0:00
0:00

0:00

Ośrodek recepcyjny w Eisenhüttenstadt na wschodzie Niemiec, 25 km od Frankfurtu nad Odrą, to największy ośrodek dla uchodźców z czterech w Brandenburgii. To pierwszy punkt kontaktu dla osób, które ubiegają się tutaj o azyl. Należy do Centralnego Urzędu ds. Rejestracji Cudzoziemców (ZABH).

Trafiają do niego uchodźcy, którzy przedarli się przez granicę polsko-białoruską i dotarli do Niemiec. Opowiadali mi swoje historie. Opublikowaliśmy trzy teksty z ich relacjami:

Rozmawiam z Olafem Jansenem, kierownikiem ośrodka w Eisenhüttenstadt. Pytam, czy nie obawia się coraz zimniejszych dni i nocy jesienią, że uchodźcy, którzy przedostają się przez Polskę do Niemiec, będą trafiać tutaj w złym stanie.

„To możliwie, że będzie gorzej, ale mam wrażenie, że coś się ostatnio zmieniło. Uchodźcy, których znajdujemy na granicy nie są już tak wygłodniali i przemarznięci, jak miesiąc temu. Jakby byli bardziej profesjonalnie przygotowywani do przekroczenia granicy”.

Jansen oprowadza mnie głównej części ośrodka. To trzy budynki mieszkalne dla uchodźców i ogrodzony teren dla osób na kwarantannie, które mieszkają w wojskowych namiotach i kontenerach. Budynki mieszkalne znajdują się też 15 minut pieszo od głównego wejścia. To dawne koszary NRD-owskiej milicji, które po upadku muru berlińskiego zostały przerobione na obóz deportacyjny. W sumie starczy miejsca dla 2 tys. osób. Zajętych jest już 1,5 tys. miejsc.

Uchodźców przybywa od września. Co miesiąc pojawia się tu około 2 tysiące osób. W Eisenhüttenstadt przechodzą kwarantannę, testy na koronawirusa i szczepienia. Ośrodek jest przepełniony, dlatego dwie trzecie z nowoprzybyłych niemieckie służby kierują do innych ośrodków w Brandenburgii lub pozostałych landach w Niemczech. Około 90 proc. uchodźców, którzy trafili do Eisenhüttenstadt w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, przedostało się tu przez Polskę.

„Spodziewamy się eskalacji problemu, że w listopadzie dotrze do nas o 3 tys. więcej osób niż teraz” – mówi Jansen. „Pracujemy szybciej, w pełnej mobilizacji. W kilka miesięcy powiększyliśmy ośrodek trzykrotnie. Zbudowaliśmy namioty, kontenery, przyspieszyliśmy procedury azylowe”.

Trzy punkty na mapie

Policja znajduje uchodźców zazwyczaj w trzech miejscach.

Na moście granicznym. „Na niemiecką granicę z Polski przywożą ich taksówki. Zostawiają ludzi 3 km od granicy. Dalej do Niemiec idą sami, pieszo. Policja znajduje ich na moście, który łączy Słubice z Frankfurtem nad Odrą” – mówi Jansen.

Tak do Niemiec przedostał się Malvin z Iraku ze swoją rodziną z Iraku i Omar z Syrii, o których pisałam w OKO.press.

Kilka kilometrów od granicy. „Znajdujemy uchodźców 4 km od polsko-niemieckiej granicy, których przemytnicy przewożą z Polski busami”. Pojawiają się w niemieckim powiecie Odra-Sprewa, w przygranicznym Küstrin-Kietz. Tak do Niemiec przedostała się – według mojej informacji – rodzina z Michałowa. Na kwarantannie była w ośrodku w Eisenhüttenstadt, a potem niemieckie służby skierowały ją do ośrodka w Hamburgu.

W głębi Niemiec. „Czasem znajdujemy uchodźców w pobliżu Berlina. Wielu z nich chce się przedostać do Skandynawii, Francji czy Holandii. Nie wszyscy chcą zostać w Niemczech” – mówi Jansen.

Na początku do Niemiec przedostawali się tylko uchodźcy z Iraku (90 proc.). Jansen nie zna dokładnych liczb, ale szacuje, że teraz około 60 proc. z nich pochodzi z Afganistanu czy Syrii. „Jest też dużo osób z Iranu, które dotarły tutaj przez Turcję. Płacą za podróż między 4 a 12 tys. dolarów, ceny są zmienne”.

Polska nie rejestruje wszystkich

Pytam Jansena jak ocenia działania reżimu Łukaszenki. „Uważam, że karty rozdaje Moskwa. Białoruś tylko wykonuje polecenia”.

„A co z Polską? To dla was problem, że Polska Straż Graniczna robi push-backi, a uchodźcy, którzy są wypychani na Białoruś, potem i tak przechodzą granicę jeszcze raz i docierają do Niemiec?”

„Sam brak zgody na przekroczenie granicy nie jest push-backiem, ale jeżeli ktoś przekroczy granicę i jasno powie, że chce azylu, to to jest push-back. Nie wiemy, czy push-backi są w Polsce, czy ich nie ma” – mówi Jansen.

Uchodźcy z Eisenhüttenstadt mówią coś innego, że polska Straż Graniczna cofała ich na białoruską stronę nawet kilka razy, że często jest brutalna. 17-letni Wasti prosił pograniczników o chleb i wodę dla grupy, która przez kilka dni spała w lesie. „Powiedziałem, że nie ruszę się, dopóki nie nakarmią dzieci. Wtedy Polak uderzył mnie w twarz. Polskie służby cztery razy wypychały nas z powrotem na Białoruś. Wracaliśmy, a oni nas łapali i znowu wywozili. Tak było cztery razy” – opowiada Wasti.

Jansen nie chce komentować tych historii. „Mogę skomentować tylko to, co sam widzę. Większość uchodźców była wcześniej w Polsce, ale nie została tam zarejestrowana, co jest wątpliwe. My rejestrujemy wszystkich, którzy się u nas pojawiają”.

Uchodźcy unikają rejestracji w Polsce, bo wiedzą, że jeżeli tam rozpocznie się ich procedura azylowa, nie będą mogli zostać w Niemczech. Prawie każda osoba, z którą rozmawiam w Eisenhüttenstadt, jest przekonana, że zostanie w Niemczech, że rozpocznie tu nowe życie.

Przeczytaj także:

Cofniemy uchodźców

Olaf Jansen mówi mi, że niewielu uchodźców, którzy byli wcześniej zarejestrowani w Polsce, dostanie azyl. „Zgodnie z systemem dublińskim każda osoba, która została zarejestrowana wcześniej w Polsce, będzie musiała tam wrócić. Cofniemy ją tam, gdzie powinna być. Często zdarza się, że jeżeli kogoś cofamy, to ta osoba i tak do nas wraca. Dzieje się tak, bo w Europie mamy otwarte granice, ale musimy przestrzegać prawa i cofnąć ją wtedy ponownie”.

Uchodźcy unikają rejestracji w Polsce, bo wiedzą, że jeżeli tam rozpocznie się ich procedura azylowa, będą do niego cofnięci.

Jansen mówi mi, że system migracyjny jest przestarzały, że powinien się zmienić. „Nie przynosi efektów. Migracja powinna być legalna i w odpowiedni sposób kontrolowana. Byłoby lepiej gdyby ludzie mogli się swobodnie poruszać”.

Uchodźcy w ośrodku recepcyjnym w Niemczech podlegają dwóm instytucjom. Opiekę medyczną, jedzenie, ubrania, miejsce do spania zapewnia im kraj związkowy. Procedurą azylową zajmuje się BAMF (Federalny Urząd ds. Migracji) i policja federalna.

Najpierw BAMF przesłuchuje uchodźców, potwierdza ich tożsamość i sprawdza, czy rejestrowali się wcześniej w innym kraju UE, jaką drogą przedostali się do Niemiec. „System dubliński” (Konwencja Dublińska i rozporządzenie Dublin III) określa, że wniosek azylowy powinno rozpatrzyć to państwo, którego granicę uchodźca przekroczył jako pierwsze.

Zasada „pierwszego kraju”

„Jeżeli niemieckie służby mają konkretne wskazówki, że uchodźca był wcześniej na terenie innego państwa UE, i jeżeli mają na to jakieś dowody – na przykład bilet na pociąg, którym ta osoba jechała z Polski do Niemiec – to strona niemiecka może się tym dowodem posłużyć i wnioskować o przyjęcie takiej osoby z powrotem przez polską stronę” – mówi mi Kamil Frymark z Zespołu Niemiec i Europy Wschodniej Ośrodka Studiów Wschodnich.

Niemcy pytają wtedy Polskę czy tę osobę przyjmie. Jeżeli uzyskają zgodę, to rozpoczyna się procedura cofnięcia uchodźcy do „pierwszego kraju UE”. Służby niemieckie zawożą wtedy uchodźcę do najbliższego miejsca, skąd może się do takiego kraju dostać. Dostaje bilet lub pieniądze na transport.

Uchodźców z Eisenhüttenstadt służby zazwyczaj zawożą na dworzec w Rzepinie. Wsiadają tam w pociąg i jadą do Urzędu ds. Cudzoziemców w Warszawie. Ale zdarza się, że ślad po nich znika, albo wracają do Niemiec, bo nie chcą być w Polsce. Tak z powrotem do Niemiec dwa razy z Polski uciekł Elham ze swoim bratem.

"Deportacja to kolejna kwestia, z którą zmaga się niemiecki system. Teraz około 280 tys. osób ma nakaz deportacji, ale paradoksalnie większość z tych osób podlega pewnej formie ochrony i pozostaje w Niemczech. Jest to podyktowane m.in. złą sytuacją w państwach, do których te osoby powinny zostać deportowane, czy szczególnymi kwestiami rodzinnymi tych osób” – mówi Frymark.

„Polska nie jest krajem bezpiecznym”

Jeżeli w kraju, do którego ma zostać deportowany uchodźca, zachodzi ryzyko „nieludzkiego” lub „poniżającego traktowania”, to niemieckie sądy mogą wstrzymać procedurę deportacyjną i przyznać takiej osobie azyl w Niemczech.

„Najnowszy taki przypadek z Niemiec znamy ze stycznia 2021 roku i dotyczy Grecji. Uchodźcy z Syrii i Erytrei dwukrotnie odwoływali się od decyzji sądu, który postanowił o ich deportacji. Dwie pierwsze instancje stwierdziły, że te osoby powinny zostać deportowane do Grecji, gdzie początkowo rozpoczęła się ich procedura azylowa. Sąd administracyjny w Münster zadecydował, że ze względu na ryzyko nieludzkiego i poniżającego traktowania w Grecji, te osoby ma prawo do azylu w Niemczech".

W uzasadnieniu sąd wskazał, że w przypadku powrotu Grecja nie zaspokoi najbardziej podstawowych potrzeby uchodźców przez dłuższy czas, że nie mieliby odpowiednich warunków pracy, prawa do świadczeń socjalnych oraz mieszkania. Czy niemieckie sądy zaczną wydawać takie wyroki w odniesieniu do Polski? Uchodźcy mówią mi, że Polska nie jest dla nich krajem bezpiecznym, że nie chcą do niej wracać.

Od stycznia do września 2021 strona niemiecka złożyła 658 wniosków o cofnięcie osób, które przybyły z Polski. Ze strony polskiej uzyskano 477 zgód w konkretnych przypadkach. Faktycznie do Polski dotarło 77 osób.

O Polsce coraz głośniej

„Od początku roku w Niemczech wniosek o azyl złożyło ok. 100 tys. osób. Niemcy od 2-3 lat rozpatrują ok. 14 tys. wniosków azylowych co miesiąc. W skali Niemiec 5 czy 6 tys. osób, które przedostały się przez granicę Polską do Niemiec to nie jest duża liczba. Ale kryzys migracyjny stanowi problem dla Brandenburgii i Saksonii, gdzie pojawia się 10 razy więcej uchodźców niż w 2019 roku” – mówi Frymark.

To pokazuje skalę z jaką muszą mierzyć się urzędnicy, policja federalna na granicy. Wschodnie landy są słabiej przygotowane pod względem zasobów do rozpatrywania wniosków azylowych i rozdysponowywania osób ubiegających się o azyl na pozostałe landy.

„Bawaria czy Nadrenia Północna-Westfalia jest do tego dobrze przygotowana. Na Wschodzie mamy nową sytuację, wcześniej tak nie było, co wywołało reakcję skrajnych środowisk, mediów czy polityków” – mówi ekspert.

Dodaje: "W Niemczech pojawiają się inicjatywy, które mają na celu trwałe kontrole granic. Walczy o to część regionalnych struktur CDU (Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna) i AfD (Alternatywa dla Niemiec). Te dwie parte rywalizują ze sobą o elektorat w landach wschodnich”.

;
Na zdjęciu Julia Theus
Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze