„Ja też chciałem mieć zdjęcie z Morawieckim!” – wyrzucał partnerce uczestnik konwencji PiS w Końskich. „PiS będzie rządził do końca świata i o jeden dzień dłużej” – zapowiada inna uczestniczka. Ale konwencja w Końskich zwiastuje raczej porażkę
Kiedy spędziło się ponad dwie godziny w dusznej hali, a głównym doznaniem było znużenie przemówieniami jak z generatora – pokusa, by użyć duchoty jako metafory, jest przeogromna. Spowita mrokiem hala, dziennikarze zamknięci w „kojcu” i wymęczone, posklejane ze starych patentów przemówienia. Tak było w sobotę 9 września 2023 roku na Konwencji PiS w Końskich.
Miasto w Świętokrzyskiem wyraźnie służy do zobrazowania jednej z głównych osi kampanii PiS: my z Polski lokalnej kontra oni z wielkomiejskich elit.
Ale czy właśnie w Końskich nie zobaczyliśmy zwiastuna jesiennej przegranej partii Kaczyńskiego? Czy przeciwnie – komentatorzy z Warszawy znów nie rozumieją Polski powiatowej i nie doceniają wyczucia sztabowców PiS?
„Całe wydarzenie było takie, jakby nie było tam ducha partii. Nie przyszedł” – ocenia Róża Rzeplińska z portalu Mam Prawo Wiedzieć.
Na miejsce pierwszej jesiennej konwencji PiS wybrał 18-tysięczne miasto w województwie świętokrzyskim. Rozsławione na całą Polskę przez Grzegorza Schetynę, który w 2015 roku powiedział, że to tutaj wygrywa się wybory. Przeczytajcie koniecznie reportaż Szymona Opryszka o tym, czy Końskie to Polska w pigułce.
Hala, gdzie odbywa się konwencja PiS, nie należy do super nowoczesnych obiektów sportowych. Drewniane sklepienie. Brak wentylacji. Do toalet chodziliśmy do pobliskiej szkoły.
Zresztą w Końskich powstaje nowa hala sportowa. W grudniu 2021 roku na zaśnieżonym szkolnym boisku wiceminister Piotr Wawrzyk wręczył burmistrzowi miasta rządowy „czek” na 12,6 mln zł na jej budowę. Wawrzyk się nie utrzymał, został głównym bohaterem „afery wizowej”, stracił stanowisko i miejsce na liście, ale nową salę Końskie dostanie. Ma zostać otwarta już pod koniec 2023 roku.
Na razie jednak w starej hali słuchamy przemówienia Jarosława Kaczyńskiego.
W sali zmieściło się nieco ponad tysiąc osób. Niektórzy trzymają biało-czerwone chorągiewki. Część osób – tekturki z logo PiS i hasłem wyborczym „Bezpieczna przyszłość Polaków”. To oni tego upalnego dnia wygrali jak na loterii: używają tekturek jak wachlarzy.
Już po konwencji jedna z działaczek powiedziała mi, że na sali był jeden wiatrak – skierowany na pierwszy rząd. Ten, w którym siedzieli m.in. Kaczyński, Beata Szydło i Mariusz Błaszczak.
Co można wyczytać ze scenografii? Pozory dostępności i równości.
Jest raczej skromnie. Plastikowe krzesełka, żadnego przepychu, epatowania przesadną nowoczesnością. Sala kryje się w mroku. Telewizyjna relacja w TVP nie wydobędzie tego, co w koneckiej hali unikalne, bo lokalne. Nie pokaże wiszących na ścianach banerów „KSSPR Końskie. Gramy dla was” ani reklam lokalnych sklepów. Nie przemawia nikt z mieszkańców Końskich.
Utrudnienia dla niezależnych mediów to standard rządów Prawa i Sprawiedliwości. W Końskich dla dziennikarek i dziennikarzy przeznaczono podest odcięty taśmami.
Gdy ja relacjonuję konwencję PiS w Końskich, moja redakcyjna koleżanka, Dominika Sitnicka, na konwencji Koalicji Obywatelskiej w Tarnowie wykonuje swoją pracę swobodnie (czyli normalnie). Tydzień wcześniej na Konwencji Lewicy nie tylko chodziłam po całej sali, ale zaglądałam też za kulisy. Rozmawiałam z przygotowującymi się do wejścia na scenę politykami i sfotografowałam przygrywającą im bębniarkę.
PiS to inny model.
„Przepraszam, my możemy tylko w tym kojcu stać?” – pyta jeden z dziennikarzy. Ochroniarz potwierdza.
Nie dałam się zamknąć w „kojcu”. Staram się podejść bliżej. Jednak ochroniarz i dwie inne osoby zagradzają mi drogę za każdym razem, gdy próbuję przekroczyć jakąś niewidzialną, odgórnie wyznaczoną linię.
Kaczyński przemawia przez 40 minut. Długo i nużąco. Padają słowa: solidarność, bezpieczeństwo, suwerenność. Ostrzega, że Polski trzeba bronić przed wrogami, a „nasz Naród” – nobilitować.
Mówiąc o godności, prezes nieoczekiwanie przyznaje, że kobieta w ciąży ma prawo do życia. Dokładnie słowa te brzmią: „My też odrzucamy atak na życie bezbronnych, pamiętając jednocześnie, że kobieta w ciąży, kobieta rodząca ma też pełne prawo do życia i zdrowia. To prawo musi być – jak to kiedyś mówiono – obserwowane, czyli uznawane. I my je uznajemy”. Do tego wątku jeszcze wrócę.
W innym momencie Kaczyński wypowiada się o sądach – należą one według prezesa PiS do instytucji „poza jakąkolwiek kontrolą”. „My tego rodzaju dążenia – wszystko jedno czy to chodzi o sądy, czy o jakieś inne instytucje, jakieś środowiska, jakieś tak zwane elity – odrzucamy. Władza jest w ręku narodu” – mówi Kaczyński.
Przypomnijmy, że Kaczyński już zapowiedział przejęcie sądów po wyborach.
Jednak główne zadanie Kaczyńskiego to przedstawić wyborczy program PiS. Dokument ma 300 stron i można go przeczytać tutaj.
W ten upalny wrześniowy dzień PiS postanowił nie podnosić temperatury wyborcom jakimiś nowymi obietnicami. Usłyszeli przegląd tego, co dobrze znają.
Jedyna względna nowość to emerytury stażowe. Po 38 latach pracy dla kobiet i po 43 – dla mężczyzn. Względna, bo i o tej obietnicy słyszeliśmy już wcześniej.
Charakterystyczne, w jaki sposób Kaczyński przedstawił tę sprawę: powiedział, że to realizacja obietnicy z czasów Solidarności, z 1980 roku. I ten zwrot ku wspomnieniom, emocjom z dawnych lat był refrenem jego wystąpienia.
Można było odnieść wrażenie, że Kaczyński mówi wyłącznie do ludzi, którzy pamiętają to, co on pamięta (chyba ktoś mu powiedział, żeby lepiej się nie wypowiadał o młodych, zwłaszcza kobietach).
Wobec całego tego wstecznego przemówienia i wtórnego języka wręcz zaskakująca jest trzeźwość stwierdzenia Kaczyńskiego: „Zwyciężymy, jeśli dotrzemy do niezdecydowanych. To jest duża grupa”. Niemal te same słowa powtórzył mi jeden z mieszkańców po konwencji. „Jak?” – starałam się dowiedzieć. „Musimy próbować”. I tyle.
Kaczyński nie dał swoim zwolennikom instrukcji, jak tych niezdecydowanych przekonać, by poparli partię władzy.
Jeśli ktoś na konwencji w Końskich błysnął, to była to Elżbieta Witek. Na tle nużących i przewidywalnych przemówień Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego nie było to zresztą trudne.
Ale już zadanie, które Witek dostała, do najłatwiejszych nie należało. Sondażowe poparcie dla PiS tąpnęło po masowych protestach kobiet w 2020 roku i od tamtego czasu się nie podniosło. „Nie jest przypadkiem, że po tej całej awanturze nie wróciliśmy już do poziomu poparcia rzędu czterdzieści procent” – mówi poseł PiS cytowany przez dziennikarza Onetu, Kamila Dziubkę, w książce „Kulisy PiS”.
Być może PiS, który jak powszechnie wiadomo, robi pogłębione badania opinii, usłyszał od wyborców, że ma jakoś odnieść się do „kwestii kobiecej”.
Witek robi to na kilka sposobów, w tym – przez atak. „Panie Tusk, pan ma czelność mówić o piekle kobiet, kiedy chciał pan zmusić ciężko pracujące kobiety, żeby pracowały do 67. roku życia?” – krzyczy do szefa Platformy Elżbieta Witek. „Pan ma czelność, panie Tusk, mówić o piekle kobiet, kiedy to za pana rządów kobiety zostawiały swoje dzieci pod opieką dziadków i wyjeżdżały na Zachód?”
„Sprowadziliście prawa kobiet do prostych, wulgarnych haseł wykrzykiwanych na ulicach i do agresji” – odnosi się marszałkini do protestów kobiet. Być może właśnie ta próba zmierzenia się ze strajkami kobiet jest najciekawszym, co wydarzyło się w Końskich.
Piekło kobiet ma wiele kręgów.
Odpowiedź na aspiracje społeczne to sól kampanii wyborczych. Takie wątki były właśnie u Witek. PiS jawi się w jej słowach jak siła, która zdejmuje kobietom z barków największe ciężary i – by zacytować hasło z innego kontekstu – uwalnia ich energię.
Sama Witek została przedstawiona jako kobieta, która od lat zarządza polskim Sejmem. O Polkach mówi, że „zmieniają Polskę swoim intelektem, wiedzą, doświadczeniem i pracą”.
„Proszę pań, drogie panie, program PiS jest dla was, a właściwie powinnam powiedzieć: jest dla nas” – ogłosiła Witek.
Marszałkini Sejmu wyraźnie wyrasta na jedną z twarzy kampanii PiS AD 2023.
Sobotnie „Wiadomości” dały dłuższe fragmenty przemówienia Witek niż Morawieckiego. Marszałkini występuje też w spocie, który miał premierę na konwencji PiS. Najwięcej czasu dostali w spocie Kaczyński i Morawiecki, następne są Witek i Szydło. Przez ułamki sekund pokazywani są Andrzej Duda, Piotr Gliński i Mariusz Kamiński.
Morawiecki serwuje publiczności w Końskich wyciągi z statystyk. Ale to on dostaje największe oklaski.
„Dla nas głos ludzi z Końskich, Opoczna, Sulejowa, Skarżyska Kamiennej, Kielc, Radomia jest ważniejszy niż głos polityków z Berlina i Brukseli” – mówi premier.
Dla PiS „nie ma za małego miasta, za małej wioski. Każda wioska i każde miasto jest ważne”. Sala reaguje entuzjastycznie.
Nic dziwnego, po raz pierwszy w czasie całej tej dwugodzinnej imprezy polityk zwraca się wprost do ludzi, którzy go otaczają. Mówi do nich i o nich.
Morawiecki wyznacza też horyzont aspiracji. „Nasza wizja rozwoju jest taka, żeby na koniec naszej trzeciej kadencji średnie wynagrodzenie w Polsce wynosiło przynajmniej 10 tys. złotych” – obiecał Morawiecki. Za sześć lat w Polsce średnie zarobki mają być „na poziomie zarobków francuskich, ale bez płonących samochodów jak we Francji”.
Na koniec głos zabiera Paweł Kukiz. Entuzjazm zjeżdża do poziomu minusowego. Sala ożywia się tylko wtedy, gdy Kukiz ogłasza, że Jarosław Kaczyński jest najlepszy, bo jako jedyny dotrzymuje obietnic.
Konwencja PiS się kończy, wreszcie możemy swobodnie chodzić po sali. Ochroniarze wyprowadzają Kaczyńskiego i Morawieckiego, Mariusz Błaszczak jeszcze udziela wywiadu TVP Info. Tuż obok nas przechodzi para, na oko trzydziestokilkulatków.
„Ty zawsze myślisz tylko o sobie!” – wykrzykuje mężczyzna. „Ale co miałam zrobić?! Nagle się pojawił koło mnie. Miałam mu kazać czekać?!” – odpowiada kobieta. Mężczyzna: „Też chciałem mieć zdjęcie z Morawieckim!”
Wychodzimy z hali. „Jak się państwu podobało?” – podchodzę do grupy osób. Wcześniej się przedstawiam, imię, nazwisko, OKO.press.
„Bardzo mi się podobało! PiS to najlepsza partia, najlepsza! Tyle dla ludzi zrobili” – mówi z wielkim entuzjazmem kobieta na oko po sześćdziesiątce.
„Co zrobili?” – pytam.
„Niech pani z nią nie rozmawia!” – wtrąca się mężczyzna w podobnym wieku, co moja rozmówczyni. „Wie pani, z jakiej ona jest redakcji? Oni są przeciwko rządowi. Na pewno tego nie wydrukuje!”
„Ale ja chcę z tą panią rozmawiać” – odpowiada kobieta. „I chcę jej powiedzieć: PiS jest najlepszy, nie to, co Tusk. Teraz nam się lepiej żyje.
Niech pani to napisze. PiS będzie rządził do końca świata i o jeden dzień dłużej”.
W drodze do i z Końskich mijamy banery kandydatów PSL, a w miasteczkach – PiS-u. Innych nie ma. I nic dziwnego. Przejeżdżamy przez okręg radomski, w którym w 2019 roku PiS dostał 57,82 proc. (i sześć mandatów), a PSL – 10,20 proc. (jeden mandat). W okręgu kieleckim: PiS – 55,18 proc. (10 mandatów), PSL – 9,88 (1 mandat). Czyli w obu przypadkach znacznie powyżej wyników krajowych tych partii.
W samych Końskich (gmina) na PiS głosowało 54,19 proc., na Koalicję Obywatelską i Lewicę – po 16 proc.
Świętokrzyskie to w tych wyborach okręg sensacji. Nieoczekiwanie to stąd, a nie z Warszawy, startuje Jarosław Kaczyński. Są dwie interpretacje tego startu. Dla słabnącego PiS-u liczy się każdy mandat. W 2019 roku PiS-owi zabrakło 33 439 głosów do 11 mandatu. Być może teraz chce o niego zawalczyć.
Ale jest też interpretacja odwrotna: tych 10 mandatów tym razem PiS nie jest pewny. I potrzeba aż Kaczyńskiego, żeby obronił okręg, w którym PiS zdobył największą (obok Rzeszowa) liczbę miejsc w Sejmie.
Z konwencji wracam z Różą Rzeplińską, szefową portalu Mam Prawo Wiedzieć. Podsumowujemy to, co zobaczyłyśmy.
Jakie znaczenie ma to, że dziennikarze nie mogli swobodnie poruszać się po sali? Czy jest to tylko uciążliwość, czy mówi coś więcej o demokracji i partii rządzącej?
„Dziennikarze nie są partii rządzącej do niczego potrzebni, co więcej, zagrażają kontroli przekazu.
Po pierwsze więc – po raz kolejny, na konwencję PiS nie wolno było wnosić kamer, a operatorzy nie dostawali akredytacji. Jak się okazało, przywilej nagrywania na własny nośnik miały jednak ekipy TVP Info i Polsatu. W rezultacie – tylko te dwie redakcje mogły poprosić przedstawicieli PiS o komentarz bezpośrednio po konwencji PiS.
Po drugie – dziennikarze (maksymalnie po dwie osoby z redakcji), którzy otrzymali akredytacje, mieli prawo przebywać tylko w jednym kącie hali. Platforma dla redakcji miała 20 metrów kwadratowych i nie sposób było się na niej zmieścić. Pilnowali więc nas bez przerwy: ochroniarz i dwie osoby z biura prasowego. Te trzy osoby stały przodem do dziennikarzy, a tyłem do sceny. Wyglądało to tak, jakby organizatorzy się nas obawiali.
Naczelna zasada PiS to kontrola przekazu. Redakcje nie mogły same nagrać nie tylko rozmów z politykami, ale też tego, jak widzą to, co się dzieje. Jako źródło można było wziąć sygnał udostępniany przez partię.
To nie jest przekazywanie informacji, tylko transfer produktu.
Ponieważ zostaliśmy odcięci od większości sali, nasze główne wrażenia z konwencji PiS dotyczą tego, że było potwornie duszno. Widzieliśmy tylko tył sali, ludzi, którzy wychodzili, puste krzesła, a wręcz rzędy, umiarkowane zainteresowanie i niezbyt hojne oklaski.
„Przed wejściem do hali stał samochód z banerami Kaczyńskiego, nie cieszył się jednak dużym zainteresowaniem i bannerów nie ubywało. Nie miałam wrażenia, że uczestnicy reagują na wydarzenie jednakowo entuzjastycznie. Ale pewnie wiązało się to z tym, że nie było przewiewu. Wyglądało, jakby ludzie mieli mdleć.
Z perspektywy kąta dla dziennikarzy – konwencja była na niższym poziomie niż to, zwykle organizuje PiS” – ocenia Rzeplińska.
„Kluczowe jest to, że kampania ma cztery elementy” – podsumowuje Róża Rzeplińska.
„Jedna to te konwencje. Przywiązujemy do nich dużą wagę, ale w dzisiejszej kampanii to jednorazowe wydarzenia, mające charakter spektaklu. Napinasz mięśnie i pokazujesz swoją siłę, zdolność organizacyjną i retoryczną. Ale to jest jednorazowe.
Druga rzecz: zalewasz internet. Komitety wyborcze przygotowują produkcje do internetu, projektują treści i mikrotargetują reklamy na podstawie badań. Tutaj o skuteczności zdecyduje to, czy umieją zrobić te badania, odpowiednio je zaprojektować. A potem – czy umieją je przełożyć na przekaz, wyprodukować treści do internetu, w razie konieczności zmienić, budując na innych akcentach narracyjnych, wreszcie – zalgorytmizować je i dotrzeć do właściwych wyborców. Dzisiaj – tych niezdecydowanych.
Trzecia forma to spotkania z ludźmi w Polsce. W swoim okręgu, a wierchuszka partii – w całym kraju. Organizujesz małe spotkania, przychodzi na nie kilku-kilkunastu wyborców. To okazja do przypomnienia się, do odsłuchania bolączek, ale też do mobilizacji struktur w terenie. Równolegle – partie zaczynają dbać o widoczność w okręgach. Latem i jesienią spotkań jest mnóstwo ze względu na rok obrzędowy i wegetatywny, święta państwowe i lokalne imprezy. Masz naturalną formę spotkań na ulicy lub w przestrzeni wspólnej”.
„Czwarta rzecz: bannery, plakaty. I tu jest wezwanie do działania, call to action. Obywatele mogą w tym pomóc. Miarą siły ugrupowania jest to, ile płotów zdobędzie”.
„Każdemu z tych elementów trzeba się przyglądać osobno i nadawać im rangi. W kategoriach debat wygrał ten, w kategorii internetu wygrywa ten, w kategorii angażowania wygrywa ten. W kategorii spotkań ten. Na koniec się okaże, co było najważniejsze” – mówi Rzeplińska.
Ale konwencje pokazują też emocje wokół i wewnątrz partii, atmosferę, poziom motywacji.
„Ludzie, którzy przyszli na konwencję PiS w Końskich, byli zmotywowani, chcieli tu być” – zauważa Rzeplińska. Ale całe wydarzenie było takie, jakby nie było tam ducha partii. Nie przyszedł. Po konwencji obserwatorzy mogą mieć różne emocje: uniesienia, naładowania do walki, złość na to, co zostało powiedziane albo zazdrość, że energia była właśnie tam. A w Końskich tej energii nie było”.
Na zdjęciu: Prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas Konwencji Prawa i Sprawiedliwości, Końskie, 09 września 2023.
Wybory
Jarosław Kaczyński
Paweł Kukiz
Kornel Morawiecki
Elżbieta Witek
kampania wyborcza
Końskie
konwencja
wybory 2023
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze