0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Nicolas TUCAT / AFPFoto Nicolas TUCAT /...

W środę 10 września 2025 szefowa Komisji Europejskiej staje przed ponad 700 parlamentarzystami (jeśli dopisze frekwencja), by wygłosić orędzie o stanie Unii Europejskiej. Jej przemowa chyba nie może zdarzyć się w trudniejszym momencie.

Von der Leyen dopiero co zaakceptowała cła w wysokości 15 proc., nałożone przez USA na cały europejski eksport, co trudno uznać za negocjacyjny sukces. Wielu mówi wręcz wprost: to kapitulacja Europy. UE powinna mocniej bronić handlu opartego na zasadach, a nie zgadzać się wywrócenie porządku międzynarodowego do góry nogami.

W sprawie wojny w Ukrainie UE wciąż jest pomijana przez prezydenta Trumpa w skądinąd bezowocnych rozmowach z Rosją o zakończeniu wojny. Szefowej unijnej dyplomacji, Kai Kallas, w ogóle na arenie międzynarodowej w tym temacie nie widać. UE nie zabiera też stanowczego głosu wobec brutalnie łamiącego prawa człowieka w Strefie Gazy Izraela. Odpowiedź UE na izraelskie zbrodnie jest nadzwyczaj niejednoznaczna.

Umowa o wolnym handlu z krajami Ameryki Południowej (Mercosur) polaryzuje opinię publiczną w UE jak mało co.

Protestują przeciwko niej między innymi polscy i francuscy rolnicy. Przedstawiona jako sukces KE, bo jej negocjacje wreszcie doprowadzono do końca po 20 latach, umowa została podzielona na dwie części – część zostanie przedłożona do ratyfikacji Radzie UE i Parlamentowi, a tylko część dodatkowo parlamentom narodowym. Za to na szefową KE także spadają gromy.

Do tego skręt na prawo Europejskiej Partii Ludowej, z której wywodzi się von der Leyen, w tym dążenie do ograniczenia założeń Zielonego Ładu, wstrzymywanie wejścia w życie podatku cyfrowego, czy coraz niższy standard ochrony praw człowieka w regulacjach dotyczących migracji (m.in. w długo oczekiwanej dyrektywie powrotowej), nie tylko martwi, ale ciągle prowokuje krytykę ze strony centrowych grup politycznych, które teoretycznie pozostają z EPL w koalicji.

Przedstawiona w marcu 2025 tzw. dyrektywa powrotowa, czyli brakujący element paktu migracyjnego, została przez obrońców praw człowieka określona mianem „nowego dna” w traktowaniu migrantów w Europie.

Ursula von der Leyen znalazła się też w ogniu krytyki po prezentacji nowego wieloletniego budżetu UE, który nie uwzględnił jednego z podstawowych postulatów z zamówionego rok temu raportu Mario Draghiego. Draghi przedstawił receptę na odzyskanie przez europejskie gospodarki impetu. M.in. zaordynował sfinansowanie kolejnego, ale lepiej zaplanowanego niż program Next Generation UE, bodźca stymulacyjnego w postaci publicznych inwestycji strategicznych o wartości 750-800 mld euro rocznie celem finansowania zielonej transformacji, digitalizacji gospodarek i wzmacniania obronności. Środki te miałyby być pozyskanie na rynkach finansowych, bo państwa członkowskie nie mają możliwości sfinansowania takich inwestycji.

Zamiast proponowanych 750-800 mld euro rocznie KE do tej pory skusiła się na przygotowanie programu inwestycji zbrojeniowych o wartości 150 mld euro (chodzi o program SAFE – skądinąd bardzo potrzebny), a w nowym wieloletnim budżecie UE, który – tak na marginesie – jest de facto mniejszy niż poprzedni, na cel „odrodzenia europejskiego przemysłu” przeznaczonych jest nieco ponad 400 mld euro, ale na siedem lat. Komisja Europejska niechętnie patrzy na proponowanie kolejnych programów wspólnego zadłużenia, bo te są bardzo krytykowane przez nadaktywną skrajną prawicę. Nie pomagają tłumaczenia Draghiego, że dług może być dobry albo zły.

Pozostające w koalicji z EPL grupy polityczne w PE – Socjaliści i Demokraci oraz Odnowić Europę – przedstawiły von der Leyen swoje priorytety na następny rok. Taki dokument opublikowali też Zieloni, którzy rok temu poparli kandydaturę von der Leyen na drugą kadencję, dając jej zwycięstwo. Czy szefowa KE weźmie je pod uwagę?

„Znam Ursulę von der Leyen bardzo długo i wiem, co powie w orędziu. To, co chcemy usłyszeć” – powiedziała we wtorek 9 marca podczas briefingu dla mediów Katarina Barley, wiceprzewodnicząca PE z grupy Socjalistów i Demokratów.

Dlatego jej zdaniem Parlament powinien być tą siłą, która będzie wymagać od KE ambicji. Ale ponieważ koalicję w PE dominuje stawiająca na daleko posuniętą zachowawczość prawica, jest to praktycznie niemożliwe.

Przeczytaj także:

(Krótka?) lista sukcesów

Jako swój niewątpliwy sukces szefowa Komisji Europejskiej na pewno przedstawi wyniki dopiero co opublikowanego badania europejskiej opinii publicznej Eurobarometr. Pokazują one, że nastroje społeczne wobec Unii Europejskiej są na historycznie wysokim poziomie, a Europejczycy chcą bardziej, a nie mniej zjednoczonej Europy. Np.:

  • aż 68 proc. badanych uważa, że w przyszłości UE powinna pełnić większą rolę w ochronie swoich obywateli przed skutkami globalnych kryzysów i zagrożeń;
  • 90 proc. badanych uważa, że państwa członkowskie powinny być bardziej zjednoczone w odpowiedzi na współczesne wyzwania;
  • 77 proc. badanych uważa, że UE potrzebuje więcej narzędzi, by stawiać czoła globalnym wyzwaniom;
  • aż 78 proc. respondentów uważa, że w przyszłości więcej działań będzie potrzebowało być finansowane przez UE jako całość, a nie przez państwa członkowskie osobno;
  • aż 85 proc. badanych w EU popiera ideę, że dostęp do środków z unijnego budżetu powinien być uzależniony od poszanowania praworządności i zasad demokracji przez rządy państw członkowskich. Takie rozwiązanie znalazło się już w projekcie nowego wieloletniego budżetu UE.

Tak duże poparcie dla tego rodzaju postulatów zdaje się sugerować, że większość Europejczyków jednak chce Europy takiej, jaką budować chcą partie proeuropejskiego centrum, a nie antyeuropejskie partie skrajnej prawicy, czy – w znacznie mniejszej liczbie przypadków – skrajnej lewicy. To dobra wiadomość dla sił proeuropejskich, które wierzą w to, że to UE może więcej.

Szefowa KE, podkreślając sukcesy pierwszego roku swojego powtórnego urzędowania, na pewno podkreśli też znaczenie wciąż realizowanego przez Unię wsparcia dla Ukrainy i kolejnych pakietów sankcji na Rosję. Pomimo wyzwań w postaci zmiany amerykańskiej polityki w tym zakresie od momentu dojścia do władzy Donalda Trumpa, wzrostu kwestionującej europejskie zaangażowanie we wspieranie Kijowa skrajnej prawicy, a także wyzwań finansowych, UE utrzymuje kierunek i wspiera Ukrainę. Do Kijowa płyną środki z programów pomocy makrofinansowej, nie ustaje wsparcie wojskowe. I o ile w tej kwestii zawsze można by robić więcej, o tyle warto docenić to, że pomoc nie ustaje, a UE jest obecnie jedynym orędownikiem interesów Ukrainy na arenie międzynarodowej.

Jako sukces szefowa KE na pewno wymieni też działania Komisji w obszarze obronności i konkurencyjności.

To dwa obszary, które zupełnie zdominowały pierwszy rok urzędowania nowej KE. I to nawet kosztem innych priorytetowych dziedzin, o czym dalej. Komisja Europejska właśnie wczoraj (wtorek 9 września) zatwierdziła rozdział środków z unijnego programu SAFE na obronność. Prace nad wejściem w życie programu przebiegły błyskawicznie. Prowadziła je polska prezydencja. Pomysł programu znalazł się w białej księdze obronności przygotowanej przez biuro komisarza ds. obronności Andriusa Kubiliusa w marcu 2025. Już pod koniec maja proces legislacyjny został zakończony i program mógł wejść w życie. Ten szybki proces był możliwy głównie dlatego, że Komisja przygotowała wniosek w taki sposób, by możliwe było ustalenie finansowania między KE i państwami członkowskimi z pominięciem Parlamentu Europejskiego. Szefowa KE pewnie nie wspomni o tym, że Parlament Europejski pozwał za to Komisję do Trybunału Sprawiedliwości UE. SAFE to 150 mld euro na dozbrajanie europejskich armii i rozwój produkcji obronnej dostępny w formie pożyczek gwarantowanych budżetem UE. Polska dostanie niemal jedną trzecią tych środków. Działań w obszarze obronności było więcej.

Co ze wzmacnianiem konkurencyjności?

Ale są też dziedziny, które pozostawiają wiele do życzenia. Jedną z podstawowych obietnic złożonych przez Ursulę von der Leyen na początku kadencji była ta dotycząca konkurencyjności europejskich gospodarek. Von der Leyen sama cytowała dane z raportu Draghiego: w ostatnich 15 latach gospodarki UE rozwijały się wyraźnie wolniej od amerykańskiej i chińskiej. Jeszcze 15 lat temu były o 10 proc. większe niż amerykańska, a już w 2022 roku były o 23 proc. mniejsze (co jest tylko częściowo związane z brexitem).

W tym okresie PKB Unii Europejskiej wzrósł o 21 procent, podczas gdy PKB USA o 72 proc., a PKB Chin o 290 procent.

“Nasza wolność i suwerenność dziś bardziej niż kiedykolwiek zależą od naszej siły gospodarczej. Nasze bezpieczeństwo zależy od naszej zdolności do konkurowania, produkowania i bycia innowacyjnym” – mówiła szefowa KE w grudniu 2024 podczas przemówienia inaugurującego nową kadencję.

Mario Draghi, włoski guru reform gospodarczych, który wyciągnął Włochy z kryzysu finansowego, a potem przez lata stał na czele Europejskiego Banku Centralnego, w swoim raporcie przedstawił ponad 380 bardzo konkretnych rekomendacji, które miały tchnąć nowe życie w europejską gospodarkę. Ich wdrożenie poparły zarówno państwa członkowskie, jak i Parlament Europejski, gdy zatwierdziły skład i priorytety nowej Komisji.

Kluczem miało być tempo. Draghi mówił wyraźnie: trzeba działać teraz, a nie wtedy, kiedy będzie się to wydawało bardziej wygodne.

Draghi proponował wspomnianą już szybką mobilizację znacznych funduszy na finansowanie strategicznych inwestycji, podjęcie działań na rzecz znoszenia istniejących barier rynkowych, czyli kontynuowania budowy wspólnego rynku (w tym np. w obszarze inwestycji, czyli budowę unii kapitałowej), czy stworzenie środowiska, które wspierałoby skalowanie innowacyjnych przedsięwzięć i tworzenie europejskich czempionów technologicznych.

W raporcie Draghi zauważa, że w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat w UE nie powstała żadna firma, która byłaby w stanie dojść do wartości powyżej 100 mld euro, a 30 proc. europejskich „jednorożców”, czyli start-upów o wartości powyżej 1 mld dolarów, opuściło blok od 2008 roku, ponieważ nie mogły się tu rozwijać. Były premier Włoch przywoływał też wyliczenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego, z których wynika, że gdyby znieść bariery rynkowe i osiągnąć wspólny rynek porównywalny do amerykańskiego, to w ciągu 7 lat wydajność pracy w UE mogłaby wzrosnąć o około 7 procent. Dla porównania w ciągu ostatnich siedmiu lat wzrost wydajności pracy w UE wyniósł zaledwie 2 procent – wykładał.

Szefowa Komisji Europejskiej obiecała te rekomendacje wdrożyć. Ale okazuje się bardzo powolna we wdrażaniu zaleceń z raportu. Jak wynika z analizy European Policy Innovation Council, w ciągu ostatniego roku wdrożonych zostało tylko 11 proc. rekomendacji z raportu. Skrytykował to sam Draghi podczas niedawnego przemówienia we włoskim Rimini. Przemówienie odbiło się dużym echem w Europie.

“Musimy odzyskać jedność działania i działać teraz, gdy wciąż mamy jeszcze możliwość kształtowania naszej przyszłości, a nie dopiero gdy sytuacja stanie się nie do zniesienia” – powiedział.

Na ten sam problem zwracają uwagę koalicyjne wobec EPL grupy w PE. Podnoszą, że akty prawne proponowane przez KE, które mają wdrażać rekomendacje z raportu Draghiego de facto tego celu nie realizują – na to uwagę zwracali Socjaliści i Demokraci jeszcze w styczniu. Albo – jak grupa Odnowić Europę – podnoszą, że przeciąganie wdrożenia planu Draghiego jest bardzo złym pomysłem.

Co dalej z Zielonym Ładem?

Jednym z priorytetów, których powinna trzymać się UE jest zdaniem Draghiego zielona transformacja. Bardzo oczekiwaną deklaracją przez koalicjantów Europejskiej Partii Ludowej – zwłaszcza z grupy Socjalistów i Demokratów oraz częściowo z grupy Odnowić Europę – jest właśnie deklaracja dotycząca planu utrzymania Zielonego Ładu.

Zielony Ład był centralnym projektem Komisji Europejskiej przez większość poprzedniej kadencji. Od jakiegoś już czasu, ze względu na zmianę nastrojów społecznych wynikającą z wojny w Ukrainie i zagrożenia ze strony Rosji, stał się jedną z najmocniej kontestowanych polityk UE, którą częściowo kwestionują sami jej autorzy.

To m.in. na krytyce Zielonego Ładu pasie się politycznie skrajna prawica.

Europejska Partia Ludowa, obawiając się tego wzrostu skrajnej prawicy, porzuca własne ambicje. EPL już rok temu ogłosiła, że popiera pomysł wycofania zakazu produkcji samochodów z silnikami spalinowymi od 2035 roku, który wszedł w życie w kwietniu 2023 roku. Jak na razie jeszcze się to nie zmaterializowało, ale za takim rozwiązaniem intensywnie lobbują m.in. europejscy producenci samochodów.

Tymczasem zakaz miał być jednym z narzędzi ograniczania emisji CO2 i osiągania neutralności klimatycznej do 2050 roku. Na wycofanie się z przepisu nie zgadza się większość posłów grupy S&D, RE oraz Zielonych. Popierają je za to grupy zrzeszające narodowo-konserwatywną i skrajną prawicę.

To nie jedyne elementy Zielonego Ładu, które są kwestionowane.

W lipcu Komisja Europejska przedstawiła wniosek w sprawie uzupełnienia unijnego prawa o klimacie o dodatkowy, pośredni cel klimatyczny na 2040 rok. Zakłada on redukcję emisji gazów cieplarnianych netto o 90 proc. w porównaniu z poziomami z 1990 roku. To uzupełnienie celów na rok 2035, zgodnie z którym emisje mają spaść do poziomu 55 proc., oraz celu finalnego, jakim jest osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku.

I choć aktywiści klimatyczni i naukowcy podkreślają, że propozycja Komisji zawiera rozwiązania, które umożliwią „greenwashing” na dużą skalę – mowa o tzw. kredytach węglowych, czyli mechanizmie kompensacji emisji, w ramach którego zamiast faktycznie ograniczyć część emisji, firmy będą mogły finansować projekty równoważące wyemitowany CO2. To przeciwko tej regulacji protestuje – obok narodowych konserwatystów i skrajnej prawicy – także Europejska Partia Ludowa.

EPL twierdzi, że nie potrzebujemy dodatkowego celu na 2040 rok, bo rzekomo w tym tempie, w jakim obecnie zachodzi transformacja, neutralność klimatyczną osiągniemy w 2040 roku – tak w rozmowie z OKO.press sprzeciw wobec propozycji Komisji uzasadnił wiceprzewodniczący grupy Andrzej Halicki.

Część Europejskiej Partii Ludowej, w tym polska delegacja, chcą też przesunięcia o trzy lata implementacji ETS-2, czyli objęcia systemem płatnych emisji także transportu i budynków, czyli ogrzewania domów. Według obecnego planu ETS2 ma zacząć obowiązywać w 2027 roku.

Szefowa KE do tej pory nie ulegała naciskom – nawet własnej grupy politycznej – w tym zakresie. O tym, że jej zdaniem zakaz produkcji samochodów z silnikami spalinowymi od 2035 roku powinien zostać w mocy, mówiła nawet podczas przemówienia inaugurującego działalność obecnej Komisji. Istotnym pytaniem jest więc to, czy podtrzyma tę deklarację.

Europejska Partia Ludowa mówi teraz o konieczności „rozsądnego podejścia do walki ze zmianami klimatu” tak, jakby jeszcze dwa, trzy lata temu, gdy to głosami europosłów tych partii przegłosowywano kolejne regulacje Zielonego Ładu, rozsądku brakowało.

Przywrócić priorytety

Pierwszy rok funkcjonowania nowej Komisji Europejskiej został niemal zupełnie – zarówno w sferze komunikacji, jak i pracy legislacyjnej – zdominowany przez sprawy związane z konkurencyjnością (m.in. tematem deregulacji) oraz bezpieczeństwem i obronnością. Na daleki plan zepchnięte zostały sprawy tak kluczowe dla funkcjonowania UE, jak m.in. sprawy socjalne i ochrona demokracja.

Ciekawą analizę w tym temacie przeprowadził brukselski think tank European Policy Centre. Wynika z niej, że aż 30 proc. wypuszczonych w tym roku przez Komisję Europejską dokumentów – komunikatów i wniosków ustawodawczych (które są odbiciem jej działań), dotyczyło kwestii konkurencyjności, 28 proc. obronności i bezpieczeństwa, a tylko 11 proc. spraw społecznych, 7 proc. ochrony demokracji i wartości UE, a 5 proc. spraw związanych z polityką zagraniczną i sąsiedztwa, w tym rozszerzeniem UE.

Tematy te dość wyraźnie zniknęły z agendy europejskiej, mimo że jeszcze niedawno wydawały się być wysoko na liście priorytetów. Choć nie jest tak, że w ogóle nie podejmowano w tych dziedzinach działań. Np. obecnie trwają europejskie konsultacje publiczne w sprawie tzw. europejskiego planu na rzecz przystępnych cenowo mieszkań (z and. Affordable Housing Act). Ma on zaradzić kryzysowi mieszkaniowemu, z którym borykają się miliony ludzi w całej UE – to obok wysokich kosztów życia, jedna z najpoważniejszych bolączek obywateli UE.

Dużo gorzej jest za to z działaniami na rzecz ochrony demokracji, które w świetle zalewu rosyjskiej dezinformacji oraz przypadków manipulacji procesami wyborczymi (jak np. w Rumunii) są naprawdę kluczowe dla trwania UE. Ogłoszona przez Ursulę von der Leyen podczas inauguracyjnego przemówienia w grudniu 2024 „Tarcza dla demokracji” ma status „w przygotowaniu” – Komisja przeprowadziła konsultacje społeczne i pracuje nad wnioskiem ustawodawczym. To samo dotyczy planowanych strategii na rzecz równości osób LGBT+, ochrony i wzmocnienia społeczeństwa obywatelskiego, czy strategii antyrasistowskiej.

Te działania są równie ważne jak działania na rzecz wzmacniania obronności. Przemówienie von der Leyen pokaże, czy szefowa KE ma tego świadomość.

Warto też dodać jedną kwestię. Jeszcze w kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2024 roku żywy był temat koniecznej reformy Unii Europejskiej, by usprawnić jej działanie i wzmocnić ją w stawianiu czoła globalnym konkurentom, oraz temat rozszerzenia. Dziś – za wyjątkiem tematu europejskiej integracji Ukrainy i ewentualnie Mołdawii – są one zupełnie nieobecne. W trudnych czasach UE wybiera zachowawczość, a to nie jest dobry prognostyk na przyszłość. Choć wybór to nie do końca dobre słowo. Zachowawczość wygrywa jako jedyny możliwy wspólny mianownik wypracowywany na forum UE pomiędzy Komisją, rządami państw członkowskich i Parlamentem. W procesie, w którym bardziej niż odpowiedzialne przywództwo liczy się utrzymanie władzy.

;
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Dziennikarka działu politycznego OKO.press. Absolwentka studiów podyplomowych z zakresu nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, oraz dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i Unii Europejskiej. Publikowała m.in. w Tygodniku Powszechnym, portalu EUobserver, Business Insiderze i Gazecie Wyborczej.

Komentarze