0:00
0:00

0:00

"Zanim śmiech zgaśnie wam na ustach, przypomnijcie sobie, że tępy nacjonalizm Prawa i Sprawiedliwości, jak z Monty Pythona, nie jest w Europie aż takim wyjątkiem. I nie chodzi tylko o Orbana. Nacjonalistyczny populizm święci triumfy w Wielkiej Brytanii (Nigel Farage i cały Brexit), we Włoszech (Matteo Salvini), Holandii (Thierry Baudet), Niemczech (AfD), Hiszpanii (Vox).

W Finlandii drugą siłą po wyborach 2019 jest Partia Prawdziwych Finów (osobiście wolę tych nieprawdziwych), obecnie prowadzi w sondażach. Marine Le Pen w wyborach europejskich 2019 dostała więcej głosów niż ruch Macrona.

Tęsknota za wspólnotą i narodową tożsamością, której grożą wyobcowane z narodu elity jest odczuwana w niejednym kraju UE. Dlatego warto uczyć się z polskiej lekcji" - pisze naczelny OKO.press Piotr Pacewicz w eseju, który otwiera najnowszy numer niemieckiego magazynu o problematyce międzynarodowej "Kulturaustausch".

W polskim numerze ukazującego się od 1951 r."Kulturaustausch" znalazł się też wywiad z pisarką Joanną Bator o katolickiej, patriarchalnej kulturze i jej konsekwencjach dla Polek, esej Daniela Libeskinda (ur. w Łodzi w 1946 r.) o architekturze Warszawy, a także artykuły Agaty Szczęśniak z OKO.press, Michała Sutowskiego z Krytyki Politycznej, historyka Pawła Machcewicza i Agnieszki Lichnerowicz z TOK.FM.

Za zgodą wydawcy publikujemy tekst Pacewicza (tłumaczony na niemiecki i angielski przez Gabriele Lesser i Jess Smee, z ilustracją Gosi Herby). Śródtytuły od OKO.press.

Oto pełny tekst eseju Piotra Pacewicza.

Polska lekcja

Akurat Niemcom nie trzeba tłumaczyć, że historia bywa niezrozumiała, okrutna, kapryśna, a przy tym głupia, tak - nieskończenie głupia. Miała się już zakończyć, ale wciąż robi swoje, zatrudnia takie postaci jak Bolsonaro, Chavez, Erdogan, Kaczynski, Orban, Putin czy Trump.

Historia jest jednak nauczycielką życia, nie mamy innej. Czy w europejskiej szkole warto wykładać przedmiot historia Polski? Innymi słowy, czy Polska może dać coś Europie, a szczególnie Niemcom poza Robertem Lewandowskim rzecz jasna? Na przykład zły przykład? Złośliwą satysfakcję? Przestrogę? Nie daj Boże prognozę?

Jest pokusa, by polskiej lekcji nie odrabiać.

Lago di Como i eklerki

Latem 1989 r. znalazłem się na konferencji o przyszłości Europy, w luksusowej willi na porośniętych cyprysami zboczach nad Lago di Como. Zwieziono tam ludzi opozycji z całego obozu ZSRR. Pierwszy raz w życiu piłem ristretto podawane przez śnieżnobiałych kelnerów, z mini eklerkami, nie wiedziałem, że mogą być tak małe.

Pamiętam tremę zanim wdałem się w polemikę z Ralphem Dahrendorfem, który przekonywał przedstawicieli Litwy, że Europa musi mieć granice, limes, i że oni - dla dobra Europy rzecz jasna - powinni pozostać po drugiej stronie.

Moje uwagi, że to samo mówili politycy SPD o Polsce spotykając się z podziemną Solidarnością w 1987 roku, pozostały niezauważone, może z powodu kiepskiej angielszczyzny, a może z innych powodów.

Czuliśmy się jak adoptowane dzieci na zjeździe zamożnej rodziny. Równowagę przywrócił nam współpracownik Havla, chyba był to Michael Žantovský, który

pojawił się zaspany w wyciągniętym i nieadekwatnym do klimatu swetrze, podszedł do balustrady i spojrzawszy na lazurowe wody, po których sunęły żaglówki, skrzywił się i mruknął "kicz".

Co się stało z polską transformacją?

W "Gazecie Wyborczej", gdzie przez 16 lat byłem zastępcą Adama Michnika, mieliśmy poczucie, że po wyjściu z podziemnego dziennikarstwa, gdzie wolne słowo było tylko - jak to nazwał Havel - "siłą bezsilnych", zmieniamy świat na lepsze.

Pierwsza redakcja mieściła się w zrujnowanym żłobku (napisaliśmy nawet z kolegą Tomkiem Burskim artykuł "Kindergarten der Freicheit" dla FAZ), ale "Wyborcza" szybko wyrosła na liczący się w Europie dziennik opinii i duży biznes medialny.

Tak, poprawialiśmy świat. Współprowadziłem od 1994 roku akcję "Rodzić po ludzku", jedną z najskuteczniejszych kampanii w historii mediów. Kobiety oceniały szpitale, w których rodziły, my publikowaliśmy poradniki, reportaże i rankingi oraz rodzaj bedekera, z gwiazdkami i sercami. Ukatrupiliśmy bezduszne, poniżające dla kobiet położnictwo. Oddziały przestały przypominać więzienia, łóżeczka noworodków stanęły koło łóżek matek (rooming in), przy porodach pojawili się ojcowie.

W 2004 roku Polska dołączyła do UE. To było znacznie więcej niż spełnienie marzeń.

Myśleliśmy, że Polska to my, a kto się do niej nie przekonał, jeszcze to zrobi.

A jednak w 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego, którego nazwa jest równie uzasadniona jak Partia Sprawiedliwości i Rozwoju Recepa Erdogana, wygrało wybory, a 37,6 proc. poparcia fatalnym zrządzeniem losu przełożyło się na większość 51 proc. mandatów. W 2019 PiS zdobył nawet 43,6 proc.

Jak to się mogło stać? Dla polskiego inteligenta, lewicującego demokraty, to podobnie trudne do przyjęcia jak dla nowojorskiej feministki wygrana Trumpa w listopadzie 2016 r. Zmarła w 2019 r. Ann Snitov opowiadała mi, jak chodzili z mężem po uliczkach SoHo i płakali.

Prymitywna interpretacja brzmi: PiS dokonał wyborczego przekupstwa. Prawda jest bardziej złożona.

Transfer pieniędzy, ale także godności

PiS, owszem, dokonuje redystrybucji ekonomicznej. Przemawiające do wyobraźni sumy idą ludziom wprost do kieszeni, 500 zł na dziecko miesięcznie (120 euro), żeby pomóc "polskim rodzinom" i ratować kraj przed katastrofą demograficzną.

Tak prostacka polityka społeczna nie może być oczywiście skuteczna, dzietność spada na łeb na szyję, w epidemicznym 2020 roku w Polsce urodziło się najmniej po II wojnie światowej - 355 tys. dzieci (a zmarło aż 477 tys. osób).

Ale mimo gigantycznych transferów budżet się nie załamał. PKB rosło dalej, w 2017-2020 roku na poziomie 4,6 - 5,5 proc. PiS wypłaca 13 i 14 emeryturę. Zapowiada obniżkę podatków uboższym i obiecuje, że w 2030 dojdziemy do zamożności na poziomie średniej UE, obecnie PKB per capita wg siły nabywczej to już 77 proc. średniej UE, w 2014 r. było 66 proc.

W latach 2015-2019 odsetek osób zagrożonych ubóstwem lub wykluczeniem społecznym zmalał z 23,4 do 18,2; poniżej średniej UE (21,4).

500 plus wyłoniło z niebytu grupę obywatelek i obywateli biednych, zapomnianych. Dla wielu to był pierwszy sygnał, że państwo o nich pamięta. W OKO.press nazwaliśmy to redystrybucją godności.

Wakacyjny wyjazd za granicę - raczej do Egiptu niż nad Lago di Como - stał się powszechnie dostępny, nawet jeżeli polski lud zamiast ristretto wciąż pije kawę zalewajkę.

Odpowiedź druga: konserwatywny nacjonalizm

Nie doceniliśmy konserwatywnych odruchów lęku przed nowoczesnym światem. Kaczyński umiejętnie je rozbudza, a zarazem obiecuje, że uchroni Polskę przez zagrożeniem.

Na liście strachu są uchodźcy (w 2015 r. mówił, że "różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, mogą tutaj być groźne"), osoby LGBT (w 2019 wołał "wara od naszych dzieci", choć sam jest bezdzietnym, wiecznym kawalerem), a także Niemcy, którzy w imaginarium polskiego kołtuństwa zajęli miejsce Żydów - o wszystkim decydują i wykorzystują biednych Polaków, Tusk i cała opozycja przyjmuje wobec nich "postawę niewolniczą". Wrogami są też wszelkie elity, na czele z niepokornymi sędziami.

Megalomania narodowa rządzących nie zna granic.

Mateusz Morawiecki proponował, by polski naród miał swoje drzewko w Yad Vashem. Dopiero po protestach Żydów (i nie tylko) rząd wycofał się z ustawy o IPN, która pod sankcją karną zabraniała wspominać o współudziale Polaków w Holocauście. Bo Polak nie mógłby robić takich rzeczy, a opisywane przez historyków przypadki pogromów czy donosów na Żydów to "pedagogika wstydu", która ma poniżyć polski naród.

Sędzia kontrolowanego przez PiS Trybunału Konstytucyjnego - teoretycznie najpoważniejszej instytucji państwa - Krystyna Pawłowicz apelowała 21 maja 2021 do Roberta Lewandowskiego: "Graj jutro na dumę Polski, a nie Niemiec! Na swoją dumę!".

Zanim śmiech zgaśnie wam na ustach, przypomnijcie sobie, że tępy nacjonalizm jak z Monty Pythona, nie jest w Europie aż takim wyjątkiem. I nie chodzi tylko o Orbana.

Nacjonalistyczny populizm święci triumfy w Wielkiej Brytanii (Nigel Farage i cały Brexit), we Włoszech (Matteo Salvini), w Holandii (Thierry Baudet), w Niemczech (AfD), w Hiszpanii (Vox). W Finlandii drugą siłą po wyborach 2019 jest Partia Prawdziwych Finów (osobiście wolę tych nieprawdziwych), obecnie prowadzi nawet w sondażach. Partia Marine Le Pen w wyborach europejskich 2019 dostała więcej głosów niż ruch Macrona.

Tęsknota za wspólnotą i narodową tożsamością, której grożą wyobcowane z narodu elity, jest odczuwana w niejednym kraju UE. Dlatego warto uczyć się z polskiej lekcji.

Demokraci na całym świecie starając się powściągnąć ekscesy współczesnego kapitalizmu muszą zadbać o większą równość, a także o „redystrybucję godności”, nie popadając zarazem w populizm. I odwołać się do nietoksycznego patriotyzmu. Łatwe? Nie.

Albo religia, albo nihilizm

Kto by się spodziewał, że głęboko w XXI wieku w środku (geograficznym) Europy w programie rządzącej partii padną słowa, że nauka katolicka „nie ma żadnej konkurencji i można jej przeciwstawić tylko nihilizm”.

To coś więcej niż gra na pozyskiwanie wyborców, których do głosowania na PiS zachęca wielu proboszczów. Anachroniczny prymat religii, jakby Polska była Watykanem, staje się programem działania ministra edukacji.

Sam Kaczyński ostrzegał w październiku 2020 przed demonstracjami Strajku Kobiet: „Musimy bronić kościołów. Za wszelką cenę. Wzywam członków PiS i tych, którzy nas wspierają”. Osobiście sprawdzał zabezpieczenia świątyń, objeżdżając je ze swoimi ochroniarzami z prywatnej firmy Grom Group.

PiS wspiera najbardziej skrajne przejawy sprzecznej z nauczaniem Franciszka mowy polskich hierarchów, jak homofobiczne rozważania bp. Jędraszewskiego "Czerwona zaraza już nie chodzi po naszej ziemi, ale pojawiła się nowa, neomarksistowska. Tęczowa". W kraju, gdzie dzięki mediom (w tym wiele śledztw OKO.press) trwa rozliczanie przestępstw seksualnych kleru, Kościół wciąż gra polityczną rolę.

Dla mojego pokolenia demokratów degrengolada Kościoła jest bolesna, bo pamiętamy zasługi tej instytucji dla opozycji demokratycznej w latach 70 i 80., a także wsparcie procesu akcesji Polski do UE przez Jana Pawła II i polskich biskupów.

Zabójcza prostota postprawdy i nędza polityki

Jest jedno jeszcze zagrożenie, które redaktor portalu internetowego ma non stop przed oczami zerkając na dane z analyticsa z aktualną liczbą czytelników. Prasa drukowana dawała tu błogosławione opóźnienie dwóch dni, dopiero wtedy poznawaliśmy wyniki sprzedaży ezgemplarzowej.

Konsumpcja mediów rządzi się zasadą odruchów emocjonalnych, szybkich skojarzeń, pożarów, które idą przez sieć, by po chwili zgasnąć. W mediach społecznościowych liczy się mocne wyrażenie treści popularnych w danej bańce, a mechanizmy FB domykają granice baniek.

To samo dotyczy polityki - staje się twitterową grą, rzucaniem haseł, ucieczką od meritum. Zgodnie z cyniczną zasadą Realpolitik partie tworzą programy, żeby wygrać wybory, jednak nie wygrywają wyborów po to, by realizować programy.

Liczy staje się infotainment, rozrywka, jakiej dostarcza polityka. Awantura kręci widza. Z tego punktu widzenia polityk, który mówi straszne rzeczy, w tym strasznie głupie rzeczy, jest atrakcyjniejszy niż człowiek rozsądny.

Słowa odklejają się od sensu, a odpowiedzialność od politycznych działań. Kiedy w lipcu 2020 eksperci zapowiadali nadejście II fali epidemii, władze przeforsowały wybory prezydenckie. Premier Morawiecki publicznie apelował: "Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się tej epidemii. To dobre podejście, bo ona jest w odwrocie. Już nie trzeba się bać. Trzeba pójść na wybory tłumnie 12 lipca. Wszyscy, zwłaszcza seniorzy, nie obawiajmy się, idźmy na wybory". Wiedział, że ludzie starsi zagłosują za II kadencją Dudy.

W warszawskim wykładzie na zaproszenie OKO.press Jan Werner Mueller definiował, że populiści odwołują się do „prawdziwego ludu”, a jednocześnie wykluczają z niego wszystkich, którzy się z nimi nie zgadzają. "My i tylko my reprezentujemy naród".

"Wyborcza autokracja" ma dać pełną swobodę w prowadzeniu polityki, PiS nawiązuje tu czasem do Carla Schmitta, lukrując jego faszystowskie uwikłania.

Skrajne uproszczenia, demagogia, fake news, wszystko to pomaga rządzącym utrzymać władzę, bo ogranicza racjonalne podejście do polityki.

Także opozycja zapisuje się do wyścigu o klikalność. To grozi tym, że kłamstwo wygra, a nawet gorzej - że zatrze się granica między prawdą a kłamstwem. Ostrzegała przed tym Hannah Arendt już w 1967 r.: „Rezultatem stałego i zupełnego przedstawiania kłamstw jako prawdy nie jest tylko to, że kłamstwo zostanie zaakceptowane jako prawda, a prawda odrzucona jako kłamstwo. Dzieje się coś gorszego – azymut, którego używamy do określenia naszej lokalizacji w świecie jest niszczony”.

Ta groźna chmura wisi nad demokratycznym światem. Jak tworzyć atrakcyjne media, które w dobie internetu staną po stronie prawdy i rozumu nie tracąc czytelników?

Co dalej? Droga węgierska, bo nie bawarska

PiS marzy się druga Bawaria, "Laptop mit Lederhosen" po polsku, z ogromnym poparciem społecznym (CSU w 2003 r. miało ponad 60 proc.). Tyle że bawarczycy już odkryli, że stara chadecja nie radzi sobie ze współczesnością, a w CSU działa stowarzyszenie gejów. Politycznym skandalem z dostawami maseczek zajęła się prokuratura, na podobny przekręt w Polsce prokuratura nie reaguje, bo jest narzędziem władzy.

Jeśli nie Bawaria, zostają im Węgry. Kaczyński i Ziobro otwarcie zapowiadają dokończenie "reform sądowniczych". Po opanowaniu Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa i częściowo Sądu Najwyższego ma nastąpić "reforma sądów powszechnych", która ma umożliwić wymianę sędziów.

Ustawy mają ograniczyć niezależność mediów, a na co dzień władze biją w nas SLAPP-ami (aktualnie 16 procesów i innych form represji wobec OKO.press), uderzają w ngo'sy i samorządy lokalne.

Nadzieją władzy jest to, że przy pomocy ponad 60 mld euro, jakie Polska dostanie z Europejskiego Funduszu Odbudowy uda się opanować kryzys, który zresztą jest na tle Europy płytki, i zapewni dalszy rozwój. A to usatysfakcjonuje żelazny elektorat: wiejski, mniej wykształconych i starszych, ale także część klasy średniej.

Nadzieją obozu władzy jest też demobilizacja społeczna, zniechęcenie do protestów, wewnętrzna emigracja. Możnaby wnioskować, że mamy potężną władzę, która ma wszelkie narzędzia w ręku, ale to nie jest obraz prawdziwy.

W listopadzie 2020 w sondażu OKO.press 80 proc. badanych zgodziło się z opinią, że "już czas na polityczną emeryturę Jarosława Kaczyńskiego", nawet w elektoracie PiS - 42 proc.

Koalicja czterech prodemokratycznych partii opozycyjnych, podobna do tej, która teraz przymierza się na Węgrzech do odebrania władzy Orbanowi, mogłaby - wg sondaży OKO.press - wygrać wybory z ogromną przewagą, nawet 57 do 29 proc.

Notowania PiS odbiły się po kilkunastopunktowym spadku jesienią, ale nie ma już mowy o poparciu dającym samodzielne rządy. Do tego dochodzą konflikty w obozie władzy.

Młodzi i kobiety, czyli potencjał buntu

Według kwietniowego 2021 sondażu OKO.press, w grupie 18-29 lat, na PiS chce głosować… 2 proc. osób. 20 maja 2021 Jarosław Kaczyński ze szczerością rubasznego satrapy skarżył się: „W moim pokoleniu młode kobiety uważały małżeństwo i dzieci za coś oczywistego. Teraz jest inaczej. Nie wiem, jak to zmienić i tu, uczciwie mówiąc, przyznaję się do bezradności”.

Feministka i pisarka Agnieszka Graff tłumaczyła w OKO.press:„Wielki Kompromis zawarty u progu transformacji między elitami władzy i Episkopatem, czynił kobiety zakładniczkami modernizacji. W kwestiach intymnych – związanych z ludzką seksualnością, płodnością, rozrodczością – w wolnej Polsce miał decydować Kościół. Wierzono, że bez Kościoła wszystko się rozpadnie. Osiem lat rządów Platformy Obywatelskiej [partii Donalda Tuska] to osiem lat uników i ustępstw. Dziś wiemy, że rozpadło się właśnie dlatego, że nadmiernie zaufano Kościołowi. Prawica upiera się, że na ulice wyszła hołota, awanturnicy, barbarzyńcy. Tymczasem mamy do czynienia z młodymi ludźmi, którzy odmówili uczestnictwa w tej grze”.

Protestujący nie uważają już Europy za Cywilizację Śmierci. Nie mają odruchu "pochwalony" na widok księdza. Dla nich Jan Paweł II to postać historyczna obciążona odpowiedzialnością za skandale seksualne, a nie święty. Symbole Solidarności traktują jako źródło pomysłów na memy.

Są feministyczni, zieloni, europejscy i wkurzeni, bo nie mają gdzie mieszkać.

Polityka. Partyjne gry wyalienowanych

Rzecz jednak w tym, że opozycja w Polsce nie potrafi odwołać się do potencjału, jaki niesie bunt młodych. Zmaltretowana porażkami wyborczymi nie potrafi narysować kontrwizji Polski XXI wieku. Z anachronicznego kursu władzy - wydawałoby się wymarzonego dla progresywnej opozycji - nie umie skorzystać nawet Lewica, która z poparciem rzędu 10 proc., ledwie dociera do wielkomiejskiego elektoratu.

Nadzieje na zmianę niesie Polska 2050, nowe ugrupowanie Szymona Hołowni, umiarkowanego katolika i konserwatysty, wcześniej pisarza, społecznika i celebryty. Sięgając po elektorat wiejski i ludzi mniej wykształconych przełamuje fatum klasowości w polskiej polityce, zgodnie z którym "lud" popiera prawicową władzę, a "elity" opozycję.

Hołownia zabrał drugie miejsce w sondażach liberałom z Koalicji Obywatelskiej [tekst był pisany przed "powrotem Tuska" i zmianą sondaży na korzyść Platformy Obywatelskiej kosztem Polski 2050 - red.].

W kwietniu 2021 mini-partia koalicji rządowej Zbigniewa Ziobry odmówiła głosowania za przyjęciem unijnego Funduszu Odbudowy.

Opozycja nie potrafiła skorzystać z okazji i postawić PiS warunków swego głosowania za. Zlekceważyła dorobek organizacji społecznych (pozarządowych), które próbują negocjować z rządem, na co wydawane będą i jak kontrolowane, ogromne środki Krajowego Planu Odbudowy.

Lewica podjęła odrębne negocjacje z PiS, a cała opozycja zamiast się wzmocnić, skłóciła się między sobą.

Opozycja wystąpiła jako "pożyteczni idioci" rządu. Wspólna akcja partyjno-obywatelska mogłaby poprawić Krajowy Plan Odbudowy, przypomnieć, że w polityce o coś chodzi, dodać wigoru skapcaniałym postaciom opozycji. Mogłaby odbudować zerwaną więź klasy politycznej z ludem/narodem/społeczeństwem. Wyrwać Polki i Polaków z marazmu, jaki nam grozi i na jaki liczy PiS.

Mogłaby też pokazać Unii Europejskiej, że władza PiS nie ma legitymizacji. Że poza konsekwentnym naruszaniem art. 2 Traktatu o UE, PiS ma w kraju poważne kłopoty, a to się w Brukseli liczy niestety bardziej niż wartości.

Nie wyszło z tego nic. Władza wyszła wzmocniona, opozycja pokłócona.

Realpolitik Komisji Europejskiej, czyli demokratyczny kicz

Kolejne wyroki TSUE rozbudzają nadzieje, że Unia Europejska upomni się o polską demokrację. Niestety, duch Dahrendorfa unosi się nad Brukselą. Na peryferiach UE mają obowiązywać inne reguły.

Liczą się też interesy. Dla Niemiec Polska jest ogromnym rynkiem zbytu, partnerem handlowym nr 6, wymiana handlowa z Polską jest dwa razy większa niż z Rosją. Ursula Von der Leyen stanowisko szefowej Komisji Europejskiej zawdzięczała m.in. europosłom PiS.

Można usłyszeć, że Unia toleruje polski autorytaryzm, bo twórcy traktatów nie przewidzieli sytuacji, w której państwo członkowskie z premedytacją demontuje demokrację i Unia niczego nie może zrobić.

Ale rację może mieć wicenaczelny "Wyborczej" Bartosz Wieliński, były korespondent tej gazety w Niemczech, że Unia nic w naszej sprawie zrobić po prostu nie chce.

"Kraju, który na własne życzenie wyklucza się ze wspólnoty europejskiej, nikt już nie bierze na poważnie. Morawiecki siedzi w kącie, polscy dyplomaci się ośmieszają, ale Polska wreszcie nie przeszkadza. W 2003 r. prezydent Francji Jacques Chirac domagał się, byśmy siedzieli cicho – no i wreszcie siedzimy".

Ryzykowna polityka. Polska jest piątym państwem UE. Każdy sukces PiS stanowi zachętę dla innych krajów postkomunistycznych; Węgry już nie są demokracją, ale popatrzcie na to, co dzieje się w Słowenii, Rumunii, Bułgarii...

Dla całej UE sukcesy Kaczyńskiego są komunikatem, że wspólnota dopuszcza projekt polityczny, który zaprzecza wartościom, które rzekomo leżą u podstaw Unii Europejskiej.

W takim ujęciu europejskie marzenie stanie się atrapą, kiczem.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze