0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: JAROSLAW KUBALSKI / Agencja Wyborcza.plJAROSLAW KUBALSKI / ...

Gdy w 2015 roku PiS wygrał wybory i przejął władzę, wiceminister MSWiA odpowiedzialny za policję – Jarosław Zieliński – pozbył się w kilka tygodni wszystkich komendantów wojewódzkich. Za wyjątkiem jednego – nadinsp. Jarosława Szymczyka. W policji od 1990 roku, ale dopiero w czasie pierwszych rządów PiS jego kariera wystrzeliła na orbitę – został szefem policji w Gliwicach w 2006, a rok później już komendantem wojewódzkim w bastionie PiS – na Podkarpaciu.

Bezkonfliktowy, pracowity, działał w kryminalnych i prewencji, więc w trakcie rządów PO-PSL też pełnił funkcję komendanta wojewódzkiego w Kielcach, potem w Katowicach.

Choć Zieliński ocalił Szymczyka, to wybrał na komendanta głównego insp. Zbigniewa Maja. Ale szybko okazało się, że nazwisko tegoż przewija się w sprawie o korupcję. Dymisja. Szymczyk dostał ofertę - był wtedy jedynym generałem w policji nie wysłanym przez PiS na emeryturę. Przejął stery w Komendzie Głównej 13 kwietnia 2016 roku, niecałe pół roku po wygranych przez PiS wyborach. I rządzi nią do teraz. Mimo katastrofalnej wpadki z odpaleniem granatnika w siedzibie KGP – historii, którą z rechotem opisywały media na świecie.

Czemu?

Bo partia wiele mu zawdzięcza.

Zebraliśmy 11 najważniejszych patologii i problemów, które za rządów gen. Szymczyka, jak nowotwór. zawładnęły tą formacją.

Oto część I raportu.

Przeczytaj także:

1. Czystki kadrowe

Pozbycie się wszystkich pozostałych szefów komend wojewódzkich przez min. Zielińskiego było tylko preludium do czystki, jaka nastąpiła za rządów Szymczyka w tej formacji. „Gwarantuje energię we wprowadzaniu dobrej zmiany w polskiej policji” zapowiadał go minister MSWiA Mariusz Błaszczak. I nie się zawiódł - ludzi na kierowniczych stanowiskach w policji zmieniano dosłownie wszędzie. Na osoby z poparciem „dobrej zmiany”.

Już w sierpniu 2016 roku - cztery miesiące od startu rządów nadinsp. Szymczyka „Polityka” pisała o „rewolucji” i „czystkach” w policji dokonywanych de facto rękami polityków. „Każda nominacja jest konsultowana z lokalnymi strukturami PiS, a nawet z hierarchami kościelnymi” - opisywali. „Newsweek" w 2017 roku pisał o „bezprecedensowej” wymianie kadr. Gen. Adam Rapacki, były szef policji w lutym 2016 roku ostrzegał: „To jest bez sensu, że młodzi ludzie są odwoływani tylko po to, żeby na stanowiskach byli »swoi«” I dodawał, że policja ma służyć obywatelom, „a nie partii rządzącej”.

We wrześniu 2017, gdy już ta czystka się w znacznej mierze dokonała, gen. Rapacki grzmiał: „Na pewno w wolnej Polsce takiego upolitycznienia (policji – red.) nie było!”. Dodawał, że może we wczesnym PRL-u to partia wybierała struktury w policji, ale później już nie. PiS z Szymczykiem wprowadzili więc standardy z głębokiego socjalizmu.

Przewodniczący Zarządu Głównego NSZZ Policjantów, asp. szt. Rafał Jankowski we wrześniu 2017 roku na Jasnej Górze też ostrzegał o upolitycznieniu policji i „podziałach” jakie to wytworzyło. Rok później związkowcy grozili już ówczesnemu ministrowi MSWiA Joachimowi Brudzińskiemu, że „upolitycznienie” i niskie płace mogą doprowadzić do „wypowiadania posłuszeństwa”.

„To krucjata kadrowa. To są czystki, które nie miały miejsca w historii polskiej policji”, mówił w reportażu TVN podinsp. Andrzej Szary, przewodniczący NSZZ policjantów woj. wielkopolskiego. Bohaterowie tego materiału opowiadali, jak szantażem, kontrolami wymuszano ich odejścia, a przełożeni nawet nie kryli, że to były decyzje polityczne.

Sposobem na utrzymanie się na stanowisku miały być nie doświadczenie, nie kompetencje, a parasol ochronny polityków PIS.

„Policjanci jeżdżą więc po strukturach partyjnych, powiatowych czy gminnych i dosłownie łaszą się do polityków” – opowiadał inny policjant, bohater reportażu TVN.

Pracę w policji tracili też ci, którzy zaczynali ją w Milicji Obywatelskiej. Nieważne, że pracowali tam kilka miesięcy i na najniższych stanowiskach. W 2016 roku to byli oficerowie z doświadczeniem, często cenieni fachowcy. Co najmniej kilkuset w skali kraju straciło pracę. Jednak Szymczyk – co wielu podkreśla – próbował zatrzymać przynajmniej najlepszych z rodowodem w MO.

W sumie „dobra zmiana” miała wymienić na „swoich” kilka tysięcy policjantów na stanowiskach. TVN, podał, że w ciągu półtora roku zostało zmuszonych do odejścia lub odeszło, głównie ze stanowisk kierowniczych, aż 6 tysięcy policjantów!

2. Partyjne miesięcznice

Upolitycznienie i służalczość policji wobec partii widać było mocno na miesięcznicach. Policja stale zwiększała liczbę mundurowych sprowadzanych z całego kraju do ochrony tej partyjnej inicjatywy. Tysiąc, półtora tysiąca, tysiąc osiemset... Konwoje po kilkadziesiąt policyjnych suk gnały przez kraj na sygnałach do Warszawy, przed każdym 10. dniem miesiąca. W lipcu 2017 w zabezpieczeniu miesięcznicy brało udział 3365 policjantów. Same dniówki i benzyna na dojazdy miały tylko przy tej okazji kosztować podatnika 758 tys. zł. Ale to tylko część kosztów.

Według gen. Rapackiego każda miesięcznica z zaangażowaniem setek policjantów kosztowała budżet państwa ponad milion zł.

W ciągu tylko pierwszych dwóch lat rządów PIS na ochronie tego spektaklu politycznego policjanci spędzili ponad 23 tys. dniówek! Symbolem są zdjęcia obrazujące granatowe morze – dosłownie setki policjantów na Krakowskim Przedmieściu. Jakby oni sami tworzyli demonstrację.

Kolejny przykład, że policja to partia władzy? Ochrona domu Jarosława Kaczyńskiego podczas demonstracji Strajku Kobiet – blisko setka policyjnych suk oraz setki funkcjonariuszy w pełnym rynsztunku blokowały dostęp do willi na Żoliborzu. Te zdjęcia też obiegły świat.

Zresztą dom prezesa PiS jest przez policję pilnowany od lat. Według ustaleń TVN24 codziennie robi to co najmniej 40 funkcjonariuszy, nawet gdy budynek stoi pusty. W trakcie 12-godzinnych dyżurów tajniacy m.in śpią, grają na komputerach, bawią się smartfonami i dogrzewają się na non stop włączonych silnikach – kilka z nich już zatarli. Tę służbę u prezesa partii nazywają „cieciowaniem”.

3. Ochrona pomników ważnych dla PiS

Ta patologia zaczęła się w 2018 roku od ścigania członków KOD-u, którzy na pomniki Lecha Kaczyńskiego i inne - od warszawskiej Syrenki, po Misia Uszatka w Łodzi, w sumie 250 - nakładali koszulki z napisem „Konstytucja”. Policja ścigała bezwzględnie żartownisiów, choć kraj się śmiał. Ryszardowi Filipiukowi z KOD-u w Białej Podlaskiej w sierpniu 2018 roku już nie było do śmiechu - policja o 06:00 rano przeszukała jego dom za nałożenie t-shirta na pomnik L. Kaczyńskiego. Stanisława Dembowskiego, który z nim dokonał tego happeningu, policja zatrzymała na 48 h, zarzucając mu „znieważenie pomnika”. Sąd uznał to zatrzymanie za bezzasadne i skrytykował przeszukanie w domu drugiego członka KOD.

Jeszcze jaskrawiej widać to zjawisko przy pomniku smoleńskim oraz Lecha Kaczyńskiego na Pl. Piłsudskiego w Warszawie, które powstały ze złamaniem prawa – nie było zgody Rady Warszawy na ich postawienie tamże. Są pilnowane przez 24 h na dobę, 365 dni w roku. Dobrego imienia monumentów pilnuje od co najmniej dwóch policjantów (plus min. dwóch żandarmów) do nawet kilkuset w dni miesięcznicy lub podczas demonstracji, np. Strajku Kobiet.

Memotwórcze stały się ujęcia, gdy kilkudziesięciu policjantów, najczęściej w pełnym rynsztunku przeciwuderzeniowym (ochraniacze, kamizelki ochronne, tarcze, rękawice, kaski etc.) chroni podwójnym kordonem jeden i drugi pomnik, choć wokół brak jakichkolwiek zagrożeń.

W głębokim PRL-u władza socjalistyczna też pilnowała pomników swoich bohaterów – np. Dzierżyńskiego, by tych symboli reżimu nie ośmieszały jakieś „zaplute karły reakcji”.

4. Ośmieszanie munduru

Bezkrytyczne i służalcze wykonywanie rozkazów ludzi partii doprowadziło do całej serii sytuacji, w których mundur polskiego policjanta został ośmieszony: od słynnego cięcia konfetti, by zrzucać je z helikoptera na głowę min. Zielińskiego, poprzez funkcjonariuszy na koniach przebranych za anioły, po wysyłanie całych oddziałów by, krok po kroku podążąły śladem "wrogów ludu" – np. Babci Kasi.

Oleju do ognia dolewały tłumaczenia policjantów:

  • Policjant mógł poczuć się zagrożony, gdy na demonstracji posłanka Barbara Nowacka wyciągnęła legitymację poselską. Funkcjonariusz w reakcji strzelił jej gazem w oczy.
  • Jeden z mundurowych (185 cm wzrostu i 95 kg wagi), który wynosił spod SN Babcię Kasię, w sądzie, zeznał, że „obawiał” się jej, mimo iż ta była skuta kajdankami, a ich było czterech.
  • Gdy aktywiści przejechali przed domem Jarosława Kaczyńskiego autem z dmuchaną kaczką na masce, w drodze na Ursynów śledziło ich w sumie osiem pojazdów policji, z czego sześć nieoznakowanych.
  • Samotnie stojąca operatorka OKO.press oczekująca na pikietę pod domem J. Kaczyńskiego została oskarżona o udział w „nielegalnym zgromadzeniu”. Podobne zarzuty usłyszał Zbigniew Komosa samotnie stojący pod SN.

Takich i innych historii, które ośmieszają powagę policyjnego munduru, redakcja OKO.press zebrała ponad 30. Czytelnicy wybierali te najbardziej komiczne.

5. Represje wobec demonstrujących

Masowe represje ze strony policji spotykają aktywistów anty-PiS zwłaszcza na demonstracjach. Obywatele RP i członkowie OSA (Obywatele Solidarni w Akcji), którzy organizowali kontrmiesięcznice smoleńskie na legalnie zgłaszanych pikietach zmagali się z kolejnym problemem. Mundurowi zamykali ich w kotłach, siłą zabierali im sprzęt nagłośnieniowy, nie pozwalali na jego dostarczenie na miejsce, zabierali transparenty, drabiny, pacyfikowali... Lotnej Brygadzie Opozycji, która co miesiąc organizuje legalne kontr-miesięcznice policja regularnie wiłą wyrywa i często niszczy megafony. Dotychczas 32 sztuki. Ten modus operandi mundurowi stosują powszechnie w całym kraju.

Represje spotykają też inne demonstracje antyrządowe/ przeciwko stronnikom PiS Brutalną interwencją policji zakończyła się np. pikieta i blokada kampusu Sejmu w pamiętnym grudniu 2016 roku podczas wstrzymanych obrad.

Skala represji i brutalności mundurowych znacząco wzrosła od tzw. tęczowej nocy latem 2020 roku, czyli zatrzymania Margot na Krakowskim Przedmieściu, a potem 48 innych uczestników pikiety poparcia dla niej. Brutalność mundurowych wobec zatrzymanych wstrząsnęła Polską i Rzecznikiem Praw Obywatelskich, który przygotował w tej sprawie raport. Według byłych policjantów podczas akcji policja popełniła tyle błędów, że wyglądało to na celową prowokację.

Ale nie dla gen. Szymczyka – ten na komisji sejmowej przekonywał, że wszystko było w porządku, a nawet, że jest „dumny” ze swoich ludzi. Za tę dumę teraz musi płacić skarb państwa – sądy zasądzają wysokie zadośćuczynienia za te zatrzymania, a nawet prokuratura przyznaje, że pieniądze się należą (choć walczy, by były jak najniższe).W jednym z wyroków sędzia określił policję jako organizację „opresyjną”. Z zeznań funkcjonariuszy wynika, że tego wieczoru policjanci dostawali rozkazy de facto homofobiczne.

Obrona brutalności mundurowych podczas zatrzymania Margot była jasnym sygnałem – macie na to przyzwolenie.

Gdy po wyroku TK zakazującym de facto aborcji wybuchły protesty Strajku Kobiet, policja tylko początkowo ich nie tykała. Potem wielokrotnie je pacyfikowała, używając także gazu. By dopaść uciekających, pierwszy raz od czasów PRL policja złamała prawo i weszła na teren uczelni wyższej – Politechniki Warszawskiej - bez zgody jej władz.

Bywało, że w kotlach zatrzymywano po kilkaset osób, przetrzymując demonstrantów na mrozie, bez dostępu do WC przez długie godziny. Próbując uciekać z kotłów i skacząc przez płoty ludzie łamali ręce i nogi.

A policja stawiała im zarzuty udziału w nielegalnej demonstracji. Sprawy masowo były umarzane przez sądy lub demonstrujący je wygrywali. Sędziowie orzekali, że policja zatrzymuje demonstrantów „nieprawidłowo”, „niezasadnie”, a nawet „nielegalnie”.

Pacyfikowano nawet grupy demonstrantów, które po zakończonym wiecu rozchodziły się do domów – np. w maju 2021 po pikiecie pod Ambasadą Izraela. W kwietniu 2021 roku po demonstracji w obronie rzecznika praw obywatelskich prof. Adama Bodnara, policja zaatakowała rozchodzących się młodych ludzi, w efekcie czego z czworga zatrzymanych osób, wszystkie wymagały interwencji lekarskiej. Trzy trafiły na SOR. „To są działania rodem z innego systemu, które przypominają odległe czasy” – komentowała to wówczas dr Hanna Machińska, zastępczyni RPO, wielokrotnie interweniująca w komisariatach w obronie zatrzymywanych aktywistów.

Nawet jednoosobowe protesty były traktowane przez policję jako zakazane „gromadzenie się” a ich uczestnicy – ścigani w sądach.

Skala przemocy wobec antyrządowych aktywistów największa była w Warszawie – to tutaj zatrzymano aż 88 proc. demonstrujących w całym kraju. Resztę statystyk na ten temat, Komenda Stołeczna Policji jako jedyna w kraju ukryła.

6. Śledzenie przeciwników PiS

Liderzy Obywateli RP od początku swoich kontrmiesięcznic byli śledzeni przez policjantów. „Chodzili za nami w sposób ewidentny” – wspomina Wojtek Kinasiewicz, jeden z nich. Było to na tyle powszechne, że Obywatele RP zaczęli to nagrywać i upubliczniać.

W 2018 roku OKO.press ujawniło stenogramy i nagrania rozmów tajniaków z takich inwigilacji. Okazało się, że policja śledziła setki członków tzw. opozycji ulicznej, czyli Obywateli RP, KOD, OSA, itp. Inwigilowano także członków opozycji parlamentarnej m.in. Ryszarda Petru, lidera Nowoczesnej.

Mercedesa z dmuchaną kaczką na masce i Babcią Kasią na pokładzie, którym aktywista Tadeusz podjechał pod willę Jarosława Kaczyńskiego na Żoliborzu, w drodze powrotnej na Ursynów śledziło aż osiem pojazdów policji, w tym sześć nieoznakowanych. Członkowie Lotnej nadal są śledzeni, głównie przed i po kontrmiesięcznicach smoleńskich lub też happeningach.

Także Zbigniew Komosa – aktywista, który od lat składa wieńce pod pomnikiem smoleńskim i wygrał w tej sprawie z policją wszystkie procesy sądowe - przez co najmniej pół roku był śledzony przez tajniaków KSP. Gdy ich nagrał i zmusił do ujawnienia legitymacji przed kamerą, KSP uznała, że do... niczego nie doszło.

Gdy rzecznikowi KSP Mariuszowi Ciarce pokazywano nagrania będące dowodem na to, iż policjanci śledzą aktywistów, ten powiedział: „To tylko próba stworzenia sensacji”.

;

Udostępnij:

Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze