0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Marcos GOMEZ / Agencja Gazeta La Plata / AFPFot. Marcos GOMEZ / ...

Pociągi podmiejskie ani te w metrze nie wyjechały z zajezdni. Autobusy kursowały rzadko i tylko na wybranych trasach. Samoloty nie odleciały i nie lądowały (z wyjątkiem tych, które wystartowały poprzedniej nocy). Urzędy świeciły pustkami. Zamknięte były banki – przez ich systemy przechodziły jedynie transakcje online. Szkoły pozostały otwarte, ale nauczyciele, zarówno w publicznych, jak i prywatnych, lekcji nie prowadzili. Pewien korespondent zanotował, że dzień przypominał godziny poranne w niedzielę lub dzień wolny od pracy.

Był to istotnie dzień wolny, ale nie z powodu święta, lecz strajku generalnego. W czwartek 9 maja centrale związkowe ogłosiły w całej Argentynie już drugi w tym roku strajk generalny przeciw demontażowi instytucji państwowych i przeciw polityce zaciskania pasa – w przypadku części ludzi zaciskania pętli na szyi – jaką prowadzi od grudnia 2023 roku prezydent Javier Milei.

„To był solidny strajk w całym kraju, rząd musi wziąć pod uwagę protest pracowników i skorygować politykę cięć” – powiedział zadowolony z masowości sprzeciwu jeden z liderów związkowych. Rząd z kolei próbował udawać, że nic się nie dzieje. Ewentualnie sugerował, że jakieś „mafie” przebijają opony tym, którzy nie chcą strajkować i wybijają szyby w kursujących autobusach.

Prezydent Milei odpowiedział właściwym sobie – showmańskim – językiem. Opublikował zdjęcie, jak trzyma koszulkę z napisem: „Ja nie strajkuję”. A na platformie X (dawniej Twitter) napisał: „Niech żyje wolność, do cholery!”.

View post on Instagram
 

Kilka dni po strajku generalnym, Międzynarodowy Fundusz Walutowy pogratulował Mileiowi skuteczności w zaciskaniu pasa. I uruchomił nowe środki na wsparcie tej polityki.

Na zdjęciu u góry: Javier Milei, wtedy jeszcze kandydat na prezydenta Argentyny, wymachuje piłą łańcuchową podczas wiecu wyborczego w La Plata, prowincja Buenos Aires, Argentyna, 12 września 2023

Jak nie ustawą, to dekretem

Za chwilę minie pół roku, od kiedy Milei objął rządy. Zapowiadał, że przywróci Argentynie wielkość na skalę światową (po angielsku by to brzmiało: make Argentina great again), a drogą do tego będzie deregulacja gospodarki, prywatyzacja państwowych przedsiębiorstw, likwidacja polityki socjalnej, obniżenie podatków, zamknięcie banku centralnego i dolaryzacja.

I wcale nie mówił, żeby mówić. Jak tylko objął władzę w grudniu 2023 roku, wziął się „z kopyta” do wywracania argentyńskiego ładu społeczno-gospodarczego. Argentyna ma parlament – partia Mileia jest w nim słabiutka – ale uprawnienia prezydenta są w tym kraju znaczne. Może on wcielić w życie swoją wolę dekretem „o nagłej konieczności”. I nawet jeśli jego decyzje wymagają późniejszej aprobaty parlamentu, to często sprawa zostaje poddana debacie w zmienionej już rzeczywistości. Takie działania nazywa się zazwyczaj polityką faktów dokonanych.

W ten sposób Milei zmienił reguły gry m.in. na rynku wynajmu mieszkań i domów. Wcześniej wynajmujących chroniło prawo – eksmisja była możliwa, ale bynajmniej nie „z automatu”. Teraz najemcy mogą zmieniać stawki bez ograniczeń, a niepłacących w terminie prędko eksmitować. Milei zniósł też regulacje cenowe w prywatnych placówkach służby zdrowia (ceny natychmiast podskoczyły o 150 proc.). Poczynił pierwsze kroki w kierunku prywatyzacji państwowych firm – chciałby nią objąć 41 z nich, m.in. linie lotnicze, firmę naftową, energetyczną, pocztę, porty, publiczne radio i TV.

Przeczytaj także:

Kto winny kryzysu

Milei zastał argentyńską gospodarkę w fatalnym stanie. Inflacja sięgała 200 proc. (obecnie 289 proc. w skali roku). Spadała produkcja, duża część społeczeństwa osuwała się w biedę.

Nie Milei jednak odpowiada za kryzys w momencie, w którym obejmował rządy. Gdy kilka miesięcy temu byłem w Argentynie, moi rozmówcy wskazywali trójcę „winnych”:

Przeciwnicy rządu lewicujących peronistów – poprzedników Mileia – dodawali jeszcze: zły rząd.

Życie z długami to argentyńska zmora od czasów dyktatury wojskowej (1976-1983). W pierwszej dekadzie nowego stulecia lewicujący peroniści, Nestor i Cristina Kirchnerowie, spłacili większość długów, przede wszystkim ten zaciągnięty w MFW. Ale nowym długiem – 44 mld dol. – obciążył Argentynę Mauricio Macri, neoliberał, którzy rządził w latach 2015-2019 (teraz, po miesiącach wahań, on i jego partia zostali sojusznikami Mileia w parlamencie).

Błąd ostatniego rządu peronistów pod przewodnictwem Alberta Fernandeza (2019-2023) polegał przede wszystkim na tym, że nie zdołał renegocjować lepszych warunków spłaty zadłużenia (którego nie zaciągnął). Na skutek tego emisja pieniądza na pokrycie bieżących wydatków uruchomiła inflację większą nawet niż „argentyńska norma” (Argentyna często „współżyje” z inflacją).

Pandemia i kilkuletnia susza dobiły gospodarkę.

Piłowanie Argentyny

Milei zaczął od cięć i to cięcia – prócz osobistych idiosynkrazji – są jak na razie esencją pierwszego półrocza jego rządów. Ich symbolem jest piła łańcuchowa (którą wymachiwał w czasie kampanii wyborczej).

Najpierw więc piła obcięła liczbę ministerstw prawie o połowę – z 19 do 9. Milei zlikwidował resorty, których samo istnienie było obrazą dla jego żarliwie wyznawanych przekonań (o nich za chwilę): edukacji, pracy, środowiska, do spraw kobiet, kultury, rozwoju społecznego. Te obszary działalności państwa zostały zredukowane do minimum i mają status odpowiednich sekcji wewnątrz innych ministerstw.

Dalej – Milei obciął, tzn. zdewaluował o ponad połowę wartość lokalnej waluty – peso. Ucieszyli się eksporterzy, za to większość obywateli nie bardzo – bo ceny wystrzeliły, a płace nie.

Piła dopiero się rozpędzała. W pierwszych miesiącach obcięła inwestycje społeczne o 80 proc.; subsydia cen gazu, prądu i transportu – o 64 proc. Dopłaty do emerytur i pomocy dla potrzebujących – o 30 proc. A równocześnie ceny podstawowych towarów i usług rosły co miesiąc o kilkanaście do kilkudziesięciu procent.

Badania przeprowadzone przez katolicki uniwersytet wskazały, że bieda dotknęła 60 proc. społeczeństwa (gdy Milei obejmował władzę dotykała 40 proc.), a nędza, czyli stan, w którym brakuje na zaspokojenie podstawowych potrzeb – 15 proc. Milei – powtórzę – nie przyczynił się do stanu, w jakim znajdowała się Argentyna w chwili obejmowania władzy, ale kroki, które poczynił w ciągu pierwszych miesięcy sprawowania władzy miały już realny wpływ na osunięcie się kilku milionów obywateli w biedę i nędzę.

Nadwyżka i podwyżka

Kilka dni temu MFW wydał komunikat, w którym stwierdza się, że obietnice złożone Funduszowi przez Mileia zostały nie tylko dotrzymane, ale wykonane ponad spodziewany plan. Te obietnice/zadania to ograniczanie inflacji, odtwarzanie rezerw dolarowych, wspieranie ożywienia gospodarczego.

Po raz pierwszy od października inflacja w kwietniu zmniejszyła się do jednocyfrowej – 8,8 proc. Na obecny rok rząd Mileia prognozuje inflację 139,7 proc.

W związku z jej skalą bank centralny podjął decyzję o emisji banknotów o nominale 10 tys. peso, które wejdą do użycia w czerwcu. Najpowszechniejszy jest w tej chwili banknot 1000 peso i jest wart ok. 1 dolara – można zań kupić w kiosku jednego alfajora – popularny okrągły pierniczek.

MFW pochwalił też Mileia za osiągnięcie nadwyżki budżetowej w pierwszym kwartale (wyniosła 4,25 mld dol, co stanowi ok. 0,6 proc argentyńskiego PKB). To przede wszystkim skutek cięć wydatków, prochu Milei nie wymyślił. W 2024 roku Mileiowi sprzyjać będzie także koniec suszy. Entuzjazm studzą prognozy sympatyzującego z Mileiem MFW – gospodarka Argentyny skurczy się w tym roku o 2,8 proc. Według argentyńskiego rządu nawet o 3,5 proc.

Strzałem Mileia w kolano była podwyżka pensji własnej i swoich ministrów (o 48 proc.), jak i pensji parlamentarzystów (o 30 proc.) Mówimy o kraju, którego przywódca w tym samym czasie obciął subsydia dla ludowych stołówek, z których korzysta ok. 5 mln ludzi – niedożywionych, a niekiedy głodujących. Gdy wybuchł skandal, Milei tłumaczył, że podsunięto mu do podpisania dokument, którego nie rozumiał (i dzięki któremu dostał podwyżkę „z automatu”, na mocy aktu prawnego sprzed wielu lat). Podwyżkę anulował.

Karać – tak, pomagać – nie

Politykę Mileia wprawiają w ruch dwa silniki – wyznawana przezeń żarliwie ideologia i poczucie misji powierzonej przez Boga.

Najpierw o ideologii. Javier Milei określa się jako „anarchokapitalista”. Wielokrotnie oznajmiał, że „państwo jest wrogiem”, „organizacją przestępczą” i „największym złodziejem na świecie”. Krytyczni dziennikarze drwili w telewizji, że „Milei przyznał de facto, że jest szefem przestępczej organizacji”.

Idolami Mileia są libertariańscy ekonomiści – Murray Rothbard, Friedrich von Hayek i Milton Friedman. To z ich idei Milei czerpie uzasadnienia pomysłów deregulacji gospodarki, likwidacji polityki socjalnej, ograniczenia państwa do roli stróża nocnego.

Uwaga! – państwo w nieoczekiwany sposób zyskuje uznanie Mileia, gdy ma poskromić żądania tych, którzy chcieliby jego większej roli (chodzi oczywiście o rolę jako opiekuna, pomocnika, ratownika). Milei chętnie wyposaża funkcjonariuszy tego państwa w środki przymusu – pałki, gaz i paragrafy – za pomocą których owi funkcjonariusze wybiją z głowy zwolennikom państwa ich „komunistyczne” pomysły.

Pomocna ręka państwa – NIE, karząca – jak najbardziej.

Mówi się czasem, że idolem Mileia są Chicago Boys – chilijscy ekonomiści, którzy pod osłoną karabinów wprowadzali libertariańskie idee Miltona Fiedmana w Chile za rządów Pinocheta (1973-1990). Pewien dziennikarz w Buenos Aires powiedział mi jednak, że Milei idzie dalej niż Friedman; że Friedman był za tzw. małym rządem, ale jednak nie za likwidacją państwa, co wydaje się naczelną ideą „anarchokapitalizmu” Mileia.

Wolność, że aż strach

Słowem-kluczem dyskursu Mileia jest „wolność” (co takiego się stało, że na dźwięk tego pięknego słowa wielu ludzi zaczyna się bać?). Podatki to zamach na wolność. Polityka społeczna to zamach na wolność. Państwowa edukacja i służba zdrowia to zamach na wolność.

Ale zakaz aborcji już takim zamachem nie jest. Przywiązanie Mileia do wolnego wyboru ma granice – i są nimi m.in. prawa kobiet. W 2020 roku Argentynki wywalczyły prawo do dobrowolnej i legalnej aborcji do 14. tygodnia ciąży. Milei chciałby przywrócić dawne zakazy.

Można by sądzić, że to właśnie jest sprawa, w której objawia się mesjanizm Mileia. Ale i tu zaskoczenie: początki jego wiary w posłannictwo tkwią gdzie indziej.

Poczucie misji danej od Boga zrodziło się w Mileiu po jednym z seansów spirytystyczno-telepatycznych.

W trakcie takich seansów Milei rozmawia z duchem swojego zmarłego psa, mastifa angielskiego o imieniu Conan. Milei mówił o nim wielokrotnie jako o najlepszym przyjacielu i doradcy. To za pośrednictwem ducha Conana bóg przekonał Mileia do kandydowania na prezydenta. Biograf prezydenta, Juan Gonzalez, powiedział mi, że nie ma w tym cynicznej gry. Jego zdaniem, Milei naprawdę wierzy, że Bóg natchnął go za pośrednictwem Conana.

Kasta” – basta!

Drogą ustanawiania ładu „wolnościowego” jest walka z „kastą” – tak Milei określa cały establishment polityczno-medialno-kulturalny. Kto tworzy „kastę”? „Lewacy”, „komuniści”…? Stop! Poszukiwanie definicji „kasty” nie ma większego sensu, bo wystarczy, że ktoś, nawet o poglądach bliskich Mileiowi, wypowie się o nim krytycznie, a natychmiast do „kasty” zostaje zaliczony. Tak się stało z liberałem Ricardem Lopezem Murphy’m, który po krytycznych uwagach został dodatkowo nazwany „zdrajcą” i „śmieciem”.

„Kasta” versus „dobrzy ludzie” – to linia podziału projektowana przez Mileia na społeczeństwo. Do tej pory, i od dziesięcioleci, nieźle opisywał je podział na peronistów, czyli zwolenników egalitarnej polityki i antyperonistów, tj. zróżnicowaną resztę (od najbogatszych oligarchów po część klasy średniej).

Były wyjątki, gdy opis ten zawodził, przede wszystkim za rządów Carlosa Menema (1989-1999), który nominalnie był peronistą, ale prowadził politykę neoliberalną, pod dyktando MFW, sprzyjającą bogatym (podobną w wielu aspektach do obecnej polityki Mileia).

Milei próbuje narysować oś podziału w innym miejscu – a może raczej ją wyczarować. „Kasta” – jego zdaniem – dała znać o swoim istnieniu, gdy chciał wprowadzić część swoich „anarchokapitalistycznych” idei za pomocą ustawy zwanej omnibusem. Projekt zawierał 600 artykułów zmieniających reguły gry – w gospodarce i społeczeństwie (emblematyczna była propozycja kar więzienia do 6 lat za udział w manifestacjach). Posłowie różnych proweniencji ideowych i politycznych odrzucili połowę regulacji i zgodzili się debatować nad resztą. Jednak Milei wycofał projekt, zwyzywał deputowanych od „przestępców”, a parlament określił mianem „szczurzej nory”.

Zmiana strategii

Jednak w ostatnich tygodniach Milei odniósł spory – choć na razie niepewny – sukces. Zdołał przekonać większość kongresu do części swoich propozycji mających na celu zmianę systemu (chodzi tu o część odrzuconej ustawy zwanej omnibusem).

„Przekonał”, „negocjował” – to novum w jego strategii działania: jeszcze do niedawna było „wszystko albo nic”. Milei obrażał się na oponentów i gdy podawali w wątpliwość jego propozycje, ubliżał im. Ubliża nadal, ale też negocjuje – jak widać – z powodzeniem.

Na mocy ustawy przegłosowanej właśnie przez niższą izbę parlamentu Milei może dostać na rok prawo do rządzenia dekretami – w kwestiach administracyjnych, gospodarczych, finansowych i energetyki. Będzie mógł podejmować decyzje o prywatyzacji państwowych przedsiębiorstw. Wielkie firmy, które zainwestują w Argentynie co najmniej 200 mln dolarów – chodzi głównie o koncerny eksploatujące surowce – dostaną ulgi podatkowe i inne nawet na 30 lat.

Ale uwaga – ustawę musi jeszcze zaakceptować senat, a w nim silni są oponenci Mileia, przede wszystkim lewicujący peroniści. Milei i jego wysłannicy negocjują więc dalej…

Równocześnie za kilka dni ma zostać podpisany „Pakt 25 maja” – to inicjatywa Mileia złożona gubernatorom prowincji i liderom partii. Pakt zawiera 10 punktów w duchu neoliberalnego „konsensu waszyngtońskiego”. Nie wiadomo, ilu gubernatorów i liderów partyjnych zdecyduje się na podpisanie deklaracji.

Wiadomo, że uroczystość ma się odbyć w Kordobie, stolicy jednej z prowincji. Dlaczego akurat tam? Bo tam urodził się ukochany pies Mileia, Conan. „Conan jest kordobianinem”, wyjaśnił prezydent.

Jesteśmy w kabarecie czy w gabinecie?

Na wojnie z „komunizmem” i „genderem”

Wrogość wobec regulacji państwowych w gospodarce nie jest jedyną sprawą, która określa Mileia. Milei jest zaprzysięgłym pogromcą progresywnych idei i wszelkiej polityki prowadzonej w ich duchu. Kierowany tą wrogością prowadził od kilku lat – jeszcze jako poseł w kongresie i radiowo-telewizyjny showman – wojnę kulturową ze wszystkim, co budzi u niego skojarzenie z państwem opiekuńczym, lewicą, postępem, otwartą kulturą, poszerzaniem praw mniejszości. Teraz robi to samo, tylko głośniej, wyposażony w autorytet, pozycję i narzędzia głowy państwa.

W marcu wydał rozporządzenie zabraniające używania genderowych końcówek w oficjalnych dokumentach; zalecił w nim również unikania feminatywów. Rzecznik Mileia uzasadnił: „genderowa perspektywa to narzędzie polityczne”, a także „indoktrynacja” i „kulturowy marksizm”. Wcześniej Milei zamknął Państwowy Instytut ds. Walki z Dyskryminacją, Ksenofobią i Rasizmem („niczemu nie służy”), a piła obcięła fundusze na naukę i kulturę.

„To nic oryginalnego” – napisała z przekąsem dziennikarka Ana Fornaro. „Jedyne, co jest oryginalne u prezydenta, to sklonowane psy i mistyczne urojenia. Reszta to niezdarna kopia programu międzynarodowej skrajnej prawicy, która plecie o »marksizmie kulturowym«, »neomarksizmie«, »kolektywizmie« lub »socjalizmie« w odniesieniu do praw kobiet, osób LGBTQ+, społeczności tubylczych i środowiska. Milei zdefiniował feminizm jako »śmieszną i nienaturalną walkę mężczyzny i kobiety«. Według niego tę konfrontację wymyślił socjalizm po zakończeniu walki klasowej. Socjalizm wynalazł także ruch ekologiczny, który z kolei wynalazł »walkę człowieka z Naturą«. Według Mileia, zmiany klimatyczne to wynalazek socjalizmu i organizacji międzynarodowych”.

Zdaniem Martina Kohana, wybitnego pisarza i wykładowcy literatury, Milei ma urojenia. „W Davos powiedział, że świat jest zdominowany przez komunizm we wszystkich krajach z wyjątkiem Argentyny” – mówi Kohan w wywiadzie dla „El Pais”. „Jego przemówienie przypominało dystopijną parodię Argentyny. Wyobraźmy sobie, że ktoś mówi: »napiszmy powieść-parodię, w której doprowadzimy argentyńską megalomanię do nieprawdopodobnych granic«. Umieszczamy prezydenta [Argentyny] w Davos, gdzie mówi on, że komunizm dominuje na świecie, a Argentyna go pokona. To, co wielu z nas uważa za przestrzeń publiczną, za naszą tradycję i praktyki wspólnotowe, on postrzega jako komunizm”.

Promocja donosów

Najnowszym aktem walki Mileia z „komunizmem” i „lewactwem” jest pomysł utworzenia „kanału doniesień” dla rodziców, którzy będą mogli zawiadamiać władze o „indoktrynacji” prowadzonej w szkołach. Mają być wprowadzone kary – dla nauczycieli? szkół? – za prowadzenie „indoktrynacji”.

Ani Milei, ani jego rzecznik nie podali szczegółów, jednak pewien przytoczony publicznie przykład zwiastuje, o co chodzi. Otóż opublikowano nagranie, na którym nauczycielka jednej ze szkół w Dniu Weteranów i Poległych na Wojnie o Malwiny krytykowała środki masowego przekazu w Argentynie, które w czasie tamtej wojny, w 1982 roku, przekonywały społeczeństwo, że to wojna sprawiedliwa i pójście na nią było koniecznością. Wojna o Malwiny z Wielką Brytanią w rzeczywistości była desperackim aktem upadającej dyktatury wojskowej, która tuż po klęsce w tamtej wojnie upadła. Rzecznik Mileia powiedział, że nauczycielka obraziła uczniów, ich rodziców i weteranów.

Przykład podany przez rzecznika Mileia odsłania jeszcze jeden front wojny kulturowej – o przeszłość, tzn. o ocenę dyktatury wojskowej, która „zniknęła” 30 tys. ludzi, i o której pamięć wciąż jest w Argentynie niezwykle żywa. W ostatnich kilkunastu latach skazano przywódców junty i ponad tysiąc oprawców (głównie gorliwych prześladowców i specjalistów od tortur); niektóre procesy nadal się toczą. Rodziny „znikniętych” wciąż poszukują szczątków swoich bliskich.

Tymczasem Milei i jego ludzie kwestionują zarówno liczbę zamordowanych/„znikniętych”, jak i ocenę całego okresu dyktatury. Główne skrzypce gra w tej materii wiceprezydentka Victoria Villarroel. Zdaniem Kohana, to ona bardziej niż Milei prowadzi w tej sprawie „walkę ideologiczną, polityczną, kulturową”.

„Jej dyskursywne manewry” – mówi Kohan w cytowanym wywiadzie – „nie polegają na negowaniu [zbrodni i represji], lecz usprawiedliwianiu represyjnego aparatu państwa. Ponowne otwarcie dyskusji może być potrzebne, ale nie możemy jej ponownie rozpoczynać w taki sposób, jakbyśmy nigdy jej nie odbyli. Potwierdzono i zbadano, że represje w ramach terroryzmu państwowego nie ograniczały się do przeciwdziałania przemocy grup partyzanckich. Terroryzm państwowy miał na celu likwidację wszelkich form partycypacji społecznej i solidarności społecznej”.

Listy sojuszników i wrogów

Wojnę kulturową Milei prowadzi też na scenie międzynarodowej. Agresywnymi deklaracjami zdążył już nadszarpnąć dobre stosunki z głównymi partnerami handlowymi Argentyny – sąsiednią Brazylią i Chinami (bo „komuniści”).

Popiera bezwarunkowo bombardowania Strefy Gazy, śle wyrazy poparcia i sympatii przywódcy Izraela, zachwala Donalda Trumpa i fotografuje się z Elonem Muskiem.

View post on Instagram
 
Ostatnio Milei skasował połączenia lotnicze między Buenos Aires a Hawaną (libertarianin nie pozwolił, by to rynek zdecydował).

Sprawowanie prezydentury w mediach społecznościowych i codzienne awantury Mileia i jego eksplozje złości to być może temat na osobną opowieść.

Wszystkie psy prezydenta

Milei to zresztą postać tylko częściowo rzeczywista – nieustająco prowadzi on gry, w których niełatwo oddzielić to, co realne od tego, co zmyślone; materialne od tego, co wirtualne; performance, który jest narzędziem wyrazu, od istoty rzeczy. Milei tworzy rozmaite tożsamości w poetyce gier wideo. Bywa Mojżeszem, który wyprowadza argentyński lud z niewoli państwa. Bywa Terminatorem, który celuje z broni snajperskiej do przeciwników. Bywa rozdrażnionym dzieckiem. I sympatycznym miłośnikiem psów.

Kilka tygodni temu w Argentynie dyskutowano, ile psów – noszących imiona libertariańskich ekonomistów-idoli – ma obecnie Milei: cztery czy pięć? Milei powiedział w wywiadzie dla hiszpańskojęzycznej edycji CNN, że ma pięć, ale pozostało niejasne, czy piątym jest nieżyjący Conan, czy jakiś inny czworonóg (wszystkie te mastify są klonami Conana). Całkiem ekstrawaganckie rozważania, jak na kraj pogrążony w kryzysie, zwłaszcza gdy nie są prowadzone z przymrużeniem oka.

W czasie niedawnej manifestacji w obronie edukacji publicznej ktoś zareagował na cały ten wielomiesięczny show, którego bohaterem jest Milei jako miłośnik psów. Ów ktoś niósł transparent: „Uczę się, żeby nie szukać porad u zmarłego psa”.

Mileiowi wykształcenia nie brakuje. Skończył ekonomię, zdolności analityczne posiada. Kwestia sygnałów, jakie odbiera z niebios, jego rozmowy z nieżyjącym psem, napady niekontrolowanej złości i wulgarny język należą do sfery zupełnie innej niż wykształcenie.

Mimo wpadek, mimo polityki ostrej piły, która dotyka większości Argentyńczyków, mimo zachowań, które budzą wątpliwości o stan umysłu i zdolność do sprawowania władzy – i mimo drugiego już strajku generalnego – ostatnie sondaże pokazują, że połowa lub blisko połowa (45 proc.) społeczeństwa wciąż darzy Javiera Mileia zaufaniem.

Zakończenie tej opowieści musi pozostać chwilowo otwarte – za wcześnie na puentę. Ale można pokusić się o zgadywanie. Bądź też sięgnięcie do analiz i książek o czasach Menema i o tym, do czego doprowadziły.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Artur Domosławski
Artur Domosławski

Pisarz i reporter, przez 20 lat związany z „Gazetą Wyborczą”, od dekady z „Polityką”. Autor kultowej „Gorączki latynoamerykańskiej" (2004), niepokojącej „Śmierci w Amazonii" (2013), wstrząsających „Wykluczonych" (2016), słynnej biografii „Kapuściński non-fiction" (2010) oraz monumentalnej biografii Zygmunta Baumana „Wygnaniec. 21 scen z życia Zygmunta Baumana" (2021). Laureat wielu nagród i wyróżnień literackich i dziennikarskich, m.in. Grand Press Dziennikarz Roku 2010, nominowany do Nagrody Nike za „Wykluczonych" i „Wygnańca", aureat Górnośląskiej Nagrody Literackiej „Juliusz” (2022) dla najlepszej biografii za „Wygnańca". Jego książki były tłumaczone na 10 języków.

Komentarze