0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Według Najwyższej Izby Kontroli 24 marca 2016 roku Misiewicz zawarł dwie umowy, które mogą naruszać dyscyplinę finansów publicznych. Dodatkowo MON nie rozliczył się z rządem USA za szkolenie pilotów.

Nie dziwi, że sprawy byłego szefa gabinetu politycznego Macierewicza i rzecznika prasowego MON powracają. Przez półtora roku, które spędził u boku szefa resortu obrony, afery z jego udziałem wybuchały co chwilę. OKO.press śledziło uważnie jego "karierę".

Włam do siedziby kontrwywiadu NATO

16 listopada 2015 roku, po nieudanym starcie w wyborach, Misiewicz został rzecznikiem prasowym i szefem gabinetu politycznego nowego szefa MON, Antoniego Macierewicza. Jego pierwszym osiągnięciem było wejście o 01:30 w nocy 18 grudnia 2015 roku do siedziby Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO w Warszawie. Gdy dyżurny zawiadamił szefa CEK NATO Krzysztofa Duszę o najściu, ten pojechał na miejsce, ale nie został już wpuszczony. Akcja była częścią dłuższej operacji sparaliżowania działań Centrum, które zajmowało się zbieraniem informacji o zagrożeniach w związku z konfliktem na Ukrainie i terroryzmem.

W marcu 2017 roku śledztwo w tej sprawie zostało umorzone.

"Za zasługi dla obronności kraju"

W sierpniu 2016 roku Misiewicz został odznaczony przez własnego szefa złotym medalem "za Zasługi dla Obronności Kraju". Problem w tym, że ówczesny rzecznik prasowy żadną miarą nie zasłużył na takie wyróżnienie, także jeżeli chodzi o przepisy. By przyznać złoty medal, należy najpierw odznaczyć daną osobę brązowym i srebrnym medalem. A Misiewicz dostał od razu złoty.

Dzięki jednemu z naszych czytelników wiemy, że Misiewicz medal dostał m.in. za to, że buduje pozytywny wizerunek ministra w społeczeństwie, kultywuje tradycje żołnierzy wyklętych i dekomunizuje Wojsko Polskie, jest taktowny, koleżeński i życzliwy.

Pisaliśmy o tym tu i tu. i tu.

Przeczytaj także:

Sprawa medalu rozpoczęła czarną serię Misiewicza.

Służył w "Aronii"

We wrześniu 2016 roku wyszło na jaw, że Bartłomiej Misiewicz zasiada w radach nadzorczych dwóch spółek skarbu państwa - Polskiej Grupy Zbrojeniowej i Energa Ciepło Ostrołęka, należącej do Grupy Energa. Dziennikarze zaczęli śledzić wykształcenie doradcy szefa MON i okazało się, że nie może pełnić większości funkcji, które pełni, bo:

  • nie ma wykształcenia wyższego (nie może zatem zasiadać w radach nadzorczych ani być szefem gabinetu politycznego), choć deklarował przed wyborami, że je ma,
  • nie ma zdanych odpowiednich egzaminów na członka rad nadzorczych,
  • nie ma 7-letniego stażu pracy, którego wymaga się od szefa gabinetu politycznego.

Pojawiły się nawet wątpliwości, czy jego praca w aptece "Aronia" w Łomiankach była zgodna z przepisami - nie ma bowiem wykształcenia farmaceutycznego.

Za cykl tekstów „Afera misiewiczowa” Konrad Radecki-Mikulicz i Stanisław Skarżyński z OKO.press dostali nagrodę Grand Press 2016 w kategorii News.

OKO.press pisało o sprawie tu, tu, tu, tu i tu.

We wrześniu 2016 roku „Newsweek” napisał, że Misiewicz proponował bełchatowskim radnym PO przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian dostaną pracę w państwowej spółce PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna.

Po publikacji Misiewicz zwrócił się do Macierewicza o zawieszenie go w funkcjach w MON. A minister mówił w mediach, że na tę chwilę to „słuszne stanowisko”, i oczekuje „od tych, którzy prowadzą tę kampanię [przeciwko Misiewiczowi - przyp. red.], że poza pomówieniami przedstawią także dowody”. W październiku Misiewicz powrócił do MON.

Zwolnił generała za krytykę

Na początku 2017 roku internet obiegły zdjęcia i filmy, jak polscy żołnierze salutują Bartłomiejowi Misiewiczowi i witają go okrzykiem "czołem, panie ministrze". 2 lutego 2017 pracę w Wojskowym Instytucie Technicznym Uzbrojenia stracił generał Waldemar Skrzypczak po tym, jak kilka dni wcześniej skrytykował oddawanie honorów takim osobom jak Misiewicz.

Dezinformacja.net

W połowie lutego 2017 roku o Misiewiczu znowu zrobiło się głośno. A to za sprawą portalu dezinformacja.net, który rzecznik MON założył, by walczyć z fałszywymi informacjami. Jednak nieprofesjonalny wygląd serwisu i stronnicze treści budziły wątpliwości: czy polski rząd mógłby pozwolić sobie na partactwo w tak ważnej dla bezpieczeństwa sprawie. Wreszcie Onet.pl potwierdził, że to współpracownik Macierewicza jest autorem strony. Po kilku dniach strona zniknęła.

Także w lutym Misiewicz przestał pełnić funkcję rzecznika (4 lutego media zauważyły, że nie ma go już na stronie MON), sprawa nie była jednak jasna do marca 2017 roku, kiedy doradca szefa MON wrócił z urlopu. Wtedy okazało się, że pozostał na stanowisku szefa gabinetu politycznego.

Doradca jak bumerang

W tym też czasie Jarosław Kaczyński oraz cały rząd (z wyjątkiem Macierewicza) tracił już cierpliwość do Misiewicza. Szef PiS publicznie napomniał szefa MON, że Misiewicz powinien zniknąć. Mimo to w kwietniu 2017 przez dwa tygodnie pełnił jeszcze funkcje doradcy szefa MON. 10 kwietnia 2017 okazało się, że został też zatrudniony w Polskiej Grupie Zbrojeniowej jako pełnomocnik rządu ds. komunikacji. Został zwolniony dwa dni później.

13 kwietnia doradca Macierewicza został ostatecznie usunięty z partii - komisja złożona z najważniejszych polityków PiS (m.in. Mariusza Kamińskiego i Joachima Brudzińskiego) orzekła, że nie może pełnić funkcji publicznych.

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze