0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Stało się to niechcący 16 grudnia 2016 roku. Tamtego dnia rozpoczął się tzw. kryzys parlamentarny. Michał Szczerba z PO zaprotestował w obronie praw dziennikarzy w Sejmie, marszałek Marek Kuchciński wykluczył go za to z obrad, oburzeni posłowie opozycji zablokowali mównicę, na co PiS zareagował przenosinami obrad do Sali Kolumnowej, gdzie marszałek potraktował całą opozycję tak, jak wcześniej posła Szczerbę. Obywatele na działania marszałka zareagowali spontaniczną manifestacją i zablokowaniem wyjść z Sejmu.

Na koniec 2017 i początek nowego - niechybnie wspaniałego - roku 2018 pozwalamy sobie w OKO.press na teksty bardziej osobiste. Po relacji naszego redakcyjnego "ekoterrorysty" Roberta Jurszy (o roku spędzonym z min. Szyszką), pora na opowieść Daniela Flisa, o tym, jak w grudniu 2016 r. został dziennikarzem prawnym. Szczęśliwy to był zbieg okoliczności, bo analizy Daniela stały się tak wnikliwe, że dostajemy gratulacje od najwybitniejszych polskich prawników, a powszechne zdumienie budzi fakt, że autor nie jest prawnikiem z wykształcenia (jest filozofem). Zresztą, jakimś cudem już ta pierwsza analiza taka właśnie była i dlatego nie spełniliśmy prośby Daniela, by jakiś specjalista przeczytał ją przed publikacją. Bo jak wiadomo, w tym zawodzie trzeba się też spieszyć.

Wspólnie z Piotrem Pacewiczem, Magdą Chrzczonowicz i Martyną Rusjan śledziliśmy i analizowaliśmy wydarzenia do późnej nocy w redakcyjnej kuchni, wpatrzeni w 15-calowy telewizor. W końcu, już po godz. 23, gdy marszałek Kuchciński zamknął posiedzenie, postanowiliśmy rozjechać się do domów. Piotr, zawiązując szalik na szyi, zapytał, czy dam radę przygotować na rano analizę wszystkich dzisiejszych naruszeń regulaminu Sejmu.

Magda popatrzyła na niego, jakby chciała zabić, ale w ostatniej chwili powstrzymała się. A ja nie powiedziałem "nie".

W drodze do domu pojechałem rowerem pod Sejm, żeby zobaczyć ludzi blokujących bramy wyjazdowe. Może gdybym trafił na moment pacyfikowania ich przez policję, zamiast analizy prawnej, napisałbym emocjonującą relację i wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale przed północą na Wiejskiej jeszcze nic się nie działo. W domu zacząłem wertować regulamin Sejmu.

Skończyłem pisać o piątej nad ranem. Z tej nocnej analizy wynikało, że marszałek Kuchciński złamał regulamin w co najmniej czterech miejscach: nie sprawdzając kworum, nie dopuszczając posłów opozycji do głosu, pozwalając na łączenie poprawek opozycji w bloki oraz nie wpuszczając dziennikarzy do Sali Kolumnowej.

W tytule napisałem, że Kuchcińskiemu grozi za to do trzech lat więzienia - tyle może dostać funkcjonariusz publiczny za przekroczenie uprawnień. W uwagach do porannego redaktora poprosiłem, żeby przed publikacją tekst przeczytał jakiś prawnik. Bałem się, że jeśli pomyliłem się w paragrafach, Marek Kuchciński pozwie redakcję za zniesławienie.

Redaktor nie posłuchał. Opublikował artykuł, kiedy jeszcze spałem.

Przeczytaj także:

Mieliśmy szczęście: nie pomyliłem się. Zarzuty wobec marszałka potwierdziło później dwoje wybitnych prawników, których ekspertyzy ukazały się w styczniu. A także, zupełnie niedawno, sędzia Igor Tuleya, który w grudniu 2017 roku nakazał prokuraturze wznowić śledztwo w tej sprawie.

Tekst poszedł po sieci jak burza. Odpowiadał na zbyt rzadko zaspokajaną przez media potrzebę. Analizował na bieżąco wydarzenia polityczne z perspektywy prawnej. Od tamtego czasu jakoś tak utarło się w redakcji, że kiedy trzeba zaspokoić tę potrzebę, pada na mnie.

Zanim tak się stało, w 2016 roku pisałem w OKO.press o wszystkim, co mnie zainteresowało. O naprotechnologii, małym ruchu granicznym, obronie terytorialnej, Czeczenach niewpuszczanych do Polski, ministerialnych grantach dla katolickich uczonych, lekach 75+...

W roku 2017 już nie skakałem z tematu na temat, z działki na działkę. Gdy ucichła sprawa grudniowych wydarzeń w Sejmie, przyszło mi pisać o kłamstwach PiS na temat Krajowej Rady Sądownictwa i sprawności sądów, o ustawianych wyrokach Trybunału Konstytucyjnego, o pacyfikowaniu przez policję legalnych manifestacji, o przejmowaniu Sądu Najwyższego na sposób ministra Ziobry i na sposób prezydenta Dudy…

I tak jakoś wyszło, że choć nie mam wykształcenia prawniczego i nigdy tego nie planowałem, zostałem dziennikarzem prawnym. Panie marszałku kochany, nigdy panu tego nie zapomnę.

Nie lubię górnolotnych słów, ale dla mnie i dla całego OKO.press był to rok walki o praworządność. Walki, w której praworządność częściej przegrywa niż triumfuje, ale walki wcale nie beznadziejnej. Opór ma sens, co widać choćby na drobnym przykładzie związanym z 16 grudnia 2016 roku. Powodem całej awantury były plany marszałka Kuchcińskiego na ograniczenie swobody dziennikarzy w budynku Sejmu. Mieli dostać zakaz bezpośredniego obserwowania sali posiedzeń. Czekała już na nich specjalna sala (nazwana szumnie Centrum Medialnym), gdzie mogliby oglądać transmisję.

Do dziś Centrum Medialne stoi puste, bo PiS musiał się wycofać. Od roku nie powtórzył też manewru z głosowaniem w Sali Kolumnowej, bo okazało się, że jest zbyt niebezpieczny.

Na razie żaden polityk PiS nie poniósł odpowiedzialności za łamanie prawa, ale ta groźba wciąż nad nimi wisi.

16 grudnia jeszcze wystrzeli

Z perspektywy roku może się wydawać, że naruszenia regulaminu Sejmu nie mają żadnego znaczenia. W przeciwieństwie np. do przejęcia Trybunału Konstytucyjnego i sądów nie mają nieodwracalnych konsekwencji prawnych ani ekonomicznych. A jednak to 16 grudnia i następujące po nim dni wywołały łańcuch zdarzeń, ciągnący się przez cały 2017 rok, którego końca wciąż nie widać.

Na początku 2017 roku prokuratura, m.in. po zawiadomieniach posłów opozycji i Akcji Demokracja, wszczęła śledztwo w sprawie wydarzeń w Sejmie: badała czy marszałek Marek Kuchciński przekroczył uprawnienia. Umorzyła je w sierpniu, ale wznowienie postępowania w grudniu nakazał sąd, a dokładnie sędzia Igor Tuleya, stwierdzając, że regulamin łamał nie tylko marszałek Kuchciński, ale i posłowie podpisujący tamtego dnia listę obecności po zamknięciu obrad. Był wśród nich m.in. minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Gdyby Ziobro został skazany prawomocnym wyrokiem sądu, zgodnie z Konstytucją (art. 99) nie mógłby zostać wybrany do Sejmu ani Senatu. Dodatkowo sędzia mógłby zakazać mu pełnienia funkcji publicznych. To oznaczałoby złamanie kariery polityka wskazywanego na następcę Jarosława Kaczyńskiego.

Z kolei sędziego Tuleyę za to orzeczenie mogą spotkać konsekwencje dyscyplinarne, z wykluczeniem z zawodu włącznie. Został już wezwany do złożenia wyjaśnień przez mianowanego przez Ziobrę wiceprezesa sądu. Jego sprawa może być jedną z pierwszych spraw politycznych dla nowej Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym, którą obsadzi upartyjniona Krajowa Rada Sądownictwa.

Sprawą wykluczenia posła PO Michała Szczerby zajmuje się też Trybunał w Strasburgu. W razie wyroku na korzyść Szczerby polski rząd może zostać zmuszony do zmian, które zagwarantują większą ochronę opozycji. PiS musiałby pewnie wycofać się z ustawy wprowadzającej możliwość arbitralnego karania posłów za “naruszanie powagi Sejmu”.

Tamte wydarzenia mają wpływ także na zwykłych obywateli. Manifestujący przed Sejmem byli szykanowani przez policję, trwają ich procesy. Część jest oskarżona o znieważenie dziennikarzy TVP, część o blokowanie drogi przed Sejmem. Już samo postawienie zarzutów, a także bezprawne opublikowanie zdjęć manifestantów, mogło wpływać odstraszająco na osoby zastanawiające się, czy warto protestować. Skazanie manifestantów z 16 grudnia byłoby poważnym ciosem w gwarantowaną konstytucją i prawem międzynarodowym wolność zgromadzeń.

W końcu - o ironio - za relacjonowanie wydarzeń z tamtych protestów w obronie praw dziennikarzy dostało się i mediom. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji w grudniu 2017 nałożyła na TVN24 karę 1,48 mln zł. Międzynarodowe organizacje dziennikarskie, a nawet Departament Stanu USA (z których pochodzi właściciel TVN) uznały to za tłumienie wolności słowa. Jeśli PiS nie powstrzyma się od nacisków na nieprzychylne mu media oraz orzekające w ich sprawach sądy, może mieć poważne kłopoty nie tylko w relacjach z Unią Europejską, ale i ze Stanami - jednym z ostatnich sojuszników tego rządu.

Rozpoczęte procesy będą miały finał w roku 2018 roku lub dopiero po zmianie władzy. Już teraz można przewidzieć, że 16 grudnia 2016 roku będzie dniem ważnym także dla roku 2018 i lat kolejnych. A gdyby politycy PiS zostali w tych procesach skazani, może się okazać, że był to dzień najważniejszy w ich karierze.

;

Udostępnij:

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze