Po wyborach październikowych na Donalda Tuska w Brukseli czekał szampan i konfetti – gorące przywitanie nowemu premierowi zgotowała Europejska Partia Ludowa. Na unijnych korytarzach odetchnięto z ulgą, że najgorsze relacje w 20-letniej historii Polski w UE należą do przeszłości. Czy rok później jest co fetować?
Odzyskanie przez Polskę pozycji lidera w Unii Europejskiej, współdecydowanie o kształcie UE, niezachwiane wsparcie dla Ukrainy połączone z asertywnym dbaniem o interesy Polski oraz naprawa relacji dyplomatycznych nadszarpniętych przez rząd PiS – to były najważniejsze obietnice demokratycznej opozycji dotyczące polityki zagranicznej i europejskiej, z którymi partie nowej koalicji poszły do wyborów 15 października 2023 roku.
A jak wyglądało pierwsze 12 miesięcy realizacji tego planu? Czy Polska rzeczywiście stała się słyszalnym i ważnym głosem w europejskich debatach? Czy udało się naprawić relacje polsko-niemieckie? Czy zgodnie z zapowiedziami Polska stała się „eksporterem praworządności” i mocnym głosem egzekwującym przestrzeganie europejskiego prawa?
Zapytaliśmy o to trzy ekspertki i trzech ekspertów polityki europejskiej. Co ciekawe, zdaniem niektórych, polską politykę europejską i zagraniczną rządu Donalda Tuska (na zdjęciu powyżej) w niektórych aspektach charakteryzuje bardziej kontynuacja wobec rządów Zjednoczonej Prawicy, niż wyraźne zerwanie ze skrajnie prawicową polityką. Komentarza udzielili nam:
"Zmiana rządu w Polsce po wyborach w 2023 r. doprowadziła do zdecydowanej zmiany roli i pozycji Polski na forum UE. Polska na powrót stała się centralnym graczem w Unii Europejskiej, co przejawia się na kilka sposobów. Po pierwsze, naprawione zostały relacje między UE a Polską w sferze praworządności, które były kwestią sporną przez wiele lat. W odpowiedzi na zaangażowanie nowego rządu na rzecz przywracania praworządności, Komisja Europejska nie tylko zamknęła procedurę z art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej przeciwko Polsce, ale też podjęła decyzję o odblokowaniu miliardów euro funduszy unijnych dla Polski, które były zablokowane przez kilka lat.
Po drugie, Donald Tusk ma bardzo mocną pozycję na forum UE jako lider. Jest dobrze zorientowany i znany w kręgu przywódców państw unijnych jako były przewodniczący Rady Europejskiej. Tusk odegrał kluczową rolę podczas negocjacji w sprawie obsady najwyższych stanowisk w UE po wyborach europejskich: był jednym z sześciu negocjatorów, reprezentujących największą partię w Parlamencie Europejskim, Europejską Partię Ludową.
Odzwierciedleniem mocnej pozycji Polski na forum UE jest też fakt, że polski kandydat na komisarza nowej Komisji Europejskiej, Piotr Serafin, został nominowany na komisarza ds. budżetu, co jest ważnym stanowiskiem. Zwłaszcza teraz, gdy zbliżają się negocjacje w sprawie kolejnych wieloletnich ram finansowych UE.
Nowy rząd naprawił również stosunki ze swoimi europejskimi partnerami.
Z dużymi nadziejami wiązało się za to odrodzenie Trójkąta Weimarskiego, choć nadzieje te zostały udaremnione przez wewnętrzne zawirowania w Niemczech i Francji. Biorąc pod uwagę brak funkcjonującego obecnie francusko-niemieckiego silnika UE, Polska mogłaby wypełnić tę lukę, ale Tusk stoi w obliczu krajowej opozycji i zbliżających się wyborów prezydenckich. Także rząd Polski w działaniach na forum UE jest więc ograniczony polityką wewnętrzną. Polska prezydencja w Radzie, rozpoczynająca się w styczniu 2025 r., stanowiłaby dobry moment na objęcie przez Polskę roli lidera w UE i kształtowania polityki UE na początku nowej kadencji unijnych instytucji".
„Jeżeli chodzi o to, co udało się osiągnąć na forum UE w ciągu tego roku, to uważam, że udało się nam wynegocjować bardzo dobrą tekę w nowej Komisji Europejskiej. Polska obejmie tekę komisarza budżetu, co da nam wpływ na wszystkie unijne polityki, ponieważ w przyszłym roku zaczyna się dyskusja o Wieloletnich Ramach Finansowych 2028-2034. Polska będzie w trudnej sytuacji w tych negocjacjach ze względu na wyższy poziom rozwoju i mniejszy apetyt bogatszych krajów na kontynuowanie szczodrej polityki spójności. Ale wysłaliśmy do Komisji dobrego kandydata. Piotr Serafin, wieloletni współpracownik Donalda Tuska w Radzie Europejskiej, świetnie zna mechanizm konstruowania budżetu i jest w ścisłej czołówce przyszłych komisarzy, jeśli chodzi o kompetencje.
Drugim sukcesem na arenie UE było bardzo szybkie odblokowanie unijnych środków dla Polski.
Przypomnijmy, że w okresie rządów PiS Polska, ze względu na uchwalenie niekonstytucyjnych zmian w sądownictwie, miała zablokowany dostęp zarówno do środków z funduszy spójności, jak i do środków z Funduszu Odbudowy. W sumie ok. 137 miliardów euro. Te środki udało się odblokować, ponieważ Komisja Europejska – w dużej mierze za sprawą osobistej pozycji w Brukseli Donalda Tuska i wiarygodności nowego ministra sprawiedliwości Adama Bodnara – uznała, że systemowe zagrożenie dla praworządności minęło i że rząd będzie krok po kroku przywracał zasady państwa prawa. Choć widzimy jak prawnie i politycznie jest to skomplikowany proces.
Pozytywnym sygnałem było też szybkie spotkanie w ramach formatu weimarskiego, między Polską, Francją a Niemcami. Niestety szybko okazało się, że na razie niewiele z tego wyniknęło, a Trójkąt Weimarski nie generuje nowych pomysłów dla Unii. Wynika to jednak bardziej ze słabości politycznej kanclerza Olafa Scholza i prezydenta Macrona niż ze słabości Polski.
To, co było problemem w ciągu tego roku, to kwestia stosunkowo mało słyszalnego głosu Polski w istotnych debatach na forum UE.
Czy to w związku z rozszerzeniem Unii, czy ze zmianami traktatów. Donald Tusk nie był i wciąż nie jest entuzjastą zmian traktatów. Politycznie jest to zrozumiałe, natomiast nie musi oznaczać, że nie powinniśmy zabierać głosu w sprawach przyszłości Unii. Jeśli nie podobają nam się istotne elementy takich regulacji jak pakt migracyjny, czy Zielony Ład, powinniśmy zaproponować alternatywy i sposoby ich wprowadzenia w życie.
Wyzwaniem jest też kwestia instytucjonalnej odpowiedzialności za politykę europejską. W tej chwili jest ona podzielona między Kancelarią Premiera z ministrem ds. europejskich Adamem Szłapką, a Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Widziałbym tu potrzebę gruntownej refleksji nad tym, czy za politykę europejską nie powinien odpowiadać jeden silny ośrodek.
To, co na forum UE rzuca się jeszcze w oczy to to, że choć sam premier Tusk ma dobre relacje z innymi liderami, jest szanowany i słuchany, to w większości skupia się na polityce krajowej. Polityka europejska nie jest dla niego priorytetem w tej chwili. Domyślam się, że Tusk uważa, że jeśli zacznie się bardziej angażować w sprawy europejskie, to doprowadzi do szybkiego zmniejszenia poparcia dla jego rządu i jego partii. Z tego chyba wynika ostrożność w zabieraniu głosu w ważnych debatach na forum UE”.
"Premierowi na pewno szybko udało się przywrócić zaufanie unijnych partnerów do polskiego rządu. Powiedzmy sobie jednak otwarcie, że dla polityka z tak dużym doświadczeniem europejskim jak Donald Tusk nie było to wyzwanie ponad siły. Zwłaszcza po ośmiu latach przeciągania liny między Komisją Europejską a rządami Zjednoczonej Prawicy.
Zadziałała zasada kontrastu, dzięki czemu rząd Tuska – jeszcze zanim powstał – zdobył wysoki kredyt zaufania w Unii Europejskiej.
Dowodem tego zaufania były pierwsze wypłaty w ramach KPO i to mimo niespełnienia warunków stawianych wcześniej przez KE poprzedniemu rządowi w zakresie przywracania praworządności. Na unijnych korytarzach odetchnięto z ulgą, że najgorsze relacje w 20-letniej historii Polski w UE należą do przeszłości. Ta błyskawiczna odbudowa reputacji międzynarodowej opierała się jednak na nie do końca prawdziwym wizerunku byłego szefa Rady Europejskiej, w który chcieli wierzyć zagraniczni politycy.
Dość szybko okazało się jednak, że nowy polski premier, wbrew przylepianej mu przez PiS łatce »popychadła Niemiec«, zamierza pokazać w Brukseli (czyli – wedle retoryki polskiej prawicy – w Berlinie), na czym polega asertywna polityka europejska. Już w exposé z 12 grudnia Donald Tusk zapewniał, iż nikt go »nie ogra w Unii Europejskiej«, a wcześniej, że nie zgodzi się na zmiany traktatów w kierunku popieranym przez Parlament Europejski, ponieważ to »brnięcie w bardzo naiwny entuzjazm integracyjny«.
W sobotę 12 października z kolei przypomniał – bo dla uważnego obserwatora żadna to nowość – że
o unijnej polityce migracyjnej i azylowej Tusk myśli zastanawiająco podobnie jak jego poprzednicy z PiS.
Co się zmieniło, to lepsze wyczucie chwili, posługiwanie się językiem zrozumiałym dla europejskich polityków, a zaraz jeszcze może się okazać, iż uda mu się przekonać innych w UE, by poszli w jego ślady".
„Czy zmiana władzy przełożyła się jakoś wyraźnie na zmianę pozycji Polski na forum UE? Moim zdaniem nie, dlatego że pozycja państwa w strukturach międzynarodowych zależy w dużo większym stopniu od uwarunkowań strukturalnych wynikających z potencjału ekonomicznego i potencjału militarnego, niż z uwarunkowań o charakterze politycznym. Zmiana władzy tych kwestii strukturalnych nie mogła zmienić. Polska nadal jest krajem, którego PKB stanowi około 4 proc. PKB całej Unii i ma to istotny wpływ na naszą pozycję wewnątrz wspólnoty.
Niewątpliwie Donald Tusk jest uważany za pewną nadzieję na skuteczną walkę z siłami prawicowymi czy alt-rightowymi w Europie.
Polska jest takim poligonem. Liderzy polityczni z państw Europy Zachodniej przyglądają się dzisiaj temu, jak rząd premiera Donalda Tuska odwojowuje państwo po okresie rządów partii skrajnie prawicowej, bo w ich rozumieniu Prawo i Sprawiedliwość jest taką partią. W tym sensie ta pozycja Tuska jest ważna i to, że Tusk był w stanie wezwać na spotkanie Trójkąta Weimarskiego kanclerza Niemiec i prezydenta Francji coś pokazuje, ale z drugiej strony, czy to się przekłada na jakieś konkrety? Nie powiedziałbym.
Jeżeli popatrzymy na wydarzenia ostatnich miesięcy, choćby na opublikowany na początku września raport Mario Draghiego, który ma być podstawą tworzenia polityki nowej Komisji Europejskiej, to wiemy, że do prac nad tym raportem nie zaproszono ani jednej osoby, nie tylko z naszego kraju, ale z całego naszego regionu. To pokazuje, że poza warstwą deklaratywną czy dyplomatyczną, w tych realnych procesach, Polska dalej nie odgrywa istotnej roli.
Jeśli chodzi o politykę zagraniczną rządu koalicji 15 października, to w dużej mierze jest ona polityką kontynuacji.
Jeśli spojrzeć na relacje polsko-amerykańskie czy polsko-ukraińskie, to Radosław Sikorski mógłby spokojnie być ministrem rządu Prawa i Sprawiedliwości. Tutaj nie widzę żadnej różnicy.
Wobec USA widać wyraźną koordynację między Ministerstwem Spraw Zagranicznych a Pałacem Prezydenckim. Polskie państwo próbuje bardzo odpowiedzialnie budować relacje zarówno z obozem Demokratów, jak i Republikanów. Radosław Sikorski z różnych powodów, także osobistych, ma lepsze relacje z Demokratami, ale jest też koordynacja na odcinku trumpowskim – tutaj mamy działania Andrzeja Dudy.
Także na froncie europejskim mamy do czynienia z polityką kontynuacji. To rząd Donalda Tuska zagłosował przeciwko Nature Restoration Law, czyli rozporządzeniu o odbudowie zasobów przyrodniczych. To rząd Donalda Tuska podjął decyzję o rozszerzeniu embarga na ukraińskie produkty wbrew decyzji Komisji Europejskiej. To rząd Donalda Tuska planuje zawieszenie polityki azylowej, czyli pewnego fundamentu polityki europejskiej, która jest częścią polityki wspólnotowej.
Gdyby to Jarosław Kaczyński prowadził taką politykę, byłby uważany za polityka antyeuropejskiego, który uderza w fundamenty Unii Europejskiej.
Gdy Donald Tusk robi dokładnie to samo, to ze względu na swoją pozycję polityczną, może liczyć na pewną taryfę ulgową. Natomiast co do esencji ta polityka jest polityką kontynuacji.
Jeśli chodzi o podejście do Ukrainy to na forum zewnętrznym, rząd stara się pokazywać, że Polska jest ambasadorem ukraińskich spraw, ale z drugiej strony staramy się stawiać swoje interesy na szali. Powiedziałbym nawet, że podobnie jak w przypadku relacji z Unią Europejską, rząd Donalda Tuska jest o wiele bardziej asertywny w relacjach z Kijowem niż rząd Zjednoczonej Prawicy. Przykładem Wołyń i wypowiedzi ministra Sikorskiego mówiące o tym, że sprawa Wołynia będzie ważnym tematem, od którego będzie uzależnione wsparcie ze strony Polski dla członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej. Relacje pomiędzy Kijowem i Warszawą są dzisiaj chłodne”.
„Kiedy Donald Tusk zdobył władzę, Berlin odetchnął z ulgą, że Polska znowu będzie rządzona przez siły proeuropejskie. Polska wzbudziła podziw jako kraj, który zdołał pokonać populistów i który w tej chwili staje na nogi po okresie trudnej degradacji demokratycznych standardów. W Berlinie spotkało się to z ogromną nadzieją i gotowością do odbudowy wzajemnych stosunków. Niezbędne było nowe otwarcie, ale nie doszło do niego w pełni. Odpowiedzialność za to w większości leży po stronie Niemiec.
Pewne kwestie, które były problematyczne między oboma krajami, pozostały takie, bo nie wynikały tylko ze stosunku Zjednoczonej Prawicy do Niemiec, lecz z obiektywnych okoliczności. Zarówno w Polsce, jak i w części niemieckiego społeczeństwa, żywe jest oczekiwanie, że Niemcy będą odgrywać większą rolę wobec wojny w Ukrainie. Zarówno w kwestii zaangażowania we wspólne europejskie wysiłki obronne, samego wspierania Ukrainy, jak i przemiany polityki wobec Rosji.
Tymczasem postępowanie Niemiec budzi frustracje.
Niemieckie »Zeitenwende« dzieje się powoli i odnosi się wrażenie, że Berlin wszystko opóźnia i ze wszystkim zwleka. Niemcy nie zajmują w tej chwili konstruktywnego stanowiska na forum UE względem wspólnych inicjatyw obronnych. Propozycja Polski i Grecji dotycząca wspólnego finansowania inwestycji obronnych na wschodzie Europy nie spotkała się w Niemczech z zainteresowaniem. Strona polska pozostaje więc z wrażeniem, że Niemcy robią za mało, nie inwestują we wspólne bezpieczeństwo i nie są wystarczająco zaangażowani w relacje. Wynika to przede wszystkim z tego, jak bardzo podzielona jest w tej chwili niemiecka koalicja oraz jak bardzo niechętna jest zwiększaniu wydatków, w tym wspólnemu europejskiemu zadłużaniu się celem finansowania wydatków obronnych.
Ten kryzys przekłada się też na poziom funkcjonowania Trójkąta Weimarskiego, z którym wiązano duże nadzieje. Trójkąt Weimarski, który mógł się stać hubem wspólnych inicjatyw obronnych, ze względu na trudną sytuację polityczną Berlina i Paryża, nie pełni takiej roli. Myślę, że to wielka szkoda i wielka strata, bo w obliczu tak dynamicznie zmieniającego się otoczenia i kryzysu bezpieczeństwa, te wspólne inicjatywy są absolutnie kluczowe. Zwłaszcza że czekają nas wybory w USA. Państwa UE powinny robić wszystko, by jak najgłębiej ze sobą współpracować. Pomiędzy Polską i Niemcami wciąż istnieje ogromny potencjał niewykorzystanych szans".
"Zmiana w postrzeganiu i pozycji Polski na forum UE rozpoczęła się już chwilę przed zeszłorocznymi wyborami do parlamentu, choć była to zmiana podyktowana okolicznościami, a nie wynikiem strategii ówczesnego rządu. Mówię tu o reakcji polskiego społeczeństwa na wojnę w Ukrainie i polityce otwartych drzwi wobec uchodźców, która zrobiła ogromne wrażenie na naszych europejskich partnerach.
Na postrzeganie Polski na forum UE miała też wpływ już wcześniejsza decyzja o zwiększeniu wydatków na obronność, podjętą jeszcze przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Rząd Donalda Tuska podtrzymał ten kierunek, stawiając w polityce rządu przede wszystkim na bezpieczeństwo w każdym możliwym wymiarze. Zarówno zbrojeń, jak i zwiększania szans polskiej dyplomacji.
Wybory październikowe same w sobie były za to wyrazem wielkiego zwrotu polskiego społeczeństwa z powrotem ku Europie. To zostało bardzo wyraźnie dostrzeżone na forum UE.
Jednocześnie na skutek pewnych okoliczności zewnętrznych, a dokładnie relatywnie słabej pozycji Francji i Niemiec, Polska zyskała czasowo status lidera na forum UE, co jest wręcz swego rodzaju problemem. Chwilowo na arenie europejskiej nie ma równie silnego i wyraźnie określonego w swoim kierunku państwa, które miałoby tak scementowane przywództwo i strategię działania.
Nie ma więc z kim rozmawiać o ważnych, strategicznych sprawach i układać się w sprawie przyszłości Europy.
O tym, że Polska ma obecnie ważny głos na forum UE, świadczy m.in. dość niezauważony na forum krajowym fakt dokonania pod wpływem Polski modyfikacji Agendy Strategicznej Unii Europejskiej, czyli pięcioletnich priorytetów dla nowej Komisji Europejskiej. Zasadniczym punktem tej strategii uczyniono kwestię bezpieczeństwa gospodarczego – to się nie zmieniło. Jednak wyraźną zmianą w tej strategii, która miała miejsce po wyborach w Polsce, było ustanowienie dwóch dodatkowych filarów: bezpieczeństwa rozumianego jako obronność – w tym obrona granic – oraz obrona wolności obywatelskich, poprzez ograniczenie dezinformacji w Europie.
Dziś na forum UE mamy do czynienia z pewną zmianą paradygmatu integracji europejskiej. To już nie jest projekt oparty jedynie o dobrobyt czasów pokoju.
Kluczową osią integracji europejskiej jest dziś potrzeba wiarygodnego odstraszania potencjalnych agresorów, m.in. poprzez integrację wysiłków obronnych – zarówno współpracę przemysłów obronnych, jak i w dalszej perspektywie koordynację wojskową.
Natomiast jeśli chodzi o to, czy Polska stała się eksporterem praworządności i czy jej głos w tych kwestiach jest jakoś szczególnie słyszalny na forum UE, to myślę, że nie do końca się tak stało. Rządowi nie udało się jeszcze w pełni zrealizować obietnic wyborczych w tej kwestii na forum krajowym. Także na forum europejskim nie napiera na Węgry w takim stopniu, jakiego można było się spodziewać.
W polityce europejskiej Donaldowi Tuskowi przyświeca przede wszystkim zasada skuteczności.
W przypadku Węgier wydaje się, że miecz wiszący w powietrzu – mam tu na myśli groźbę zastosowania sankcji z artykułu 7., czyli możliwości zawieszenia wobec Węgier części praw członka UE – jest skuteczniejszy, niż miecz, który opadł. Tak długo, jak będzie się udawało Orbána zmuszać, by nie blokował i nie sabotował ważnych inicjatyw UE, nie będzie wśród państw członkowskich woli do zastosowania tego ostatecznego rozwiązania".
Świat
Władza
Donald Tusk
Koalicja Obywatelska
Unia Europejska
Europejska Partia Ludowa
Piotr Serafin
polityka europejska
polityka zagraniczna
praworządność
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze