Jakub Iwaniec został zawieszony przez Izbę Odpowiedzialności Zawodowej SN. Izba skontrolowała też wcześniejszą decyzję ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka o odsunięciu sędziego od orzekania na miesiąc. I orzekła, że jest ona legalna
Sędzia Jakub Iwaniec z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa – na zdjęciu u góry – to jedna z twarzy „reform” Ziobry i jedna z głównych postaci w aferze hejterskiej.
Na trzy miesiące przez Izbę Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego został zawieszony w poniedziałek 17 listopada 2025 roku. Co ważne zawiesił go legalny skład orzekający: Barbara Skoczkowska (przewodnicząca składu i sprawozdawczyni sprawy) i Zbigniew Korzeniowski oraz ławnik Robert Burek.
Orzeczenie nie jest prawomocne, ale już jest to sukces ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka. Batalia o zawieszenie Iwańca trwała od końca września 2025 roku i jako pierwszy zainicjował to minister Żurek. O czym będzie dalej.
Ale w poniedziałek 17 listopada Izba poddała kontroli decyzję ministra z 4 listopada o odsunięciu sędziego Jakuba Iwańca od orzekania na 30 dni. Żurek zawiesił go za jazdę pod wpływem alkoholu i kolizję z drzewem. Iwaniec był w sobotę 11 października na zakrapianej imprezie na strzelnicy niedaleko Rejowca Fabrycznego na Lubelszczyźnie. W Rejowcu sędzia ma dom.
Z tej imprezy do domu odwiózł go znajomy. Ale z domu Iwaniec zamówił pizzę i pojechał po godzinie 22:00 odebrać ją swoim samochodem. W pizzerii chciał zamówić alkohol, ale z uwagi na jego stan odmówiono mu. Sędzia przysiadł się jeszcze do gości lokalu, a potem samochodem wrócił do domu.
Było po godzinie 23:00, gdy dojeżdżał do swojej posesji i prawie wjechał w sąsiadki, które otwierały bramę na swoje podwórko. Sędzia uderzył o drzewo, wycofał i wjechał na swoje podwórko. Sąsiadki powiadomiły policję. Zeznały, że pijany sędzia kierował nissanem. Iwaniec w wydychanym powietrzu miał 1,8 promila alkoholu. Takie stężenie potwierdziły badania krwi, na które sędzia się zgodził.
Prokuratura Krajowa wystąpiła już o uchylenie mu immunitetu, by postawić zarzuty karne za jazdę pod wpływem alkoholu. Sprawa czeka na rozpoznanie w Izbie Odpowiedzialności Zawodowej SN.
Minister Żurek uznał jednak, że do tego czasu Iwaniec nie powinien dla dobra wymiaru sprawiedliwości wychodzić na salę rozpraw. Dlatego 4 listopada na miesiąc odsunął go od orzekania. Tę decyzję z mocy przepisów skontrolowała teraz Izba Odpowiedzialności Zawodowej.
W trzy osobowym składzie Izba jednogłośnie orzekła, że sędzia ma być zawieszony na kolejne trzy miesiące. By w tym czasie Izba mogła zadecydować, czy uchylić mu immunitet. Izba orzekła też, że decyzja ministra Żurka jest dopuszczalna i legalna. Choć atakowali ją obrońcy sędziego.
A miał ich trzech: adwokata Michała Skwarzyńskiego, zastępcę prokuratora generalnego Roberta Hernanada (z frakcji tzw. ziobrystów) i stołecznego neo-sędziego Adama Jaworskiego. Mogą oni jeszcze zaskarżyć orzeczenie Izby, bo nie jest ono prawomocne.
Sędziego Iwańca nie było w SN. Mec. Skwarzyński zapewniał, że przeżywa on sprawę zawieszenia.
To nie jedyne problemy Iwańca. Prokuratura chce mu postawić zarzuty w trzech innych sprawach. Zrobiono mu też sprawę dyscyplinarną i wszczęto postępowanie wyjaśniające za jazdę po alkoholu. Ostatnio został też odwołany z funkcji zastępcy rzecznika dyscyplinarnego przy Sądzie Okręgowym w Warszawie. Na to stanowisko powołał go były główny rzecznik dyscyplinarny Piotr Schab. Więcej piszemy o tym dalej.
Zawieszenie sędziego Iwańca za jazdę pod wpływem alkoholu nie było takie oczywiste, mimo że Izba w takich sprawach zawiesza sędziów raczej z automatu. Sprawa Iwańca się jednak zapętliła z powodu kolejno wydawanych decyzji o odsunięciu go od orzekania oraz z powodu tego, że kolizja z drzewem wydarzyła się nagle.
Minister Żurek po raz pierwszy zawiesił Iwańca na miesiąc pod koniec września 2025 roku. A dokładnie: minister zarządził przerwę w wykonywaniu przez niego czynności służbowych. Minister powołał się na artykuł 130 ustawy o ustroju sądów powszechnych.
Przepis pozwala ministrowi zarządzić przerwę w czynnościach wobec sędziego złapanego na gorącym uczynku. Albo, gdy czyn, który popełnił, uderza w powagę sądu i istotne interesy służby. Minister Żurek uznał, że istnieją takie powody. Chodziło o zachowania sędziego Iwańca, który wtedy był jeszcze zastępcą rzecznika dyscyplinarnego przy Sądzie Okręgowym w Warszawie i się zradykalizował. I tak Iwaniec w ostatnim czasie:
W związku z podważaniem przez Iwańca legalności prokuratorów Prokuratura Krajowa wystąpiła o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec niego. Zarzuca mu obrazę przepisów kodeksu postępowania karnego, poprzez zarzucanie prokuratorom bezprawnych działań wobec podejrzanego. W tej sprawie śledztwo rozważa też wydział spraw wewnętrznych Prokuratury Krajowej.
Zdaniem Iwańca głównym rzecznikiem nadal jest odwołany przez byłego ministra sprawiedliwości Adama Bodnara – w kwietniu 2025 roku – neo-sędzia Piotr Schab. A sędzia Raczkowska jego zdaniem przyjmując tę funkcję, uzurpuje sobie prawo do bycia legalnym rzecznikiem. Dlatego postawił jej zarzuty dyscyplinarne. A Raczkowska jako główny rzecznik dyscyplinarny niedawno odwołała go z funkcji lokalnego rzecznika dyscyplinarnego.
Tę decyzję ministra skontrolował 21 października Sąd Dyscyplinarny przy Sądzie Apelacyjnym w Warszawie. Zrobił to ten sąd, bo Izba zajmuje się czynami kwalifikowanymi jako przestępstwo. I sąd dyscyplinarny uchylił decyzję ministra, uzwajając, że nie mógł zawiesić sędziego za jego czynności orzecznicze. Taka jest linia orzecznicza SN w takich sprawach.
Iwaniec nie wrócił jednak do pracy, bo kilka dni wcześniej decyzję o jego odsunięciu od orzekania podjął prezes Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa. Prezes zawiesił go na miesiąc za kolizję z drzewem pod wpływem alkoholu z 11 października.
Decyzję prezesa skontrolowała z kolei Izba Odpowiedzialności Zawodowej SN. I ją uchyliła 4 listopada. Izba nie oceniała zasadności, uchyliła decyzję tylko z powodów proceduralnych. Uznała, że nie może być w tym samym czasie w obrocie dwóch decyzji o odsunięciu Iwańca od orzekania. Nawet jeśli miały one inne podstawy faktyczne. Żurek jako pierwszy odsunął Iwańca za decyzje, które podejmował jako sędzia i rzecznik dyscyplinarny. A prezes sądu za jazdę po alkoholu.
Iwaniec wtedy też jednak nie wrócił do pracy. Bo jeszcze tego samego dnia trzecią decyzję o odsunięciu go od orzekania wydał minister Żurek. Wydał ją kilka godzin po uchyleniu przez Izbę decyzji prezesa sądu. W poniedziałek 17 listopada 2025 roku też ostatnią decyzję Ministra Sprawiedliwości skontrolowała Izba (w innym składzie niż 4 listopada) i orzekła, że jest legalna.
Wcześniej, na posiedzeniu Izby Odpowiedzialności Zawodowej SN, trzech obrońców sędziego Jakuba Iwańca przez kilka godzin próbowało podważyć ostatnią decyzję Żurka. Najpierw chcieli wyłączenia jawności posiedzenia, by nie mogła uczestniczyć w nim prasa. Izba się na to nie zgodziła.
Potem głos zabrał pierwszy z obrońców, mec. Michał Skwarzyński. Dowodził, że min. Żurek nie mógł zwiesić Iwańca za jazdę po alkoholu, bo decyzję wydał tego samego dnia, gdy Izba w innym składzie uchyliła podobną decyzję prezesa sądu. Przekonywał, że tego dnia były w obrocie dwie decyzje o zawieszeniu.
Jego zdaniem minister może sędziego odsunąć od orzekania tylko raz. A Iwańca odsunięto aż trzy razy. Przekonywał, że sprawę zwieszenia za kolizję z drzewem Izba już oceniła, gdy kontrolowała decyzję prezesa sądu. Zachodzi więc powaga rzeczy osądzonej.
I dalej dowodził, że Żurek jest w sporze sądowym z Iwańcem. Żurek jeszcze jako sędzia pozwał go za aferę hejterską. I, że rzekomo z tego powodu teraz go zawiesił. Obrońca podważył nawet prawo ministra do wydawania decyzji. Bo jego zdaniem został on nielegalnie powołany na to stanowisko.
Na prawicy była modna teoria, ze Żurek nie mógł być powołany do rządu, bo najpierw powinien zrzec się urzędu sędziego. Minister to zrobił po wejściu do rządu, po złożeniu ślubowania przed prezydentem. Mec. Skwarzyński mówił, że są wątpliwości, czy Żurek jest ministrem.
Obrońca zarzucił też ministrowi, że po to zawiesił Iwańca, by ten nie mógł w mokotowskim sądzie dostać do rozpoznania sprawy o tymczasowy areszt dla byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Jednak minister w momencie zawieszania Iwańca nie mógł wiedzieć, czy Sejm zgodzi się na areszt Ziobry.
Sejm uchylił immunitet Ziobrze i dał zgodę na wystąpienie do sądu z wniosek o jego aresztowanie 7 listopada, trzy dni po ostatnim zawieszeniu Iwańca. Minister Żurek nie mógł też wiedzieć, kto zostanie wyznaczony w sądzie do sprawy aresztowej. Poza tym Iwaniec i tak musiałby być z tej sprawy wyłączony, bo pracował w resorcie Ziobry na delegacji.
Po mec. Skwarzyńskim głos zabrał drugi obrońca, prokurator Robert Hernand. Mówił, że procedura kontroli sądowej decyzji o odsunięciu od orzekania Iwańca za jazdę po alkoholu jeszcze się nie skończyła. Bo uchylenie decyzji prezesa w tym zakresie – przez Izbę 4 listopada – nie jest prawomocne. I dlatego jego zdaniem, Żurek nie mógł wydać decyzji o zawieszeniu na miesiąc za to samo.
Z kolei trzeci obrońca sędziego, neo-sędzia Adam Jaworski dowodził, że Iwańca mógł zawiesić albo prezes, albo minister. A nie jeden po drugim. Dodał też, że minister odsunął sędziego od orzekania za jazdę po alkoholu kilka tygodni po zdarzeniu. A ustawa o ustroju sądów powszechnych mówi, że sędziego odsuwa się natychmiast, zaraz po zdarzeniu, jeśli godzi ono w dobro wymiaru sprawiedliwości.
Trzyosobowy skład orzekający Izby Odpowiedzialności Zawodowej nie podzielił tych argumentów. Uchwałę o dalszym zawieszeniu Iwańca na trzy miesiące uzasadniała sędzia SN Barbara Skoczkowska. Zaczęła od tego, że nie jest tak, że minister może odsunąć sędziego od orzekania tylko raz w życiu. Bo są różne podstawy takich decyzji.
Tak było też w tej sprawie. Najpierw pod koniec września minister zawiesił Iwańca za jego decyzje orzecznicze, co potem uchylił sąd dyscyplinarny. A za drugim razem – w listopadzie – odsunął go od orzekania za jazdę pod wpływem alkoholu. I mógł to zrobić. Bo choć wcześniej podobną decyzję wydał prezes sądu, to została ona uchylona przez Izbę w innym składzie.
I nie zachodzi tu powaga rzeczy osądzonej, bo do uchylenia doszło tylko z powodów proceduralnych. Izba wtedy nie wypowiedziała się merytorycznie, czy można zawiesić Iwańca za kolizję z drzewem. Dlatego kilka godzin po tym orzeczeniu, minister Żurek mógł jeszcze raz zawiesić Iwańca za to samo. I nie było w tym czasie dwóch podobnych decyzji, jak przekonywali obrońcy.
Ponadto decyzja Żurka z listopada miała inną podstawę faktyczną niż ta wydana pod koniec września. Więc minister nie zdublował się. Dwa razy nie zdecydował o tym samym.
W związku z alkoholem Iwaniec był już karany dyscyplinarnie. W 2009 roku ochrona nie chciała go wpuścić na mecz reprezentacji na Stadionie Śląskim, bo uważała, że jest pod wpływem alkoholu. Interweniowała policja. Sędzia wyrażał się wulgarnie. Sąd dyscyplinarny ukarał go za to naganą.
Sędzia Iwaniec to jedna z najważniejszych twarzy „reform” Ziobry w sądach. Po wygraniu przez PiS wyborów w 2015 roku dostał delegację do ministerstwa sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Był jednym z zaufanych ówczesnego wiceministra Łukasza Piebiaka.
W II połowie 2019 roku po ujawnieniu afery hejterskiej przez Onet okazało się, że Iwaniec i Piebiak byli głównymi postaciami w tej aferze. Iwaniec miał kontakt z Małą Emi, która rozprowadzała hejt na niezależnych sędziów. Był też członkiem grupy dyskusyjnej na WhatsAppie Kasta/Antykasta, która skupiała sędziów bliskich Piebiakowi.
Po ujawnieniu afery Iwaniec wrócił do pracy w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa. I choć był zamieszany w aferę hejterską, to został powołany na stanowisko zastępcy rzecznika dyscyplinarnego przy Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Iwaniec miał oceniać postawy etyczne innych sędziów. Tę funkcję powierzył mu były już główny rzecznik dyscyplinarny Piotr Schab, który wraz z zastępcami odpowiada za masowe represje wobec sędziów za czasów PiS.
Sędzia Iwaniec stanowisko rzecznika dyscyplinarnego wykorzystał dwa razy do uderzenia w rząd Tuska.
Na początku 2024 roku w ramach wszczętego postępowania o charakterze dyscyplinarnym, chciał zablokować osadzenie w więzieniu prawomocnie skazanych – za bezprawną akcję CBA – posłów PiS Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Jego postępowanie dotyczyło sędziów z sekcji wykonawczej stołecznego sądu, którzy wykonali wyrok sądu.
W ramach postępowania dyscyplinarnego Iwaniec chciał nawet przesłuchiwać premiera Donalda Tuska i byłego ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Minister Bodnar powołał wtedy rzecznika ad hoc, by przejął od Iwańca sprawę. Ten jednak nie chciał oddać akt. Ukrył je w biurze głównego rzecznika dyscyplinarnego (trzeba było je przejąć siłowo).
Drugi raz Iwaniec w rząd uderzył niedawno. Również w ramach postępowania dyscyplinarnego postawił zarzuty nowej głównej rzeczniczce dyscyplinarnej Joannie Raczkowskiej, którą powołał minister sprawiedliwości Waldemar Żurek. Iwaniec błyskawicznie uznał, że jest ona nielegalna i postawił jej zarzuty. Pochwalił się tym na swoim koncie na platformie społecznościowej X, podkreślając, że zarzuty postawił w rocznicę napaści ZSRR na Polskę.
Obecnie toczą się cztery śledztwa, w których prokuratura chce postawić zarzuty karne sędziemu Jakubowi Iwańcowi. Oprócz śledztwa ws. jazdy pod wpływem alkoholu Prokuratura Regionalna we Wrocławiu chce mu postawić zarzuty za aferę hejterską. Są one związane z udostępnianiem wrażliwych danych sędziów z ich teczek personalnych w ministerstwie sprawiedliwości za czasów PiS.
Do teczek miał dostęp Iwaniec i Piebiak. Danych tych użyto potem do uderzania w niezależnych sędziów w prawicowych mediach i w internecie. Prokuratura chce mu też postawić zarzut pomocnictwa w wysłaniu przez Małą Emi paszkwilu na byłego już prezesa Iustitii, prof. Krystiana Markiewicza.
Od roku w Izbie Odpowiedzialności Zawodowej SN toczy się postępowanie o uchylenie Iwańcowi immunitetu. I nie widać jego końca. Bo legalny sędzia SN Wiesław Kozielewicz zarządził postępowanie dowodowe, co jest rzadkością w sprawie immunitetowej. A zrobił to, bo Iwaniec i jego obrońcy sugerują, że za aferą hejterską stoją rosyjskie służby. Co jest absurdem i elementem obrony.
Nie wiadomo, czy sędzia Kozielewicz zdąży wydać orzeczenie w tej sprawie, bo w tym roku przechodzi w stan spoczynku.
Kolejne zarzuty chcą stawiać Iwańcowi prokuratura rejonowa w Kielcach i Prokuratura Krajowa. Prokuratura w Kielcach chce mu postawić zarzuty w związku z hejtem na portalu Twitter, na byłego już sędziego Waldemara Żurka, który jest teraz ministrem. Sędziego hejtowano z profilu FigoFago, który śledczy wiążą z Iwańcem.
Izba Odpowiedzialności Zawodowej w I instancji odmówiła jednak uchylenia immunitetu. Decyzję wydał neo-sędzia Marek Motuk, który uznał, że nie ma dowodów, że za kontem FigoFago stał Iwaniec. Prokuratura się od tego odwołała.
Z kolei Prokuratura Krajowa chce postawić Iwańcowi zarzuty w związku niewydaniem akt sprawy dyscyplinarnej ws. osadzenia Wąsika i Kamińskiego. W tej sprawie Izba również w I instancji odmówiła uchylenia immunitetu.
Decyzję wydał neo-sędzia Paweł Wojciechowski. Uznał, że Iwaniec mógł kwestionować powołanie przez ministra Bodnara rzecznika dyscyplinarnego ad hoc, który żądał od niego wydania tych akt. Prokuratura odwołała się do II instancji.
Sędzia Iwaniec we wrześniu 2025 roku dostał też zarzuty dyscyplinarne. Postawił mu je rzecznik dyscyplinarny ad hoc powołany przez ministra sprawiedliwości. To za tę dyscyplinarkę minister Żurek zawiesił go po raz pierwszy we wrześniu.
Niezależnie od tego sędzia Iwaniec jest pozwany w dwóch sprawach za aferę hejterską. Jeden pozew jeszcze za czasów PiS złożył były prezes Iustitii, prof. Krystian Markiewicz. Chce od Iwańca, Piebiaka i ministerstwa sprawiedliwości (odpowiada za aferę, bo za czasów Ziobry tu było jej centrum) 50 tysięcy złotych na cel społeczny. I 75 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
Iwańca za aferę hejterską pozwał też były już sędzia Waldemar Żurek. Chce od niego, Piebiaka i byłego już zastępcy rzecznika dyscyplinarnego Przemysława Radzika 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
Sądownictwo
Zbigniew Ziobro
Waldemar Żurek
Ministerstwo Sprawiedliwości
Sąd Najwyższy
Izba Odpowiedzialności Zawodowej
Jakub Iwaniec
uchylenie immunitetu
Zbigniew Korzeniowski
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze