0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Władysław Czulak / Agencja Wyborcza.plFot. Władysław Czula...

„Trzeba pogodzić się z tym, że zostanie przyjęty jakiś mechanizm zindywidualizowanej oceny różnych grup neo-sędziów. Na coś trzeba się zdecydować. Niektórzy będą rozczarowani, ponieważ w ramach rozliczeń oczekiwali ich wyrzucenia. A mamy ich w systemie od 2018 roku. Przez ten okres wydali mnóstwo wyroków i przyjęło się, że należy uznawać ich orzeczenia.„ – mówi Ewa Siedlecka z „Polityki”.

Rozmawiałyśmy o meandrach i mechanizmach rozliczeń poprzedniej władzy, koniecznych zmianach w sądach, prokuraturze i Trybunale Konstytucyjnym.

„Na pewno w prokuraturze są osoby, które jeśli mogą, hamują rozliczenia. Ale prokuratura w Polsce zawsze działała bardzo opieszale. Kodeks postępowania karnego mówi, że śledztwo powinno trwać miesiąc i można je przedłużyć do trzech miesięcy. U nas jest obyczaj, że śledztwo trwa latami. Obecna władza ma na to jeszcze tylko dwa lata. Później wybory parlamentarne. Nie wiadomo, kto wygra. Czy nowa władza będzie znowu weryfikować prokuratorów? Uważam, że jedyna weryfikacja prokuratorów, która może i powinna mieć miejsce, to ta dotycząca nadużyć. Niepokoi mnie, że nic o niej nie słychać." – zauważa Ewa Siedlecka.

Rozmawiamy też o komisjach śledczych, nowej komisji, która ma podsumować represje państwa wobec obywateli w latach 2015-2023, używaniu prawa cywilnego do rozliczeń oraz o wadze gestów.

Tekst został opracowany na podstawie rozmowy w podcaście Drugi rzut OKA z 9 kwietnia 2025 roku i zaktualizowany.

Przeczytaj także:

Anna Wójcik: Minęło już półtora roku od objęcia władzy przez obecną koalicję. Dlaczego zapowiadane rozliczenie rządów PiS wciąż wydaje się dopiero na początkowym etapie?

Ewa Siedlecka: Przede wszystkim może ustalmy, co to znaczy „rozliczyć„. Mam wrażenie, że dla większości osób rozliczenie polega na wsadzeniu kogoś do więzienia. Słyszy się, że miało być rozliczenie, a nikt nie siedzi. Więc jeżeli tak na to spojrzymy, to rzeczywiście sprawa wygląda marnie. Z tym że nigdy nie traktowałam hasła „rozliczenie” jako zapowiadające wsadzanie do więzienia kogo popadnie.

Warto rozróżnić rodzaje odpowiedzialności: kryminalną, konstytucyjną, dyscyplinarną za delikty służbowe i polityczną.

Często zapomina się, że polityczne rozliczenie nastąpiło w wyborach parlamentarnych w 2023 roku i skutkowało odsunięciem PiS od władzy. Odpowiedzialność polityczna jest w demokratycznym państwie kluczowa.

Na początku kwietnia ogłoszono powołanie komisji do zbadania nadużyć poprzedniej władzy wobec aktywistów i protestujących. Ma przygotować raporty podsumowujące lata 2015-2023. Czy warto rozliczać również w ten sposób?

Po utracie władzy przez PiS społeczne żądanie rozliczenia ich rządów było bardzo silne. Przedstawiłam wówczas pomysł powołania komisji ekspertów, autorytetów możliwie niekojarzonych politycznie, która miałaby badać nadużycia i naruszenia prawa.

Część tego, co się wydarzyło za PiS, kwalifikuje się na odpowiedzialność karną. Wiele można też rozliczać przed sądami cywilnymi. Co zresztą się dzieje. Różne osoby składają pozwy o ochronę dóbr osobistych, żądają odszkodowań. Na przykład sędziowie Waldemar Żurek czy Igor Tuleya, którzy byli prześladowani za walkę z upolitycznieniem sądów.

Miałam pomysł, żeby komisja wskazywała tych, którzy działali na szkodę społeczną, postępowali w sposób nieetyczny. Członkowie komisji cieszyliby się społecznym autorytetem i mogliby moralnie piętnować osoby, które nadużyły władzy w sposób niekwalifikujący się do odpowiedzialności karnej czy konstytucyjnej.

Zamiast tego powstały sejmowe komisje śledcze. Dwie z nich, do spraw afery wizowej i organizacji prezydenckich wyborów kopertowych w 2020 roku już zakończyły swoje prace. Nadal działa komisja śledcza do spraw wykorzystywania oprogramowania Pegasus i jego zakupu z Funduszu Sprawiedliwości.

Te komisje się skompromitowały. Przede wszystkim ich członkowie okazywali wrogość osobom przesłuchiwanym. Było mnóstwo wypominania win i złośliwości. Trudno wierzyć w dobrą jakość pracy komisji, która jest do tego stopnia stronnicza. Komisję do spraw Pegasusa opuścili wszyscy przedstawiciele obecnej opozycji, co sprawiło, że mamy osąd stronniczego ciała.

Jeśli rozliczenie przez komisje miało pomóc przepracować społeczne emocje, to się to nie udało.

Obecnie obok postępowań prowadzonych przez prokuraturę, uchylonych immunitetów i postawienia całkiem sporej grupie osób zarzutów, mamy też tę nową komisję do spraw nadużyć wobec społeczeństwa obywatelskiego. Ma w jakiś sposób podsumować, stworzyć białą księgę nadużyć wobec protestującej opozycji. Być może niektóre z jej ustaleń będą miały dalszy ciąg w postaci postępowań karnych. Na przykład przeciwko funkcjonariuszowi, który złamał rękę protestującej, czy innemu, który uderzył pałką teleskopową protestujących przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego.

Wiele osób czekało i zdaje się nadal czekać na akty oskarżenia, zwłaszcza wobec czołowych polityków rządu Zjednoczonej Prawicy.

Sęk w tym, że nie we wszystkich przypadkach da się napisać akt oskarżenia.

Jest to oczywiste w sprawie wyborów kopertowych, czyli wyborów prezydenckich, które ostatecznie przeniesiono z wiosny na lato 2020 roku ze względu na to, że w pierwotnym zamyśle miały się odbyć w szczycie zachowań na Covid. Premier Mateusz Morawiecki bez podstawy prawnej i wbrew opiniom prawnym wydał rozporządzenie, które skutkowało wydaniem pieniędzy na przygotowanie wyborów. Tu sprawa jest prosta.

Ale nie jest prosta kwestia odpowiedzialności byłego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry w kontekście zakupu i użycia Pegasusa. Wątpię, żeby Ziobro mógł zostać za to pociągnięty do odpowiedzialności karnej za nadużycie władzy.

Wątpliwa wydaje mi się też możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego za aferę „dwóch wież„, czyli planów budowy dwóch wieżowców na warszawskiej działce należącej do spółki „Srebrna”. Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi śledztwo w sprawie rozporządzenia mieniem wielkiej wartości poprzez wprowadzenie pokrzywdzonego austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera w błąd. Ale nie widzę materii na postawienie zarzutu o oszustwo, bo, jak mówi kodeks karny, oszustwo jest wtedy, gdy od początku robimy coś z zamiarem oszukania kogoś. A nie wydaje się, żeby Jarosław Kaczyński nie chciał budować „dwóch wież".

W grudniu 2024 Jarosław Kaczyński był przesłuchiwany przez prokuraturę jako świadek w innej sprawie: w 2019 roku skierował list do lidera Solidarnej Polski, w którym przestrzegał przed nadużywaniem pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości.

W tej sprawie może być materia na zarzuty wobec Ziobry. Ujawniono, że w jego domu zbierały się osoby odpowiedzialne za Fundusz Sprawiedliwości i omawiano, w jaki sposób ustawiać konkursy, komu pod pretekstem konkursu dać pieniądze i dlaczego. Ustalano też kwoty, które miały iść na promocję poszczególnych osób. Z Funduszu Sprawiedliwości rozdzielano też rozmaite dotacje niezwiązane z celem funduszu, na przykład dla straży pożarnej.

Mamy też wątek posła Krzysztofa Szczuckiego, byłego prezesa Rządowego Centrum Legislacji. Szczucki w styczniu zrzekł się immunitetu. Ma usłyszeć zarzuty za zatrudnianie w Rządowym Centrum Legislacji siedmiu osób, które faktycznie organizowały mu kampanię wyborczą, chociaż były zatrudnione do innych zadań. To też miało być omawiane w domu Ziobry w jego obecności. Więc pewnie znajdzie się materia do oskarżeń.

Ale nie będzie tak we wszystkich przypadkach nadużyć. Jeśli nie ma materii na postępowanie karne, należy po prostu pokazać mechanizm działania i go napiętnować.

Prokuratura

Czekamy na reformę prokuratury. Słyszy się argument, że prowadzenie postępowań i stawianie zarzutów przez prokuraturę jest torpedowane przez prokuratorów wiernych poprzedniej ekipie i czekających na jej powrót do władzy.

Na pewno w prokuraturze są osoby, które jeśli mogą, hamują rozliczenia. Ale prokuratura w Polsce zawsze działała bardzo opieszale. Kodeks postępowania karnego mówi, że śledztwo powinno trwać miesiąc i można je przedłużyć do trzech miesięcy.

U nas jest obyczaj, że śledztwo trwa latami.

W Polsce nie ma takiej dyscypliny jak w prawie amerykańskim, gdzie jest określony, krótki czas po aresztowaniu na postawienie komuś zarzutów. Jeżeli to się nie uda, cała sprawa jest do umorzenia.

W lipcu 2024 Mariusz Jałoszewski wyjaśniał w OKO.press, dlaczego afery poprzedniego rządu nie będą szybko rozliczone. Wyliczał, ile praca zajmie prokuraturze, ile sądom pierwszej i drugiej instancji.

Ludzi zaspokoiłyby nawet akty oskarżenia. A najchętniej widzieliby ważnych polityków PiS i Solidarnej Polski w aresztach tymczasowych.

Bałabym się „weryfikacji" prokuratorów. Obecna władza ma na to jeszcze tylko dwa lata. Później wybory parlamentarne. Nie wiadomo, kto wygra. Czy nowa władza będzie znowu weryfikować prokuratorów? Uważam, że jedyna weryfikacja prokuratorów, która może i powinna mieć miejsce, to ta dotycząca nadużyć. Niepokoi mnie, że nic o niej nie słychać.

W styczniu specjalny zespół Prokuratury Krajowej opublikował częściowy raport o postępowaniach prowadzonych przez prokuraturę w latach 2016–2023. Wynika z niego, że niektóre śledztwa były umarzane, choć były powody do ich kontynuacji, a inne były wszczynane na wątłych podstawach.

Te przypadki powinny być zbadane pod kątem odpowiedzialności karnej lub dyscyplinarnej. Odpowiedzialność karna skutkowałaby wydaleniem takiej osoby z prokuratury. Odpowiedzialność dyscyplinarna zakłada różne stopnie opresyjności kary, w tym i wydalenie z zawodu. Wyłącznie taki sposób weryfikacji prokuratury jest do zaakceptowania.

Nie powinno to jednak mieć miejsca na podstawie raportu tej czy innej komisji. Byłby to niepraworządny i niedemokratyczny sposób rozwiązania problemu. Poza tym skończyłby się tym, że następna władza zrobiłaby z prokuratorami to samo. Jeżeli będzie to władza opozycyjna do obecnej.

Sędziowie

Wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka mówią, że Polska musi uregulować status ponad 2000 wadliwie powołanych sędziów i ich wyroków. Od kilku miesięcy wiadomo, że nie można ich traktować jako monolitu. W dwóch projektach komisji kodyfikacyjnej ustroju sądów i prokuratury, a także w projekcie przedstawionym 24 kwietnia przez Ministerstwo Sprawiedliwości wyróżnia się różne grupy „neo-sędziów".

W tej debacie też są wątpliwości — co, jeśli za kilka lat zmieni się władza? Jaki mechanizm uregulowania statusu wadliwie powołanych sędziów wybrać, żeby potem nie być oskarżonym i nie dać pretekstu do odwetu i masowej wymiany sędziów?

Przede wszystkim chodzi też o to, żeby nie naruszyć konstytucyjnej zasady nieusuwalności sędziów. W słynnej uchwale trzech izb Sądu Najwyższego ze stycznia 2020 roku, którą krytykowałam jako bardzo zachowawczą, mamy powiedziane, że należy weryfikować, czy sędziowie dają gwarancję bezstronności. Mówimy o sędziach powołanych przez wadliwą Krajową Radę Sądownictwa wybraną na upolitycznionych w 2017 roku przez PiS zasadach. Uchwała trzech izb mówi, że należy ich weryfikować pojedynczo, biorąc pod uwagę rozmaite okoliczności.

Samo powołanie w procesie z udziałem neo-KRS nie może być podstawą do przyjęcia, że sędzia nie gwarantuje bezstronności.

Wtedy wydawało się, że to nie to, czego oczekiwaliśmy. Ponieważ oczekiwaliśmy prostego rozwiązania, prostego kodu. Żeby sądy mogły się nim posługiwać w sposób mechaniczny. Tak się nie stało. Za każdym razem oceniano danego sędziego. Później przyjęło to formę ustawową, za sprawą prezydenta Andrzeja Dudy, który wymyślił test bezstronności sędziego. Ten test został następnie zmodyfikowany orzecznictwem Izby Karnej Sądu Najwyższego, zanim została ona zdominowana przez neo-sędziów. Był to pewien mechanizm indywidualnego oceniania sędziów.

Trzeba pogodzić się z tym, że zostanie przyjęty jakiś mechanizm zindywidualizowanej oceny różnych grup neo-sędziów. Na coś trzeba się zdecydować. Niektórzy będą rozczarowani, ponieważ w ramach rozliczeń oczekiwali ich wyrzucenia. A mamy ich w systemie od 2018 roku. Przez ten okres wydali mnóstwo wyroków i przyjęło się, że należy uznawać ich orzeczenia.

Ministerstwo Sprawiedliwości chce podzielić neo-sędziów na grupy. Młodzi sędziowie zostają na swoich miejscach, ich status potwierdzi uzdrowiona Krajowa Rada Sądownictwa. Sędziowie, którzy awansowali dzięki neo-KRS zostaną cofnięci na poprzednie stanowiska, ale będą delegowni do sądów, w których pracują obecnie, żeby skończyć rozpatrywanie spraw.

W debacie prawników pojawiły się koncepcje sędziego konstytucyjnego i ustawowego. Sędziowie konstytucyjni zostali powołani bez wątpienia prawidłowo, a ustawowych mianował prezydent z rekomendacji wadliwie powołanej Krajowej Rady Sądownictwa.

W tym modelu sędzia ustawowy nie ma pełnej ochrony konstytucyjnej, wraca na wcześniejsze stanowisko i nabywa dzięki temu status sędziego konstytucyjnego. Będzie mógł startować w konkursach przed uzdrowioną KRS i ubiegać się o awans.

Czyli w obecnej propozycji Ministerstwa Sprawiedliwości sędzia ustawowy jest cofnięty ustawą na poprzednie stanowisko, a zindywidualizowana weryfikacja odbywa się przed uzdrowioną KRS.

Ministerstwo Sprawiedliwości skierowało swój projekt do Komisji Weneckiej, która ma go zaopiniować do połowy czerwca. Wcześniej Komisja przeanalizowała propozycje mechanizmów regulacji statusu neo-sędziów i skrytykowała pomysł uregulowania tego statusu ustawą, opowiedziała się za indywidualną weryfikacją. Czy zmieni zdanie?

Europejskie instytucje powinny patrzeć na cel, jakim jest ochrona wymiaru sprawiedliwości. Systemowe gwarancje niezawisłości sędziowskiej są chronione przez prawo europejskie. Trzeba bardziej tolerancyjnie patrzeć na pomysły państwa, które chce rozwiązać systemowy problem z tymi gwarancjami.

Mamy przecież precedens. Po 1989 roku państwa Europy Środkowo-Wschodniej rozliczały niedemokratyczną przeszłość. Europejski Trybunał Praw Człowieka w wielu sprawach poluzował swoje wymogi i dawał duży margines uznania państwom, które przechodziły demokratyzację.

Faktycznie, Komisja Wenecka w latach 90. oceniała reformy przeprowadzane w Polsce i innych krajach regionu z pewną taryfą ulgową. Jednak w wydawanych ostatnio opiniach nie mówi już nic o wyjątkowych okolicznościach, Polska jest traktowana jak inne demokracje. Ważne, żeby wadliwie powołani sędziowie nie mogli w przyszłości skutecznie skarżyć się na zastosowany wobec nich mechanizm do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. A ten często powołuje się na opinie Komisji Weneckiej.

Koncepcje sędziego konstytucyjnego i sędziego ustawowego powstały, żeby wyjść naprzeciw Komisji Weneckiej. Mają pokazać szacunek do jej wcześniejszej opinii, ale też proponują nowe myślenie i interpretację. Są próbą pogodzenia tego, co powiedziała Komisja Wenecka z tym, co jest potrzebne.

Jeśli będziemy literalnie i sztywno trzymać się tekstu poprzedniej opinii Komisji Weneckiej, proces uregulowania statusu neo-sędziów zajmie lata. Z punktu widzenia sprawności i wiarygodności wymiaru sprawiedliwości nie będzie to funkcjonalne. Zaszkodzi bardziej, niż pomoże.

Rozliczenia

Oczekujemy, że sądy będą działać szybciej i sprawniej. Może i powinno się to stać dzięki informatyzacji, lepszemu zarządzaniu, większym, bardziej adekwatnym pensjom dla pracowników sądów. Ale sprawnych sądów nie będzie bez zaufania sędziów do kolegów i koleżanek po fachu. Sędziowie broniący państwa prawa nie ufają tym, którzy poszli po awanse za poprzedniej władzy. Czy można pominąć ten aspekt?

Rozwiązanie, które zostanie przyjęte, musi brać to pod uwagę. Możemy nie zgadzać się z tym, że sędziowie mają emocje. Może nam się nie podobać, że istnieje podział w środowisku sędziowskim, wiążący się z naprawdę burzliwymi emocjami. Ale on jest. Trzeba go uwzględnić, jeśli chce się rozwiązać problem wadliwie powołanych sędziów.

Być może Ministerstwo Sprawiedliwości za mało dbało o gesty. W sytuacjach emocjonalnych one często mają znaczenie. Na przykład gesty, które byłyby symbolicznym rozliczeniem.

Do dzisiaj nie rozliczono trzech rzeczników dyscyplinarnych: Piotra Schaba, Przemysława Radzika i Michała Lasoty, postaci emblematycznych dla rządów PiS. Ich działania były sprzeczne z prawem, kierowane mściwością, były nadużyciem uprawnień. A oni nawet nie mają postępowań dyscyplinarnych.

4 kwietnia Minister Sprawiedliwości odwołał Przemysława Radzika z funkcji zastępcy rzecznika dyscyplinarnego sędziów (rozmowę nagrano 9 kwietnia. 25 kwietnia Minister Sprawiedliwości odwołał głównego rzecznika dyscyplinarnego Piotra Schaba – red.).

Rozumiem, że potrzeba chwili czasu. Ale to powinno się stać w marcu zeszłego roku.

Tak samo z rzecznikami dyscyplinarnymi w prokuraturze. Można znaleźć podstawy do ich usunięcia na drodze dyscyplinarnej, albo sprawdzić, czy nadal trwa ich kadencja. Zdarzało się, że rzecznicy dyscyplinarni byli odwoływani na chwilę przed końcem kadencji i powoływani znowu, żeby biegła nowa kadencja.

Były podstawy, żeby usunąć z funkcji pewne postaci emblematyczne dla „dobrej zmiany" w sądach. Uspokoiłoby to choć trochę nastroje sędziów. A tak sędziowie, którzy walczyli o sądy wolne od polityki, czują się po prostu oszukani. Niekiedy też dlatego, że startowali w konkursach na prezesów sądów i nie zostali wybrani.

Problem w tym, że gdy sędziowie mówią, że nic się nie zmieniło, to tak w rzeczywistości jest. Zarówno w ich odczuciu, jak i na poziomie rozliczania tego, co działo się za rządów PiS.

Ważnym hamulcem jest jednak czynnik polityczny, czyli prezydenckie weto.

W przypadku rozliczeń dyscyplinarnych nie ma ryzyka weta Dudy. Nie trzeba uchwalać ustawy.

Trybunał Konstytucyjny

Uchwalono ustawy o KRS i Trybunale Konstytucyjnym, które prezydent skierował do Trybunału Konstytucyjnego. Konsultowana jest ustawa rozdzielająca funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Niedawno przedstawiono projekt ustawy regulującej statusu wadliwie powołanych sędziów. Prezydent przychylny reformom jest kluczowy, ale czy to jedyny element, który przyśpieszy reformę sądownictwa?

Wszystko, co musi być zrobione ustawami, rzeczywiście musi poczekać na nowego prezydenta. Prezydent Duda nie sprzyja żadnym reformom tego, co w wymiarze sprawiedliwości zrobił PiS.

Ustawy powinny być gotowe, gdy w pałacu prezydenckim będzie nowy lokator. Czekamy na ustawę reformującą prokuraturę. Uchwalona o KRS stanie się nieaktualna, była to ustawa ratunkowa. Trzeba napisać od nowa porządną ustawę o KRS.

Mnóstwo rzeczy można było zrobić postępowaniami dyscyplinarnymi.

Ale trzeba dodać, że wiele rzeczy zrobiono. Minister sprawiedliwości doprowadził do wymiany znakomitej większości prezesów sądów.

Nie jak za Zbigniewa Ziobry, który odwoływał prezesów i wiceprezesów sądów arbitralnie i faksem. Teraz przeprowadzono to zgodnie z prawem.

Tak, dokonano tego zgodnie z prawem. Zmieniono też przewodniczących wydziałów w sądach. Minister Sprawiedliwości powołał też rzecznika dyscyplinarnego ad hoc, który na podstawie uchwalonych przez PiS przepisów, które powinny być zniesione, może przejmować sprawy od rzeczników dyscyplinarnych Schaba, Radzika i Lasoty. Czyli nie pozwalać robić z postępowań dyscyplinarnych formy represji wobec sędziów. Wiele też działo się w prokuraturze. Mamy nowych szefów prokuratur. Trzeba to doceniać.

Jednak wiele osób tego nie docenia, bo mało kogo na co dzień interesuje, kto jest prezesem sądu czy szefem prokuratury. Uważa się, że rozliczenie jest wtedy, kiedy ktoś siedzi, a reforma jest wtedy, kiedy weszła w życie ustawa. Ustawy na razie muszą poczekać na podpis prezydenta. Trzeba je sensownie przygotować.

Od grudnia mamy nowego prezesa Trybunału Konstytucyjnego, Bogdana Święczkowskiego. Za rządów PiS był prawą ręką Zbigniewa Ziobry, wiceministrem sprawiedliwości, a potem prokuratorem krajowym. W porównaniu do Julii Przyłębskiej zarządza Trybunałem w bardziej ofensywnym stylu. Zwołuje briefingi prasowe, pisze do różnych organów państwa, składa do prokuratory zawiadomienie o zamachu stanu w Polsce. Rząd postanowił to wszystko przeczekać i przyjął strategię ignorowania Trybunału Konstytucyjnego. Czy słusznie?

Udało się zmarginalizować Trybunał Konstytucyjny, w sensie znaczenia jego działalności dla państwa i odbioru przez opinię publiczną. Oczywiście Trybunał po 2016 roku sam się zmarginalizował swoimi wyrokami, ich poziomem prawnym. Nikt już nie traktuje go poważnie. Natomiast służy on dalej do psucia prawa. Jest też wyraźnie stronniczy na rzecz obecnej opozycji i próbuje delegitymizować reformy, w tym rozliczenia. Na przykład orzekł, że zakres działania komisji śledczej ds. Pegasusa jest niezgodny z konstytucją. Zrobił to tylko po to, żeby dać pretekst świadkom do niestawiania się przed komisją.

Uznał też za niekonstytucyjną uchwałę Sejmu w sprawie kryzysu konstytucyjnego w Trybunale Konstytucyjnym.

Trybunał Konstytucyjny ma dawać podkładki pod działania PiS.

Natomiast marginalizacja Trybunału Konstytucyjnego nastąpiła również w tym sensie, że nie są respektowane jego wyroki. Co więcej, nie są nawet publikowane. To jest jeden ze środków, którego obecna władza użyła, idąc niejako w ślady PiS. Możemy się zastanawiać, w jakim stopniu to jest działanie praworządne.

Po zmianie władzy wyroki Trybunału Konstytucyjnego wydawane w składach z „dublerami" były publikowane z adnotacją, że w myśl orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka naruszają Europejską Konwencję Praw Człowieka.

To było zgodne z prawem. Natomiast niepublikowanie jest niezgodne z prawem.

O ile jeszcze można się zgodzić z praktyką niepublikowania wyroków z udziałem „dublerów„, to powinny być publikowane wyroki wydane w legalnych składach z udziałem legalnie powołanych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Nie daje temu podstaw wspomniana uchwała Sejmu, bo ona mówi o negowaniu „dublerów”.

Wyroki ETPCz dotyczyły tylko składów z „dublerami".

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ma rozstrzygnąć sprawę dotyczącą składu i funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego, więc może w tym orzeczeniu wypowie się o wszystkich osobach zasiadających w TK.

Nie wyobrażam sobie, jak TSUE miałby podważyć legalność powołania sędziów, którzy są w tej chwili w Trybunale. Zostali powołani zgodnie z polskim prawem. Można by próbować pociągnąć niektórych sędziów TK do odpowiedzialności dyscyplinarnej za rozmaite delikty, których się dopuścili. Ale tak naprawdę jedyne, co pozostaje, to czekać, aż tym sędziom skończą się kadencje.

Władza przyjęła taką metodę, że nie powołuje na zwalniane miejsca nowych sędziów. Chce doprowadzić do sytuacji, w której nie będzie można wydawać wyroków, bo nie zbiorą się pięcioosobowe składy ani pełny skład, który wynosi jedenaście osób.

Przypomnijmy, że w Trybunale Konstytucyjnym zasiada według prawa piętnaście osób, ale obecnie tylko dwanaście miejsc jest zajętych.

Nie są uzupełniane. I ta metoda jest niezgodna z Konstytucją.

Niektórzy powiedzą, że władza ma prawo działać niezgodnie z Konstytucją, jeśli robi to w słusznym celu. Ale dokładnie tak mówił Jarosław Kaczyński i reszta PiS.

Większość rządząca liczy, że nowy prezydent podpisze uchwalone już ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Dają one i kij, i marchewkę.

Kijem jest odpowiedzialność dyscyplinarna. W komisji dyscyplinarnej dla sędziów Trybunału Konstytucyjnego będą mogli zasiadać sędziowie, którzy przyszli na emeryturę. To jest próba urealnienia odpowiedzialności dyscyplinarnej dla obecnych sędziów TK, którzy sami siebie nie pociągnęliby do odpowiedzialności.

Marchewką są przepisy umożliwiające sędziom Trybunału Konstytucyjnego przejście w lukratywny stan spoczynku bez podania powodu.

Ten pomysł jest w porządku. Czekamy na podpisanie ustaw przez nowego prezydenta. Ale póki czekamy, władza działa bezprawnie. Nie publikując wyroków wydanych w składzie Trybunału Konstytucyjnego zgodnym z konstytucją.

Temat praworządności nie jest bardzo obecny w kampanii wyborczej. Jednak nie jest przypadkiem, że kwietniu Trybunał Konstytucyjny zapełnił się terminami rozpraw i to w sprawach ważnych dla obywateli i podmiotów gospodarczych. Te sprawy dotyczą kwestii podatkowych czy dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów, który TK uznał za niezgodny z konstytucją.

Narracja Trybunału Konstytucyjnego jest taka, że władza nie publikuje wyroków korzystnych dla obywateli, nie szanuje praw i wolności. Trybunał coś rozwiąże, a władza to udaremnia.

Władza nie chce publikować wyroków, ale proponuej za to zmiany ustawowe. Na przykład w przypadku pewnej grupy emerytów, którzy w myśl wyroku Trybunału Konstytucyjnego powinni mieć korzystniejsze wyliczenie emerytury. Władza chce uchwalić ustawą nowy, korzystniejszy przelicznik dla tej grupy, co będzie poniekąd realizacją tego nieopublikowanego wyroku.

Rząd może tak robić, ale nie usuwa to niekonstytucyjności i bezprawności braku publikacji wyroków. Uchwalenie ustaw być może skutecznie wytrąci Trybunałowi czy PiS ten pomysł PR-owy. Natomiast premier jest odpowiedzialny za publikację wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Proces przywracania praworządności na razie wydaje się być nie do końca, nie we wszystkich aspektach, praworządny.

;
Na zdjęciu Anna Wójcik
Anna Wójcik

Pisze o praworządności, demokracji, prawie praw człowieka. Prowadzi podcast OKO.press "Drugi rzut OKA na prawo". Współzałożycielka Archiwum Osiatyńskiego i Rule of Law in Poland. Doktor nauk prawnych.

Komentarze