Aby w dyskusji o „szacunku w polityce” odnosić się do faktów, przygotowaliśmy zestawienie hejterskich ataków obozu prorządowego z ostatnich pięciu lat. Zawarliśmy w nim najbardziej bulwersujące zdarzenia, mające związek z szerzeniem nienawiści w sieci, ataki, systemowe kampanie hejtu oraz dyskredytowania osób publicznych i grup zawodowych
„Rozmawiamy o tym, jak ważny jest szacunek w polityce. Będziemy o tym mówić wszędzie” – napisała 20 lutego na Twitterze szefowa kampanii Andrzeja Dudy, Jolanta Turczynowicz-Kieryłło. W drugim tweecie dodała: „Nie zgadzamy się na hejt, ale szanujemy poglądy naszych przeciwników. Nie dajmy się podzielić jako społeczeństwo, mamy wspólne korzenie, tradycje.”
Ta fascynująca przemiana narracji środowiska PiS widoczna jest już od wyborów parlamentarnych 2019, a teraz staje się główną osią przekazu kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy.
Otóż PiS stara się dziś przedstawić siebie jako formację miłą, grzeczną i szanującą wszystkich ludzi. Formację, która mimo niekonfliktowego stylu bycia pada ofiarą agresji, przemocy i nienawiści ze strony swoich przeciwników – zarówno samych polityków, jak i ich sympatyków.
W tej wizji opozycja jest agresorem, a PiS niewinną ofiarą, która jeśli reaguje, to dlatego, że stara się obronić. Partia rządząca walczy o tę narrację intensywnie, nawet gdy zdjęcie posłanki Lichockiej, pokazującej środkowy palec opozycji, rujnuje ją doszczętnie.
Postanowiliśmy przypomnieć - nie tylko Jolancie Turczynowicz-Kieryłło - jak wygląda „szacunek w polityce” w wersji PiS. Bo choć agresja w życiu publicznym zaraża wszystkich, a więc także zwolenników opozycji, i żadna ze stron nie jest dziś niewinna, to odpowiedzialność zawsze ponoszą ci, którzy mają narzędzia i środki, by tę spiralę agresji przerwać, a przede wszystkim, by jej nie rozpoczynać - czyli rządzący.
Aby w dyskusji o "szacunku w polityce" odnosić się do faktów, przygotowaliśmy zestawienie hejterskich ataków obozu prorządowego z ostatnich pięciu lat. Zawarliśmy w nim najbardziej bulwersujące zdarzenia, mające związek z szerzeniem nienawiści w sieci, ataki, systemowe kampanie hejtu oraz dyskredytowania osób publicznych i grup zawodowych.
To zestawienie na pewno nie zawiera wszystkich tego rodzaju zdarzeń, można by je uzupełnić o wiele innych przykładów, ale już w tej wersji pokazuje, jak nakręcano spiralę nienawiści w Polsce. Spójrzmy, jak naprawdę wygląda „szacunek w polityce” w wersji PiS.
W lipcu 2018 roku, a dokładnie w nocy z 17 na 18 lipca w Sejmie odbyła się debata nad ustawą o Sądzie Najwyższym. Wypowiedzi opozycji bardzo zdenerwowały Jarosława Kaczyńskiego. Wstał, wszedł na mównicę i powiedział słowa, które stały się symbolem „szacunku PiS” w polityce – właśnie dlatego to od nich zaczynamy zestawienie:
„Przepraszam bardzo, panie marszałku, ale ja bez żadnego trybu. (Dalej do opozycji) Wiem, że boicie się prawdy, ale nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego świętej pamięci brata, niszczyliście go, zamordowaliście go, jesteście kanaliami!”
Mimo oburzenia, jakie wzbudziły te słowa, Kaczyński się z nich nie wycofał. 19 lipca w wywiadzie dla „Gościa Wiadomości” w TVP 1 tak wyjaśniał swoją wypowiedź: „Nie miałem innego wyjścia, to był imperatyw moralny – tak bym to określił. W dalszym ciągu uważam, że uczyniłem dobrze, a to, co robi druga strona próbująca przedstawić się jako ofiara, to szczyt hipokryzji”.
Na ten "szczyt hipokryzji" wspina się dziś PiS. Dokładnie tak, jak to opisał prezes Kaczyński w lipcu 2018 roku.
Szerzej: Katarzyna Kłosińska, Michał Rusinek, Dobra zmiana, czyli jak się rządzi światem za pomocą słów, Kraków 2019.
Niemieckie popychle. Polityk, który kocha Polskę tylko od tyłu, żeby ją wydoić. Zawarł nielegalną umowę z Putinem i zdradził Polskę. Naczelny kłamca Rzeczypospolitej. Gangster, który przyczynił się do fizycznej eksterminacji jego protektora, autorytetu i głowy państwa polskiego. Banalna postać zła. Diabeł. Szmata. Folksdojcz. Tchórz. Kanalia.
To tylko niektóre z określeń użytych w ciągu ostatnich lat wobec Donalda Tuska przez polityków i sympatyków PiS. Kampania nienawiści wobec niego rozpoczęła się na wielką skalę po katastrofie smoleńskiej w 2010 roku, ale od przejęcia przez PiS władzy stała się wręcz systemową kampanią nienawiści.
Oto fragmenty publicznych wypowiedzi, zawierające określenia na temat Donalda Tuska:
- kandydat niemiecki (do funkcji przewodniczącego RE) – prezes PiS Jarosław Kaczyński, były minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski;
- esesman – zdjęcie D. Tuska w mundurze esesmana udostępnione na Twitterze przez konsul honorową RP w USA Marię Szonert Biniendę;
- niemieckie popychle – minister Joachim Brudziński;
- polityk charakteryzujący się antypolonizmem, przeprowadzającym antypolską szarżę w Brukseli – „Wiadomości” TVP;
- kapciowy polityków niemieckich – posłanka PiS Joanna Lichocka;
- folksdojcz – poseł Porozumienia (koalicjant PiS) Jacek Żalek;
- niemiecko-maltański kierownik UE z proniemieckiej partii, tchórz, śmierdzący leń, ma kwalifikacje sprzedawcy z GS-u, cwaniak – posłanka PiS Krystyna Pawłowicz;
- zdradził Prezydenta Polski i pojechał do Putina, ja mu tego nigdy nie wybaczę – Stanisław Karczewski (PiS), marszałek Senatu;
- chciał obalić demokratyczny rząd – ówczesna premier Beata Szydło (PiS);
- popierał działania na granicy zamachu stanu – wicepremier Piotr Gliński (PiS);
- manipulator i szkodnik polityczny, musi stanąć przed Trybunałem Stanu –wiceminister cyfyzacji w rządzie PiS Adam Andruszkiewicz (prezes Młodzieży Wszechpolskiej);
- Tusk i jego zaplecze polityczne gotowi byli zagrozić bezpieczeństwu Polski dla swoich pomysłów – minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak (PiS);
- szmata – poseł PiS do PE Jacek Saryusz-Wolski (PiS);
- cyniczna kreatura bez zasad – publicysta Rafał Ziemkiewicz;
Wypowiedzi Ewy Stankiewicz-Jorgensen, dyrektorki artystycznej stacji TV Republika:
„gangster, który przyczynił się do fizycznej eksterminacji jego protektora, autorytetu i głowy państwa polskiego”; „nie zdziwiłabym się, gdyby politykiem, który miał zlecić zamordowanie prezydenta L. Kaczyńskiego, okazał się D. Tusk”; „Tusk ma krew na rękach”; „Decyzje Tuska doprowadziły do zamordowania prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego”; „banalna postać zła”.
PiS zrobił z Donalda Tuska symbol zła. Odhumanizowano go, zelżono setki razy. Oficjalnie i publicznie. Ta kampania nienawiści ciągle trwa.
Kronikę systematycznego ataku na Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska, można prześledzić oglądając archiwalne programy TVP, zwłaszcza „Wiadomości”, i TVP Info. Adamowicz przez ostatnie lata życia był prezentowany w telewizji publicznej wyłącznie negatywnie.
Przy każdej możliwej okazji w materiałach „Wiadomości” i TVP Info powtarzano informacje o nieprawidłowościach w oświadczeniach majątkowych Adamowicza, nawet gdy materiał nie miał żadnego związku z tą sprawą.
Oto przykładowe tytuły materiałów „Wiadomości” o Adamowiczu:
W materiałach TVP kilkukrotnie pytania Adamowiczowi starał się zadawać reporter TVP Łukasz Sitek. We wrześniu 2017 gonił Pawła Adamowicza po przesłuchaniu przez komisję ds. Amber Gold i krzyczał: „Dlaczego prosiliście przestępców o pieniądze?”, „Dlaczego Pan wspiera przestępczość w Gdańsku?”. W lutym 2018 gonił Adamowicza pod ECS pytając, czy nie wstyd mu kandydować na prezydenta. W październiku 2018 nagabywał go na uroczystości nadania szkole imienia Aleksandra Doby, pytając „Czy spodziewa pan się zarzutów w związku z zarzutami, które dostali deweloperzy?”.
31 października 2016 roku TVP Info jako wstęp do programu „Minęła 20” wyemitowało antyimigrancki spot. Jak pisała w OKO.press Marta Nowak, przedstawiono w nim Adamowicza jako polityka, który chce ściągać do Polski imigrantów, a imigrantów – jako agresywnych i dzikich.
W filmiku przeplatano wyrwane z kontekstu wypowiedzi prezydenta, zdjęcia imigrantów przedzierających się przez granicę, biorących udział w zamieszkach (wszystkie nakręcone poza Polską).
Pojawiła się też informacja o powołanej przez gdańskie władze Radzie ds. Imigrantów – wszystko w atmosferze grozy. Miasto Gdańsk pozwało za ten spot TVP do sądu. W styczniu 2020 roku Sąd Okręgowy wydał wyrok. Uznał, że TVP Info w spocie posłużyła się nieuprawnioną manipulacją i naruszyła dobra osobiste gminy. Telewizja musi przeprosić i zapłacić 50 tys. zł na rzecz Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek w Gdańsku.
Według raportu Newton Media dla Urzędu Miasta Gdańska TVP w 2018 roku zajmowała się Adamowiczem 1773 razy, czyli średnio prawie 5 razy dziennie. Ta liczba nie uwzględnia powtórzeń – niektóre materiały wykorzystywano wielokrotnie w różnych programach.
W nagonkę na Pawła Adamowicza włączyły się także inne prawicowe media, m.in. portal prorządowy wPolityce.pl. Oto kilka tytułów z tego portalu z 2018 roku:
„(Nie) wszystkie afery Adamowicza. Czy człowiek, który ma tak wiele za uszami, może znów wygrać wybory?” (30 października 2018)
„Paweł Adamowicz w intelektualnym szpagacie. A może zwyczajnie kłamie? Kto się nabierze?” (28 października 2018)
„Czyżby Adamowicz nie chciał już być Polakiem?” (9 września 2018)
„Adamowicz nie chce słuchać nawet Wałęsy! Prezydent Gdańska uparcie: »Będę kandydować, nie zrezygnuję«” (22 lutego 2018)
„Adamowicz dalej jątrzy: Nie życzę sobie, aby ktokolwiek pisał scenariusz uroczystości na Westerplatte. Organizuje ją prezydent Gdańska” (9 sierpnia 2018)
14 stycznia 2019 roku Paweł Adamowicz został zamordowany podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku.
Rozpoczęła się w 2017 roku, gdy PiS przeprowadził oficjalną kampanię, która miała przekonać Polaków, że sądami rządzi kasta sędziów, którą trzeba wymienić, by do Polski wróciła sprawiedliwość.
To wtedy na określenie tej grupy zawodowej posłużono się pejoratywnym słowem „kasta”. Od tamtej pory deprecjonowanie sędziów w Polsce trwa w zasadzie bez przerwy, zmienia się tylko nasilenie. Na ten temat można by napisać książkę, przypominamy więc tylko niektóre elementy tej nienawistnej kampanii.
- Anonimowe konto @KastaWatch działa na Twitterze od końca listopada 2018 roku. „Dość milczenia. Czas pokazać, jak rosła kasta. I jak się ma dalej” – to był jeden z pierwszych tweetów. 2 grudnia udostępniono tu pierwsze dokumenty z akt osobowych sędziów, dostępnych tylko w sądach i Ministerstwie Sprawiedliwości. Dostęp do nich świadczył o wycieku danych z którejś z centralnych instytucji. Za ich pomocą szkalowano kilkunastu sędziów, krytycznie oceniających pisowska reformę wymiaru sprawiedliwości. Innych obrażano bez powoływania się na akta. Oto przykłady, jak pisano o sędziach:
- Konto @KastaWatch nadal działa na Twitterze, mimo że w sierpniu 2019 portal Onet.pl, a potem także Wyborcza.pl ujawniły, że za hejtem na sędziów ma stać siatka osób związanych z Ministerstwem Sprawiedliwości, w tym sędziów współpracujących z władzą.
Jedną z zaangażowanych w działalność siatki osób miał być ówczesny wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, który po publikacjach o hejterach w MS podał się do dymisji.
Informacje na temat sposobu działania siatki ujawniła Emilia Szmydt, która wcześniej brała udział w tych działaniach, część także inicjowała.
Nie zajmowano się wyłącznie publikacjami w social media, dyskredytujące sędziów materiały przesyłano także zaprzyjaźnionym dziennikarzom. Część dotyczyła życia prywatnego prawników. Używano każdego dostępnego argumentu, by zdyskredytować tych, którzy publicznie wyrażali odmienne opinie niż rządzący.
- Ostatni dotychczas akt kampanii przeciwko sędziom rozpoczął się w grudniu 2019 roku. Celem narracji było przypomnienie (po raz kolejny), że sędziowie z „kasty” są źli, niesprawiedliwi i dbają wyłącznie o elity, a nigdy o zwykłych ludzi.
Aby to udowodnić, wykorzystano wyroki dotyczące osób publicznych m.in. dziennikarza Piotra Najsztuba, Kamila Durczoka i Jana Śpiewaka, oraz publikowane już wcześniej informacje o majątkach sędziów czy zmanipulowane i dementowane informacje o spotkaniu sędziów TK z politykami PO. Nie wnikano w szczegóły procesów, wystarczały chwytliwe nagłówki, wycięte z kontekstu dane o majątkach sędziów, memy i infografiki.
W tym czasie bardzo krytyczne posty nt. sędziów zamieszczał na swoich fejsbukowym koncie wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta. Podważał w nich zawodowe kompetencje sędziów. Napisał m.in.: „Niektórzy sędziowie próbują zaprowadzić chaos prawny”, „Sędziowie mówią, że prawo unijne jest ponad Polską Konstytucją. Przypominam, że przez ostatnie 4 lata opozycja i część sędziów biegała z koszulką „Konstytucja”. Gdzie ta konstytucja się podziała? Miała być tym kłem narwala, a według niektórych sędziów jest do kosza”; „Jeszcze niedawno Sędzia Juszczyszyn nie występował jako bohater na białym koniu, ale sędzia, który wg reportażu miał zrujnować rolnikowi życie”. Podobną narrację można było znaleźć na oficjalnym fanpage'u wielkopolskiego okręgu PiS.
6 grudnia wiceprzewodniczący Trybunału Stanu, mecenas Piotr Andrzejewski (wcześniej senator PiS), w wywiadzie w Radiu Wnet powiedział: „Sędziowie Sądu Najwyższego to potencjalni przestępcy. (..) To wypowiedzenie posłuszeństwa Polsce”. Porównał sędziów do „zielonych ludzików Putina” i zarzucił im łamanie Konstytucji. „Dzisiaj trzeba postawić wymiar sprawiedliwości, tych, którzy kwestionują Konstytucję i ustawę, (…) postawić na marginesie naszego życia publicznego, a Izba Dyscyplinarna powinna pracować jak gilotyna w czasie rewolucji francuskiej” – stwierdził.
Bardzo negatywnie o polskich sędziach wypowiadał się także prezydent Andrzej Duda. Dwie jego wypowiedzi, wygłoszone w styczniu 2020 roku, Stowarzyszenie Iustitia uznało za mowę nienawiści i wydało w związku z tym specjalne oświadczenie.
18 stycznia na spotkaniu ze śląską-dąbrowską „Solidarnością” Duda powiedział m.in.: „Oni (sędziowie – przyp. red.) mają swoje możliwości oddziaływania międzynarodowego, mają swoich kolegów, swoich ludzi w trybunałach i innych miejscach. Opowiadają różne bzdury, zaprzeczają trudnym dla nich faktom. Twierdzą, że ktoś chce zniszczyć wymiar sprawiedliwości w Polsce. A wśród nich cały czas są ludzie, którzy orzekali w stanie wojennym i skazywali ludzi na karę więzienia za walkę o wolną Polskę” – powiedział Andrzej Duda. I dalej: „Sędziowie muszą zrozumieć, jaka jest ich rola w polskim państwie. Szkoda, że nie chce tego zrozumieć wielu profesorów na wydziałach prawa polskich uczelni. Mam nadzieję, że zdołamy to przełamać i że – tak jak udało się kiedyś pokonać komunę – uda się oczyścić do końca nasz polski dom, tak żeby był czysty, porządny i piękny, i dalej wzrastał nam zdrowo”.
Ale to nie jedyna tego rodzaju wypowiedź prezydenta. Atakował on sędziów kilkukrotnie w ostatnich miesiącach. 20 listopada 2019 roku na spotkaniu w Brojcach Andrzej Duda mówił o reformie wymiaru sprawiedliwości: „Ta reforma jest dziś robiona, choć wielu się to nie podoba. Zwłaszcza tym, którzy pośród środowiska sędziowskiego byli panami życia i śmierci innych”. A potem kontynuował: „Jest cały czas wśród tych ludzi jeszcze wielu sędziów, którzy swoje pierwsze legitymacje sędziowskie otrzymali jeszcze od komunistycznej władzy. Tamto im się podobało, teraz im się nie podoba.”
„W Sądzie Najwyższym jest grupa sędziów, którzy nie tylko byli członkami komunistycznej partii przed 1989, ale są jeszcze wśród nich tacy, którzy splamili się tym, że byli funkcjonariuszami partyjnymi w stanie wojennym! Jako sędziowie, właśnie. Dzisiaj udają rzetelnych i uczciwych sędziów! Powtórzę jeszcze raz i nie zawaham się tego powiedzieć: czas najwyższy, żeby tacy ludzie z naszego wymiaru sprawiedliwości odeszli raz na zawsze i nie straszyli już swoją obecnością ani obywateli Polski, ani naszych sąsiadów”
A 11 grudnia 2019 roku
w Nowym Mieście Lubawskim przekonywał: „Przywrócenie w Polsce sprawiedliwości w znaczeniu przywrócenia w Polsce sprawiedliwych sądów, jak widzicie państwo, jest bardzo trudne. Ponieważ tam ten stary układ mocno się trzyma. I nie chce pozwolić sobie na to, aby zabrać im przywilejów i tej władzy, do której doszli nad ludźmi”.
Zło, które pełznie. Doktryna wojenna. Dyktatura mniejszości. Cywilizacyjne zagrożenie. Ponura wizja lewackiego terroru. Zepsucie, deprawacja i prowokacja. Agresja, nienawiść, zagrożenie. Atak na rodziny, na katolików, na większość, na rodziców z dziećmi. Rewolucja. Nowy totalitaryzm. Niebezpieczeństwo, agresja. Lewar, którym przeprowadza się rewolucje. Temat przypominający wrzucenie nieczystości w wentylator. Przemoc moralna. Barbarzyństwo. Wyuzdanie. Homoterror, homopropaganda, homorewolucja.
Te cytaty pochodzą z dwóch źródeł - twitterowych kont mediów publicznych: TVP Info i Polskiego Radia. Opublikowano je na tej platformie społecznościowej w 2019 roku, przede wszystkim jako cytaty z wypowiedzi antenowych gości. Wszystkie dotyczą środowiska LGBT.
Liderem sieciowego przekazu nt. LGBT pod względem szacowanego zasięgu było w 2019 roku oficjalne konto publicznej telewizji na Twitterze – TVP Info.
Oto jeden z tweetów TVP Info: „standardy edukacji seksualnej to przygotowanie ofiar dla pedofilów”. Tytuł artykułu opublikowanego na portalu TVP Info: „Rabiej, działaczka LGBT i wykładowca gender studies promują »Mein Kempf«”. Dopiero czytając tekst można się było dowiedzieć, że chodzi o spotkanie, związane ze spektaklem w jednym z warszawskich teatrów; spotkanie, na którym odbędzie się dyskusja o „współczesnych przejawach ideologii nacjonalistycznej”.
LGBT w prorządowym przekazie zrosło się też ze słowem „ideologia” – ma to sugerować, że problemem nie są osoby nieheteronormatywne, lecz groźne zjawisko ze sfery światopoglądowej.
„LGBT to ideologia totalitarna” - czytamy w tweecie TVP Info z 10 sierpnia (fragment wypowiedzi ks. Henryka Zielińskiego). „LGBT to nie jest ideologia, to doktryna wojenna” – w tweecie z września (wypowiedź prof. Nalaskowskiego).
W lipcu poseł PiS: „Była ideologia marksizmu, jest ideologia LGBT”; Tomasz Sakiewicz o „ideologii LGBT”: „To jest projekt, który ma na celu zniszczenie społeczeństwa metodami totalitarnymi”; były opozycjonista Andrzej Rozpłochowski: „Ruch polityczny ma tyle wspólnego ze zwyczajną dolą ludzi homoseksualnych, jak robotnicy mieli wspólnego z PZPR i ruchem komunistycznym”.
Kolejne przykłady, tym razem z twitterowego konta Polskie Radio 24: „nachalna propaganda w szkołach” (poseł PiS Ireneusz Zyska), „wymysły Pawła Rabieja, warszawskiego ratusza i całej spółki okazały się tematem przypominającym wrzucenie nieczystości w wentylator” (publicysta Miłosz Lodowski), „lewar, którym przeprowadza się rewolucje” (Bronisław Wildstein), „ponura wizja lewackiego terroru” (Adam Bielan), „homoterror” (Tomasz Rzymkowski). To tylko próbka tego, co o LGBT można przeczytać na portalach i kontach publicznych mediów.
W październiku 2017 roku w Warszawie rozpoczęła się głodówka lekarzy-rezydentów. Kiedy TVP zaczęła o niej informować, najpierw podała nieprawdziwe informacje, że jedynym celem protestujących jest podwyżka płac, którzy chcą zarabiać 9 tys. zł miesięcznie.
Kiedy jedna z protestujących, lekarka Katarzyna Pikulska, powiedziała mediom: „Codziennie umierają ludzie. Według szacunków, umrą tysiące Polaków. Jeżeli nic się nie zmieni, tysiące Polaków będzie umierało przez najbliższe lata”, rozpoczęła się klasyczna nagonka na nią.
14 października „Wiadomości” wyemitowały materiał o tym, że rezydenci „nie stronią od luksusu, tak jak twarz protestu początkujących lekarzy, doktor Katarzyna Pikulska”. Lekarka została też twarzą materiału o „gwiazdach” protestu.
Jak pisała w OKO.press Agata Szczęśniak, Pikulska została nazwana „bojową rezydentką”, a na portalu TVP Info opublikowano jej prywatne zdjęcia, z prywatnego konta na Facebooku. Fotografie pochodziły z wyjazdów zagranicznych - Kurdystanu, Tanzanii, Las Vegas. Zdjęcia wyszukali prawicowi internauci, opublikowali w sieci, by pokazać, że domagająca się podwyżki lekarka w rzeczywistości żyje sobie luksusowo, skoro stać ja na wyjazdy w tak egzotyczne miejsca. Posty na ten temat miały setki udostępnień.
Po publikacji materiałów przez TVP Info okazało się, że większość zdjęć pochodzi z misji medycznych, w których Katarzyna Pikulska brała udział jako wolontariuszka programu Polska Pomoc. To oficjalny program polskiego rządu – w ramach tego programu polscy obywatele różnych zawodów pomagają krajom rozwijającym się. Wśród wolontariuszy była ortopeda – Katarzyna Pikulska. Dla TVP nie powinno być to tajemnicą, ponieważ w ich archiwach muszą znajdować się wcześniejsze materiały o dr. Pikulskiej – pokazywali w nich, jak Polacy angażują się w misje charytatywne na rzecz innych państwa, a Pikulska była ich pozytywną bohaterką. Niestety, do archiwów nikt nie zajrzał, a zdjęcia wykorzystano, by zaatakować protestująca lekarkę.
Iwona Hartwich, obecnie posłanka KO, w 2018 roku – protestująca w Sejmie matka Jakuba Harwticha, osoby ze znaczną niepełnosprawnością. To ona stała się głównym obiektem hejterskiego ataku w sieci. Jej zdjęcie, kiedy w czasie starcia ze strażnikami w Sejmie zasłania synowi usta, chcąc go – jak tłumaczyła – uspokoić, a jak twierdzili hejterzy – sterroryzować, obiegło polskie media społecznościowe w tysiącach udostępnień.
Posypały się agresywne komentarze. Według ich autorów Iwona Hartwich to „wściekła, roszczeniowa awanturnica”, „chytra baba”, kapiara, wariatka, histeryczka, debilka, babsko, cwaniara, a nawet „ta cała Hartwich to paranoja Polski”.
Drugi przekaz, który często pojawiał się wówczas w komentarzach, dotyczył wszystkich protestujących i miał ścisły związek z wpisem posłanki Krystyny Pawłowicz. W trakcie protestu napisała ona na Twitterze, że w Sejmie śmierdzi.
I stała się wzorem dla setek trolli. Bez zażenowania pisali, że w Sejmie jest brud, smród, te „cwaniary” zrobiły z budynku parlamentu cyrk i bazar, nie myją się, znęcają się nad swymi dziećmi. „Won, baby, z Sejmu!” – nawoływali.
Jak wynikało z analizy sieci, bardzo wysoką aktywność wykazywali ci użytkownicy social media, którzy na co dzień hejtowali opozycję, a wspierali wąską grupę parlamentarzystów, związanych z radykalną prawicą (ale nie z Ruchem Narodowym): Adama Andruszkiewicza, Patryka Jakiego, Krystynę Pawłowicz, Antoniego Macierewicza.
Sławomir Broniarz, przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego, lider strajku nauczycieli, stał się obiektem zmasowanego ataku hejterskiego ze strony obozu prorządowego w kwietniu 2019 roku, podczas strajku nauczycieli.
Media publiczne i prorządowe, parlamentarzyści, anonimowe konta w sieci – wszyscy oni koncentrowali się na obniżeniu jego wiarygodności.
Pisano o nim, że jest: czerwonym bandytą, komunistycznym aktywistą, Bin Ladenem, terrorystą, parobkiem Schetyny, bandziorem, fermenciarzem na usługach polityków opozycji, postkomunistycznym śpiochem, pierwszym sekretarzem partii, czerwonym gnojem i bydlakiem.
To cytaty z anonimowych kont trolli na Twitterze, z których znaczna część określała swoje poglądy polityczne jako propisowskie lub prawicowe.
Oficjalnie Broniarza atakowano w inny sposób – za wszelką cenę starano się go skleić z PO i udowodnić w ten sposób, że strajk nauczycieli nie wynika z niezadowolenia ludzi, lecz z politycznych planów opozycji.
8 kwietnia „Wiadomości” wyemitowały materiał „Sławomir Broniarz – związkowiec czy polityk”. Pokazano w nim zdjęcia przewodniczącego ZNP jako uczestnika protestów opozycji, zestawiono z fragmentem wywiadu Broniarza na ten sam temat.
„Wiadomości” poinformowały również, że przewodniczący pobiera wysoką pensję, a „politycznych sympatii nigdy nie krył i to od czasów PRL-u”. W kreowanie tej linii przekazowej włączali się politycy PiS.
Poseł PiS Łukasz Schreiber napisał na Twitterze, że na antenie Polsat News pokazał zdjęcie Broniarza „idącego pod ramię z Kochanym Panem Grzegorzem Schetyną”.
11 kwietnia w Polskim Radiu Michał Dworczyk, minister w Kancelarii Premiera: „Bez trudu można znaleźć szereg zdjęć, na których Sławomir Broniarz występuje na wiecach PO czy KOD-u, które mają charakter polityczny”.
Minister Mariusz Błaszczak 8 kwietnia, TVP Info stwierdził, że wg niego Broniarz to „polityk, który założył maskę związkowca. Ma on cele polityczne, które chce zrealizować.”
Posłanka PiS Joanna Lichocka, TVP Info: „Pan Broniarz jest zaangażowany po jednej stronie sporu politycznego, jest gościem konwencji PO, jest zaprzyjaźniony z PO, tak jak kiedyś z SLD, a dawno temu z PZPR”.
Michał Woś, wówczas wiceminister sprawiedliwości, obecnie minister środowiska: „Związkowcy uprawiają politykę. (…) Pan Broniarz wychwalał Tuska za podwyżki”.
Anonimowe konta wspierające PiS oczywiście pozwalały sobie na więcej. Pojawił się hashtag #eduterroryzm, rozpowszechniano fake newsy o samobójstwach uczniów z powodu strajku nauczycieli. Im bardziej hejt nie skutkował, a strajk znajdował poparcie w społeczeństwie, tym bardziej nasilano agresywne ataki.
Ataki obozu władzy na Tomasza Grodzkiego rozpoczęły się jesienią 2019 roku, gdy senator został wybrany marszałkiem Sejmu. Jak opisywał Michał Danielewski w OKO.Press, w ciągu kilku miesięcy Grodzki z szanowanego senatora zmienił się w narracji PiS kolejno: w łapówkarza, kłamcę, donosiciela i łamacza konstytucji.
14 listopada 2019 roku przed pierwszym orędziem marszałka „Wiadomości” TVP wyemitowały materiał oparty na wpisie w mediach społecznościowych prof. Agnieszki Popieli, biolożki z Uniwersytetu Szczecińskiego.
Popiela pisała, że w 1998 roku pod pozorem wpłaty na czasopisma medyczne zapłaciła Grodzkiemu 500 dolarów za operację matki. Potem zaczęła wycofywać się z oskarżeń, zamieściła drugi wpis: „Prof. T. Grodzki to wybitny kardiochirurg, który pomógł mojej śp. Mamie, za co jestem mu wdzięczna. Jeśli to była fundacja, a ja nie dostałam potwierdzenia wpłaty przez pomyłkę, to chętnie przeproszę.”
O nim jednak „Wiadomości” już nie wspomniały. Za to korzystając z oskarżenia Popieli zaczęto szukać kolejnych pacjentów, oskarżających marszałka o branie łapówek. Publiczne Radio Szczecin wyemitowało serię anonimowych doniesień domniemanych byłych pacjentów marszałka Senatu, którzy oskarżali go o przyjmowanie łapówek.
Publiczny apel o zgłaszanie się świadków „procederu” wystosowało CBA. Sprawy dotyczyły wydarzeń nawet sprzed ponad 20 lat. Do anonimowych donosów dołączyło też kilka osób, które oskarżają polityka opozycji pod nazwiskiem. Oczywiście o wszystkich pojawiających się oskarżeniach zawsze informowały „Wiadomości” i TVP Info.
Oburzenie budziła także aktywność międzynarodowa marszałka Grodzkiego. Gdy 8 stycznia 2020 spotkał się w Brukseli z wiceprzewodniczącą Komisji Europejskiej Věrą Jourovą oraz komisarzem ds. sprawiedliwości Didierem Reyndersem, rządzący zarzucili mu złamanie prawa. Mówił o tym m.in. prezydencki minister Andrzej Dera w TVN24. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro oskarżył marszałka Senatu, że złamał Konstytucję, zapraszając do Polski Komisję Wenecką.
Kampania oszczerstw wobec marszałka Grodzkiego nasila się zawsze wtedy, gdy podejmuje on działania, które nie podobają się PiS. Nawet więc jeśli temat cichnie, mamy do czynienie raczej z przerwą pomiędzy kolejnymi aktami niż z końcem nagonki.
W lutym 2018 roku, podczas kryzysu związanego z wprowadzeniem ustawy o IPN, izraelski dziennikarz śledczy Ronen Bergman zabrał głos podczas briefingu prasowego premiera RP Mateusza Morawieckiego podczas monachijskiej konferencji o bezpieczeństwie.
Odniósł się do wspomnienia swojej matki z czasów II wojny światowej: ukrywając się w Polsce podsłuchała, że Polacy chcą ją wydać Niemcom, uciekła od nich i dzięki temu ocalała. Bergman swoją krótką opowieść zakończył pytaniem, czy za te słowa on dziś w Polsce trafi do więzienia.
Po tym zdarzeniu Bergman doświadczył potężnej fali hejtu. Na swoich profilach w social media, izraelskich forach internetowych polskie prawicowe konta wpisywały agresywne, często wulgarne komentarze.
Przez formularz kontaktowy na stronie internetowej otrzymywał obraźliwe wiadomości. W wywiadzie dla OKO.press mówił wówczas: „Przeraziła i zasmuciła mnie odpowiedź premiera Morawieckiego, ale jeszcze bardziej to, co wydarzyło się później – komentarze polityków, prawicowych dziennikarzy i zwykłych Polaków. Gdy patrzę na moje konto na Facebooku, na Twitterze, to mam wrażenie, że nic się w waszym kraju nie zmieniło – ta fala polskiego antysemityzmu jest wprost nie do wiary!”.
Hejt był tak duży, że Bergman zwrócił się do firmy specjalizującej się w analizowaniu sieci o sprawdzenie hejterskich wpisów. 24 stycznia 2019 roku w „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł napisany na podstawie raportu tej firmy. Oceniła ona, że akcja była profesjonalna, koordynowana i kosztowna, oraz że była ona w interesie polskiego rządu. Bergman sugerował, że hejt zrealizowano na zamówienie środowiska rządowego.
„Proszę się jednak zastanowić, kto miał interes, możliwości i pieniądze, żeby dokładnie w dzień po mojej rozmowie z premierem Morawieckim rozpocząć bardzo kosztowną antysemicką kampanię” – mówił w „Rzeczpospolitej”. Rząd zaprzeczył, by miał z tą akcją cokolwiek wspólnego.
W połowie 2017 roku obóz PiS rozpoczął silną akcję antyniemiecką. Tuż po masowych protestach pod sądami powszechnymi w całej Polsce w lipcu 2017 r. prawica przystąpiła do budowania narracji nt. uzyskania reparacji za II wojnę światową od Niemiec.
Jako jeden z pierwszych polityków zaangażował się w nią poseł Adam Andruszkiewicz (prezes Młodzieży Wszechpolskiej, dziś wiceminister cyfryzacji w rządzie PiS), który 2 sierpnia 2017 roku zamieścił na swoim fanpage'u sondę z pytaniem, czy Polska powinna domagać się od Niemiec wypłaty odszkodowania za II wojnę światową. Zgromadził pod tym postem ponad 14 tys. reakcji.
W ciągu dwóch tygodni sieć zalały treści o nastawieniu antyniemieckim. Wykorzystywano każdą okazję. Hitem prawicy stała się wiadomość, że trzech młodych Niemców zerwało polską flagę z jednego z warszawskich urzędów, a potem ją podeptało. Przy czym niewiele artykułów informowało, że kilka dni później Niemcy dobrowolnie poddali się karze.
Na profilach fanów prawicy mnożyły się memy uderzające w Angelę Merkel, Donalda Tuska (jako sługi Niemiec), TVN ( która nazywana była niemiecka telewizją).
W tę narrację włączyła się TVP – w 2017 roku z pasków „Wiadomości” mogliśmy się dowiedzieć, że: Niemcy „muszą zapłacić za swoje zbrodnie”, „finansują antyrządowe protesty”, są „przerażeni widmem wypłaty reparacji”, „chcą zburzyć polski Kościół”, „wzywają na pomoc Brukselę”.
Wprowadzenie do materiału „Front obrony niemieckich interesów” brzmiało: „Niemcy powinny zapłacić Polsce za zbrodnie z czasów II wojny światowej. Tak uważają politycy Prawa i Sprawiedliwości, ale taki postulat w wielu środowiskach wywołał histeryczną reakcję. Niemcy wprost straszą nas - tu cytat - »niebezpiecznymi skutkami« głośnego domagania się reparacji. Wtórują im politycy polskiej totalnej opozycji. Przekonują, że w imię dobrych relacji z Berlinem, należy zrezygnować z zadośćuczynienia za niemieckie zbrodnie”.
Narracja antyniemiecka była i jest przez obóz prorządowy wykorzystywana wielokrotnie, m.in. podczas atakowania Gdańska i rzekomej „proniemieckości” jego władz lub do wykazywania, że Donald Tusk służy Angeli Merkel i niemieckim służbom.
Zasłużyła na to; Należało się jej po prostu; Co za odwaga! Brawo dla tej pani, ma więcej honoru i dumy niż całe PO - to najbardziej typowe komentarze na temat zajścia podczas obchodów Dnia Weterana w Warszawie, we wrześniu 2018 roku.
W ramach protestu przeciwko PiS grupa aktywistów, w tym Magdalena Klim z Obywateli RP, skandowała hasło „Konstytucja". Zareagowała na to Dominika Arendt-Wittchen, wówczas pełnomocniczka wojewody dolnośląskiego ds. obchodów 100. rocznicy odzyskania niepodległości, która spoliczkowała Magdalenę Klim.
Arendt-Wittchen podała się później do dymisji, a w rozmowie z Radiem Wrocław wyjaśniła, że jej reakcja była „emocjonalnym gestem wykonanym w proteście przeciwko zagłuszaniu i awanturowaniu się w czasie jednej z najważniejszych uroczystości w kraju".
Jednak w sieci zaroiło się od wpisów popierających jej zachowanie:
Wspierający rządzących użytkownik @pikus_pol, który zainaugurował akcję solidaryzowania się z Dominiką Arendt-Wittchen, na swoim profilu na FB napisał: „Jeśli osoba bez przerwy wrzeszczy KONSTYTUCJA i nie reaguje na wypowiadane do niej słowa, można domniemywać, że popadła w stan histerii zagrażający jej życiu. Medycyna wówczas zezwala, a nawet zaleca oklepanie pychola chorej w celu otrzeźwienia”.
Posłanka Krystyna Pawłowicz, zwracając się na Twitterze do ministra Brudzińskiego: „Bardzo proszę nie przyjmować tej rezygnacji. Każdy, Pan pewnie także, ma chwile, gdy pozostaje już tylko taka – w zasadzie symboliczna – forma niezgody na prostactwo, bezczelność, ciągłą agresję i obrażanie wartości dla kogoś najważniejszych. I ta bierność innych”.
Redaktor naczelna TV Republika Dorota Kania, TT: „Ludzie u kresu życia, weterani, przyjechali do Polski. Wyjąca tłuszcza krzyczała do nich ordynarne słowa. Dominika Arend Witchen zachowała się tak, jak tego wymagała sytuacja. A później podała się do dymisji, która moim zdaniem nie powinna zostać przyjęta” (pisownia oryginalna).
26 lipca 2018 roku w Warszawie odbywała się manifestacja pod Pałacem Prezydenckim, podczas której doszło do starć z policją. W mediach można było zobaczyć nagranie, na którym widać uczestnika demonstracji, który krzyczy do policjantów, jest silnie pobudzony i w sposób nieskoordynowany wymachuje rękoma do policjantów i do innych protestujących.
27 lipca po południu na Twitterze pojawił się pierwszy tweet łączący protestującego z Wiaczesławem Skidanem, ukraińskim studentem i aktorem, który występował w kilku programach TVP.
Skidan i protestujący rzeczywiście są do siebie podobni. Tweet zamieściło konto, które identyfikowało się jako „antykodowskie i antylewackie”. We wpisie nt. demonstranta napisano: „Wychodzi na to, że Ukraińcy zaczynają nam się tutaj panoszyć”.
Informacja zaczyna rozchodzić się w sieci, a rozprowadzają ją przez pierwsze godziny prawicowe konta, w tym znani na Twitterze hejterzy, np. konto Czerwone Potworki. W komentarzach hasło o natychmiastowej deportacji należy do łagodniejszych.
Hejt wylewa się też na Facebooku, gdzie internauci odnajdują profil Wiaczesława Skidana i obrażają go nie czekając na jakiekolwiek potwierdzenie, czy rzeczywiście on był agresywnym protestującym. Dużo było wpisów wulgarnych, ale były też takie: „To pierwszy antypolski atak od czasów OUN i UPA”.
Do wieczora 27 lipca informacja o tożsamości protestującego rozprowadzana była wyłącznie wśród prawicowych kont. Następnego dnia dotarła do osób z obozu anty-PiS, w tym do polityków Platformy, np. posła Jana Grabca, który opublikował tweeta o Skidanie.
Po południu adwokat protestującego Jarosław Kaczyński, poinformował, że demonstrant nie jest ukraińskim aktorem, a powiązanie go ze Skidanem to fake news. Z tego powodu część użytkowników social media skasowała tweety na ten temat.
Ale środowisko popierające PiS postanowiło inaczej wybrnąć z sytuacji. Na portalach Niezalezna.pl i TVP.pl pojawiła się informacja, że hejt na Ukraińca „nakręciła” opozycja. Dowodem stał się tweet Grabca oraz wpis Krystyny Jandy na Facebooku.
W tekście TVP„Prowokator z TVP – opozycja rozpowszechnia kolejnego fake newsa” napisano: „Przedstawiciele i sympatycy opozycji nie przejmowali się, że powielenie tego typu informacji może uderzyć w potencjalnie niewinnego człowieka”. Czyli: co złego, to nie my.
#drugazmiana – twitterowa grupa, założona kilka lat temu przez posła PiS Dominika Tarczyńskiego. To w zasadzie bardziej twitterowa bojówka, realizująca rozmaite trollerskie akcje w sieci.
To m.in. oni hejtowali izraelskiego dziennikarza Ronena Bergmana za pytanie do premiera Morawieckiego (opisane wyżej) oraz Rafała Trzaskowskiego, gdy jako kandydat na prezydenta Warszawy taśmą klejącą ratował szybę w drzwiach w mieszkaniu odwiedzanej warszawianki.
#Drugazmiana miała swój udział w hejtowaniu protestujących Obywateli RP, matek niepełnosprawnych dzieci protestujących w Sejmie czy członków KOD-u.
„Generałem” grupy (takiego określenia używa poseł Tarczyński) jest osoba prowadząca konto @Immanuella. Za przykład jej aktywności w sieci niech posłuży jej wpis solidaryzowania się z Dominiką Arendt-Wittchen, pełnomocniczką wojewody, która podczas uroczystości uderzyła w tarza protestującą członkinię KOD-u. „Rudej chamskiej awanturnicy plaskacz w pysk należał się jak psu buda. Kto uważa, że jest inaczej, jest proszony o opuszczenie mojego TL.”
Kiedy #drugazmiana na Twitterze świętowała swoje pierwsze urodziny, jedno z zaangażowanych kont tak wyraziło grupowe życzenia: „Teraz czekamy na to aby #komucholemingi i #rozkraczeni zostali dobici mediami i sądami. To marzenie #drugazmiana”. W 2016 r. serdeczne pozdrowienia kilkukrotnie przekazywał grupie sam Andrzej Duda.
Kiedy najważniejsi w kraju politycy używają języka nienawiści, i robią to oficjalnie, publicznie, nie wstydząc się nawet najbrutalniejszych słów, nie przepraszając za obraźliwe określenia – pokazują całemu społeczeństwu, że dziś tak można; że za posługiwanie się nienawiścią wobec przeciwników politycznych nic nie grozi.
Gdy wielokrotnie naruszają granice etyczne i nie ponoszą za to konsekwencji – dają do zrozumienia, że te granice można przekraczać i nie trzeba się nimi przejmować. Kiedy politycy PiS usprawiedliwiali gwizdanie na prezydenta Polski w 2015 roku, wykazywali zrozumienie dla palenia kukieł polityków podczas happeningów czy wieszania portretów posłów opozycji na szubienicach – w rzeczywistości mówili innym: dziś w Polsce można tak robić!
Kiedy w kampanii po raz kolejny usłyszymy więc o potrzebie "szacunku w polityce" i hejterskiej opozycji, zastanówmy się, kto odpowiada za Polskę, która od kilku lat, z roku na rok coraz bardziej jest podzielona i wyraża to również w języku oszczerstw i nienawiści.
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze