0:000:00

0:00

Jak wynika z analiz OKO.press, granicą bezpieczeństwa dla PiS jest wynik 43 proc. Takie poparcie oznaczałoby prawie pewne dalsze samodzielne rządy. Wynik exit polls pokazuje, że PiS nieznacznie przekroczył tę granicę, ale z niepokojem będzie czekał na następne sondaże (tzw. late polls) i ostateczne wyniki.

Jarosław Kaczyński po ogłoszeniu wyniku wyborów dał wyraz satysfakcji, ale też wyraził pewne rozczarowanie: "Zasługujemy na więcej".

Podany przez IPSOS wynik sondażu exit polls, czyli badania osób wychodzących z lokali wyborczych, oznacza, że w Sejmie znalazłyby się na pewno cztery partie:

  • PiS (43,6 proc. poparcia) i z bezpieczną (dla siebie) większością - 239 mandatów, co pozwoli powołać kolejny rząd,
  • KO (27,4 proc.) - 130 mandatów,
  • Lewica (11,9 proc.) - 43 mandaty,
  • PSL z Kukiz'15 (9,6 proc.) - 34 mandaty.
Wybory parlamentarne 2019: exit poll Ipsos
Wybory parlamentarne 2019: exit poll Ipsos

Niepewna przekroczenia progu musi być Konfederacja (6,4 proc.), która z takim poparciem mogłaby liczyć na 13 mandatów, ale równie dobrze - jak w eurowyborach 2019 - może obejść się smakiem. W maju 2019 IPSOS podał, że zdobyli 7 proc., a ostatecznie wylądowali pod progiem z 4,55 proc.

Do bardziej bezpiecznych wniosków musimy poczekać do late polls ok. 23.00, kiedy badacze łączą exit polls z pierwszymi wynikami z komisji.

Sejm z Konfederacją wyglądałby zatem tak:

Jeśli Konfederacja nie przekroczy ostatecznie progu, wszystkie partie zwiększą swój stan posiadania proporcjonalnie do swego poparcia, co oznacza najwięcej mandatów dla PiS.

Wynik PiS może być nieco zawyżony, bo IPSOS ma na sumieniu pomyłkę z eurowyborów 2019, gdy wyliczył poparcie PiS na 42,4 proc., a ostatecznie okazało się, że to 45,4 proc. Badacze mogli zastosować korektę wyników.

Stało się coś dziwnego - tłumaczył wtedy OKO.press Paweł Predko z IPSOS, który odpowiadał za exit polls w eurowyborach 2019 roku. Wyborcy PiS ukrywali przed ankieterami, jak głosowali. Liczba odmów sięgnęła 13 proc. W poprzednich wyborach ludzie nie przyznawali się do głosowania na niszowe partie, tym razem dotyczyło to partii rządzącej”.

Jak dokładne są wyniki sondażu exit poll? Po 1989 roku zdarzały się pomiary perfekcyjne, ale również chybione.

Wybory parlamentarne w 2011 roku i eurowybory w roku 2014 są modelowymi przykładami na skuteczność exit polls. W obu przypadkach sondażowe wyniki komitetów wyborczych różniły się o ułamki punktów procentowych od wyników wyborów podanych przez PKW. Dobrze badacze spisali się również podczas wyborów parlamentarnych w 2007 roku, kiedy nieco zawyżyli (o 1,8 punktu) wynik PO, a o ponad dwa punkty zaniżyli wynik PiS, ale ze względu na dużą różnicę między tymi dwoma komitetami błąd pomiaru nie miał większych konsekwencji.

Podczas wyborów samorządowych w 2018 roku jedyna pomyłka - za to bardzo duża, dotyczyła wyniku PSL, który ostatecznie w rzeczywistości zdobył wynik aż o 4,6 punktu gorszy niż w badaniu publikowanym po zakończeniu ciszy wyborczej.

Najpoważniejsza wpadka dotyczyła wyborów lokalnych w 2014 roku, gdy ze względu na dużą liczbę głosów nieważnych i pierwsze miejsce PSL w tzw. książeczce wyborczej, wynik ludowców w exit poll był niedoszacowany aż o sześć punktów proc., wynik PiS przeszacowany o niemal pięć. Zrodziło to oskarżenia partii Jarosława Kaczyńskiego, że wybory zostały sfałszowane, ale późniejszy audyt wykazał, że rozbieżności wzięły się ze splotu nieszczęśliwych okoliczności i niezbyt dobrych rozwiązań instytucjonalnych (rzeczona książeczka).

Niestety majowe wybory do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku również nie były triumfem badaczy. Prawo i Sprawiedliwość zostało niedoszacowane o prawie trzy punkty procentowe, o 0,6 punktu zawyżone było poparcie dla KE, o 1,5 punktu dla Konfederacji. Wynik badania late poll, które konfrontuje wyniki sondażu z prawdziwymi wynikami z komisji wyborczych był już bardziej dokładny.

Wniosek? Z fanfarami lub łzami smutku podczas dzisiejszego wieczoru należy poczekać co najmniej do pierwszego sondażu late poll, czyli mniej więcej do północy.

Frekwencja wg IPSOS 61,1 proc.

Zgodnie z szacunkami OKO.press (61-62 proc.) frekwencja wyniosła 61,1 proc. A może być jeszcze więcej, bo w wyborach samorządowych 2018 IPSOS zaniżył rzeczywistą frekwencję: podał 51,3 proc., a było 54,9 proc. W eurowyborach 2019 IPSOS podał 43 proc., a było 45,7 proc.

Jak PiS to zrobił? 7,7 mln ludzi zagłosowało na Kaczyńskiego

Uderzający jest wzrost poparcia dla PiS w kolejnych wyborach z poziomu 3,2 mln w 2005 roku (co wystarczyło do koalicyjnych rządów z uwagi na małą frekwencję 40,5 proc.) na obecne 7,7 mln.

Poparcie dla PiS w liczbach bezwzględnych
Poparcie dla PiS w liczbach bezwzględnych

Zwycięstwo PiS to tajemnica ogromnych transferów, które w dużej mierze zastąpiły bardziej wyrafinowaną politykę społeczną. Poza materialną wartością 500 plus i inne świadczenia, miały znaczenie godnościowe. Transfery dla seniorów (13. a nawet 14. emerytura) połączone z konserwatywnym nastawieniem sprawiło, że w najstarszych grupach wiekowych stali się monopolistą.

Z jednej strony partia używa agresywnej retoryki i siania strachu, by mobilizować swój twardy elektorat. Z drugiej - nie traciła na tym, bo duża część ich wyborców słysząc rzeczy, z którymi nie do końca się utożsamiają, zaciska zęby i głosuje ze względu na swój interes ekonomiczny (ostatnio pokazały to badania Sadury i Sierakowskiego).

Przeczytaj także:

Prawu i Sprawiedliwości po prostu udało się przekonać dużą część społeczeństwa, że przejęcie władzy przez opozycję oznacza rezygnację z flagowych programów socjalnych (nawet w sobotę, podczas ciszy wyborczej).

Dobra sytuacja gospodarcza wytrąca z ręki argumenty, którymi walczyły liberalne partie, przedstawiając PiS jako nierozsądnego gospodarza, który doprowadzi finanse publiczne do zapaści. Ten wizerunek mógł umocnić propagandowy chwyt z zamknięciem budżetu bez deficytu. Jarosław Kaczyński z satysfakcją podkreślał wtedy, że ekonomia była domeną ich przeciwników politycznych, a teraz PiS udowodnił, że jest inaczej.

Umacnianie się PiS-u w kolejnych wyborach pokazuje tylko jak morderczą skuteczność może osiągnąć partia, która kampanię prowadzi przy użyciu telewizji publicznej i z wykorzystaniem na ogromną skalę rządowej infrastruktury i pieniędzy (pisaliśmy o tym procederze szczegółowo przy okazji kampanii do PE).

Prawo i Sprawiedliwość od 1,5 roku prowadzi kampanię w regionach w sposób niemal nieprzerwany. Organizując spotkania skupiają się przede wszystkim na mniejszych ośrodkach i tam umacniają swoją dominację. Od lat badania pokazywały, że PiS jest partią z najmniejszymi rezerwami (ok. 4 proc.). Tymczasem ich poparcie systematycznie rosło. Potencjał mobilizacyjny PiS-u może zatem polegać na pozyskiwaniu biernych wcześniej wyborców.

Nie można też nie doceniać wpływu, jaki na wybór PiS miało nieomal jednoznaczne wsparcie Kościoła katolickiego.

Lewica miała apetyt na więcej, ale Koalicja nie oddała

Koalicja Obywatelska i Lewica według badania exit poll otrzymały wynik nieco poniżej ostrożnych oczekiwań obu formacji. KO celowała w 30 proc. lub odrobinę powyżej, Lewica marzyła o 14-15 proc. głosów. Problem w tym, że oba te oczekiwania są ze sobą sprzeczne. Oba komitety - jak wynika z badań - mają bowiem bardzo podobny elektorat. Lewicowe porozumienie nie łowiło - na terenach PiS-u, z jego silnie ludowym elektoratem.

Również Koalicji Obywatelskiej nie udało się wyjść poza liberalny elektorat z naleciałościami - konserwatywnym i lewicowym. Każdy zysk Lewicy - co pokazywały sondaże - odbywał się więc kosztem KO, a odrabianie strat przez Koalicję - kosztem lewicy. Bardziej zawiedziona wynikiem badania exit poll będzie lewica, bo sondaże poparcia pokazywały w końcówce niewielki wzrost poparcia dla komitetu, w którym pod nazwą Sojuszu Lewicy Demokratycznej wystąpiła Razem, SLD i Wiosna. Ostatecznie proporcje poparcia między KO a Lewicą są niemal identyczne z tymi z początku kampanii.

Wielkim rozczarowaniem dla wyborców lewicowych okazał się Robert Biedroń, który mimo błyskotliwego początku (notowania Wiosny w lutym 2019 sięgały 14 proc.) nie potrafił utrzymać poparcia dla swojej formacji, a jego kluczenie dotyczące przyjęcia mandatu europosła, podważyły jego wiarygodność. Powstaje pytanie, na ile podział między KO a Lewicą jest funkcjonalny. Wydaje się, że dopóki PiS jest silny dobrą sytuacją gospodarczą i ma wysokie poparcie, walka między nimi jest dla wyniku opozycji bez znaczenia: czy razem, czy osobno mieliby podobny poziom poparcia. Jeśli jednak władza PiS zacznie mieć (jeśli!) kłopoty, na przykład ze względu na gorszą koniunkturę gospodarczą, wtedy podział na dwie główne opozycyjne siły polityczne może zacząć przynosić efekty: Koalicja może próbować walczyć o głosy części sympatyzującej obecnie z PiS klasy średniej z mniejszych miast, Lewica - o elektorat bardziej socjalny.

Sukces Kosiniaka

Wygląda na to, że wynik PSL będzie wysoki (9-10 proc.). To więcej niż dawały im w ostatnich tygodniach sondaże. Byłby to osobisty sukces Władysława Kosiniaka-Kamysza. Lider PSL krytykowany był przez obóz demokratyczny za wycofanie się z projektu Koalicji Europejskiej po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ale utworzenie Koalicji Polskiej, zaproszenie do niej Pawła Kukiza i podkręcenie patriotyczno-prawicowej retoryki najwyraźniej się opłaciło.

PSL mógł być kuszącą alternatywą dla prawicowych, tradycjonalistycznie nastawionych wyborców, którzy obawiali się hegemonii PiS (np. zdobycia większości konstytucyjnej) albo zniechęcili do tej partii z jakichś powodów. Do tego dojść mógł efekt "odwrotnego bandwagoningu", czyli sytuacji, w której niezdecydowani wyborcy w ostatniej chwili wspierają słabsze ugrupowania.

Do sukcesu PSL przyczyniły się też udane występy Kosiniaka-Kamysza podczas debat przedwyborczych. Nie bez znaczenia był też fakt, że był jedynym liderem partii opozycyjnych, który konsekwentnie się na nie stawiał. Od dawna też notuje najwyższe wyniki wśród polityków demokratycznych (obok Roberta Biedronia) w sondażach zaufania.

Końcówka kampanii

Końcówka kampanii wyborczej stała pod znakiem utwardzania narracji Prawa i Sprawiedliwości. Inaczej niż w 2015 roku uaktywnił się zwłaszcza prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Na wiecu w Sosnowcu 11 października oznajmił z zaskakującą szczerością: "Nowa polska elita władzy, także elita kulturalna, nie pracuje już dla naszych wrogów. A ci, którzy pracują, są napiętnowani i będą piętnowani dalej".

Wcześniej Kaczyński zasugerował, że śmierć byłego ministra środowiska Jana Szyszko - zmarł na zator płucny - nie była "przypadkowa": "Majestat śmierci nie pozwala mi dzisiaj o tym mówić, ale trzeba będzie o tym powiedzieć, bo to nie był przypadek, że akurat teraz".

Po tych wystąpieniach propaganda władzy poszła dwoma torami. W mediach liberalnych politycy PiS łagodzili wypowiedzi swego szefa, zapewniając, że nie miał niczego złego na myśli, a w mediach narodowych - podkręcali spiskową narrację.

Jeśli badanie exit poll się potwierdzi, to była dobra strategia - utwardzenie wizerunku Prawa i Sprawiedliwości nie zaszkodziło partii, a być może zmobilizowało jej twardy elektorat. Taką funkcję mógł mieć również otwarcie propagandowy i zmanipulowany film o społeczności LGBT wyemitowany w czwartek w TVP w porze największej oglądalności. PiS, podobnie jak inni populiści od Bolsonaro po Putina, używa bowiem homofobii jako narzędzia politycznego.

Nie zaszkodziła obozowi władzy również ujawniona przed wyborami afera Mariana Banasia. Dziennikarze ujawnili, że były wiceminister finansów, szef skarbówki i nowy szef NIK wybrany głosami PiS, wynajął swoją nieruchomość szemranym biznesmenom, którzy otworzyli w niej "hotel na godziny".

Jeszcze raz potwierdziło się jednak, że póki co nie ma takiej afery, która mogłaby poważnie zachwiać poparciem dla obozu władzy.

Nadzieje w serca opozycji demokratycznej i jej wyborców, wlał literacki Nobel dla Olgi Tokarczuk. Pisarka 11 października wystąpiła z apelem o głosowanie za demokracją: "Mamy taki nerwowy, ciemny czas. Ale jesteśmy w sytuacji jasnego wyboru: czy zagłosujemy za Polską, która oddzieli się od Europy, czy za Polską w Europie. Najprościej mówiąc - to wybór między demokracją a autorytaryzmem".

Wyborczy dzień, czyli wróżenie z frekwencji

Wynik wyborów jest nieco korzystniejszy dla sił demokratycznych niż ostatnie sondaże.

Ostatnia prognoza Kantar tuż przed ciszą wyborcza 11 października dawała PiS 47,2 proc., KO - 26,1 proc., Lewicy 12,6 proc., PSL z Kukiz'15 - 8,2 proc. a Konfederacji 5,6.

Przez cały wyborczy dzień obserwowaliśmy dane o frekwencji, próbując na ich podstawie "wywróżyć" wynik wyborów. O 12.00 i 17.00 przyrost frekwencji w porównaniu z wyborami 2015 roku był prawie dwukrotnie większy w Polsce północno-zachodniej niż w Polsce południowo-wschodniej, co mogło oznaczać większą mobilizację elektoratu liberalnego niż konserwatywnego.

Jak widać, te rachuby okazały się chybione, widocznie w województwach do tej pory liberalnych (jak zachodniopomorskie) mobilizowali się zarówno liberalni zwolennicy Koalicji i Lewicy, jak i zwolennicy PiS, którzy chcieli bronić swojej partii. Zwłaszcza że PiS prowadził intensywna kampanię w całej Polsce, przede wszystkim w mniejszych miejscowościach.

Napływały też tzw. przecieki z „bazarku” – dziennikarze i inni użytkownicy Twittera, aby ominąć ciszę wyborczą, podawali nieoficjalne wyniki jako ceny z bazaru – nazwy produktów przypominały nazwy komitetów. Wiele wyników, szczególnie podawanych przez anonimowych użytkowników, nie miało nic wspólnego z rzeczywistością.

Ostatnie sondaże dawały PiS wynik wyborczy powyżej 40 proc., co zwiastowało samodzielne rządy PiS. Ostatnia prognoza Kantar tuż przed ciszą wyborczą dawała PiS 47,2 proc., KO – 26,1 proc., Lewicy 12,6 proc., PSL z Kukiz’15 – 8,2 proc. a Konfederacji 5,6. Oznaczało to 252 mandaty dla PiS.

Jak pisaliśmy, analizując 15 różnych wariantów wyników, granicą dla PiS jest wynik 43 proc. Takie poparcie oznacza prawie na pewno samodzielne rządy. Wynik exit polls pokazuje, że PiS najpewniej przekroczył tę granicę.

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Michał Danielewski

Wicenaczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze