W społeczeństwie obywatelskim popularne jest przekonanie, że z PiS-u nie da się powstrzymać. Ten fatalizm pojawił się po tym, gdy masowe protesty nie przyniosły szybkich efektów. Rozprawimy się z tym mitem. Pokazujemy, w jak wielu przypadkach obywatelski sprzeciw był skuteczny.
W ostatnich miesiącach w Polsce rośnie liczba osób, które wierzą, że w 2023 roku opozycja wygra wybory parlamentarne i przejmie władzę w kraju.
Według sondażu IBRiS dla „Rzeczypospolitej” z grudnia 2022 roku, aż 50,3 procent badanych było przekonanych, że PiS przegra wybory. Sądziło tak 70 proc. zwolenników opozycji oraz 43 proc. wyborców niezdecydowanych. Zaś w grudniowym sondażu Ipsos dla OKO.press aż 51 proc. respondentów stwierdziło, że za żadne skarby nie odda głosu na partię Jarosława Kaczyńskiego.
Jednak kiedy przyjrzymy się bliżej wynikom badań, okaże się, że nie wszędzie takie przekonanie jest równie mocne. Z jesiennego sondażu Ipsos dla OKO.press wynikało, że w Polsce północnej o tym, iż PiS straci władzę było przekonanych 60 procent ankietowanych, a w Polsce wschodniej – już tylko jedna trzecia.
Na wschodzie kraju ów brak wiary w przegraną rządzących zauważalny jest nie tylko wśród wyborców PiS, ale także w elektoracie opozycji.
Nakłada się na niego poczucie „politycznej depresji”, które jeszcze w 2019 roku dominowało wśród zwolenników opozycji w całym kraju (pisał o nim w OKO.press Piotr Pacewicz), a także przekonanie o bezradności i bezsilności wobec pomysłów rządzących.
Ponieważ mieszkam w Polsce wschodniej, przeprowadziłam kilkanaście rozmów z osobami zaangażowanymi w organizowanie obywatelskiego sprzeciwu wobec PiS. Wśród moich rozmówców dominowało poczucie, że w najbliższym okresie nic się nie zmieni: opozycja przegra wybory, a PiS zabetonuje się na scenie politycznej.
Wydaje się, że
ta depresyjna wizja przyszłości to między innymi skutek przeświadczenia, że podejmowane sprzeciwy wobec władzy nie przyniosły oczekiwanych rezultatów.
Postanowiliśmy pokazać na konkretach, że działania społeczeństwa obywatelskiego, podejmowane od 2016 roku, mają wymierne rezultaty. Że PiS można powstrzymać.
Sprzeciwy, manifestacje, listy protestacyjne i inne formy obywatelskiej niezgody zmieniły działania Zjednoczonej Prawicy, niejednokrotnie zmuszając ją do wycofywania się ze swoich pomysłów. Ponieważ ten obywatelski wpływ dotyczył różnych dziedzin życia, poniższą listę tworzyliśmy w szerokim redakcyjnym gronie.
Mimo to zapewne nie pamiętaliśmy o wszystkim – liczymy, że pomogą nam Państwo uzupełniać naszą „listę mocy” demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego w Polsce.
Uwaga! Ten tekst jest bardzo długi. Nie tylko dlatego, że lubimy pisać. Po prostu lista sukcesów demokratycznych obywateli jest naprawdę solidna! Jej długość pokazuje najlepiej, jak wielką siłę ma „wkurzony suweren”, nawet podczas rządów PiS.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Jednym z podstawowych mechanizmów działania Zjednoczonej Prawicy jest dawanie pieniędzy swoim, a zabieranie ich tym, którzy mają poglądy inne niż partyjna władza. Dotyczy to również instytucji.
Dystrybucja państwowych dotacji jest zależna od poglądów politycznych i partyjnych. A nie od tego, czy aktywność danej placówki, organizacji lub inicjatywy zaspokaja potrzeby obywateli. Dofinansowanie można też stracić, gdy jest się neutralnym – wystarczy, że partia uzna, że lepiej te same pieniądze dać komuś, kto jest bardziej dla niej zasłużony.
Ale społeczeństwo obywatelskie w Polsce nie patrzy na te działania bezradnie. Jedną z podstawowych metod przeciwdziałania upartyjnieniu życia publicznego jest finansowanie ważnych inicjatyw z prywatnych pieniędzy Polaków, za pomocą zbiórek publicznych. Z przekąsem mówi się dziś nawet, że „Polska zbiórkami publicznymi stoi”, co z jednej strony jest fatalną recenzją dla państwa, ale z drugiej pokazuje, co uznajemy za ważne.
Co uratowaliśmy dzięki zbiórkom i co się dzięki nim rozwija?
– najbardziej znana z finansowanych z publicznych zbiórek inicjatyw. Atakowana przez prawicę nieustannie. Znienawidzona do tego stopnia, że TVP nie wahała się wymazywać WOŚP-owych serduszek, naklejonych na ubrania wypowiadających się polityków. Rozwiązała także z WOŚP umowę, a jej twórcę Jerzego Owsiaka regularnie atakowała i atakuje. Mimo to WOŚP działa. W tym roku zebrała już przynajmniej 154,6 miliona złotych (dane z 2 lutego), a to kwota wciąż nie jest ostateczna.
Zbiórką specjalną w ramach WOŚP była „ostatnia puszka Pawła Adamowicza” - zorganizowana spontanicznie w 2019 roku, po zamordowaniu prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza podczas koncertu WOŚP w Gdańsku. Zebrano wówczas 16 milionów złotych i był to rekord polskich zbiórek internetowych.
– 3 miliony zł. W lutym 2019 roku minister kultury Piotr Gliński wycofał państwową dotację na Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku, w wysokości 3 mln zł. Zrobił to w roku, na który zaplanowano uroczystości rocznicowe, związane z pierwszymi wolnymi wyborami w Polsce po okresie komunizmu, w 1989 roku.
Nieoficjalnie wiadomo było, że decyzja ministra ma związek z niepopieraniem przez gdański samorząd rządzącej partii. Natychmiast założono zbiórkę publiczną na Facebooku. Brakujące 3 miliony złotych zebrano w ciągu zaledwie dwóch dni. W zbiórce wzięło udział prawie 45 tysięcy osób. Europejskie Centrum Solidarności mogło dalej działać.
Telefon prowadzi Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Pierwszą zbiórkę na ten cel w 2019 roku zorganizował Szymon Hołownia, który wtedy jeszcze nie był związany z polityką. Już wtedy Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę od trzech lat działała bez jakiejkolwiek wsparcia ze strony państwa.
W 2019 roku złożyła wnioski o przyznanie dotacji w wysokości: 290 tys. zł na 2019 rok oraz 600 tys. zł na 2020. Chodziło o istnienie telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży. Nie dostała żadnej dotacji. Telefon zaufania prawdopodobnie przestałby działać – przy zapaści psychiatrii dziecięcej i rosnącej liczbie samobójstw wśród młodzieży.
Znów potrzebne pieniądze zebrano w ciągu dwóch dni. Akcję wsparła też Fundacja Dominiki Kulczyk. Ostatecznie zgromadzono ponad 2 miliony zł. Dzięki temu fundacyjny telefon mógł działać całą dobę.
Kolejną zbiórkę na ten sam cel zorganizował w 2022 roku wrocławski przedsiębiorca Aleksander Twardowski. Państwo po raz kolejny odmówiło finansowania fundacyjnego telefonu zaufania. Do utrzymania linii potrzeba było 350 tys. zł. Te pieniądze Polacy wpłacili w ciągu kilku godzin. Następnego dnia na koncie było już ponad milion złotych. Ostatecznie wpłaty wyniosły niemal 2 mln złotych.
Polacy znów uratowali inicjatywę, którą uznali za ważną – wbrew decyzji państwa.
– powstało po tym, gdy ze względu na polityczne ręczne sterowanie mediami publicznymi zniszczono zespół tworzący radiową „Trójkę”. Grupa fanów Programu III Polskiego Radia sprzed „dobrej zmiany” założyła na Facebooku profil „Ratujmy Trójkę”. To tam pojawiły się informacje o planach powstania nowej, naprawdę niezależnej internetowej stacji radiowej, utrzymywanej z crowdfundingu.
Twórcy stacji policzyli, że potrzebują na start 250 tys. zł. W ciągu trzech dni zebrali 400 tys. zł. Stacja wystartowała 10 lipca 2020 roku, działa do dziś. Radio Nowy Świat zebrało na platformie patronite.pl ponad 22 miliony złotych. Niemal drugie tyle zgromadziło Radio 357 – druga internetowa stacja radiowa, tworzona przez byłych dziennikarzy Trójki.
5. Także OKO.press od początku istnienia utrzymuje się z dobrowolnych wpłat naszych Czytelników. Dziękujemy za każde wsparcie! Mamy świadomość, że istniejemy, bo Wy chcecie, żebyśmy istnieli. Razem jesteśmy dowodem, że społeczeństwo obywatelskie może naprawdę dużo!
6. Są też nieco mniejsze, ale równie ważne inicjatywy, finansowane przez obywateli. Jak choćby „Zawieszone obiady”, czyli zbiórka pieniędzy na obiad w warszawskim barze na Mokotowie, prowadzonym przez Grzegorza Jędrzejczaka. Opłacone w ten sposób posiłki dostają najubożsi, których nie stać na jedzenie.
Akcja zaczęła się na Twitterze i to właśnie twitterowicze stanowią większość darczyńców. Do tej pory zebrano ponad 32 tys. zł. Ponieważ jeden posiłek kosztuje 22 zł, te pieniądze wystarczą na prawie 1,5 tysiąca obiadów.
Od 2016 roku największe protesty w Polsce dotyczyły albo obrony praw kobiet, albo obrony praworządności i wolnych sądów. W obu tych sferach może się wydawać, że mimo masowych manifestacji nic nie udało się osiągnąć. To nieprawda. Chociaż czasami efekty były inne niż zablokowanie ustawy, to są one widoczne i ważne.
Obserwujemy choćby niesamowity wzrost obywatelskiej aktywności sędziów.
Sędziowie zrzeszeni w stowarzyszeniach Iustitia i Themis, prawnicy z organizacji Wolne Sądy, niezależni prokuratorzy z Lex Super Omnia i adwokaci zaangażowali się na wielu poziomach. Edukują Polaków podczas festiwali i akcji ulicznych, prowadza lekcje w szkołach. Dzięki ich działaniom prawnym niszczeniem praworządności w Polsce zainteresowały się: Komisja Europejska, Europejski Trybunał Praw Człowieka, Komisja Wenecka czy Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Ale zaczęło się od masowych protestów. Obywatele jako pierwsi poczuli, że muszą przeciwstawić się działaniom Zjednoczonej Prawicy. Harmonogram ich walki o praworządność zarejestrowano w jednym z raportów Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara „Z URZĘDU. Nieurzędowy raport ze skarg, rozmów, spotkań z Rzecznikiem Praw Obywatelskich VII Kadencji 2015–2020 Adamem Bodnarem”.
Na jego podstawie podaję opis większości wydarzeń.
To wtedy przez Warszawę przeszły wielotysięczne manifestacje. A prawnicy zaczęli projekty Tygodnia Konstytucyjnego w szkołach – by edukować, czym jest Konstytucja i jakie ma znaczenie.
Nowelizacje zwiększały wpływ Ministra Sprawiedliwości na sądy (mianowanie prezesów i wiceprezesów), w tym na Sąd Najwyższy, ograniczały więc ich niezależność. Obywatele nie zamierzali milczeć. 21 lipca protesty w obronie wolnych sądów odbyły się w 140 miastach. Uczestnicy warszawskiej manifestacji zablokowali budynek Sejmu.
Do 24 lipca protesty zorganizowano w 250 miejscowościach.
W efekcie prezydent Duda zawetował dwie z trzech ustaw sądowych. Niestety, później ustawy te przyjął parlament. To zrodziło poczucie porażki. Jednak między innymi w wyniku tych protestów w grudniu 2017 Komisja Europejska uruchomiła przeciw Polsce procedurę z art. 7 Traktatu o UE za naruszenie podstawowych wartości Unii. A Bono na koncercie w Amsterdamie krzyczał ze sceny: „Mam przesłanie wolności i miłości dla naszych braci i sióstr w Polsce, którym zabiera się ich wolność. Jesteśmy z wami!”.
Władza chciała usunąć przepisy pozwalające na kwestionowanie łamania prawa. Nowym narzędziem nacisku miała się stać Izba Dyscyplinarna SN. W życie wchodziły przepisy, na mocy których z SN miała odejść między innymi pierwsza prezes SN Małgorzata Gersdorf oraz inni tak zwani „starzy sędziowie”.
Demokratyczna Polska znów zapłonęła sprzeciwem. Kiedy 4 lipca do Sądu Najwyższego przyszła do pracy prezes Małgorzata Gersdorf, ignorując niekonstytucyjne skrócenie jej kadencji, była witana przez obywateli, którzy kolejny dzień manifestowali niezgodę na działania pisowskich władz.
Efekt: w październiku 2017 Trybunał Sprawiedliwości UE nakazał zawieszenie stosowania nowelizacji ustawy o SN. Zakazał powoływania nowego I Prezesa SN i osoby pełniącej jego obowiązki. Sędziowie SN, przeniesieni w stan spoczynku na mocy nowych przepisów, wrócili do orzekania.
Jej pokłosiem jest twarde stanowisko Komisji Europejskiej o niewypłacaniu Polsce środków z Krajowego Planu Odbudowy bez spełnienia tzw. kamieni milowych, które dotyczą praworządności.
A także kary finansowe, nałożone na Polskę przez Trybunał Sprawiedliwości UE za to, że nie zawiesiła stosowania przepisów dotyczących Izby Dyscyplinarnej SN.
Na wsparcie obywateli stale mogą liczyć sędziowie szykanowani przez obecne władze za niepoddawanie się politycznej presji. Z kolei prawnicy edukują obywatelsko oraz pro bono wspierają protestujących, zatrzymywanych podczas kolejnych demokratycznych manifestacji.
Jest to, obok praworządności, największy temat politycznej aktywności obywatelskiej w Polsce za rządów Zjednoczonej Prawicy. Polki już od 2016 roku (Czarny Protest w 147 miastach) walczyły przeciwko radykalizacji prawa aborcyjnego.
Najliczniejsze protesty miały miejsce jesienią 2016, 2017 i 2020 roku. 28 października 2020 w kraju odbyło się 410 protestów, z ponad 430 tysiącami uczestników. 30 października w marszu w Warszawie wzięło udział ok. 100 tysięcy osób. Były to prawdopodobnie największe demonstracje w Polsce od 1989 roku.
Choć ostatecznie radykalne przepisy zostały wprowadzone, także w tym przypadku
poczucie społecznej porażki jest nieuzasadnione.
Po pierwsze: powstał Ogólnopolski Strajk Kobiet, którego siła leży w dziesiątkach aktywistek z setek miejscowości w Polsce. Ich aktywizm nie ogranicza się do praw kobiet. Jak pokazała w OKO.press Agnieszka Jędrzejczyk, często właśnie one organizowały później choćby działania pomocowe na rzecz uchodźców ukraińskich. Wiedziały, jak to robić, podczas wcześniejszych akcji zdobyły potrzebne umiejętności i miały sprawdzone sieci kontaktów.
Po drugie: znów dostaliśmy wsparcie Unii Europejskiej. W czerwcu 2022 Parlament Europejski podjął rezolucję, kładącą nacisk na prawo do przerywania ciąży jako prawo człowieka.
Jak podkreślała socjolożka Agnieszka Kwiatkowska w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej”: „Wcześniej nie udawało się tego osiągnąć ze względu na różnicę poglądów między państwami członkowskimi. Po zaobserwowaniu, w którą stronę zmierza Polska, PE podjął taką rezolucję. Mamy wsparcie międzynarodowe, kilka państw oferuje darmowe aborcje dla Polek. Mamy również ogromne wsparcie społeczne i finansowe dla organizacji takich jak np. „Aborcja bez granic”, które zajmują się organizowaniem przerywania ciąży za granicą, często finansując cały zabieg. (…) Dodatkowym osiągnięciem jest to, że największa partia opozycyjna, PO, w lutym tego roku ogłosiła, że opowiada się za aborcją na żądanie do 12. tygodnia ciąży po konsultacji z psychologiem i lekarzem”.
Po trzecie wreszcie: masowe protesty kobiet i młodych osób przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego, po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w październiku 2020 roku, podczas pandemii Covid-19, nie doprowadziły do zmiany prawa. Ich skutkiem było jednak coś innego: poważne tąpnięcie w poparciu dla rządu PiS. To właśnie wtedy rząd Morawieckiego po raz pierwszy wyraźnie stracił w oczach wyborców. I do dziś nie odzyskał poziomu poparcia sprzed październikowych protestów.
W 2019 roku PiS wziął na sztandary atak na prawa osób LGBT+. Zrobił z tego motyw przewodni obu swoich kampanii wyborczych: do Parlamentu Europejskiego i do parlamentu w Polsce. Wygrał wybory. Do przeprowadzenia fałszywej i dehumanizującej kampanii przeciwko LGBT+ użyto szerokiego zestawu narzędzi propagandowych.
Nienawiść podgrzewały media publiczne i inne prorządowe, powiązani z władzą publicyści, aktywiści, aktorzy i sportowcy. A także, niestety, Kościół katolicki. Później w tę kampanię włączyły się niektóre samorządy. Przyjmowały tzw. ustawy anty-LGBT, jedną z jej odmian była przygotowana przez Ordo Iuris Samorządowa Karta Praw Rodziny.
Choć PiS osiągnął swój polityczny cel i wygrał wybory, na poziomie społecznym przegrał. Sondaże z 2021 roku pokazały, że
wśród Polaków nagle wzrosła akceptacja wobec osób nieheteroseksualnych oraz poparcie dla legalizacji związków partnerskich
do poziomu najwyższego w historii polskich badań na ten temat.
Stało się tak, ponieważ zarówno osoby LGBT+ jak i wspierający je obywatele i obywatelki nie byli bierni i nie przestraszyli się partyjnej kampanii. Doszło do fali coming outów, podczas której wiele osób publicznie ujawniało swoją orientację seksualną. Także organizacje LGBT+ przeprowadziły wiele działań wspierających. Zaś po aresztowaniu aktywistki Margot w Warszawie wybuchły spontaniczne protesty.
Prawa osób LGBT+ stały się kolejną sprawą, w której Polacy otrzymali wsparcie od instytucji unijnych (i nie tylko). Już w grudniu 2019 roku Parlament Europejski wezwał Polskę do zaprzestania działań dyskredytujących osoby LGBTIQ. W 2021 roku zaś przyjął rezolucję, ogłaszającą Uniię Europejską Strefą Wolności LGBTIQ.
Natomiast polskie samorządy przyjmujące ustawy anty-LGBT stanęły przed realną groźbą utraty unijnych funduszy, a także grantów norweskich. Presja finansowa spowodowała, że przynajmniej część jednostek wycofała się z uchwał.
Ochrona przyrody to kolejny obszar, w który Zjednoczona Prawicy ingeruje w sposób negatywny. Masowe wycinki drzew w lasach, prowadzone przez Lasy Państwowe, to temat licznych lokalnych obywatelskich sprzeciwów w całym kraju.
Największe protesty miały miejsce w Puszczy Białowieskiej. Zaczęły się już w 2016 roku, po tym, jak ówczesny minister środowiska Jan Szyszko zdecydował o znacznym zwiększeniu pozyskania drewna z lasów Puszczy. Powodem podawanym przez leśników była inwazja kornika.
Ekolodzy wielokrotnie wyjaśniali, że to fałszywe uzasadnienie. Nasilenie protestów to wiosna i lato 2017 roku. Ekolodzy organizowali blokady wycinek, przykuwali się łańcuchami do drzew. Były również obywatelskie spacery po puszczy jako forma masowego protestu.
Efekt: w listopadzie 2017 roku Trybunał Sprawiedliwości UE wydał zakaz kontynuowania wycinki. W razie złamania zakazu Polsce groziłyby kary finansowe. A w 2021 roku zakaz wycinki wydał także krajowy sąd, w odpowiedzi na pozew cywilny Pracowni na rzecz Wszystkich Istot przeciwko Lasom Państwowym. Postanowienie to jest prawomocne.
W styczniu 2017 roku weszła w życie nowelizacja ustawy o ochronie przyrody, która szybko zyskała nazwę „lex Szyszko” – od nazwiska ministra środowiska. Zwalniała osoby fizyczne z obowiązku uzyskania zezwolenia na usunięcie drzew i krzewów z należących do nich działek, na cele niezwiązane z prowadzeniem działalności gospodarczej.
Jak pisała w OKO.press Katarzyna Kojzar, „to doprowadziło do ogromnych wycinek w całym kraju. Profesor Zbigniew Karaczun ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego oszacował wtedy, że straciliśmy nawet 3 miliony drzew”.
Nowelizacja wywołała protesty ekologów, przyrodników, ekspertów, ale nie tylko ich. Zorganizowano na przykład akcje „Matki Polki na wyrębie”, podczas której w warszawskim parku przeciwko wycince protestowały matki z malutkimi dziećmi. W efekcie w czerwcu 2017 roku PiS wycofał się z tego przepisu. Od tej pory, aby wyciąć drzewo z powodów niezwiązanych z prowadzeniem działalności gospodarczej, trzeba zgłosić zamiar do urzędu gminy. Urzędnicy mogą wycinkę zatrzymać.
Niestety, PiS znów majstruje przy ustawie o ochronie przyrody. Chce skrócić czas na reakcje urzędników (z 14 do 7 dni) oraz zwiększyć obwody drzew, które można wycinać bez zgłaszania. Już mówi się o tym projekcie jako o lex Szyszko 2.
Udało się zablokować polowania na łosie. W Polsce od 2001 roku obowiązuje chroniące łosie moratorium. W 2017 roku minister Szyszko zniósł je w sześciu województwach, w charakterystycznym dla rządów PiS ekspresowym tempie. Konsultacje społeczne trwały pięć dni, a głównymi konsultującymi projekt były Lasy Państwowe oraz Polski Związek Łowiecki. Uzasadnieniem miały być straty w uprawach leśnych oraz stwarzanie przez zwierzęta niebezpieczeństwa na drogach.
Przyrodnicy nie odpuścili. Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze zorganizowała akcję #JestemzŁosiem - każdy mógł podpisać petycję do Ministerstwa Środowiska i Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych o utrzymanie memorandum i wpisanie łosia na listę gatunków chronionych. Podpisało się 68 tysięcy osób. Ekolodzy dotarli również do polityków, protestowali eksperci.
Akcja okazała się skuteczna. Choć Szyszko podpisał zniesienie memorandum, ministerstwo szybko poinformowało, że wstrzymuje wejście w życie nowych przepisów. Nieoficjalnie mówiono, iż w sprawę miał zaangażować się sam Jarosław Kaczyński, któremu nie spodobała się decyzja ministra. Zaś Marta Kaczyńska, bratanica prezesa PiS, w felietonie opublikowanym w tygodniku „Sieci Prawdy” wprost skrytykowała Jana Szyszkę.
Pomysł zniesienia memorandum wrócił w 2021 roku. Jak pisał w OKO.press Paweł Średziński, „wiceminister Edward Siarka (z Ministerstwa Klimatu i Środowiska – przyp. aut.) zadeklarował, że ze względu na rosnącą populację łosi i wyrządzanych przez nie szkód jest gotowy zmienić moratorium, ale musi mieć wsparcie m.in. środowiska rolniczego”.
Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze ponownie uruchomiło akcje protestacyjną, z apelem „Nie zgadzam się na zabijanie łosi!”. W ciągu pierwszych kilku godzin podpisało się pod nim kilka tysięcy osób. Wiceminister nie wrócił do swego pomysłu. Na razie.
W 2021 roku Ministerstwo Klimatu i Środowiska po protestach wycofało zgodę na budowę zapory na Wiśle w Siarzewie. To była wyjątkowo kontrowersyjna inwestycja. Zgodę na jej budowę wydała Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Bydgoszczy.
Odwoływało się od niej aż dziewięć organizacji ekologicznych. Jak pisała w OKO.press Katarzyna Kojzar: ekolodzy „zwracali uwagę m.in. zagrożenie dla terenów Natura 2000, możliwe zniszczenie siedlisk ryb (w tym łososia atlantyckiego), brak analizy alternatywnych rozwiązań, w tym przebudowy zapory we Włocławku, a także nieuzasadnienie nadrzędnego interesu publicznego”.
Po trzech latach od złożenia przez nich skarg ministerstwo uchyliło decyzję bydgoskiego RDOŚ-u.
Po fali protestów oraz ze względu na unijną politykę klimatyczną „Zielony Ład” rząd wstrzymał budowę elektrowni węglowej w Ostrołęce. Przeciwko tej inwestycji powołano Koalicję Stop Elektrowni Ostrołęka C, w protesty włączał się także ruch Extinction Rebellion, stale zaangażowana była także Fundacja ClientEarth Prawnicy dla Ziemi.
Aktywiści zorganizowali m.in. akcję „masowego wymierania” pod siedzibą mBanku, który współpracował z Eneą. 28 organizacji – w tym WWF Polska, Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot i Frank Bold - podpisało się pod petycją do rządu. W lutym 2020 roku zapadła ostateczna decyzja o wstrzymaniu budowy.
Nawet w przestrzeni edukacyjnej, która jest w ostatnich latach jedną z trudniejszych, jeśli chodzi o blokowanie niekorzystnych zmian wprowadzanych przez PiS, są sukcesy i to z 2022 roku.
Chodzi o decyzje nauczycieli o niekorzystaniu ze skrajnie zideologizowanego podręcznika Wojciecha Roszkowskiego do przedmiotu „Historia i Teraźniejszość”. Po nagłośnieniu kontrowersyjnych fragmentów podręcznika wydawnictwo zdecydowało o przeredagowaniu tych, które budziły największe wątpliwości. Zaś większość nauczycieli odmówiła korzystania z książki. Wybierali drugi dostępny podręcznik lub opierali się na własnych materiałach. Publikacja Roszkowskiego ostatecznie trafiła do sprzedaży na… Poczcie Polskiej.
Lex Czarnek to szkodliwa nowelizacja prawa oświatowego, która zakładała, że kuratorzy oświaty będą mogli blokować zajęcia prowadzone przez organizacje społeczne w szkołach; zawiesić dyrektora szkoły bez postępowania dyscyplinarnego; podejmować działania ograniczające autonomię szkół niepublicznych. Przepisy ograniczały także dostęp do edukacji domowej.
„Zapisy ustawy nie mają nic wspólnego ze szkolną samorządnością, czy prawem rodziców do decydowania o wychowaniu swoich dzieci. Jeśli kuratorowi nie spodoba się organizacja, która chce prowadzić zajęcia, nawet na życzenie rodziców, to inicjatywa i tak zostanie zablokowana. (…) Nie mówiąc o tym, że interwencje mediacyjne, czy wsparcie profesjonalistów w nagłej sytuacji kryzysowej (tj. przemoc rówieśnicza, czy próby samobójcze) po prostu nie będą możliwe” – pisał w OKO.press Anton Ambroziak.
Nowelizacja dwukrotnie stawała w Sejmie w 2022 roku – pierwszy raz jako projekt ministerialny, drugi – jako poselski. Dwukrotnie została zawetowana przez prezydenta Andrzeja Dudę.
Wpływ na prezydencką decyzję miały liczne protesty środowisk edukacyjnych, samorządowców, parlamentarną opozycję, rodziców, a nawet uczniów. Duda sam to podkreślał: „Bardzo wiele listów, apeli, postulatów i opinii prawnych od osób fizycznych, przedstawicieli organizacji społecznych, szkół, rad rodziców, przedstawicieli samorządu terytorialnego, organizacji pracowników oświaty, a także uczniów, w przeważającej większości kwestionujących zasadność przedmiotowej regulacji oraz wskazujących na potencjalną niezgodność z Konstytucją RP” – mówił w marcu 2022 roku, uzasadniając swoją decyzję.
Podczas drugiej próby wprowadzenia przepisów
rady rodziców w 34 szkołach zorganizowały własne konsultacje społeczne,
a raport z nich przesłały do prezydenta. Z apelem o niepodpisywanie nowelizacji wystąpił także Związek Miast Polskich w imieniu 354 miast.
Rząd Morawieckiego w marcu 2022 roku wycofał się z niektórych zmian, wprowadzanych w styczniu programem podatkowym, nazywanym Nowym Ładem. Miał być podatkową rewolucją – i być może nawet nią był, jeśli za rewolucję uznamy maksymalny poziom bałaganu, niechęci, niezadowolenia oraz sprzeciwów, jakie ów program wywołał. Chaos w przepisach doprowadził do tego, że protestowali nawet księgowi, co jest zdarzeniem wyjątkowym na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci w Polsce.
Po tygodniach przepychanek i przy coraz gorszych notowaniach rządu PiS ogłosił, że przygotuje kolejną zmianę dopiero co zmienionych przepisów. Wszystko po to, by opanować chaos oraz zminimalizować rozgoryczenie obywateli, którzy z miesiąca na miesiąc zaczęli dostawać niższe wypłaty. Czy reforma reformy się powiodła, okaże się tak naprawdę dopiero teraz, podczas rocznych rozliczeń podatkowych.
PiS miał od początku potężne zakusy na wolne media. Najpierw podporządkował sobie publiczną telewizję i radio, starał się utrudnić dziennikarzom pracę w Sejmie. Robił też wszystko, by niezależne media zniszczyć finansowo, zaś TVN24 zabrać koncesję. Protesty obywatelskie, jakie wywoływały te działania, reakcje mediów oraz zagraniczne wsparcie sprawiły, że PiS-owi znów się nie powiodło.
Pierwsza próba miała miejsce w grudniu 2016 roku. Kryzys sejmowy, który wówczas wybuchł, a podczas którego opozycja przez kilkanaście dni nie opuszczała budynku Sejmu, zaczął się od zmian w organizacji pracy dziennikarzy w parlamencie.
Kancelaria Sejmu poinformowała, że dziennikarze sejmowi zostaną przeniesieni do innego budynku, z dala od posłów. Będą mieli ograniczone możliwości nagrywania i fotografowania obrad Sejmu i komisji, zaś nagrywanie parlamentarzystów poza godzinami obrad miało zostać zabronione. Chciano także ograniczyć liczbę korespondentów sejmowych do dwóch na redakcję.
W reakcji na te zmiany 16 grudnia 2016 roku media zbojkotowały polityków: nie zapraszano ich do telewizji i radia, a portale internetowe zamazały ich zdjęcia. Był to dzień obrad Sejmu. Wieczorem emocje w parlamencie wybuchły i zaczął się sejmowy kryzys.
Przed Sejmem przez kolejne tygodnie gromadzili się demonstranci, blokując dostęp do gmachu. Policja w końcu postawiła tam słynne barierki – stały się później elementem charakterystycznym wielu protestów. Manifestacje zakończyły się dopiero 12 stycznia 2017 roku i to pomimo że Kancelaria Sejmu wycofała się ze zmian dla dziennikarzy już 20 grudnia 2016.
W październiku 2021 roku w wielu mediach zamiast wiadomości widać było czarne plansze. To była wspólna akcja „Media bez wyboru” – protest przeciwko projektowi ustawy, która miała wprowadzić obowiązek opłacenia składki z tytułu reklamy internetowej i reklamy konwencjonalnej.
I to mimo iż media od przychodów z reklam normalnie płacą podatki. Reklamy byłyby więc obłożone podwójną daniną. Około 40 firm prywatnych z sektora mediów we wspólnym oświadczeniu oceniło, że podatek od wpływów reklamowych to „haracz, uderzający w polskiego widza, słuchacza, czytelnika i internautę, a także polskie produkcje, kulturę, rozrywkę, sport oraz media”. Podatku nie wprowadzono.
Nieco wcześniej Polacy ponownie wyszli na ulice, aby walczyć o wolne media. 10 sierpnia 2021 roku w ponad stu miejscowościach odbyły się manifestacje przeciw projektowi nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, znanej jako lex TVN.
Projekt ten zakładał, że koncesję na nadawanie mogłyby w Polsce otrzymywać telewizje, w których udział zagranicznego kapitału nie przekroczy 49 procent. Zapis uderzał bezpośrednio w stację TVN, której właścicielem jest amerykańska spółka Discovery.
Tego samego dnia przed gmachem Sejmu został odczytany apel ponad 800 polskich dziennikarek i dziennikarzy, sprzeciwiających się „działaniom rządu Zjednoczonej Prawicy uderzającym w niezależność stacji TVN”. Akcję tę zainicjowali Mariusz Jałoszewski z OKO.press i Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej".
Piotr Pacewicz, redaktor naczelny OKO.press, ocenił, że była to „największa inicjatywa w historii polskiego dziennikarstwa”. Do 13 sierpnia 2021 pod apelem podpisało się ponad tysiąc osób.
Sprawa lex TVN trafiła aż do władz amerykańskich. Najpierw oświadczenia na temat polskiej nowelizacji wydały grupy senatorów i kongresmenów USA, podkreślając, że ustawa oraz decyzja KRRiT o nieprzedłużeniu licencji stacji TVN wpisują się w niepokojący trend spadkowy, dotyczący wolności słowa w Polsce. 12 sierpnia 2021 „głębokie zaniepokojenie” przyjęciem przez polski Sejm lex TVN wyraził Sekretarz Stanu USA Antony Blinken.
W Polsce przyjęciu nowelizacji sprzeciwiało się między innymi Porozumienie Jarosława Gowina, będące wówczas w koalicji z PiS. Partia zagłosowała przeciwko zmianom, za co została usunięta z koalicji. Ostatecznie 27 grudnia 2021 roku prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę.
„Lista mocy” polskiego społeczeństwa obywatelskiego jest nie tylko długa. Ma też solidną wagę: pokazuje, jakie wartości są dla Polaków na tyle ważne, by o nie walczyć. Czasem walczyć latami, czasem inwestować własne pieniądze, zawsze – inwestować swój prywatny czas.
Do tej listy trzeba by dopisać jeszcze:
Obywatele w Polsce nie łatają dziś dziur po państwie – oni je swoim zaangażowaniem tworzą.
Sprzeciw obywatelski wobec działań PiS nie przynosi efektów.
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
Nie dziwi rosnące uczucie zmęczenia. Żyjemy w państwie, którego obywatel musi stale pilnować, bo każdy brak czujności może skutkować naruszeniem fundamentalnych wartości. Ale poczucie bezsilności i bezradności nie mają uzasadnienia – wkurzony suweren naprawdę ma wielką siłę.
Opozycja
Protesty
Władza
Prawo i Sprawiedliwość
czarny protest
Lex Czarnek
lex TVN
praworządność
protesty
społeczeństwo obywatelskie
wolne media
Wolne Sądy
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze