu Igorowi Tuleyi za orzeczenie, które nie spodobało się władzy - o tym, że prokuratura ma wznowić postępowanie dotyczące głosowania w Sali Kolumnowej w 2016 roku. Sędzia Tuleya w swoim orzeczeniu uchylił postanowienie prokuratury i za to, pod pretekstem, został napiętnowany przez władze. Ciążą na nim postępowania dyscyplinarne oraz postępowanie karne. Izba Dyscyplinarna pozbawiła go immunitetu i zawiesiła. Do orzekania nie dopuszcza go Piotr Schab, wykonujący polecenia obecnej władzy prezes Sądu Okręgowego w Warszawie, a jednocześnie wyznaczony przez ministra sprawiedliwości rzecznik dyscyplinarny sędziów sądów powszechnych.

Komitet Obrony Sprawiedliwości jest zaangażowany w obronę sędziów i prokuratorów w ponad 150 postępowaniach, głównie dyscyplinarnych, ale tez jak wspominałem - karnych. Niedawno, w listopadzie opublikowaliśmy raport „Państwo, które karze”, dokumentujący te represje.

Po postanowieniu TSUE z 14 lipca i wyroku z 15 lipca wydaje się, że machina dyscyplinarna przyśpieszyła.

Na szczęście pomimo tak rozbudowanego i działającego aparatu prześladowań zdecydowana większość sędziów w Polsce wykazuje się niesamowitą determinacją, odwagą i wydaje orzeczenia w sposób niezależny, realizując wprost wyroki europejskich trybunałów, albo oświadczając, że nie będą orzekać z tzw. neo-sędziami, czyli osobami wadliwie powołanymi, bądź wadliwie awansowanymi przy udziale nowej Krajowej Rady Sądownictwa.

Natomiast sędziowie za swoje orzeczenia, w których wykonują wyroki TSUE i ETPCz, jak i za swoje oświadczenie, że nie będą orzekać z neo-osędziami, są ścigani dyscyplinarnie przez rzeczników dyscyplinarnych: przez Piotra Schaba i jego zastępców, Michała Lasotę i Przemysława Radzika.

Stosowana jest ustawa kagańcowa, choć sprzeciwia się to postanowieniu TSUE z 14 lipca o środkach tymczasowych w postępowaniu ze skargi Komisji Europejskiej na ustawę kagańcową.

Zmieniony w "ustawie kagańcowej" art. 107 Prawa o ustroju sądów powszechnych wyznacza zakres odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, w tym stanowiąc, że podlegają oni odpowiedzialności za "działania kwestionujące istnienie stosunku służbowego sędziego, skuteczność powołania sędziego, lub umocowanie konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej".

Art. 107. [Zakres odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziego]

§ 1.

Sędzia odpowiada dyscyplinarnie za przewinienia służbowe (dyscyplinarne), w tym za:

1) oczywistą i rażącą obrazę przepisów prawa;

2) działania lub zaniechania mogące uniemożliwić lub istotnie utrudnić funkcjonowanie organu wymiaru sprawiedliwości;

3) działania kwestionujące istnienie stosunku służbowego sędziego, skuteczność powołania sędziego, lub umocowanie konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej;

4) działalność publiczną nie dającą się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów;

5) uchybienie godności urzędu.

§ 2.

Sędzia odpowiada dyscyplinarnie także za swoje postępowanie przed objęciem stanowiska, jeżeli przez nie uchybił obowiązkowi piastowanego wówczas urzędu państwowego lub okazał się niegodnym urzędu sędziego.

Władza interpretuje art. 107 tak, że sędziowie mają ponosić odpowiedzialność dyscyplinarną za odmowę orzekania z neo-sędziami, co robią, stosując prawo unijne, w tym orzeczenia TSUE, ale też przepisy prawa krajowego - przepisów procedury karnej czy cywilnej. Te procedury nakazują sędziom badać prawidłowość składu sądu, który rozstrzyga sprawy obywateli.

Sędziowie, którzy stwierdzają, że nie będą orzekać w składach z neo-sędziami po prostu dobrze wykonują swoją pracę. Dbając o prawidłowość składu sądu, chronią prawa stron. Bo orzeczenie wydane przez skład niepoprawnie obsadzony może być podważone.

Jest Pan jednym z inicjatorów i współredaktorów "Porozumienia dla praworządności", które podpisały organizacje społeczne i opozycyjne partie polityczne. Apelują one do władz państwa o wykonanie orzeczeń TSUE, ETPCz, Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego. Do tej pory władza była na takie apele głucha, czy to nie jest wołanie na puszczy?

"Porozumienie dla praworządności" to taki dekalog naprawy państwa prawa w Polsce. Zostało podpisane przez bardzo szeroki front organizacji obywatelskich zaangażowanych w walkę o praworządność. Program zawarty w porozumieniu dla praworządności został również zaakceptowany, a wcześniej przedyskutowany z najważniejszymi organizacjami sędziowskimi i prokuratorskimi, takimi jak stowarzyszenia sędziowskie Iustitia i Themis oraz stowarzyszenie niezależnych prokuratorów Lex Super Omnia.

Jako Wolne Sądy również byliśmy mocno zaangażowani w redakcję tego programu. To plan naprawczy praworządności w Polsce, który w dużej mierze został nakreślony przez orzeczenia europejskich trybunałów, ale też polskiego SN, NSA i sądów powszechnych. Największe stowarzyszenie sędziowskie "Iustitia" opublikowało projekt ustawy zbieżny z tym programem, przekładający na zapisy legislacyjne jakieś 60 proc. z tego dekalogu.

Jestem przekonany, że to porozumienie wraz z projektem „Iustitii” stanowi bazę dla prac legislacyjnych w przyszłości. Napisali go eksperci i zaakceptowały środowiska obywatelskie, które poświęciły ostatnie lata na walkę o praworządność w Polsce. Udało nam się tez przekonać wszystkie demokratyczne partie opozycyjne do podpisania się pod „Porozumieniem dla praworządności”.

To ważny sygnał dla społeczeństwa. Po pierwsze, że sprawa restytucji państwa prawa łączy wszystkie demokratyczne środowiska. Po drugie, że można ze sobą współdziałać w najważniejszych sprawach. Istotne jest także, żeby w społeczeństwie obywatelskim, w przestrzeni publicznej, trwała cały czas rzeczowa dyskusja na temat konkretnych rozwiązań dotyczących strukturalnej ochrony praworządności w Polsce i sposobów naprawienia obecnych zniszczeń. "Porozumienie dla praworządności" to eksperckie i obywatelskie wsparcie w rozwiązaniu jednego z najważniejszych problemów polskiej demokracji.

W 2021 roku obserwujemy bardziej zdecydowany niż poprzednio głos instytucji unijnych i państw europejskich odnośnie stanu praworządności w Polsce. Co zagraniczni uczestnicy tego sporu mogą robić lepiej, żeby skuteczniej oddziaływać na polskie władze?

Faktycznie, odnoszę wrażenie, że nacisk na polski rząd staje się silniejszy, a kraje UE jednoczą się, żeby wywrzeć nacisk na polski rząd. Przykładem debata w Parlamencie Europejskim, w której premier Mateusz Morawiecki wygłaszał tezy, jakoby Polska przestrzegała prawa unijnego i chciała nadawać nowy ton pojęciu niezależności sądownictwa w Europie. Morawiecki został mocno skrytykowany w zasadzie przez wszystkie frakcje parlamentarne, poza EKiR - frakcją, w której jest PiS.

Metody ucierania stanowiska, cierpliwego dialogu z polskim rządem, zawiodły. Polski rząd gra na nosie instytucjom UE. Udowadnia, że odrzuca ideę integracji europejskiej. Ma polityczny cel: brak respektowania zasad Unii, a jednocześnie pobieranie z niej funduszy. Chce korzystać z bankomatu, nie przestrzegając regulaminu karty.

Polskie władze nie mają najmniejszego zamiaru wykonywać orzeczeń trybunałów europejskich. Nie mają zamiaru realnie dogadywać się z instytucjami unijnymi. Wydaje się, że na agendzie mają czołowe zderzenie z instytucjami unijnymi. Chyba nadal wierzą, że w końcu uda im się uzyskać pieniądze i nie wywiązywać się ze zobowiązań.

Tymczasem najbardziej wstrzemięźliwi politycy, w tym przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, zdają się wreszcie dostrzegać, że impertynencja polskich władz poszła za daleko. Że ich zachowanie jest nie tylko niebezpieczne dla demokracji w Polsce, ale też jest zagrożeniem dla całej idei Unii Europejskiej i europejskiej integracji.

Jakie zagrożenie stoi przed Unią Europejską?

Polska w sposób lekceważący i ostentacyjny nie wykonuje orzeczeń TSUE i ETPCz, neguje europejski porządek prawny i Unię jako taką. Jeśli władze UE dadzą polskiemu rządowi komunikat, że ze względu na strategiczne znaczenie Polski, Unia będzie tolerować łamanie podstawowych zasad - kluczowych dla idei integracji (wśród których praworządność jest jedna z najważniejszych), to będziemy w mojej ocenie na prostej drodze do powolnej dekompozycji Unii. Takie działanie wobec Polski będzie formą przyzwolenia na podobne zachowania w innych państwach UE. Wywoła efekt domina, czy kuli śniegowej, która rozpędzając się, będzie po kolei niszczyła filary Wspólnoty. Praworządność to rama, która trzyma cały projekt europejski. Unia jaką znamy nie może bez niej funkcjonować.

Dlatego z Brukseli i Strasburga słyszę, że instytucje Unii Europejskiej i Rady Europy są bardziej niż dotychczas zdeterminowane, żeby wymóc na polskim rządzie przestrzeganie reguł. Albo przestrzegamy tych reguł, albo opuszczamy Unię, czyli następuje polexit, o którym wspomniałaś na początku.

Ostatnie decyzje Komisji Europejskiej, jak choćby wszczęcie postępowania w sprawie polskiego TK, pokazują dużą determinację i konsekwencję instytucji unijnych.

Żarty się skończyły. Nikt nie będzie negocjował z ustrojowymi zamachowcami.

Polskie władze, za pomocą wniosków prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry do Trybunału Konstytucyjnego, podważają orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, organu Rady Europy, w którym na rozpatrzenie czeka szereg spraw dotyczących zmian w sądownictwie.

Europejski Trybunał Praw Człowieka w tym roku zadecydował, że będzie rozpatrywał sprawy dotyczące zmian w sądownictwie w Polsce w trybie przyśpieszonym. Wydał też szereg szalenie istotnych wyroków. Do tego do ETPCz zostało skierowanych wiele nowych skarg.

Trybunał w Strasburgu zaczął wydawać orzeczenia, które jednoznacznie negatywnie oceniają zmiany w sądownictwie przeforsowane przez większość rządzącą. Są mocne i wręcz druzgocące dla zmian w wymiarze sprawiedliwości wprowadzonych przez polskie władze.

ETPCz w ostatnich miesiącach kilkakrotnie orzekł, że nowy model powoływania sędziów w Polsce, oparty na udziale neo Krajowej Rady Sądownictwa, całkowicie odbiega od standardów niezależności sądownictwa, o jakich mówi Europejska Konwencja Praw Człowieka i jej artykuł 6. Najmocniej stanowi o tym wyrok w sprawie Ozimiek, w której pełnomocniczkami były moje koleżanki z „Wolnych Sądów” - Maria Ejchart-Dubois i Sylwia Gregorczyk-Abram.

Dlatego ETPCz jest w tej chwili pod takim zmasowanym ostrzałem wniosków prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, który jako minister sprawiedliwości i jeden z liderów Zjednoczonej Prawicy jest kluczowym autorem zmian w sądach w Polsce po 2015 roku.

Ostatnio pojawił się nawet list Prokuratury Krajowej z instrukcją dla wszystkich prokuratorów, mówiący w największym uproszczeniu, że mogą nie stosować się do tych kluczowych wyroków TSUE i ETPCz.

Wniosek ministra Ziobry do TK Julii Przyłębskiej zmierzał do tego samego, do czego zmierzał wniosek Mateusza Morawieckiego w odniesieniu do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Trybunał Julii Przyłębskiej w odniesieniu do TSUE wydał – jak już mówiliśmy - swoje tak zwane orzeczenie, które teoretycznie pozwala polskim władzom nie wykonywać orzeczeń TSUE, uznające niezgodność kluczowych przepisów Traktatu z konstytucją.

24 listopada tenże sam trybunał Julii Przyłębskiej wydał na polityczne zamówienie tzw. orzeczenie, które ma pozwalać polskim władzom na niewykonywanie orzeczeń trybunału strasburskiego. Stało się coś niewyobrażalnego. Ten polityczny quasi-sąd konstytucyjny orzekł tym razem, że niezgodna z konstytucją jest Europejska Konwencja Praw Człowieka, fundamentalny akt prawny w zakresie ochrony naszych praw i wolności.

Państwo polskie pod rządami PiS ma zamiar wyłączyć obydwa europejskie standardy niezależności sądownictwa, jeden wynikający z unijnych traktatów i z Karty praw podstawowych UE, i drugi, wynikający z art. 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.

Co istotne, oba standardy są całkowicie zbieżne z polskim standardem konstytucyjnym ochrony niezależnego sądownictwa, wynikającym z art. 45 Konstytucji RP. Nie ma tu najmniejszych rozbieżności. Zarówno w polskiej konstytucji, jak i w Konwencji oraz unijnych traktatach i Karcie praw podstawowych powiedziane jest, że każdemu z nas przysługuje prawo do niezawisłego, bezstronnego sądu ustanowionego uprzednio na mocy ustawy.

Oczywiście ten quasi spór prawny, który jest wnoszony na wokandę trybunału Julii Przyłębskiej, nie jest jakimkolwiek sporym prawnym, jest sztucznie wykreowanym, fikcyjnym konfliktem na potrzeby polityczne, którego tak naprawdę nie ma.

W ostatnich wyrokach Europejski Trybunał Praw Człowieka wypowiadał się też o wyrokach TK i o orzeczeniach niezależnego Sądu Najwyższego, przyznając rację SN. Co jeszcze w tych wyrokach, zarówno trybunału strasburskiego jak i luksemburskiego, tak przeraziło polskie władze?

W tym roku rzeczywiście EPTCz orzeka nawet w sposób bardziej zdecydowany niż unijny trybunał. W maju w wyroku w sprawie Xero Flor p. Polsce ETPCz powiedział wprost, że trybunał Julii Przyłębskiej, w składach, w których zasiadają tzw. "dublerzy", nie jest bezstronnym, niezawisłym sądem ustanowionym na mocy ustawy. A zatem orzeczenia TK w składach z "dublerami" mogą być podważane. Dublerzy to nie jedyne naruszenie w TK. Także powołanie Julii Przyłębskiej na urząd prezesa TK odbyło się w sposób wadliwy (bez odpowiedniej uchwały Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK), a także inne nieprawidłowości w ramach funkcjonowania, m.in. na swoboda doboru i zmiany składów orzekających.

We wspomnianym wyroku Ozimek i Dolińska p. Polsce ETPCz powiedział wprost, że powołania i awanse do wszystkich sądów, w tym do sądów powszechnych - są objęte wadą, jeśli brała w nich udział nowa Krajowa Rada Sądownictwa.

Standard Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, który w swoich wyrokach określa ETPCz, jest wykorzystywany przez polskie sądy.

Izba Karna Sądu Najwyższego we wrześniu i październiku wydała kilka niezwykle ważnych orzeczeń, w których uchyla wcześniejsze orzeczenia wydane przez neo-sędziów w tej izbie lub wyłącza neo-sędziów od orzekania. W uzasadnieniu pierwszego z postanowień, wydanego 16 września, sędziowie Izby Karnej SN powołali się przede wszystkim na określony przez ETPCz standard Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Sąd Najwyższy uznał, że należy pominąć wyrok trybunału Julii Przyłębskiej z kwietnia 2020 roku (U 2/20), uznający za niekonstytucyjną słynną uchwałę trzech połączonych izb Sądu Najwyższego. Izba Karna SN tak uznała, kilkukrotnie, ponieważ TK Julii Przyłębskiej jest wadliwie ukonstytytuowany, nie spełnia standardów określonych w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, a także wykroczył poza swoje kompetencje, ponieważ orzekał o niezgodności z konstytucją orzeczenia sądu.

Teraz mamy kolejny przełom. Wyrok TSUE z 21 grudnia w sprawie pytania prejudycjalnego zadanego przez sędziów rumuńskich i długo oczekiwane wszczęcie przez Komisje Europejską procedury przeciwnaruszeniowej w odniesieniu do polskiego TK.

Wyrok „rumuński” pozwala m.in. pomijać orzeczenia sądów konstytucyjnych, jeśli orzekają wbrew europejskiemu porządkowi prawnemu.

Procedura Komisji zakończy się zapewne skargą do TSUE i być może kolejnym zabezpieczeniem (interim measure). Nasz atrapowy Trybunał będzie oceniony nie tylko z punktu widzenia standardu niezawisłości określonego w Konwencji, ale także w prawie unijnym.

Orzeczenia ETPCz i TSUE bardzo przeszkadzają obecnej władzy, bo przede wszystkim bardzo jednoznacznie określają kryteria niezależności sądów i piętnują zmiany dokonane w sądownictwie przez naszych rządzących po 2015 roku.

Dzięki orzeczeniom ETPCz i TSUE nie ma już wątpliwości, sytuacja jest czarno-biała: zmiany dokonane przez PiS są niezgodne ze standardami unijnych traktatów i Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Polskie sądy zaś wprost stosują orzeczenia europejskich trybunałów, które o tym mówią.

Niezależni sędziowie uchylają orzeczenia neo-sędziów, wyłączają ich ze składów lub oświadczają, że nie będą z nimi orzekać. Za to z kolei spotykają ich represje dyscyplinarne. Ale to niespecjalnie robi wrażenie na sędziach. Rzecznikom nie udaje się wywołać efektu mrożącego. Rekordziście, Waldemarowi Żurkowi, grozi już 16 dyscyplinarek.

Rządzący od strony prawnej znaleźli się w defensywie, a wręcz w klinczu. Dlatego Zbigniew Ziobro czy Mateusz Morawiecki próbują zneutralizować niewygodne dla niego orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka czy Trybunału Sprawiedliwości, posiłkując się trybunałem Julii Przyłębskiej.

Z prawnego punktu widzenia ten zamiar nie jest możliwy do zrealizowania. Orzeczenia takiego atrapowego trybunału z Alei Szucha nie mają żadnego znaczenia dla ważności i wykonalności orzecznictwa ETPCz i TSUE oraz nie powodują, że wyroków tych można w jakikolwiek sposób nie wykonywać.

Wyroki trybunałów w Strasburgu i Luksemburgu są stosowane wprost na podstawie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka czy traktatów, do których Polska przystąpiła i na tej podstawie jest zobowiązana wyroki wykonywać.

Istnieje ryzyko, że obecna władza faktycznie odbierze obywatelom prawo do domagania się swoich praw przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Nietrudno sobie wyobrazić, że władza będzie używać TK do wykluczania niewygodnych dla niej orzeczeń nie tylko w sprawach dotyczących sądownictwa, ale też dotyczących innych niewygodnych dla władzy kwestii - prawa zgromadzeń, praw kobiet, praw osób LGBT.

System wymiaru sprawiedliwości już nie działa w Polsce w normalny sposób, jest bardzo daleki od standardów, które są określone w Konstytucji, Konwencji i unijnych traktatach. Między władzą wykonawczą, ustawodawczą i trybunałem Julii Przyłębskiej istnieje synergia. To jeden polityczny obóz. Trochę jak w PRL. Konstytucja jest martwym dokumentem, trójpodział władz nie istnieje, mamy jeden ośrodek decyzyjno-wykonawczy.

Popatrzmy najpierw, jak TK jest wykorzystywany przeciwko obywatelom do obrony interesów władzy poprzez zmianę prawa krajowego. Najgłośniejszym przypadkiem jest oczywiście zmiana prawa aborcyjnego tzw. "orzeczeniem" TK z 22 października 2020 roku. Ale to nie jedyny taki przypadek.

Polscy przedsiębiorcy na podstawie art. 417 kodeksu cywilnego domagają się od polskiego rządu zapłaty odszkodowań za restrykcje pandemiczne, które zostały wprowadzone niezgodnie z konstytucją. Gdyby w czasie pandemii wprowadzono stan nadzwyczajny, czyli stan klęski żywiołowej, przedsiębiorcy mieliby prawo uzyskać, na podstawie ustawy z 2020 roku odszkodowania, w ograniczonym zakresie - do wysokości rzeczywiście poniesionej szkody. Wypłaty byłyby realizowane szybko, w uproszczonym trybie, przez wojewodów. Ponieważ państwo nie wprowadziło stanu nadzwyczajnego, przedsiębiorcy zostali tych systemowych odszkodowań pozbawieni. W związku z tym poszli do sądu i w trybie pozwu zbiorowego zażądali odszkodowań na zasadach ogólnych prawa cywilnego. Tym razem odszkodowań obejmujących nie tylko poniesione straty, ale też utracone korzyści.

Premier Morawiecki w reakcji na to natychmiast skierował do trybunału Julii Przyłębskiej wniosek o stwierdzenie, że art. 417 kodeksu cywilnego, czyli podstawa prawna żądań przedsiębiorców, jest niezgodny z konstytucją w takim zakresie, w jakim umożliwia orzeczenie przez sądy odszkodowania, zanim TK się wypowie o tym czy takie rozporządzenie nakładające obostrzenia pandemiczne jest zgodne z konstytucją, czy nie. To kolejny przykład skrajnego, instrumentalnego wykorzystania atrapowego trybunału, żeby zablokować działania obywateli i zabrać im ich prawa, w tym wypadku chodzi o przedsiębiorców, wyjątkowo poszkodowanych w trakcie obostrzeń i pozbawionych przez państwo odszkodowań.

Na szczęście w Polsce jest bardzo wielu sędziów, którzy mają na tyle sił i na tyle mocne kręgosłupy moralne, że dźwigają na swoich barkach ciężar niezawisłości sędziowskiej. Pomimo represji, szykan, nie boją się i stają w obronie naszych praw i wolności. Ale systemowo nastąpiła już całkowita dekompozycja gwarancji ochrony niezawisłości sędziowskiej.

Prawa i wolności obywatelskie są w poważnym potrzasku. Wnioski prokuratora generalnego czy premiera do atrapowego trybunału i wydane w ich następstwie, podyktowane politycznie „wyroki”, mają zneutralizować orzeczenia ETPCz i TSUE, to najgorszy prognostyk. Po takiej władzy można spodziewać się wszystkiego.

Rządzący mają do wyroków sądów i trybunałów, które nie są im podporządkowane, taki stosunek, że nietrudno sobie wyobrazić także to, że państwo polskie przestanie wypłacać zasądzone przez ETPCz skarżącym odszkodowania.

Chaos w systemie prawnym zostanie opanowany jedynie wówczas, kiedy wrócimy do normalności w systemie. Kiedy obywatele będą pewni, że wyrok, który wyda w ich sprawie sąd, z formalnego punktu widzenia będzie można wykonać.

Sądy państw europejskich - Holandii, Irlandii, Norwegii, Niemiec, Hiszpanii, Słowacji - już kwestionują orzeczenia wydawane przez polskie sądy dotyczące Europejskiego Nakazu Aresztowania.

Chaos w systemie prawnym w Polsce rozlewa się na całą Unię Europejską. Widać to dobrze na przykładzie systemu Europejskiego Nakazu Aresztowania, czyli formy automatyzmu ekstradycji w obrębie Unii. Ten system do tej pory opierał się na wzajemnym zaufaniu do sądów w państwach członkowskich. Każdy sąd na terenie UE jest sądem europejskim, unijnym i każdy wydany przez niego wyrok jest respektowany w całym europejskim obszarze prawnym.

Ale orzeczenia polskich sądów nie są już uznawane w Europie za wydane w warunkach niezależności i bezstronności. Europa ma za dużo wątpliwości co do funkcjonowania systemu w Polsce. Będzie to miało nieprawdopodobne przełożenie na nasze prawa w zakresie prawa karnego, ale też cywilnego, rodzinnego i handlowego. Europejski nakaz zapłaty, instrument prawa cywilnego ściągania należności od przedsiębiorców w krajach Unii, również może i zapewne będzie kwestionowany. Nie wyobrażam sobie, jak to dalej będzie funkcjonować, ale z pewnością my, jako obywatele, będziemy na tym ogromnie cierpieć.

Polska będzie formalnie nadal należeć do Unii Europejskiej, ale nie będzie w niej funkcjonować w normalnym, pełnym zakresie. Na życzenie obecnie rządzących. Nawet jeśli Komisja Europejska porozumie się z polskim rządem i da w końcu zielone światło na wypłatę środków z funduszu odbudowy – co na razie nie jest w ogóle możliwe, to mleko już się rozlało. Sądy w innych państwach UE nie ufają polskim sądom, ze względu na strukturalne zniszczenie gwarancji niezależnego sądownictwa. Orzeczenia polskich sądów będą podważane przez strony, adwokatów, sądy. Dopóty dopóki nie nastąpi naprawa praworządności, likwidacja neo-KRS, usunięcie z systemu neo-sędziów itd.

Rządzący zapowiedzieli dalsze zmiany w sądownictwie. Na razie nie ma jeszcze projektów ustaw. W 2017 roku, kiedy forsowano ustawy o Sądzie Najwyższym, Krajowej Radzie Sądownictwa i sądach powszechnych, władza zwodziła społeczeństwo, wprowadzając różne zmiany. Wówczas zareagowano masowymi protestami, ale i tak przyjęto ustawy w kształcie niezgodnym z konstytucją, Konwencją i traktatami. Co obywatele mogą zrobić dzisiaj?

Myślę, że wystarczy, gdybyśmy zareagowali tak, jak w 2017 roku. Jako obywatele, bądźmy konsekwentni. Mówmy głośno: „nie”. Wiem, że jesteśmy po sześciu latach tej batalii, że to już siódma zima i jesteśmy zmęczeni. Ale głęboko wierzę, że jesteśmy teraz w kulminacyjnym momencie, w którym władza o ewidentnie autokratycznym charakterze wpędziła się w narożnik.

Więc my jako obywatele po prostu bądźmy wytrwali, dawajmy wyraz sprzeciwu, nie zgadzajmy się na kolejne zmiany, które mają dobić polskie sądownictwo. Bo mamy szansę te zmiany zatrzymać. Jeśli polskie społeczeństwo będzie jasno i głośno eksponować swoją przynależność do Europy, niezgodę na łamanie standardów, to władza być może się cofnie, ugnie. Nie z rozsądku, ale ze strachu czy kalkulacji politycznej. Wierzę, że polskie społeczeństwo da radę i zatrzyma tę machinę zniszczenia.

Co jeśli autorytarny, antyunijny wirus zainfekuje też rządy państw "starej" Unii? Co nie jest niemożliwe biorąc pod uwagę wybory we Francji. Co, jeśli w innych krajach Unii namnożą się orzeczenia sądów konstytucyjnych podważające prymat prawa unijnego nad krajowym?

Po pierwsze, jak już wspominałem, nie ma żadnej rozbieżności między naszą konstytucją a prawem unijnym. Atrapowy trybunał konstytucyjny rozstrzygnął fikcyjny konflikt. Bo prawdziwy konflikt jest między przyjętymi przez PiS ustawami sądowniczymi a konstytucją, Konwencją i traktatami. Zarówno konstytucja, jak i prawo unijne, są naruszane przez polskie władze.

Zakładając czarny scenariusz, w którym inne państwa Unii podważają prymat prawa UE co do kluczowych kwestii, takich jak niezależność sądownictwa, to będzie początek końca UE, bo Unia nie może funkcjonować, jeśli nie jest wspólnotą prawa. Jeśli państwa Unii nie zapewnią efektywnego obowiązywania europejskiego porządku prawnego i skutecznej ochrony sądowej, to inne filary Unii, czyli swoboda przepływu osób i towarów, polityka rolna, polityka ochrony środowiska etc., nie będą mogły funkcjonować.

Ale byłbym daleki od uderzania w katastroficzne tony. Obserwując to, co się dzieje w sercu Unii, w Brukseli, Strasburgu i Luksemburgu, mam wrażenie, że nastąpiła mobilizacja, zwłaszcza państw "starej" Unii, czyli Europy Zachodniej, w których od wielu pokoleń znacznie silniej niż w naszej części kontynentu, zakorzenione są standardy demokratyczne.

Te państwa widzą to potężne niebezpieczeństwo, które płynie dziś niestety z Polski i z Węgier, a które czyha też w innych państwach, dawnych demokracjach ludowych - również w Rumunii, Bułgarii, Słowenii, Słowacji czy Chorwacji.

Państwa "starej" Unii bardzo nie chciałyby dopuścić do tego, żeby Europa się zdezintegrowała. Idea europejskiej jedności była i pozostaje jedynym udanym remedium na wojny w Europie, ale też recepta na dobrobyt całych państw, nowoczesność i wysoki standard życia jednostek. Wierzę, że determinacja państw Unii, a także jej społeczeństw, w tym prodemokratycznej części polskiego społeczeństwa, sprawi, że ten projekt zostanie uratowany, a może i nawet wzmocniony.

Czyli rządy PiS w Polsce będą swojego rodzaju szczepionką, która pozwoli w Unii lepiej zwalczać antydemokratycznego wirusa?

Mam taką nadzieję. Unia wyposażyła się w nowe instrumenty, które mają na celu lepszą ochronę traktatowych wartości - demokracji, praworządności, praw człowieka. Mam tu przede wszystkim na myśli tzw. rozporządzenie o warunkowości, wiążące wypłaty unijnych funduszy z przestrzeganiem praworządności, To, co się stało najpierw na Węgrzech, a potem w Polsce, jest, mam nadzieję, impulsem do przemyślenia, do zredefiniowania samego konceptu funkcjonowania UE. I doprowadzi do jej wzmocnienia w dłuższej perspektywie.

Udostępnij:

Anna Wójcik

Pisze o praworządności, demokracji, prawie praw człowieka. Współzałożycielka Archiwum Osiatyńskiego i Rule of Law in Poland. Doktor nauk prawnych. Pracuje w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. Stypendystka Fundacji Humboldta, prowadzi badania w Instytucie Maxa Plancka Porównawczego Prawa Publicznego i Międzynarodowego w Heidelbergu.

Komentarze