0:000:00

0:00

Prawa autorskie: JOHNBOB & SOPHIE PRESSJOHNBOB & SOPHIE PRE...

Dziś Dzień Kobiet, więc jak co roku politycy chętnie składają kurtuazyjne życzenia, rozdają kwiaty i całują ręce. Kobietom to na nic. Przypominamy o prawdziwych problemach i bolączkach polskich kobiet, które coraz częściej zamiast na państwo mogą liczyć wyłącznie na siebie.

Poprawić ściągalność alimentów

Alimenciarze pracują na czarno, ukrywają dochody. Pomagają im pracodawcy, czasem rodziny. Tak od lat unikają odpowiedzialności. W 2019 roku ich dług wobec dzieci przekroczył 12 mld zł. To jedna czwarta wydatków budżetu centralnego na edukację. Życzymy poprawy ściągalności alimentów i zniesienia kryterium dochodowego do funduszu alimentacyjnego, który wynosi dziś 800 zł.

Przeczytaj także:

Skończyć z groszowymi emeryturami

Aż 86 proc. osób, które pobierają emerytury niższe niż świadczenie minimalne, to kobiety. „Obowiązki opiekuńczo-wychowawcze, które ciążą na kobietach, oznaczają przerwy w karierze. A to prosta droga do nieuzbierania stażu. Kobiety nie opiekują się tylko dziećmi, ale wszystkimi osobami zależnymi - osobami z niepełnosprawnościami czy starszymi rodzicami” - mówi OKO.press prof. Szarfenberg.

Familizacja opieki, czyli przenoszenie obowiązków opiekuńczych z instytucji publicznych na rodziny, to nie jedyne co wpycha kobiety w ubóstwo. Na ich niekorzyść działa także decyzja o dywersyfikacji wieku emerytalnego.

Krótszy okres płacenia składek emerytalnych oznacza, że kobiety systemowo oszczędzają na emeryturę krócej niż mężczyźni, ale pobierają ją dłużej. Szacuje się, że kobieta, która przejdzie na emeryturę mając 60 lat, dostanie 66 proc. świadczenia, które przysługuje mężczyźnie w wieku 65 lat.

Przywrócić finansowanie in-vitro

W 2016 roku PiS zamknął rządowy program dofinansowania leczenia niepłodności metodą in vitro, w którym urodziło się ponad 22 tys. dzieci. Gdy inne kraje debatują nad otworzeniem metody dla samotnych kobiet i lesbijek, polski rząd krzyczy o nieetycznym “mrożeniu dzieci” i inwestuje w naprotechnologię. Metodę, która w niczym nie jest w stanie pomóc parom z bezpłodnością, i nigdzie na świecie nie jest uznawana za alternatywę dla in vitro. A problem jest poważny. Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Embriologii szacuje, że na niepłodność cierpi co szósta, a może nawet co piąta para będąca w wieku rozrodczym.

Uregulować uznanie płci

Osoby transpłciowe mają utrudnioną drogę do zmiany płci w dokumentach, która uzależniona jest od zawiłego procesu diagnostycznego. Po zgromadzeniu obszernej dokumentacji, można wejść na drogę sądową - pozwać rodziców, za to, że źle określili płeć dziecka po urodzeniu.

Postępowania często ciągną się latami ze względu na nieakceptującą rodzinę. Procedury opóźniają też sami sędziowie, którzy wnioskują o powtórzenie procesu diagnostycznego. Ustawa o uzgodnieniu płci, która miała w końcu uregulować status osób transpłciowych została zawetowana przez prezydenta Andrzeja Dudę.

Zapewnić dostęp do antykoncepcji awaryjnej

Polska jest jedynym krajem w Europie, który odbiera kobietom prawo do aborcji, jednocześnie utrudniając im zapobieganie niechcianej ciąży. To brak edukacji seksualnej, ale też rzucanie kłód pod nogi jeśli chodzi o dostęp do antykoncepcji awaryjnej, która tylko w Polsce i na Węgrzech wymaga recepty lekarskiej, często niemożliwej do zdobycia w krótkim czasie.

Prawo do bezpiecznej, legalnej aborcji

Zakazem aborcji ze względu na wady płodu rząd PiS tylko pogłębił problem niedostępności aborcji. Oficjalnie dopuszczono tortury, jakimi jest zmuszanie kobiet do donoszenia ciąży, nawet jeśli nie ma nadziei na przeżycie dziecka.

Tak zwany kompromis z 1997 roku także odbierał kobietom prawo do decydowania o własnym ciele, choć aborcje odbywały się, odbywają i będą się odbywały niezależnie od obowiązujących przepisów.

Kobiety, które chcą przerwać ciążę, są porzucane przez państwo i zmuszone do radzenia sobie na własną rękę. Muszą też obawiać się o bezpieczeństwo tych, którzy będą przy tym z nimi. Polskie prawo nie karze kobiety za własną aborcję, ale wyrok więzienia grozi każdemu, kto jej w tym pomoże. Na przykład chłopaka, który zamiast porzucić swoją dziewczynę w trudnej sytuacji, odpowiedzialnie kupuje dla niej leki.

Dostęp do aborcji został uzależniony od solidarnego aktywizmu kobiet. Działalność kolektywów kobiet pomagających Polkom dokonać aborcji w różnych krajach - Cioci Wieni, Cioci Basi, Cioci Czesi czy Aborcyjnego Dream Teamu, to tak naprawdę kolejna nieodpłatna praca zrzucana na kobiety przez państwo, które w geście hipokryzji umywa ręce.

"Jesteśmy w stanie komuś, kto odzywa się w piątek, zorganizować wszystko już na poniedziałek, mimo dodatkowych przeszkód związanych z pandemią. To ogrom naszej pracy i czasu, dodatkowe pół etatu. Przy czym aborcja to kilka godzin w klinice, ale z osobami przyjeżdżającymi na anonimowy poród mieszkamy czasem tydzień pod jednym dachem" - mówi Ciocia Wienia

Kobiety, które mimo wielu przeszkód zrobiły aborcję, są zmuszane do milczenia. Często latami boją się przyznać do przerwania ciąży nawet przed najbliższymi.

By można było rodzić po ludzku

W wielu szpitalach wciąż nie rodzi się "po ludzku". Zmusza się kobiety m.in. do porodu naturalnego wbrew własnej woli, a ich ból czy potrzeba kontroli nad własnym porodem nie są traktowane poważnie.

Wbrew zapewnieniom prawicy, kobiety, które rodzą martwe dziecko lub ronią ciążę, nie mogą często liczyć ani na wsparcie, ani na “pokój do wypłakania”, ani nawet na odrobinę empatii i ludzkie warunki przechodzenia przez trudny moment. Jak pokazał niedawny raport NIK, szpitale wciąż pogłębiają ich traumę.

Choć każdego roku ok. 1700 kobiet rodzi martwe dziecko, a u ok. 40 tys. kobiet ciąża kończy się poronieniem, wciąż w wielu szpitalach nie mogą liczyć na odpowiednie traktowanie, kontakt z psychologiem, czy nawet bycie w innym pokoju niż kobiety w ciąży lub po udanym porodzie. Relacje, którymi podzieliły się z nami czytelniczki mrożą krew w żyłach.

„Przy stracie pierwszego dziecka w 2012 roku, położono mnie na sali z kobietą, która właśnie urodziła zdrowe maleństwo. Te dwa dni wywołały we mnie traumę, z której ciężko było się wyleczyć” – wspomina Oliwia. „W pokoju 2×3 pani miała KTG, a ja z martwymi bliźniakami – to zabija gorzej niż nóż w serce” – napisała użytkowniczka Instagrama.

Ta sama płaca za tę samą pracę

Rządzący chwalą się, że dyskryminacja płacowa kobiet w Polsce jest na tle Europy stosunkowo niewielka. To nieprawda.

Prawdziwy poziom dyskryminacji płacowej kobiet w Polsce jest maskowany m.in. przez dobre wykształcenie kobiet w Polsce. Prawie 45 proc. kobiet pracujących w Polsce ma bowiem wyższe wykształcenie – wśród mężczyzn ten odsetek wynosi 27 proc.

Wyższe wykształcenie jest dla kobiet drogą do mniejszej dyskryminacji, ale tylko mniejszej – bo nawet tytuł magistra lub inżyniera nie chroni przed relatywnie niższymi zarobkami.

W najgorszej sytuacji są kobiety z wykształceniem zasadniczym zawodowym, jednak kobiety zarabiają gorzej bez względu na wykształcenie. Takie czynniki jak wykształcenie bierze pod uwagę tzw. skorygowana luka płacowa.

Z badań dr Karoliny Goraus i prof. Joanny Tyrowicz wynika, że w Polsce wynosi ona 20 proc. w stosunku do zarobków mężczyzn, i jest mniej więcej stała. Nie mają na nią większego wpływu zmiany demograficzne ani zmiany w gospodarce.

Innymi słowy, Polki zarabiają jedną piątą mniej od Polaków i nie da się tego wyjaśnić inaczej niż kulturową i systemową dyskryminacją.

100 lat po wywalczeniu praw wyborczych, Polki wciąż traktowane są jak pracownice drugiej kategorii. Ostatnie 30 lat niewiele pod tym względem zmieniło.

By kobiety miały szansę podjąć pracę

Z badania Instytutu Badań Strukturalnych wynika, że aż 75 proc. biernych zawodowo kobiet nie pracuje, bo musi opiekować się dziećmi lub ma inne obowiązki rodzinne.

To znacznie więcej niż średnia unijna – 52 proc. W Szwecji to zaledwie 18 proc.

Spora część z nich chciałaby pracować. To aż 37 proc. biernych zawodowo (28 proc. w UE), czyli 475 tys. kobiet. Powodów, dla których nie podejmują zatrudnienia, jest wiele: mała liczba miejsc pracy w miejscu zamieszkania, nieopłacalność podejmowania niskopłatnej pracy i wysokie koszty np. dojazdów i zapewnienia opieki dzieciom, presja kulturowa i normy społeczne kształtujące decyzję o opiece nad dziećmi.

Poprawić dostępność żłobków

Ogromnym problemem jest brak żłobków. Chociaż w raporcie znajdziemy stwierdzenie, że sytuacja w ostatnich latach poprawiła się, to jednak dane są miażdżące.

Tylko co dziesiąte dziecko do lat 3 ma zapewnione miejsce w żłobku. A w aż dwóch trzecich gmin żłobków nie ma. Nie zawsze łatwo jest też z przedszkolami. Na wsi korzysta z nich tylko połowa trzylatków.

Dla kobiet, dla których dostępne są jedynie niskopłatne stanowiska pracy, podjęcie zatrudnienia jest często nieopłacalne. System zasiłków zaprojektowany jest w ten sposób, że podejmując pracę, kobieta może ten zasiłek stracić.

By sprawców przemocy seksualnej spotkała kara

Polska nadal ma ogromny problem z wykrywaniem przemocy seksualnej oraz karaniem tych, którzy się jej dopuszczają. Jednoznacznych danych na temat skali przemocy seksualnej brakuje – ze względu na tabu bardzo trudno ją badać. Rozbieżności w badaniach są więc gigantyczne. Przykładowo:

Badanie na poziomie Unii Europejskiej (Agencja FRA), publikacja 2014 roku:

  • 5 proc. wszystkich kobiet, które wzięły udział w badaniu, zostało zgwałconych po osiągnięciu przez nie wieku 15 lat.

Polskie badanie Fundacji STER „Przełamać tabu”, publikacja 2016 roku:

  • próba odbycia stosunku seksualnego wbrew woli, poprzez groźby lub użycie przemocy fizycznej – 51 proc.;
  • liczba kobiet, które doświadczyły gwałtu, odkąd skończyły 15 lat – 22,4 proc. 53,1 proc. z nich nie powiedziało o tym bliskim, a 91,8 proc. nie zawiadomiło organów ścigania.

Osoby, które zdecydowały się zawiadomić służby o zgwałceniu, w większości spotykają się z niemocą systemu.

W 2017 roku policja wszczęła 2 486 postępowań, z czego tylko w niecałych 51 proc. stwierdziła przestępstwo. Tylko 13,2 proc. osób skazanych za zgwałcenie dostaje w Polsce kary długoterminowe, czyli między 5 a 10 lat więzienia, gdzie średnia europejska wynosi 25,4 proc. (w Czechach 32 proc., na Węgrzech – 33,7 proc., w Niemczech – 24,6 proc., a we Francji – 31,9 proc.).

Z danych tych wynika, że polskie sądy są statystycznie dwa razy łagodniejsze wobec gwałcicieli niż sądy w innych krajach europejskich (dane z European Sourcebook of Crime and Criminal Justice Statistics). Chętniej też karzą sprawców zgwałceń wyrokami w zawieszeniu. "Dziennik Gazeta Prawna" podaje, że między 2010 a 2016 rokiem od 31 proc. do nawet 41 proc. skazanych za gwałty w Polsce dostało kary pozbawienia wolności w zawieszeniu.

By Sejm był progresywny jak kobiety

Nie jest tajemnicą, że w sondażach da się zaobserwować duże różnice w preferencjach politycznych kobiet i mężczyzn. Najkrócej można podsumować to stwierdzeniem, że kobiety mają po prostu zdecydowanie mniejszą tolerancję dla radykalnie prawicowej retoryki. Z okazji ich święta życzymy więc, by układ sił w polskiej polityce nieco bardziej odzwierciedlał ich poglądy.

;

Udostępnij:

Redakcja OKO.press

Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press

Komentarze