TYDZIEŃ, JAKIEGO NIE BYŁO. W chwili napawającego lękiem geopolitycznego zamieszania Prawo i Sprawiedliwość zafundowało nam kojący powrót do przeszłości: mogliśmy sobie przypomnieć, jak wyglądały polityka, debata publiczna i dyplomacja w starych, przewidywalnych czasach
Sypią się trwające dekady sojusze, wariują punkty odniesienia i zasadniczo trudno już się połapać, czy prezydent USA urzęduje w Białym Domu, czy może jednak na Kremlu. Nie jest łatwo sobie z tym poradzić. I w tym trudnym dla nas wszystkich momencie na pomoc umęczonej niepewnością polskiej opinii publicznej przyszło Prawo i Sprawiedliwość. Partia Jarosława Kaczyńskiego w mijającym tygodniu postanowiła nam przypomnieć stare czasy, gdy może i było, jak było, ale za to było stabilnie: w Stanach rządził Biden, u nas władcy z Nowogrodzkiej i wszyscy z grubsza wiedzieli, kto jest kim, za ile oraz za jakie grzechy.
Jednym słowem, PiS zorganizował dla nas benefis, wydarzenie co prawda lekko przewidywalne, ale lepsza taka rozrywka, niż żadna.
„Tydzień, jakiego nie było” to cotygodniowy newsletter OKO.press, który jako pierwsi otrzymują posiadacze konta TWOJE OKO. By zarejestrować się za darmo i założyć konto, KLIKNIJ TUTAJ.
Pierwszym performerem, nad którym należy się pochylić, jest Edward Siarka: poseł PiS, kawaler Złotej Odznaki „Zasłużony dla Ochrony Przeciwpożarowej" oraz – jak się okazało – człowiek wrażliwy, ckliwy wręcz, miłośnik poezji zaangażowanej i recytator amator.
Przygoda z Siarką zaczęła się od tego, że w czwartek 20 lutego Sejm decydował, czy zgodzić się na areszt dla unikającego komisji śledczej Zbigniewa Ziobry. Były minister wkroczył na mównicę i wygłosił emocjonalne przemówienie, w którym oskarżył Donalda Tuska, że jego działania to „plucie Polakom w twarz”. Zapowiedział też, że premier „będzie siedział” za to, co robi. Dalszy przebieg wydarzeń rekonstruujemy za późniejszymi wyjaśnieniami posła Siarki.
Otóż, gdy Ziobro przemawiał, Siarka w myślach recytował sobie wiersz „Bagnet na broń” Władysława Broniewskiego, gdyż po prostu tak ma w zwyczaju, że od czasu do czasu jakąś poezję sobie w głowie recytuje, a Broniewskiego Siarka ceni szczególnie. Mocna fraza Broniewskiego Siarkę uwodzi, wzmaga i podnieca tak bardzo, że zamiast kolejne wersy szeptać, zdarza się Siarce w losowych momentach wykrzykiwać je na cały głos. I tak się niestety pechowo złożyło, że gdy Ziobro mówił, że Tusk pójdzie siedzieć, Siarka wykrzyknął „Kula w łeb!”.
Nie, żeby chciał zabić premiera, co to, to nie, po prostu zaszła, jak to się ładnie mówi, niefortunna koincydencja sacrum i profanum, bolesna kolizja poezji z polityką.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia wrażliwości Siarki jednak nie uszanował i ukarał go najwyższą możliwą karą w wysokości 20 tys. zł. Zawołaniem posła zajmie się również prokurator.
Kulturą, tym razem w wersji popularnej, zajął się również reprezentant Rzeczpospolitej Polskiej w Parlamencie Europejskim, desygnowany przez PiS i wybrany przez ponad 200 tys. osób Dominik Tarczyński. Okazało się, że Tarczyński skrupulatnie śledzi profil piosenkarki Madonny, być może ze względu na uwielbienie dla utworu „Like a Virgin”, a być może z powodu jakiegoś innego jej przeboju, trudno to teraz z całą pewnością stwierdzić. Wiemy jednak, że Tarczyński zapragnął z Madonną porozmawiać po tym, gdy piosenkarka skrytykowała Donalda Trumpa, tak pisząc o nim na Twitterze: "Myślałam, że ten kraj został zbudowany przez Europejczyków, którzy uciekali przed rządami królów, by założyć Nowy Świat, rządzony przez lud. Obecnie mamy prezydenta, który ogłosił się Naszym Królem. Jeśli to żart, to nie jest mi do śmiechu”.
Rozeźliły te słowa Tarczyńskiego bardzo, ugodziły prosto w serce i doprowadziły do afektu.
W wyniku tego splotu wydarzeń i emocji polityk PiS wysmażył wpis, w którym obwieścił, że “ch..ja go obchodzą brednie piosenkarki” i zalecił jej, aby “poszła się pier...lić”. Nie wiemy, czy Madonna skorzysta z rad Tarczyńskiego, gdyż nic mu nie odpowiedziała, posiedliśmy za to krzepiącą wiedzę, że dowolny menel z Polski może zrobić karierę w Brukseli, co dobrze świadczy o naszej mobilności społecznej.
No i wreszcie mamy gwiazdę naszego festiwalu, samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Lider PiS musiał przejść badania medyczne i w związku z tym udał się do Lublina na krótką hospitalizację. W szpitalu – jak informuje Onet – „został przyjęty jako pacjent NN, a na dodatek zamknięto dla niego pół oddziału. Kaczyńskiego witali z kwiatami marszałek województwa Jarosław Stawiarski oraz dyrektor szpitala Piotr Matej”. I teraz dwie bulwersujące sprawy.
Otóż po pierwsze, nie może być tak, że prezes Kaczyński musi jechać aż do Lublina, by zostać potraktowany z jako takim szacunkiem.
A po drugie, z przykrością należy stwierdzić, że marszałek i dyrektor się nie popisali. Zamknięciem połowy szpitalnego oddziału i kwiatami to można uczcić badania jakiegoś, pożal się Boże, radnego. Ale Prezesa? No nie.
Dla Prezesa, drodzy państwo, powinna przybyć co najmniej orkiestra wojskowa i zagrać „Przeżyj to sam”, akompaniując chórowi pielęgniarek. Do tego na zaimprowizowanej arenie półnadzy kardiolodzy powinni stoczyć pojedynek na skalpele o przywilej badania Prezesa. Natomiast pacjenci ściśnięci na SORze winni uformować wielkie, żywo pulsujące ludzką radością serce ze złamanych nóg, ostrych zatruć pokarmowych i pierwszych symptomów zawału. Niestety, tak się nie stało, co tylko jest dowodem na upadek obyczajów, rzecz w latach 2015-2023 nie do pomyślenia.
No dobrze, otuliliśmy państwa tym kokonem eskapizmu tylko po to, by poinformować, że na świecie niestety nic nie zmieniło się na lepsze.
I nic już więcej choćby odrobinę zabawnego poniżej nie przeczytacie.
Donald Trump cały czas realizuje strategię „flood the zone”, często używaną w sportowych grach zespołowych, a zaadoptowaną do polityki przez byłego doradcę Trumpa Steve'a Bannona. Trudno dosłownie przełożyć ten termin na język polski, ale można opisać jego znaczenie jako celowe wrzucenie do debaty jak największej liczby tematów, by media i opinia publiczna nie były w stanie wychwycić, co z tej politycznej sieczki jest naprawdę istotne, a co jest tylko zasłoną dymną.
Bannon twierdził, że media i przeciwnicy polityczni Trumpa są zbyt głupi i leniwi, by zająć się więcej niż jednym tematem na raz, dlatego łatwo sparaliżować ich funkcję kontrolną, tworząc istną powódź skandalicznych działań, wypowiedzi i projektów.
Jak to działa? Ano tak:
Jednak i dla nas i dla świata najważniejsza jest Ukraina. Andrzeja Duda spotkał się z Donaldem Trumpem w Waszyngtonie. Co jest dobrą wiadomością, bo z dyplomacji i rozmów nigdy nie należy rezygnować. Gorzej, że rozmowa trwała krótko, bo zaledwie 10 minut w kuluarach konserwatywnej konferencji CPAC, polski prezydent został potraktowany jako krótki przerywnik w napiętym planie dnia Trumpa, a z samego spotkania niewiele wynika. Prezydent Stanów Zjednoczonych po wszystkim powiedział oczywiście dziennikarzom, jak wspaniała jest Polska i jak wspaniały jest Duda, ale nasz wpływ na politykę nowej administracji w stosunku do Putina i Ukrainy wydaje się pozostawać niezmienny: był zerowy i zerowy pozostaje.
Duda po spotkaniu powiedział telewizji TVN, że wcześniej doradził prezydentowi Ukrainy biznesowe podejście do negocjacji z Trumpem, co współgra z piątkowym komunikatem polskiego prezydenta po rozmowie telefonicznej z Wołodymirem Zełenskim: Duda według własnej relacji miał doradzić Zełenskiemu spokój i zalecić właśnie pełną współpracę z Trumpem.
Brzmi to wszystko dość osobliwie, gdy tylko w tym tygodniu:
Złudzenia wobec intencji Trumpa są jakoś zrozumiałe, szkopuł w tym, że polityka, którą obecnie realizuje prezydent USA, jest wierną realizacją radykalnego Projektu 2025, planu działania na pierwsze półrocze (od którego, nawiasem mówiąc, Trump się w kampanii odżegnywał) stworzonego w dużej mierze przez ludzi stanowiących dziś zaplecze Trumpa. Jest w nim krótki fragment dotyczący relacji z Rosją i wojny w Ukrainie, zakładający błyskawiczny pokój, uzyskanie od Ukrainy zadośćuczynienia za udzieloną wcześniej pomoc oraz zostawienie sprawy ewentualnych gwarancji bezpieczeństwa Europie. Jeśli do tego dodamy chęć nowej administracji, by wpływać na wewnetrzne procesy polityczne w krajach UE w imię radykalnie konserwatywnej krucjaty w kulturowej wojnie, dobrze byłoby się chyba jednak resztek złudzeń pozbyć.
Europa próbuje reagować na agresywne i konfrontacyjne zachowanie Trumpa, ale na razie nie wygląda to bardzo spektakularnie.
Po poniedziałkowym szczycie liderów w Paryżu oficjalne komentarze były bardzo skąpe i ograniczyły się właściwie do zgodnej konkluzji, że należy zwiększyć wydatki na obronność i że można finansować je z deficytu, nie ryzykując podpadnięcia pod dyscyplinujące procedury budżetowe. Na stole leżą dwie konkretne propozycje dotyczące sytuacji tu i teraz.
Po pierwsze, deklaracja Francji i Niemiec (odrzucona już przez szefa rosyjskiego MSZ Ławrowa), że są gotowe do wysłania wojsk gwarantujących pokój w Ukrainie. Po drugie, trzypunktowy plan Donalda Tuska zakładający finansowanie europejskiej pomocy dla Ukrainy z rosyjskich zamrożonych aktywów, wzmocnienie obrony powietrznej i morskiej na granicy UE z Rosją, oraz wspomniane wyżej nowe zasady fiskalne pomagające sfinansować wydatki wojskowe państw UE.
Co z tego wyniknie? Bądźmy szczerzy: tego dziś nikt nie wie. Pozostaje czekać, nie karmić się złudzeniami i w miarę możliwości nie panikować.
Koniecznie przeczytajcie u nas tekst Maksyma Butkiewycza, ukraińskiego obrońcy praw człowieka, który ponad dwa lata spędził w rosyjskiej niewoli. Butkiewycz pisze między innymi tak: “Opowieści o tym, że Wołodymyr Zełenski jest miernym komikiem, że nie ma poparcia w kraju, że Ukraina nie powinna była rozpoczynać wojny („Rosja nie rozpoczyna wojen”), że powinna była negocjować na samym początku, a nie walczyć, i że Ukraina jest sama sobie winna – słyszałem to wszystko na długo przed tym, nim Donald Trump wygłosił te tezy. Mówili nam to rosyjscy przesłuchujący i ochroniarze-kolaboranci, kiedy byłem w rosyjskiej niewoli”.
W dniu wyborów parlamentarnych w Niemczech Marta Kozłowska pisze na naszych łamach o liderce szykującej się do sukcesu skrajnej prawicy. To Alice Weidel – uśmiechnięta ekstrema. Czy to jej przywództwu AfD zawdzięcza swój sukces?
Zastanawiamy się również, w czym tkwi sekret poparcia słowackiego premiera Roberta Fico. Czy demokratyczna opozycja ma szansę na przejęcie władzy? I dlaczego naprawdę Słowacy masowo wyszli na ulicę? Rozmawiamy o tym ze słowackim publicystą Samuelem Marcem.
Zastanawiamy się także, czy w USA powstaje plutokracja? Anna Mierzyńska wskazuje, że Wiceprezydent USA J.D. Vance w Monachium zaatakował Europę za zwalczanie dezinformacji, bo europejskie działania utrudniają interesy jego koledze Elonowi Muskowi. Najwyraźniej użył polityki w celach biznesowych.
Dominika Sitnicka analizuje, co się dzieje z rządowym programem mieszkaniowym. Wnioski? “Coraz bardziej jawny rozjazd między PSL-em a Polską 2050, rywalizacja między Polską 2050 a Nową Lewicą o elektorat społeczny oraz konflikt między Nowa Lewicą a PSL-em w obrębie Ministerstwa Rozwoju. To wszystko składa się na to, że program rozwoju mieszkalnictwa w Polsce leży”.
Mariusz Jałoszewski informuje, że wobec zastępcy Prokuratora Generalnego Michała Ostrowskiego (nominata jeszcze z czasów Ziobry) będzie toczyć się postępowanie wyjaśniające w związku ze sprawą prowadzoną przez prokuraturę na rzecz jego rodziny. Postępowanie poprowadzi specjalny rzecznik dyscyplinarny ministra Bodnara.
No i zawracamy wam głowę w sprawie 1,5 proc. waszego podatku na OKO.press. A zawracamy, bo to naprawdę dla nas ważne. Od początku postawiliśmy w naszej redakcji na radykalną niezależność: nie mamy reklam ani nie korzystamy z pieniędzy polskich podatników rozdzielanych przez taką lub inną władzę. Postawiliśmy też na absolutną dostępność: wszystkie nasze teksty są do przeczytania za darmo. To oznacza jedno: warunkiem naszego przetrwania jest Wasze wsparcie. Jeśli go nie będzie, nie będzie również nas.
Opozycja
Świat
Władza
Andrzej Duda
Jarosław Kaczyński
Dominik Tarczyński
Donald Trump
Wołodymyr Zełenski
Prawo i Sprawiedliwość
Edward Siarka
Stany Zjednoczone
Ukraina
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze