0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. FREDERICK FLORIN / AFPFot. FREDERICK FLORI...

Druga kadencja Ursuli von der Leyen może się okazać dużo trudniejsza niż pierwsza. Szefowa Komisji Europejskiej nie będzie mogła liczyć na tak dobrą współpracę z państwami członkowskimi jak w pierwszej kadencji. Być może będzie się też musiała zmierzyć z drugą prezydenturą Donalda Trumpa.

Mocniejszy mandat

Von der Leyen zdobyła reelekcję na drugą kadencję w fotelu przewodniczącej Komisji Europejskiej na lata 2024-2029. Za jej pozostaniem na stanowisku w czwartek 18 lipca zagłosowało 401 europarlamentarzystów, 284 było przeciwko. Zwyciężyła głównie dzięki poparciu trzech grup tworzących w Parlamencie nieformalną koalicję: Europejskiej Partii Ludowej, Socjalistów i Demokratów oraz liberałów z Odnowić Europę.

Ale o jej ponownym wyborze aż tak wyraźną większością głosów (41 głosów więcej niż wymagane minimum) zadecydowało poparcie Zielonych.

Dość konsekwentnie wprowadzając kolejne bardzo szerokie regulacje Europejskiego Zielonego Ładu, w ciągu pięcioletniej kadencji Ursula von der Leyen przekonała się do siebie grupę, która jeszcze w 2019 roku uważała jej plan zielonej transformacji za dalece niewystarczający i nie poparła jej kandydatury na szefową KE.

Wbrew przedwyborczym obawom o mocny skręt Europejskiej Partii Ludowej na prawo, von der Leyen przedstawiła program, który raczej nie zadowoli najgłośniej protestujących przeciwko jej polityce. Choć częściowo wychodzi on naprzeciw niektórym postulatom protestujących rolników czy eurosceptyków.

Przeczytaj także:

Jednak Zielona Europa

Von der Leyen zapowiedziała:

  • konsekwentne trzymanie się założeń Zielonego Ładu, a nawet wpisanie do Europejskiego Prawa Klimatycznego kolejnych wiążących celów redukcji emisji gazów cieplarnianych o 90 proc. względem poziomów z 1999 roku do 2030 roku;
  • nową strategię dla rolnictwa, której celem będzie m.in. wzmocnienie pozycji rolników względem wielkich producentów oraz sieci handlowych, a tym samym podwyższenie ich dochodów, a jednocześnie dalsza reforma wspólnej polityki rolnej tak, by większa część przeznaczanych na nią środków działała jak zachęta do czynienia produkcji bardziej ekologiczną i dbania o zasoby naturalne;
  • dalsze odchodzenie od paliw kopalnych i rozwój energetyki odnawialnej;
  • nową strategię na rzecz czystego przemysłu, czyli kontynuację zielonej transformacji kolejnych gałęzi gospodarek; podkreśliła, że Europa jednocześnie przechodzi „reindustrializację oraz dekarbonizację”, a wbrew twierdzeniom krytyków Zielony Ład to strategia wzrostu gospodarczego, a nie osłabiania europejskich gospodarek;
  • kontynuację bezwzględnego wsparcia dla Ukrainy „tak długo, jak potrzeba”;
  • podjęcie działań na rzecz poprawy dostępności przystępnych cenowo mieszkań – w tym celu zapowiedziała powołanie nowego komisarza ds. mieszkalnictwa;
  • wcielanie w życie założeń kontestowanego przez wielu – zarówno z lewej, jak i prawej strony sceny politycznej – paktu migracyjnego;
  • trzymanie się zasad warunkowości w dostępie do funduszy unijnych, czyli warunkowanie dostępu do pieniędzy z budżetu UE od poszanowania praw zawartych w Europejskiej Karcie Praw Podstawowych oraz zasad praworządności;
  • działania na rzecz ochrony demokracji – walkę z uzależniającym charakterem mediów społecznościowych, szereg rozwiązań, których celem będzie przeciwdziałanie wpływowi zewnętrznych aktorów takich jak np. Rosja czy Chiny na procesy demokratyczne w UE i opinię publiczną (to ma być „tarcza dla demokracji”, za pomocą której możliwe będzie przeciwdziałanie wrogim aktom w sieci oraz nakładanie sankcji. Von der Leyen chce też większej przejrzystości pozaeuropejskiego finansowania życia publicznego w UE – partii politycznych, organizacji pozarządowych itp.).

Ponadto, ryzykując głośne protesty ze strony narodowo-konserwatywnej i skrajnej prawicy, podtrzymała też swoją wcześniejszą, wielokrotnie już powtarzaną deklarację, że zgodnie z ustaleniami Konferencji na temat Przyszłości Europy oraz wezwaniami Parlamentu Europejskiego będzie dążyła do przeprowadzenia reformy traktatowej Unii Europejskiej.

Część jej zapowiedzi wpisuje się też w zarzuty o rozszerzanie kompetencji UE – chodzi m.in. o zapowiedź działań na rzecz zwiększenia integracji służb zdrowia czy działania na rzecz rozwiązania kryzysu w dostępie do mieszkań.

Zadowolić niezadowolonych

Jednocześnie część jej zapowiedzi przynajmniej częściowo wychodzi naprzeciw postulatom jej krytyków. Von der Leyen zapowiedziała:

  • szereg działań na rzecz poprawy konkurencyjności europejskich gospodarek, przede wszystkim w zakresie ograniczania wymogów biurokratycznych (każdy komisarz będzie miał za zadanie przeprowadzenie audytu w swojej dziedzinie i wskazanie obszarów, gdzie możliwe będzie ograniczenie biurokracji); zwiększenie konkurencyjności ma się też odbywać poprzez zwiększenie dostępności finansowania dla firm (Ursula von der Leyen zapowiedziała m.in. uruchomienie nowego funduszu europejskiego – Funduszu Konkurencyjności) oraz pogłębianie jednolitego rynku, w tym rynku kapitałowego;
  • szereg inwestycji w obronność i bezpieczeństwo, ograniczających się jednak do działań na rzecz budowy wspólnego rynku zbrojeniowego oraz wsparcia przez Komisję wspólnych zamówień, zakupów i zabezpieczania łańcucha dostaw, a także europejskiego finansowania dużych paneuropejskich projektów obronnych typu budowa europejskiej tarczy przeciwlotniczej;
  • podejmowanie działań na rzecz ograniczenia migracji do UE poprzez podpisywanie kolejnych umów z krajami naszego „południowego sąsiedztwa”, czyli m.in. Afryką celem powstrzymywania migracji do UE oraz wzmocnienie możliwości operacyjnych Frontexu poprzez zwiększenie liczby strażników granicznych do 30 tysięcy.

Dość ostrożnie wypowiedziała się też o rozszerzeniu wspólnoty – co prawda powtórzyła, że „zapraszanie do UE kolejnych krajów to nasz moralny obowiązek i geostrategiczny interes”, to w jej wystąpieniu nie padły żadne konkretne deklaracje, że UE miałaby się rozszerzyć już w tej kadencji. Dla krajów oczekujących na wejście do UE od niemal 20 lat (np. niektórych państw Bałkanów Zachodnich) przemówienie von der Leyen w tym punkcie było bardzo rozczarowujące.

Von der Leyen nie wiele miała też do zaproponowania kobietom i mniejszościom w Europie. Jej deklaracja dotycząca praw kobiet ograniczyła się do zapowiedzi europejskiego audytu praw kobiet oraz dalszych działań na rzecz równości zarobków i eliminacji ubóstwa emerytalnego.

Wbrew oczekiwaniom m.in. europejskich liberałów, w jej programie nie znalazł się postulat wpisania aborcji do Karty Praw Podstawowych ani wyrównania ochrony praw mniejszości w UE.

Rośnie opozycja wobec europejskiej koalicji

Ale polityczny plan von der Leyen to jedno, a możliwość wprowadzania go w życie to drugie.

W nowej kadencji szefowa KE będzie musiała zmagać się ze znacznie mocniejszą opozycją w gronie państw członkowskich.

Wybranie Ursuli von der Leyen na drugą kadencję w fotelu szefowej Komisji Europejskiej było możliwe dzięki szerokiemu poparciu w Radzie Europejskiej, która nominowała ją do tej roli podczas szczytu UE w czerwcu 2024 (27 i 28 czerwca), a także dzięki wyrażonemu 18 lipca poparciu Parlamentu Europejskiego. W Radzie Niemka mogła liczyć na poparcie szefów rządów aż 22 z 27 krajów członkowskich, których partie polityczne należą do jednej z trzech grup tworzących w nowym PE nieformalną koalicję: Europejskiej Partii Ludowej, Socjalistów i Demokratów oraz Odnowić Europę.

Ta dominacja przedstawicieli sił centroprawicowych, centrolewicowych i liberalnych w Radzie Europejskiej i Radzie UE, która ułatwiała niezbędną do uzgadniania legislacji europejskich współpracę między Komisją Europejską a państwami członkowskimi, miała miejsce przez większość jej poprzedniej kadencji.

Np. w 2020 roku krajobraz polityczny Unii Europejskiej wyglądał tak, że aż w 24 z 27 państw członkowskich rządzili członkowie EPL, S&D lub Odnowić Europę, czyli partii tworzących koalicję w PE. To nie oznacza, że odkładali na bok narodowe interesy i na wszystko się między sobą zgadzali, ale panowała dość dobra atmosfera i otwartość do współpracy.

W poprzedniej kadencji najmocniejszą opozycją wobec Ursuli von der Leyen był premier Polski Mateusz Morawicki (PiS, EKR) oraz premier Węgier Viktor Orbán (do 2021 formalnie należący jeszcze do EPL, ale na skutek łamania praworządności już mocno zdystansowany od grupy; obecnie jeden z głównych założycieli skrajnie prawicowej grupy Patrioci dla Europy). Z opozycyjnej wobec EPL grupy wywodził się jeszcze ówczesny premier Włoch Giuseppe Conte (Ruch Pięciu Gwiazd, grupa Lewica), ale ze względu na problemy finansowe swojego kraju ustawiał się raczej w pozycji konstruktywnego partnera.

Następne pięć lat w UE będzie zupełnie inne.

Orbán wciąż pełni funkcje naczelnego wetującego w Radzie Europejskiej, w najbliższym czasie mogą do niego dołączyć kolejni.

Wzrost skrajnej prawicy przekłada się na rządy

Zrzeszająca partie skrajnej prawicy grupa Patrioci dla Europy już niebawem może mieć aż pięciu szefów rządów w Radzie Europejskiej, a nie jednego, jak teraz (Węgry). Założyciele tej grupy: premier Węgier Viktor Orbán, były premier Czech Andrej Babiš oraz szef austriackiej skrajnie prawicowej partii FPÖ Herbert Kickl, dobrze to wymyślili: zaprosili do grupy partie, które mają spore szanse na zdobycie władzy w swoich krajach w najbliższym czasie.

Jeśli dodać do tego ustawiających się w opozycji do von der Leyen premierów z grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów oraz Lewicy to okaże się, że

opozycja wobec Komisji Europejskiej w Radzie Europejskiej oraz Radzie UE może liczyć aż 9 z 27 liderów państw.

To może oznaczać trudności w wypracowaniu większości kwalifikowanej dla niemal wszystkich wniosków KE oraz jeszcze większe trudności z podejmowaniem tych decyzji, do których niezbędna jest jednomyślność, w tym o sankcjach.

Przy 27 krajach członkowskich większość kwalifikowaną stanowią głosy co najmniej 15 z 27 państw członkowskich reprezentujących 65 proc. ludności UE. Przy aż dziewięciu krajach programowo przeciwnych nowej Komisji negocjacje nad kolejnymi aktami prawnymi mogą być niezwykle trudne.

Dużo łatwiej będzie także o formowanie mocnych mniejszości blokujących.

W głosowaniach większością kwalifikowaną, które stanowią większość głosowań w UE, mniejszość blokującą mogą sformować zaledwie 4 kraje – bez względu na to, jaki odsetek ludności reprezentują. Jeśli Patrioci dla Europy będą chcieli prowadzić do obstrukcji prac UE, będą mieli do tego wszelkie niezbędne narzędzia.

Niekorzystne zmiany rządów

Tylko w ciągu ostatnich kilku miesięcy do potencjalnie niekorzystnej dla szefowej KE zmiany władzy doszło w dwóch krajach UE, a w kolejnych czterech do niekorzystnej zmiany może dojść jeszcze w 2024 lub w 2025 roku.

W Holandii władzę przejęła właśnie nowa koalicja rządząca skrajnie prawicowej partii Wolności Geerta Wildersa (PVV, grupa Patrioci dla Europy), wspierana przez Partię Ludową na rzecz Wolności i Demokracji byłego premiera Marka Ruttego (Odnowić Europę) oraz dwie partie z EPL (Nowy Kontrakt Społeczny oraz Ruch Rolniczo-Obywatelski). Choć nowa koalicja ma raczej na celu powstrzymanie zdominowania agendy nowego rządu przez prawicowych radykałów, to tam, gdzie w ministerstwach zasiądą członkowie PVV, możemy spodziewać się obstrukcji prac Rady UE.

Jesienią 2023 roku w przedterminowych wyborach w Słowacji władzę zdobył populistyczny, narodowo-lewicowy Smer (partia niezrzeszona w PE), którego lider, premier Robert Fico, jest obok Viktora Orbána jednym z najbardziej prorosyjskich premierów w UE. Fico zapowiadał w kampanii wyborczej, że gdy zdobędzie mandat, będzie „walczył z Brukselą”. W marcu 2024 roku władza jego obozu uległa konsolidacji, gdy prezydenturę zwyciężył Peter Pellegrini z koalicyjnej wobec SMERU partii Hlas.

Fico i Pellegrini zdają się na razie zajmować dość konstruktywne stanowisko na forum UE (np. Fico potwierdził wsparcie dla Ukrainy i potrzebę poszukiwania pokoju, który „uszanuje suwerenność i granice Ukrainy”), ale na forum krajowym wciąż pokazują się jako opozycja wobec „europejskich eurokratów z obozu liberalno-lewicowego”, co może uczynić z nich trudnych partnerów.

Do niekorzystnej zmiany władzy lada moment dojdzie też w Belgii. Kończą się rządy zaprzyjaźnionego z Ursulą von der Leyen liberała Alexandra de Croo. Jego partia Flamandzkich Liberałów i Demokratów w czerwcowych wyborach zdobyła zaledwie 5,4 proc. głosów. Wybory wygrały dwa skrajnie prawicowe ugrupowania – zrzeszony w grupie EKR Nowy Sojusz Flamandzki (N-VA) oraz należący do Patriotów dla Europy Flamandzki Interes (Vlaams Belang), które postulują rozpad belgijskiej federacji na dwa niezależne podmioty – Flandrię i Walonię.

Misję formowania rządu w Belgii król powierzył liderowi Nowego Sojuszu Flamandzkiego Bartowi de Weverowi. Ten prowadzi rozmowy koalicyjne z siłami centroprawicowymi, liberałami i centrolewicą – z centroprawicowym Ruchem Reformatorskim (MR), centrowym Les Engagés, partią Chrześcijańskich Demokratów i Flamandów (CD&V) oraz centrolewicową partią Naprzód.

N-VA wykluczyło zaproszenie do koalicji Vlaams Belang, bo to ich główny konkurent polityczny. Jeśli rozmowy koalicyjne się powiodą, na czele belgijskiego rządu stanie Bart de Wever, czyli lider partii z grupy EKR opozycyjnej wobec von der Leyen. To może jednak zająć trochę czasu – Belgia słynie z tego, że rozmowy koalicyjne potrafią się ciągnąć nawet ponad 1,5 roku.

EPL traci Austrię i Irlandię

Niebawem do grona krajów z rządem opozycyjnym wobec europejskiej koalicji może dołączyć też Austria. Kończą się rządy kanclerza Karla Nehammera z Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP), należącej do EPL. Wybory federalne odbędą się już jesienią 2024 roku, w sondażach prowadzi skrajnie prawicowa Wolnościowa Partia Austrii – FPÖ Herberta Kickla, która może wypchnąć z rządu konserwatywną ÖVP lub wejść z nią w koalicję. Lider FPÖ, który jest jednym z założycieli grupy Patrioci dla Europy, ma szansę na fotel premiera.

Już w marcu 2025 roku może dojść też do zmiany na stanowisku premiera Irlandii. Do tej pory Irlandia była jednym z krajów, w których rządziło EPL – władzę sprawuje tam zrzeszona w tej grupie centroprawicowa, proeuropejska partia Fine Gael z premierem Simonem Harrisem na czele. Do wyborów zostało jednak tylko kilka miesięcy, a w sondażach wyraźnie prowadzi demokratyczno-socjalistyczna Sinn Féin (grupa Lewica), która postuluje zjednoczenie Irlandii z Irlandią Północną. W 2022 roku Sinn Féin wygrała wybory parlamentarne w Irlandii Północnej – po raz pierwszy od podziału Irlandii na niepodległą Republikę oraz zależną od Brytanii Irlandię Północną. Ewentualny premier z tej lewicowej partii może być głośnym oponentem konserwatystki Ursuli von der Leyen. Grupa Lewica nie poparła bowiem kandydatury von der Leyen na szefową KE.

Nieco później, bo jesienią 2025 roku może nastąpić niekorzystna dla von der Leyen zmiana władzy w Czechach. Obecnie Czechami rządzi koalicja partii z grupy EKR i EPL, z dominacją EKR (do tej grupy należy premier Czech Petr Fiala z ODS), ale premier Fiala ma raczej dobre relacje z Ursulą von der Leyen. Obecne sondaże pokazują jednak, że gdyby wybory odbyły się teraz, to na zwycięstwo mogłaby liczyć należąca do Patriotów dla Europy partia ANO byłego premiera Andreja Babiša. ANO to jedna z partii założycielskich Patriotów dla Europy, grupy, która ustawia się w najmocniejszej kontrze do trójkolorowej europejskiej koalicji.

Trudne relacje z Meloni

W najbliższym czasie Ursula von der Leyen może spodziewać się też zdecydowanego pogorszenia relacji na linii KE – Włochy. Premierka Włoch Giorgia Meloni, która od momentu objęcia władzy we Włoszech we wrześniu 2022 roku starała się zajmować konstruktywne stanowisko na forum UE, wspierając Ukrainę, angażując się na rzecz uchwalenia paktu migracyjnego oraz mediując między Radą Europejską a szafującym kolejnymi wetami Viktorem Orbánem, liczyła na to, że wzrost popularności narodowo-konserwatywnej prawicy przełoży się na możliwość tworzenia nowej, bardziej prawicowej większości w Parlamencie Europejskim.

Meloni boleśnie przejechała się jednak na awansach wobec von der Leyen.

Choć przez chwilę po wyborach jej grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów wydawała się być trzecią największą grupą w Parlamencie (w wyniku dołączania kolejnych europosłów do grupy Patrioci Europy, spadli na czwarte miejsce), Meloni została wykluczona z rozmów koalicyjnych, które prowadziły Europejska Partia Ludowa, Socjaliści i Demokraci oraz Odnowić Europę.

Następnie okazało się, że Ursula von der Leyen przedstawiła program, który chętnie poparli Zieloni, w związku z czym nie miała powodu czynić żadnych istotnych ustępstw na rzecz postulatów EKR, by starać się o ich głosy w PE (choć faktycznie takie uczyniła: powołanie nowego komisarza ds. regionu śródziemnomorskiego oraz zapowiedź podpisywania kolejnych niedopuszczalnych z punktu widzenia lewicy i liberałów umów z krajami Afryki celem powstrzymywania migracji do UE, można uznać za tego rodzaju działania).

Meloni, która liczyła na to, że uda jej się dołączyć do współdecydującego o losach Europy demokratycznego centrum, została po wyborach wyraźnie porzucona na politycznym oucie. Przez wielu komentatorów jest uważana za największą przegraną tych wyborów.

To może ją pchnąć do współpracy z siłami przeciwnymi rządzącej koalicji, choć na razie premierka Włoch zapowiada, że niczego takiego nie planuje.

Francuskie zagrożenie

Jeszcze dalej na horyzoncie pojawia się prawdopodobna zmiana władzy w Pałacu Elizejskim. Pomimo powstrzymania Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen od objęcia władzy we Francji w przyspieszonych wyborach parlamentarnych w lipcu 2024 roku, sondaże pokazują, że Le Pen wciąż pozostaje faworytką nadchodzących wyborów prezydenckich, które odbędą się we Francji w 2027 roku. Marine Le Pen to liderka, która należy do eurosceptycznej, skrajnie prawicowej grupy Patrioci dla Europy.

Dołączenie Francji, jednego z najstarszych i największych krajów UE, do obozu eurosceptyków i suwerenistów, będzie wielkim ciosem dla proeuropejskich sił.

Niestabilna może się też okazać sytuacja w Bułgarii. Choć obecnie krajem rządzi kontrowersyjny premier z partii należącej do Europejskiej Partii Ludowej – Boiko Borysow z GERB (wielokrotnie oskarżany o bardzo poważną korupcję i zawłaszczanie państwa), to w ciągu ostatnich trzech lat Bułgarzy szli do urn wyborczych sześć razy. Nie wiadomo, czy obecna większość rządząca okaże się wystarczającą stabilna, lub nie sprowokuje wcześniejszych wyborów jakimiś aferami.

Jeśli utrzymają się obecne trendy sondażowe, pozytywna może się za to okazać dla von der Leyen zmiana w Niemczech.

Obecnie najmocniejsza w sondażach jest niemiecka chadecja – CDU/CSU, z którego wywodzi się von der Leyen. Ta partia wygrała też czerwcowe wybory do Parlamentu Europejskiego, zdobywając 30 proc. głosów. Gdyby wybory federalne odbyły się w lipcu 2024, CDU/CSU mogłaby liczyć na 31 proc. głosów, a kandydat tej partii mógłby zastąpić na stanowisku kanclerza Niemiec Olafa Scholza z SPD (S&D), osłabionego wynikiem rządzącej koalicji w wyborach do europarlamentu. Tu jednak może się jeszcze dużo wydarzyć – wybory federalne dopiero w październiku 2025 roku. Np. istnieje ryzyko dalszego wzrostu skrajnie prawicowej AfD.

Trudne otoczenie międzynarodowe

Poza coraz silniejszą opozycją wobec proeuropejskiego, demokratycznego centrum wewnątrz UE, Ursula von der Leyen i jej Komisja Europejska będą musiały mierzyć się też z coraz bardziej wrogim otoczeniem międzynarodowym.

Trwająca wojna w Ukrainie, stałe zagrożenie ze strony Rosji, postępująca konsolidacja antyzachodniego obozu na forum międzynarodowym, coraz bardziej wroga konkurencja z Chinami, wojna na Bliskim Wschodzie, a do tego ryzyko drugiej prezydentury Donalda Trumpa – to wszystko sprawia, że Ursula von der Leyen będzie musiała myśleć i działać bardzo perspektywicznie.

Donald Trump już kilka miesięcy temu zapowiedział, że ciężar wspierania Ukrainy w wojnie w Rosją Europa powinna wziąć przede wszystkim na siebie.

Jego nieortodoksyjne podejście do stosunków międzynarodowych i przekładanie transakcyjnego, biznesowego sposobu myślenia na relacje między państwami mogą spowodować, że Trump będzie próbował kontrowersyjnych rozwiązań, by zakończyć trwającą w Ukrainie wojnę. Podczas trwającej obecnie kampanii wyborczej przed listopadowymi wyborami w USA Trump na każdym kroku powtarza, że jest w stanie zakończyć „każdy trwający obecnie konflikt na świecie jednym telefonem”.

Jeśli dojdzie do władzy, może spowodować zerwanie europejsko-amerykańskiego tandemu, który w okresie prezydentury demokraty Joe Bidena był głównym źródłem wsparcia dla walczącej Ukrainy.

Ponadto Trump oskarża Unię Europejską o nieuczciwe wspieranie niektórych gałęzi przemysłu i grozi nakładaniem ceł na europejskie produkty. Nie jest też tajemnicą, że między Donaldem Trumpem a szefową KE Ursulą von der Leyen zupełnie nie ma chemii, która dla Trumpa jest bardzo ważna. Formalna, przywiązana do zasad i reguł von der Leyen i nonszalancki, zdecydowanie pozbawiony ogłady Trump nie nadają na tych samych falach.

;
Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze