0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Alain ROLLAND / Parlament EuropejskiAlain ROLLAND / Parl...

Europejska socjaldemokracja znajduje się w kryzysie. Partie z tej grupy rządzą zaledwie w pięciu krajach UE, co przekłada się na to, ilu komisarzy w nowej Komisji Europejskiej pochodzi z lewicy: czterech na 26.

Co prawda socjaldemokraci wygrali ostatnio wybory parlamentarne na Litwie i w Rumunii, a w kilku krajach członkowskich UE dobrze radzą sobie jako opozycja, doganiając lub nawet przeganiając w sondażach prawicowe partie rządzące (odbili się w Finlandii po utracie władzy w 2023 roku, Szwecji, Portugalii i we Włoszech), to możliwe, że w lutym stracą władzę w Niemczech, bo tam rozpadła się koalicja rządząca.

W Hiszpanii rządzą tylko dlatego, że prawica nie wygrała wyborów z wystarczającą przewagą.

Niektóre partie socjaldemokratyczne w swoich krajach obywatelom kojarzą się z jednym: ogromną korupcją. Tak jest np. w Rumunii, gdzie dominująca scenę polityczną niemal od 30 lat i rządząca obecnie partia PSD odpowiada za brak reform antykorupcyjnych i alienację klasy politycznej.

O tym, dlaczego europejska socjaldemokracja znajduje się w odwrocie i dlaczego poległa w próbie postawienia tamy niebezpiecznym związkom europejskiej centroprawicy ze skrajną prawicą w trakcie negocjacji składu nowej Komisji Europejskiej, OKO.press rozmawia z Hiszpanką Iratxe Garcíą Pérez, przewodniczącą grupy Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim, która zrzesza europejskie partie socjaldemokratyczne i centrolewicowe. García Pérez jest też członkinią zarządu hiszpańskiej partii rządzącej PSOE.

„Ustępstwa i kompromisy”

Paulina Pacuła, OKO.press: Grupa S&D zarzekała się, że nie zgodzi się na wysokie stanowisko w nowej Komisji Europejskiej dla narodowych konserwatystów, czyli włoskiego komisarza Raffaela Fitto związanego ze zrzeszającą partie narodowo-konserwatywne grupą Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Obawa była taka, że stanowisko wiceprzewodniczącego nowej Komisji dla Fitto to ukłon w stronę EKR, który otwiera dalszą współpracę między Europejską Partią Ludową ze skrajną prawicą w ramach „alternatywnej większości”. Tymczasem nowa Komisja rozpoczęła prace w grudniu i Fitto stoi na jej czele. Przegraliście tę rozgrywkę.

Iratxe García Pérez, przewodnicząca grupy Socjalistów i Demokratów: Nasze stanowisko w sprawie Raffaela Fitto jest jasne: nie zgodziliśmy się na przyznanie mu stanowiska wiceprzewodniczącego Komisji i wciąż się na to nie zgadzamy. Dlatego w liście potwierdzającym jego kandydaturę, my oraz grupa Odnowić Europę [grupa zrzeszająca partie liberalne – red.], zawarliśmy akapit, w którym wyrażamy swój sprzeciw. On nie ma jednak nic wspólnego z Fitto jako osobą. Chodzi o grupę polityczną, z której pochodzi.

Ale nie udało się wam wynegocjować tego, na czym wam zależało. Z waszym sprzeciwem czy bez, polityk EKR został wiceprzewodniczącym Komisji. Polityk Braci Włochów – partii, która ma postfaszystowskie korzenie.

Negocjacje zawsze są oparte na kompromisie i wzajemnych ustępstwach. Nam udało się osiągnąć wiele bardzo istotnych rzeczy w ramach negocjacji nad nową Komisją. Pierwszą wiceprzewodniczącą Komisji została Teresa Ribera z grupy S&D, która będzie odpowiedzialna za największe europejskie wyzwanie: zieloną transformację. Udało się nam wynegocjować stanowisko drugiej wiceprzewodniczącej Komisji dla Roxany Minzatu, która będzie odpowiedzialna za polityki społeczne i zatrudnienie. Udało się nam zagwarantować, że pierwszy raz w historii UE Unia ma komisarza odpowiedzialnego za mieszkalnictwo [został nim socjaldemokrata, Duńczyk Dan Jørgensen – red.]. Mamy też komisarza dedykowanego do spraw młodych, co jest dla nas bardzo ważne [chodzi o stanowisko dla Glenna Micallefa z Malty, który będzie odpowiadał za „sprawiedliwość międzypokoleniową, młodzież, kulturę i sport” – red.].

Udało się więc osiągnąć wiele ważnych rzeczy, nie tylko dla Socjalistów i Demokratów, ale dla całej UE. Przegłosowaliśmy utworzenie Komisji, która daje naszej rodzinie politycznej decydujący wpływ na bardzo ważne obszary europejskiej agendy.

Doprowadziliśmy też do podpisania zobowiązania do współpracy między nami a Europejską Partią Ludową i grupą Odnowić Europę, żeby powstrzymać EPL przed budową sojuszy ze skrajną prawicą. Chcemy bowiem działać w ramach tradycyjnej, demokratycznej, proeuropejskiej większości. I to robimy.

„Żadnej współpracy ze skrajną prawicą”: to wasz podstawowy postulat. Tymczasem w tym oświadczeniu o współpracy, które, jak rozumiem, ma być rodzajem mini umowy koalicyjnej między trzema grupami, to stwierdzenie nie pada. A przecież właśnie na tym wam zależało: by wymusić na Europejskiej Partii Ludowej, że będzie trzymała się tego, co deklarowała od razu po wyborach: współpracę z grupami politycznego centrum, czyli S&D i Renew. Dlaczego takie zobowiązanie nie znalazło się w oświadczeniu?

Jak już mówiłam: negocjacje są oparte na ustępstwach i kompromisach. Udało nam się wynegocjować umowę o współpracy, którą podpisały trzy siły proeuropejskie i demokratyczne – to się liczy. Socjaliści i demokraci negocjują tylko z Europejską Partią Ludową, liberałami oraz z Zielonymi. To są jedyne grupy, z którymi jesteśmy gotowi trzymać większość, by wdrażać polityki, których potrzebuje Europa. Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy do tej grupy zdecydowanie nie należą.

Europejska Partia Ludowa nie zamierza zamykać drzwi przed EKR, ale my tak.

Przeczytaj także:

Przytrzymać EPL w demokratycznej większości

Czy to wspólne oświadczenie to tylko taki listek figowy dla waszej porażki w negocjacjach z Europejską Partią Ludową? Żebyście mogli na forum UE powiedzieć: „ok, nie udało się nam osiągnąć kwestii zasadniczej, ale mamy pisemne zobowiązanie do współpracy”?

Weszliśmy w tę kadencję z jasnym celem: utrzymania proeuropejskiego sojuszu sił demokratycznych, który dał drugą kadencję Ursuli von der Leyen. Wiedzieliśmy, że spoczywa na nas ogromna odpowiedzialność. Porozumienie wynegocjowane z Europejską Partią Ludową i liberałami to bardzo ważna podstawa tej współpracy. Udało nam się przyciągnąć EPL z powrotem do tej większości.

W ostatnich tygodniach już kilkukrotnie widzieliśmy, że Europejska Partia Ludowa nie dotrzymuje tego sojuszu i wtedy, kiedy jej wygodnie, sięga po alternatywną większość ze skrajną prawicą. Tak było, gdy EPL zdecydowała się poprzeć poprawki AfD do budżetu na rok 2025, lub gdy razem ze skrajną prawicą przegłosowała rozwodnienie i opóźnienie wejścia w życie rozporządzenia o wylesieniach. Dla nas to są sytuacje zupełnie nieakceptowalne.

Dokonaliśmy tego, co wydawało się niemożliwe jeszcze kilka dni temu.

Wszystkie trzy siły polityczne podpisały dokument, w którym zobowiązały się do współpracy w ciągu najbliższych pięciu lat oraz konstruktywnego podejścia do realizacji programu UE. Ten dokument to gwarancja współpracy i my zamierzamy się go trzymać.

Członkami tej proeuropejskiej, demokratycznej większości, która dała drugą kadencję Ursuli von der Leyen, byli też Zieloni. Szczególnie w lipcu, kiedy niemal cała grupa zagłosowała za powierzeniem UvdL drugiej kadencji. Dlaczego teraz nie są częścią tej umowy?

Zieloni są z nami blisko i my zawsze zapraszamy ich do współpracy, ale tradycyjnie tą proeuropejską, demokratyczną większość tworzyły trzy grupy – EPL, S&D oraz Renew. Tak też zostało w naszej umowie. Ale Zieloni zdecydowanie są grupą, która jest częścią większości von der Leyen.

A Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy?

Jak już mówiłam, absolutnie nie.

Zdaniem szefa Europejskiej Partii Ludowej, Manfreda Webera, tak.

Nie zgadzamy się z EPL w tej kwestii i uważamy jej próby poszukiwania współpracy z narodowymi konserwatystami za bardzo niebezpieczne. Współpracą z EKR EPL przyczynia się do niebezpiecznej normalizacji skrajnej prawicy, na którą nie może być naszej zgody.

„Skrajna prawica to trudny przeciwnik”

Wynik wyborów w Stanach Zjednoczonych pokazał nam to, co od dawna obserwujemy w UE – coraz większy wzrost siły i znaczenia partii narodowo-konserwatywnych i skrajnie prawicowych, których poparcie napędzane jest przez nastroje antyimigranckie i antyrównościowe. Skrajna prawica coraz częściej wygrywa wybory i zdobywa władzę. Widać to także na przykładzie Parlamentu Europejskiego. Temu procesowi towarzyszy wyraźne osłabienie socjaldemokracji w Europie i na świecie. Jakie są przyczyny tego kryzysu lewicy i jak zamierzacie mu się przeciwstawiać?

Problem rosnącej prawicy i prawicowego populizmu to nie jest tylko problem, który dotyka siły socjaldemokratyczne. To wyzwanie dla wszystkich sił demokratycznych. Skrajna prawica to bardzo trudny przeciwnik, bo nie gra uczciwie. Wykorzystuje dezinformację, fake newsy i kłamstwa do gry politycznej.

Bardzo umiejętnie żeruje też na ludzkich lękach i cierpieniu oferując pozornie atrakcyjne, bo proste rozwiązania bardzo złożonych problemów. To sprawia, że łatwiej im do ludzi trafić. Widzimy to chociażby na przykładzie migracji. Prawica nie ma odwagi przyznać, że migracja to norma, a nie problem. Woli przytakiwać atawistycznym ludzkim lękom.

Skrajna prawica to dziś też ruch globalny. To środowiska polityczne, które ze sobą współpracują, mają wspólną strategię i wspólne cele. To Donald Trump w Stanach Zjednoczonych, Jair Bolsonaro w Brazylii czy Viktor Orban na Węgrzech. Żeby stawić im odpór, niezbędna jest współpraca sił demokratycznych. Współpraca, która polega na wyznaczeniu nieprzekraczalnej czerwonej linii: odmawianiu wszelkiej współpracy ze skrajną prawicą.

Tylko tak możemy chronić nasze demokracje przed siłami antysystemowymi: jeśli ci, którzy chcą je demontować i niszczyć nie będą dostawali do ręki narzędzi, które im to umożliwią.

To brzmi jak bardzo słuszny postulat, ale są przykłady, że nawet partie z S&D nie trzymają się tej zasady. Przykładem jest chociażby Litwa, gdzie Litewska Partia Socjaldemokratyczna utworzyła rząd koalicyjny z nacjonalistami z partii Świt Niemna, której lider oskarżony jest o antysemickie wypowiedzi. Świt Niemna nie jest partią w pełni skrajnie prawicową, ale to partia nacjonalistyczna i skrajnie konserwatywna obyczajowo. Wydaje się więc, że to mariaż, który stoi w sprzeczności z waszymi deklaracjami.

Szanujemy dynamiki polityki partyjnej w różnych krajach, one są bardzo rozmaite. W przypadku Litwy nie mamy wątpliwości co do proeuropejskiej, prospołecznej orientacji tego nowego rządu, więc nie zamierzamy podejmować żadnego działania w tej sprawie. Wiemy, że ta koalicja ma w pełni proeuropejską, progresywną agendę.

Socjaldemokracja w kryzysie?

Socjaliści i demokraci rządzą obecnie tylko w pięciu krajach UE, w kilku innych są członkami koalicji rządzących. Prawica rządzi w sumie w 17 krajach UE – liczę tu zarówno kraje, gdzie rządzą partie z Europejskiej Partii Ludowej, jak i te w których rządzą partie z EKR (Włochy i Czechy) lub Patriotów dla Europy (Węgry i Holandia). Teraz stoicie w obliczu poważnego ryzyka utraty władzy w Niemczech. Utrata władzy w Niemczech to dla was duża strata?

To, co stało się w Niemczech, jest jasne. To skutek braku odpowiedzialności koalicjanta, Wolnej Partii Demokratycznej, z którą współpraca od początku była bardzo problematyczna. Olaf Scholz przedstawił budżet, który odpowiadał na potrzeby społeczne – zakładał wzmocnienie polityk społecznych, m.in. w obszarze przeciwdziałania wysokim kosztom energii czy kryzysowi na rynku mieszkaniowym. Jednocześnie uwzględniał konieczność wsparcia dla Ukrainy. Liberałowie zachowali się bardzo nieodpowiedzialnie, nie chcąc przyjąć tego budżetu.

Uważam, że Scholz wykazał się dużą odwagą i odpowiedzialnością, by trzymać się priorytetów naszej rodziny politycznej. Właśnie to powinni robić wszyscy socjaldemokraci. Choćby nie wiem co, w obliczu wyzwań, naszą odpowiedzialnością jest tworzenie polityk, które są wrażliwe społecznie i odpowiadają na potrzeby obywateli.

To, że Scholz – w tak niesprzyjających okolicznościach – utrzymał te priorytety, bronił naszej pozycji, to kwestia politycznej odwagi. Mam nadzieję, że ludzie potrafią to zrozumieć, bo tego potrzebuje dziś Europa.

Odpowiedzią na trudne wyzwania nie jest rezygnowanie z naszych ambicji i z tego, co od zawsze było naszą obietnicą wobec wyborców: dbanie o ten wymiar społeczny i socjalny. Nie jest nią też szukanie kozłów ofiarnych, czy sprzyjanie społecznym lękom. Ludzie muszą to zrozumieć.

„Pakt migracyjny musi być wdrażany w UE”

Szukaniem kozłów ofiarnych i sprzyjaniu społecznym lękom jest już od wielu lat prawicowa i skrajnie prawicowa narracja na temat migracji. W dyskursie politycznym i w mediach migracje przedstawiane są najczęściej w negatywnym kontekście, jako przyczyna różnych problemów społecznych: wzrostu przestępczości, spadku bezpieczeństwa czy niepokojów społecznych. Lęk przed migracją napędza poparcie dla skrajnej prawicy. Co by Pani powiedziała tym, którzy nie widzą wartości w wielokulturowości i obawiają się, że migracja zmienia charakter lokalnych społeczności i przez to są przeciwni migracji do UE?

Migracje to nie problem, migracje to rzeczywistość. To nic nowego w historii Europy czy Unii Europejskiej. To coś, co działo się stale w naszej historii – najbardziej naturalne zjawisko społeczne. Problemem jest natomiast szczucie na migrantów oraz zbyt małe nakłady na polityki społeczne służące utrzymaniu spójności społecznej i integracji.

Europa jest najszybciej starzejącym się kontynentem świata. Potrzebujemy migrantów. Potrzebujemy ludzi na naszych rynkach pracy, aby następowała zastępowalność pokoleń. Uregulowane i odpowiednio zarządzane migracje są jedną z odpowiedzi na to wyzwanie. W tym celu opracowaliśmy pakt migracyjny, który teraz należy wdrożyć. Musimy mieć mechanizmy solidarności między państwami UE, by wspierać te kraje członkowskie, które mierzą się z największą presją migracyjną.

Oczywiście ta presja migracyjna ma różny charakter w różnych częściach Europy: inna jest migracja do Polski, gdzie w tej chwili przebywa najwięcej migrantów z Ukrainy, inna do Hiszpanii, do której przybywa najwięcej osób z Afryki. Pomimo tych różnic jesteśmy w stanie odpowiadać na te wyzwania wspólną europejską polityką migracyjną, której centralną kwestią powinno być poszanowanie praw osób migrujących oraz przestrzeganie przez państwa UE zasad prawa międzynarodowego.

Oczywiście tu znowu mamy do czynienia z cynicznym wykorzystaniem tych obaw przez skrajną prawicę, do budowania dla siebie poparcia.

Pakt migracyjny odpowie na te wyzwania?

Pakt migracyjny nie wyczerpuje tematu, ale to dobry początek. To przede wszystkim strategia ograniczenia nielegalnej migracji do UE. Nowy system obsługi azylantów jest tak zaprojektowany, by uniemożliwiać przemieszczanie się po UE osobom, które prawa do azylu nie mają, przy jednoczesnej promocji legalnych ścieżek migracji, bo – nie miejmy złudzeń – Europa potrzebuje migracji ze względu na potrzeby rynku pracy. Dlatego nie ma w tej chwili odstępstwa od implementacji paktu migracyjnego: zobowiązane do niej są wszystkie państwa członkowskie i na tym musimy się skupić.

Niektóre państwa członkowskie, w tym Polska, sugerują, że powinniśmy być w stanie czasowo zawieszać prawo do azylu, by wymusić w ten sposób zmniejszenie presji migracyjnej. Tego rodzaju rozwiązanie poparła ostatnio szefowa Komisji Europejskiej, która argumentowała nawet, że jest to zgodne z europejskim prawem. Co Pani o tym sądzi?

Nie ma naszej zgody na zawieszanie prawa do azylu. Każde rozwiązanie wdrażane w państwach członkowskich musi respektować zasady prawa międzynarodowego. Nie da się zawiesić prawa do azylu. Od tego nie ma i nie może być odstępstw. To jest dla nas jasne.

„Zielony Ład to konieczność, a nie opcja”

Ofiarą skrajnie prawicowego dyskursu pada też Zielony Ład. Socjaliści i demokraci, obok Zielonych i liberałów, najmocniej i najkonsekwentniej domagają się jego implementacji. Tymczasem w łonie Europejskiej Partii Ludowej już od dłuższego czasu widać w tej kwestii wahanie. Stąd niedawne skuteczne próby rozwodnienia rozporządzenia o wylesieniach czy wycofanie wniosku Komisji dotyczącego dyrektywy pestycydowej jeszcze przed wyborami. Czy po wysłuchaniach komisarzy jest Pani pewna, że nowa Komisja Europejska planuje pozostać przy jego implementacji, czy musimy się liczyć z tym, że pójdzie on w odstawkę? Zwłaszcza że ważne teki w tej dziedzinie obejmą osoby z Europejskiej Partii Ludowej – np. Holender Wopke Hoekstra czy Szwedka Jessika Roswall.

Tak, dwie teki dotyczące Zielonego Ładu faktycznie obejmą osoby z Europejskiej Partii Ludowej, ale dwie bardzo ważne teki – w tym wiceprzewodniczącej wykonawczej – obejmiemy my. Duński minister ds. klimatu Don Jørgensen z rządzącej obecnie Danią Partii Socjaldemokratycznej obejmie tekę komisarza ds. energii i mieszkalnictwa, a hiszpańska ministra transformacji Teresa Ribera stanowisko wiceprzewodniczącej wykonawczej ds. czystej i sprawiedliwej transformacji. To da nam istotny wpływ na politykę całej Komisji Europejskiej w tej sprawie.

Naszym celem jest oczywiście utrzymanie ambicji klimatycznych, więc będziemy bardzo uważnie śledzić i reagować na wszelkie działania lub zaniechania w tym obszarze. Po wysłuchaniach kandydatów jestem dość spokojna – z ich deklaracji wynika, że zamierzają trzymać się postanowień Zielonego Ładu. Natomiast jest to sprawa, która wymagać będzie ciągłego monitorowania i to zadanie dla nas.

Skrajna prawica bardzo aktywnie działa na rzecz powstrzymania realizacji Zielonego Ładu. Także poprzez rozpowszechnianie w Europie dezinformacji na ten temat. Tu znowu wielka odpowiedzialność spoczywa na Europejskiej Partii Ludowej, by ta nie współpracowała z negacjonistami klimatycznymi. A takie partie znajdują się w grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, których EPL uważa za partnera.

EPL może wybrać współpracę z nami, liberałami i Zielonymi, by działać na rzecz utrzymania naszych ambicji klimatycznych. Albo współpracę ze skrajną prawicą, aby z tych ambicji zrezygnować.

Zielony Ład to określenie, które w ostatnich czasach nie pojawia się w ustach polityków europejskiej centroprawicy. Zastąpiło je pojęcie “czystego przemysłu”. Europosłowie z Polski, z którymi rozmawiałam, tłumaczyli mi, że Zielony Ład budzi za duże emocje. Lepiej mówić o czystym przemyśle, by nie pobudzać tego podsycanego przez skrajną prawicę sprzeciwu. To dobry zabieg?

Żeby możliwa była zielona transformacja, niezbędny jest czysty przemysł, to oczywiste. Działania na rzecz zielonej transformacji przemysłu są oczywistym elementem Zielonego Ładu, ale to tylko jego część. Zielony Ład to też bardzo istotne polityki w dziedzinie rolnictwa i produkcji żywności, transportu czy mieszkalnictwa. Położenie nacisku na transformację przemysłu to zatem bardziej zapowiedź kolejnych działań w sprawie Zielonego Ładu, niż deklaracja co do jego implementacji.

Oczywiście rozumiemy, że temat jest trudny, Zielony Ład rzeczywiście budzi pewne obawy społeczne. Ale to znowu skutek skrajnie prawicowej dezinformacji. My komunikujemy Zielony Ład w zupełnie inny sposób. Tłumaczymy, że zielona transformacja naszych gospodarek to nie opcja lecz konieczność, która w dłuższym okresie przesądzi o większej konkurencyjności europejskich gospodarek oraz o możliwości utrzymania zatrudnienia.

Zielona transformacja to ogromne możliwości dla rozwoju przemysłu, nowych technologii i miejsc pracy. To wielki projekt stymulacji dla europejskich gospodarek i działania prorozwojowe.

Zielony Ład powinien być postrzegany jako szansa, a nie jako problem.

Ale pada ofiarą gry politycznej.

Walka o konkurencyjność UE

Trudno przekonać do tego ludzi, gdy widzi się dane makroekonomiczne. Unia Europejska już od kilku lat przegrywa wyścig o konkurencyjność ze Stanami Zjednoczonymi i Chinami. W ostatnich 15 latach gospodarki UE rozwijały się wyraźnie wolniej od amerykańskiej i chińskiej. Jeszcze 15 lat temu były o 10 proc. większe niż amerykańska, w 2022 roku były już o 23 proc. mniejsze. Częściowo jest to związane także z Brexitem, ale nie tylko. PKB Unii Europejskiej w tym samym czasie wzrosło o 21 proc. PKB USA o 72 proc., a Chin o 290 proc. To dane zaczerpnięte z raportu Santandera. Czy podjęcie trudu zielonej transformacji nie obciąży europejskich gospodarek jeszcze bardziej?

Nie. Zielona transformacja jest niezbędna i jest w pełni kompatybilna z walką o konkurencyjność europejskich gospodarek. Zobaczmy, co się zadziało ostatnio w Hiszpanii, Polsce, Czechach, Słowacji, Austrii – mam na myśli gwałtowne, tragiczne w skutkach powodzie.

Takie wydarzenia to cena, którą płacimy za brak wystarczających działań w obszarze zmian klimatu.

Co do walki o konkurencyjność: mamy mapę drogową w postaci raportu Draghiego. Pierwsze kroki już podjęliśmy w ramach budżetu na rok 2025. Żeby zawalczyć o konkurencyjność potrzebujemy przede wszystkim stawić czoła wyzwaniom: unowocześniać nasze gospodarki i realizować plan sprawiedliwej, zielonej transformacji. Odpowiedzialność za ten obszar przez najbliższych pięć lat będzie ponosić wiceprzewodnicząca Komisji Teresa Ribera z naszej grupy. Jestem pewna, że Ribera poczyni niezbędne kroki do egzekwowania implementacji rozwiązań Zielonego Ładu. Jednocześnie zadba o to, by nikogo nie pozostawić w tyle. Musimy chronić nasze rynki przed nieuczciwymi praktykami cenowymi globalnej konkurencji oraz inflacją spowodowaną przez pompowanie zysków przez firmy. Musimy chronić europejskie miejsca pracy i rozwijać europejską bazę przemysłową. Do tego potrzebujemy m.in. strategii czystego przemysłu.

Trump to wyzwanie dla UE

Już 20 stycznia władzę w Stanach Zjednoczonych przejmie Donald Trump. Czy to spełnienie europejskich koszmarów? W jaki sposób zmiana władzy w Ameryce wpłynie na sytuację bezpieczeństwa w Europie?

Zmiana władzy w Stanach Zjednoczonych jest dużym wyzwaniem dla Europy. Wiele stanowisk prezydenta Donalda Trumpa dotyczących stosunków transatlantyckich budzi nasze głębokie zaniepokojenie. Nie tylko w kwestii bezpieczeństwa i wsparcia dla Ukrainy, które może zostać przez nową administrację wstrzymane. Także w kontekście ryzyka wojen handlowych, którymi grozi Trump i tego, w jaki sposób wpłynie to na różne sektory naszej gospodarki.

Wybór Trumpa na prezydenta to dla Europy także kolejne wyzwanie dla światowego porządku opartego na zasadach multilateralizmu.

Zmiana władzy w Białym Domu sprawia, że dziś Europa jest jeszcze ważniejsza niż kiedykolwiek.

Musimy jeszcze mocniej stanąć w obronie naszych wartości, jedności i współpracy, by strzec projektu europejskiego. Nie możemy rezygnować z naszych ambicji, pomimo że sytuacja międzynarodowa jest trudna. Antydemokratyczne siły są coraz mocniejsze i rzucają wyzwanie temu, co chcemy bronić: zasadom państwa prawa, wolnościom demokratycznym i prawom człowieka. W związku ze zmianą władzy w USA może się okazać, że Europa znowu będzie stała w obronie tych wartości sama. Ale nie możemy się ugiąć i poddać. To ważny moment.

Socjaliści i demokraci konsekwentnie domagają się od państw członkowskich i instytucji unijnych wsparcia dla Ukrainy przeciwko rosyjskiej agresji. Co, jeśli Donald Trump po objęciu prezydentury podtrzyma swoje zapowiedzi z kampanii wyborczej i wstrzyma amerykańską pomoc dla Kijowa? Amerykanie na pomoc Ukrainie wydali dotąd więcej niż Europa. Czy Europa będzie w stanie wygenerować środki, by uzupełnić brakujące amerykańskie wsparcie?

Oczywiście to jest realne zagrożenie, że tak się stanie – to jest dla nas jasne. Dlatego musimy robić wszystko, by wzmacniać nasze europejskie zaangażowanie w pomoc Ukrainie. Wsparcie Ukrainy nie jest opcją, jest koniecznością.

Obrona Ukrainy to tak naprawdę obrona naszych demokracji, to walka o bezpieczeństwo Unii Europejskiej.

Jeśli USA wstrzymają wsparcie dla Ukrainy, Europa będzie musiała znaleźć na to środki. To będzie trudne, ale konieczne.

Podczas przesłuchania kandydata na komisarza obronności dowiedzieliśmy się, że europejska luka obronna, wynikająca ze zbyt małych nakładów państw członkowskich na obronność, wynosi około miliarda euro. To gigantyczne pieniądze. W jaki sposób możemy sfinansować większe wydatki obronne w nowym wieloletnim budżecie?

To zagadnienie towarzyszy nam od początku wojny. Jak UE może odpowiadać na rosnące potrzeby obronne przy ograniczonym budżecie. To nic nowego. Odpowiedź jest jedna: UE potrzebuje większego budżetu. Socjaliści i Demokraci od początku stoją na stanowisku, że wydatki obronne nie mogą być ponoszone kosztem innych polityk. Chodzi przede wszystkim o wspólną politykę rolną, politykę spójności i polityki społeczne.

Żeby utrzymać dotychczasowy poziom wydatków na te cele, a jednocześnie zwiększyć wydatki w dziedzinie obronności, potrzebujemy nowych zasobów własnych do budżetu UE. A to oznacza konieczność zrobienia kolejnego kroku np. w dziedzinie opodatkowania międzynarodowych korporacji czy opodatkowania towarów importowanych. Chodzi o towary, które w krajach wytworzenia podlegają mniej restrykcyjnym obostrzeniom środowiskowym i klimatycznym. Ich wytworzenie jest tańsze niż w przykładającej większą wagę do dbałości o środowisko i klimat Unii Europejskiej.

Wciąż mamy też dużo do zrobienia w kwestii naszego systemu podatkowego. System podatkowy powinien być sprawiedliwy. Zarówno osoby fizyczne, jak i firmy, w tym te największe, międzynarodowe, powinny płacić podatki od dochodu tam, gdzie go uzyskują. Tu jest wielka luka, którą musimy załatać. Obecny budżet UE to zaledwie 2 proc. dochodu narodowego europejskich gospodarek brutto. Spokojnie mamy pole manewru. Im większy budżet UE, tym większa skuteczność bardzo ważnych polityk realizowanych przez UE.

;
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze