0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Porzycki ...

Umowa koalicyjna – zero konkretów na temat nauczycielskich podwyżek, ale sprawa ma już swoją dynamikę, której ofiarą padło też OKO.press. Ale po kolei.

Wśród 121 słów, jakie politycy w ogłoszonej 10 października umowie koalicyjnej poświęcili edukacji (na ogólną liczbę 2999, co daje 4 proc.), nie ma liczb, które pojawiły się wśród „100 konkretów” KO i wryły się już w świadomość nauczycielek*, bo są faktycznie imponujące: „podniesiemy wynagrodzenia nauczycieli o co najmniej 30 proc. Nie mniej niż 1500 zł brutto podwyżki dla nauczyciela brutto”. Mowa tylko ogólnikowo o „pilnej potrzebie podwyżek dla nauczycieli (...) stosowne akty prawne zostaną przedłożone w ciągu pierwszych stu dni rządów”.

(3.) Jednym z najważniejszych zadań Koalicji będzie wspieranie zawodów kluczowych dla funkcjonowania państwa i przyszłości naszych dzieci.

Strony Koalicji potwierdzają pilną potrzebę podwyżek dla nauczycieli, pracowników służby publicznej, w tym administracji, sądów i prokuratury. Niskie zarobki wypychają z zawodu ludzi zapewniających ciągłość działania naszego państwa oraz edukację dzieci i młodzieży. Powstrzymamy i odwrócimy ten proces. Stosowne akty prawne zapewniające podwyżki zostaną przedłożone w ciągu pierwszych stu dni rządów.

(5.) Dobra edukacja to inwestycja w przyszłość naszych dzieci, ale także realny zysk w postaci wyższego PKB, bo każda złotówka przeznaczona na edukację wraca z nawiązką.

Efektywnie zwiększymy wydatki budżetowe na edukację. Zadbamy o zdrowe wyżywienie dzieci w szkołach. „Odchudzimy” i zmienimy podstawę programową, tak aby szkoły uczyły kompetencji przyszłości, związanych z rozwojem nowych technologii, zdolności syntetycznego myślenia i współpracy w grupie, a dzieci po podstawówce płynnie posługiwały się językiem angielskim. Ograniczymy obowiązki związane z zadawaniem prac domowych, tak by czas po szkole był przeznaczony tylko dla rodziny i rozwijania swoich pasji.

W każdej szkole będzie dostępna opieka psychologiczna.

Wyprowadzimy politykę ze szkół, zwiększymy ich autonomię, pamiętając jednocześnie, że powinny przekazywać wartości nowoczesnego patriotyzmu, otwartości i praw człowieka oraz bogactwo polskiej kultury.

Brzmi rozczarowująco, ale też

w całej umowie pada jedna jedyna liczba: „20 proc. najcenniejszych obszarów leśnych zostanie wyłączone z wycinki”.

Umowa jest – jak to ujął Donald Tusk „zbiorem drogowskazów”. Na szczegóły przyjdzie czas, ale robi to jednak wrażenie politycznej arytmofobii. Bo przecież drogowskazy z konkretami mówią więcej, np. ”Olsztyn 15 km„ jest lepszy niż ”Olsztyn".

Na szczęście prawdopodobny minister finansów demokratycznego rządu jeszcze tego samego dnia doprecyzował, jak ma być z podwyżkami.

*Uwaga! W tekście używam częściej określenia „nauczycielki” niż „nauczyciele”, bo kobiety stanowią 82,3 proc. szkolnej kadry. Podobnie z „dyrektorkami” (ponad 70 proc.).

Podwyżki od 1 stycznia, zapisane w kwocie bazowej

Nauczycielskie obawy uspokoił poseł elekt KO Andrzej Domański, prawdopodobny minister finansów w rządzie Donalda Tuska. W „Faktach po faktach” TVN 10 listopada powiedział: „Podwyżka nie ulega wątpliwości. Jest naszym priorytetowym zadaniem, żeby płace nauczycieli podnieść jak najszybciej o 30 proc. To powinny być podwyżki, które wejdą od 1 stycznia [2024 roku], to będzie uwzględnione w ustawie budżetowej”.

Z całą pewnością Domański ma na myśli podniesienie o 30 proc. tzw. kwoty bazowej, która tym samym zwiększy się z obowiązujących w 2023 roku 3 982 zł do 5 177 zł (w projekcie budżetu PiS było* 4 471 zł).

Na podstawie kwoty bazowej wylicza się tzw. średnie wynagrodzenie, w sposób zdefiniowany w art. 30 Karty Nauczyciela:

  • nauczyciel początkujący ma zarobić 120 proc. kwoty bazowej, czyli w 2024 roku – 6 211 zł (o 1433 zł więcej niż w 2023);
  • mianowany – 144 proc. kwoty bazowej, czyli 7 454 zł (o 1720 zł więcej);
  • dyplomowany – 184 proc. kwoty bazowej, czyli 9 525 zł (o 2198 zł więcej).

Przyznać trzeba, że są to przyzwoite zarobki, zwłaszcza w miejscowościach, gdzie życie jest tańsze. Nauczycielskie podwyżki zostaną wypłacone z wyrównaniem od 1 stycznia 2024 (co zdarzało się w przeszłości). Można chyba uznać, że spełniają one postulat nr 2 „Paktu dla edukacji” przygotowanego przez koalicję organizacji społecznych „SOS dla edukacji”, który w czerwcu 2023 podpisały wszystkie partie prodemokratyczne: „Wprowadzenie radykalnej podwyżki nauczycielskich płac oraz mechanizmu gwarantującego ich regularny wzrost” (szkoda, że o tym drugim na razie cicho sza).

Jak jednak widać, podwyżka dla nauczycielek początkujących nie spełnia opisanego w „100 konkretach” kryterium „nie mniej niż 1500 zł” – brakuje 67 zł.

Domański nie wspomniał o warunku 1500 zł, więc nie wiadomo, czy rząd będzie chciał ten niewielki brak skorygować.

Na wykresie poniżej przedstawiamy „podwyżki Tuska” w zestawieniu podwyżkami Morawieckiego o 12,3 proc.

Na uchwalenie budżetu z nową kwotą bazową i w ogóle – jak to ujęła Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050 – „remont generalny” budżetu PiS rząd Donalda Tuska będzie miał czas do 28 stycznia. 2024 Wisi nad nim (i nad wszystkimi demokratami) bowiem art. 225 Konstytucji RP, przy pomocy którego złośliwy prezydent mógłby nawet rozwiązać parlament.

Art. 225 Konstytucji stanowi, że „jeżeli w ciągu 4 miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie ona przedstawiona Prezydentowi do podpisu, Prezydent może w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu”.

Morawiecki przedłożył ustawę Sejmowi 29 września, co oznacza, że budżet trzeba przyjąć w nowym Sejmie, a następnie w Senacie do 28 stycznia i tego samego dnia przekazać go prezydentowi do podpisu, a lepiej mieć dzień czy dwa zapasu.

Zbyt dużym ryzykiem byłoby poleganie na interpretacji, że ustawa budżetowa jest objęta tzw. zasadą dyskontynuacji po zmianie rządu, co oznacza, że projekt budżetu „przepada” i można prace nad nim zacząć od początku. Niekoniecznie byłoby to zresztą dobre dla wymowy omawianej tu kwestii, bo na zasadzie prowizorium budżetowego weszłyby w życie podwyżki płac Morawieckiego o 12,3 proc. i podwyżka Tuska wyglądałaby mniej imponująco (wyniosłaby już tylko 15,8 proc. – to nie błąd, podstawa byłaby większa niż obecnie).

Umowę koalicyjną w dziedzinie edukacji omówimy w dwóch krokach. W tym artykule skupimy się na podwyżkach. W następnym wskażemy na inne zalety i wady uzgodnień przedstawionych w piątek 10 listopada przez kwintet liderów

Podwyżki zarobków zasadniczych poniżej 1500 zł

Podane wyżej przyzwoite nauczycielskie zarobki mogą wydawać się zaskakujące, bo w debacie publicznej operuje się często tzw. wynagrodzeniem zasadniczym, czyli zapisywanymi w rozporządzeniu ministra edukacji „minimalnymi stawkami wynagrodzenia zasadniczego”.

Jak wyjaśnia OKO.press spec od finansowania edukacji Grzegorz Pochopień**, planując budżet, przyjmuje się zwykle, że podwyżkom kwoty bazowej odpowiadają takie same (w procentach) podwyżki płac zasadniczych. Wzrost bazy o 30 proc. oznaczałby zatem, że zasadnicze zarobki rosłyby:

  • dla nauczycieli początkujących – z obecnych 3690 zł brutto do 4797 zł (o 1107 zł);
  • mianowanych – z 3890 zł do 5057 zł (o 1167 zł);
  • dyplomowanych – 4550 zł do 5915 zł (o 1365 zł).

Jak widać, żadne z podwyżek płac zasadniczych nie spełnia warunku „nie mniej niż 1500 zł”. Nawet nauczycielom i nauczycielkom dyplomowanym, którzy stanowią większość (56,8 proc. wg GUS), brakuje 135 zł.

Trzeba dobrze wyjaśnić, dlaczego płace średnie są o tyle wyższe od zasadniczych. Dzieje się tak z dwóch powodów

Po pierwsze, do minimalnych zarobków dochodzą liczne dodatki:

  • za wysługę lat (1 proc. wynagrodzenia zasadniczego za każdy rok od czwartego, maks. 20 proc.);
  • motywacyjny (w dyspozycji dyrektorki, maks. połowa wynagrodzenia zasadniczego);
  • funkcyjny, w tym za wychowawstwo (określony kwotowo w Karcie Nauczyciela, obecnie to 300 zł), a także „dyrektorski” (od 10 aż do 100 proc. wynagrodzenia zasadniczego);
  • za warunki pracy (m.in. „wiejski” – 10 proc. wynagrodzenia zasadniczego) itp.

Po drugie, nauczycielki pracują więcej niż 18-godzinne pensum. Dostają więc:

  • wynagrodzenie za godziny ponadwymiarowe, które zgodnie z Kartą Nauczyciela mogą sięgać połowy pensum (czyli 9 godzin lekcyjnych).

A de facto więcej, bo ministerstwo Czarnka poluzowało to ograniczenie dla szkół ponadpodstawowych, nie obejmuje ono także zajęć z dziećmi z Ukrainy, a praca nauczycielek w różnych szkołach pozwala omijać limit.

To wszystko liczy się do średnich wynagrodzeń.

Wbrew narracji związków zawodowych, że zarobki średnie są teoretycznym konstruktem, który niczego nauczycielom nie daje, a władzom służy do mydlenia oczu opinii publicznej, stanowią one byt w miarę realny, bo na ich straży stoi ustawowy mechanizm ochronny.

Jeśli nauczycielka nie uzyska średniej na swoim szczeblu awansu, powinna na mocy z art. 30 a Karty Nauczyciela dostać od samorządu prowadzącego szkołę „jednorazowy dodatek uzupełniający”, czyli – z pewnym uproszczeniem – wyrównanie do średniego wynagrodzenia (samorządy zaskarżyły ten zapis do Trybunału Konstytucyjnego – bezskutecznie).

Średnie nauczycielskie nie są – wbrew nazwie – matematyczną średnią realnych zarobków (tak jak np. wyliczana przez GUS średnia krajowa).

Jak tłumaczyła OKO.press Magdalena Kaszulanis z ZNP, to raczej „konstrukt, w którym do wynagrodzenia zasadniczego dolicza się uśrednione dodatki do pensji. Jest ich kilkanaście, m.in.: stażowy, funkcyjny, za wychowawstwo, pracę w trudnych warunkach, za pracę w nocy, godziny ponadwymiarowe, a także nagrody”.

Związkowcy chętnie argumentują, że średnie zafałszowują obraz na korzyść rządu, bo typowy nauczyciel nie osiąga takich wynagrodzeń. Nie dostaje przecież tych wszystkich dodatków.

Nie mają jednak racji. Średnie wynagrodzenia z grubsza odpowiadają realiom.

Trudniej oczywiście wyrobić średnią nauczycielom początkującym (dostają mniej dodatków) i nauczycielkom nauczania początkowego (trudniej im o nadgodziny). Występują też znaczące różnice regionalne, samorządy biedniejsze dają niższe dodatki niż zamożniejsze, np. w dużych miastach, gdzie konkurencja na rynku pracy jest duża. I wreszcie, więcej zarabiają nauczycielki przedmiotów, których jest więcej w siatce godzin, zwłaszcza gdy brakuje danych przedmiotowców.

Wbrew tym różnicom, działa jednak ustawowy mechanizm ochronny. Ma on kadrze nauczycielskiej „zapewnić osiągnięcie średnich wynagrodzeń”.

Jeśli nauczycielka nie uzyska średniej na swoim szczeblu awansu, powinna na mocy z art. 30 a Karty Nauczyciela dostać od samorządu prowadzącego szkołę „jednorazowy dodatek uzupełniający”, czyli – z pewnym uproszczeniem – wyrównanie do średniego wynagrodzenia (samorządy zaskarżyły ten zapis do Trybunału Konstytucyjnego – bezskutecznie).

Jak to już opisywałem, organ prowadzący szkoły (gmina lub powiat) podlicza w styczniu każdego roku, ile powinien w poprzednim roku wydać na wynagrodzenia (mnoży liczbę osób na każdym etapie awansu zawodowego razy średnie zarobki na tym etapie) i porównuje z tym, ile wydał (zobacz przykład takich wyliczeń w Krakowie).

Jeżeli wydał mniej, różnicę dopłaca nauczycielkom „w formie jednorazowego dodatku uzupełniającego ustalanego proporcjonalnie do okresu zatrudnienia oraz osobistej stawki wynagrodzenia zasadniczego nauczyciela”. Tak by „zapewnić osiągnięcie średnich wynagrodzeń na poszczególnych stopniach awansu zawodowego”.

Organy prowadzące (samorządy) zwracają uwagę, by nauczycielskie zarobki nie schodziły poniżej średniej, z czym w znacznej większości przypadków nie mają kłopotów, bo do finansowania swoich nauczycieli i szkół dokładają sporo własnych środków.

Jak mówił OKO.press Marcin Litwinowicz, zastępca dyrektorki warszawskiego Biura Edukacji, w większych miastach nie zdarza się, żeby zarobki były poniżej „średnich wynagrodzeń”. Zwłaszcza że – jak już nie raz podkreślaliśmy – średnie zarobki nauczycielek/li w gminie liczy się razem z nadgodzinami, co – dodajmy – wydaje się sprzeczne z pilnowaniem, by zarobki nauczycielskie na pełnym etacie nie były poniżej średniej.

Także Ewa Radanowicz, wieloletnia dyrektorka eksperymentalnej szkoły na terenach po PGR-owskich w Radowie Małym (zachodniopomorskie), a obecnie dyrektorka Wydziału Edukacji, Kultury i Sportu w gminie Goleniów, mówiła OKO.press, że wypłacanie wyrównań w styczniu niemal się nie zdarza.

Dyrekcje szkół i gmin dbają o to, by spełniać na bieżąco kryteria średnich zarobków, np. dając więcej nadgodzin. „Lepiej i uczciwiej, zwłaszcza przy takiej inflacji, by nauczyciele od razu zarabiali tyle, ile trzeba, niż by dostawali wyrównania z rocznym opóźnieniem” – tłumaczyła Radanowicz.

ZNP odpowiada na nasz tekst, przy pomocy wideo z Tuskiem

Jak już sygnalizowałem (nawet w tytule) w poprzednim artykule o nauczycielskich zarobkach, nie jest jednak jasne, czy zapowiadana podwyżka dla nauczycieli ma dotyczyć wynagrodzenia średniego (z dodatkami i nadgodzinami) czy zasadniczego. (minimalnego). Gdyby zapis z konkretów KO mówił tylko o 30 proc. (jak to ujmuje Domański) problemu by nie było.

Różnicę robi jednak warunek „nie mniej niż 1500 zł”, bo o ile podwyżki średnich zarobków (prawie) go spełniają, o tyle podwyżki wynagrodzeń zasadniczych są o kilkaset złotych niższe.

Przeczytaj także:

W poprzednim artykule zapytałem o to prezesa ZNP Sławomir Broniarza, który kategorycznie twierdził, że podwyżka dla nauczycieli powinna dotyczyć wynagrodzenia zasadniczego.

W artykule wyliczałem też podwyżki zasadniczego wynagrodzenia w dwóch wariantach:

  • obowiązuje zasada 30 proc.
  • płace rosną o 1500 zł dla każdego etapu awansu zawodowego.

Poniższy wykres pokazuje, że daje to różne kwoty, zasada 1500 jest korzystniejsza dla nauczycielek:

Z pewnym zaskoczeniem przyjąłem więc krytykę mojego tekstu, jaka ukazała się w organie ZNP „Głosie nauczycielskim” 10 listopada pod tytułem „Jaka podwyżka dla nauczycieli? ZNP reaguje na publikację portalu OKO.press i wyjaśnia wątpliwości”. Stanowisko ZNP zostało przedstawione jako „sprostowanie informacji podanej przez OKO.press”.

ZNP umieszcza w swojej niby-polemice z nami mocny argument, czyli 33-sekundowy fragment video wypowiedzi Tuska z prezentacji „100 konkretów” w Tarnowie 9 września 2023. Tusk mówił: „W ciągu pierwszych 100 dni każdy nauczyciel, każda nauczycielka dostaną podwyżkę [moment zawahania] do zasadniczego o minimum 1500 zł, co znaczy 30 proc. podwyżki dla wszystkich nauczycieli”. Potem nastąpiła ogromna owacja.

Zakładam się o dowolną wielokrotność kwoty bazowej, że Donald Tusk nie do końca panował nad swą wypowiedzią o „zasadniczym”. Zawiera ona także fałszywą tezę, co pokażemy na naszym fact-checkingowym zegarze.

W ciągu pierwszych 100 dni każdy nauczyciel, każda nauczycielka dostaną podwyżkę do zasadniczego o minimum 1500 zł, co znaczy 30 proc. podwyżki dla wszystkich nauczycieli
Podwyżka o 1500 zł oznaczałaby znacznie większy wzrost wynagrodzeń zasadniczych: dla nauczycielek początkujących – o 41 proc., mianowanych – o 39 proc., dyplomowanych – o 33 proc. W konsekwencji takie same wzrosty płac średnich
Konwencja wyborcza KO w Tarnowie,09 września 2023

Nie chcę Tuska tłumaczyć, bo powinien kontrolować słowa, gdy składa tak kluczowe obietnice i być lepiej przygotowany przez doradców. Ma prawo ZNP powoływać się na jego wypowiedź, nawet jeśli „w wersji pisemnej” 100 konkretów mowa już tylko o „podniesieniu wynagrodzeń".

Słowo się rzekło, ZNP u płota. I co z tym zrobić?

Teoretycznie możliwości są trzy.

Przyszły rząd może trzymać się wersji Domańskiego. 30 proc. i już.

Takie samo stanowisko w moim poprzednim tekście zajmowała Katarzyna Lubnauer – mówiła po prostu o podwyżkach dla nauczycieli 30 proc.

Musiałby jednak Donald Tusk wyjaśnić, że wyraził się nieprecyzyjnie i jakoś udobruchać związki zawodowe argumentując, że podwyżki są i tak ogromne (bo są).

Druga wersja, to przyjąć podwyżkę płac zasadniczych o 1500 zł i konsekwentnie dać większe procentowo zarobki średnie.

Przyjęcie zasady „nie mniej niż 1500 zł” dla wynagrodzeń zasadniczych oznaczałoby (patrz ostatni wykres) podwyżki płac zasadniczych o znacznie wyższe odsetki niż 30 proc.:

  • dla nauczycieli początkujących – do poziomu 5190 zł (co daje wzrost wobec zarobków z 2023 roku o 40,7 proc.);
  • mianowanych – 5390 zł (wzrost o 38,6 proc.);
  • dyplomowanych – 6050 zł (wzrost o 33 proc.).

Gdyby trzymać się zasady, że wzrost płac zasadniczych przekłada się na taki sam (procentowo) wzrost wynagrodzeń średnich (przypomnijmy – z dodatkami i nadgodzinami), to średnie zarobki (całkowite) nauczycielek i nauczycieli musiałyby w 2024 r. wynosić:

  • dla nauczycieli początkujących – 6723 zł (o 512 zł więcej niż wynikałoby z podwyżki o 30 proc.);
  • mianowanych – 7946 zł (o 492 zł więcej);
  • dyplomowanych – 9745 zł (o 221 zł więcej).

Trzecia opcja. Zachować wyższe podwyżki płac zasadniczych (o 1500 zł) i utrzymać 30 proc. podwyżki zarobków średnich (całkowitych). Mało realne.

To by oznaczało pewien rozjazd w rządowych papierach. Rozporządzenie ministry edukacji (na 100 proc. będzie to kobieta) podawałoby podwyżki płac zasadniczych o 1500 zł, ale kwota bazowa (i tym samym zarobki średnie) rosłaby nadal o 30 proc.

Dr Pochopień mówi OKO.press, że trudno ocenić, na ile realistyczny jest taki wariant, nie znając szczegółowych danych o udziale poszczególnych dodatków i nadgodzin w całkowitym wynagrodzeniu nauczycieli.

Ale rzut oka na zarobki nauczycieli początkujących pokazuje, że trudno byłoby utrzymać taki „kompromisowy” wariant. Ich zarobki zasadnicze w wariancie podwyżki o 1500 zł (5190 zł) byłyby już bardzo zbliżone do wynagrodzenia średniego (6211 zł) wynikającego z 30 proc. podwyżki kwoty bazowej. „Ta grupa nie dostaje jeszcze dodatku za wysługę lat, ale dostaje inne dodatki, np. motywacyjny, czy za pracę na wsi, a przede wszystkim ma nadgodziny” – mówi Pochopień. Spodziewam się, że średnio daje to więcej niż 1021 zł.

Z drugiej strony, takie rozwiązanie mogłoby umożliwić samorządom zmniejszenie dopłacania do oświaty poprzez zmniejszanie wypłacanych nauczycielom dodatków – przede wszystkim motywacyjnego, ale też np. za wychowawstwo (często podwyższanego powyżej minimum, obecnie – 300 zł).

10. Organy prowadzące szkoły będące jednostkami samorządu terytorialnego mogą zwiększać środki na wynagrodzenia nauczycieli, w tym podwyższać minimalne stawki wynagrodzenia zasadniczego, ustalone w przepisach wydanych na podstawie ust. 5 pkt 1, oraz minimalną wysokość dodatku z tytułu sprawowania funkcji wychowawcy klasy określoną w art. 34a ust.

Organy prowadzące mogą ponadto upoważniać dyrektorów szkół, w indywidualnych przypadkach oraz w granicach ustalonego planu finansowego szkoły, do przyznawania minimalnej stawki wynagrodzenia zasadniczego nauczyciela wyższej od ustalonej w przepisach wydanych na podstawie ust. 5 pkt 1 lub podwyższonej przez organ prowadzący.

10a. Podwyższenie minimalnych stawek wynagrodzenia zasadniczego oraz minimalnej wysokości dodatku z tytułu sprawowania funkcji wychowawcy klasy określonej w art. 34a ust. 2 następuje w trybie określonym w ust. 6.

10b. Zwiększenie środków na poszczególne składniki wynagrodzenia dla nauczycieli ponad poziom określony w ust. 3 może odbywać się wyłącznie z dochodów własnych jednostek samorządu terytorialnego lub ze środków pochodzących z budżetu Unii Europejskiej.

Wszystko to oczywiście przy założeniu, że koszty podwyżek dla nauczycieli – jakie by ostatecznie nie były – weźmie na siebie budżet państwa odpowiednio zwiększając subwencje na uczniów i dotacje na przedszkola. Warto jednak zauważyć, że do tej pory tak się nie dzieje. Subwencja nie pokrywa kosztów edukacji i aby zapełnić tzw. lukę oświatową, samorządy dokładają środki z innych przychodów, rezygnując przede wszystkim z inwestycji. Ta tzw. luka oświatowa rośnie z roku na rok.

Jak wyliczał dr Pochopień, z budżetu centralnego w 2022 roku na edukację przeznaczono 57,8 mld zł, ale wydatki na edukację ogółem wyniosły 98,6 mld. Oznacza to, że samorządy dopłaciły 40,2 mld (0,6 mld dopłacili rodzice w opłatach za przedszkole, w tym wyżywienie.

Wydatki z budżetu państwa na edukację w 2022 roku:

  • subwencja 55,9 mld
  • dotacje – 1,6 mld
  • dopłaty do podręczników – 0,3 mld
  • RAZEM 57,8 mld

PKB – według rządowych „wytycznych” – wyniosło 3 078 mld. Oznacza to, że wydatki państwa na edukację w 2022 roku wyniosły 1,88 proc. PKB.

Samorządy dołożyły 40,2 mld czyli 1,3 proc. PKB

Jaki koszt dla budżetu, w dwóch wariantach?

Operując dostępnymi nam danymi policzmy teraz koszty dla budżetu państwa, o który troszczyć się będzie prawdopodobnie Andrzej Domański.

Policzmy najpierw, tylko dla orientacji (bo takiej propozycji nie ma) koszty podwyżki 1500 zł dla każdego nauczycielskiego średniego wynagrodzenia. Wynik = 11,2 mld zł.

Taka podwyżka oznaczałaby oczywiście znaczne spłaszczenie płac nauczycielskich. Będzie ona tylko benchmarkiem dla dwóch realnych wariantów – nazwijmy je tak – rządowego i związkowego.

Według danych GUS roku szkolnym 2022/23 pracowało w placówkach oświatowych 512 102 nauczycielek i nauczycieli, z tego najwięcej w szkołach podstawowych (265 tys.) i przedszkolach (109 tys.). Dokładniej – GUS podaje tzw. liczbę nauczycieli przeliczoną na etaty (osób zatrudnionych było ponad 700 tys, bo wiele nauczycielek i nauczycieli pracuje na część etatu).

Podwyżka o 1500 zł brutto oznacza dla pracodawcy większy koszt roczny w wysokości: 1500 zł x 12 miesięcy = 18 tys.

Do każdej podwyżki płac nauczycielskich trzeba doliczyć po stronie kosztów organu prowadzącego ok. 22 proc. składek i innych kosztów, jakie musi ponieść.

  • 19,64 proc. tzw. pochodnych od wynagrodzeń po stronie pracodawcy, głównie składki emerytalnej i rentowej;
  • 0,8 proc. miesięcznie odpisu na doskonalenie zawodowe nauczycieli
  • wzrost odpisu na ZFŚS (Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych), który jest wyliczany na podstawie kwoty bazowej i wynosi 110 proc. rocznie, czyli 9,2 proc. miesięcznie (tyle samo dla każdego nauczyciela). Wzrost kwoty bazowej o 30 proc. oznacza, że odpis rośnie o 2,75 proc. kwoty bazowej, co uśredniając i biorąc pod uwagę proporcje trzech szczebli awansu oznacza około 1,64 proc. zarobków „przeciętnego nauczyciela”.
  • Razem daje to średnio 22,08 proc.

Koszt podwyżek 512,1 tys. nauczycieli wyniósłby zatem w wariancie 1500 zł dla każdej i każdego ok. 11 mld 246 mln zł.

521,1 tys. nauczycieli x 18 tys. podwyżki brutto rocznie x 1,22 = 11 245 716 tys.

Gdyby przyjąć „wariant Domańskiego”, czyli podwyżka płac (zarówno zasadniczych, jak średnich) o 30 proc., koszty budżetu wyniosłyby ok. 14,5 mld

Liczymy. Nauczyciele dyplomowani stanowią wg GUS w roku 2022/2023 58,6 proc. wszystkich, czyli 300,1 tys. osób.

Pozostałe dwie grupy nie są wyszczególnione za rok 2022/2023, ale na podstawie wcześniejszych danych GUS szacujemy, że stanowią:

  • początkujący – 21,2 proc., czyli 108,6 tys.
  • mianowani – 20,2 proc., czyli 103,4 tys.

GUS podaje liczbę nauczycieli (etatów) w 2021, kiedy jeszcze były cztery stopnie awansu nauczycielskiego:

  • stażyści – 20 227;
  • kontraktowi – 89 046;
  • mianowani – 104 338;
  • dyplomowani – 356 078

Ponieważ dwie pierwsze grupy zostały połączone w kategorię początkujących liczymy łącznie ich udział wśród wszystkich – wynosi 19,2 proc. Mianowanych jest 18.3 proc., a dyplomowanych aż 62,5 proc., czyli sporo więcej niż w roku 2022/2023. Mianowanych jest 1,05 raza więcej niż stażystów i kontraktowych i tę proporcję przenosimy na obecne realia

Liczymy teraz wzrost płac brutto zarobków i towarzyszących mu ok. 22 proc. dodatkowych opłat dla:

  • nauczycieli początkujących (108,6 tys. osób x 1433 zł x 12 miesięcy x 1,22) = 2 mld 278, 3 mln;
  • nauczycieli mianowanych (103,4 tys. osób x 1720 zł x 12 miesięcy x 1,22) = 2 mld 603,7 mln;
  • nauczycieli dyplomowanych (300,1 tys. osób x 2198 zł x 12 miesięcy x 1,22) = 9 mld 656,8 mln;
  • RAZEM daje to 14 mld 538,8 mln.

Kwota ogromna, ale koszty 800 plus są ponad cztery razy większe (za samo powiększenie 500 plus do 800 zapłaciliśmy jako podatnicy blisko dwa razy więcej).

Gdyby przyjąć wariant ZNP, koszt całej operacji rośnie do 17 mld

Gdyby przyjąć podwyżkę płac zasadniczych o 1500 zł dla każdego szczebla awansu i o taki sam odsetek dla każdej z trzech nauczycielskich grup zwiększać zarobki średnie, koszty operacji rosną, bo zarobki średnie rosną ponad 30 proc. (patrz wyżej). I tak:

  • dla nauczycieli początkujących (108,6 tys. osób x 1945 zł x 12 miesięcy x 1,22) = 3 mld 092, 3 mln;
  • dla nauczycieli mianowanych (103,4 tys. osób x 2213 zł x 12 miesięcy x 1,22) = 3 mld 350 mln;
  • nauczycieli dyplomowanych (300,1 tys. osób x 2418 zł x 12 miesięcy x 1,22) = 10 mld 623, 3 mln;
  • RAZEM daje to 17 mld 065,6 mln.

Inne koszty pochodne dla budżetu

Patrząc z perspektywy budżetu do powyższych kosztów trzeba doliczyć:

  • podwyżki i nowe zatrudnienia specjalistów (logopedów, psychologów, pedagogów itd), zatrudnianych na etatach nauczycielskich;
  • rosnące jako pochodne wzrostu zarobków nauczycielskich dotacje do przedszkoli (inna rzecz – że są skandalicznie małe);
  • rosnące także dotacje do szkół niepublicznych.

W budżecie Morawieckiego subwencja została powiększona na 2024 rok o 12 mld. Trzeba będzie znacznie zwiększyć tę kwotę.

Co już pisaliśmy o umowie koalicyjnej

Magdalena Chrzczonowicz surowo oceniła zapis dotyczący praw kobiet.

Julia Theus zwracała uwagę na politykę wzmocnienia samorządów.

Katarzyna Kojzar i Marcel Wandas uznali, że zapisy o przyrodzie i klimacie są obiecujące.

Jakub Szymczak pisał o braku konkretów w sprawie podwyżek dla budżetówki.

Anton Ambroziak oceniał zapisy o polityce mieszkaniowej.

Magdalena Chrzczonowicz zwróciła uwagę na skandaliczny brak tematu imigracji i kryzysu na wschodniej granicy z Białorusią.

Opublikowaliśmy też umowę koalicyjną w całości:

Agata Szczęśniak relacjonowała z Senatu, jak przebiegła uroczystość ogłoszenia umowy koalicyjnej:

*Było, bo budżet zostanie zmodyfikowany

**Grzegorz Pochopień pracował zarówno w ministerstwie finansów, jak i edukacji, był autorem ustawy o finansowaniu zadań oświatowych. Dziś jest ekspertem „SOS dla Edukacji”;

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze