0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

"Proszę bardzo, kto chce, jeśli będzie szczepionka, niech się zaszczepi, ale kto nie chce, jest to jego osobista decyzja" - mówił Andrzej Duda podczas "jednoosobowej debaty" w Końskich w lipcu 2020 roku. "Absolutnie nie jestem zwolennikiem jakichkolwiek szczepień obowiązkowych" - dodawał też.

Słowa prezydenta, który starał się o reelekcję, wywołały ogromne oburzenie. Ze stanowiska w sprawie "jakichkolwiek szczepień" Duda wycofywał się później na Twitterze, wyjaśniając, że są szczepienia, które powinny być obowiązkowe. Ale nie szczepienie przeciw COVID-19.

Nie wystudziło to temperatury debaty, bo - nawet z tym zastrzeżeniem -

słowa prezydenta były tak zwanym psim gwizdkiem, czyli przesłaniem odwołującym się do głębokich szczepionkowych uprzedzeń części elektoratu.

Nie trzeba bowiem uważać, że szczepionki to spisek firm farmaceutycznych, który prowadzi do depopulacji ludzkości, by zniechęcić się do nich na tyle, by zrezygnować ze szczepienia. Czasem wystarczy to, że uważamy je za ingerencję w sferę swojej wolności.

W najnowszym sondażu Ipsosa dla OKO.press poprosiliśmy Polki i Polaków o stwierdzenie, czy zgadzają się z pewnymi tezami wysuwanymi przez ludzi, którzy mają wątpliwości co do szczepień. Aż 48 proc. badanych za dobry argument uznało zdanie: „jestem wolnym człowiekiem, nikt mi nie będzie narzucał tego, co mam robić”.

Gdzie są zdjęcia polityków?

Sposobem na zmniejszanie rażenia wolnościowego argumentu jest pokazanie, że nawet najwięksi i najbardziej wpływowi obywatele są równi wobec potrzeby szczepienia. Przed kamerami szczepili się zatem Joe Biden (jeszcze jako prezydent-elekt) i Kamala Harris, premier Kanady Justin Trudeau, premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson, premier Izraela Benjamin Netanjahu, prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan, premierzy Francji, Indii, Australii.

W Polsce najbardziej prominentnym politykiem, który udokumentował materiałami wizualnymi moment swojego szczepienia był minister zdrowia Adam Niedzielski. Andrzej Duda lakonicznie poinformował w kwietniu na Twitterze, że jest już zaszczepiony i czuje się dobrze. Mateusz Morawiecki pokazał selfie z żoną z korytarza na Stadionie Narodowym.

Nie ma oczywiście badań, które by jednoznacznie wskazywały na wzrost zaufania wobec szczepień po publicznym nakłuciu się przez najwyższych dygnitarzy. Ale rząd, który otwarcie przyznaje, że dynamika zainteresowania nimi robi się niepokojąco słaba, powinien korzystać z tych najbardziej oczywistych metod.

Przeczytaj także:

Hołownia promuje szczepienia

Z drugiej strony polityk, który miałby nas przekonać do jakiegoś działania, powinien cieszyć się najpierw naszym zaufaniem. W sondażu Ipsosa sprawdzaliśmy zatem stosunek do szczepień w poszczególnych elektoratach. Najbardziej entuzjastycznie wobec szczepionek wypadli wyborcy i wyborczynie KO i Lewicy. Zwolennicy PiS plasują się tuż za nimi. Poważny problem widać jednak w elektoratach Konfederacji i Polski 2050.

Szymon Hołownia ma jednoznaczny stosunek do szczepionek. Wiosną z powodu COVID-19 zmarła jego teściowa, o czym otwarcie mówił w mediach, zachęcając wszystkich do szczepienia się. Podczas lajwów w mediach społecznościowych informuje o otwarciu zapisów dla nowych grup, czy po prostu o dynamice szczepień. Namawia oglądających do przyspieszania swoich terminów. Sam zresztą zaszczepił się (i zapozował do zdjęcia z karteczką) już na początku kwietnia, zaraz po tym, jak rząd w chaotyczny sposób podjął decyzję o otwarciu zapisów dla czterdziestolatków.

Konfederacja straszy apartheidem pandemicznym

Zupełnie inne stanowisko w sprawie szczepionek ma jednak Konfederacja. Skrajnym przypadkiem jest oczywiście Grzegorz Braun, którego asystentami społecznymi są dwie najważniejsze figury ruchu antyszczepionkowego, czyli Justyna Socha i Piotr Jawornik. To środowisko, które propaguje najbardziej fantastyczne teorie spiskowe na temat szczepień i koronawirusa.

Braun w skrajnie prawicowej telewizji internetowej wRealu nazywał szczepienia "kryminalną operacją", "eksperymentem medycznym", "terapią genową".

Straszył "apartheidem pandemicznym", dzieleniem zaszczepionych i niezaszczepionych na "ludzi i podludzi".

Pozostali politycy Konfederacji zarzekają się, że antyszczepionkowcami nie są, choć grają na podobnych nutach, które zniechęcają do szczepień przeciwko COVID-19. Janusz Korwin-Mikke na przykład twierdzi, że szczepionki powinny być dostępne w aptekach, a każdy Polak powinien mieć prawo do szczepienia się czym chce. Podobnie jednak wypowiada się na temat twardych narkotyków, bo "każdy ma prawo zaćpać się na śmierć".

"Celem Konfederacji nie jest zaszczepienie jak największej liczby Polaków. Celem jest to, by Polakom podawana była szczepionka, która jest bezpieczna, przebadana, gwarantująca, że Polakom nie zaszkodzi. W tej chwili takiej sytuacji nie ma. Szczepionki, które są podawane są to preparaty słabo przebadane, pospiesznie przebadane. Preparaty, które po prostu nie dają gwarancji bezpieczeństwa" - mówił w styczniu 2021 roku podczas konferencji w Sejmie Michał Wawer, członek Konfederacji i Ruchu Narodowego.

Szczepienia są dobrowolne, a projektowane paszporty covidowe mają być systemem ujednolicającym przepływ osób, które mają szczepienia, ważny test lub status ozdrowieńca. Politycy Konfederacji przedstawiają to jednak jako powszechny przymus, któremu należy się przeciwstawić. Jacek Wilk sprzedaje swoim fanom książkę, w której naucza, jak „obronić się przed nielegalnymi szczepieniami”.

W imię wolności i słupków sondażowych

Szczepienia, a nawet ich promocja są zatem zdaniem Konfederacji zamachem na wolność obywateli. Jednak żarliwa pryncypialność w kwestii ogólnych zasad nie oznacza, że znika im z pola widzenia osobista korzyść, jaką jest przyjęcie szczepionki. Dlatego jak ognia unikają jednoznacznych deklaracji co do tego, czy sami zamierzają się zaszczepić.

Janusz Korwin-Mikke twierdzi, że jest spokojny o swoją odporność, bo "COVID sobie po prostu przechorował".

Przy innej okazji sugerował jednak, że mógłby skorzystać ze szczepienia, bo szczepiono go już w dzieciństwie na różne choroby - "i żyje". Co więcej, szczepił się także przed wycieczką do Azji.

"Nie mam żadnych problemów ze szczepieniem. Przechorowałem COVID-19 bardzo ciężko i nie mam zamiaru przechorowywać tego ciężko jeszcze raz" - oświadczył poseł Konfederacji Artur Dziambor, który z powodu zakażenia był w listopadzie hospitalizowany. Dlaczego zatem godzi się z tym, że jego formacja efektywnie zniechęca ludzi do szczepień, które mogą uratować im życie i zdrowie? Otóż, chodzi oczywiście nie o to, "by ludzie się nie szczepili, ale by mieli wybór".

W podobny sposób kilka miesięcy temu stanowisko w sprawie szczepionek formułował Krzysztof Bosak, mówiąc, że "osoby, które uważają, że to jest dla nich dobre rozwiązanie, pewnie powinny się zaszczepić na koronawirusa". Takie krótkie uwagi są zawsze jednak przygniecione ogromem zarzutów o przymus szczepionkowy i nachalną medialną propagandę.

Politycy Konfederacji zdają sobie sprawę z zagrożenia, jakie stanowi COVID-19, możemy zakładać, że rozumieją też, jaka jest stawka szczepień populacyjnych. I wreszcie - być może sami się zaszczepią lub są już zaszczepieni. Jednocześnie świadomie podsycają lęki wokół szczepionek, bagatelizują ich niezbędność w walce z pandemią i sieją dezinformację. I robią to dlatego, że z jednej strony ich baza wyborców już jest negatywnie nastawiona do szczepień, z drugiej zaś - bycie jedyną partią "szczepionkosceptyczną" jest okazją do dalszego łowienia elektoratu.

Skryty jak Republikanin

Stosunek do szczepień jest mocno skorelowany z sympatiami politycznymi również w Stanach. W badaniach aż 30 do 40 proc. wyborców Republikanów deklaruje, że nie zamierza się zaszczepić. Wśród demokratów odsetek ten jest trzy razy mniejszy. Według sondażu dla NPR aż 47 proc. wyborców Trumpa z 2020 roku nie zamierza się szczepić, wśród wyborców Bidena to zaledwie 10 proc.

Ten rozdźwięk widać też w ocenie sytuacji epidemicznej.

Wyborcy demokratów uważają COVID-19 za większe zagrożenie niż wyborcy Republikanów - zarówno dla gospodarki, jak i dla ich własnego zdrowia.

Wśród powodów niechęci wobec szczepionki wymienia się czasem także te religijne, których źródłem jest fakt, że przy produkcji części szczepionek wykorzystano z poaborcyjną linię komórkową. Częściej wymieniany jest oczywiście lęk, że zbyt szybko je opracowano. W pojedynczych przypadkach i mniejszych społecznościach - przekonanie, że przechorowanie czyni wystarczająco odpornym. Ale głównymi powodami są przede wszystkim nieufność wobec rządu, która rzutuje na nieufność wobec samej szczepionki.

Republikańscy politycy niejednokrotnie protestują przed pandemicznymi ograniczeniami w imię obrony wolności obywatelskich i prawa do decydowania o sobie i swoim stanie zdrowia. Zdarza się, że jedna i ta sama osoba jednocześnie zachęca do szczepienia się, mówiąc, że to ważne dla zakończenia epidemii, ale jednocześnie popiera zniesienie nakazu noszenia maseczek dla osób niezaszczepionych, przeciwstawia się wprowadzeniu przepisów uprzywilejowujących osoby zaszczepione, a jednocześnie uchyla się od odpowiedzi na pytanie, czy sama zamierza poddać się szczepieniu. W ankiecie przeprowadzanej wśród prawie 150 członków ciał ustawodawczych Luizjany większość polityków zadeklarowała, że jest zaszczepiona albo zamierza się zaszczepić. Odpowiedzi odmówiło, zarzucając ankieterom naruszenie prywatności, kilkunastu republikanów, w tym Spiker Izby Reprezentantów i Przewodniczący Senatu.

Poglądy silniejsze niż śmierć

Przykład zresztą idzie z góry. Donald Trump dopiero w marcu 2021 roku zaczął publicznie zachęcać swoich zwolenników do szczepienia się, podkreślając, że opracowanie szczepionki jest zasługą jego administracji. W tym czasie jeden z doradców Trumpa ujawnił stacji NBC News, że były prezydent i jego żona Melania zaszczepili się w styczniu w Białym Domu, jeszcze przed zejściem z urzędu. Wydarzenie to trzymano w tajemnicy.

Jak podaje „New York Times", administracja Bidena nie wierzy, żeby nawet nagły proszczepienny lobbing ze strony Trumpa lub prominentnych polityków republikańskich mógł znacząco wpłynąć na zmianę nastawienia ich elektoratu. Wielu z nich za to z pewnością obawia się, że otwarte poparcie dla środków ochronnych, które ingerują w swobody obywatelskie, mogłoby źle wpłynąć na ich wyniki wyborcze.

Niektórzy politycy za upartą promocję "libertariańskiego" podejścia do epidemii zapłacili zresztą najwyższą cenę.

W lipcu 2020 roku zmarł republikański polityk Herman Cain. Zakażenie koronawirusem zdiagnozowano u niego dziewięć dni po wiecu wyborczym Trumpa w Tulsie, podczas którego on i tłum w jego najbliższym otoczeniu nie miał maseczki. Cain był oczywiście zagorzałym przeciwnikiem zasłaniania twarzy. Do swoich ostatnich dni, a nawet dłużej. Jego oficjalne konto na Twitterze jeszcze kilka miesięcy po śmierci postowało wpisy krytykujące noszenie maseczek.

View post on Twitter

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze