Opozycja w 2019 roku była projektem we wczesnej fazie rozwoju: ciągle testowano nowe rozwiązania, zmieniano nazwy i konfiguracje. W efekcie z Prawem i Sprawiedliwością konkurował "produkt" niedokończony i prowizoryczny. Nadzieja na 2020 rok? Okres prób i błędów chyba dobiegł końca
Na sprawdzanie skuteczności różnych wariantów strategii politycznej opozycja wobec rządów Prawa i Sprawiedliwości miała cztery lata. Jednak zgodnie z popularną w polskiej polityce zasadzie "jakoś to będzie", w 2019 rok weszła bez konkretnego pomysłu na siebie, za to z naręczem miraży, złudzeń i bałaganu.
Jedni zastanawiali się, czy razem, czy osobno, inni na trasie Bruksela-Warszawa z uchem przy trotuarze wyczekiwali na tętent kopyt białego konia, a jeszcze kolejni wzięli się za "odmienianie oblicza ziemi", choć - jak się szybko okazało - nie mieli na to zbyt wielu pomysłów.
Ale na początku roku jeszcze nie wiedzieliśmy, jak to się wszystko skończy. Nadzieje na pokonanie Prawa i Sprawiedliwości wśród opozycyjnej opinii publicznej były spore i miały podstawy w sondażach.
Na początku lutego rozpoczęła się Wiosna. Podczas efektownej konwencji na Torwarze Robert Biedroń po kilku miesiącach przygotowań, organizacji "burz mózgów" i przecieków medialnych o nowej centrolewicowej partii ogłosił start nowego ugrupowania. Było konfetti, entuzjazm, bardzo dobre przemówienia lidera (nigdy już nie zbliżył się do tego poziomu) i obiecujący start w sondażach, który mógł sugerować, że Wiosna zdominuje lewą stronę sceny politycznej i zmobilizuje dla opozycji nowy, zwłaszcza młody elektorat.
Chociaż już wtedy w Wiośnie widać było pęknięcia programowe: z jednej strony obiecywała dużo, z drugiej - przedstawiane sposoby finansowania obietnic nie wyglądały realistycznie, a tematu podatków wówczas jeszcze nie "lewicowy", a "progresywny" Biedroń unikał jak diabeł święconej wody. O tym rozdźwięku pisaliśmy wówczas w OKO.press:
Od konwencji Wiosny na początku lutego, partia regularnie notowała trzecie miejsce w sondażach. Zaraz po konwencji w sondażu Kantar MB dla Faktów TVN dostała 14 proc. W sondażu z 11 lutego przez IBRiS dla „Rzeczpospolitej” było to aż 16 proc. Komentatorzy wskazywali wówczas, że tak wysoki wynik może być wynikiem „efektu świeżości” – nowa propozycja przyciąga zmęczonych duopolem PiS – PO. W sondażu OKO.press Wiosna miała 12 proc. Ale w marcowym sondażu IBRiS partia miała już tylko 6 proc.
[baner_akcyjny kampania="remanent2019" typ="typ-2"]
We wspomnianym wyżej sondażu OKO.press z lutego jako jedni z pierwszych zapytaliśmy o Koalicję Europejską, która wówczas jeszcze formalnie nie istniała. Założyliśmy - co później się potwierdziło - że stworzą ją PO, Nowoczesna, PSL i Zieloni. Wynik był bardzo dobry dla opozycji:
Byliśmy wtedy jeszcze przed rozpoczęciem kampanii europarlamentarnej i mogło się wydawać, że do maja opozycja może tylko zyskiwać. W dwuboju europejsko-sejmowym, to właśnie wybory do Parlamentu Europejskiego miały być dla niej łatwiejsze: to przecież jej wyborcy są euroentuzjastyczni, rozumieją wagę obecności Polski w UE i w związku z tym będą bardziej zmobilizowani niż wyborcy PiS. Rzeczywistość bardzo boleśnie zweryfikowała te prognozy.
Szefowie PO, PSL, Nowoczesnej, SLD i Zielonych podpisali deklarację o wspólnym starcie w wyborach do Europarlamentu 24 lutego. Jak relacjonowaliśmy w OKO.press, w Deklaracji podpisanej przez pięć partii znalazło się:
O dziwo, Prawo i Sprawiedliwość początkowo reagowało niezdarnie na połączenie w koalicji wyborczej większości formacji opozycyjnych. Szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk tego samego dnia w wywiadzie radiowym mówił, że sojuszników łączy tylko strach przed PiS. W OKO.press zweryfikowaliśmy przekaz dnia obozu władzy na podstawie naszych 16 sondaży:
"Wyborcy PO, N., SLD, a także bardziej stateczni zwolennicy PSL są głęboko proeuropejscy, chcą, by UE pomogła w obronie demokracji. Nie ulegają narodowym histeriom, ani spiskowej teorii smoleńskiej. Boją się Trumpa. W poglądach na aborcję, prawa LGBT czy naukę religii (do parafii!) są bliscy wyborcom Wiosny"
- pisaliśmy.
Stan zawieszenia obozu władzy trwał jednak krótko: wkrótce PiS-owska machina propagandowa rozpędziła się na dobre.
Nigdy się nie dowiemy, ile procent mogła dostać Koalicja Europejska, gdyby prowadziła kampanię wyborczą tak, jak należy. A że nie prowadziła, to pewne. KE postawiła na transmitowane przez ogólnopolskie media konwencje, a zaniedbała pracę w terenie. Być może zresztą po wlekących się tygodniami negocjacjach ze wszystkimi koalicjantami zwyczajnie zabrakło czasu na pracę organizacyjną.
O fatalnej kampanii opowiadali sami politycy i polityczki. W OKO.press rozmawialiśmy z Małgorzatą Łukacijewską - była sensacją tych wyborów, zdobyła euromandat, startując z 10. miejsca na Podkarpaniu. „Żadna prywatna firma nie pozwoliłaby sobie na takich pracowników. Nie mieści mi się w głowie, że tego nie rozpisano, nie przeanalizowano. Że nie było w ogóle tej ciężkiej pracy na dole. Konwencje to tylko błyskotka” - oceniła swoich kolegów z PO.
Zarzuciła im też, że nie docenili kobiet:
„W Platformie jest wiele wspaniałych, ciężko pracujących kobiet. I one powinny być dopuszczone do tego ścisłego, decyzyjnego gremium. A tak się nie dzieje. Nie może być tak, że ciągle ci sami faceci zamknięci w jakimś pokoju… Tak po prostu nie da rady”.
Do październikowych wyborów parlamentarnych opozycja poszła podzielona na trzy koalicje. Były to:
O ile Lewica i PSL z Kukizem nie popełniły większych kampanijnych błędów, a ostatecznie uzyskały wyniki powyżej pierwotnych założeń komentatorów (KP miała nie przekroczyć progu - dostała 8,55 proc., a Lewica zdobyć ok. 10 proc. - dostała 12,56), o tyle wynik KO (27,4 proc.) dość powszechnie został uznany za rozczarowujący. W kampanii Koalicja Obywatelska niektórych błędów z kampanii europejskiej nie powtórzyła (więcej było pracy w terenie, więcej też było kobiet, a Małgorzata Kidawa-Błońska została kandydatką na premiera), za to wymyśliła też nowe.
Opisali je w OKO.press Anna Mierzyńska i Piotr Pacewicz:
Wyczekiwanie na powrót Donalda Tuska do krajowej polityki było jedną z najczęściej granych melodii w 2019 roku. Jedni czekali z nadzieją, inni z obawą. Do tych pierwszych można zaliczyć - o dziwo - również Prawo i Sprawiedliwość. Przy każdej okazji, a czasem i bez specjalnej okazji, media prorządowe straszyły Tuskiem i rozbudowywały swój arsenał antytuskowej broni.
3 maja 2019 Donald Tusk wygłosił na Uniwersytecie Warszawskim wykład. Jedni zapamiętali z niego nowe - jak na warunki polskiej debaty publicznej - tematy (Tusk mówił m.in. o smogu i groźnych technologiach) oraz bon moty (W gramatyce politycznej rządzi słowo „albo”, a chciałbym, żeby rządziło słowo „i”; Historia się nie powtarza, ale historia się rymuje). Inni zwrócili uwagę na to, co wykład poprzedzało - "support" Leszka Jażdżewskiego.
Z tego między innymi wykładu próbowano wywróżyć, co Tusk zrobi. Poprowadzi Platformę Obywatelską do wyborów parlamentarnych? Założy nową partię? Sam wystartuje w wyborach prezydenckich?
Ostatecznie Tusk rozwiał wątpliwości 5 listopada, jednym sprawiając głęboki zawód, a innym zdejmując kamień z serca. Nie będzie kandydował na prezydenta. Wiele jednak wskazuje na to, że do polskiej polityki wróci, lecz w innej roli: spróbuje zbudować chadecką formację na bazie PO i PSL. Choć - by uniknąć późniejszych rozczarowań - dodać trzeba, że póki co zarys tego projektu jest bardzo mglisty. Znów przypomina bardziej produkt w fazie testów, niż skończony (choćby koncepcyjnie) projekt.
„Jest sposób, by wygrać z PiS: lewica musi iść do wyborów w jednej koalicji (SLD + Biedroń + Razem + IP + Zieloni + ruchy miejskie i kobiece), a liberałowie w drugiej (PO + .N)” - pisaliśmy w OKO.press... w sierpniu 2018 roku. Jednak partyjne tryby nie pracują tak szybko jak pióra publicystów. Lewicowa koalicja powstała rok później.
Jeszcze dwa miesiące wcześniej Włodzimierz Czarzasty wytykał w OKO.press Robertowi Biedroniowi, że ten jest progresywnym populistą, kręci w sprawie euromandatu, a Wiosna ma niejasne finanse. Szef SLD opowiadał nam też o marzeniach o wielkiej koalicji wszystkich sił opozycyjnych. Marzenia się skończyły, kiedy Władysław Kosiniak-Kamysz opuścił Koalicję Europejską, a Grzegorz Schetyna ogłosił, że buduje "koalicję ludzi dobrej woli", w której nie ma miejsca dla SLD.
Wtedy na lewicy zaczęła się miłość. Wiosna, Razem i SLD ogłosiły 19 lipca powstanie wyborczej koalicji. „Na wejściu lewicowa koalicja jest koalicją strachu – przed politycznym niebytem" - pisaliśmy. Szacowaliśmy, że dostanie co najmniej 1,5 miliona głosów i ok. 10 proc.
Na listę Lewicy zagłosowało 2 319 946 osób, dając jej 12,56 proc. przy rekordowo wysokiej frekwencji 61,74 proc.
Po sprawnej, choć nieprzesadnie porywającej kampanii lewica w Sejmie dalej działała raczej w trybie „rozważnym” niż „romantycznym” - w jednym klubie tworzonym przez Razem, Wiosnę i SLD.
W grudniu ostatecznie zakończył się krótki żywot Wiosny - polityczki i politycy partii Biedronia wstąpią do SLD, które zmodyfikowało statut i zmieni nazwę. W 2020 roku na polskiej scenie politycznej pojawi się nowa partia: Nowa Lewica.
Jeśli Lewica dołoży swoją cegiełkę do wspólnej siły ugrupowań opozycyjnych i przechyli szalę sympatii wyborców na stronę partii demokratycznych, to na pewno nie od razu. Sejmowa odpowiedź Adriana Zandberga na exposé premiera Mateusza Morawieckiego wprawiła wielu komentatorów w zachwyt, ale lewicowe posłanki i posłowie, zwłaszcza debiutanci, będą jeszcze wielokrotnie płacili frycowe za brak doświadczenia.
Po drugie, jak pokazuje tyleż burzliwa, co krótka kariera polityczna Ryszarda Petru, w politycznej grze na najwyższym szczeblu bardziej liczy się powtarzalność "dobrych zagrań" i długofalowa strategia, niż doraźne, błyskotliwe sukcesy.
Na pewno Lewica w Sejmie to rozszerzenie opozycyjnej palety barw: nowe tematy, twarze i sposób mówienia o sprawach politycznych, a co za tym idzie szansa na wyjście z "pułapki antyPiS-u", w którą Jarosław Kaczyński łapał swoich przeciwników w poprzedniej sejmowej kadencji.
Żeby zachować władzę, PiS musiał w październikowych wyborach zdobyć 43 proc. głosów - obliczyliśmy kilka dni przed wyborami. Zdobył 43,59 proc., czyli wygrał o włos. Ale wygrał. Opozycja przegrała wybory do Sejmu, za to - również o włos - wygrała wybory do Senatu. W OKO.press policzyliśmy to jako pierwsi:
Pakt senacki - czyli wystawienie w niemal wszystkich okręgach jednego kandydata opozycji przeciwko kandydatowi PiS - był grą ryzykowną. „Opozycja straciła na nim aż 600 tys. głosów w porównaniu ze startem osobno w wyborach sejmowych! Ale ta strata się opłaciła, choć ryzyko było ogromne. W dwóch okręgach senackich opozycja pokonała PiS o łącznie 1806 głosów. Gdyby 903 osoby zagłosowały odwrotnie, większość w Senacie miałby Kaczyński” - pisaliśmy.
PiS nie chciał się pogodzić z przegraną i ruszył z protestami wyborczymi. Również jako pierwsi opublikowaliśmy te protesty - nie zawierały żadnych dowodów i słusznie zostały oddalone.
Czy kandydat opozycji jest w stanie pokonać Andrzeja Dudę? Sondaż OKO.press pokazywał, że nie jest to scenariusz z gatunku political fiction:
Z drugiej strony, opozycyjna opinia publiczna przeżywa "dzień świstaka". Znów, tak jak przed wyborami europejskimi w maju 2019 roku, są realne szanse na wygraną, znów nadchodzące wybory wydają się łatwiejsze od parlamentarnych, znów - identycznie jak rok temu - nadzieję dają konkretne liczby: wtedy był to relatywnie dobry wynik opozycji w wyborach samorządowych 2018 roku, teraz - wygrana w wyborach senackich.
Jest niemal pewne, że majowe wybory prezydenckie nie rozstrzygną się w pierwszej turze, wyłonią za to kandydata opozycji, który zmierzy się z Andrzejem Dudą w decydującym starciu. Na pewno istnieje wystarczający elektorat, by pozbawić Dudę pracy, pytanie, czy opozycja będzie go w stanie zmobilizować:
Mimo tych defektów opozycyjna opinia publiczna może się domagać od swoich przedstawicieli dwóch rzeczy: po pierwsze, dynamicznej i pomysłowej kampanii wyborczej, a nie paździerzowego odgrzewania starych pomysłów. Po drugie, umiaru w atakach na konkurentów po stronie opozycyjnej wobec PiS.
Jeśli te dwa warunki zostaną spełnione, jest szansa, że mimo relatywnej słabości kandydatów, po wzięciu Senatu opozycji uda się również przejąć Pałac Prezydencki.
[baner_akcyjny kampania="remanent2019" typ="typ-1"]
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze