0:000:00

0:00

OKO.press przeżywa wręcz oblężenie. Od początku marca odwiedziło nas już 3,3 mln tzw. unique users, do końca miesiąca uzbiera się pewnie blisko 5 mln; do tej pory rekordowe były 2 mln w wyborczym październiku 2019.

Epidemia koronawirusa zmieniła życie naszej redakcji. Pracujemy z domów i nasz kontakt ze sobą zaczyna przypominać kontakt z Czytelni/czkami - jesteśmy razem w sieci. Staramy się pełnić naszą służbę i przede wszystkim rzetelnie i wszechstronnie informować o epidemii, zachowując zdrowy krytycyzm wobec poczynań władz, analizując dane krajowe i zagraniczne, wskazując na zagrożenia, opisując tragedie i kłopoty.

Epidemia koronawirusa zmieniła życie naszej redakcji. Pracujemy z domów i nasz kontakt ze sobą zaczyna przypominać kontakt z Czytelni/czkami - jesteśmy razem w sieci. Staramy się pełnić naszą służbę i przede wszystkim rzetelnie i wszechstronnie informować o epidemii, także w wymiarze globalnym. Pisaliśmy o osobliwościach Wielkiej Brytanii, o epidemii w USA, w Hiszpanii, Azji, zdradzamy "sekret sukcesu Korei"...

Ogromnym powodzeniem cieszą się codzienne (wieczorne) raporty, wychwytujące trendy w Polsce i na świecie, bogato ilustrowane grafikami (najnowszy tutaj). Na bieżąco śledzimy też polskie dane: nie tylko liczbę zachorowań, ale także skalę opieki/kontroli jaką państwo nakłada na obywateli - liczba osób w kwarantannie i pod nadzorem epidemiologicznym szybko zbliża się do 100 tys.

Nie wpadamy w nastrój, który udzielił się wielu mediom, by zachwycać się poczynaniami władz i nie poruszać "tematów kontrowersyjnych", aby "nie siać paniki". Od pierwszego przypadku zakażenia w Zielonej Górze w kolejnych tekstach alarmujemy, że dziurawy jest system testów. Stawiamy pytania o prawdziwy zasięg epidemii, czyli liczbę osób zarażonych, których nie wychwytują statystyki. Informujemy o przygotowaniach firm na zamknięcie Warszawy.

Zarysowaliśmy "prognozę ostrzegawczą" ekstrapolując tempo rozwoju epidemii do 14 marca. Do tego dnia liczba wykrytych przypadków podwajała się co dwa dni. Wygląda na to, że jest nieco lepiej, bardziej typowo dla dużych europejskich krajów (co 2,5 - 3 dni).

Stawiamy pytania o zagrożenia dla demokracji jakie niesie "ustawa o koronawirusie" i o groźbie, że władza przeforsuje majowe wybory prezydenckie, co oznaczałoby naruszenie czynnego i biernego prawa wyborczego. Opozycja mogłaby odpowiedzieć rezygnacją wszystkich kontrkandydatów Andrzeja Dudy. Podnosimy ryzyko epidemiologiczne i polityczne kampanii, którą de facto cały czas prowadzi prezydent Duda korzystając z pomocy usłużnych mediów publicznych na czele z "Wiadomościami" TVP. Sprawdzamy, jak na to reagują internauci.

Patrzymy też, jak wygląda realne życie w czasach epidemii, zwłaszcza w kluczowej dla jej dalszego przebiegu służbie zdrowia. Szczególnie sugestywne są niepokojące świadectwa filmowe rejestrowane kamerą OKO.press, np. ratownika medycznego z Wrocławia (ponad pół miliona wyświetleń).

Teraz dodajemy do tego serial pytań, które do nas kierujecie i odpowiedzi. Dzisiaj odpowiada Miłada Jędrysik, współpracowniczka OKO.press, poprzednio znana jako szefowa "Przekroju".

1. W jakim miejscu pandemii jesteśmy?

Jeszcze chwila, jeszcze moment. „Za dwa, góra trzy tygodnie powinniśmy zauważyć spowolnienie liczby nowych przypadków koronawirusa. Nasze radykalne środki bezpieczeństwa zadziałają” – zapewniają nas rządzący jak Europa długa i szeroka.

Epidemiologom z uniwersytetu w Genui wyszło, że szczyt zachorowań we Włoszech będzie 25 marca. Już w zeszłym tygodniu liczba nowych przypadków nie rosła tam przez całe cztery dni, żeby... znowu wyprysnąć w górę.

Chyba najbardziej uczciwie podchodzą do tej kwestii ci epidemiolodzy, którzy mówią, że nie są w stanie niczego przewidzieć. Jedno jest pewne – to pierwsze uderzenie zacznie kiedyś słabnąć.

Chiny już poradziły sobie z pierwszą falą epidemii, która zaczęła się tam pod koniec 2019 roku. Jej szczyt przypadł na przełom stycznia i lutego 2020.

Pierwszy znany przypadek w Niemczech to koniec stycznia, a już 13 marca WHO ogłosiła, że epicentrum pandemii jest Europa.

Teraz rośnie Azja Południowo-Wschodnia (Malezja – 1183 przypadki) i Ameryka Południowa (Brazylia – 986), dopiero zaczyna się ruszać Afryka (RPA - 240). Te regiony są kilka, kilkanaście tygodni za Europą. Także Stany Zjednoczone są poważnie zagrożone (20 tys. zakażeń, w tym już 10 tys. w Nowym Jorku).

Eksperci przyjmują, że jeden nosiciel zaraża średnio 2,2-2,4 innych. Krzywa „reszta świata” na poniższym wykresie będzie jeszcze długo rosła.

A mniejsze kraje Azji Wschodniej, którym skutecznie udało się odeprzeć pierwszą falę pandemii w styczniu i lutym, teraz borykają się ze wzrostem przypadków. Na przykład Singapur miał w środę 47 nowych zachorowań (a wszystkich ma 385), Korea Południowa stara się zbić dzienną liczbę nowych przypadków do poniżej stu, ze zmiennym szczęściem – w sobotę raportowała ich 147.

Jak długo to wszystko będzie trwało? Tego też nie wiemy. Justin Lessier, epidemiolog z Johns Hopkins University pisał w dzienniku „The Washington Post” –

„Wirus będzie podróżował po świecie, prawdopodobnie zarażając pomiędzy 40 a 70 proc. populacji w pierwszej fali. Ten proces może się zmieścić w bolesnych sześciu miesiącach albo rozłożyć się na łatwiejsze do ogarnięcia wiele lat”.

Tak, to oznacza, że będzie najprawdopodobniej druga fala, a może i trzecia. Może doczekamy w tym czasie wynalezienia szczepionki (bardziej szczepionki niż lekarstwa). Wiele zależy od tego, jaką odporność nabędą ci, którzy koronawirusa przechorują – na większość znanych nauce koronawirusów nie uodparniamy się na całe życie, tak jak i na wirusy grypy.

Ale nawet czasowa odporność części populacji spowoduje, że wirus będzie miał mniejsze możliwości rozprzestrzeniania się i kolejne fale jego ataków będą coraz słabsze. Teraz jesteśmy jak biedni chrześcijanie rzuceni na pastwę lwom, potem przynajmniej część z nas nabierze mocy Ursusa i będzie mogła koronawirusowi ukręcić łeb.

Lessier używa innej metafory: epidemie są jak ogień; kiedy mają mnóstwo paliwa, rozprzestrzeniają się z wielką siłą. Kiedy go braknie, tylko się tlą.

2. Dlaczego we Włoszech umiera tak dużo ludzi?

Włochy mają 47 tys. przypadków koronawirusa, Chiny – 81 tysięcy. Tymczasem w Chinach zmarły 3255 osoby, a we Włoszech już 4825 osób.

Żeby się dowiedzieć, skąd tak tragiczne żniwo we Włoszech, potrzeba jeszcze wielu badań. Na razie pozostają hipotezy i fakty, które już znamy.

  • Włochy nie dały sobie rady z eksplozją epidemii, przesypiając jej początkową fazę. Później system ochrony zdrowia w północnych Włoszech nie pomieścił takiej ilości pacjentów. Na intensywnej terapii nie było miejsc i lekarze musieli robić triaż (selekcję) – wybierać, kto tam trafi, a kto nie. O niewyobrażalnie ciężkiej sytuacji w Bergamo pisaliśmy tutaj.
  • Włoskie społeczeństwo jest jednym z najstarszych na świecie – 23 proc. populacji ma ponad 65 lat. A wiemy, że wirus jest bardziej niebezpieczny dla starszych ludzi. Jak podaje włoski Narodowy Instytut Higieny, średni wiek zmarłych na COVID we Włoszech to 79,5 lat, a mediana – 80,5 lat. Dla porównania w chińskim Wuhanie, gdzie społeczeństwo jest młodsze, mediana była niższa – 75 lat, a mediana wieku w Chinach to 38,4.
  • Stereotypowy Włoch wciąż mieszka z rodzicami. I nie tylko stereotypowy – statystyczny Włoch opuszcza dom rodzinny w wieku 30 lat. Uczeni z Oxfordu proponują więc taką hipotezę: epidemia rozpoczęła się, a potem z największą siłą rozprzestrzeniała się w miasteczkach wokół Mediolanu. Mieszka tam w wielorodzinnych domach wraz z rodzicami i dziadkami wielu młodych ludzi, którzy dojeżdżają do pracy do ruchliwej stolicy Lombardii. Wieczorem idą z przyjaciółmi na wino i pizzę, a potem wracają do domu, do rodziców – i dziadków. Normą są też wciąż niedzielne rodzinne obiady, które łączą dorosłe już dzieci i ich rodziny z seniorami rodu. W ten sposób wirus przenosi się z wielkiego miasta do podmiejskich domów.
  • Stereotypowy Włoch, zupełnie tak jak Polak, wita się z bliskimi i przyjaciółmi całując ich w policzki. Z taką różnicą, że krąg całowanych jest o wiele szerszy niż u nas – nie tak bliscy znajomi też dostaną bacio. Także inne formy bliskiego kontaktu są tam częstsze: obejmowanie się, głośne rozmowy, wspólne wypady do restauracji w kilkanaście osób. Tak bliskiego fizycznego kontaktu nie mają np. Niemcy, którzy z kolei zadziwiają Europę bardzo niską liczbą zgonów. (Więcej o tym, dlaczego w Niemczech nie umierają na COVID, w kolejnym odcinku)

3. Co zrobić, gdy nie da się kupić środków odkażających?

Mamy pocieszającą radę: użyć mydła.

Kiedy pobrudzimy sobie ręce czymś tłustym, trudno jest je umyć samą wodą. Jednak dobre ich namydlenie powoduje, że problem znika.

Jak poetycko tłumaczy autorka Radia Zet: „Mydło składa się z cząsteczek w kształcie szpilek, z których każda ma hydrofilową główkę, która łatwo wiąże się z wodą i hydrofobowy ogon, który stroni od wody i woli łączyć się z olejami i tłuszczami. Cząsteczki te, zawieszone w wodzie, unoszą się naprzemiennie jako pojedyncze jednostki, oddziałują z innymi cząsteczkami w roztworze i składają się w małe bąbelki zwane micelami, z głowami skierowanymi na zewnątrz i ogonami schowanymi do środka”.

Ma to z wirusem związek o tyle, że koronawirus, jak niektóre inne wirusy, jest otoczony błoną lipidową, czyli tłuszczową. Kiedy armia mydlanych miceli atakuje koronawirusa, błona ulega dezintegracji, i wirus po prostu się rozsypuje. Anihiluje. Zamienia w proch i pył.

Dlatego od początku pandemii odpowiednie służby wtłaczają nam do głowy, żeby dokładnie myć ręce – co najmniej 20-30 sekund.

Najlepiej widać dlaczego na tym filmie zrobionym przez VOX:

A dlaczego alkohol zabija wirusy? Z tego samego powodu. Wie to każdy, kto przed zakrapianą imprezą władował w siebie kilka łyżek masła albo oleju, żeby nie upić się zbyt szybko (ten obyczaj znany w PRL powoli odchodzi na szczęście w przeszłość). Podobnie jak mydło, cząsteczki alkoholu niszczą błonę lipidową wirusa.

Płyny dezynfekujące o zawartości co najmniej 60 proc. etanolu dają wirusom radę. Trzeba jednak potem i tak ręce wymyć, żeby z nich wszystko spłukać.

Więc szumne zapowiedzi rządu z początku marca, że na stacje Orlenu trafi płyn do dezynfekcji (miał trafić w połowie miesiąca, dopiero zaczął trafiać, ustawiają się po niego ogromne kolejki) nie powinny nas aż tak bardzo przejmować. Póki w sklepach jest mydło.

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze